uczeń uciekinier — szlachta nie pracuje
16 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Am I permanently broken?
Or is it just the sunshine blues?
Could you keep those arms wide open?
In case I get these legs to move
Obrazek

Wszystkie moje szkoły zawsze pachniały tak samo: jak droga, miękka pościel z emblematem danej placówki i moimi inicjałami wyhaftowanymi w którymś rogu, zimne, stare mury, cienki pergamin książek do przeczytania na wczoraj i tęsknota za matką. Za rzadką pieszczotą jej zadbanych, chudych dłoni rozplatających węzełki w moich włosach; perfumami z jaśminem i piżmem; pudrem, który kilka razy dziennie z namaszczeniem wklepywała w łabędzi łuk szyi i oszczędną geometrię rysów twarzy; przyjemnym szelestem jej głosu wkradającym się przez szparę w drzwiach na dobranoc.

[akapit]

- Dobranoc!

W internatach wypełnionych setkami chłopców dokładnie takich, jak ja, do których wysyłano mnie od siódmego roku życia, ze sporadyczną przerwą na wakacje i święta - okresy, kiedy przypominałem sobie, że mam rodzeństwo i rodziców, którzy mnie kochają mówią, że mnie kochają, nikt nigdy nie miał czasu na czułe dobranocki. Światło gaszono zawsze o tej samej porze, i zapalano osiem godzin później. W ciemności czułem się spokojniej; łatwiej było mi wyobrażać sobie, że jestem dokładnie tam, gdzie chciałbym być.

Obrazek

Mam tylko szesnaście lat, więc jest wiele rzeczy, którymi mogę jeszcze zostać. Ale nigdy w życiu nie chciałbym być porażką.

[akapit]

- Jesteś porażką! Jesteś absolutną katastrofą, Amy!

Ten głos po raz pierwszy usłyszałem chwilę po dziesiątych urodzinach, przed jednym z wielu konkursów muzycznych, na których miałem wystąpić i zrobić wrażenie. Brzmiał jak moi rodzice i nauczyciel skrzypiec jednocześnie, ale przecież wiedziałem, że pochodzi ze środka. Ze mnie. Spomiędzy kapilar żylnych i zbyt kruchych kości, z tego zakamarka duszy, do którego nie dociera światło.
Od tamtej pory towarzyszy mi przez cały czas. Wbrew rozsądkowi i zaleceniom lekarza, jaki wielokrotnie powtarzał i mnie, i rodzicom, i Sarah-May, której zadaniem było mnie doglądać, że powinienem jeść, i spać, brać witaminy i stosować taktyki relaksacyjne: metodę 5 zmysłów, sposób oddychania Wima Hofa, pozytywne wizualizacje, medytacje, afirmacje, dzienniczek wdzięczności, mantry...

[akapit]

- W dupie mam twoje mantry, B e l l a m y ! Odłóż widelec i bierz te pieprzone skrzypce! I ćwicz! Słyszysz? Ć w i c z !

Obrazek

W życiu jak mojem nie za bardzo znajduje się miejsce na zabawę - obok zajęć w Eton, podróży na trasie Berkshire - Londyn, obowiązków przewodniczącego roku, zajęć muzycznych, prób indywidualnych, prób z orkiestrą, prób z chórem, prób w kwartetach. Jest czas na masaże dłoni i sporadyczny trening kajakarski albo przebieżkę po otaczających szkołę terenach, znajdzie się przestrzeń na krótki spacer z biblioteki do bursy, ale prawdziwa radość zawsze w tym wszystkim wymykała mi się z rąk. Jakby zawsze spieszyła się równie mocno, co ja, uczepiona moich pleców, dyndając nogami z błękitnej damki, którą pędziłem brukowanymi ścieżynkami z lekcji na lekcję, i treningu na trening.
Oliver Ollie nie lubił się spieszyć. To pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy gdy ktoś mnie o niego pyta.

[akapit]

- Bellamy! (świst powietrza, przeciągłe gwizdnięcie na palcach) Bellamy! Słyszałeś co się stało z Livingstonem!? Ale jazda! Myślisz, że to trafi do prasy!? Wiesz czemu to zrobił!? Podobno znaleźli go nad ranem... Słyszałeś...!?

Tak, słyszałem co się stało z Livingstonem. Powiesił się na własnym krawacie - szkolnym, jedwabnym, w jasnym odcieniu Eton blue - w sali prób, w której dwie noce wstecz wymienialiśmy ostatnie pocałunki przed świąteczną przerwą w lekcjach. Był smutny, ale nigdy tak smutny jak ja. Mówił, że mu przejdzie, a ja mu wierzyłem. Nigdy by mnie przecież nie okłamał. Wszyscy, ale nie on.

Obrazek

Podsłuchuję tak, jak zawsze - przycupnięty na jednej nodze (z drugą uniesioną nad tą wybitnie skrzypiącą listwą w przedpokoju naszego sezonowego domu przy Hamilton Terrace), jak głupi, nastoletni żuraw w różowych skarpetkach i zbyt obszernym dresie. Mama siedzi na kanapie w salonie, ojciec w swoim fotelu przy kominku, a mój starszy brat - przed ekranem komputera kilkaset kilometrów stąd. Rozmawiają o mnie, ale brzmią tak, jakby rozmawiali o strategii - politycznej albo wojennej; takiej, w każdym razie, w której nie bierze się jeńców.

[akapit]

- Tak dalej być nie może, Remy. Przecież on umrze, jeśli natychmiast czegoś nie zrobimy.

Nie jem od tygodnia (jeśli nie liczyć malin, migdałów i mleka waniliowego w małych, kolorowych kartonikach - reszty kategorycznie odmawiam), nie śpię więcej niż trzy godziny dziennie, i zdążyłem zapisać już cały gips drobnymi hieroglifami niepowiązanych ze sobą liter. Nie chcę do szpitala. Nie chcę do lekarza. Nie chcę do psychoterapeutów. Chcę tylko do Ollie'go - jak wtedy, kiedy wsiadłem na rower i pędziłem przed siebie ile tylko sił w wymizerniałym ciele, zapominając, żeby trzymać kierownicę oburącz.
Ojciec uważa, że powinni zatrzymać mnie w domu i mieć na mnie oko. Mama jest zdania, że przyda mi się zmiana atmosfery. Mój brat nie jest pewien. Mówi, że okay, ale kiedy ląduję u niego kilka dni później, wiem już, że za chwilę czeka mnie kolejna podróż.

Obrazek

Cairns wygląda zupełnie inaczej, ale brzmi dokładnie tak samo jak w moich bardzo wczesnych, bardzo rozmytych wspomnieniach - jedynych, jakie mam z tego zakątka świata. Podróż zajmuje mi dwadzieścia siedem godzin; macham nieużywanym od lat, australijskim paszportem, i przechodzę przez bramki lotniska. Skóra pod gipsem szczypie w spotkaniu z wilgotnym, ciepłym powietrzem - tak innym od londyńskiego chłodu, o tej porze roku złośliwie wdzierającego się za kołnierz i pod rękawy trzech swetrów zakładanych jeden na drugi. Uchylam okno taksówki, i od razu policzkuje mnie krzyk rybitw, szum wysokich, strzelistych traw o ostrych krawędziach i głębokiej, piaskowej barwie, nieustający szmer oceanu liżącego brzeg. Zamiast do Ainsley, najpierw jadę na plażę. Wyobrażam sobie, że moje dłonie są klepsydrą, przez którą przebiega czas piach. Ciepły, mimo zbliżającej się zimy, i suchy.
Dopiero potem, już o zmierzchu, docieram na jej próg. Ja, moja żałoba, jedenaście kilo niedowagi, dwie walizki i jeden plecak, trzymiesięczne zwolnienie lekarskie (jednoznaczne z koniecznością powtórzenia klasy, gdy już wrócę do siebie, cokolwiek to niby oznacza), złożone złamanie nadgarstka, skrzypce wepchnięte w błękitny futerał i cały mój strach.

[akapit]

- Hej, Ainsley? To ja!
Bellamy Louis Atwood
11.10.2006
Cairns
Uczeń
Szlachta nie pracuje
Opal Moonlane
Wolny & panseksualny
Środek transportu
Kocham chodzić, i zwykle chodzę szybko - nie dlatego, że się spieszę, lecz ponieważ nienawidzę bezruchu. Nienawidzę za to transportu publicznego - spoconych, ściśniętych ze sobą ciał, ciekawskich spojrzeń, nieproszonych komentarzy i zaproszeń do rozmowy. Jeśli muszę, jeżdżę taksówkami opłacanymi rodzicielskimi pieniędzmi.

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Gabinecie mojego nowego psychoterapeuty, w kawiarni Hungry Hearts albo sklepie muzycznym Lost in the Vibes, na plaży - głównie wczesnym rankiem albo o zachodzie słońca.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Moją siostrę, Ainsley Remington, albo moich rodziców.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak.
Bellamy Atwood
Joland Novaj
ambitny krab
harper
-
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany