lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
no body, no crime
event fabularny
Obrazek
opis fabuły
Kiedy postanowiliście wybrać się na after party, wydawało się wam, że doskonale znacie najbliższe leśne tereny. Prędko jednak odkryliście, że w ciemnościach wszystko wygląda inaczej, a kiedy przez piętnaście minut nie potrafiliście odnaleźć właściwej ścieżki, jasnym stało się, że się zgubiliście. Niestety brak zasięgu w telefonach uniemożliwiał wam skorzystanie z pomocy podczas szukania drogi powrotnej; postanowiliście zdać się na swój instynkt, wierząc, że w pewnym momencie i tak dotrzecie w miejsce, z którego uda się wam odnaleźć odpowiednią ścieżkę. Dotarliście jednak do nieznanego sobie leśnego jeziora, przekonani w dodatku o tym, że od kilku minut ktoś was bacznie obserwuje.
lista zadań

obowiązkowe: trick or treat - dwukrotne wezwanie MG
  • to ty decydujesz, w którym momencie rozgrywki zajrzy do was MG! aby go wezwać, udaj się do tematu "rzut kostką" i zastosuj kod losowania 1d40. liczba parzysta oznaczać będzie treat, a więc pozytywne zdarzenie, a nieparzysta trick - zadanie negatywne; następnie udaj się do tematu "wezwanie" by zaprosić MG do fabuły
dodatkowe (wykonajcie przynajmniej 3 wybrane)

Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
013.
Susan & Bradley
no body, no crime
W ostatnim czasie ź l e sypiał. Źle oznaczało, że nie sypiał prawie wcale. Z jakiegoś powodu nie radził sobie z nękającymi go myślami; był przekonany, że dawno uporał się z problemami, które niespodziewanie powróciły. Kiedy udawało mu się zasnąć, budziły go nieprzyjemne sny. Starał się ich nie analizować, spychać w szaty kąt podświadomości, wręcz b l o k o w a ć, ale to nie zawsze się udawało. Pomocna – jak zawsze, gdy miał jakiś nierozwiązywalny problem – okazywała się praca. Męczenie ciała dobrze wpływało na jego umysł. A mimo to tego wieczora okazało się nieskuteczne.
Wychodząc z łóżka, był mocno sfrustrowany. Zrzucił gryzący koc na podłogę, o mało nie potykając się o własne nogi, gdy w pośpiechu szukał jakiejkolwiek nadającej się do założenia bluzki oraz w miarę czystych spodenek. I pomimo północy, która niedługo miała wybić, opuścił łódź, by pobiegać.
Biegł długo. Biegł szybko. Wydawało mu się, że nie kierował się w żadną konkretną stronę, a jedynie bezmyślnie przebierał nogami; przecież jego jedynym celem było zmęczenie ciała. Dopiero gdy stanął, by zaczerpnąć tchu, zorientował się, że dobiegł aż do Tingaree. Przeraziło go miejsce, w którym się znalazł. Przeraziło go, że dokładnie pamiętał tę ścieżkę. Kojarzył nawet chatę nieopodal, w której za czasów jego dzieciństwa mieszkała rudowłosa dziewczynka, z którą zdarzało mu się bawić. Świadomy tego, gdzie znajdował się jego d o m, skręcił w przeciwną stronę.
I wtedy ujrzał dym.
Jego pierwszą myślą była ucieczka – mógłby udać, że nie dostrzegł ciągnącej się ku niebu strugi duszącego dymu i pozwolić, by ogień strawił to, co napotka na swojej drodze. Przecież to nie było jego zmartwienie, nie jego p r o b l e m! Niestety nie dał rady powstrzymać instynktu i nim się zorientował, ruszył w kierunku, z którego wydobywał się szary dym. Gdy znalazł się odpowiednio blisko, usłyszał muzykę. Gdyby nie parszywy humor zaśmiałby się z własnej głupoty oraz idiotycznej potrzeby wykazywania się heroizmem. Żaden z niego bohater. Zamierzał wrócić do domu, nie oglądając się za siebie, lecz jego uwagę zwrócił krzyk – prawdopodobnie kobiecy. Choć dopiero się zatrzymał, ponownie rozpoczął bieg. Przedzierając się przez porośnięty drzewami, krzaczasty teren skaleczył się w policzek, ale wydawał się tego nie zauważyć. Zatrzymał się, ujrzawszy kobietę o jasnych włosach. Stała tyłem. Podszedł do niej. Wiedział, że to Susan – z jego szczęściem nie mogło być inaczej – dlatego gdy znalazł się za nią, położył dłoń na jej ramieniu.
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Będąc córką pastora, ani trochę nie wypadało by blondynka skłaniała się ku celebrowaniu pogańskich świąt takich jak Halloween. Katolicka wiara głosiła radość z życia i czczenie go każdego dnia, zaś święto duchów, było symbolem śmierci, grzechu i wszelkiego zła. Dziewczyna traktowała to jednak jako zabawę i nie wierzyła w żadne przesądy, które głosiły, że cokolwiek mogłoby zaszkodzić jej duszy. Co roku planowała imprezę i przygotowywała własny kostium, by tak jak reszta zainteresowanych, bawić się w klimacie kultowych horrorów i innych, powszechnie znanych produkcji filmowych. Zeszłej wiosny była indianką, dwa lata temu zaś przebrała się krwawą cheerleaderkę. Tego roku, wciągnęła na siebie małą czarną, a na ręce zaciągnęła długie, czarne rękawiczki, sięgające za łokieć. Szpiczasty kapelusz dodał całości charakteru i nie zmieniał zbyt wiele w jej stylu.
Zrezygnowała z organizowanych przez znajomych domówek i dzięki zaproszeniu koleżanki z roku, przystała na propozycje pobawienia się na terenach nie tak bardzo odległych od jej domu. Co prawda dziwnie było wyobrazić sobie taką imprezę w Tingaree ale za nic w świecie nie mogłaby tego przegapić! Gdy zjawiła się w miejscu gdzie organizowane było ognisko, impreza trwała w najlepsze. Głośna muzyka, poprzebierani ludzie i plastikowe kubki, porozrzucane po rezerwacie. Zastanawiała się jedynie czy znajdą się ludzie, którzy chętni będą to wszystko pozbierać. Po kilku godzinach, w towarzystwie zaczęły krążyć plotki o jakobym after party, organizowanym nieco głębiej w lesie i choć blondynka początkowo wolała zostać w obecnym towarzystwie, to po kilku namowach postanowiła sprawdzić czy przenoszący się nieco dalej after, był równie ciekawy co impreza na ogniskiem. Ruszyła więc w obecności koleżanek w las i nie mając pewności dokąd się kierowały, starała się trzymać towarzystwa. Zbytnio się jednak rozkojarzyła, gdy na ekranie telefonu dostrzegła imię współlokatorki. Odebrała video połączenie i potykając się o wystające gałęzie, streszczała przyjaciółce wieczór. Gdy zaczęła tracić zasięg, spostrzegła, że dziewczęta oddaliły się od niej, a ona została sama w ciemnym lesie. Rozłączyła się więc i włączyła na chwile latarkę by rozświetlić sobie drogę. Niestety, rozwiązanie to na nic się nie zdało, bo otaczały ją jedynie korony drzew i c i e m n o ś ć.
Słaba bateria w końcu dała o sobie znać, dlatego zatrzymała się i wyłączyła ją, chcąc zachować resztkę na później. Zaczęła wołać przyjaciółki, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi. Głucha cisza.
Zaczynała odczuwać ziąb i strach, wywołany lekką paniką i brakiem odzewu, jednak niewiele mogła zdziałać, nie wiedząc dokąd powinna się kierować. Przycupnęła więc na konarze drzewa i otuliła się szczelnie ramionami. Po chwili jednak usłyszała pomruk dobiegający z krzaków i wzdrygnęła się. Nie była pewna czy to jej pusty żołądek czy dzikie zwierzę, które czaiło się w zaroślach by upolować sobie kolacje. Podniosła się energicznie i czując, że serce wyrwie jej się z piersi, krzyknęła głośno. Zaczęła biec w przeciwnym kierunku, wpadając na zarośla i gdy zatrzymała się by sprawdzić czy zwierzę za nią podążało, poczuła na swym ranieniu dłoń. Wtedy wrzasnęła jeszcze głośniej, a po jej policzkach popłynęły łzy.
Bradley?! — krzyknęła rozdygotana i przełknęła ciężko ślinę, nie mając pojęcia jakim cudem trafiła tu akurat na niego. Zamiast zadawać pytania, ścisnęła mocniej jego ramię i przymknęła powieki. — Słyszałam coś w zaroślach, chyba mnie goniło — dodała i pociągnęła nosem przestraszona. Chciała czym prędzej wyjść z tego cholernego lasu.


Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Pokonał wiele kilometrów, ale dopiero biegnąc przez las, poczuł zmęczenie. Płuca – rozszerzone przez długotrwały wysiłek – piekły go podczas każdego oddechu. Serce przyspieszyło, udowadniając, że czterdziestoletni mięsień miał ograniczenia, których Bradley nie powinien ignorować. Zaniechanie wymagających treningów, niegdyś stanowiących podstawowy element każdego dnia mężczyzny, odbiło się nie tylko na jego kondycji, ale również s k u p i e n i u. Tak bardzo skoncentrował się na wsłuchiwaniu w kobiecy głos, że całkiem stracił orientację. Z pewnością obrał dobry kierunek, bo z każdym pokonanym metrem niewyraźne dźwięki nabierały sensu, układając się w imiona. Niestety, nie przyszło mu do głowy, by zapamiętać drogę.
Jego klatka piersiowa – do której przylepił się materiał mokrego podkoszulka – unosiła się i opadała, gdy ułożył dłoń na ramieniu blondynki. Zatrzymał się, lecz jego organizm potrzebował kilku minut, by odzyskać harmonię.
— Krzyczałaś — wysapał w pierwszej kolejności, jednocześnie próbując otoczyć ją uważnym spojrzeniem, co leśna ciemność mocno utrudniała. Chciał się upewnić, że była cała. — To mnie mogłaś słyszeć — powiedział, oglądając się przez ramię w poszukiwaniu innego źródła dźwięku lub ruchu.
Powoli odzyskiwał oddech, a wraz z nim bystrość umysłu. Susan była p r z e b r a n a. Miała potargane włosy, które jednocześnie mogły być częścią kostiumu lub dowodem chaotycznego biegu przez gęsto porośnięty teren. To uzmysłowiło mu, że to nie była zwyczajna noc. H a l l o w e e n. Dlaczego wcześniej się nie zorientował? Ostatnie problemy ze snem poważnie zaburzyły jego percepcję. Pogubił się. Stracił kontakt z rzeczywistością i nie odnotował, że miesiąc dobiegł końca. Cholera, nie dokonał rozliczenia. Była to ulotna myśl, lecz dołożyła mu na bark kolejne zmartwienie.
— Zgubiłaś się — stwierdził, nie zadając pytania, które cisnęło mu się na usta. Zastanawiał się, co blondynka robiła pośrodku d z i c z y, lecz nie zdobył się na to, by poprosić ją o wyjaśnienie. Zamiast tego sam dopisał sobie tło, sugerując się tym, jak była ubrana. — Shhh — przerwał jej nagle, gdy próbowała coś powiedzieć. Teraz również on usłyszał dźwięk. Rozejrzał się, poszukując jego źródła, ale nie dostrzegł żadnego ruchu, żadnego poruszającego się krzewu ani nawet śladów.
— Z której strony przyszłaś? — zapytał, starając się nie zwracać uwagi na łzy, które zalśniły w jej oczach. Musiał się skupić, a strach, który w niej dostrzegał mu w tym nie pomagał. Wiedział, że im szybciej wyprowadzi ich z lasu, tym szybciej Susan odzyska spokój.
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Nie miała pojęcia co mężczyzna robił o tej porze w lasach Tingaree, a tym bardziej jak znalazł się przy jej boku, jednak poziom stresu, który nią targał, uniemożliwiał jej w tym momencie racjonalne myślenie. Nie analizowała powodów dla których kręcił się po dżungli w środku Halloweenowej nocy, jednak jego strój świadczył o tym, że zdecydował się na wieczorny bieg z dala od centrum i nie zamierzała tego kwestionować. Po raz kolejny, cieszyła się jego obecnością i odetchnęła z ulgą na myśl, że nie przyjdzie jej włóczyć się w pojedynkę po ciemnym lesie.
Tak.. wystraszyłam się — zająknęła się, spoglądając co chwilę w stronę z której przybiegła. Właściwie nie była pewna czy był to właściwy kierunek, bo niewiele dostrzegała w tych egipskich ciemnościach. Była zbyt przejęta ucieczką, by skupić się na jakichkolwiek szczegółach. — Nie sądzę by jakikolwiek człowiek wydawał takie pomruki. Przypominało to niedźwiedzia albo.. jakiegoś Yowie — skrzywiła się, nie mając pewności jak brunet zareaguje na wzmiankę o leśnej legendzie, którą rodzice straszyli swe dzieci. Chciała ze wszystkich sił wierzyć, że dźwięk dobiegający z zarośli, był niczym innym jak wypuszczanym z płuc tlenem. Oznaczałoby to, że jedynym problemem z którym obecnie się zmagali był brak orientacji w terenie i sprawnej nawigacji.
Przeklinała w myślach moment w którym zdecydowała się odejść od ogniska. Towarzystwo było pijane i na jej drodze mógłby równie dobrze pojawić się jakiś zboczeniec, bo skoro tacy nie bali się zaatakować w środku miasteczka, to co ich ograniczało w miejscu takim jak to? Przebrania zapewniały ludziom anonimowość.
Były ze mną jeszcze cztery dziewczyny. Miałam wideo połączenie od Ell i straciłam je z oczu — wyjaśniła, zdając sobie sprawę jak wspaniałymi koleżankami się otaczała. Zostawiły ją i nie zwróciły uwagi na to, że zabrakło jej na tyłach. I po raz kolejny, dała mu powody by wziął ją za nierozsądną i głupią gąską. Zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, mężczyzna uciszył ją i skupił swój wzrok na zaroślach z których znów dobiegał dziki pomruk. — Nie wiem, nie znam tych terenów i niewiele widziałam jak biegłam. Byłam zbyt przerażona, by zwracać uwagę na cokolwiek — odparła i otuliła się ramionami. Strach mroził jej krew żyłach, jednak czuła nieprzyjemny powiew wiatru, który sprawiał, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. — Znasz drogę powrotną czy znów czeka nas noc w dziczy? — zapytała, zerkając na niego niepewnie.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
S t r a c h nie był często odczuwaną przez niego emocją. Nawet w obecnej sytuacji, tego co nim zawładnęło, nie nazwałby strachem – najwyżej niepokojem, a i tak niedotyczącym jego położenia, a obejmującym dziewczynę. Przejmował się n i ą. O siebie nie dbał, wiedział, że sobie poradzi; nie był to pierwszy raz, gdy znalazł się pośrodku nieznanego terenu pogrążony w całkowitych ciemnościach. Musiał tylko odnaleźć skupienie, a z pewnością wydostanie ich z lasu. Musiał tylko się skoncentrować! Ale jego uwaga była rozproszona. Największą jej część pochłaniała blondynka, od której z trudem odwracał wzrok; jakby obawiał się, że jeśli tylko przestanie jej pilnować, po raz kolejny wpadnie w kłopoty, zawieruszy się i zniknie. Ponadto każdy niepokojący szmer odwracał jego uwagę. Podążał wzrokiem za ich źródłem, lecz niczego nie dostrzegał. Martwiło go to i jednocześnie wzmacniało frustracje. Nie znosił niepewności! Nie znosił również nie znać swojego w r o g a.
— Więc ciebie również straszyli w dzieciństwie opowieściami o Yowie — zauważył, nie patrząc na dziewczynę. — Wiesz, że tak naprawdę on nie istnieje? — dopytał, dopiero teraz zerkając w jej stronę. Uśmiechnął się nawet, lecz był to uśmiech zaledwie szczątkowy; widać w nim było, że nie chciał się dodatkowo dekoncentrować, a jedynie pokrzepić dziewczynę głupawą rozmową.
— Musimy znaleźć miejsce, gdzie drzewa będą mniej zasłaniały niebo — wtrącił. Wyciągnął dłoń i – odrobinę niezgrabnie, po omacku – splótł swoje palce z palcami Susan. Ze względu na panujący wokół mrok, nie mógł w pełni zaufać oczom. Dopiero ścisnąwszy jej drobną dłoń, upewnił się, że nie wymknie mu się niepostrzeżenie. I chociaż wiedział, że to zachowanie podyktowane rozsądkiem, gest wydał mu się dziwnie intymny.
— Myślisz, że również się zgubiły? — zapytał, prowadząc ich w losowo obranym kierunku. Szedł wolno, bo prawie w ogóle nie patrzył pod nogi. Jego wzrok skierowany był w górę i tylko momentami zniżał go, by zerknąć w stronę zarośli; nie chciał bowiem niczego przegapić. — Na pewno nie spędzimy tutaj nocy — zaznaczył twardo. Wtedy ograniczała ich niedostępność łodzi, teraz wystarczyło znaleźć właściwą drogę. — Kurwa, chyba pomyliłem kierunki — przyznał, gdy po kilku dłużących się minutach wędrówki wreszcie się zatrzymał. — Nie mogę zlokalizować Gwiazdy Polarnej. Idąc na północ, powinniśmy dojść do Fluorite View — głośno wyartykułował swoje rozważania, licząc, że ten tok myślenia był prawidłowy i niczego nie pomylił.
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Ona, choć mieszkała pośród leśnych gęstwin, nie miała obycia w terenie i rzadko kiedy znajdowała się w miejscach z których powrót do domu bywał utrudniony. Zwykle ograniczały ją zbyt rzadko jeżdżące autobusy i czas - nie całkowita ciemność i nieznajomość trasy. W jego obecności czuła się jednak o stokroć lepiej i przede wszystkim pewniej; wcześniej, jak mała dziewczynka tułała się bez celu, pogrążona myślą, że przyjdzie jej spędzić noc w ciemnym lesie, gdzie grasowały dzikie i wygłodniałe zwierzęta. Albo Yowie, w którego istnienie nie wierzyła ale co ona tam wiedziała?
Moi rodzice wierzą tylko w J e z u s a i grzechem byłoby wciskać nam takie opowiastki — posłała mu pełne zażenowania spojrzenie, jednak w tych ciemnościach, nie mógł go przyuważyć — Ale za to Ell lubi opowiadać mi takie historie. Wierzy w pradawne duchy, ciemne moce i stwory grasujące w tych lasach po zmroku — dodała, wyjaśniając swą znajomość tutejszych legend. W tejże chwili, chciała za wszelka cenę trzymać się wersji rodziców i tego, że takie zło po prostu nie istniało.
Tak, chyba tak.. — odpowiedziała niepewnie, jak gdyby nie chciała by stwór usłyszał jej słowa. Mogła przecież w ten sposób zachęcić go do ataku.
Nie kwestionowała jego decyzji i kroczyła za nim w ciemno - dosłownie i w przenośni. Był bardziej doświadczony i wiedziała, że jeśli ktoś wyciągnie ich z tego lasu, to tylko on.
Gdy poczuła jego ciepła dłoń, wzdrygnęła się. Nie spodziewała się, że mężczyzna mógł zainicjować jakąkolwiek bliskość i strach wciąż kontrolował jej ciało. Każdy dźwięk i dotyk, generował atak paniki, który w jego obecności pragnęła za wszelką cenę zdusić.
Ochoczo chwyciła jego dłoń i ścisnęła ją mocno, nie chcąc by cokolwiek ich teraz rozdzieliło. Kroczyła za nim, ostrożnie stawiając stopy na nierównym terenie i co róż spoglądała w górę, próbując dostrzec na niebie coś, co miało by im pomóc dotrzeć na skraj lasu. Nie znała się jednak na gwiazdach i geografii tak jak on ale nie była zaskoczona - jako żołnierz, posiadał przecież odpowiednie przeszkolenie.
Nie sądze. Tylko ja byłam tak nierozsądna by patrzeć w telefon w środku lasu — odparła samokrytycznie i skarciła się w myślach. Nie była dumna ze swego występku ale zwyczajnie nie przewidziała takiego obrotu spraw. Była pewna, że koleżanki nie pozwoliłyby jej pozostać w tyle; zwłaszcza w środku lasu. I gdy jego optymistyczne słowa, zdołały obudzić w niej nadzieje na szczęśliwe zakończenie tej mrocznej przygody, mężczyzna zaklnął i zatrzymał się. — To ta gwiazda między Wielkim Wozem, a Kasjopeją? — zapytała, zaskoczona tym jak mądrze to zabrzmiało. Nie interesowała się gwiazdozbiorem ale co nieco kojarzyła jeszcze z czasów szkolnych. Na niewiele jednak zda się ta wiedza, bo wiedziała jak wyglądał Wielki Wóz, nic poza tym. — Zatrzymajmy się na chwilę. Spróbuj zlokalizować ją, nie patrząc tym samym pod nogi — odparła i wkleiła się w jego ramie, nie wypuszczając jego dłoni z uścisku. Jeśli mieli zrobić przerwę, nie chciała ryzykować, że oddali się od niej za bardzo. No i jego bliskość, była czymś z czym wcześniej nie miała do czynienia. Tylko przy nim potrafiła poczuć się b e z p i e c z n i e.


Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Zwykle miał przy sobie sprzęt ułatwiający odnalezienie się w pustce – sprzęt nie byle jaki, bo składający się na wyposażanie żołnierzy australijskiej armii. Teraz musiał polegać na intuicji oraz skrawkach wspomnień ze szkoleń, które odbywał lata temu, w innym życiu.
— To bardzo — urwał, szukając odpowiedniego słowa, które wyrażałoby jego myśli i jednocześnie nie godziło w dobre imię rodziców blondynki. — Ograniczające — zakończył, nie całkiem zadowolony z wyboru. — O tym zdążyłem się przekonać. Próbowała sprzedać mi amulet odpędzający złe moce — powiedział, tłocząc w słowa wyraźną nutę sarkazmu. Zło w postaci karykaturalnych bestii rodzących się w głowach Aborygeńskich przodków rzeczywiście nie istniało, lecz mimo to czaiło się na każdym kroku, czego Susan doświadczyła na własnej skórze. Niekiedy łatwiej było zaakceptować istnienie potworów niżeli dostrzec ich cechy w ludziach znajdujących się tuż obok. Na wyciągnięcie dłoni.
— Dobrze, przynajmniej nie musimy zaprzątać nimi głowy — wspomniał. Wiedząc, że więcej osób zgubiło drogę, czułby się w cholernym obowiązku odnaleźć ich wszystkich – nawet jeśli obecnie sam nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje. Oczywiście nie tylko niepewne słowa blondynki na to wskazywały, ale przede wszystkim fakt, że poza jej głosem nie słyszał innego nawoływania.
Pozwolił sobie zerknąć na Susan, mimo że ciepło jej dłoni upewniało go, że wciąż była tuż obok.
Zatrzymał się, gdy o tym wspomniała. Wysokie drzewa przesłaniały mu widoczność, ale gwiazdy świeciły na tyle jasno, że powinien zauważyć choćby część interesujących go zbiorów. Wpatrzony w niebo, skupiony na odnalezieniu drogi, nie reagował na to, jak kurczowo dziewczyna trzymała się jego ramienia. Gdyby to zanotował, przeraziłaby go ufność, którą wobec niego miała. — Potrzebujemy zlokalizować dwa gwiazdozbiory. Małą i Wielką Niedźwiedzicę — mówił, robiąc niewielkie kroki do przodu, by znaleźć idealny punkt obserwacyjny. A kiedy wreszcie dostrzegł jasno świecącą gwiazdę, nic nie powiedział, jedynie mocniej zacisnął palce na dłoni Susan. — Musimy się wrócić — oznajmił z pewnością w głosie, która jednak nie przekładała się na to, co czuł. Wydawało mu się, że ma racje, lecz daleko mu było do stuprocentowej pewności. Zamierzał jednak robić dobrą minę, by jego niepokój nie wpłynął na dziewczynę, która i bez tego była wystarczająco zdenerwowana.
Ledwie zdążył odwrócić się, by wejść na ścieżkę, którą wskazywała odnaleziona gwiazda, kiedy usłyszał wyraźny trzask – ktoś nadepnął na gałąź, która złamała się pod jego ciężarem. Wytężył wzrok, próbując znaleźć źródło hałasu, lecz nim dostrzegł zakapturzoną postać, było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Nagle poczuł ostrze wsuwające się w ramię i ciepło rozlewającej się krwi. Cios został zadany na tyle szybko, że Bradley nie zdążył pochwycić napastnika. Gdyby nie Susan, z której ust wyrwał się krzyk, której dłoń wciąż ściskał, pobiegłby za agresorem. — Kurwa — jęknął. — Nie krzycz, oddychaj — mówił, lecz nie patrzył na dziewczynę. Zamiast tego bacznie obserwował wszystkie kierunki, wściekły, że dał się zaskoczyć.
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Przekonania jej rodziców, brały się z wiary, którą podążali i tym co wpajano im już za młodu. Nie obchodzili Halloween, nie wierzyli w legendarne, aborygeńskie stwory, nie brali do siebie przesądów i m o c n o krytykowali ludzi, którzy mogli mieć inne zdanie na ten temat. Susan, jako ich córka, miała pod tym względem naprawdę ciężko, bo gdy inne dzieci przebierały się i zbierały cukierki na swojej ulicy, ona zmuszona była przyglądać im się z okna bądź wymykać się pod pretekstem wspólnej nauki z jedną z koleżanek, kiedy tak naprawdę wciągała przebranie w krzakach już za domem. Teraz, gdy była dorosła i decydowała sama o sobie, nie dbała zbytnio o prawione morały i wciskane jej na siłę wartości; była wolna.
Ona i tutejsze społeczeństwo są zupełnym przeciwieństwem mojej rodziny. Ell nie próbowała wcisnąć ci kitu, bo naprawdę wierzy w ich działanie i w duchy przodków do których się modli — odparła, nie negując tego, w co wierzyła jej najlepsza przyjaciółka. Mając takie dzieciństwo, nauczyła się akceptować ludzkie przekonania i nie narzucać im własnych racji, jak robili to jej rodzice. Tak czy inaczej, sama nie brała na wiarę tych wszystkich legend, choć obecnie, jej wyobraźnia snuła najróżniejsze historie.
Blondynka nie posiadała wiedzy astronomicznej i choć takie podstawy omawiali w szkołach, ona zwyczajnie nie pamiętała tych wszystkich konstelacji. Na bezchmurnym niebie widziała setki jak nie tysiące gwiazd ale korony drzew, uniemożliwiały jej wypatrzenie tej jednej na której im zależało. Zdała się na jego umiejętności i wiedzę, która po raz kolejny ją zaskoczył.
A co jeśli zboczymy z trasy? Albo natkniemy się na to dzikie zwierzę? — zapytała zaniepokojona i ruszyła za nim. Nie miała lepszego pomysłu, więc nie pozostało jej nic innego jak zaufać mężczyźnie i słuchać jego poleceń. Wiedziała przecież, że dokładał wszelkich starań by oboje wrócili bezpiecznie do swoich domów.
Może jeśli, zaczniemy się głośno śmiać, przestraszy się i ucieknie w siną dal? Mam nawet taki jeden kawał, brat mi go opowiadał — przerwała i pociągnęła jego dłoń, by się zatrzymał — Seryjny morderca ciągnie kobietę do lasu. Kobieta krzyczy przerażona: ale ponuro i ciemno w tym lesie, bardzo się boję! Na to morderca: no, a ja co mam powiedzieć? Będę wracał sam — rzuciła, nawiązując do ich przechadzki po gęstym lesie. Był to najmniej odpowiedni moment na żarty, zwłaszcza, że jeszcze przed momentem zanosiła się płaczem, ale teraz, starając się nie myśleć o czyhającym zagrożeniu, zaczęła się głośno śmiać.
Gdy się uspokoiła, zrobiła za nim zaledwie kilka kroków, po czym znowu stanęli, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Także usłyszała trzaskające w ciemności gałęzie, które sprawiły, że zamarła i kolejny raz, ścisnęła jego dłoń.
Coś albo.. k t o ś jest przed nami — wyszeptała, czując przyspieszone bicie swego serca. Bała się i niczego nie pragnęła bardziej jak wrócić do swego pokoju. Była gotowa spakować się i wynieść z domu przyjaciółki, byleby oddalić się od tutejszych, jakże niebezpiecznych lasów. Nagle od boku wyleciała na nich zakapturzona postać, która po krótkiej przepychance, uciekła w zarośla. Krzyczała, nie wiedząc kim był nieznajomy osobnik i nie znając powodów dla których pragnął ich skrzywdzić. Dopiero gdy odwrócił się w jej stronę by ją uciszyć, dostrzegła w ciemności, rozlewającą się po jego ramieniu ciemną ciecz.
Bradley, cholera, jesteś ranny!!! — wymamrotała przez spływające po jej policzkach łzy. Byli w niebezpieczeństwie i polował na nich psychopata, który nie wahał się ich skrzywdzić. Nagle przestała wierzyć w to, że uda im się wyjść z tego cało. — Kurwa, chce wyjść z tego lasu. Zginiemy tutaj, bo jak nie pożre nas jakaś bestia to zadźga nas biegający z nożem psychol! — krzyczała, nie będąc w stanie ściszyć tonu swego głosu. Panikowała i nie potrafiła kontrolować ogarniającego ją strachu. — Musimy to szybko opatrzyć, bo jeśli się wykrwawisz, zostanę tu całkiem sama — rzuciła i sięgnęła zwisającą do połowy ud pelerynę, której skrawek porwała by stworzyć dla niego opatrunek. Nie przypuszczała, że zajęcia z pierwszej pomocy mogłyby się jej kiedykolwiek przydać ale pomimo drżących i chłodnych dłoni, sprawnie owinęła materiałem jego ramie, starając się nie przysparzać mu więcej bólu. — Musimy stąd uciekać — narzuciła, czując, że to przez jej głupi żart i głośny śmiech, ktoś zwrócił na nich swą uwagę. Znowu popisała się brakiem odpowiedzialności i głupotą.


Bradley U. Weatherly
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
no body, no crime
ingerencja mistrza gry
Obrazek

Choć tej nocy po lesie kręcili się głównie imprezowicze, strasząc niespodziewających się zagrożenia mieszkańców, wśród nich znalazł się człowiek, który stanowił realne zagrożenie. Mieszkający w Sapphire River, tuż przy bagnach, Rickie Howell pewnego dnia po prostu podobno oszalał; jego agresywne zachowanie przywiodło pod jego chatkę policję kilkukrotnie, ale i tak mężczyzna nigdy nie opuścił swojego schronienia - stawał się na tyle niebezpieczny, że z czasem wyprowadzili się jego jedyni sąsiedzi, do jego drzwi przestano pukać, a jego nazwisko stało się postrachem wśród mieszkańców. Istniało wiele rzeczy, których Howell nienawidził, a idiotyczne halloween znajdowało się wysoko na jego liście; wychodząc po zmroku z domu, zabrał ze sobą myśliwski nóż, choć nie wiedział dokąd zmierza - zdecydował się zabawić z losem.

Opadająca na las gęsta mgła coraz bardziej utrudniała wam poruszanie się po lesie. Większym zmartwieniem okazała się jednak rana na ramieniu Bradley’a - choć pozornie zdawała się niegroźna, coraz silniejszy ból całej ręki i wydzierająca się z rany krew, mimo prowizorycznego opatrunku, wskazywały, że jak najszybciej powinien obejrzeć to lekarz. Z gąszczy w dodatku ciągle dobiegały niepokojące dźwięki, a w końcu też nawoływania - Rickie wciąż was obserwował i ewidentnie cieszył się z tego, że nas was natrafił.

SUZIE
W pewnym momencie dociera do ciebie wędrujący pomiędzy drzewami głos koleżanki; kiedy udaje ci się wyłapać konkretne słowa, orientujesz się, że dziewczyna także zgubiła się w ciemnym lesie i usiłuje odnaleźć kogoś, kto mógłby jej pomóc. Musisz zdecydować, czy zwracasz uwagę Rickiego na siebie - jeśli zagłuszysz koleżankę i zaczniesz go prowokować, Howell nie wyrządzi wam już większej krzywdy, choć cały czas będzie się czaić blisko was, a jego towarzystwo będzie nieprzyjemne - do samego końca nie będziesz wiedziała, czy uda się wam wyjść z lasu w jednym kawałku.
Jeśli postanowisz milczeć w strachu przed tym, co mógłby wam zrobić, sprawisz, że Howell straci zainteresowanie i odnajdzie twoją koleżankę. Następnego dnia dowiesz się, że w ciężkim stanie znajduje się w szpitalu, z powodu otrzymania wielu ran ciętych.
BRADLEY
Z powodu skupienia na krwawiącej wciąż ranie oraz czającym się w zaroślach mężczyźnie, a także przez gęstniejącą mgłę, zahaczasz o wystający konar i boleśnie się przewracasz, nie tylko pogarszając ból ramienia, ale i zyskując dodatkowe uszczerbki - na prawym boku odnajdziesz po kilku dniach kolorowe siniaki, a uderzenie głową o wystający kamień powoduje, że do końca rozgrywki będziesz się męczyć z jej nieprzyjemnym uciskiem - zdecyduj, jak bardzo jest to poważne.
Do końca rozgrywki musisz uwzględniać osłabienie organizmu, pogarszające się wraz z upływem czasu.
W dowolnym etapie gry (możesz wybrać moment, np. możesz to zawrzeć w ostatnim poście) Bradley, w konsekwencji wypadków, utraci przytomność.
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Z oczyma utkwionymi w ciemnym niebie przeszytym skrzącymi gwiazdami rozchylił usta, lecz równie prędko zdecydował się zamilknąć. Zerknął na blondynkę. Nie mógł mieć pewności, lecz po spotkaniu organizowanym dla weteranów, gdzie z oddali przyglądał się rodzinie Susan, odniósł podobne wrażenie na ich temat – wierzyli. Różnica polegała na dogmatach stanowiących sedno tych odmiennych doktryn. Zarówno rodzice dziewczyny jak i najlepsza przyjaciółka mieli ze sobą wiele wspólnego; zdawali się wierzyć szczerze i gorliwie. Może więc Susan, nie zdając sobie z tego sprawy, podświadomie szukała u ludzi lojalności kryjącej się za kultem wiary? Tak czy inaczej, uznał, że ta n o c nie była odpowiednia na poruszanie takich tematów. Zostawił więc swoje przemyślenia wyłącznie do własnej dyspozycji.
Będąc przekonanym, że odnalazł właściwy kierunek, pozwolił sobie na oddech. Wyczuwał strach bijący od Susan, dlatego nieprzerwanie chował jej drobną dłoń w swojej, odczuwalnie większej i o zdecydowanie mniej przyjemnej fakturze.
— Staram się nie zgubić odpowiedniego kierunku — odparł, przekonując dziewczynę, że panuje nad sytuacją. Ich położenie rzeczywiście pogorszyłoby się, gdyby drogę przecięło im wyłaniające się zza zarośli dzikie zwierzę. Były bowiem, za sprawą wiodącego instynktu, groźniejsze od ludzi, niepohamowane. — To najdziwniejszy sposób na zniechęcenie zagrożenia, z jakim się spotkałem w całym swoim życiu — zaznaczył, rozbawiony samym pomysłem przytaczania żartów. Wywołanie hałasu mogło się sprawdzić albo zwabić większą liczbę osobników; jeśli ich tropem podążało zwierzę stadne, któremu zależało na terytorium, zamieszanie mogło spotęgować w nim strach, do którego pokonania potrzebna będzie cała wataha. Wziął jednak pod uwagę, że śmiech mógł być sposobem, w jaki Susan radziła sobie ze stresem. Wprawdzie nie dołączył do niej, jedynie uśmiechnął się z ironii kryjącej się za przytoczonym dowcipem, a mimo to jego ostrożność zmalała. Nie pomyślał, że moment rozkojarzenia skończy się w taki sposób.
— W wojsku słyszałem wiele żartów. Większość z nich dotyczyła kobiet, bo w koszarach nie spotykaliśmy ich często, szczególnie gdy stacjonowaliśmy w Iranie. Jeden nawet zapamiętałem — powiedział, zamierzając opowiedzieć dowcip słyszany przed laty, lecz zamilkł, nim zdążył go rozpocząć.
Kiedy zdał sobie sprawę z obecności napastnika, było za późno na odpowiednią reakcję. Ktokolwiek ukrywał twarz pod ciemnym kapturem, musiał doskonale znać teren. Poruszał się – prawie – bezbłędnie. Gdyby nie łamiąca się pod nim gałązka, mogliby skończyć gorzej. To blondynka mogła zostać jego ofiarą, a wtedy Bradley bezmyślnie rzuciłby się w pogoń za agresorem, chcąc dokonać zemsty.
— To płytka rana — skłamał, gdy Susan zwróciła uwagę na jego ramię. Jeśli ostrze, którym została zadana, było czyste, nic poza bólem mu nie groziło. Martwiło go natomiast, że jeśli napastnik ponownie zaatakuje, nie będzie mógł stawić mu czoła z pełną sprawnością. Jego jedyną przewagą było to, że teraz spodziewał się ataku i wiedział, że oprawca był uzbrojony w nóż. Rozpoznanie stanowiło klucz do sukcesu.
Niechętnie wypuścił dłoń dziewczyny, gdyż potrzebowała obu, by zacisnąć materiał na jego ramieniu. Przez cały czas obracał głowę, starając się wypatrzyć niepokojące sygnały, dlatego dopiero gdy mocno zasznurowała prowizoryczny bandaż, spojrzał na nią i dostrzegł spływające po jej policzkach łzy. Momentalnie poczuł ich ciężar na barkach, mimowolnie biorąc za nie odpowiedzialność. Gdyby nie ona, pozwoliłby sączyć się krwi, nie dbając o konsekwencje.
— Susan, ciszej — przestrzegł ją, samemu próbując zachować chłodny spokój. Wysunął dłoń, by zetrzeć z jej policzków krokodyle łzy. — Żadne z nas tutaj nie zginie. Musimy iść dalej, wciąż w tym samym kierunku. Dojdziemy do szosy, odzyskasz zasięg w telefonie i bezpiecznie wrócimy do domów — zapewnił. Kiedy skończyła, poruszył barkiem, jakby chciał sprawić ruchomość zranionej ręki. — Przyspieszmy — zgodził się. Ponownie chwycił jej dłoń. Skupił się na otoczeniu, wymazując sprzed oczu wyraz jej zapłakanej twarzy. Teraz ważniejsze było to, by wyprowadził ich z lasu. Rozlewająca się przy ziemi mgła utrudniała widoczność, ale na szczęście gwiazdy pozostawały widoczne. To na nich polegał. Jednocześnie próbował czujnie rozglądać się dookoła. Wiedział, że okryty kapturem człowiek mógł chcieć ponowić atak i dokończyć to, co zaczął. Zerknął przez ramię i nagle poczuł, że jego stopa natrafiła na wysoką przeszkodę. Stracił równowagę. W ostatniej chwili puścił Susan, a sam runął na ziemię. Poczuł ból w całym ciele i głośny szum w głowie; czyżby znajdowali się blisko jakiegoś strumienia? Przymknął oczy, choć wiedział, że nie powinien. Jeśli miał zachować przytomność, musiał rozsunąć powieki.
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Przede wszystkim w i e r z y ł a, że mężczyzna był w stanie wyprowadzić ich bezpiecznie z lasu. Miał doświadczenie w takich terenach i potrafił zachować zimną krew w sytuacjach bez wyjścia, a blondynka potrzebowała teraz u swego boku kogoś, kto potrafiłby ją uspokoić. Skoro była w stanie zdobyć się na opowiedzenie żartu, to chyba mu się tu udawało; przynajmniej na chwile.
W sytuacjach zagrożenia, gadam co mi ślina na język przyniesie — wytłumaczyła się, jednak słysząc rozbawienie w jego głosie, sama zaśmiała się pod nosem. Wielokrotnie doszukiwała się w nim choćby zdawkowego poczucia humoru i gdy myślała, że nic nie jest w stanie rozchmurzyć jego w i e c z n i e podłego nastroju, zdarzył się absolutny cud. Dziwiła się jedynie, że osiągnęła sukces akurat w tak beznadziejnych okolicznościach, jak nocna tułaczka po gęstym lesie. — Nie mieliście kobiet w waszym oddziale? — zapytała zaskoczona, bo z tego co się orientowała, całe mnóstwo pań wstępowało w szeregi armii i jeździło na podobne misje. A może zwyczajnie oglądało zbyt dużo filmów? — Życie w takim kilkumiesięcznym celibacie musi być straszne — dodała, wyobrażając sobie, że byłaby skazana na towarzystwo samych kobiet przez tak długi czas. Liczyła jednak, że brunet opowie jej jeden z zasłyszanych w wojsku kawałów, jednak właśnie wtedy, ni stąd ni zowąd wyskoczyła na nich zakapturzona postać, która raniła mężczyznę w ramie i zwiała w zarośla.
Momentalnie przestało jej być do śmiechu i od razu zainteresowała się rozcięciem z którego sączyła się krew. Tak bardzo bała się tego, że osobnik, który na nich napadł powróci i spróbuje skrzywdzić ich po raz kolejny.
Czy to ważne? Jesteś ranny i ktoś powinien to porządnie opatrzeć zanim wda się jakieś zakażenie — dodała pospiesznie, owijając materiał wokół ramienia i rozdarła go by by zawiązać go solidnie dwoma końcami. Czuła się jakby występowała w jakimś filmie grozy, gdzie ktoś polował na nich jak na dziką zwierzynę. Wizja ta sprawiała, że nie mogła ucichnąć i przestać płakać, jednak pociągnęła mocniej nosem i próbowała się uspokoić, by nie zwabić napastnika po raz kolejny. Pokiwała głową, gdy zadecydowałby przyspieszyli i ruszyli w pierwotnie ustalonym kierunku. Tym razem, rozglądała się jeszcze uważniej, ignorując wszystko o co się potykała. Nagle, ścisnęła mocniej jego dłoń i zatrzymała się.
Słyszysz to? — wyszeptała, nasłuchując wołania dziewczyny, oddalonej o nich o co najwyżej kilkadziesiąt metrów. W końcu usłyszała tez swoje imię i błaganie o pomoc. Zanim odpowiedziała, spojrzała jednak na Bradleya, nie chcąc pochopnie zwracać na siebie uwagi. — To chyba Teresa. Musimy jej jakoś pomóc.. — odparła, nie chcąc by mężczyzna wymusił na niej, zduszenie wyrzutów sumienia i bezwzględną ciszę. Dziewczyna była tam zupełnie sama, tak jak jeszcze przed momentem Susan, a w dodatku po lesie biegał nożownik, gotowy zaatakować k a ż d e g o. Samotnie błąkająca się koleżanka, była łatwym celem.
Hej ty! Psychopato! — krzyknęła w końcu bez większego zastanowienia i pchnęła dłońmi mężczyznę, chcąc by ruszył w ustalonym kierunku — Myślisz, że możesz nas złamać? Będziemy się bronić! — krzyczała dalej, czując mrożącą krew w żyłach, która utrudniała jej przyspieszony ruch. Chciała odciągnąć napastnika od koleżanki, jednak nie wiedziała gdzie ten obecnie się znajdował, mógł wyskoczyć na nich po raz kolejny i wiedziała, że wbrew temu co krzyczała, nie zdoła się obronić bez pomocy bruneta. Nie chciała też, by stała mu się większa krzywda ale we dwójkę, mieli znacznie większe szanse niż Teresa. Właśnie wtedy, sylwetka mężczyzny biegnącego przed nią, runęła do przodu, a blondynka omal nie wylądowała na jego plecach. Dostrzegła wystająca konar o który zahaczył i dobiegła do niego, widząc jak ten wije się z bólu.
Brad, nic ci nie jest? Musisz wstać, szybko! — ponaglała go, jednak widząc jego cierpienie, nie była pewna czy będzie on w stanie normalnie iść. Upewniła się, że materiał wciąż uciskał ranę i podniosła się by wyciągnąć w jego stronę dłoń. Pomogła mu wstać, a następnie ściągnęła brwi i ułożyła dłonie na jego policzkach. — Co z twoją głową? Mocno się uderzyłeś? — zapytała, a gdy usłyszała w krzakach ruch, pociągnęła go za dłoń i ruszyła w kierunku najbardziej lśniącej na niebie gwiazdy.


Bradley U. Weatherly
ODPOWIEDZ