asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
41.

Nienawidziła spędzać w szpitalu więcej czasu, niż było to wymagane. W zasadzie nawet tego wymaganego czasu nienawidziła i denerwowała się za każdym razem, kiedy po jakimś durnym badaniu, które wymyślił Jonathan, nie mogła wrócić do domu autobusem, tylko musiała czekać na niego, bo miał swoją awersję do komunikacji miejskiej i był przewrażliwiony w kwestii jej zdrowia. Rozmowa o tym, że robi się chłodnej, z uwagi na jesień, wcale nie robiła na nim wrażenia. Mimo to, poziom frustracji Marienne skończył, gdy oznajmił, że wypadła mu jedna konsultacja online z lekarzem z Sydney i jeszcze potem będzie musiał pójść do sali rehabilitacyjnej, bo jakiś lekarz zostawił tam dla niego dokumenty wspólnego pacjenta, bo sam został wezwany pilnie na blok. Chwilę więc siedziała, podrygując nogą, aż nie podniosła się i nie zapytała, czy jak pójdzie po dokumenty, to szybciej stąd wyjdą. Okazało się, że owszem, więc nie było co się zastanawiać... no i faktycznie nie zastanawiała się ani wtedy, ani też wtedy, gdy zgarnęła z wieszaka biały fartuch lekarski, zakładając go na siebie na korytarzu. Nie miała ochoty, by jakikolwiek lekarz do niej podchodził i traktował za pacjenta. Już była biała jak ściana, serce jej waliło, w ustach zaschło, a nogi miała jak z waty. Na co dzień była nie do zdarcia, ale szpitale naprawdę ją przerażały, jak nic innego, mimo to dzielnie stawiała kroki, ignorując to, jakie te są ociężałe. Plan był jasny, dotrzeć do celu, zabrać teczkę opisaną imieniem i nazwiskiem, które przekazał jej Jonathan i wracać do niego w te pędy. Szło nawet nieźle, zjechała windą, odnalazła odpowiedni gabinet, drzwi były otwarte, wlazła do środka dumna z siebie i... i zrozumiała, że na kozetce siedzi jakaś kobieta, z opatrunkiem dłoni.
- Eeeeee - została przyłapana na nieprzygotowaniu. Tak bardzo skupiła się na unikaniu lekarzy, że kompletnie nie myślała, co będzie, gdy trafi na pacjenta. - Dzień dobry - oznajmiła więc, wychodząc z założenia, że spoko luz, jakoś to będzie, da sobie radę. Jest tu w prostym celu. - Ręka się goi? - wypaliła więc pierwsze co przyszło jej do głowy, dociskając plecami drzwi, aby zamek przeskoczył, po czym wzrokiem szybko zaczęła skanować pomieszczenie, w poszukiwaniu przeklętej teczki. Byłoby o wiele lepiej, gdyby mogła tutaj grzebać w pojedynkę, a nie z widownią, w postaci nieznajomej.

Nina Peterson
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#15

Nikt nie lubił szpitali, nie jako pacjent. Nie było w tym chyba nic złego, ani dziwnego, bo zdecydowana większość powodów do pobytu w takich placówkach nie było niczym dobrym, nie zwiastowało powodów do zadowolenia, a raczej zwiastowało problemy. Wyjątkiem może był poród, ale to też nie do końca taka przyjemna sytuacja. Tak przynajmniej Ninie się zdawało, ale ona nie miała jeszcze okazji, aby to przeżyć i nie planowała w najbliższym czasie. Jak ją w końcu stąd wypuszczą (a to w końcu musiało być wielkim przesadzaniem, bo była ledwo trzeci dzień w szpitalu), to była skłonna zarzekać się i zakładać, że jej noga szybko w tym miejscu ponownie nie stanie. Było to dość przykre stwierdzenie, bo nie dość, że nie planuje być tu pacjentką, to do pracy, w zaciszu szpitalnej apteki również się nie pojawi. Trudno, była młoda, na pewno szybko zaadaptuje się do tej sytuacji. Nie chciała robić z siebie ofiary, nie przy innych, którzy poniekąd wymagali od niej bycia twardą i cieszenia się tym, że skończyło się tylko na poturbowanych kościach, ale nic poważnego się jej nie stało. To była taka, jak każdy od niej oczekiwał, choć nie koniecznie było to to, jak sama czuła.
Po spotkaniu z matką i przyjacielem rodziny, czyli Jona, została na pewien czas sama z fizjoterapeutą w gabinecie. Na pewno ta wizyta dużo jej dała, ale także spowodowała sporo bólu i niewygody, więc jak tylko ten opuścił na chwilę gabinet, to odetchnęła z ulgą. Nie miała nic przeciwko temu, aby poczekać parę minut aż wróci z tym, czego zapomniał zabrać. Tak zrozumiała jego słowa, choć właściwie to nie dałaby sobie nic uciąć. No może poza tą połamaną ręką, która jej do niczego się nie przydawała ostatnio.
-Ałł...-jęknęła pod nosem, bo aż wzdrygnęła się, gdy drzwi skrzypnęły. Nie była gotowa na takie wejście, choć właściwie nie było to żadne gwałtowne trzepnięcie drzwiami czy coś takiego. Jednak za nimi zobaczyła zdecydowanie inną osobę, niż się spodziewała. Jednak nie sądziła, że jest to coś złego, ani że osoba jest nieodpowiednia. Nie znała każdego pracownika szpitala. -Dzień dobry-przywitała się, zerkając na nią pytająco. Założyła z miejsca, że lekarka, bo kto inny nosi kitel, przyszła tu dla niej. Jakaś kolejna konsultacja, czy coś takiego. -Hm, chyba jeszcze za szybko, aby się goiło-stwierdziła, bo przecież dopiero co poprzedniego dnia miała operację. Ale co ona się tam znała, na pewno medycy wiedzą więcej o całym przebiegu leczenia. Możliwe, że kobieta po drodze została wprowadzona w temat, stąd taka, a nie inna reakcja i totalny brak zainteresowania jej kartą, która musiała gdzieś leżeć, pomiędzy innymi papierzyskami.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nawet w ciąży będąc, Mari nienawidziła przebywać w szpitalu, ale już przynajmniej oduczyła się robić histerii przed wejściem i zapierać się nogą o framugę. Był to jakiś postęp. W dodatku sama tutaj przyszła, chociaż tego akurat zaczynała żałować, skoro w pomieszczeniu poza nią znajdowała się jeszcze jakaś pacjentka. W głowie już ciskała wiązankami, że Jonathan mógł sam tutaj przyjść, ale jednocześnie wiedziała, że miał dzisiaj tyle na głowie, że przez cały dzień nie opuścił swojego gabinetu nawet po to, by pójść po coś do jedzenia. Mimo wszystko Mari wiedziała, ile ma na głowię, szczególnie teraz, gdy został dyrektorem i pracy było zawsze więcej, niż czasu na nią. Chociaż w taki sposób mogła go odrobinę odciążyć, więc zamiast uciec z przerażeniem, zaczęła wzrokiem prześwietlać pomieszczenie.
- Proces gojenia rozpoczyna się bardzo szybko - powiedziała coś, co kompletnie było na nią za mądre, ale nie były to akurat jej słowa. Kiedy miała przeszczep zastawki, burczała na Jonę, pytając kiedy się zacznie goić, a on wtedy mówił, że już się zaczęło, bo to nie początek jest ważny, ale długość trwania. Strasznie ją wtedy zdenerwował, więc utkwiło jej w pamięci i mogła się wyjątkowo popisać.
Odepchnęła się też w końcu od drzwi i podeszła do blatu znajdującego się pod jedną ze ścian, na której leżały jakieś teczki. Może jedna z nich była właśnie tą, po którą Marienne tutaj przyszła? Na to liczyła, więc zaczęła po prostu czytać to, jak były one opisane, ale przy tym czuła na sobie ciągle wzrok i cisza też była nie do końca przyjemna. Z jednej strony miała wrażenie, że nie powinna zagadywać pacjentów, kiedy nielegalnie paradowała w fartuchu, ale z drugiej... nie lubiła takich ciężkich klimatów.
- Umm... pani tu jest w jakimś konkretnym celu? - zagadnęła więc, czując, że jak ktoś ma się odezwać, to chyba będzie musiała być to Marienne. W sumie nie miała o to żadnych pretensji, ona też nie lubiła w szpitalu z nikim rozmawiać, więc w zasadzie już nie była pewna, czy lepiej zagadywać, czy nie.

Nina Peterson
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Chyba nikt nie lubi być pacjentem w szpitalu. Bo chyba właśnie to było problemem, ta wiedza, że coś jest nie tak, lub może pójść nie tak. Nina w tym momencie chyba zaczęłaby utożsamiać się z podejściem Mari, a jej słowa, tłumaczące jej odczucia, zyskane już przecież w tak długim okresie, zdecydowanie miałby więcej sensu, niż jeszcze tydzień temu, kiedy jedynym skojarzeniem z przychodzeniem do szpitala, blondynka miała z pracą w tym miejscu. Była niewątpliwą szczęściarą, że nigdy wcześniej ani ona nie była pacjentem, ani nikt z jej bliskich. Choć po tym wypadku i tak dalej powinna nazywać się szczęściarą, bo nie było zagrożenia życia, ani jakiegoś trwałego kalectwa, minie parę dni i już ten cały pobyt będzie przeszłością. Wiele osób mogłoby jej tego zazdrościć.
-To dobrze. Im szybciej się zacznie, tym szybciej się skończy-powiedziała. No, tak by było w idealnym świecie. Jakby była na studiach związanych z ekonomią, to pewnie słyszałaby o metodzie FIFO i LIFO, które zdecydowanie można było przekładać na wszelkie inne dziedziny życia. Wbrew w miarę medycznym studiom, to Nina absolutnie nie wiedziała nic o tym, jak tkanki się regenerują, ani innych rzeczy, które działy się w trakcie jej pobytu. I szczerz była z tego powodu szczęśliwa, bo jednak inaczej odbierała takie medyczne informacje i określenia na żywo, a inaczej oglądając to w serialu. Nie oszukujmy się, lubiła te amerykańskie produkcje i w pewnym momencie swojego życia na bank oglądała Greys Anatomy. Nie była tą osobą, która odwracała wzrok na widok scen w sali operacyjnej. A tu? odwracała wzrok w momencie kiedy ktokolwiek zerkał na jej rany, aby przez przypadek tego nie zauważyć.
Nina też czuła się nieswojo, choć tak naprawdę nie bardzo była zdziwiona, że ktokolwiek wchodzi do jakiegokolwiek pomieszczenia, bez słowa, robi to co ma robić i wychodzi. Czasem, zwłaszcza w godzinach wieczornych, pielęgniarki przychodzące sprawdzić, co u niej, jak leci kroplówka, czy coś takiego, nie odzywały się do niej słowem
-Z tego co zrozumiałam rehabilitanta, to miałam tu za niego poczekać, bo po kogoś poszedł-powiedziała niepewnie, bo po tak konkretnie zadanym pytaniu, Nina zaczęła wątpić, czy dobrze zrozumiała mężczyznę. Nie wiedziałaby jak do tego doszło, ale skoro pracownik szpitala dziwił się jej obecności tutaj.-Powinno mnie tu nie być? Mogę wrócić do sali-zapewniła. Choć też zazwyczaj nie pozwalano się szlajać pacjentom po szpitalu samemu i na wszelkie wizyty i badania byli odprowadzani czy odwożeni przez salowe i salowych. Jednak Nina, choć pewnie powoli i lekko obolała, doczłapałaby się do swojego łóżka, bo jako pracownik znała korytarze.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Bez wątpienia Marianne należałaby do osób, które zazdrościły Ninie. Sama nie miała już szans na oddzielenie się od szpitala, a decyzja o zatrzymaniu ciąży niosła ze sobą o wiele więcej konsekwencji, niż mogłaby przypuszczać w chwili, w której definitywnie odmówiła aborcji. O medycynie wiedziała niewiele... długi czas nie potrafiła nawet zapamiętać, jaki zabieg dokładnie przeszła i jakiego typu leki bierze. Tam, skąd pochodziła, lekarzy nie darzyło się szacunkiem, a strachem i prędzej, niż za zbawców, miało się ich za krwiopijców gotowych wyssać z każdego niewspółmierną do pomocy ilość pieniędzy. Było to bardzo niesprawiedliwym podejściem i też z tego względu, z początku ocenia Jonathana w oczach Mari była raczej nienajlepsza, ale niestety tak właśnie działały dość ograniczone społeczności, posiadające klapki na oczach i nie próbujące tego zmienić.
- No dokładnie. Domyślam się, że chciałaby pani już wrócić do domu, a nie tutaj tkwić - skinęła jej głową, bo w gruncie rzeczy, nawet jeśli aktualnie była w dość niełatwej sytuacji, wciąż należała do osób bardzo otwartych. Potrafiła dogadać się z obcym na przystanku i poprowadzić z nim zajmującą dyskusję o wszystkim. Ba! Miała na palcu pierścionek zaręczynowy, który dostała od największego gbura, jakiego w swoim życiu poznała, więc naprawdę prowadzenie rozmów, niezależnie od poziomu znajomości czy charakteru towarzystwa było jej mocną stroną.
- Och, czyli ktoś tu zaraz do ciebie wróci? - drgnęła delikatnie, gdy Nina wspomniała o rehabilitancie. Nie chciała się przed nikim tłumaczyć, ale też może ktoś inny pomógłby jej znaleźć dokumenty? Musiała to przeanalizować, co zaowocowało zmarszczeniem nosa i chwilowym zawieszeniem. - Nie, nie! No co ty! - wybiła się jednak na czas z tego zamyślenia, kręcąc żywo głową na boki, jak i dłońmi w powietrzu, aby mieć pewność, że przekona dziewczynę do tego, że jest tutaj mile widziana. - W zasadzie to nie wiem, czy masz tutaj być, czy nie, ale jak ktoś tobie kazał, to znaczy, że tak - zaplątała się i westchnęła przy tym, bo jednak to przyniesienie dokumentów nie miało być takie łatwe, jak z początku sądziła. - Mnie po prostu ten przebrzydły dyrektor wysłał po jakieś papierzyska i mówił, że znajdę je bez problemu... - burknęła w przypływie frustracji, pozwalając sobie na nazwanie Jony tak, jak go nazwała. Nikt, kto znał bliżej Mari nie miał wątpliwości co do tego, że kochała Jonathana, ale przy tym zdecydowanie nie należała do kobiet, które o swoim mężczyźnie mówią, jak o słodkim misiu pysiu... no chyba, że chciała go trochę podrażnić, to wtedy mogła.

Nina Peterson
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na pewno sytuacje Marii i Niny nie były współmierne, czy podobne do siebie w żadnym względzie, może poza jednym - jak na lekach się znała, związkach chemicznych i co używa się w przypadku schorzeń, tak nazwy zabiegów i bardzo szczegółowe nazwy medyczne brzmiały dla niej jak chiński. No i może jeszcze to, że trochę ją igły przerażały, krew i innego rodzaju medyczna paplanina. To jednak było totalnie nieporównywalne do tego, jak przedstawiane było to w serialach medycznych. Oczywiście, że takie Nina oglądała, choć bez aż tak wielkiego zapału, jak inne, bardziej obyczajowe.
-Zdecydowanie, ale to chyba dość normalne podejście-stwierdziła, zdobywając się nawet na delikatny uśmiech, mając nadzieję, że będzie wyglądać dość sympatycznie. Choć równie dobrze mógł pojawić się jakiś grymas na jej twarzy związany z tym wszystkim, przez co przechodziła - i to raczej w kwestii fizycznej, związanej z bólem i niewygodą, niż jakimiś przeżyciami duchowymi. Nina też nie była zła w prowadzeniu rozmów, choć raczej zależało o tego, na jaki temat ta rozmowa miałaby się toczyć. Czy o pogodzie, czy o uwarunkowaniu monsunów na wysokość uprawy ryżu na Równinie Wschodniomongolskiej. Jednak nie zamierzała ignorować starań Mari.
-Z tego co rozumiałam, to tak. Przed chwilą byłam tutaj z lekarzem i....-zawahała się, bo w sumie trochę lamerskie było mówienie, że była tutaj z lekarzem i rodzicami, którzy byli przyjaciółmi i spotkanie w sumie było tylko spotkaniem się na ploteczki i ojojanie Niny. Inna sprawa była taka, że akurat Marianne mogła tym faktem być zainteresowana, skoro to jej narzeczony był tym przyjacielem i miało to sens, że przez przypadek zostawił tutaj coś, gdy zaczął się spieszyć na inną wizytę czy jedno z miliona innych zajęć, które miał jako dyrektor szpitala.
-Mogłam coś źle zrozumieć, ale nie wydaje mi się...-powiedziała, powstrzymując się od schodzenia z kozetki, jakby kobieta faktycznie była w stanie ją powstrzymać od tego, aby wrócić do sali. Poczeka na tego rzeczonego fizjoterapeutę, skoro nikt jej stąd nie wyganiał. A kto wie, czy nada moment nie doczeka się tej osoby.
-Wainwright? Był tu przed chwilą, zobacz może tam-wskazała zdrową ręką na przeciwny kierunek, gdzie była jeszcze jedna szafka. Wiedziała stąd, że cztery osoby w tym pomieszczeniu to było wiele i rozpierzchli się oni wszyscy po wszelkich kątach pomieszczenia, przez co blondynka kręciła głową raz w jedną, a raz w drugą stronę aby nadążyć z konwersacją. Choć musiała przyznać, że trochę zdziwiło ją to, że jakiś pracownik tak się wyrażał o dyrektorze, niezależnie od tego, czy miał świadków na to i kto tym świadkiem był. No ale nie chciała tego komentować, w końcu kobieta nie miała prawa sądzić, że jakiś przypadkowy pacjent będzie wiedział kto to jest i to prywatnie i służbowo na dodatek.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Jeśli chodzi o zdolności w prowadzeniu rozmowy Marianne, to były one całkiem dobrze rozwinięte, ale wciąż ona sama niewiele tak naprawdę mogła. Tutaj miała wrażenie, że swoim wtargnięciem sprawiła, że nieznajoma jej dziewczyna czuła się nieco niezręcznie. Może w innych przypadkach starałaby się bardziej, ale gdyby jednak rozmawiała z kimś, kto tak, jak ona, nie lubi personelu szpitala, wolała nie stresować niepotrzebnie tej pacjentki.
- No tak - rzuciła więc tylko, bo chyba wyczerpała potencjał tej kwestii, a przy tym mogła się skupić na papierach, które nadal przebierała, w poszukiwaniu tego jednego nazwiska, jakie podał jej Wainwright.
Cóż, gdyby Mari wiedziała, że chodzi o Jonathana, na pewno byłaby zainteresowana. Był on najbardziej zamkniętym człowiekiem, jakiego znała, takim, co z powodu swojej gburowatości i wycofania uchodził za wybitnie cichego i ponurego, więc byłoby to czymś interesującym. Nie szukał kontaktu z ludźmi, którzy nie szukali go z nim, a w dodatku większość dnia spędził w swoim gabinecie, nad papierami, przez co też teraz Mari zmuszona była chodzić dla niego po szpitalu. Kompletnie więc nie skojarzyła, że może chodzić o Wainwrighta, bo on sam mówił, że dokumentacje w tej sali zostawił dla niego ktoś inny.
- Dobra, to w takim razie muszę się pospieszyć, nieszczególnie chcę spotykać innych lekarzy - mruknęła pod nosem, ale na pewno na tyle głośno, by jej towarzyszka usłyszała, bo w sali poza tymi słowami nie było żadnych innych źródeł dźwięku, które mogłyby je zagłuszyć. Ulżyło jej też, że pacjentka nie chciała jednak wychodzić, bo cała ta akcja z dokumentami miała być szybka, a Chambers miała być jak ninja, a nie... wszystko układać wedle siebie, łącznie z rannymi.
- Był tu? - zapytała całkowicie skonsternowana. W końcu była przy nim w szpitalu prawie zawsze, bo bała się zostawać sama. - Wyszedł tylko raz na jakieś dziesięć minut... mówił, że do łazienki, co za przebrzydły kłamczuch! - obruszyła się, kiedy przezanalizowała sobie to wszystko. Teraz był w trakcie tych ważnych konsultacji online, przez które i Chambers utkwiła w szpitalu, ale jak je skończy, na pewno sobie z nim wyjaśni tę sytuację. - To skoro tu był, to czemu sam nie zabrał tej teczki... co jest z nim nie tak? Niemożliwe, aby zapomniał, zwykle jest skupiony, jak mnich na przemyśleniach - psioczyła sobie dalej, bo rzeczywiście Jonathan dość mocno skupiał się na wykonywaniu swoich zadań i raczej ten profesjonalizm nie pozwalał mu na takie głupie błędy, jak pójście gdzieś po dokumenty i powrót bez nich. Być może spotkanie rodziców Niny tak go zaskoczyło, ale tego Marianne nie mogła wiedzieć, to raz, a dwa... pewnie fakt, że cały czas martwił się o rudzielca też mu nie pomagał. - Nie widzę... ech, wykończy mnie to wszystko. Nie jestem jego sekretarką - kontynuowała sobie, biadoląc na pana W, bo dzięki temu nie stresowała się tak tym, że przebywała w szpitalu. Ci co ją znali, nie mieli wątpliwości co do tego, jakimi silnymi uczuciami darzy dyrektora, ale też nie planowała o tym paplać przy każdej okazji.

Nina Peterson
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Generalnie Nina nie była najgorsza w prowadzeniu rozmów, potrafiła wypowiedzieć się na różne tematy i tego oczekiwano od kogoś takiego, jak ona. Wychowana w wyższych sferach, wykształcona, obyta w towarzystwie - dlatego też potrafiła rozmawiać o koreczkach z łososiem, czy o najnowszej produkcji, która szturmem zdobywała Broadway, a także na temat tego, co czytała w ostatnim czasie. Jednak nikt, nigdy nie wymagał od niej, ani nie przygotowywał jej do wymiany uprzejmości z pracownikami szpitala, w którym była pacjentką. Trzeba było jej wybaczyć tą nieporadność czy nieumiejętność znalezienia odpowiedniego tematu do rozmów. W końcu jakby teraz zaczęła rozprawiać o australijskiej pogodzie, która pokazywała naprawdę piękny koniec lata, to byłoby to naprawdę nie na miejscu, w końcu to był tak dziwny temat do rozmów bez odpowiedniego kontekstu, że chyba lepiej po prostu milczeć.
-To nie na lekarza czekam, na fizjoterapeutę...-powiedziała, choć tak naprawdę wiedziała, że dla Marianne to żadna różnica. Nie sądziła, aby ktoś kto z jakiegoś powodu chciałby unikać lekarzy, nie miałby nic przeciwko temu, aby spotkać kogokolwiek innego z pracowników szpitala. Chyba, że kobieta naraziłaby się komuś konkretnemu, czy zrobiła coś głupiego, bojąc się że inni słyszeli już o tym plotki. Nina na pewno by się w takiej sytuacji zapadłaby się pod ziemię i chciała zmienić miejsce pracy. Już teraz czuła się nieswojo z myślą, że mogą chodzić jakieś ploteczki po korytarzach na temat tego, jak się zachowywała jako pacjentka w swoim miejscu pracy.
-Owszem-powiedziała. Nie sądziła, że była to jakakolwiek tajemnica - w końcu to nie tak, że w związku ze znajomością go łączyło się jakieś specjalne traktowanie. Jona, przyjaciel jej rodziców, pracował na zupełnie innym oddziale, nie miał nic wspólnego z obecnymi urazami blondynki, więc też nie zamierzała ukrywać jego obecności w pomieszczeniu chwilę wcześniej. -Och nie gniewaj się na niego. Jestem pewna, że nie był wcale zachwycony musząc wysłuchiwać jęki swoich przyjaciół, którzy zapomnieli, że ich córka ma 24 lata, a nie pięć-uśmiechnęła się z zawstydzeniem. Serio, czuła się totalnie traktowana jako dziecko. Wszystko za nią robiono, podawano, aż brakowało, aby ktoś pogryzł śniadanie za nią, w końcu połamana lewa ręka powodowała, że cofała się w rozwoju. A najgorsze jest to, że nie robili tego tylko w prywatności, ale przy wszystkich pracownikach szpitala. Przy Chambers na pewno też by tak robili, nie widząc w tym nic złego. -Jestem pewna, że został zagadany, plus na pewno chciał się ich pozbyć jak najszybciej. -Nie wiedzieć czemu, ale Nina czuła potrzebę wytłumaczenia lekarza, zupełnie jakby faktycznie miała go spotkać jakaś złość ze strony kobiety. Peterson nie miała pojęcia z kim rozmawia, ale nie sądziła, że ktoś taki, jak Wainwright akurat mało kogo się bał. A już na pewno nie swoich pracowników, bo to nie wypadało.
-Pomóc?-zapytała, zsuwając się z leżanki. W końcu ona widziała z czym lekarz przyszedł i co robił w pomieszczeniu. Choć absolutnie nie wiedziała, czego to miałyby w tym momencie szukać. Papierów było sporo w tym pomieszczeniu, jak na jakiś przypadkowy gabinet zabiegowy, ale jak widać, Mari była bardziej wybredna i chciała coś konkretnego ze sobą zabrać.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Jako dziewczyna wychowana we wsi zabitej dechami, gdzie trudność stanowiło poprawne składanie zdań, Marianne niestety nie miała za sobą wychowania, w którym uwzględnione zostałyby lekcje prowadzenia rozmowy. Mimo to uważała, że i bez nich radzi sobie całkiem nieźle. Też byłaby w stanie pociągnąć dyskusje o jedzeniu, zarówno tym prostym, jak i burżujskim, o książkach, tych, które czytała, ale też tych, o których nigdy nie słyszała, pogoda też ją nie przerastała. Ona z kolei uznawała zasadę, że jednak milczenie wprowadzało pewną niezręczność.
- A to jakaś większa różnica? Wszyscy tutaj są równie przerażający - podsumowała, skinąwszy przy tym głową, jakby sama nie miała na sobie lekarskiego fartucha. Generalnie chodziło jej o to, by nikogo z personelu nie spotkać, podczas tej swojej wyprawy po dokumenty dla Jonathana.
Sama Marianne nie pomyślała o tym, że Jonathan pracował na innym oddziale i nie powinno tu go być, bo jednak jako dyrektor musiał załatwiać różne rzeczy w różnych miejscach, ale skoro już tutaj był, to po co ona musiała biegać? Zanotowała sobie w pamięci, by mu to wypomnieć, ale zaraz nieco straciła azymut, słysząc o jakiś jękach swoich przyjaciół. Jako osoba całkowicie niesocjalna, raczej nie wpisywał się w ploteczki i też sama Chambers nic o żadnych przyjaciołach nie słyszała.
- Pewnie rzeczywiście nie był... Jona strasznie kręci nosem na tego typu rozmowy. Nie wiedziałam, że go znasz - przyznała zgodnie z prawdą, czując się nieco niepewnie, bo przestała rozumieć tę sytuację. Jak przystało na osobę, która lubiła ludzi i interesowała się ich sprawami, w sytuacji, w której nic nie wiedziała, nie umiała się za dobrze odnaleźć. Zmierzyła więc dziewczynę wzrokiem, w głowie notując tak po prostu, że ta była od niej o cztery lata młodsza. - Nieszczególnie pochlebnie wypowiadasz się o swoich rodzicach - zauważyła marszcząc nos, bo też nie wiedziała co innego mogła powiedzieć. Musiała też wrócić do szukania dokumentów, ale te jakby straciły jej zainteresowanie. - W każdym razie nie musisz go tłumaczyć, Jonathan zawsze robi co chce i to raczej innymi rozporządza - westchnęła, odwracając się z powrotem do szafki. - Nie, nie... z twoją ręką proszę niczego nie ruszaj, bo będzie potem na mnie! - podskoczyła wręcz, gdy zobaczyła, że dziewczyna schodzi ze swojego miejsca. Całe szczęście, jakby na zawołanie znalazła teczkę, która opatrzona była danymi podanymi jej przez Wainwrighta. - Mam! - oznajmiła więc, unosząc zgubę w powietrze, bo myślała już, że tutaj urodzi, a jej nie znajdzie. W jej stanie, faktycznie mogło to możliwe, hehe.

Nina Peterson
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Posiadanie błękitnej krwi, czy to rzeczywiście, czy w przenośni (jakby faktycznie posiadanie tytułów powodowało zmianę koloru tego, co płynie w żyłach) wcale nie musiało nic znaczyć. Pewne umiejętności interpersonalne po prostu się ma lub się ich nie ma, więc Marianne nie powinna sobie nic wyrzucać, że nie miała lekcji etykiety, czy innej ogłady, lub w inny sposób nie pokazywano jej jak błyszczeć w towarzystwie. Jak widać na załączonym obrazku, to wcale nie musiało powodować jakichkolwiek problemów, bo jakiejś wielkiej różnicy pomiędzy dwiema paniami widać nie było.
-Właściwie to tak.... Choć czy ja wiem?-właściwie to lekarz był w tym momencie najbezpieczniejszą opcją - sam nie sprawiał bólu, tylko się mądrował i dyktował kolejne zlecenia i zalecenia. Najbardziej ranić mogły słowa, a pielęgniarka znacznie częściej ten fizyczny ból sprawiała poprzez zastrzyki, pobieranie krwi i tym podobnym, mimo że na cudzy rozkaz. A tak naprawdę, to właśnie fizjoterapeuta był chyba najgorszy z całej tej zgrai, bo on często celowo sprawiał ból, tłumacząc, że teraz musi boleć, aby później było lepiej. Niby miało to sens, ale przyjemności w tym żadnej nie było.
-Cóż, ja mu się absolutnie nie dziwię...-No, okej. Nie na co dzień dziecko przyjaciół trafia na szpitalny oddział, ale przecież nie było żadnego zagrożenia życia, to po co siać panikę i poruszać wszystkich znajomych, aby się ich dzieckiem dobrze zajmowali... Ninie było trochę wstyd za to, no ale była nauczona tego, by nie negować zachowania swoich rodziców. -Tak, przyjaźni się z moimi rodzicami, więc też go oczywiście znam-przyznała. Można być introwertykiem, ale jednak przyjaciół mieć, zwłaszcza takich od lat można było. Nina również była tego przykładem, bo trudno było powiedzieć, że jest duszą towarzystwa!
-Nie, dlaczego...-odpowiedziała zbita z tropu. Mówienie źle na temat rodziców było dla niej czymś karygodnym i to stwierdzenie niemal ją zabolało. Może faktycznie się zapomniała i powinna była ugryźć się w język, pomyśleć dwa razy, zanim cokolwiek powie. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie wiedziała kim była kobieta, z którą tutaj rozmawiały w tym gabinecie. A co, jeśli by to doszło do państwa Peterson?! Zdecydowanie nie powinna była tak mówić.... -Bardzo cenię swoich rodziców, naprawdę. Po prostu uważam, że trochę spanikowali w tej całej sytuacji z moim wypadkiem...-starała się jakoś zgrabnie wybrnąć z tego, choć w jej myśli już pozostała myśl, że źle wypowiadała się na głos na temat matki i ojca.
-W porządku- Powiedziała, wracając z powrotem na kozetkę, gdzie do tej pory siedziała. Czułaby się nieswojo, gdyby miała grzebać po cudzych rzeczach, choć dziwnie też było siedzieć, machać nogami i podrzucać pomysły, gdzie można było jeszcze spojrzeć w poszukiwaniu konkretnej rzeczy... O której Nina tak naprawdę wiele nie wiedziała, stąd jeszcze mniej pomocna mogła być. -Uff, to dobrze. Jakby miało być, a zniknęło, to pewnie mogłoby być na mnie...-sparafrazowała wcześniejsze słowa Marienne, uśmiechając się. Dobrze, że znalazła to, czego tu szukała! Nie, żeby chciała się jej pozbyć, bo w sumie rozmawiało się im całkiem przyjemnie. No i przynajmniej w nawiązaniu do wcześniejszej rozmowy, który zawód lekarski był najgorszy w stosunku do pacjenta, kobieta nie sprawiała żadnego bólu, ani nie straszyła groźnie brzmiącymi diagnozami, więc nie ma co się jej bać i chcieć jej pozbyć za wczasu!

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nie wiedząc co powiedzieć, skupiła się na szukaniu tych dokumentów. Przede wszystkim pamiętała jeszcze, że ma na sobie kitel Jonathana, więc rozsądniej byłoby nie obrażać za bardzo personelu szpitalnego. Nie, żeby robiła to ze złości, po prostu naprawdę się bała lekarzy, nawet nie samego bólu, co ogólnie... wszystkiego co mogli zrobić i jak wpłynąć na jej życie. Została wykonana w poczuciu, że to bezlitosne szarlatany i nawet teraz trudno jej było zapomnieć o pewnych przyzwyczajeniach. Były jednak postępy na tym polu, skoro miała na placu pierścionek zaręczynowy od jednego z takich przerażających doktorów.
- A kim są twoi rodzice? Jak mają na nazwisko? - zagadnęła, zastanawiając się, czy może te kiedykolwiek usłyszała od Jonathana, ale pozwoliła przy tym, by jednym uchem jej wpadło, drugim wypadło. Zamyśliła się przy tym temacie na kilka chwil i może dlatego tak ją zaskoczyły kolejne słowa Niny. Miała wrażenie, że albo wysyła jej sprzeczne sygnały, albo Chambers całkowicie się gubi w tym spotkaniu.
- No wiesz... powiedziałaś, że jęczeli nad tobą - odpowiedziała szczerze, drapiąc się w policzek. Sama Marysia nikogo nie potępiała i ani myślała czynić tego w stosunku do siedzącej nieopodal pacjentki, po prostu starała się jakoś odnaleźć w tej dyskusji. Gdyby wiedziała, że dla Niny tak ważnym jest szanowanie rodziców, pewnie powstrzymałaby się od swojej uwagi. - Spoczko, nie musisz mi się przecież tłumaczyć - wzruszyła ramionami i posłała kobiecie pokrzepiający uśmiech, który miał dodać jej trochę otuchy, bo wydawała się szczerze przejęta. Ucieszyło ją też, że Nina nie próbowała jej pomagać, a już w ogóle była szczęśliwa, kiedy we własnych dłoniach miała tą cholerną teczkę z dokumentami, dla której tutaj przyszła.
- Nie no, aż tak to nie... nikt by ciebie raczej nie posądził o kradzież jakiś głupich papierzysk - zaśmiała się cicho, przyciskając swoje znalezisko do ciała. - No dobrze, to idę to znaleźć demonicznemu dyrektorowi - podsumowała, kierując się w stronę wyjścia. Naprawdę miała sporo szczęścia z tym, że nie natrafiła na żadnego lekarza podczas tych swoich poszukiwań. Nim jeszcze otworzyła drzwi, obejrzała się przez ramię, obdarzając Ninę ciepłym uśmiechem. - Miło było ciebie poznać, mam nadzieję, że niebawem wrócisz do pełni zdrowia - to też nie były słowa, w które nie wierzyła. Był ciepłą osobą, raczej wszystkim życzyła dobrze, niezależnie od tego czy kogoś znała, czy nie. Poza tym wiedziała, jak niefajnie jest być szpitalnym pacjentem, więc gdyby mogła, zatrzymywałaby się przed każdym, powtarzając te słowa i wierząc w ich sprawczą moc.

Nina Peterson
Studentka Farmacji — James Cook University
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Medycyna nie bez powodu przez wiele lat była uznawana za coś ... dziwnego, niezrozumiałego, czy wręcz niechcianego. Choć Nina jakie tako wykształcenie medyczne miała, to nie da się ukryć, że bycie pacjentem absolutnie jej nie leżało i totalnie byłaby w stanie zrozumieć Marianne. Rozumienie tego, co lekarze widzą w zbieraninie znaków i cyferek i wyciąganie z tego daleko idących wniosków, a słuchanie danej diagnozy skierowanej do siebie to były zupełnie dwie różne rzeczy. A oglądanie swoich ran, czy jakiejkolwiek krwi... Brr, Nina na pewno nie będzie miło wspominać pobytu na oddziale. Nawet jeśli wszyscy wokół niej skakali i troszczyli się o nią, co generalnie powinno się komuś takiemu jak ona, podobać.
-Peterson. Ojciec jest prawnikiem, mama wykłada na uniwersytecie.-wyjaśniła. Być może Marianne coś słyszała o nich, być może nie. To zależy jak bardzo Jonathan wtajemniczał swoją ukochaną w życie prywatne, czy powiązania. W końcu Petersonowie na pewno nie byli osobami, które często bywały na językach innych, biorąc udział w różnych skandalach, czy wielce ciekawych wydarzeniach.
-Nie do końca to miałam na myśli...-Cóż, to chyba były sprzeczne sygnały. Prawda była taka, że Nina była od małego wyćwiczona, aby szanować i kochać swoich rodziców, niezależnie od wszystkiego. Do tej pory nie było to dla niej wielkim problemem, bo nie było jakiś większych nieporozumień pomiędzy nimi. Poza drobnym nieporozumieniem w młodości, właściwie nigdy się nie kłócili, bo Petersonówna nie miała czelności. Jednak trochę teraz czuła, jakby traktowali ją jak pięciolatkę, a nie dwudziestoczterolatkę. Stąd może drobne rozgoryczenie, ale bardzo ich szanowała i totalnie czuła przed nimi respekt. -Troszkę są nadopiekuńczy, ale to wspaniali ludzie-wyjaśniła. A może powoli zdawała sobie sprawę z tego, że wcale tak nie jest i tak na prawdę do tej pory grała tak, jak jej zagrają? Trudno stwierdzić, choć było to mało prawdopodobne, by choć taka myśl przeszła przez myśl Niny.
-O matko, nie. Po co by mi były one?-zaśmiała się lekko, bo po co miała chcieć ukraść jakieś dokumenty, które jej nic nie mówiły, ani nie wydawały się jej być przydatne do czegokolwiek. Dobrze, że nikt jej o to nie podejrzewał! No, ale to może nauczyłoby lekarzy, by nosić wszystkie dokumenty ze sobą, lub używać jedynie elektronicznych danych. -W porządku-kiwnęła głową, nie umiejąc nijak humorystycznie skomentować tego stwierdzenia, że Wainwright jest diabłem. Trochę czuła się niezręcznie, głównie dlatego, że go znała. -Dziękuje, Ciebie też było miło poznać-powiedziała, a po zamknięciu drzwi przez Marianne, zaczęła się zastanawiać, ile jeszcze ma czekać na tego fizjoterapeutę. Na całe szczęście już po chwili wszedł do sali i zajął się blondynką.

Marianne Chambers

/zt x2
ODPOWIEDZ