Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Przypomnienie przez Leonie nazwiska, takiego samego, jakie przecież nosiła Joy, zupełnie strąciło młodszą blondynkę z pantałyku. Teraz już nie wiedziała, czy Leo faktycznie tylko udaje, że się nie znają, czy może zwyczajnie jej nie poznała. Może to tylko nieporozumienie? Roześmiała się i potrząsnęła głową.
- Och, przecież wiem, jak masz na nazwisko, głuptasie - spojrzała czule na Leo. - Jestem Joy, pamiętasz? Joanne. Od wujka Steve'a - wzruszyła ramionami. Oczywiście, dziś nikt nie mówił do niej pełnym imieniem, ale może kiedy się ostatnio widziały, to ktoś z dorosłych jeszcze miał takie dziwne zapędy. Liczyła, że odświeżenie pamięci zwyczajnie pomoże i zaraz coś zaskoczy w głowie Leonie. Oczywiście, że z wdzięcznością przyjęła pochwały na temat wypieków, za które w ostatnim czasie to ona była w większości odpowiedzialna (na miejsce swojego pomocnika też musiała kogoś znaleźć, ale to już nie było takie proste, jak człowiek do stania za kasą). Nic jednak na ten temat nie odpowiedziała, bo przez swoje roztargnienie spowodowane rodzinnymi wspominkami nabiła coś źle na kasie, przez co ta wydała dziwny, głośny pisk. - Och, nie... - jęknęła, skupiając wzrok na maszynie i już teraz poświęcając się jej całkowicie, by w kilkanaście sekund skończyć, co miała do skończenia. Podała cenę i spytała o fakturę. Tak naprawdę, to miałą ochotę zaprosić Leo na kawę, najlepiej jeszcze z małą Tessie. Rozumiała, że może po latach nie tak łatwo się otworzyć przez praktycznie obcą osobą, ale przecież były rodziną. Joy nie rozumiała, co niby miałoby stać im na przeszkodzie.

leonie turner
christmas time
Joy
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Wiem, ale.. Może myślałaś, że zmieniłam po ślubie, nieważne... - Leonie wzruszyła ramionami zupełnie zagubiona, skonsternowana i nieco zawstydzona. Nie miała na celu nikogo rozmieszać, ani tym bardziej przywoływać podczas tego spotkania rodzinnych powiązań - jej i Joy. Leo doskonale zdawała sobie sprawę, że już od najmłodszych lat, blondynka preferowała krótszą wersję i to raczej tej używała, nieco po złości dorosłym, ale dość konsekwentnie. Zapewne nie zaskoczyłoby więc teraz Turner to, że mało kto pamiętał te pełne. Zresztą też na plakietce widniało nic innego jak właśnie - Joy. Niemniej, Leonie pamiętała. To jak pilnowała małej Joy, to jak tamta prosiła o zabawę, kiedy dorastająca Leo nie do końca miała na to ochotę i czasem kuzynkę zwyczajnie zbywała wraz ze starszymi braćmi dziewczyny, by zająć się bardziej "dorosłymi" sprawami. A później wszystko się rozmyło. Leo nie pojawiała się w domu wujka Steva, a i pani Turner nie zaprszała ich do siebie po odejściu męża. Taka kolej rzeczy. A nienawiść Leonie rozlała się nieco bardziej niż powinna. I trwała latami... W końcu na ślub nie zaprosiła nikogo z rodziny ojca. Nikogo. I dopiero teraz, kiedy małżeństwo blondynki właściwie było przeszłością, po raz pierwszy poczuła się z tym źle. Popełniła wiele błędów. To drastyczne odcięcie się od części swojego pochodzenia należało do tej licznej kolekcji, ale chyba Leo mimo wszystko wciąż nie była gotowa, by się do tego ot tak przyznać. Nie teraz, nie tu. Jedynie uciec, to jak zawsze to, czego pragnęła. Mieć niewygodną konfrontację za sobą, jak najszybciej.
Niespodziewany dźwięk z kasy zaniepokoił starszą Turner, że to spotkanie przeciągnie się jeszcze bardziej. Na szczęście młodsza z nich była już prawdziwą ekspertką, jeśli chodzi o obsługę tej maszyny i dość szybko wyszła z tej drobnej opresji. Podała cenę, Leonie stwierdziła, że wystarczy paragon. Wyjęła kartę, przybliżyła do terminala i to właściwie wszystko... -Nie potrzebuję potwierdzenia, wystarczy paragon - mruknęła, chowając kartę do portfela i była gotowa do ucieczki. -To dzięki raz jeszcze, pa - dodała, chowając przedmiot w torbie i skierowała się do wyjścia. Nic tu więcej po niej. Pora uciekać, nim mogłoby się stać, zbyt niezręcznie. Choć czy nie było tak od początku?

Joy Turner
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Cukiernik — Le Coin De Paradis
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
'Cause they're just girls breaking hearts; eyes bright, uptight, just girls
Jasne, Leo mogła zmienić nazwisko po ślubie, ale od tego wydarzenia minęło już sporo czasu. Taka informacja zapewne byłaby przydatna rok po nim, ale po tylu latach? Leonie chyba nie doceniała tego, jak szybko rozchodzą się rodzinne ploteczki. To nie tak, że wymazując kawał rodziny, nagle zniknęła z życia i pamięci ich wszystkich. Ktoś ją widział na mieście, ktoś inny gadał z jej mamą, i tak to się wszystko roznosiło. I o ile Joy nie była fanką plotkowania, to jakieś informacje też do niej docierały i zazwyczaj nie mogła nic na to poradzić.
Nie chciała robić kuzynce żadnych wyrzutów, chociaż nie rozumiała sytuacji i było jej przykro, że jest traktowana w taki sposób. Nie zrobiła przecież nikomu nic złego, no chyba, że o tym nie wiedziała. Tym milej byłoby, gdyby ją poinformowano, może nie mogłaby naprawić win z przeszłości, ale chociaż przeprosić. I przynajmniej mieć świadomość. Wyjaśnić temat. Tego by chciała. Nie była jednak osobą, która na siłę się innym narzucała. Skoro Leo nie była zainteresowana, kontaktem, to Joy nie będzie za nią łazić czy nachodzić jej w domu. Nic dobrego by z tego nie wyszło, a tylko zjadło nerwy jednej i drugiej.
Przyjęła płatność, wydała paragon i z niezręcznym, i wcale nie wesołym uśmiechem spojrzała na Leonie.
- To zapraszam ponownie - wzruszyła ramionami, już nawet nie siląc się na to, by zachęcić blondynkę do korzystania z jej usług. Skoro Leo nie była skłonna do nawiązania rozmowy, to Joy też już nie miała nic więcej do powiedzenia. Co więcej, nie miała także okazji, bo do cukierni weszła starsza pani i ustawiła się w kolejce - cała prywatność rozmowy zniknęła. Leo nie zostało nic innego, jak wyjść, kiedy Joy zaczęła zajmować się kolejną klientką. Pewnie starszej Turner spadł kamień z serca, że wymigała się od dalszej, być może niezręcznej rozmowy... Za to Joy nieco popsuł się humor i musiała wysilić się, by obsłużyć panią z choć trochę pozytywną energią.

leonie turner

/zt x2
christmas time
Joy
brak multikont
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#17

Zbliżało się popołudnie. Całkiem pogodne, ale na pewno nie była to plażowa pogoda, której jeszcze kilka tygodni wszyscy mieli dość. Nina totalnie to rozumiała, bo czasem słońce i upał dawały się we znaki, ale ona to totalnie lubiła i teraz brakowało jej słońca, aż chciała wręcz narzekać na niedobór witaminy D, co w Australii chyba się nikomu nie zdarza, chyba że mieszka całe życie w szałasie.
Co prawda Nina wiele ostatnio nie wychodziła, zwłaszcza bez celu, czy aby zrobić coś, na co ma ochotę, więc nie mogła powiedzieć, że te deszcze i wichury jakkolwiek ją dotyczyły osobiście, to i tak marudziła na to. Bo ona na wiele tematów wiele marudziła w ostatnim czasie. Potrafiła to w sobie zauważyć, ale też dawała sobie rozgrzeszenie, więc dla niej temat nie istniał. Nie był on problemem, bo była gotowa, wręcz czekała aż jej się to odmieni. Na dobry początek postanowiła zrobić to, co bardzo lubi, a co niedawny wypadek bardzo jej utrudniał. Odkąd wróciła na rekonwalescencję do rodziców, właściwie w kuchni bywała tylko wtedy, gdy odbierała jakiś posiłek, lub rozmawiała z mamą. A ona naprawdę lubiła gotować, mieszać w garnkach, bawić się smakami, zapachami i także kolorami i teksturą dań. Rano była na rehabilitacji, by ta jej nieszczęsna ręka zaczęła działać jak dawniej, a po południu mogła już zająć się tym, co chciała. Miała pomysł, aby zrobić różnorodne kanapki, więc wybrała się do jednej z kilku dobrych piekarni w mieście. Możliwe że w przeszłości sama by próbowała upiec jakieś pieczywo, lecz obecnie musiała dać sobie z tym spokój. Stanęła w kolejce za mężczyzną z wózkiem, nie robiąc żadnego problemu z tym, że zajmował sporo miejsca, że dziecko w środku trochę marudziło. Jej było jeszcze daleko do tego, by instynkt macierzyński się włączał, ale musiała przyznać, że pucułowata dziewczynka wyglądała uroczo, tylko te łzy w jej oczkach.... Jako, w związku z tym, jak wózek stał i dziecko ją widziało, Peterson się uśmiechnęła i zamachała do niej, ale wiele to nie dało. No trudno, zaklinaczką dzieci nie była, bo z maluchami żadnego doświadczenia nie miała. To jeszcze nie był ten moment, aby jej znajomi zaczęli zakładać rodziny.
W końcu podeszła bliżej kasy, ale wciąż przed nią stało kilka osób - nic dziwnego, wyroby tutaj były naprawdę dobre, więc zawsze było wielu chętnych, aby coś kupić. Przesuwając się do przodu zauważyła, że na podłodze leży niewielka grzechotka, więc bez chwili zawahania zwróciła się do mężczyzny stojącego przed nią. -Przepraszam, to chyba wasze-powiedziała, gdy ten po delikatnym dotknięciu w ramię spojrzał na nią. Oczywiście mogła się pomylić, mogła zabawka leżeć już dłużej, ale nie oszukujmy się, nie było to wcale aż tak prawdopodobne.


Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
008.

be kind
{outfit}
Rozmowa o instynkcie rodzicielskim zdecydowanie nie była czymś, w co mógłby zaangażować się Graham. Choć jeszcze niedawno jego życie było względnie poukładane – miał przecież przy sobie osobę, z którą chciał tego wszystkiego doświadczyć, to jednak nigdy wraz z żoną nie dobrnęli momentu, w którym mogliby powiedzieć, że tak, był to już moment na powiększenie rodziny. W pierwszej kolejności chcieli poświęcić się pracy, choć jeżeli miał być szczery, gdyby tylko jego małżonka oznajmiła, że była to już najwyższa pora, by zatrzymać się w Lorne Bay na stałe i ze spokojem przejść przez resztę życia, nie oponowałby. Od razu by się do tego dostosował, od dwóch lat będąc jednak zmuszonym do tego, aby stawić czoła myśli, że nigdy się to nie stanie. Jego żona nie żyła, ponieważ zginęła przez poświęcenie się pomocy innym. Zginęła w miejscu, które szczerze kochała, a on cholernie za nią tęsknił. Od tamtej pory miał też świadomość tego, że poukładanie sobie życia na nowo nie miało przyjść mu łatwo, a już na pewno nie miał w najbliższym czasie doczekać się dzieci. Pod tym względem los bywa przewrotny, prawda?
Minęły już prawie dwa miesiące, odkąd zajmował się córką zmarłych przyjaciół, a jednak nadal nie czuł się w tym jak ryba w wodzie. Z Sally cały czas uczyli się siebie nawzajem, choć z ich dwójki to chyba on był tym mniej pojętnym. Notorycznie na jego drodze pojawiały się problemy, którym on nie potrafił sprostać i podobnie było zresztą dzisiaj, kiedy odwiedzili tę niewielką piekarnię w nadziei, że słodka przekąska ukoi dziecięce nerwy i powstrzyma dziewczynkę od dalszego płaczu. Stojąc w kolejce, Graham poświęcał jej swoją uwagę, a jednak umknęło mu to, że coś wysmyknęło się z wózka. Nie spodziewał się zatem tego, że zostanie zaczepiony, a jednak kiedy do tego doszło, przeniósł uwagę na stojącą za nim blondynkę. - Nie było przy tym jeszcze smoczka? - zażartował, doskonale wiedząc, że ten pozostawili w domu. I prawdopodobnie właśnie to było jego błędem, ponieważ przez to Sally nie była w stanie przestać płakać. - Dziękuję. Sally ma ostatnio dziwną tendencję do wyrzucania wszystkiego gdzie popadnie - skwitował, choć w zasadzie co ją to interesowało? Gdyby zamienili się miejscami, sam raczej nie byłby skory do tego, aby słuchać informacji o obcym dziecku – może jednak nie wszyscy podchodzili do tego w ten sposób?

Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nina była jeszcze zdecydowanie za młoda na to, aby myśleć o dzieciach, ustatkowaniu się, sadzeniu drzew i tak dalej. A może tylko się jej wydawało z tego względu, że była singielką? Mogłaby zrobić odliczankę, niczym Rachel Green w odcinku o jej trzydziestych urodzinach, ile czasu potrzebuje, aby zostać matką. Prawda była taka, że faktycznie, od momentu poznania kogokolwiek, do momentu aż będzie gotowa zostać matką było wiele kroków, etapów znajomości, dorastania. Potrzebowała znaleźć odpowiedniego kandydata. Pewnie minęłoby z półtora roku, może dwa lata aż doszłoby do zaręczyn, potem pewnie rok, może półtora, w zależności od tego kiedy by zgodziła się zostać żoną tego wybranka, a potem też co najmniej pół roku, aby zacząć się starać o dziecko. Pi razy oko, miałby około trzydziestu lat, a to było lata świetlne przed nią. Osobom takim jak ona raczej nie zdarzały się wpadki, nie było jakiś skrótów typu "dziecko przed ślubem", bo nie wypadało. Nina jako kobieta, marzyła o pięknym ślubie, niekoniecznie wielkim, ale aby wszystko było po kolei. Choć jak będzie tak wybrzydzać jak teraz, to prędzej kupi kota, aby uzupełnił jej image starej panny, a nie suknie ślubną.
Dwa miesiące to jest nic. Nie każdy odnajduje się w jakichkolwiek zmianach, zwłaszcza tak wielkich. Peterson nie znała się na dzieciach, bo skąd? W jej rodzinie nie zajmuje się młodszymi kuzynami, czy nie dorabia się siedząc z dziećmi sąsiadów. Od tego są nianie, korepetytorzy czy nawet guwernantki. Jakby ktoś jej podrzucił dziecko, mimo że o nich blondynka marzyła, to na pewno nie potrafiłaby się pozbierać.
-Smoczka nie widziałam, ale obawiam się, że zaraz coś jeszcze będzie można zbierać z podłogi-uśmiechnęła się delikatnie mężczyzny, wskazując na to, co jego podopieczna trzyma coś w małej, pulchnej łapce, która zwisa poza wózek. -Absolutnie się na dzieciach nie znam, więc nie będę zgrywać ekspertki, że to normalne. -powiedziała na początek. Nina, być może jako kobieta, być może jako osoba o takim, a nie innym charakterze, nie miała nic przeciwko temu, aby wymienić parę słów o maluszku, który może i marudził w tym momencie, ale generalnie był uroczy. W tym momencie przynajmniej. -Ale na pewno fajnie się patrzy na coś, co leci a potem spada-zauważyła. W końcu wiedziała, że maluchy lubią patrzeć na pociągi, samochody, czy nawet samoloty, albo inne przemieszczające się rzeczy. Tylko że wszystkie grzechotki, zabawki i smoczki nie wracają z powrotem do ręki i to właśnie może być powodem płaczu.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Graham również daleki był doczekania własnego potomstwa, ale to raczej dlatego, że dwa lata temu stracił jedyną kobietę, na jakiej naprawdę mu zależało. Jego żona była jedyną osobą, z którą umiał wyobrazić sobie taką przyszłość, choć warto nadmienić, że ich wspólne plany nie sięgały jeszcze tak daleko. Chcieli dać sobie szansę na spełnienie własnych marzeń - wyciągnięcie jak najwięcej z kariery, w której oboje jeszcze się realizowali. Wydawało im się wówczas, że robili coś dla świata, a przy okazji także dla siebie, a dopiero później okazało się, że wyłącznie mieli na tym stracić. Obecnie Graham nie myślał więc już o tym, że mógłby jeszcze się dzieci doczekać. Wydawało mu się to szalenie nierealne, a wszystko przez to, że nadal nie pogodził się w pełni ze śmiercią żony. Nie przypuszczał też, że nagle spadnie na niego opieka nad tym szkrabem, z którym był tu dzisiaj, ale, jak widać, życie lubi zaskakiwać nas w wielu kwestiach. W jego przypadku przeważały te nieprzyjemne, ale może kiedyś nauczy się dostrzegać w tym coś więcej? No bo właśnie, może to ta mała istotka miała stać się jego promyczkiem nadziei? Może spojrzałby na to w ten sposób, gdyby nie fakt, że zajmowanie się nią obecnie przysparzało mu tak wielu trudności, z którymi on nie potrafił sobie poradzić. Pogodzenie się z tym wymagało od niego wprawy.
Mógł teraz załamywać się i może gdyby nadal były to jego pierwsze dni w roli rodzica zastępczego, tak właśnie by zrobił. Obecnie przywykł już jednak do pewnych niedogodności związanych z opieką nad tak małym dzieckiem, dlatego teraz uśmiechnął się już tylko łagodnie. Nadal żałował, że nie zabrali ze sobą tego nieszczęsnego smoczka, ponieważ najpewniej ułatwiłby on życie nie tylko Flanaganowi, ale także i ludziom, którzy razem z nim czekali w tej kolejce. - No tak, to musi być szalenie fascynujące - skwitował z przekąsem, a jednak na jego ustach wymalował się łagodny uśmiech. Dobrze było mieć świadomość, że nie miał do czynienia z kimś, kto już na starcie zacząłby go pouczać, bo chociaż nie znał się na rzeczy i zdecydowanie potrzebował rad, nie potrzebował mówienia mu, jak koszmarnie wszystko robił. To nigdy nie było podbudowujące. - Myślę, że w ramach podziękowania możemy odwdzięczyć się drożdżówką. Sally poleca szczególnie te z konfiturą malinową, chociaż ja skłaniałbym się raczej ku tej z adwokatem - zaoferował, jednocześnie przedstawiając jej dwie opcje, z których mogła, ale wcale nie musiała skorzystać. Podobnie zresztą jak z całej jego oferty - podniesienie grzechotki do niczego jej przecież nie zobowiązywało.

Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na pewno brak odpowiedniego partnera czy partnerki to był jeden z głównych powodów, dlaczego ludzie nie mieli potomków. Był to taki argument, któremu trudno odmówić, bo wiadomo, ślub nie był potrzebny do tego, aby spłodzić dziecko, ba, nie trzeba było mieć żadnego stałego partnera, ale mówimy tutaj o przemyślanej i zaplanowanej decyzji. Nina osobiście uważała, że kto wie, może jakby faktycznie była z kimś od lat związana, to może powoli zaczynałaby myśleć o macierzyństwie. W końcu w swoim wieku 24 lat mogłaby mieć już jakieś 8 lat stażu w związku, jeśli jej związek zacząłby się w liceum, mogła być już dawno zaręczona i myśleć o ślubie. U kogoś takiego jak ona właśnie to było ważniejsze, choć zakończenie kształcenia też było dla niej ważne. Ona jednak się nie podłamywała, była tak naprawdę młoda, jeszcze miała czas poznać swojego księcia z bajki i założy wymarzoną rodzinę. Gdyby jednak ktoś jej teraz, nagle, z dnia na dzień kazał się opiekować dzieckiem, ba wychowywać je przez następne lata, a nie tylko kilka godzin, byłaby spanikowana do granic możliwości. Pewnie jej reakcja byłaby podobna do tego, jak musiał się Graham czuć w momencie, kiedy ta mała istotka pojawiła się w jego życiu na dłużej. To znaczyć mogło tylko jedno: było to totalnie normalne.
Człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić, ale jakim kosztem... Nina powinna w tym momencie być idealnym przykładem tego, że nawet to, co jest niewygodne i niekomfortowe może być zrozumiane i wytłumaczone. Jednak nie było to dla niej tak proste, bo choć rozumiała zmartwienia rodziców i ich chęci ułatwiania jej wszystkiego i strachu o nią, tak jednak nie była do końca w stanie tego zdzierżyć. Dlatego też mocno cierpiała będąc z powrotem pod pieczą rodziców i tracąc swoją swobodę i samodzielność.
Może dało się zrobić coś więcej, ale idealny świat, ani człowiek nie istnieje - nawet dziecko musiało to zrozumieć, zwłaszcza, że było pewne, że ktoś będzie stawać niemal na głowie, aby mu to jakoś wynagrodzić. A to nie była wcale taka zła sprawa, bo kto nie lubił być rozpieszczany, lub gdy ktoś wokół ciebie skacze!
-Sally to ta mała ślicznotka?-zapytała, z nutką ciekawości. Było to ładne imię, zdecydowanie pasowało do dziewczynki. -Dziękuje, choć uważam, że to podniesienie zabawki to zdecydowanie za mało, aby zasłużyć sobie na drożdżówkę-powiedziała niepewnie. Jednak nie zamierzała protestować.-Jeśli jednak wymieniamy się poleceniami, to osobiście mogę polecić te zakrętaski z kremem limonkowym- to był zupełnie inny rodzaj wypieków niż wspomniana drożdżówka, ale Nina miała zdecydowanie swoje ulubione wyroby z tego miejsca. Nawet te wytrawne, w końcu przyszła tutaj po pieczywo, nie słodkie wyroby. -No ale skoro nalegasz, a właściwie oboje nalegacie, to skuszę się jednak na malinową - Sally wygląda na taką, co zna się nieźle na słodkościach. Sama jest taka urocza, do schrupania.-zauważyła. Cóż, chyba była osobą, której na widok dziecka włącza się instynkt macierzyński i zachwyca się każdym maluchem...

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nigdy nie miał żadnych, dalekosiężnych planów względem swojego życia osobistego. Przyjmował je takim, jakie oferowało mu życie, nie należąc do grona tych osób, które we wczesno dorosłym życiu rozpoczynały pogoń za szczęściem. Nie czuł presji w kwestii ustatkowania się i prawdopodobnie nie zmieniłby tego, gdyby na jego drodze nie stanęła kobieta, dla której całkowicie stracił głowę. Bo owszem, jego żona całkowicie zawładnęła jego światem, tym samym zmuszając go do tego, aby porzucił kawalerskie życie. Nie nakładała na nim żadnej presji, zamiast tego podobnie do niego żyjąc z dnia na dzień. W jego oczach była chodzącym ideałem, dlatego zapragnął zatrzymać ją przy sobie na dłużej i wierzył, że właśnie to udało mu się osiągnąć, kiedy zdecydowała się zostać jego żoną. Cała reszta miała już przyjść naturalnie - mieli wspólnie i w pełni świadomie podjąć decyzję o staraniu się o dziecko, ale jak wcześniej zostało wspomniane, do tego momentu nie dobrnęli. Ich wspólne życie zakończyło się wcześniej, zdaniem Grahama zdecydowanie zbyt wcześnie, przez co ona nie mogła towarzyszyć mu w tej ciężkiej przeprawie. Żałował tego przeogromnie, ponieważ wierzył, że byłaby świetną matką. Na pewno byłaby lepszym rodzicem od niego, ale czy to tak właściwie było jakieś osiągnięcie?
Skinął lekko głową, w ten sposób udzielając jej twierdzącej odpowiedzi. Myślami mimowolnie wrócił do chwil, kiedy to jego przyjaciele toczyli bój o to, jak nazwać swoje potomstwo. Pamiętał, jak długo Cedric sprzeczał się ze swoją żoną, upierając się przy tym, że Sally nie była właściwym wyborem, a jednak Monica i tak ostatecznie postawiła na swoim. Kochał ją tak mocno, że zgodziłby się na wszystko.
Czy rzeczywiście wyrwał się ze swoją propozycją? Czy narzucał jej się sugerując, że mogliby postawić jej tę drobną przekąskę? Nie wydawało mu się, ale warto jednocześnie nadmienić, że nie był ostatnio ekspertem od relacji międzyludzkich, więc na jego osądach może nie warto się opierać? Nie miał pojęcia. - Zacznijmy od tego, że uchroniłaś mnie przed wysłuchiwaniem godzinnej histerii, więc… Wydaje mi się, że zasłużyłaś sobie na drożdżówkę. Ba, zasłużyłaś sobie pewnie na więcej niż drożdżówkę, ale aktualnie mam przy sobie tylko drobne - przyznał, a jego usta wykrzywiły się w łagodnym uśmiechu. Jeśli obawiała się tego, że będzie zmuszona spędzić z nimi czas w ramach zadośćuczynienia, nie musiała się tym martwić. Graham nie planował jej tu zatrzymywać, a tym prostym gestem chciał jedynie podziękować jej za to, że nie była ani jedną z tych obojętnych osób, ani jedną z tych wybitnie narzekających. Nie miała nawet pojęcia, jak ciężko w dzisiejszych czasach na kogoś takiego trafić. - Nawet nie masz pojęcia. Gdyby mogła, jadłaby same łakocie - oznajmił, a korzystając z tego, że już chwilę po tym nadeszła jego kolej na zrobienie zakupów, wybrał odpowiednie opcje, zapłacił za nie, a później jedną z drożdżówek przekazał blondynce. - Mamy nadzieję, że będzie ci smakowała, bo Sally raczej nie przyjmuje reklamacji - oznajmił, znów posyłając jej uśmiech. Jak na kogoś, kto bezustannie nosił w tyłku kołek, poczuł się przy niej zadziwiająco swobodnie.

Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Takie podejście do życia na pewno miało wiele plusów. Nie było żadnej presji, a ta wywierana przez samego siebie jest najgorsza. Nie ma kolejnych punktów do odhaczenia, umiejscowionych gdzieś w czasie, gdzie jeden poślizg powoduje dalsze komplikacje. Było to rozsądne, lecz nie każdy był w stanie tak na spokojnie, z zimną głową podchodzić do życia, do tego, co tak naprawdę jest ważne i potrafi kształtować wszystko. Nina zdecydowanie nie należała do takich osób. Ona chciałaby już mieć to za sobą. Niekoniecznie być już po ślubie i zastanawiać się nad budową domu, doborem płytek do łazienki i koloru ścian do pokoju dziecięcego, ale mieć jakieś wizje na to. W tym momencie była jednak singielką i choć widziała pozytywy w tym stylu życia, to jednak wciąż czekała na to, aż pozna swojego księcia na białym koniu. Jeszcze nie było to dla niej najważniejszą rzeczą w życiu, jednak powoli stawała się dość zniecierpliwiona.
Sally było bardzo ładnym imieniem! Dziewczęcym, takim dość tradycyjnym, ale nie przesadnie popularnym jak Marie, Ella czy inna Ashley. Nic dziwnego, że mama dziewczynki była dość zdesperowana, aby postawić na swoim z tą decyzją. Dziecko nie powinno być kiedykolwiek mieć do niej o to pretensje, o czym pewne osoby, o bardzo udziwnionych imionach mogą czasem się boczyć.
Okej, okej. Propozycja drożdżówki, czy jakiegoś innego drobnego poczęstunku to w gruncie rzeczy nie było niczym wielkim, ani zobowiązującym, to prawda. Jednak w dzisiejszym świecie proponowanie czegokolwiek drugiej osobie z dobrego serca, zwłaszcza nieznajomej osobie za drobną przysługę było czymś niecodziennym, choć jak najbardziej miłym.-No dobrze, nie będę protestować. -zgodziła się w pewnym momencie. Poniekąd uważała, może mylnie, że pierwotna odmowa była jakby oczekiwaną odpowiedzią, ale skoro mężczyzna nalegał, to należy się zgodzić. Więc Nina, jako osoba, która spędziła wiele godzin na nauce etykiety i zachowania (choć raczej w sytuacjach innych, niż przypadkowe spotkanie w piekarni), zdecydowanie nie chciała zachowywać się niegrzecznie. -Sally wydaje się być charakterna w takim razie. To dobrze, że potrafi pokazać, co chce. Może nie dla Ciebie jako opiekuna, ale to jest cecha, która jej wiele dobrego w życiu przyniesie-zaśmiała się. Ona, Petersonówna, tego nie potrafiła, więc można było uznać, że wie co mówi. -Kto z nas by tak nie robił? Choć dla każdego co innego było interesujące-zaśmiała się. Jednym największą przyjemność sprawiała czekolada, innym mięsne potrawy - w każdym razie, niemal każdy mógłby jeść tylko to, co się lubi. A dzieci wręcz przepadały za słodkościami i cukrem. Tak się wydawało Ninie, bo oczywiście, doświadczenia z maluchami nie miała żadnego.
-Jestem pewna, że nie będzie takiej potrzeby. Osobiście jest to moja ulubiona piekarnia czy tam cukiernia w okolicy. Mieszkam tu niedaleko i często tu bywam. A Wy? też macie tutaj blisko?-zapytała, chowając swoje zakupy do torby i odbierając swoją drożdżówkę. Mimo że pytanie zadawała Grahamowi, to jednak jej wzrok był skupiony na dziewczynce.

Graham Flanagan
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Graham nie miał pojęcia jak działał obecnie świat. Przez długi czas był z niego wyrwany, większość swojego czasu spędzając w jego najodleglejszych zakątkach, które pochłonięte były wojną. Wydawać by się zatem mogło, że niewiele wiedział o dobroci, a jednak udając się tam, zawsze ją zauważał. Była jedną z tych rzeczy, które przyciągnęły go do jego żony, ponieważ ta dosłownie nią emanowała. I może właśnie dlatego oraz przez to, jak wiele niedobrych rzeczy zobaczył w swoim życiu, teraz chciał zrekompensować sobie to tymi dobrymi? Zatem tak, nie miał tego pożałować, nawet jeżeli komuś mogło wydawać się to nietypowe.
Westchnął ciężko i posłał kobiecie wymowne spojrzenie. Wiedział, że charakterek Sally nie wynikał z jej prawdziwego usposobienia, a z wszelkich tych niedogodności, z którymi wiązało się bycie dzieckiem. Nie była samodzielna i ze wszystkim potrzebowała jego pomocy, a jedyny sposób, w jaki mogła sobie to zagwarantować to płacz. On musiał się z nim borykać, ale był skłonny to znosić, bo przecież chciał dla tego dzieciaka jak najlepiej. I też cholernie jej współczuł, ponieważ straciła rodziców jeszcze zanim byłaby w stanie ich zapamiętać. - Mnie wystarczyłaby pizza - odparł, a kącik jego ust uniósł się w uśmiechu. Kiedy dostał to, co zakupił, przykucnął z drożdżówką przed wózkiem i oderwał niewielki kawałek, który następnie wsunął do dziecięcych ust. Kiedy już Sally zorientowała się z czym miała do czynienia, sama wyciągnęła dłonie po bułkę, którą Graham mógł jej wręczyć, później przez moment obserwując jak się nią zajadała. - Nie. Mieszkamy w rezerwacie, więc to spory kawałek drogi, ale dzisiaj wybraliśmy się na dłuższy spacer. I chyba właśnie powinniśmy się zbierać - stwierdził, kiedy kątem oka zerknął na zegarek na własnym nadgarstku. Zerknął jeszcze na blondynkę, której później posłał łagodny uśmiech. Raz jeszcze podziękował jej za tę drobną pomoc, po czym pożegnał się i opuścił piekarnię, żeby potem powoli wyruszyć spacerem do domu.

zt.

be kind
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
055.
August slipped away into a moment in time
'Cause it was never mine
{outfit}
Jej wzrok powiódł przeciągle po witrynie w poszukiwaniu czegoś, co choć trochę umili jej życie w nudne popołudnie. Najlepiej coś, co pasowałoby do butelki wina, którą zamierzała skonsumować dzisiaj samotnie – choć z reguły nie pochwalała takich praktyk. Jej spojrzenie spoczęło na cynamonkach, kajzerkach i na czymś, co przypominało makowiec, ale poza makiem miało w sobie też – o dziwo – dynię. Zerknęła w kierunku paluchów, a następnie przeskoczyła na sekcję z pączkami. Przeróżnymi pączkami; z różą, z czekoladą, z czarną fasolą i z cukrem pudrem. Właściwie to Autumn średnio przepadała za pieczywem i chyba właśnie w tym tkwił problem z wyborem. Skoro nie przepadała za większością z tych rzeczy, które można było znaleźć w piekarni, jakim cudem miała coś wybrać? Kasjerka próbowała do niej zagadywać, ale Autumn była zbyt skupiona na wpatrywaniu się w cynamonkę. Może jednak ta do niej przemawiała?
Nie wiem… — jęknęła sama do siebie z głębokim rozgoryczeniem i drgnęła, słysząc dzwoneczek przy drzwiach. Mimowolnie przesunęła się o parę kroków, nie chcąc nikomu zasłaniać widoku na te wszystkie pyszne rzeczy i nie chcąc jednocześnie blokować kolejki. Bo może ktoś był w ogromnej potrzebie i bardzo głodny, a ona tutaj stała i zastanawiała się nad sensem egzystencji. — Proszę, niech pan kupi pierwszy, ja wciąż się rozglądam — powiedziała, prostując się i dopiero wtedy przyjrzała się dokładnie twarzy mężczyzny, który minutę wcześniej wszedł do piekarni. I momentalnie się rozpromieniła, bo rozpoznała w nowoprzybyłym swojego sąsiada. — Joel! — powiedziała z ciepłym uśmiechem i lekko przekrzywiła głowę. Nie potrafiła się w zasadzie na jego widok nie uśmiechać. Joel był… w jej przekonaniu uroczy, choć nie powiedziałaby mu tego, nie chcąc go urazić przypadkiem. W dodatku bardzo przystojny. I zawsze, gdy tylko go widziała na klatce, odwzajemniał jej uśmiech. To – oraz zamienione z nią parę zdań, parę spostrzeżeń, paru przekazanych ploteczkach na temat jednej z sąsiadek, parę przechwyconych przypadkiem paczek i wymówek do późniejszego przekazania ich sobie, sprawiło, że Autumn ze swobodą mianowała Joela swoim bliskim znajomym. Wiedziała, że Joel był byłym chłopakiem tej pisarki, dla której pracował Colton. Wiedziała też, że pracował jako ochroniarz. — Po pracy?. — I już w myślach kalkulowała jakby tu zaproponować mu kawę na miejscu.
ODPOWIEDZ