Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby rozmawiały o jakiś bardziej szczegółowych rzeczach dotyczących związku, czy małżeństwa Remingtonów, Nina wycofałaby się już dawno temu. Uważała, że to nieelegancko zaglądać do cudzego łóżka, interesowanie się plotkami, a dodatkowo nie było to cokolwiek, o czym miałaby choć blade pojęcie, więc nie potrafiłaby się na żaden temat wypowiedzieć i to młoda mężatka musiałaby mówić, a studentka... tylko by potakiwała głową.
-Nie ma sprawy. Sama poruszyłaś temat-zauważyła lekko unosząc kącik ust do góry. Przecież ona nie miała zielonego pojęcia o tym że taki temat w ogóle istnieje, więc nie mogłaby go rozpocząć, czy pociągnąć Ainsley za język. Sama była sobie winna, że chciała rozmawiać o swojej miłości. Może to było normalne? Chwilami Nina też chciała komuś się zwierzyć z tego, co czuje do Alfiego, co razem robili o czym rozmawiali, ale to była zbyt dobrze skrywana tajemnica, aby mieć kogokolwiek, kto byłby wtajemniczony. A ich tak naprawdę nic nie łączyło, więc rozumiała że prawdziwa miłość i małżeństwo musiało być odczuwalne zacznie bardziej, wielokrotnie bardziej. Było to więc bez problemu wytłumaczalne. Nina musiała coś tam wiedzieć o Remingtonach, a zwłaszcza o tym młodszym. W końcu skoro obracając się w tym towarzystwie zaprzyjaźniła się z Aisnley, to musiała i Dicka wtedy poznać, a później i plotki o nim. Choć wiadomo, posiadała bardzo okrojoną wiedzę na temat jego wyskoków, bo jednak różnica wieku, towarzystwa i tak dalej.
-Moja chyba czeka najpierw aż skończę studia. Albo po prostu wie, że znalezienie kogokolwiek dla mnie będzie nie lada wyzwaniem-w końcu Nina nikogo jeszcze nie przyprowadziła do domu, również jako podlotek w szkole. Można by rzec, że państwo Peterson zdają sobie sprawę, że trzeba będzie zaaranżować jakieś małżeństwo dla niej, aby nie została żałosną starą panną, ale nie mieli jeszcze wystarczająco wielkiego posagu dla niej. A co ciekawe było... Nina nawet nie czuła się jakoś specjalnie urażona tym, że rodzice mają zdanie o niej jak o jakimś przegrywie. Którym z resztą byłą.
-Ale Alfie to jest mój przyjaciel, ile razy mam powtarzać-mruknęła, średnio podchwytując żarty Ainsley. tylko w takim aspekcie Buxton był Niny. W żadnym innym, niezależnie od świętości, bezeceństw, planów i pragnień. Nie byli razem, nic nie zapowiadało się, że będą kiedykolwiek razem.
-Co stoi na przeszkodzie? Hm, on?-no w końcu. Nie powiedziała tego wprost, ale pośrednio przyznała się do tego, że chciałaby się związać z młodym lekarzem. A wtedy pojawiły się myśli w głowie Peterson, że to może tylko czcze chęci, myśli i ona wcale nie czułaby się dobrze w związku, że nie pasują do siebie. Wtedy to dopiero ich relacje by się popsuły. Nie da się skakać z przyjaźni do związku do przyjaźni, to po prostu byłby spalony most. Ps. Buxton, nie dziękuj. Może w po tej rozmowie z tą swatką Nina stwierdzi, że nie warto próbować.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Nina Peterson

Zrobiła taką solidnie zdziwioną minę. Pewnie wynikało to z tego, że sama miała wyjątkowo wysoką samoocenę, ale nie rozumiała z jakiego powodu Nina sama sobie tak ujmuje. Znalezienie kogokolwiek dla mnie będzie nie lada wyzwaniem - doprawdy, jeśli młode, ładne, zgrabne i inteligentne dziewczyny nie mają już wzięcia na randkowym rynku to sama Ainsley miała chyba wyjątkowo dużo szczęścia, że po trzydziestce udało się jej wpakować w jakikolwiek związek. A że na dodatek są z mężem szczęśliwie dobrani jak nikt - powinna to traktować na równi z główną wygraną na loterii. Westchnęła, po czym jednak uśmiechnęła się ciepło:
- A czego ci niby brakuje, że to niby takie wyzwanie? - zapytała więc wprost. Cóż, liczyła się z tym, że między nimi jest to dziesięć lat różnicy i pewnie pewne rzeczy mogą jej umykać. Czy może chodzić o to, że Nina ma spore zacięcie na bycie poważniejszą i dojrzalszą niż jej rówieśnicy? Choć nie, może to nie do końca właściwe założenia - Nina została chyba po prostu wychowana w dość... niekonwencjonalny sposób, co też rzutowało mocno na to, jaką jest osobą. Ainsley usłyszała kiedyś w kontekście niepasowania do pewnej grupy swoje ulubione słowo "odklejona". Fakt faktem było aż nagminnie używane w stosunku do takich dzieciaków jak ona sama, w jakiś pokręcony sposób pasowało ono i do Niny. Tak, to było to.
- Dobra, ale ustalmy jedno - czy ten chłopak w ogóle wie, że coś do niego czujesz? - Nina mogła się zapierać choćby i do upadłego, ale między słowami powiedziała tak dużo, że Ainsley musiałaby być kompletnie wyprana z uczuć, by nie ogarnąć co jest na rzeczy. A tak nie było. Zapytała więc w swoim stylu - wprost, zupełnie bezpośrednio. Bo może to w braku komunikacji tkwi właśnie problem? Zastanawiałaby się nad tym pewnie i dalej, kiedy jednak z zamyślenia wyrwał ją dochodzący z torebki dźwięk dzwonka telefonu. Widocznie już na zbyt długo dziś zrobiła sobie wolne. Zgarnęła rzeczoną na kolana i zaczęła szukać w niej źródła tego przeszkadzacza. Gdy znalazła, zetknęła na ekran. Zrobiła przepraszającą minę, która miała chyba oznaczać "muszę odebrać" i faktycznie to zrobiła. Zamieniła z rozmówcą dosłownie trzy zdania i wróciła do Niny.
- Ogólnie, gdyby ktoś pytał, od samego rana dzielnie pracuję - zaśmiała się trochę. - Ale najwidoczniej mój wolny czas się już skończył i powinnam wracać. Przyjechałaś samochodem? Czy cię gdzieś podrzucić? - zapytała grzecznie. Oczywiście tak od razu nie udało się jej zmyć, porozmawiały jeszcze chwilę, a potem rozstały się w pełni zadowolone z tego spotkania.

/ zt
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
16.

Leighton nie lubiła zastanawiać się, analizować, gdybać nad tym, co mogłoby się wydarzyć w momencie podjęcia innej decyzji. Uznawała to za marnowanie czasu, a ten zdawał się być walutą zbyt cenną, by roztrwonić ją w tak beznadziejny, niemal żałosny sposób. Starała się zatem nie żałować niczego; dnia nim ten w ogóle się zaczął, nocy jeszcze zanim nastał świt, działań, o które się pokusiła, gdy emocje brały górę nad zdrowym rozsądkiem. I chociaż w żadnej z tych sytuacji nie mogła przewidzieć konsekwencji, to jednak wciąż żyła chwilą, cieszą się tym, co posiadała.
Nie miała pojęcia, czy przeniesienie znajomości z Brunem na nowy, nieco wyższy poziom było krokiem odpowiednim, ale ponieważ padło A, to Wyatt nie zamierzała wycofać się przed wypowiedzeniem B. Przed samą sobą musiała z kolei przyznać, że budzenie się obok niego okazało się bardzo przyjemnym początkiem dnia, a sama jego obecność niosła ze sobą ogrom pozytywnych odczuć, które dopuszczała do swojego serca w pełni świadomie i z całkowitą odpowiedzialnością. Nie miała pojęcia, dokąd mogłoby ich to zaprowadzić, ale z ogromną łatwością przychodziły jej gesty takie jak przytulanie się do niego w zupełnie niespodziewanych, niemal randomowych momentach czy skradanie mu pocałunków wtedy, kiedy miała na to ochotę, kiedy chciała go rozproszyć albo po prostu przeforsować swoje zdanie w danym temacie będącym obiektem niewielkiego, niewinnego sporu. Lubiła myśl, że był blisko, że mogła chłonąć bijącego od jego ciała ciepło, że mogli spróbować czegoś nowego, nawet jeżeli kilka dni temu wzbraniała się przed tym rękami i nogami. I chociaż w głębi duszy zdawała sobie sprawę z faktu, że jej euforia miała nie trwać długo, a lokujące się w brzuchu motyle wraz z upływem czasu miały się uspokoić, to jednak wciąż pozostawała w tak samo dobrym humorze.
To chyba właśnie on i - co oczywiste - chęć zagrania Shepherdowi na nosie sprawiły, że zdecydowała się pojawić na umówionym z agentem nieruchomości spotkaniu. Znała datę, godzinę, miejsce. Oficjalnie miała być w tym czasie gdzieś indziej i załatwiać swoje sprawy, ale chyba sama była zaskoczona tym, jak szybko Bruno pogodził się z tą perspektywą i jak łatwo uwierzył w przedstawiony przez nią scenariusz. Na koniec dnia jednak miała mnóstwo czasu, by się przygotować i pojawić w kawiarni kilka minut po wyznaczonej godzinie, co również było działaniem w pełni celowym, dzięki czemu mogła liczyć na podwójnie duże wrażenie, gdy próg lokalu przekroczyła w sukience niewiele różniącej się od tej z poprzedniego spotkania, a jedyną różnicę stanowił krwistoczerwony kolor i dobrane do niej szpilki. Gdyby miała ocenić ostateczny efekt - wraz z makijażem, ciemnymi falami włosów puszczonymi swobodnie do tyłu i szerokim uśmiechem - postawiłaby odważną tezę, że była nawet i grzechu warta.
Tu jesteś – westchnęła przeciągle, gdy podeszła do stolika, przy którym zlokalizowała Bruna i towarzyszącego mu mężczyznę. – Przepraszam za spóźnienie. Miałam coś do załatwienia – wyjaśniła krótko, pochylając się nad Shepherdem w celu złożenia na jego ustach krótkiego, ulotnego pocałunku, który tylko zupełnym przypadkiem przeciągnął się o kilka dodatkowych sekund.
Leighton. Bardzo mi miło – zwróciwszy się do siedzącego po drugiej stronie mężczyzny, wyciągnęła w jego kierunku dłoń, a kiedy pierwsze uprzejmości zostały dopełnione, usiadła na kanapie tuż obok Bruna. – Udało się coś ustalić? – zagaiła z uśmiechem pełnym satysfakcji i to bynajmniej niezwiązanej z procesem wynajmu domu.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ostatnie dni były... Inne. Przyjemniejsze niż pierwszy tydzień pobytu Bruno w Lorne Bay i nie mógł zaprzeczyć, że była to zasługa tego, że odnaleźli z Wyatt nić porozumienia i dopuścili do swojej relacji sporą ilość swobody, mimo że ostrożnie raczkowali w tej nowej dla nich rzeczywistości, w której znalazło się miejsce na coś więcej niż współpracę i czysto przyjacielską relację. Na ten moment mógł śmiało powiedzieć, że podobała mu się ta zmiana, dzielenie ze sobą bliskości w niewinny sposób, wymienianie się buziakami, kiedy tylko nachodziła ich na to ochota, przytulanie się na kanapie, kiedy nie chcąc nigdzie wychodzić, zaszywali się w czterech ścianach jej mieszkania z jakimś filmem, czy długie rozmowy, podczas których pozwalali sobie na wymianę różnych, niewinnych, ale jednoznacznych gestów. Jeśli tak właśnie miało to wyglądać, to nie żałował niczego, a jeśli miało być jeszcze lepiej, to cieszył się, że podjęli się tego ryzyka i stawiali mu czoła we dwoje.
Bruno nie chciał ciągać Leighton na kolejne spotkanie z agentem. Był niezdecydowany, ciężko było mu przyznać, że nie potrafił podjąć ostatecznej decyzji względem tego, który z domów powinien był wynająć, a ciąganie jej co chwilę na spotkania, które nie niosłyby za sobą żadnych efektów, brzmiało jak marnowanie kobiecego czasu, który sama Leighton mogła poświęcić na rzeczy ważniejsze - takie jak dalsze urządzanie się w swoim mieszkaniu, malowanie, czy spotkania z rodziną. Kiedy więc dzwonił do niej, by poinformować o tym, że wybiera się na to spotkanie, zapewnił ją, że nie musiała się fatygować, zamiast tego oferując wspólne wyjście na miasto, kiedy tylko dopełni wszystkich formalności - o ile w ogóle.
W kawiarni pojawił się chwilę przed czasem, ale był usatysfakcjonowany, widząc, że agent przykładał się do swoich obowiązków i również postanowił przyjechać wcześniej, nie każąc mu na siebie czekać. Po wejściu do kawiarni wybrali jeden z ustronnych stolików, który gwarantował im spokój w trakcie rozmowy, zamówili kawę i skupili się od razu na rozmowie. Agent miał wiele pytań. W przeciwieństwie do swojej koleżanki zaangażował się w doradztwo i wnikał między innymi w to, ile osób miało zamieszkać w domu, jak długi miał być to pobyt i jakimi funduszami dysponował Bruno.
Przeglądali właśnie zdjęcia mniejszego domu, kiedy usłyszał doskonale znany sobie głos. W pierwszej chwili zerknął w bok kątem oka, zatrzymując się na materiale czerwonej sukienki, ale zaraz uniósł głowę znad zdjęć i spojrzał na Leighton z wyraźną konsternacją.
Leighton...? – Powiedzieć, że go zaskoczyła, to nie powiedzieć nic. Zbiła go z tropu swoją obecnością, wybiła z rytmu trwającej od zaledwie kilku minut rozmowy, a co gorsza, skutecznie odwiodła jego myśli od tematu spotkania. Przesunąwszy oceniającym wzrokiem po całej jej sylwetce, zagryzł wargę, nie wiedząc, czy zapytać, co tu robiła, czy może jednak wytknąć jej to, że miała być gdzie indziej i nie powinna była tak z nim pogrywać. Już otwierał usta, by poprosić, żeby na moment odeszli na bok, ale skutecznie go uciszyła, zanim spomiędzy warg wyrwało się, chociażby westchnięcie. Odwzajemnił pocałunek, zaskoczony tym, jak bezwstydnie przeciągnęła go w czasie, zachowując przy tym pozory niewinności dla tej powitalnej pieszczoty. – Tak, coś wspominałaś, o innych planach – mruknął, gdy się od niego odsunęła i zwróciła do agenta siedzącego naprzeciwko. Ten również wydawał się zaskoczony tym, że mieli towarzystwo, o którym Bruno nie wspomniał nawet słowem. Co gorsza, wydawał się równie mocno zainteresowany tym, jak prezentowała się Wyatt w tej cholernej sukience, wysokich szpilkach podkreślających jej smukłe nogi i w makijażu, który zdawał się odbiegać od tego, jaki Bruno miał okazję widywać na co dzień.
Raymond Clark, miło mi panią poznać – odparł agent, odwzajemniając uścisk dłoni, który trwał sekundę, a może nawet o dwie za długo zdaniem Bruno, który znowu przeniósł wzrok na Leighton, w niemy sposób pytając ją o to, w co właśnie pogrywała. – Nie mówił pan, że czekamy na narzeczoną – zauważył Clark, na co Bruno momentalnie zareagował. – To przyjaciółka. Nie sądziłem, że uda jej się wyrobić. Wie pan, jakie są kobiety, jedno mówią, drugie robią, wiecznie się spóźniają, bo za długo stały przed lustrem, albo zagadały się z przyjaciółką i straciły poczucie czasu... – wyjaśnił i spojrzał na stos dokumentów, które mieli rozłożone na stoliku. – Przed chwilą zaczęliśmy. Właśnie pan Clark pokazywał mi zdjęcia tego mniejszego domu i nagranie z wnętrza – dodał, zwracając się do Leighton i machając ręką na kelnerkę, by przyszła odebrać dodatkowe zamówienie, skoro było ich już troje, a nie dwoje...
Dokładnie. Mówiłem panu Shepherdowi, że jest to świetna okazja. Dom jest mniejszy, ale też tańszy, co w przypadku wynajmu, będzie korzystniejsze – wtrącił agent, który od początku wydawał się nakręcony na to, by zachęcić Bruna do wynajęcia właśnie tego domu, a nie willi za grube tysiące, na której nie zarobiłby złamanego grosza, bo był to budynek, za który odpowiadała kobieta, z którą widzieli się kilkanaście dni wcześniej. Bruno nie mógł go winić za to, że chciał zarobić, ale był rozdarty. Z jednej strony mężczyzna miał rację w tym, że był to bardziej opłacalny interes, ale z drugiej... To nie był ten klimat, w którym się odnajdywał. Wydawało mu się, że czułby się w mniejszym domu jak u ubogiej ciotki na wakacjach.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nawet jeżeli niezapowiedziane pojawienie się na spotkaniu związanym z wynajmem domu brzmiało jak żart, na który mogliby pokusić się chcący zagrać sobie na nosie gówniarze, to jednak odmalowane na twarzy Bruna zaskoczenie i jego niekoniecznie w pełni kontrolowana reakcja były warte wszystkich możliwych pieniędzy. Towarzyszący tego dnia Leighton uśmiech zdołał się zatem poszerzyć, bo Shepherd - pewnie zupełnie nieświadomie - bardzo poprawił jej humor.
Uznałam, że przyda ci się kobiece spojrzenie na sytuację – skomentowała krótko, co miało być wystarczająco wymownym i w zasadzie jedynym wyjaśnieniem jej obecności w tym miejscu tego dnia. Trochę rozmijała się przy tym z prawdą, bo przecież nie zamierzała mu niczego narzucać. Oglądana przed kilkoma dniami willa robiła wrażenie i niewątpliwie pasowała do Bruna jako osoby ceniącej sobie luksusowe, nowoczesne wnętrza, a na dodatek basen w ogrodzie i tamto wygodne łóżko w głównej sypialni niemal całkowicie przemawiały za tym, by zdecydować się właśnie na ogromną posiadłość, ale związane z jej wynajmem i utrzymaniem wydatki były kwestią, której świadoma była sama Wyatt. Nie do końca za to zdawała sobie sprawę z tego, jakie inne opcje miał Bruno, toteż prawdą było, że w kawiarni pojawiła się również i z tego powodu - by zorientować się, czy kolejna propozycja nie była gorsza od tamtej, nawet jeżeli dom z patio ciężko byłoby przebić.
Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu, że dołączę? – zagaiła, pytanie to kierując bezpośrednio do mężczyzny po drugiej stolika. Posyłając mu ciepły uśmiech, usadowiła się na wybranym przez siebie miejscu i dla własnej wygody ułożyła nogę na nodze. Z trudem powstrzymała się jednak przed parsknięciem śmiechem, bo jego wyjaśnienia były co najmniej kiepskie i to szczególnie na krótko po tym, jak przywitała się z nim w tak wylewny sposób. – Przyjaciółka, która ratuje go przed złymi decyzjami – westchnęła przeciągle, zerkając na Bruna kątem oka; sprawiała wrażenie nieco rozczarowanej tym, że nie pociągnął teatrzyku związanego z ewentualnym narzeczeństwem, bo brzmiało to jak świetna okazja do powtórzenia gry sprzed paru dni, kiedy z nieskrywaną radością testowali cierpliwość tamtej agentki. Z drugiej jednak strony wiedziała, że nic nie było jeszcze stracone. – Sprawia dobre pozory, ale w rzeczywistości ma fatalny gust. Dlatego muszę kupować mu wszystkie krawaty. Właściwie dlatego się spóźniłam. Co do krawatów – zaczęła, sięgając do niewielkiego, ciemnego, bardzo eleganckiego opakowania, w którym znajdowała się wspomniana część garderoby. – Spodoba ci się. W zasadzie pan Raymond ma podobny – wyjaśniła pokrótce, teraz już absolutnie wcale nie żałując ani wstąpienia do sklepu z garniturami, ani tym bardziej zakupu, który poczyniła.
Jak bardzo mniejszy? – zapytała z nieco poważniejszą, bardziej skupioną na konkretach miną. Nawet jeżeli znów pokusiła się o wejście w rolę swojego życia, to jednak wciąż prawdziwym priorytetem pozostawało odnalezienie dla Bruna miejsca, w którym dobrze by mu się mieszkało i w którym czułby się dobrze. – Trochę ciemny. I ciasny. Przecież ty dusisz się nawet w składziku – skomentowała nieco bardziej markotnie. Dom, nawet jeśli całkiem ładny i prezentujący się przyzwoicie, nijak pasował do dotychczasowych upodobań Bruna i do niego samego w ogóle.
Leighton nie dodała jednak w tym temacie niczego więcej, a jedynie skorzystała z możliwości zamówienia do picia również czegoś dla siebie.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mogłaś uprzedzić, bo prawdę mówiąc, byłem gotowy jechać do tego domu, żeby zobaczyć wszystko na własne oczy – zauważył. Wówczas w kawiarni mogłaby spędzić kolejną godzinę sama, kiedy on włóczyłby się z agentem po mieście, oglądając kolejne domy. Bo jeśli nie ten, to może w okolicy był też inny, który umknął uwadze Bruna w trakcie przeglądania internetowych ofert? Zaraz jednak nieco spokorniał, bo... Bez niej nie mógł podjąć tej decyzji. Był zbyt rozdarty między kosztami a wygodą, tym bardziej że teraz, kiedy tyle czasu spędzali razem i to w tak przyjemny sposób, nie przewidywał rychłego powrotu do Włoch. Pamiętał, jakby to było zaledwie godzinę temu, ten moment, kiedy pierwszy raz obudził się z nią u swojego boku i sięgnął zaspany po telefon, żeby odwołać rezerwację, zanim wstała.
Nie musiała wiedzieć, że w kryzysowym momencie, był gotowy uciekać, gdzie pieprz rośnie.
Nie, oczywiście, że nie. Myślę, że pan Shepherd również skorzysta na drugiej opinii, a wydaje mi się, że ma pani doskonały gust, żeby mu doradzić. – Clark uśmiechnął się do niej zawadiacko, a jego spojrzenie wyrażało uznanie względem tego, jak się prezentowała i co sobą prezentowała. Nawet Bruno musiał przyznać, że gust to ona miała i od razu rzucało się w oczy, że była kobietą z klasą, jeśli sytuacja tego wymagała. Jeśli nie wymagała, to tej klasy również jej nie brakowało, ale jednak dostrzegał w niej więcej swobody, gdy eleganckie sukienki zamieniała na spodnie i koszulki, a szpilki na adidasy.
Co ja bym bez ciebie zrobił... – odparł ironicznie, wywracając oczami i odwzajemnił jej spojrzenie. Nie zamierzał ciągnąć teatrzyku. Był przekonany, po tym, co widział, że nie było to konieczne, a Clark bez tego był gotów wdać się z nią w jakiś ukryty flirt. Skoro chciała się bawić, nie zamierzał jej tego utrudniać. Bycie przyjaciółką dawało jej idealną okazję ku temu, by poigrać z agentem. Była niczym haczyk zastawiony na rybę, a Clark był jak ta ryba, gotowa go połknąć. – Leighton. Przyszliśmy tutaj, żebym w końcu wynajął jakiś dom, a nie na pogawędki o moim guście i krawatach – skarcił ją, a mina mu zrzedła, bo zaczął się zastanawiać, czy mówiła poważnie. Miał kiepski gust? Do tej pory wydawało mu się, że nie mógł sobie niczego zarzucić. Garderobę miał z wyższej półki, potrafił sobie dobrać odpowiednią koszulę do garnituru, a do tego również krawat, który nie gryzłby się z całokształtem. W zwyczajne dni stawiał zaś na prostotę, jaką były jeansy i koszulki, swetry oraz bluzy. Lubił elegancję, ale luźny styl również nie był mu obcy. Nie rozumiał więc, w czym widziała problem, który chyba istniał, skoro naprawdę kupiła mu krawat. – Kupiłaś mi krawat? – zapytał, ale agent nie dał dojść do słowa Leighton, a tym bardziej Bruno, który chciał już coś dodać. – No proszę. Bardzo dobra firma, zna się pani na rzeczy I widzę, że nie umknęło uwadze to, że mam podobny gust. Nawet jestem zmuszony przyznać, że krawat, który dzisiaj wybrałem, jest tej samej marki. Bardzo wygodne, wytrzymałe i pasują niemal do wszystkiego. – Clark błysnął jej rzędem idealnie białych zębów, a oczy mu błyszczały tak, jakby właśnie dostrzegł w Wyatt jakieś pieprzone guru, z którego pomocy chętnie skorzystałby przy okazji kolejnych zakupów. Bruno zaś zazgrzytał zębami, widząc to i przyjmując do świadomości, że zaczynali zbiegać z tematu. – Powinniśmy się skupić na konkretach. O krawatach porozmawiacie innym razem, ale dzisiaj chcę w końcu spać we własnym łóżku. Poza tym mieliśmy wyskoczyć do klubu, Leighton – burknął oschle, chwytając w dłoń kubek z kawą, by upić kilka niewielkich łyków.
Bez basenu, wielkiego patio i trzech sypialni. Prostota. Kuchnia, salon, dwa pokoje, jeden mogę przeznaczyć na biuro, no i łazienka – wyjaśnił, starając się brzmieć entuzjastycznie, żeby Clark nie poczuł się urażony. Aczkolwiek z drugiej strony, na męskim samopoczuciu Bruno zależało coraz mniej, kiedy uniósł wzrok i zobaczył, że agent, nie potrafił odkleić spojrzenia od Leighton. – Mogę spuścić z ceny najmu jakieś... sto pięćdziesiąt dolarów miesięcznie. Pan Shepherd wspominał, że wystrój niekoniecznie przypadł mu do gustu – wtrącił się Clark, któremu Bruno zdążył wspomnieć o tym, że wystrój był staromodny i dom pod tym kątem wyglądał tak, jakby wynajmowała go emerytka, która zamierzała spędzić resztę życia w domu spokojnej starości. – To najmniejszy problem. Jak pan widzi, Leighton jest odpowiedzialna za to, żebym dobrze wyglądał i też za to, żebym dobrze mieszkał. Kupienie nowych mebli i pozbycie się tych falbaniastych narzut i paskudnych dywanów, nie będzie problemem. Chyba że umowa nie przewiduje wprowadzania zmian? – odezwał się Bruno, gdy Leighton wodziła wzrokiem po zdjęciach, które w pełni oddawały to, czemu Bruno nie był zachwycony perspektywą mieszkania w takich warunkach. Te odstraszały go bardziej niż mały metraż, brak ogrodu i widoków, dzięki którym chciałoby się spędzać wieczory na tarasie z lampką wina.
Żebyś ty nie zaczęła się dusić, jak na jakiś trafimy i wykorzystam ten krawat... – burknął pod nosem, udając, że zdjęcia rozłożone na stoliku bardzo go interesowały i tak cicho, by mieć pewność, że jedyną osobą, która usłyszy jego słowa, była Leighton, a dla Clarka był to co najwyżej niezrozumiały pomruk składający się z bliżej nieokreślonych sylab.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ale nie pojechałeś – skomentowała krótko, tym samym chcąc uciąć temat. Nawet jeżeli w swoich dzisiejszych działaniach kierowała się przede wszystkim chęcią ponownego zaczepienia Bruna i ewentualnego zagrania na nosie kolejnego agenta nieruchomości, to jednak na koniec dnia chyba naprawdę liczyła na jego szczere zadowolenie związane z tym, że pojawiła się na miejscu spotkania i była gotowa poświęcić trochę czasu na to, by mu pomóc. Nie było to wprawdzie poświęcenie wielkiej rangi, skoro miała wolne popołudnie i cierpiała na brak skonkretyzowanych planów względem tego, jak powinna była wypełnić sobie te godziny, ale nastawienie Shepherda zdecydowanie ją zaskoczyło i to w sposób daleki od pozytywnego. – Już dawno byśmy jakiś wynajęli, ale przy poprzednich oględzinach byłeś zajęty innymi rzeczami – odparła nieco bardziej złośliwie, chcąc w ten sposób dać mu do zrozumienia, że nie pozostawała bezbronna i ani myślała o tym, by biernie akceptować wszystkie jego komentarze i złośliwości. Oczywistym było, że kłótnia nie wchodziła w grę, ale pokorne spuszczenie głowy i przejście do sedna również nie - Leighton dla samej zasady była skłonna nieco rozciągnąć to spotkanie w czasie, zwłaszcza że pan Clark sprawiał wrażenie szczerze tym pomysłem zainteresowanego.
Prawda? – przytaknęła krótko, kiedy mężczyzna z biura nieruchomości podjął się tematu. Krawaty nie jawiły się wprawdzie jako kwestia ciekawa do przedyskutowania przy okazji tego spotkania, ale napinająca się szczęka Bruna i drgające pod wpływem niekontrolowanych gestów mięśnie wystarczyły za dowód na to, że obrany tor był właściwy. Wyatt uśmiechnęła się zatem uroczo. – Właściwie żałuję, że nie mają też damskich odpowiedników swoich produktów. Bylibyśmy modowo kompatybilni – mruknęła w rozbawieniu, chowając krawat do pudełeczka, a następnie do ozdobnej papierowej torby z logo sklepu. – Przecież masz moje łóżko, głuptasie – rzuciła w stronę Bruna, niejako raz jeszcze pogrążając teorię o przyjaźni, którą próbował zmydlić oczy siedzącego nieopodal nich mężczyzny. W rzeczywistości jednak Leighton wcale nie przesadzała i nie żartowała. Jeżeli znalezienie odpowiedniego domu zajęłoby więcej czasu, równie dobrze mogliby wykorzystać możliwości nowej formy swojej znajomości.
Perspektywa znalezienia się wieczorem w klubie była dla niej zaskoczeniem, ale i planem ciekawym na tyle, by kiwnęła krótko głową i ponownie skupiła się na zdjęciach oraz filmikach prezentowanych na ekranie niewielkiego tabletu.
Nie jestem przekonana – skomentowała krótko, kątem oka zerkając na Shepherda. Dom zupełnie do niego nie pasował i chociaż sama Leighton preferowała miejsca dużo mniejsze, to w tym konkretnym budynku sama nie zdecydowałaby ułożyć sobie życia.
Może przemyślisz jeszcze kwestię tamtego poprzedniego domu? – zaproponowała, wzrok na krótki moment skupiając na kelnerce, która w końcu pojawiła się przy ich stoliku ze szklanką ziemnej lemoniady.
Chwyciwszy za szkło, docisnęła jego krawędź do ust, ale nie zdążyła zrobić nawet łyka, ponieważ do jej uszu bardzo wyraźnie dotarły kolejne słowa Bruna. Unosząc wzrok, skupiła swoje roziskrzone spojrzenie na wysokości oczu Shepherda, starając się uzyskać niewypowiedzianą na głos odpowiedź względem tego, czy właśnie jej groził, czy obiecywał, czy była to forma jego własnych upodobań, którymi bardzo chciał się z nią podzielić.
Nie ma sensu wymieniać mebli, malować ścian, robić gruntownych porządków. I tak niewiele da się z tego wykrzesać – podsumowała lakonicznie, dopiero wtedy robiąc większego łyka napoju i pewnie tym samym tracąc nieco punktów w oczach pana Clarka, skoro odbierała mu szansę na przyzwoitą prowizję.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To było ciekawsze niż chodzenie z kąta w kąt. Poza tym wynająłbym coś już dawno, gdyby ktoś do mnie przyjechał i mi doradził, zamiast płaszczyć tyłek w domu – zauważył. To, że niczego nie wynajął do tej pory, było winą zarówno jego, jak i jej. Jego, bo mógł od razu podjąć decyzję, jej, bo zachęciła go do jeszcze jednego spotkania z agentem, by potem... Sama wiedziała, co było potem, a on nie chciał aż nadto roztrząsać, skoro sprawy się wyjaśniły.
Modowo kompatybilni? Na cholerę ci krawat? – zapytał Bruno, zanim zdążył się ugryźć w język, by nie zabrzmieć złośliwie, a może nawet wrednie. Prawdą było, że wolał Leighton w tym kobiecym, ewentualnie codziennym luźnym wydaniu, niż pod krawatem, który być może błędnie, ale kojarzył mu się wyłącznie z częścią męskiej garderoby.
Tak? To może powinienem w ogóle odpuścić ten wynajem i wprowadzić się do ciebie? – zapytał nieco złośliwie, ale cień uśmiechu przemknął przez jego twarz, bo nie dało się ukryć, że przypodobał sobie noce spędzane u niej, nawet jeśli nie były one na przestrzeni kilku ostatnich dni czymś, co na stałe wpisało się w ich grafik spędzania czasu we dwoje. Prawdą było też to, że nie pytał poważnie. Nie chciał zabierać swoich rzeczy z pensjonatu i z nią mieszkać. O ile nowa forma przyjaźni nie stanowiła dla nich, jak dotąd problemu, o tyle dzielenie ze sobą życia dwadzieścia cztery godziny na dobę, mogłoby pociągnąć za sobą katastrofalne skutki, z którymi ich zażyłość i niewidzialna nić porozumienia, nie miałyby żadnych szans.
Pomocna jest, prawda? – zaśmiał się Bruno, zerkając na agenta, który siedział jak na szpilkach, ewidentnie pokładając nadzieje na zarobek w Leighton. Ona jednak nie okazała się pomocna na tyle, by decyzja została podjęta tu i teraz, a Bruno nie był zaskoczony, bo pamiętał odmalowane na jej twarzy ogromne wrażenie, kiedy byli w poprzednim domu. Większym, urządzonym w stylu, który oboje preferowali w mniejszym bądź większym stopniu, i takim, który dawał więcej możliwości na spędzanie wolnego czasu, niż jedynie na kanapie przed telewizorem.
Ma pan zdjęcia tej willi, którą pokazywała nam pana koleżanka? – zapytał agenta, gotów przemyśleć tę kwestię raz jeszcze, zgodnie z sugestią Leighton. Gdy agent szukał poprzedniej oferty, Bruno zrównał wzrok z tym kobiecym, uśmiechając się po części złośliwie, po części złowieszczo, ale jego oczy wyrażały najwięcej, bo błysk, którego mogła się w nich dopatrzeć, sugerował, jakie myśli chodziły mu po głowie w odniesieniu do zakupu, jaki poczyniła tego dnia. Mogła to więc traktować jak groźbę, obietnicę, a może ostrzeżenie. Miała pełną dowolność, podobnie jak miała prawo wyrazić swój sprzeciw względem jego niecnych myśli, zgodnie z tym, co ustalili tamtej nocy w jej domu - mieli rozmawiać o tym, czego chcieli, a na co nie byli gotowi.
Przepraszam, już znalazłem. To ten budynek, prawda? – Clark wyrwał Bruno z zamyślenia, kiedy się odezwał i podsunął zdjęcia w ich stronę – To państwo są tymi... Przepraszam, nie powinienem, ale czy to prawda, że... No wiecie... Skoro jesteście przyjaciółmi. Koleżanka mówiła, że... zamknęli się państwo w sypialni i... – Mężczyzna wydawał się nie tylko zażenowany, ale też zagubiony w tym, jakie stanowisko sobą prezentowali. Bruno mówił o przyjaźni, kiedy Leighton kupowała mu krawaty i całowała na powitanie zdecydowanie za długo. Jeśli do tego dochodziła szczegółowa relacja ich wizyty w willi, jaką złożyła Clarkowi tamta agentka, to Bruno nie był zdziwiony, że ten miał problem z zapanowaniem nad ciekawością, ale i poddał się wścibstwu. Nie udzielił mu jednak żadnej odpowiedzi, pozostawiając tłumaczenia Leighton. Sam skupił się na tym, co interesowało go najbardziej - porównaniu obu domów.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Leighton spoważniała.
O ile nie miała nic przeciwko żartom, zaczepkom, wszelkiej maści złośliwościom, to jednak wciąż istniały granice, których przekroczenia nigdy nie chciała i nie planowała. Dzisiejszego dnia miała przecież jak najlepsze chęci. Przeorganizowała swój grafik tak, by wygospodarować kilka godzin popołudniem. Przygotowała się na to spotkanie na tyle, by po prostu mu się spodobać. Pojawiła się w kawiarni, aby wesprzeć go w podjęciu jakiejkolwiek decyzji i by swoim własnym, niekoniecznie profesjonalnym, ale nieco bardziej zdystansowanym okiem zerknąć na przedstawiane propozycje i pomóc w wyborze miejsca, w którym mógłby czuć się dobrze, może nawet jak w prawdziwym domu. Wszystko okrasiła wprawdzie drobną gierką, ale sądziła, że po ostatnim razie mogła sobie na to pozwolić. Wtedy zabrnęli przecież niezwykle daleko, a mimo to humory i tak dopisywały im na długo po spotkaniu. Nie miała pojęcia, co wydarzyło i zmieniło się dzisiaj; czy chodziło o to, że agentem prezentującym dom był mężczyzna, czy o to, że Bruno nie miał nastroju do żartów, czy może istniał powód, o którym Wyatt nawet by nie pomyślała. Cokolwiek jednak to nie było, sprawiło, że ściągnęła brwi ku sobie i zatrzymała wzrok na wysokości oczu Shepherda.
Nie musisz być niemiły. I robić scen przy ludziach – zauważyła z wyuczoną, niemal teatralną uprzejmością. Nawet jeżeli miał jakikolwiek problem względem jej zachowania czy obecności, to mógł jej o tym powiedzieć w chwili, w której pozostaliby sami.
Celowo więc nie uciekała wzrokiem od jego oczu, nawet jeżeli w jej własnych pobłyskiwały uczucia zupełnie odmienne od myśli, które przemykały po głowie Bruna. W normalnych okolicznościach z pewnością odwzajemniłaby tę nutę szaleństwa, która udzieliłaby się jej bez najmniejszych problemów, ale ponieważ atmosfera w kawiarni stała się dziwnie napięta, a jego zachowanie co najmniej dziwnie, to oczywistym było, że Leighton straciła ochotę na wszystko - włącznie z gierkami i ewentualnym wykorzystaniem krawatu, dla którego sama również widziała wiele ciekawych zastosowań, znacząco innych od tego jednego, tradycyjnego.
Odwróciwszy głowę, skupiła spojrzenie na sylwetce Raymonda. Oznaką odczuwanego już i wciąż narastającego zniecierpliwienia były smukłe palce uderzające o blat stolika w jednym, znanym jedynie Leighton rytmie. Pragnęła jak najszybciej mieć to spotkanie z głowy i wrócić do domu, wszak Shepherd bardzo skutecznie doprowadził do tego, że straciła ochotę na wszystko - włącznie z wyjściem do klubu i spędzeniem wieczoru razem w ogóle.
Tak, tak. To my – westchnęła przeciągle, wywracając oczami. Lekceważący ruch dłonią miał być jednoznacznym sygnałem, że nie czuła się z tego powodu bardzo niekomfortowo. Właściwie bardziej niż własnym zachowaniem wtedy, zażenowana była głupotą, jaką wykazała się agentka nieruchomości. – Nie wiem, czy pana koleżance brakuje poczucia humoru, czy piątej klepki, ale nie uprawialiśmy seksu podczas prezentacji domu – wyjaśniła krótko, chwytając w dłoń jedno z wielu zdjęć. Przejrzała je bardzo pobieżnie i raczej dla zabicia czasu, bo przecież fotografie nijak miały się do rzeczywistego stanu rzeczy i tego, jak prezentowała się ogromna posiadłość. – Rób, co chcesz – zawyrokowała lakonicznie, przesuwając stosik w kierunku Bruna, aby i on mógł zaznajomić się z tym, jak dom prezentował się w oku obiektywu.
Pójdę już. Mam jeszcze kilka spraw. Pan Shepherd na pewno podejmie jakąś decyzję. – Bo przecież nie przyznałaby, że byłby to wybór dobry. Raz, że nie zasłużył na tego typu uznanie wypowiedziane na głos w towarzystwie osoby obcej. Dwa, że nie miała pojęcia, co chodziło mu po głowie i nad czym w ogóle się zastanawiał, skoro jedyna właściwa opcja wydawała się dość oczywista. – Dziękuję, że mogłam się przysiąść. Miło było pana poznać – podsumowała z uśmiechem, wstając ze swojego miejsca i ponownie podając rękę agentowi. Krótkie pożegnanie z Clarkiem było ostatnim, co zrobiła przy stoliku, a po uregulowaniu przy ladzie rachunku za swój napój, Leighton opuściła kawiarnię.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cisza.
Było to jedyne, co spotkało ją w odpowiedzi na wystosowany zarzut.
Był niemiły i zdał sobie z tego sprawę, odrobinę za późno. Chociaż na nerwach grał mu ten agent, to ona oberwała rykoszetem, choć wcale na to nie zasłużyła. Owszem, był zaskoczony, może nawet odrobinę zły, że działała za jego plecami i pojawiła się znikąd wbrew ich rozmowie, ale jak mógłby się złościć dłużej, niż przez kilka krótkich chwil? Na nią nie potrafił być zły dłużej, bo szybko dopuszczał do siebie to, że nigdy nie miała złych zamiarów i chciała dobrze. Wielokrotnie przez te wszystkie lata pokazywała mu, że potrafiła zaskakiwać, robić mu niespodzianki, nagle stwarzać sytuacje, jakich się nie spodziewał. Czemu więc teraz pomyślał o tym, kiedy było już za późno? Czemu naskoczył na nią, kiedy w głębi serca cieszył się z tego, że przyszła i była gotowa pomóc mu nawet wtedy, kiedy tej pomocy od niej nie oczekiwał?
Wiedział, że gdyby dołączył do rozmowy o tamtej agentce, jego cierpliwość sięgnęłaby zenitu, a nie chciał przesadzić bardziej, niż zrobił to teraz. Musiał tylko wynająć ten cholerny dom, podjąć decyzję, podpisać dokumenty i zapomnieć o dwóch agentach, którzy mieli w poważaniu profesjonalne podejście do swoich klientów, jacy by oni nie byli. Nie przypuszczał tylko, że Leighton mogłaby uprzedzić jego decyzję swoją rezygnacją ze spotkania. Czuł, gdy siedziała obok niego, że była spięta, a jej nastrój prysł, podobnie jak jego, ale chciał wierzyć, że było to chwilowe i zaraz, wraz z odejściem Clarka, porozmawialiby i oczyścili atmosferę.
Kurwa mać...
Przez jeden krótki moment przyglądał się temu, jak zmierzała w stronę lady w kawiarni. Gorączkowo zaczął myśleć o tym, czy poprosić ją tu i teraz by została, czy dać jej czas na to, by pobyła sama. Ostateczny wybór okazał się jednak dziecinnie łatwy. Zerknąwszy na zbitego z tropu Clarka, sięgnął do leżących po jego stronie dokumentów, przyciągając je bez słowa w swoją stronę. Przez ramię spojrzał na Leighton, która regulowała płatność. Czuł, że grunt pali mu się pod nogami i powinien działać szybko.
Biorę willę. Jutro odbiorę klucze. Nie mam teraz czasu, żeby bawić się we wszystkie formalności – podjął, biorąc do dłoni długopis. – Gdzie podpisać? – zapytał dość nerwowo. – Tutaj, panie Shepherd, na drugiej stronie w tym samym miejscu – odparł agent i wskazał na odpowiednie miejsce. – Jest pan pewny? – dopytał, a Bruno pokiwał głową, kolejny raz spoglądając na Leighton, która była już zdecydowanie za blisko wyjścia. Jeśli miał dokonywać wyboru, to tylko takiego, który był zgodny z radą Leighton. Ona przecież chciała dla niego jak najlepiej, a on nie czułby się wcale dobrze w mniejszym domu, bez względu na to, czy chodziło o tygodnie, czy miesiące, jakie miał w nim spędzić. Złożył dwa podpisy na umowie i spojrzał na agenta. – Bez żadnych numerów, żebym nie dowiedział się jutro, że jednak będę mieszkać w tej ruderze – ostrzegł, tak na wszelki wypadek, bo nie ufał temu człowiekowi, któremu za bardzo zależało na wciśnięciu mu mniejszego domu. – Kawa na mój koszt – dodał Bruno, kładąc na stoliku banknot i chwytając marynarkę przewieszoną przez oparcie, ruszył szybko do wyjścia, nie zwracając uwagi ani na kelnerkę, którą nieopatrznie szturchnął, wskutek czego rozlała kawę, ani na to, że kilka osób zwróciło na niego uwagę, gdy pchnął drzwi i wybiegł na ulicę, rozglądając się za znaną sobie tak dobrze sylwetką. Czerwień sukienki Leighton od razu rzuciła mu się w oczy.
Leighton! Poczekaj! – zawołał, biegnąc za nią. Chwyciwszy ją za ramię, obrócił w swoją stronę i od razu ujął jej twarz w swoje dłonie. – Przepraszam... – szepnął cicho, tak, by tylko ona go usłyszała, kiedy obok nich przechodziło kilka osób. – Nie chciałem być chamski – dodał, wspierając czoło o to jej. – Nie złość się – poprosił, patrząc jej głęboko w oczy. Nie chciał, by była na niego zła, by przez niego była smutna, by czuła się niedoceniona i skrytykowana. – Nie wiem, co mnie ugryzło. Typ był strasznie natrętny z tym domem, od początku mnie wkurwiał, ty pojawiłaś się tak nagle, wyglądając tak... – Spuścił wzrok, by dać jej do zrozumienia, że chodziło o to, że wyglądała jak milion dolarów. – On rozbierał cię wzrokiem, a ja... Nie wiem, czy bardziej miałem ochotę zmazać mu ten uśmiech z mordy, czy może jednak olać to spotkanie i dom, żeby zabrać cię gdziekolwiek, gdzie mógłbym... Dać ci do zrozumienia, że doceniam zaangażowanie i to, że przyszłaś, żeby... po prostu być i mnie wesprzeć, a potem gdzieś, gdzie moglibyśmy się dobrze bawić przez resztę wieczoru – podsumował z wyczuwalną w głosie skruchą, palcami jednej dłoni gładząc jej policzek, drugą zaś trzymając nieruchomo na drugim.
Doceniał to, że przyjechała. Że była. Że chciała dobrze.
I żałował, że zachował się jak frajer, bo to spotkanie irytowało go od samego początku.
Możemy zacząć to spotkanie od początku? Tak jak należy? – zapytał, odsuwając się na tyle, by wciąż być blisko, ale by nie czuła, że nadmiernie naruszył jej przestrzeń.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powiedzieć, że było jej przykro, to jakby nie powiedzieć absolutnie nic. Towarzyszące w tamtym momencie Leighton uczucia były różnorakie, a razem tworzyły mieszankę niezwykle bliską wybuchu. Była smutna, zła, rozgoryczona. W jej głowie to popołudnie miało wyglądać zupełnie inaczej, tak samo zresztą jak samo spotkanie z agentem. Sądziła, że wymyślona przez nią niespodzianka - niezapowiedziane pojawienie się w kawiarni, wybrany na tę okazję strój, perspektywa spędzenia kilku godzin razem - okaże się strzałem w dziesiątkę, szczególnie z perspektywy ostatnich kilku dni, podczas których ona i Bruno mieli okazję dobrze się bawić i poświęcić sobie nawzajem naprawdę dużo czasu oraz uwagi.
Lokal opuściła zatem w nastroju co najmniej kiepskim, a kolejno stawiane kroki wykonywane były raczej na oślep. Chciała jak najszybciej dostać się na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się postój taksówek i skąd mogłaby jak najszybciej udać się w podróż powrotną do domu. Chciała być sama, z dala od ludzi, z dala od Shepherda, na którego od chwili wstania od stolika nie spojrzała nawet przez ulotny moment. Nawet jeżeli tak nagłe wyjście było swego rodzaju dowodem na targające nią uczucia, to na koniec dnia nie zamierzała uzewnętrzniać się z nimi akurat przed nim.
Tym większe było zatem jej zaskoczenie, gdy w miejskim zgiełku do jej uszu dotarł dźwięk jej wykrzykiwanego imienia i prośby o to, by poczekała. Wyatt nie bywała złośliwa z zasady, ale świadomość, że Bruno również wyszedł z kawiarni i próbował ją dogonić, sprawiła, że paradoksalnie tym bardziej zapragnęła mu uciec. Nie sądziła tylko, że w wyższych butach będzie to zadanie niezwykle trudne, dlatego z jęknięciem zareagowała na chwilę, w której mężczyzna złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Spotkanie z jego sylwetką odbyło się z impetem i było swego rodzaju szokiem, pod którego wpływem Leighton nie do końca rejestrowała to, co do niej mówił - przynajmniej na początku.
Im więcej bowiem słów wydostawało się spomiędzy jego ust, tym większa była jej złość.
Teraz przepraszasz? – mruknęła pod nosem, świadomie pozwalając sobie na pełen pogardy uśmiech. Było za późno, aby naprawić panującą między nimi atmosferę, ponieważ ona wcale nie potrzebowała ani jego przeprosin, ani towarzystwa. Nie dzisiaj, kiedy w ciągu tych kilku minut zdołała pogodzić się z perspektywą spędzenia wieczoru w samotności. – Ale byłeś – skomentowała sucho. Nie wyrywała się z jego uścisku, ale jednocześnie nie wykazywała też absolutnie żadnej chęci do tego, by chociaż w minimalnym stopniu odwzajemnić aktualnie dzieloną bliskość. Ta nie miała nic wspólnego z odczuwaną chociażby wczoraj przyjemnością, dlatego dystans - mimo niewielkiej odległości - był boleśnie zauważalny.
Nie, nie możemy – zaprotestowała, dopiero wtedy decydując się na to, by uchylić powieki i spojrzeć mu w oczy. Nawet jeżeli w jego tęczówkach dostrzegła szczerą skruchę - której była pewna, bo przecież znała go niezwykle dobrze - to jednak nie widziała powodu, by wybaczyć mu tak po prostu, skoro skala przewinień była wyższa niż kiedykolwiek wcześniej. – Chcę zrobić ci niespodziankę, pomóc w wyborze domu, kupuję ci cholerny krawat – zaczęła wyliczać, choć gdyby Bruno chciał poznać powód akurat tego kroku, Leighton potrzebowałaby dłuższego momentu, aby się zastanowić; nie miała bowiem pojęcia, dlaczego zdecydowała się akurat na taki zakup – a ty warczysz na mnie przy obcym facecie i sprawiasz, że mam ochotę zapaść się pod ziemię. – Nie wiedziała wprawdzie, jak wiele z jego reakcji było w pełni świadomych i przemyślanych, a które wynikały jedynie z narastającej w nim złości, do której teoretycznie miał prawo. W praktyce jednak Wyatt nie widziała swojej winy w niczym, toteż ostatecznie podjęła się pierwszej próby odzyskania pełnej swobody.
Wracam do domu – zakomunikowała krótko, licząc na jego dobrą wolę i brak chęci do kontynuowania sceny, którą rozpoczął w lokalu.

Bruno Shepherd
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Agent usług artystycznych — Tam gdzie dzieje się sztuka
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
A kiedy? Jutro? Za tydzień? Dwa? Ile czasu potrzebujesz na to, żeby przyjąć przeprosiny? – zapytał, nieco poirytowany jej pytaniem. Żałował swojego zachowania, wstyd było mu za to, jak ją potraktował i w porę to pojął, więc przepraszał. Teraz widział, że niepotrzebnie, bo dla niej było za wcześnie na przeprosiny. A może za późno? A może w ogóle ich nie oczekiwała? Nie wiedział, jak to odbierać, ale wiedział, że ich nie przyjęła.
Leighton... – odezwał się, nie wiedząc do końca, czy prosił, czy chciał błagać, czy może siłą zaciągnąć ją gdziekolwiek, gdzie mogliby oczyścić atmosferę rozmową, która nie powinna odbywać się na środku chodnika - która nie powinna w ogóle mieć miejsca, bo to wszystko powinno wyglądać inaczej.
Do diabła, rób mi niespodzianki, ale nie takie, że siedzę, użeram się z upierdliwym gościem tylko dlatego, że próbuję sobie znaleźć miejsce w tym cholernym mieście, żeby wyrwać się z pensjonatu śmierdzącego domem spokojnej starości, chcę mieć to wszystko z głowy, a ty rozpraszasz mnie krawatami, jakby to było najważniejsze – burknął, czując, że złość znowu wracała. O ile rozumiał to, że chciała zrobić coś, co mogłoby mu się spodobać, to nie rozumiał, dlaczego nie próbowała postawić się na jego miejscu i zrozumieć targającej nim w kawiarni frustracji. Ta złość znowu miała się odbić na niej, co za wszelką cenę próbował stłumić, bo... Przecież nie była winna.
Nie mogła przewidzieć, że agent od początku spotkania będzie wystawiał jego cierpliwość na próbę. Nie mogła przewidzieć, że to, co miało być niespodzianką, którą w innych okolicznościach z całą pewnością by docenił, teraz okazałaby się problemem. Bruno za to, gdyby wiedział, że Leighton przyjedzie, być może nastawiłby się z góry inaczej do wszystkiego, wiedząc, że mogłaby go poratować swoją obecnością i podejściem, które wielokrotnie było lepsze od tego, jakim sam się wykazywał.
Świetnie... Jedź, znowu uciekaj, zamiast porozmawiać i najlepiej nie odzywaj się przez kolejny tydzień. W końcu to wychodzi ci doskonale – warknął, machnięciem ręki wskazując w kierunku postoju taksówek. Odsunął się od niej, oddał jej całą przestrzeń osobistą, jednocześnie chcąc zachować swoją własną. Nie miał ochoty kontynuować tej rozmowy, kiedy kolejny raz dogadanie się graniczyło z cudem, wbrew temu, co sobie obiecali. Oboje dali ciała, począwszy na nim, a skończywszy na niej. I chociaż wiedzieli, że oboje byli w tym kiepscy i wielu rzeczy musieli się nauczyć niemalże od podstaw, to w praktyce wydawało się to trudniejsze, niż przypuszczał. Nigdy nie pomyślałby, że te dobre dni będą się tak często przeplatać z tymi złymi, w których dobre humoru ich opuszczą, a na ich miejsce wskoczy negatywna atmosfera, tak gęsta, że można było kroić ją nożem.
Ale podobno, kto się czubi, ten się lubi? Może w tym tkwił problem, a chwile takie jak ta, były potrzebne, by wyciągnęli z tego jakieś wnioski, żeby z czasem było tylko lepiej.
Wracaj... Ja idę dokończyć spotkanie. Może jeszcze się nie zwinął – mruknął, zerkając w stronę kawiarni, do której wrócił, odchodząc od Wyatt bez słowa. Miał nadzieję, że agent jeszcze tkwił nad kubkiem swojej kawy, dzięki czemu wszelkie formalności mogliby dopełnić do końca tego dnia, co zaoszczędziłoby Bruno wizyty w biurze nieruchomości kolejnego dnia i pozwoliłoby jak najszybciej wynieść się z pensjonatu.
Chociaż w tej kwestii szczęście mu dopisało, dlatego w pensjonacie pojawił się dopiero późnym wieczorem, tylko po to, by się spakować, wymeldować i podjechać do wynajętej willi, gdzie zamiast cieszyć się zamknięciem kwestii tego, gdzie miał mieszkać raz za razem sięgał po telefon, wybierał numer Wyatt, rozmyślając się, ilekroć był bliski wciśnięcia zielonej słuchawki, tudzież wysłania smsa. Nic, co chciałby jej powiedzieć lub napisać, nie wydawało się być tym, co powinno paść tak szybko.

zt.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ