mechanik/właścicielka — Lorne Bay Mechanic
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza z rodzeństwa Goldsworthy. Szefuje w warsztacie, naprawia samochody, biega po Tingaree w towarzystwie dwóch psów i chętnie wdaje się w dyskusje, w które może wplatać swoje niestworzone teorie.
No cóż, z Helenką tak łatwo nie było, bo ona wszędzie doszukiwała się jakichś teorii spiskowych i później snuła takie absurdalne przypuszczenia, coraz bardziej utwierdzając się w swoich przekonaniach i dochodząc do wniosku, że to inni ludzie są głupi, bo ślepo wierzą we wszystko, co im się próbuje wmówić, choćby właśnie na takiej lekcji biologii w szkole średniej. Sama za to bez przerwy czuła się, jakby była o krok przed wszystkimi, bo demaskowała jakieś potężne spiski, które w jej wyobraźni istniały naprawdę i stanowiły bardzo realne zagrożenie. Welp, poważne dyskusje z Goldsworthy bywały ciężkie i chyba nie było warto za mocno się w to zagłębiać.
- To czekaj, skoczę na zaplecze po krzyż i wodę święconą - ciągnęła ten żart dalej, chociaż tak całkiem na serio, to była chyba ostatnią osobą, która nadawałaby się do egzorcyzmów. Inna sprawa, że jedyną wiedzę, jak takie egzorcyzmy wyglądają, czerpała z Supernatural, który często puszczała sobie w tle, kiedy robiła w domu coś, co nie wymagało stuprocentowego skupienia. Wyglądało jednak na to, że chyba powinna na jakiś czas dać sobie spokój z tego typu filmami i serialami, bo później za bardzo próbowała przekładać to na realne życie, pierdzieląc farmazony na prawo i lewo. A potem się jeszcze dziwiła, czemu nikt nie bierze jej na poważnie.
- Ach, no tak, duma... ciężka sprawa, ale na twoim miejscu i tak spróbowałabym na spokojnie z nim porozmawiać i przedstawić mu sensowne argumenty. - Lubiła pana Whitehouse'a, więc bardzo nie chciała użyć słowa egoistyczne w kontekście jego zachowania, choć takie właśnie jej się wydawało. Trochę to niesprawiedliwe, żeby córka musiała się zaharowywać i poświęcać swoje marzenia, bo jej ojciec był zbyt dumny, żeby przyjąć pomoc od obcych ludzi. Helka jednak wolała nie być aż tak bardzo bezpośrednia, dlatego powiedziała to najdelikatniej, jak potrafiła.
- Kojarzysz Luke'a Winfielda, nie? - Cherry musiała znać go przynajmniej z widzenia, bo kumplował się z Goldsworthy od czasów szkolnych, czyli kawał czasu. - Zawsze miałam go za sceptyka, ale ostatnio podsunął mi całkiem ciekawą uwagę w sprawie mojego schronu, i cholera, moze mieć rację, więc próbuję to jakoś wykorzystać. - Nie oczekiwała wprawdzie ataku stworów z Cichego Miejsca, nie pogrzało jej aż do tego stopnia, ale wygłuszenie mimo wszystko zdawało się mieć sens i im więcej nad tym myślała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nie może tej kwestii olać.

Cherry Whitehouse
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Helen Goldsworthy

Cherry może zwyczajnie nie miała aż tak wybujałej wyobraźni, jaką miała Goldsworthy, nie wierzyła w to, że kosmici wszczepiają nam czipy za uchem podczas snu i kontrolują nasze myśli czy inne takie, sceptyczna była również do tego starca, który wraz z utratą farmy postradał rozum i teraz sypiał w lesie, tam też podobno żył, a przychodził na farmy do dawnych sąsiadów by zapowiedzieć rychły koniec świata, istną apokalipsę i nakazywał ludziom zbieranie zapasów żywności i wody oraz budowanie sobie schronów i nie odwracanie się od wyznawanej religii. Na pewno to on był u Helen i sprawił, że mówiła teraz takie farmazony.
- Masz też sutannę wraz z koloratką na zapleczu czy mam okraść księdza? - tym samym Cherry była gotowa, w żartach oczywiście, popełnić grzech najcięższy, bo jak można okraść księdza? No ten starzec, uważający się za mędrca na pewno by spisał Whitehouse na straty i przewidziałby, że pierwsza plaga, zaraza czy asteroida spadnie właśnie na nią i jej bliskich za ten czyn.
- Wiesz że jest on uparty niczym koza i jak raz się na coś uprze to nie da za wygraną, więc ostatecznie i tak będę musiała zrobić wszystko po swojemu, nie bacząc na jego fochy. Jeszcze będzie mi za to dziękował. - słychać było w głosie Cherry, że ta nie miała już sił na te sprzeczki i kłótnie z ojcem odnośnie tej pomocy, z której przecież mogliby skorzystać gdyby nie ten jego cholerny upór. W ogóle jak można było być aż tak upartym? To przechodziło jej ludzkie pojęcie. Tyle że ona była taka sama, ale cicho sza, nie zauważała tego ot co. Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć twarz człowieka z danymi osobowymi, ale nie zajęło jej to długo.
- Tak, kojarzę, ten przystojniak z ulizanymi włosami, ma coś wspólnego z tym klubem w mieście, a co z nim? Umawiacie się? - jakoś tak Cherry inaczej powiązała kropki niż tak jak nakreśliła je Helen, więc od razu spojrzała na kobietę z pewnym zdziwieniem. Zawsze wydawało jej się że Luke uwielbia długonogie blondynki, to pasowało do osoby z Shadow, ale mogła się mylić. Z drugiej strony on w szkole się zawsze trzymał bardzo blisko Helen, może ona była jego pierwszą miłością i ta na nowo odżyła po latach?
- A jeśli można wiedzieć co to za uwaga? - dopytała jeszcze, teraz samej będąc sceptyczną. A jednak to nie będzie gorący romans czy miłość niczym z komedii romantycznych. No chyba że on zechce kobiecie pomóc budować ten schron, wtedy może być różnie, co nie?
happy halloween
nick
mechanik/właścicielka — Lorne Bay Mechanic
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza z rodzeństwa Goldsworthy. Szefuje w warsztacie, naprawia samochody, biega po Tingaree w towarzystwie dwóch psów i chętnie wdaje się w dyskusje, w które może wplatać swoje niestworzone teorie.
W przypadku Helenki to z całą pewnością była kwestia wybujałej wyobraźni i dziwnej tendencji do dorabiania sobie pokręconych teorii do każdej najmniejszej pierdoły. Pomylony starzec miał z tym wszystkim raczej niewiele wspólnego i nawet Goldsworthy brała jego gadanie troszkę na dystans - aczkolwiek w kwestii apokalipsy przyznawała mu rację, no i doskonale wiedziała, jak bardzo nierozumiany się czuje, bo bez przerwy doświadczała tego samego.
- Obejdzie się bez kradzieży, na zapleczu mam wszystko. - I miała tu na myśli naprawdę wszystko, bo przez lata urządziła sobie tam niezłą rupieciarnię przez co teraz zwykle znajdowała tam przeróżne rzeczy, których akuary potrzebowała a których teoretycznie wcale nie powinno tam być. Od dawna obiecywała sobie, że kiedyś wreszcie zrobi tam porządek, ale póki co kończyło się na tym, że bez przerwy tylko dokładała tam najróżniejszych śmieci.
- Wiem. Ale może ten jeden raz warto się postawić, w imię większego dobra? - Być może łatwo jej było mówić, skoro sama nigdy nie była w podobnej sytuacji, ale naprawdę szkoda jej było patrzeć, jak Cherry marnuje się w tej dziurze i poświęca swoje marzenia na rzecz tyrania na rodzinnej farmie. Doskonale wiedziała, że nie takiego życia chciała przyjaciółka. Kto wie, może jeszcze nie było za późno, żeby spróbować zawalczyć o coś, czego pragnęło się całe życie, ale najpierw Whitehouse musiałaby otrzymać odpowiednie wsparcie, finansowe, bo wiadomo, że zostawić ojca w potrzebie też nie mogła. Eh, ciężka sytuacja.
Słysząc pytanie, które padło odnośnie Luke'a, w pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała.
- Co? Umawiamy? Nieeee - zaprzeczyła niemal od razu, bo po pierwsze, faceci nigdy nie leżeli w kręgu jej zainteresowań a po drugie, Luke był jej najlepszym kumplem i zawsze patrzyła na niego bardziej jak na brata, w związku z czym nie zaczęłaby się z nim umawiać nawet, gdyby miał cycki. - Wyobraź sobie, Luke wpadł na pomysł, że powinnam wygłuszyć schron. Nie wiem, czemu sama nigdy o tym nie pomyślałam! - Nie dodała oczywiście, że doszli do tego podczas rozmowy o filmie z Netflixa, bo wtedy jej ważny i poważny problem z całą pewnością straciłby nieco na powadze. - Tylko że to strasznie czasochłonne przedsięwzięcie, a w warsztacie też nie brakuje mi pracy. Doba jest zdecydowanie za krótka. - Miała w końcu tyle do roboty, a od czasu do czasu wypadało się też wysypiać, albo znajdować czas dla rodziny. Może powinna ogarnąć sobie kogoś do pomocy przy schronie? Wtedy z pewnością wszystko szło by jej dużo szybciej.

Cherry Whitehouse
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Helen Goldsworthy

- Zaintrygowałaś mnie, musisz koniecznie mi pokazać co tam chowasz. - Cherry naprawdę była ciekawa, choć podejrzewała Goldsworthy o to, że tamta ma jakąś tam manię zbieractwa, ale z drugiej strony brzmiało że logicznie to robiła, bo skoro budowała schron to musiała mieć tam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, a kto wie kiedy coś się przyda? Mimo wszystko szatynka koniecznie musiała zobaczyć to zaplecze pełne skarbów. Kto wie, może i samej Whitehouse coś by się stamtąd przydało?
- Myślisz że mam pewnego dnia rzucić wszystko, rzucić farmę, zostawić mamę samą z problemem i wyjechać, bo jestem niespełnioną artystką? - zapytała tak właśnie zrozumiawszy Helen, ale nie wyobrażała sobie tego w żadnym wypadku. W końcu musiałaby być bez serca by pomyśleć w takiej sytuacji o sobie, a nie pomagać rodzicom jakkolwiek związać koniec z końcem w obecnej dość trudnej sytuacji i utrzymać rodzinny dom. Problemem jej rodziców było to, że żadne z nich nie wyobrażało sobie życia w mieście, oni musieli mieć tą swoją farmę, to było ich miejsce na ziemi, dla którego żyli. Cherry nie mogła im tego odbierać.
- Ej to nie jest wcale taki głupi pomysł, bo po co wysłuchiwać dźwięków z zewnątrz jak nie wiadomo, co tam będzie się działo? Ale z drugiej strony jak go wygłuszysz i coś ci się stanie to nie wezwiesz pomocy, bo nikt cię stamtąd nie usłyszy. - stwierdziła, bo ten pomysł miał oczywiście swoje plusy jak i minusy i Cherry postanowiła się nimi podzielić z Helen, by ta była w pełni świadoma tego, na co się decyduje. No chyba że cel jest inny i dowie się o tym szatynka już niebawem.
- Doskonale wiem o czym mówisz, wstaję rano, oporządzam owce, jadę do kawiarni, po swojej zmianie karmię owce, zawożę tatę na rehabilitację, wykonuję prace na farmie, robię posiłki, sprzątam w domu i nim się obejrzę to już jest ciemna noc, a ja nie miałam czasu ani na to by namalować chociaż szkic obrazu, który mam w głowie, ani żeby choć przez chwilę odpocząć. Czasami marzę sobie o takim schronie jak twój, gdzie będę tylko ja i sztaluga, chyba tylko tam bym mogła stworzyć swoje wymarzone dzieła, ale pewnie bym przez to nigdy nie zaistniała w artystycznym świecie. - podzielała tutaj zdanie Goldsworthy, bo naprawdę brakowało jej dnia na cokolwiek innego poza obowiązkami. I obecnie potwornie ją ta sytuacja męczyła.
happy halloween
nick
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke zazwyczaj omijał Tingaree szerokim łukiem. Był typowym mieszczuchem, który nie potrafiłby funkcjonować nigdzie poza ścisłym centrum miasta. Wiadomo, Lorne Bay samo w sobie było pipidówą, ale Winfield i tak nie zamieniłby Opal Moonlane na żadną inną dzielnicę. Okolice Tingaree, oprócz bycia sypialnią miasta, kojarzyły mu się również z wieloma miejskimi legendami i creepy historiami jak na przykład tajemniczą śmiercią Lucindy, która postanowiła zabrać na tamten świat również swoje dzieci. Luke niby sceptycznie podchodził do tego typu historii, ale też nie kusiło go za specjalnie żeby forsować drut kolczasy, którym otoczony został Zagajnik Matki Lucindy.
W każdym razie, nie mógł uniknąć przebywania w tej dzielnicy choćby ze względu na usytuowanie tu kliniki weterynaryjnej. Odkąd Luke został dumnym psim tatą (który oczywiście początkowo zarzekał się, że palcem nie tknie psa, którego do domu przyniosła jego współlokatorka), każde kichnięcie psiaka sprawiało że dymał właśnie do Tingaree. I choć zazwyczaj zajęty był głównie patrzeniem na czubek własnego nosa i myślenia głównie o swoich potrzebach i problemch, tak nie mógł przejechać obojętnie obok znajomej twarzy, która ewidentnie potrzebowała pomocy. Wzrok go nie mylił i faktycznie to nie kto inny jak Care Maclerie stała na poboczu obok auta, spod którego maski wydobywał się dym. Zatrzymał się więc równolegle do auta dziewczyny i wychylił się przez okno swojego grata.
- No proszę, proszę. Kogo to ja widzę - uniósł brew, zaskoczony widokiem Care, bo z tego co wiedział kobieta jakiś czas temu opuściła Lorne Bay. - Wiesz, że masz strasznego pecha? Mechanik jest tuż za rogiem, a ziomki z Car Assistance policzyliby Ci jak za holowanie kilkudziesięciu kilometrów. Wiem co mówię, nie przez takie akcje przechodziliśmy z moją hondą - dodał, po czym przejechał parę metrów, zatrzymując się tuż przed maską pojazdu Maclerie.

care maclerie
Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#14

Z samochodami już tak było, że mężczyzna uczył się podejścia do nich od swojego ojca. Gdy się za młodu grzebało w aucie z ojcem, świeciło mu latarką pod maskę i tak dalej, to samemu w dorosłości też chciało się, lub sądziło się, że się wie co zrobić z jakąś drobną naprawą. Wren nie za bardzo miał jakąkolwiek relacje z ojcem, a jego tata i tak nigdy by nie splamił się robieniem czegokolwiek samemu, miał ludzi od wszystkiego a samochód, pewnie jakiś niesamowicie drogi, odstawiał zawsze do autoryzowanego salonu, bo tak wypada, zamiast do pierwszego lepszego punktu, gdzie może być taniej. Nic więc dziwnego, że Rhodes totalnie nie wiedział gdzie sprawdzić olej, poziom płynu w chłodnicy czy wymiana koła. Miał dość nowe auto, mógł sobie na takie pozwolić, więc na początku oczywiście, że jeździł z nim do salonu, bo miał darmowe wizyty i przeglądy. Teraz już to się skończyło, więc nie zależało mu na tym, aby jeździć za każdym razem do Cairns. A jako, że jego kumpel wiedział co i jak i nawet jeśli nie potrafiłby naprawić (co wątpliwe), to na pewno potrafił zdiagnozować problem i wskazać gdzie pacjenta zabrać. Wiadomo, Russell już nie pracował w warsztacie, Wren sam mu pomagał w papierach związanych ze śmiercią jego ojca, testamentem i przejęciem biznesu, to wiedział. Jednak na pewno miał znajomych i pewnie mógł polecić warsztat, w którym wcześniej pracował, prawda?
Więc przyjechał pod znany sobie adres, o umówionej godzinie, z okularami przeciwsłonecznymi na czole. Mógłby być teraz na plaży, ale nie... Musiał się zająć tym samochodem, bo wolał nie musieć jechać do pracy na rowerze. Oczywiście, odległość nie sprawiała mu żadnego problemu, zrobiłby to z palcem w ... nosie, lecz średnio by mu się jechało z torbą na garnitur. Samochód był mu potrzebny.
-No halo, gdzie wjechać?-zapytał otwierając okno i widząc Russella stojącego przy wjeździe na teren warsztatu samochodowego. Wiedział, że kumpel wyświadcza mu przysługę, ale w końcu od tego byli, prawda? Kobiety jakoś inaczej okazywały sobie wsparcie i zaufanie, mężczyźni robili to w taki sposób. Piwem i oczywiście zapłatą odwdzięczy się później. -Zerknąłbyś na niego? Nieco za młody jest na złomowanie-zaśmiał się, otwierając maskę i wychodząc z auta. Samochód wydawał dziwne dźwięki i czasem miał problem z odpaleniem, ale o objawach już rozmawiali przez telefon, gdy się właśnie tutaj umawiali.

russell amart
właściciel sklepu meblowego — amart furniture
29 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[ dwa ]

Można spokojnie powiedzieć jedno - jeden i drugi sobie wiele zawdzięczają, ale w końcu na tym polega posiadanie kumpla, czyż nie? Nigdy nie oczekiwali czegoś w zamian, ale mimo wszystko dobrze się rozumieli, a gdy potrzeba była konkretna, to nie widzieli nigdy problemu w podaniu pomocnej ręki, nieważne w jakiej dziedzinie życia.
Przede wszystkim jednak bardzo ostatnio mu pomógł Wren ze… wszystkim. Z pogodzeniem utraty ojca, zrozumieniu iż jest teraz głową rodziny, a także w przejęciu firmy po rodzicielu na własny użytek, bowiem taka była wola staruszka. Czy to było coś, co chciał w wieku trzydziestu lat robić Russell? Zdecydowanie nie, bowiem uprzednio niezbyt interesował się interesem ojca, uważając iż ma jeszcze dużo czasu na zapoznanie się z tym, co i jak się dzieje w sklepie.
Z tego też względu - ale i przede wszystkim z racji czysto najzwyklejszych pobudek uważania go za naprawdę dobrego przyjaciela, zdecydował się pomóc Wrenowi z samochodem, skoro powstał problem na tyle niepokojący, iż trzeba było koniecznie spotykać się w bardziej profesjonalnym miejscu, niźli na podjeździe domu któregoś z nich. Na pewno matka Amarta nie miałaby problemu, gdyby trzeba było przed garażem domu rodzinnego zrobić mały warsztat samochodowy, skoro przed jego apartamentowcem niezbyt panowały na to warunki.
Na całe szczęście, po wieloletniej współpracy z tutejszym warsztatem samochodowym, mógł spokojnie - raz na jakiś czas oczywiście - skorzystać z możliwości wynajęcia jednego stanowiska na własny użytek, mogąc pomóc komuś z autem bądź gdy on sam posiada takową potrzebę. W końcu tyle lat tutaj pracował - i to chyba dobrze, jak na jego oko - toteż szef miał do niego pełne zaufanie, a Russell faktycznie czasami miał potrzebę zajrzenia w te strony.
Przyjechał jako pierwszy, aby się dogadać gdzie dzisiaj może się rozłożyć, by następnie faktycznie się przygotować do pracy. Nie wiedział co mogło się dziać, posiadał jedynie pewne przypuszczenia, jednakże bez zajrzenia w odpowiednie miejsca, będzie mógł jedynie gdybać jaki jest prawdziwy powód dziwnych dźwięków. Niezbyt długo musiał czekać na Wrena, od razu kierując gdzie dokładnie ma zaparkować. Gdy już ten to zrobił, przywitali się uściskiem dłoni. - Spokojnie, zobaczymy, czy dam radę coś zdziałać - odparł z rozbawieniem. - Coś się jeszcze działo przez ten czas, co ostatnio gadaliśmy? - wolał od razu wszystko wiedzieć, żeby móc prędzej znaleźć przyczynę uszkodzenia pojazdu. - I co w ogóle u Ciebie słychać? Nie będziesz mi przeszkadzał opowiadaniem, także nawijaj - zapewnił natychmiastowo, żeby kumpel nie musiał się zastanawiać, czy swoim paplaniem będzie utrudniał Russellowi pracę.

Wren Rhodes
powitalny kokos
patsy
brak multikont
Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kumple po to są. Aby się bawić razem i płakać razem, liczyć na siebie niezależnie od wszystkiego i od pory, w której byli potrzebni. Wren nie miał nic przeciwko temu, by zamiast iść z Russellem na piwo, siedzieć z nim i z jego wszystkimi papierami, wszystko mu wyjaśniając, załatwiając cała papierologię. Przynajmniej tak mógł mu pomóc, bo jednak w puszczanie frazesów typu "nie martw się, wszystko będzie dobrze" nie wychodziło mu zbyt dobrze. Oprócz tego wyciągał go raz na jakiś czas na piwo, aby pogadać, sprawdzić jak się trzyma i czy może w jakiś sposób pomóc.
Jednak absolutnie nie oczekiwał czegokolwiek w zamian. To znaczy, nie przeczył, że możliwe jest, że też poprosi o pomoc w pewnym momencie, jednak zdecydowanie nie będzie to w stylu "pamiętasz, jak wtedy dawałem ci darmowe porady prawne? No, to teraz...". Nie, po prostu wiedział, że Amart też mu pomoże, gdy będzie potrzeba. No i tak się zdarzyło.
-Z samochodem, czy u mnie?-zapytał stając kawałek za Russellem, gdy ten już pochylił się nad maską samochodu. Nie chciał się pchać, nie chciał przeszkadzać. Pewnie gdyby były mechanik kazał mu trzymać latarkę, żeby mu poświecić, to dostałby opierdol, że świeci sobie, a nie jemu. Niestety, nikt jeszcze nie nauczył mu jak świecić, bo ojciec zdecydowanie do tego go nie przygotował. Choć kto wie, może w warsztacie nie było takiej potrzeby?
-Nie no, czasem ciężko mu zapalić i wtedy tak dziwnie rzęzi. Nie znam się-powiedział, kiedy usłyszał, że to pytanie było akurat skierowane o objawy autka. Dopiero później przeszedł do tego, co jemu się przydarzyło w ostatnim czasie. -A w porządku, w porządku. Pamiętasz jak Ci opowiadałem o spotkaniu z Mabel, lasce z tindera, z którą ewidentnie nam nie kliknęło?-zapytał, bo przecież niedawno spotkali się ze sobą drugi raz i to z jej inicjatywy, co nie było wcale tak często spotykane. Z reguły inicjatywę musieli przejmować panowie, choć Wren nie do końca wiedział, skąd takie przekonanie... Ale w sumie sam tak się zachowywał.

russell amart
WŁAŚCICIELKA WARSZTATU/MECHANIK SAMOCHODOWY — LORNE BAY MECHANIC
33 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Mechanik samochodowa zagubiona w syndromie sztokholmskim.
#2 + Emma Winfield

Dzień, jak co dzień. Zwłaszcza w naszym miejscowym warsztacie, zbyt wiele się nie działo. Niby jedyny warsztat w Lorne Bay, a bywały dni, że naprawdę nikt nas nie odwiedzał. Puściłam więc wszystkich pracowników do domu, ponieważ żadnych, zaległych prac też nie mieliśmy, a nie było sensu, byśmy siedzieli i wszyscy pierdzieli w stołki. Dlatego też do końca zostałam sama. Zwłaszcza, że jakoś niespecjalnie spieszyło mi się do domu. Niewiele osób wiedziało co się w nim dzieje. Z czym zmagam się na co dzień. Przecież nie było czym się chwalić.
Zastanawiałam się właśnie, czy jak wrócę do domu będzie tam na mnie czekał. Czy znów zniecierpliwiony udał się na flaszkę z kolegami i nie wytrzymał do mojego powrotu. Westchnęłam ciężko, obgryzając lakier z ostatniego paznokcia, na którym ten pozostał i w tym momencie próg warsztatu przekroczyła nieznana mi blondynka. Wyplułam resztki lakieru z ust i zerknęłam w lusterko, przed zejściem na dół, czy przypadkiem nie mam na zębach resztek czarnej hybrydy, co wyjątkowo nieefektownie mogłoby wyglądać.
- Dzień dobry... - Urwałam, przenosząc wzrok na zewnątrz. - Wieczór - Dodałam, widząc że już się ściemniło.
Ciekawa byłam która jest godzina, jak długo się zasiedziałam, skoro niebo zmieniło już swoją barwę. Uśmiechnęłam się blado do kobiety, by nie wyglądać na zamyśloną, choć zapewne i tak nie udało mi się tego ukryć.
- Co Panią do mnie sprowadza? - Spytałam, wyglądając jeszcze za blondynkę, bo może przypadkiem nie zauważyłam samochodu, którym przyjechała, ale nie.
Nie było za nią, ani na podjeździe żadnego cztero, ani dwukołowca. Uniosłam więc z zaciekawieniem brew. O nie. Na to wychodzi, że potrzebna będzie laweta, skoro kobieta nie raczyła przyjechać tu swoim autem. A niestety jedyny laweciarz jakiego zatrudniałam wyjechał sobie z miasta, nie racząc oznajmić kiedy wróci, więc sama będę musiała się z tym uporać.
i put a speel on you
roska94
ortopeda — cairns hospital
39 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie lubiła tych dni, kiedy wszystko szło nie tak, kiedy wszyscy ludzie i wszelkie rzeczy martwe robiły jej na złość. Najpierw dziwnym trafem nie potrafiła poradzić sobie ze starym Franklinem, który był dzisiaj wyjątkowo marudny. Oczywiście wysłali ją do niego zaraz, jak tylko się okazało, że znowu coś nie tak ma z nowym biodrem i obmacuje pielęgniarki. Niestety, nie ucieszył się na widok Emmy. Odniosła wrażenie, że na jej widok stał się bardziej gburowaty i utyskujący. A ponieważ nie udało jej się go uspokoić, to jej też humor przez to siadł. Potem był jakiś problem ze skierowaniem jednego pacjenta, bo się okazało, że mu nie podpisała w jednym miejscu, więc i ona była zła a przede wszystkim rzeczony pacjent, który najpierw musiał przyjechać do niej po podpis a potem znów umówić się na wizytę, która nastąpi pewnie dopiero za jakieś dwa tygodnie. Na szpitalnej stołówce prawie wylała na siebie zupę, a naleśników, na które miała wielką ochotę już nie było. Żeby ten dzień nie skończył się happy endem, po skończonym dyżurze chciała pojechać sobie do domu. I co? I gówno, bo jej samochód nie chciał odpalić. Nie znała się na tym za bardzo, nie mogła dodzwonić się do żadnego mechanika, więc postanowiła samodzielnie odwiedzić warsztat. Nie na własnych nogach, oczywiście. Jeszcze tego by brakowało, żeby w ten pechowy dzień jakiś samochód przejechał ją na drodze. Zastanawiała się nawet czy dzisiaj nie wypada piątek trzynastego, ale nie, sprawdziła w kalendarzu. No nieważne. Poprosiła jednego z kolegów lekarzy by podwiózł ją do warsztatu i odetchnęła z ulgą, kiedy znalazła się w Lorne Bay Mechanic. Chociaż jedna dobra rzecz dzisiaj - udało jej się cało dojechać do warsztatu samochodowego. Teraz tylko musiała przedstawić swoją sprawę, a potem zostawi swój samochód w dobrych rękach i będzie czekała na rozwiązanie problemu.
- Dzień dobry - odpowiedziała uśmiechając się lekko. Jakoś nie specjalnie zwracała uwagę na przywitania zgodnie z porami dnia. Właściwie zawsze mówiła dzień dobry nie dlatego, że nie wiedziała, że mówi się też dobry wieczór, ale ze zwykłego przyzwyczajenia.
- Widzi pani, zepsuł mi się samochód. Znaczy, nie chce odpalić, a nie mogłam się nigdzie dodzwonić. Dlatego poprosiłam znajomego żeby mnie tutaj przywiózł. - Miły uśmiech nie schodził z twarzy Emmy. Kobieta nie była dla niej niemiła, więc pomimo parszywego dnia miała zamiar zachowywać się miło.

Mercedes Noonuccal
ODPOWIEDZ