uczeń uciekinier — szlachta nie pracuje
16 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Am I permanently broken?
Or is it just the sunshine blues?
Could you keep those arms wide open?
In case I get these legs to move
To prawda, czerwień - ani inne, nadmierne pstrokacizny jaskrawych kolorów i brokatowych błysków - naprawdę nie były najlepszym pomysłem. Camelia ewidentnie znała się na tym, o czym mówiła; poza tym zdawało się, że i w kontekście takich towarzyskich spędów jak śluby miała znacznie większe od szesnastolatka doświadczenie, bo Bellamy nawet nie pomyślał o tym, jaki wpływ jego wyrazisty makijaż miałby na Ainsley, a tymczasem Gilmore natychmiast zwróciła na to uwagę. I słusznie. Może i nie planował zostać w Lorne na dłużej niż parę następnych miesięcy, ale przez ten czas skazany był na egzystencję pod dachem starszej siostry. Ich stosunki były natomiast może nie napięte, ale mimo wszystko specyficzne, zwłaszcza, odkąd na obrazku tak intensywnie pojawiał się Dick, którego - a to nie było większą tajemnicą - Bellamy zamiast sympatii, darzył najszczerszą, i nieskrywaną niechęcią. Wolał więc nie dolewać oliwy do ognia i nie wywoływać żadnych dodatkowych, potencjalnych niesnasek - chociażby o to, kto bardziej wyróżniał się na weselu: Bellamy, czy przyszła Pani Remington.

Nastolatek się uśmiechnął - w pierwszej chwili jedynie półgębkiem i zupełnie nieśmiało, ale zaraz chyba nabrał krzty animuszu, i nawet udało mu się zaśmiać się cicho. Pokiwał głową.
- Tak, Ainsley mogłaby mieć mi za złe, że przyćmiewam jej blask... - Wzruszył lekko ramionami, choć spodziewał się, że komentarze na ten temat prędzej faktycznie robiliby inni weselni goście, nie zaś jego siostra - zbyt dojrzała na takie infantylizmy, ale też zbyt zajęta wszystkim innym, czego wymagała od niej impreza, by zaprzątać sobie głowę podobną rywalizacją - Mają już wystarczająco powodów do plotek... Po co im kolejny? - Zapytał jeszcze, chyba bardziej siebie, albo Wszechświat, niż rozmówczynię. Wystarczyło, że z pewnością niejedna ciotka i kuzynka będzie miała coś do powiedzenia gdy zobaczy, że osobą towarzyszącą najmłodszego Atwooda nie jest żadna urodziwa, młoda dama, ale drugi chłopiec, i to w dodatku o skórze ciemniejszej niż karnacja któregokolwiek z przedstawicieli ich własnego rodu.

- O-ooch, tak! Słyszałem o tym kiedyś! - Aż się lekko zapowietrzył, przypomniawszy sobie o zagadnieniu kolorystycznej analizy (i o tym, że kiedyś chyba nieumiejętnie próbował przeprowadzić ją na sobie samodzielnie, kierując się tylko internetowymi wskazówkami, i jakąś komórkową aplikacją). Jak na dziecko, i to takie, któremu nigdy nie wolno było zanadto eksperymentować, czy bawić się modą, i tak w ostatnich miesiącach zrobił już całkiem niezłe postępy w kontekście wyrażania siebie poprzez strój i makijaż, ale z pewnością od tego, gdzie chciał się znaleźć, dzieliła go jeszcze bardzo długa droga. Niejednokroć, zwłaszcza oglądając ulubione profile na Instagramie, albo przeglądając modowe magazyny, wyobrażał sobie najróżniejsze kreacje i eksperymenty, na które mógłby się posilić, ale zwyczajnie brakowało mu tak odwagi, jak i umiejętności. Może więc skorzystanie z usług kogoś, kto faktycznie znał się na rzeczy, nie było wcale chybionym pomysłem? Nie zdziwiłby się wcale, gdyby okazało się, że Camelia zajmuje się i takimi zagadnieniami, a nawet jeśli nie, to że pewnie byłaby w stanie prędko podrzucić mu przynajmniej kilka nazwisk osób, do jakich mógłby zwrócić się z prośbą o pomoc. Nawet jeśli, jeżeli do głowy - w trochę bezczelnej, nastoletniej niedbałości o rzeczy tak przyziemne jak faktyczne płacenie za czyjeś usługi (wartość pieniądza w taki sposób pozna i nauczy się szanować dopiero za parę lat, gdy przyjdzie mu wyzwolić się spod wpływów Atwoodów, ale też nie pozostanie nic więcej, niż pracować na dwie zmiany by powiązać studencki koniec z końcem) - nie przyszło mu teraz, aby Pani Gilmore zapłacić jakiekolwiek wynagrodzenie, miał przynajmniej na tyle wyczucia, aby nie nadużywać jej uprzejmości. Dlatego też nie spytał, po prostu kiwając zaraz głową - jak na grzecznego chłopca grzeczne dziecko przystało - Okay. Fantastycznie! To w takim razie poszukam na stronie... - Zapewnił gorliwie. Tak bardzo, jak sugestie i uwagi padające pod jego adresem ze strony niektórych dorosłych, szesnastolatek potrafił ignorować tak skutecznie, jakby przed ich rażeniem osłonięty był niewidzialną tarczą albo całą zbroją... Tak każde słowo nieznajomej zdawało się wsiąkać w jego pamięć niczym w gąbkę. Wszystko sprowadzało się chyba do tonu, jakim mówiła do niego Camelia - po raz pierwszy od dawna Bellamy nie poczuł się bowiem tak, jakby był tylko nic nierozumiejącym, i nie mającym pojęcia o świecie wyrostkiem bez własnego rozumu, i żadnych potrzeb - To może ja napiszę pani esemesa żeby się upewnić, czy znalazłem odpowiedni produkt, a pani mi napisze jak się nazywa ten cień?! - Zasugerował, nie chcąc zastanawiać się nad reakcją Ainsley gdy dowie się, że jej młodszy brat wymienia się numerami telefonów z osobą, która na dobrą sprawę mogłaby być jego matką - No i... Yhm... - Poczuł się trochę niezręcznie, ale nie na tyle, żeby dać w długą (no, jeszcze nie teraz), albo poddać się przed wypowiedzeniem kolejnych słów - Proszę pani? Bardzo dziękuję. Bardzo mi pani pomogła.
Tym swoim cierpliwym, akceptującym podejściem - chyba o wiele bardziej, niż Camelia w ogóle mogła przypuszczać.

Camelia Gilmore
ambitny krab
harper
-
Fryzjerka — DS HAIR & MAKEUP
44 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie da się ukryć, że na paru ślubach Camelia była w swoim życiu, a ile panien młodych przygotowała na ich wielki dzień, to pewnie trudno byłoby zliczyć. Wiele słyszała ploteczek, jak ktoś przyszedł źle ubrany, czy źle się zachowywał i panna młoda była zdegustowana. Szatynka nigdy nie miała białej kiecki, ba, nawet nie miała pierścionka zaręczynowego na palcu, ale gdzieś tam w środku podejrzewała, że dopóki żadna z jej gościń nie będzie miała na sobie prawdziwej sukni ślubnej (i to ładniejszej od jej własnej), to naprawdę nie będzie ją ruszało, że koleżanka wybrała nieodpowiedni kolor. Ani że nie będzie interesować jej to, czy ktoś się przespał z druhną, lub faktycznie mężczyzna pomalował usta czerwoną pomadką. To jednak była tylko teoria i do momentu, aż Camelia faktycznie nie stanie na ślubym kobiercu (a na to naprawdę się nie zanosiło), to nie będzie mogła się odezwać. Z drugiej strony, też trochę rozumiałaby samą pannę młodą, która jednak wolałaby aby wszyscy byli skupieni na niej i jej wybranku. W końcu po to wyprawiała wesele, prawda?
-Jeśli nie lubisz być na językach ludzi, co dla mnie jest raczej normalne, to faktycznie, lepiej postaw na jakiś zdrowy rumieniec z różu i błyszczyk-uśmiechnęła się. Bellamy nie wyglądał na takiego, co lubi być na językach, czy robienie zamieszania sprawia mu wiele przyjemności. Nie mogłaby go jednak oceniać, nie była od tego. Zdążyła zauważyć w trakcie rozmowy, że ostatnie, czego młody chłopak potrzebuje, to ocena i komentarze. Bardziej brakowało mu zainteresowania i zrozumienia, choć niektórzy uznaliby że i jedno i drugie zdecydowanie się łączą i przenikają. Na kolejne słowa uniosła nieco brew, ale wiedziała też, aby zadawać zbyt wiele pytań, co jak ktoś chce o czymś opowiedzieć, to i tak to zrobi. Lata pracy przy fryzjerskim fotelu nauczyły ją podejścia do ludzi. Przecież kontakt z fryzjerem zdecydowanie miał wpływ na to, czy ktoś wróci na kolejną wizytę, czy nie. A od tego zależało dobrobyt Camelii i jej dwóch córek.
-To nie jest wcale taka głupia rzecz, ani też totalnie babska-zaśmiała się. Taka informacja co prawda najczęściej sprawdzała się w temacie ubioru i makijażu, z czego chłopcy, ani mężczyźni w większości przypadków nie korzystali tak bardzo jak bardzo jak panie. Choć oczywiście, to był tylko stereotyp, skoro Atwood był zainteresowany cieniami do powiek, to może i kolor koszuli był dla niego ważny? -To tej kobiety też ci podeślę namiary-zapewniła. Robienie tego na własną rękę, to było coś, co Camelia na sobie próbowała, ale nie wyszło aż tak dobrze, jak rozmowa z naprawdę doświadczoną osobą. Zawsze uważała, że lepiej posłuchać mądrej osoby, niż próbować być samodzielnym w każdym aspekcie życia.
-Jasne. Co ważne, nie potrzebujesz do tego specjalnych pędzli, ani nic takiego, lekko przyklepiesz palcem i jest idealnie-wyjaśniła. Camelia uważała, że dobry pędzel potrafi zrobić robotę, a każdy uczeń też zdaje sobie z tego sprawę, jeśli używał plastikowego mazidełka dołączanego do opakowania farb, oraz jakiegokolwiek innego pędzla, niekoniecznie z ogona borsuka, kupionego specjalnie do jakiegoś projektu na plastykę. Z makijażem było tak samo.
-Oczywiście. Jakbyś potrzebował ... pomocy-nie bardzo wiedziała, czy to faktycznie chodzi o pomoc z kosmetykami, czy też potrzebę rozmowy, wygadania się, niezależnie od tematu. Jednak zdecydowała się to powiedzieć. Jej instynkt macierzyński wręcz ją do tego zmuszał!-To śmiało pisz. Niezależnie od tematu, wiesz-zapewniła go. Szczerze? Nie sądziła, aby nastolatek w ogóle chciał się odzywać do takiego piernika jak ona. W końcu mogła być jego matką, a ten na pewno miał swoją, która mu zrzędziła i zapewne też powtarzała, że może się do niej zwrócić z każdym pytaniem.-Miło było Cię poznać- powiedziała zsuwając koszyk z zgięcia łokcia w dłoń, aby zrobić te zakupy, po które tu przyszła.-A w ogóle, to jestem Camelia-przedstawiła się, bo jeszcze do tego punktu nie doszli, a tak naprawdę jakoś trzeba było się zapisać w telefonie. Gdy usłyszała imię chłopca, powiedziała, że miło było go poznać i się pożegnała z nim, choć jeszcze chwilę trochę o nim myślała. Takich osób nie spotyka się codziennie. Nawet w Australii, która była krajem bardziej liberalnym niż inne.

/zt

Bellamy Atwood
Opiekuje się staruszkami — Oak Tree Retirement Village
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Za dnia pracuje jako opiekunka w domu spokojnej starości, a wieczorami poluje na bogatą parę portek, której mogłaby się uczepić. Mieszka w wynajmowanej przyczepie, ledwo wiąże koniec z końcem, ale nie traci pogody ducha
Ostatnie dni były dla Pati cholernie ciężkie. Pojawienie się w życiu rodzeństwa Tribbianich wierzycieli ich zmarłej matki, pobicie Nicolo, który (przynajmniej w oczach Pati) ledwo co wyzionął ducha… A pośród tego wszystkiego Patrizia, która na myśl o potencjalnej stracie brata od kilku dni nie mogła przestać płakać. Nawet śmierć ich matki nie była dla niej aż tak bolesna jak myśl, że w jej życiu mogłoby zabraknąć jej młodszego braciszka. Czas mijał, a oni wciąż nie mieli za co spłacić tych goryli, u których jeszcze za życia zadłużyła się ich matka. Najbardziej bolesne było w tym to, że pożyczone pieniądze po prostu przepiła. Jeszcze gdyby matka kupiła sobie coś, co można było spieniężyć… A tu ni chuja.
Z tą oto myślą, stojąc przed wielkim lustrem w drogerii, poprawiała sobie makijaż kosmetykami-testerami. Musiała poprawić sobie oko, które pod wpływem napływających łez zdążyło jej się rozmazać odkąd wyszła ze swojej przyczepy. Zaraz potem miała zamiar podejść do stoiska z zapachami, żeby spryskać się swoimi ulubionymi cytrusowymi perfumami, przez które przebijała się głównie nutka pomarańczy. Oczywiście, że nie zamierzała za to wszystko płacić. Od tego w końcu były testery, prawda?
I kiedy stała przed lusterkiem, w pełnym makijażowym rynsztunku, niespodziewanie wybuchła płaczem. Płaczem, który przypominał bardziej pisk połączony ze skowytem wilka. I tak stała, aż trzęsąc się z tego szlochu i nie mogąc przestać. - Nie trzeba, nic mi nie jest - wydusiła z siebie, kiedy kątem oka zobaczyła, że jakaś dobra dusza podsuwa jej chusteczki na otarcie łez.
Regina Vasquez
ODPOWIEDZ