animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
No dobra, to olewam, bo Zoey ewidentnie niczego nie widziała. Pewnie jej się śniło.
- Pamiątkę? – Uniosła brwi, bo pamiątki to raczej po to, żeby pamiętać coś co się już nie powtórzy chyba. Przynajmniej ona tak to rozumiała. Poza tym ta noc była… skomplikowana, przyszła do Zoey, żeby sobie z nią poleżeć, albo posiedzieć, albo po prostu poczilować bombę, a ostatecznie to tak średnio czuła się tam mile widziana. Domyślała się, że problemem mogło być to, że jednak wpadła do niej o 3 w nocy, no ale raz można się przecież nie wyspać, żeby spędzić czas z Gaią, prawda?
- Ja też. – Przyznała z uśmiechem. – Może nie będę mogła się tak łatwo kontrolować. – Może gdyby Zoey rzeczywiście była pierwszym lepszym ciałem, które Gaia chce po prostu posiąść to by ją skusiło nawet jakby stała na tych schodach znudzona. Gaia jednak miała swoje podejście do tych tematów i chciała się ich trzymać. A przynajmniej próbowała. Bogowie tylko wiedzieli co ta typiara ostatecznie odjebie.
- Nie jestem w stanie tego potwierdzić. Jesteś chyba pierwszym architektem, z którym się widuje. – Nawet się upewniłam i rzeczywiście Gaia nie znała żadnych architektów. Ty swoją drogą nie jesteś wpisana na listę zawodów. – Co to za pytanie? – Parsknęła śmiechem, ale w sumie po chwili przestała, bo zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią. – Myślę, że tak. Nie lubię o sobie rozmawiać. – Mogłam napisać, żebyś się trzymała krzesła, bo pewnie nie przeżyjesz takiego stwierdzenia. – Nie potrzebuję, żeby każdy wiedział co się dzieje w moim życiu czy w głowie. – Nawet popukała się po tej głowie. Gaia żyła sobie w tym Internecie, często udostępniając wszystkim 90% swojego ciała, ale jednak głowę i duszę zachowywała dla nielicznych. Nawet Luna, co jest przykre, nie znała Gai tak w stu procentach. No bo co jak Gaia postanowi się otworzyć, a tu się okaże, że jednak jest nieźle pojebana i straci bliskie osoby? Niby bliskim nie powinno to przeszkadzać, ale po co ryzykować. A sypialnia to sprawa intymna. Nawet jakby częściej korzystała z jednorazowego seksu to raczej nie zapraszałaby nikogo do swojej sypialni. Korzystałaby z gościnnej, albo z domu drugiej osoby. Albo po prostu jakiś seks w miejscach publicznych, albo aucie.
Wzruszyła ramionami. – Pracuję, albo ciągle jestem gdzieś indziej. – Już nie chciała mówić, że ciągle imprezuje, bo jeszcze by striggerowała biedną Zoey. Jak miała być tutaj sama, to nie chciała być sama, bo gniła przed basenem i się topiła jak blob zostawiony na patelni, a jak Luna tu była to Gaia też nie zawsze chciała jej się narzucać swoim specyficznym towarzystwem. Także było jak było.
- No wiesz… w końcu jestem jej ulubioną córką. – Bo Monica trochę nie miała wyboru, hehe. – Dała go mi, bo jestem jedyną osobą z rodzeństwa, która poszła w stronę muzyki. Bjorn chodził do szkoły muzycznej, ale ostatecznie zrezygnował. A ja nadal grywam. – Podziwiam, że typiara ma jeszcze czas na to, żeby grać na fortepianie. Może gdyby grywała częściej to mogłaby mieć duety z matką zamiast palić zioło z bratem, albo upijać się w jakiś okolicznych wioskach. Może sama mogłaby zapracować na swoje Porsche. – Nie jestem w cieniu mojej matki. – Zaśmiała się i spojrzała na Zoey jakby był głuptaskiem. – Gdybym robiła karierę w muzyce i by mi nie wychodziło to może wtedy żyłabym w jej cieniu. – Wzruszyła ramionami. – Jest okej. Wbrew pozorom my nie myślimy o niej jako o gwieździe czy coś. Jest po prostu mamą. – No to nie tak, że wracali się do niej pani matko, albo rozmawiali o biznesowych sprawach. Tak jak wspominałam w innym poście gdzieś, Gaia bardzo często lata płakać do mamusi xd
- Ale szybko przeszłaś do koncertu życzeń. – Zażartowała, ale rzeczywiście pozwoliła sobie na to, żeby przysunąć stołek bliżej fortepianu. – Zagram ci moją ulubioną piosenkę. Ale miej na uwadze, że trwa prawie dziesięć minut. Sama o to prosiłaś. Ale gdyby nie ta piosenka to pewnie nigdy nie zaczęłabym grać na fortepianie. – Do dzisiaj pamięta jak usłyszała Konstantine po raz pierwszy, prawie 20 lat temu. Przy okazji ostrzegła też Zoey, że wbrew pozorom nie jest dobrą piosenkarką. Ostatni raz śpiewała z Frederickiem na wigilii dla seniorów w domu spokojnej starości. Zanim zaczęła grać to najpierw zaczęła rozgrywać randomowe melodie, żeby rozgrzać palce. Dawno ich nie używała. Oczywiście do grania na fortepianie. Ale jak już się przygotowała to zaczęła grać ten oto utwór. Gaia, tak jak każda kiedyś dziewczyna, przechodziła przez fazę bycia emo dziewczyną zakochaną w punk rocku.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Pamiątkę - przytaknela - po pierwszej nocy w moim łóżku... połowie nocy - to się już nie powtórzy, już nie będzie takiego pierwszego razu. Być może będzie pierwszy, w którym prześpią wspólnie całą noc, bez ucieczek nad ranem i smutnych rozmów w środku nocy. Zoey miała dość smutnych rozmów, ale chyba czasem się nie dało, bo ostatnio to jak się czuła było dziwne, smutne i nieoczekiwane. Wszystko było nie do końca tak jakby tego chciała, ale cóż nie mogła sobie przynajmniej pluć w brodę, że się nie starała. Starała się na tyle na ile była w stanie, żeby uporządkować swoje relacje, ogarnąć własne uczucia i poprawić życie.
Uśmiechnęła się lekko na jej słowa i machnęła tylko ręką. Cóż może kiedyś się to powtórzy ale pewnie nie w najbliższej przyszłości. Nie będzie chyba w stanie znów się tak ośmielić. No chyba, że się napije, wtedy to akurat mogłaby nawet wziąć ślub, jak już wiemy z doświadczenia. Zabawna dziewczyna. Może tak naprawdę Zoey jest bardziej szalona niż Gaia i ona wyznaje zasadę, że na przypale albo wcale. Mam nadzieję, że nie.
- To musisz mi w takim razie uwierzyć na słowo harcerza - chociaż Zoey nigdy harcerzem nie była, ale jednak nie miała w planach jej okłamywać więc można było jej rzeczywiście uwierzyć. Była prawdomówna! - Ważne! - Zoey na przykład pomimo tegoz, że uważała się za raczej introwertyka, to nie sądziłaz że jest jakoś mocno skryta. Oczywiście nie każdemu mówiła wszystko o siebie, ale swoim bliskim już wyjawiła przynajmniej duża wiekssowd o swoim życiu. Taka Sameen to wiedziała o niej absolutnie wszystko, nawet jak niektórych rzeczy mogłaby nie chcieć wiedzieć to Zoey mówiła jej tak czy inaczej. Uważałaz że trzeba mieć osobę, której można powiedzieć dosłownie wszystko bez obaw. Niestety nie miała az tak dobrego kontaktu z rodzicami żeby to im się miała zwierzać. Nawet Gaia wiedziała już o niej dość sporo, ale też nie było tak, że znają się miesiąc czy dwa. Minęło już w końcu ponad pół roku odkąd spotkały się w Lorne Bay i od tamtego czasu widywały się jednak bardziej lub mniej regularnie, ale jednak. - Rozumiem, jakbyś kiedyś poczuła potrzebę żeby o sobie opowiedzieć to się polecam, jestem dość dobrym słuchaczem - nie chciała jej się narzucać i zmuszać żeby teraz jej opowiadała o wszystkim co się w jej życiu dzieje. Jak będzie chciała to coś powie. Zoey chciałaby ja poznać bliżej, dowiedzieć się o czym myśli i co ma w głowie, ale nie chciała tego robić za wszelką cenę sprawiając żeby Gaia czuła się w końcu przy niej niekomfortowo. - Jestem ciekawa twojej głowy. - Powiedziała posyłając jej uśmiech. Nie dopytywała jednak, jak będzie chciała to jej powie, a jak nie to nie. Mogła ją tylko zachęcić.
- Macie w rodzinnym domu jakaś całą salę do muzykowania? - Zapytała, bo to chyba było takie dość neutralne. - Gracie sobie muzykę na święta i śpiewacie kolędy? - Trochę tak to wiedziała, jak na tych wszystkich filmachz gdzie rodzina się zbierałam i śpiewała. A może jej mama miała już dość grania, po tych wszystkich koncertach, że raczej nie dotykała fortepianu w prywatnym czasie. - Grasz tylko na fortepianie? - Może miała jeszcze jakieś inne umiejętności! Może grała na oboju na przykład. Kto ją tam wie. - Miałaś kiedyś taką sytuację, że gdzieś sobie szłyście i nagle podszedł do niej jakiś fan prosząc o autograf? - Nie wiedziała na ile popularni są kompozytorzy. To nie tak jak jej kuzynka Penny mieszkająca w USA, która pewnie już teraz ma wnuki ze swoim mężem Morganem, nie znała się na kompozytorach. Nie widziała czy dużo ludzi ich poznaje. Ona sama nie zawsze wiedziała jak wyglądają kompozytorzy, których lubiła.
- Słuchaj, muszę korzystać póki mam okazję - powiedziała z uśmiechem śmiejąc się cicho. - Dobrze, myślę ze przeżyje te 10 minut - kiwnęła głową i gdy Gaia zaczęła grać to Zoey najpierw patrzyła na ruchy jej dłoni, a później przeniosła spojrzenie na jej twarz. Słuchała skupiona na słowach ale też na melodii, pewnie McTavish nie słyszała nigdy ten piosenki więc to był jej pierwszy raz. Po kolejnej minucie wstała i podeszła do oszklonej ściany patrząc się przed siebie na lekko oświetlony ogród. Słowa piosenki trochę utknęły jej w głowie i chyba musiała to nieco rozchodzić. Poza tym to była bardzo piękna i wzruszająca piosenka, a nie chciała żeby Gaia zobaczyła, że się wzruszyła, bo to byłoby przypałowe. Odwróciła się do Gai dopiero po kolejnych dwóch czy trzech minutach i teraz mogła się jej znów przypadać. Wyglądała przepięknie za fortepianem. Pasowało jej to. - Wow... piękna piosenka - powiedziała gdy Zimmerman skończyła grać. - Widać, że masz talent po mamie - dodała uśmiechając się. - Pasuje Ci w ogóle ten fortepian, wyglądasz tak... jakbys była w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. - Chociaż nie wiedziała czy Gaia zrozumie o do jej chodzi. Było to po prostu takie on point. - Myślałaś kiedyś żeby pójść w ślady mamy? - To było chyba dość częste, że dzieci muzyków też wybierali właśnie taką ścieżkę kariery.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- Okej. – W końcu się poddała i z uśmiechem zgodziła się na to, żeby zatrzymać tą koszulkę w ramach pamiątki. Co prawda bardziej na usta cisnęło jej się, żeby zapytać czy to w ogóle była dobra noc i taka, którą warto pamiętać i sobie przypominać za pomocą tej koszulki. No, ale nie zapytała. W ramach nie kontynuowania ciężkich rozmów. A coś czuła, że to pytanie striggerowałoby Zoey i doprowadziłoby do jakiejś nieprzyjemnej kłótni.
No jak weźmiemy pod uwagę takie szaleństwa to rzeczywiście Zoey była tą bardziej szaloną. Gaia nie robiła tak durnych rzeczy jak śluby. Dla niej ślub miał rzeczywiście jakąś wartość i chciała mieć tak jak jej rodzice. Że jak już kogoś poślubi to poślubi tą osobę na zawsze. Bez rozwodu albo anulowania, a już na pewno bez błagania i szukania tej osoby przez cały świat, żeby wziąć rozwód. Obrzydliwe.
Nie kwestionowała Zoey i bycia harcerką, bo jednak bycie harcerką, w oczach Gai, pasowało do Zoey. Także nie dopytywała. Gorzej jak za kilka lat prawda wyjdzie na jaw i cały świat Zimmerman się zawali. Zaśmiała się jeszcze. Nie wątpiła w ważność tego pytania. Rzeczywiście było ważne, po prostu takie niespodziewane. Chociaż równie dobrze mogła się tego spodziewać. Takie rozmowy zawsze wychodziły o takiej godzinie. Aż ciężko uwierzyć, że Gaia naprawdę w pół godziny, po pijaku przyjechała z innego miasta, żeby móc sobie siedzieć z Zoey u siebie na chacie. Niektórzy i tak powiedzą, że ta dziewucha jest beznadziejna w deklaracje i poświęcenia. Hehs.
- Dziękuję. Doceniam to. – Uśmiechnęła się w stronę Zoey. – Ale nie mogę ci powiedzieć za dużo. Jeszcze uciekniesz zanim dowiesz się wszystkiego. – Zażartowała, bo wbrew pozorom Gaia nie miała żadnych mrocznych sekretów, których strzegła. Wiodła dosyć proste życie z problemami, które sama sobie tworzyła. Jej rodzina też była całkiem normalna. Poza oczywiście niemiecką historią, która nikomu tak do końca nie jest znana. Także nie traktowałabym tego jako sekretu Gai. – Wbrew pozorom, nie jest taka pusta jak się wydaje. – Tutaj już nie żartowała. Wiedziała, że czasami robiła z siebie kretynkę, albo zachowywała się tak, że jej zachowanie sugerowało niski iloraz inteligencji. Nie była jednak głupia. W końcu skończyła studia prawnicze i zakładała swoją fundację. Ktoś głupi nie poradziłby sobie z takimi rzeczami.
- Mamy pokój muzyczny. – Potwierdziła. – Tak. Najczęściej ja z mamą grywamy. Bjorn dołącza czasami, jeżeli spędza z nami święta. Bruno ma zakaz dołączania, bo strasznie fałszuje. – Nie będę tutaj obgadywać postaci Joli, żeby niczego nie narzucać, więc nawet niech Zoey nie próbuje pytać o najstarszego brata, bo równie dobrze będziesz mogła zakończyć grę. – Gram też trochę na skrzypcach. Ale zdecydowanie wolę fortepian. – Skrzypce były piękne, ale dla Gai były zbyt skomplikowane. Miała w piwnicy swoje własne skrzypce, ale no z jakiegoś powodu były w piwnicy, a nie wyeksponowane obok fortepianu. – Parę razy. Ale to przy okazji wakacji w Europie. Tutaj raczej nie. Mama dlatego lubi Australię, a zwłaszcza Lorne. Jest traktowana jak każdy inny człowiek. – To tylko jej dzieci, a zwłaszcza chyba Gaia, zachowywali się jakby co najmniej byli nie wiadomo kim. Chociaż dobra, Gaia aż taka nie była.
- Zobaczymy czy przeżyjesz. Może będę tak fałszować, że jednak wyjdziesz, a ja nawet nie zauważę. – No bo jednak miała zamiar kompletnie się wczuć w tą piosenkę. To nie była jedna z tych piosenek, które przychodzą lekko. Była zbyt emocjonalna. No, ale zaczęła sobie grać i nawet skupiała się na tym, żeby nie fałszować. Oczywiście mówię o samej grze na fortepianie. Zaśpiewanie nie było dla niej, aż tak istotne chociaż tam też robiła wszystko, żeby jednak dać Zoey bardzo ładny, prywatny koncert. Początkowo się zestresowała, że McTavish jest niezadowolona, bo sobie wstała i nawet na Gaię nie patrzyła. Nawet kusiło ją, żeby przerwać i zapytać co się dzieje, ale to była zbyt piękna piosenka, żeby ją tak po prostu przerwać. Musiała to dociągnąć do końca. W końcu jednak Zoey się do niej obróciła i Gaia nie widziała żadnych oznak niezadowolenia. Wykorzystała nawet moment, żeby przy fragmencie And Konstantine is walking down the stairs, doesn't she look good, standing in her underwear? nawiązać kontakt wzrokowy, uśmiechnąć się do Zoey i puścić jej oczko. Może i nie sprzedała jej wtedy nawet pół komplementu, ale przynajmniej teraz była w stanie jej zadedykować dziesięciominutową piosenkę i nawet wyłapać taki smaczek. Ehh, pewnie i tak jej nie docenią. Tobie się oczy otworzą jak Gai się zamkną. W końcu jednak przerażająco długie dziesięć minut dobiegło końca i Gaia zakończyła piosenkę. Nawet na koniec lekko dygnęła w ukłonie.
- Jedna z moich ulubionych. – Odpowiedziała zadowolona z siebie, bo jej nawet wyszło i nie fałszowała i nie pomyliła klawiszy. Wow. – Co to znaczy? – Zapytała zaciekawiona i nawet zmarszczyła brwi, ale nie przestała się uśmiechać. – Że wyglądam po prostu seksownie siedząc przy nim? – I nawet przybrała jakąś pozę opierając łokieć o klawisze. – Nie. Nie mogłabym nie. Nie mam jej talentu. Wtedy dopiero bym żyła w jej cieniu. Poza tym nie przepadam za byciem w centrum zainteresowania. – Jak raz na jakiś czas była to spoko, ale przez cały czas? Nigdy w życiu. Nie przeżyłaby tego. Wstała z tego siedziska i zaczęła sobie rozciągać palce, bo jednak trochę ją ten utwór wymęczył. Podeszła sobie do Zoey i stanęła naprzeciwko niej. – Chodź. Pokaże ci miejsce, gdzie dzieje się magia. Moją sypialnie. – Zaśmiała się i nachyliła się, żeby szybko pocałować Zoey. Zaraz jednak się obróciła i ruszyła w stronę schodów. Zawołała Ponyo, a ta jak się pojawiła to Gaia wzięła ją na ręce. Była dobrą psią mamą i miała zamiar nosić Ponyo na rękach, żeby biedna nie musiała sama wspinać się po schodach.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Wywróciła oczami i nieco pokręciła głową. - Już nie przesadzaj, nie jesteś taka straszna - zaprzyjaźniła się z kimś kto próbował ją zabić, więc nie była aż tak łatwa do spłoszenia. Nie chciała jednak jej namawiać, bo tak jak pisałam wcześniej, będzie chciała to się czymś z nią podzieli. Ona mogła tylko zadawać od czasu do czasu jakieś pytania pomocnicze, tak jak to zrobiła dzisiaj. - Nigdy nie uważałam, że jest pusta - nie miała Gai za głupią. Za lekko roztrzepaną? Owszem, ale nie za głupią czy pustą. - Mam nadzieję, że wiesz, ze jak Cię nazywam głuptaskiem to wcale nie dlatego, że Cię mam za głupią - wolała się upewnić, żeby obie miały jasność. To miało być urocze stwierdzenie, a nie obraza kogokolwiek. Wydawało jej się, że Gaia świadomie wybiera udawanie kretynki żeby przypadkiem nie musieć rozmawiać o rzeczach, które nie są dla niej wygodne. Była to jakaś metoda, do czasu aż Luna jej nie dopadała i robiła jej interwencje.
Uśmiechnęła sie na samą myśl o takim rodzinnym muzykowaniu. To musiało ich też do siebie jeszcze bardziej zbliżać. - To jakaś rodzinna tradycja, że Twoi rodzice nazwali synów na B? - Zapytała, bo gdy ostatnio gaia wspomniała o braciach to przykuło to jej uwagę. W sumie jeżeli tak, to byłoby to całkiem urocze. - Bruno pracuje w Coles tak? - Tak jej kiedyś mówiła przynajmniej. - A Bjorn czym sie zajmuje? - Była ciekawa jej rodziny, wydawali się być bardzo nietuzinkowi, w sumie nie ma się co dziwić jak się ma taką piękną i zdolną matkę, a na dodatek pochodzi się od arystokracji. - Jak tak mówisz o swojej mamie i w ogóle o swojej rodzinie to widać, że wiele dla Ciebie znaczą i mocno ich kochasz - nie mówiła już tylko o tej rozmowie, ale gdy opowiadała o braciach czy mamie to zawsze mówiła o nich w samych superlatywach, a nawet jeżeli było coś nie koniecznie pozytywnego to miała przy tym taki ton głosu, jakby ta wada dodawała takiej osobie tylko uroku.
- Oj nie dramatyzuj, graj już - Zoey czasem chodziła na karaoke więc pewnie słyszała gorszych wyjców niż taka Gaia. Poza tym, na pewnie nie było źle. Zoey lubiła słuchać jej głosu, gdy mówiła, na pewno polubi też jej głos, gdy śpiewa. No i miała rację, bo rzeczywiście cały występ Gai był naprawdę piękny. Może nie był idealny, ale Zoey nie oczekiwała ideałów, szczególnie nie w środku nocy. Wzruszyła się, bo ta piosenka nie dość, że była po prostu śliczna, to jeszcze ten tekst był no taki trochę jednak smutny. Starała się to jednak ukryć i gdy była pewna, że niczego po niej nie widać to odwróciła się do Gai. Już nie rób ze mnie takie tyranki okropnej, ja doceniam te miłe rzeczy, które Gaia robi dla Zoey! Teraz na przykład słysząc tekst piosenki i widząc zachowanie Gai to uśmiechnęła się szerzej i miała ten promyk nadziei, że może z tymi schodami wcale nie wyszło tak tragicznie jak to zakładała początkowo. - Brawo! - Trochę nawet krzyknęła jak już Gaia przestała grać i zabiła jej brawo. Gdyby to był talent show to Zoey wcisnęłaby guzik jestem na tak. Przyglądając się tak Gai grającej na tym fortepianie pomyślała, że gdyby nie ten cały syf, który ostatnio się wydarzył. Gdyby nie to jej pojebane małżeństwo i ta niepewność co do ich wspólnej przyszłości, to mógłby być ten moment, w którym Zoey mogłaby się w Gai zakochać.
- Następnym razem przygotuj kolejną ulubioną - rzuciła żartując sobie, bo przecież Gaia nie musiała jej odgrywać całej swojej ulubionej playlisty. - To też, ale bardziej chodzi mi o to, że wyglądasz jakby to było takie Twoje naturalne miejsce. Bez spin, bez żadnych pozorów, tylko ty i fortepian. Po prostu Ci to pasuje. - Gdyby miała aparat to, by jej mogła zrobić zdjęcie, bo było coś magicznego w tym jak tam sobie siedziała, w takim własnym, naturalnym środowisku i była sobie po prostu Gaią. - A w ślady ojca sama chciałaś iść, czy Cię do tego namówili? - Zoey żeby pójść w ślady rodziców to cóż, polityczką byłaby słabą, a szefową kliniki chirurgii plastycznej to już w ogóle! Całe szczęście nikt na nią nie naciskał żeby szła na lekarza albo prawnika i mogła wybrać cos co jej się podobało. - Bardzo chętnie - uśmiechnęła się po tym przelotnym pocałunku i przez chwilę stała obserwując jeszcze Gaie jak podnosi psa i kieruje się na górę. Poczuła się trochę wyjątkowo, że rzeczywiście Gaia pokaże jej to najbardziej intymne miejsce i nie mówię tu o Twoim ostatnio ulubionym słowie k r o c z e.
Ruszyła się w końcu z miejsca i poszła za nią, a gdy weszły do sypialni to McTavish rozejrzała się dookoła. - Wow... bardzo duża - podeszła do okna żeby zobaczyć widok, bo wiadomo, że Zoey miała fioła na punkcie widoków, nawet jeżeli teraz nie za bardzo było cokolwiek widać. - Piękne kolory. Sama wybierałaś? - Zapytała i nie za bardzo wiedziała czy może sobie usiąść na łóżku, ale nie chciała być też jakaś dziwna i usiąść na fotelu więc wybrała tą opcję po środku i usiadła na tym pierdolniku przed łóżkiem.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Żeby nie było, to nie tak, że Gaia oskarżała Zoey o to, że przez nią czuła się głupia. Gaia wiedziała jak się czasami zachowywała i wiedziała, że nie zawsze będzie mogła zagrać kartą wieku, tłumacząc się tym, że jest po prostu młoda i głupiutka. Ja też wiem, że nie zawsze będę mogła tym zagrywać. Po prostu muszę chronić Gaię przed światem okej. Ale potwierdziła tylko z Zoey, że jak najbardziej ją rozumie i absolutnie rozumie w jakim kontekście nazywa ją głuptaskiem. Nawet się przy tym uśmiechała.
Zaśmiała się słysząc o synach nazwanych na literę B. – Nazwali tak wszystkie swoje dzieci. Nie wiem czemu. Jest Bruno, jest Bjorn, jest Bjol i jestem ja. – Wyszczerzyła się ładnie. – Gaia nie jest moim… pierwszym imieniem. W sensie oficjalnie już jest, ale zmieniłam je, bo nie podobało mi się to, które nadali mi rodzice. – Wyjaśniła, ale nie zdradziła tego imienia. No i trudno, zmusiłaś mnie do tego i nazwałam postać Joli Bjol. Zrobiłam hybrydę z Joli i litery B. Trudno. Miejmy nadzieję, że się nie przyjmie i Jola ma lepsze imię XD – Tak. Bruno pracuje w Coles w Cairns. Może byś go poznała jakbyś mi wtedy tak nie uciekła. – Przypomniała. – Bruno jest moim bliźniakiem. Bjorn jest pisarzem. Jest autorem popularnej w Niemczech serii książek dla dzieci. – O Bjolu też powiedziała, ale poza imieniem już nic więcej Joli nie narzucę. Przyrzekam. Jak ktoś z administracji to widzi to przepraszam : ( - Kocham ich. – Przyznała bez cienia zażenowania czy zawstydzenia. Wręcz przeciwnie. Jej głos był pełen dumy i miłości. Nigdy niczego nie była w swoim życiu tak pewna jak właśnie rodziny. – Są najlepszym co mi się przytrafiło. Najlepsze co mam. Umarłabym za nich wszystkich. – Uśmiechnęła się. – Nie mogę się doczekać jak ich poznasz. – Wiedziała, że do tego trochę im brakuje, zwłaszcza po dzisiejszych wyznaniach Gai. Nie zmieniało to jednak tego, że i tak chciała, żeby Zoey poznała jej rodziców i rodzeństwo. Pewnie nawet całą służbę w domu rodzinnym Zimmermanów. W sumie to chciała nawet Zoey pokazać posiadłość, w której się wychowała.
Dobrze, że Gaia nie wiedziała, że Zoey była tak bliska zakochania się w niej, gdyby nie te wszystkie pojebane rzeczy, które się ostatnio wydarzyły. Widocznie im mniej Gaia wiedziała tym lepiej spała. Gdyby wiedziała, to z pewnością zagrałaby Zoey jeszcze jedną piosenkę. Bardziej odpowiednią do tego momentu. Chciała się z nią jednak wstrzymać, do momentu, w którym będzie pewna tego co do McTavish czuje.
- Dobrze. Już nawet wiem co ci zagram. – Posłała jej tajemniczy uśmiech, a później już wysłuchała słów Zoey. – Dziękuję. – Teraz zrozumiała już o co chodziło. I nawet zgodziła się z Zoey. Może nie na głos, ale Zoey miała racje. Może Gaia nie była utalentowana na tyle, jak jej mama, żeby tworzyć własne kompozycje, żeby pisać teksty, ale była pewna tego, że to musiał być najbardziej intymny moment w jakim się Zoey pokazała. Pokazywanie jej swoich piersi nie mogło się równać z tym, że zaśpiewała i zagrała jej piosenkę, która sama w sobie była owiana nutą tajemniczości, intymności i emocjonalności. Piosenkę, która zainspirowała ją do nauki gry na pianinie i która towarzyszyła jej przez dwadzieścia lat życia.
- Bardziej postawili mi warunek. Nigdy nie chciałam iść na studia. Chciałam być rozpieszczoną dziewuchą, która baluje za pieniądze rodziców. Chciałam zwiedzać świat. Nie siedzieć na salach sądowych. – Nadal była rozpieszczoną dziewuchą, która balowała za hajs rodziców. – Pozwolili mi zrobić roczną przerwę, wyjechałam w podróż po greckich wyspach, wróciłam i poszłam na studia. I kupili mi Jaguara. – Wyszczerzyła się, bo wiadomo, że to było najważniejsze. Że dostała zajebiste autko i postawiła na swoim tym rocznym podróżowaniem po Grecji. Była tak bardzo rozpieszczona córeczką swoich rodziców. Nie było nawet sensu, żeby się z tym kryć. Powinna to nosić dumnie. Gdyby nie miała zajętej lewej piersi, to by sobie wytatuowała „daddy’s little monster” czy coś równie pojebanego.
- Potrzebuję przestrzeni. – Wyjaśniła jak już weszły do jej sypialni. Sypialnia Gai musiała być duża, bo przecież musiała pomieścić to niesamowicie wielkie ego tej dziewczyny. Puściła Ponyo, która od razu skoczyła sobie na łóżko i zajęła miejsce w nogach. – Później przyjdzie Kramer to zobaczysz jaki jest zajebisty. – Nie zapomniała. Pamiętała, że Zoey chciała się poprzytulać do kota. Znając życie Kratos też przyjdzie jak ogarnie, ze niestety Luńci nie ma dzisiaj w domu i będzie musiał się tulić do kogoś innego. – Nie. Nie mam zmysłu do czegoś takiego. – Wystarczy spojrzeć na to jak na się ubiera. – Wynajęłam dekoratorów. Powiedziałam im czego oczekuję i zrobili kawał dobrej roboty. – Podeszła do Zoey, stanęła jak zwykle, zdecydowanie za blisko i ujęła jej twarz w dłonie. – Idę się umyć. – Mruknęła wpatrując się przez chwilę w jej twarz. Zaraz jednak się nachyliła i obdarowała ją pocałunkiem. – Skorzystam z łazienki Luny. Ty możesz skorzystać z mojej. Ręczniki masz na półce. Zaraz ci dam pidżamę. – Mówiła obsypując twarz McTavish pocałunkami. W końcu ją jednak puściła i poszła do garderoby skąd wróciła z koszulką The Veronicas. Pewnie dała też Zoey jakieś czyste gacie, albo bokserki. Jedyne atłasowe co miała to nasutniki, a nie chciała niczego sugerować. – Do zobaczenia. – Posłała Zoey uśmiech i wskazała jej łazienkę. Sama rzeczywiście poszła do łazienki Luny i tam zmyła makijaż, wyprysznicowała się, ubrała majtki i narzuciła na siebie szlafrok Versace. Zastanawiała się czy Zoey zasłabnie na jej widok bez makijażu, bo chyba nigdy jej jeszcze takiej normalnej nie widziała. Nie pamiętam. Wiesz jak to ze mną jest. No, ale wróciła do siebie do sypialni i Zoey jeszcze nie było. Trochę się zestresowała, że ta uciekła, ale jednak słyszała wodę pod prysznicem więc uznała, że jest okej. Usiadła sobie na pierdolniku przed łóżkiem i zaczęła sobie kremować ciało. Zaczęła od cyców i brzucha, żeby Zoey nie uznała, że to jakaś Gai gra wstępna. Później przeszła do nóg i zdążyła akurat skończyć jak McTavish wróciła. – Hej. – Przywitała się ładnie i zamknęła pojemnik z balsamem robiony na zamówienie. Połączenie glicyny i śliwy przybrzeżnej. Wstała i zaczęła szykować łóżko, odsunęła narzutę i pozrzucała na bok poduszki. – Masz preferencje co do strony? – Musiały ustalić takie rzeczy jak mają spędzić ze sobą całe życie.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Naprawdę? - Zdziwiła się, bo w życiu by nie pomyślała, że Gaia nie jest tak naprawdę Gaią! To był wielki plot twist. Spojrzała na nią bijąc się sama ze sobą o to czy zapytać o to prawdziwe imię czy lepiej nie. Ciekawość jednak wygrała. - To jak się nazywałaś? - Zmiana imienia nie była aż tak popularna jak można się byłoby tego spodziewać. Zoey znała tylko jedną taką osobą, ale też nie tak, że Sameen sobie sama chciała to imię zmienić chyba... swoją drogą zabawne, że w swoim życiu McTavish znała dwie Gaie, które nie nazywały się tak jak wtedy gdy się urodziły. - Może go jeszcze poznam - pewnie jak kiedyś znowu pojawi się w tym sklepie to będzie wyglądać chłopaka z brwiami podobnymi do Gai. Na pewno od razu wpadnie na Bruna, o ile akurat będzie mieć zmianę. - Ooo to widzę, że Twoja rodzina jest pełna artystów - tylko najwyraźniej jej brat bliźniak nie miał żadnego talentu. A nie sorry, on był tancerzem przecież, zapomniałam, że miał jakieś zdolności jednak, chociaż pewnie dość pokraczne. No nieważne, to nie post Bruna. - Owww to bardzo słodkie, że tak o nich mówisz. - zawsze to jakaś zielona flaga, a te to Zoey akurat potrafiła bardzo szybko wyłapać i kurczowo się ich trzymać. - Też się nie mogę doczekać - no, bo to co o nich opowiadało pokazało ich w samym dobrym świetle i była naprawdę ciekawa tych ludzi. Cóż, chciałaby powiedzieć, że nie mogła się doczekać tego żeby przedstawić Gaie swoim rodzicom, ale tego to akurat, by się obawiała. Oni nie byli tacy... ciepli jak Zimmermanowie. Obawiała się, że mogłoby być sztywno i dziwnie, może gdyby jeszcze wpadli jej bracia to nie byłoby aż tak tragicznie. Obstawiam, że głównym problemem tej rodziny jest to, że nie istnieje, ale trudno.
- Ooo no nie możesz mi tak mówić, bo teraz się będę zastanawiać... hmmm może powinnyśmy robić jakieś zakłady i zobaczymy czy zgadnę - pewnie nie, bo Zoey by obstawiała Josha Grobana Remember me i to tylko dlatego, że akurat mi to leci, ale też jest ładne i da się to zagrać na fortepianie. - To ja dziękuję - uśmiechnęła się lekko, bo jednak Gaia się przed nią otworzyła, chociaż Zoey podejrzewała, że jest to dla niej dość trudne. Już zdążyła zauważyć, że nie przepada za poważnymi i trudnymi rozmowami.
- I co teraz nie uważają, że to była strata Twojego czasu skoro i tak nie pracujesz w zawodzie? W ogóle chciałabyś pracować jako prawnik? - No, bo może teraz to akurat jej nie kręciło, ale może miała w planach jednak wrócić do zawodu skoro już tyle lat spędziła ucząc się go. W sumie to zreflektowała się, że pewnie zadaje jej jakieś za daleko wybiegające w przyszłość pytania, na które Gaia pewnie jeszcze nie znała odpowiedzi. Machnęła więc ręką. - Opowiedz mi o tych wyspach. Byłam tylko na Krecie, ale bardzo mi się podobało. Rozumiem, że Twoje nowe imię i wycieczka w tamte rejony nie była przypadkowa? - Najwyraźniej Zoey też przyciągały kobiety mające fioła na punkcie greckiej mitologii. Tak sie zdarzało, ale wolała to niż żeby przyciągała patusiary.
No i w końcu znalazły się w tej jej sypialni gdzie McTavish czuła się nieco skrępowana nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. - No to naprawdę się postarali, chociaż okiem eksperta ocenię rano jak będzie więcej światła - Zoey się znała na rzeczy, zaraz zacznie sprawdzać czy są odpowiednie kąty między listwą przypodłogową, a ścianą. W swojej pracy była straszną perfekcjonistką co czasem powodowały problemy, szczególnie z budowniczymi. Uśmiechnęła się gdy Gaia ją zaczęła całować, bo cóż, to zawsze było miłe. Ułożyła dłonie na jej talii i kiwała głową na znak, że wszystko rozumie. - Ooo The Veronicas słuchałam ich ostatnio. Bardzo lubię line of fire - co akurat jest prawdą, bo słuchałam tego niedawno i jest fajne. To mi się podobało więc Zoey też niech się podoba. - Pa - powiedziała i puściła jej całusa, a później poszła do łazienki żeby zmyć makijaż, umyć zęby (bo obstawiam, że Gaia miała jednak jakieś zapasowe szczoteczki do zębów) i wziąć prysznic pewnie nawet skorzystała z okazji i umyła głowę, bo jednak były na tej plaży, a ona nie chciała mieć piasku we włosach. Cóż z samego przebywania w łazience Gai też się mogła czegoś o niej dowiedzieć. Chociażby tego jakiego żelu pod prysznic używa.
Po dłuższej chwili wyszła z łazienki w tej koszulce i z ręcznikiem w rękach wycierając sobie jeszcze wilgotne włosy. - Oho... to poważne pytanie - zerknęła na łóżko później na Gaie i znowu na łóżko. - Chyba wolę spać od strony okna. Lubię sobie czasem rano popatrzeć przez okno - no i nie miała też takich problemów jak ja, że się stresowała spaniem plecami do okna. Ja się na przykład stresuje, bo się martwię, że ktoś mnie będzie podglądać albo się włamie i mnie zabije. Ona tak nie miała. - Chociaż rano będę mieć też inne ładne widoki - dodała podchodząc do Gai kradnąc jej pośpiesznie buziaka, później przeszła na tą stronę od okna i położyła się na łóżku układając się na boku z rękoma ułożonymi pod głową. - Bardzo doceniam, że mnie tu zaprosiłaś, szczególnie po tym co powiedziałaś o swojej prywatności - chciała żeby Gaia wiedziała, że to nie jest tak, że ona nie doceniała żadnych miłych gestów. Ten był naprawdę miły.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- To nie ma żadnego znaczenia. – Odparła z delikatnym uśmiechem. Nie zamierzała rzucać jakiegoś tekstu w stylu „Berta umarła i już nie wróci”, nie o to chodziło. Po prostu Gai nie podobało się jej oryginalne imię, ubłagała rodziców o możliwość zmiany, dostała to i nie zamierzała się tym dzielić. Już i tak powiedziała Zoey za dużo. Jej imię mogło pozstać sekretem, albo ciekawostką w karcie postaci. – Może. – Nic nie było wykluczone. Jest też szansa, że Zoey go znała, a nawet nie wiedziała, że to jest brat Gai. Tym bardziej jeżeli kupowała w Coles. No chyba, że była tam nagle pierwszy raz w życiu. – Tak. – Potwierdziła, bo rzeczywiście miała rodzinę pełną talentów. Poza Brunem, który jednak nieco jej zrujnował plany na karierę muzyczną. Chciała z nim śpiewać w zespole, ale ten nie potrafił śpiewać, więc Gaia musiała zrezygnować i ostatecznie porzucić karierę muzyczną. Zamiast tego stała się pajacem w domu starców, gdzie zabawiała staruszków. A mogła być na przykład międzynarodową gwiazdą pop. Eh. – No to moja rodzina, jak inaczej mam o nich mówić? – Zaśmiała się, bo ona oczywiście nie znała tego, że rodzina może być po prostu popierdolona, albo taka, o której tak naprawdę nie chce się mówić. W jej oczach rodzina zawsze była idealna i człowiek chciał się nią chwalić przy każdej możliwej okazji.
- Nie sądzę, żebyś zgadła. – No bo skoro nie znała takiego indie rockowego klasyka jak Konstatine, to była mała szansa na to, że zgadnie pozostałe, ulubione piosenki Gai. Gaia miała obsesję na punkcie muzyki, co zawdzięczała mamie. Nie wyskoczy jej z czymś tandetnym, albo popularnym. Normalnie to już by miała ochotę jej coś zagrać kolejnego, ale nie mogła jej aż tak rozpieszczać.
- Nie są zadowoleni, ale nie bardzo mają co z tym zrobić. – Wzruszyła ramionami. Rodzice już zdążyli się przyzwyczaić do tego, że bliźniaki to jednak takie słabo posłuszne dzieci i pewnie cieszyli się tylko, że Bjorn i Bjol byli normalni. – Kiedyś tak. Na razie nie widzę sensu w posiadaniu nudnej pracy. – Teraz to były jej najlepsze lata młodości, potrzebowała się wyszaleć i pokorzystać z życia i robić to co chciała robić. Na bycie nudną będzie miała czas jak już będzie gotowa na ustatkowanie się i posiadanie swoich dzieci. Może wtedy też zadecyduje, że jednak jednego kaszojada byłaby w stanie urodzić sobie sama. Nigdy nie wiadomo z tą dziewuchą.
- Nie ma o czym opowiadać. – Machnęła ręką będąc święcie przekonana, że Zoey nie chciała słuchać o jej „podróżowaniu” po tych wyspach. Tym bardziej, że ona niewiele tam zwiedzała. Po prostu… robiła dużo innych rzeczy, z których nie była dumna i o których rodzice nie wiedzieli i tak powinno zostać. – Czysty przypadek. – Nie była taką fanką mitologii jak ja. Po prostu tak wyszło, że imię jej się spodobało, pasowało do niej i chciała je mieć na dłużej. Nie kryła się za tym żadna, piękna historia.
Zaśmiała się troszkę na wzmiankę o tym, że Zoey słuchała The Veronicas. Ciężko było ich nie słuchać jak się żyło w Australii. Tutaj były gwiazdami. Pewnie kiedyś będą australijską Marylą Rodowicz, którą się odmraża na odpowiednie eventy. Gaia to miała na ich punkcie niemałą obsesję. Pewnie miała moment w życiu, że zamiast jechać na tą wycieczkę po greckich wyspach to chciała jechać za nimi w trasę koncertową po Australii, ale akurat wtedy nie miały żadnej trasy, A nie koncertowały nigdzie poza Australią. Także niesamowicie słabo.
Nie miała problemu z tym jaką stronę wybrała Zoey. Gaia samotnie sypiała na środku, jak na typową, bananową księżniczkę przystało. Jak jedną noc prześpi się na jakiejś konkretnej stronie to raczej nie umrze. Co nie? Prawda? – Przestań. – Machnęła ręką na ten komentarz o widokach. Widać, że Zoey nie wiedziała jak Gaia śpi z otwartą gębą i jak chrapie. Zwłaszcza jak jest po alkoholu. Dobrze, że nie wypiła za dużo, bo jeszcze by miała helikopterek i by rzygała. – To nic takiego. Nie przesadzajmy. – Ogólnie to była poważna sprawa dla takiej Gai, ale czuła się już wypompowana całym tym dniem i rozmawianiem o sobie. Zoey dowiedziała się o niej dużo. Prawdopodobnie nawet za dużo i teraz Gaia czuła się niekomfortowo. Niekomfortowo do tego stopnia, ze było jej głupio, że pod szlafrokiem ma tylko gacie i nic poza tym. Przeprosiła Zoey na chwilkę, wróciła do garderoby i tam wygrzebała sobie jakąś koszulkę do spania. Będzie jej się dziwnie zasypiało, ale co tam. Wracając do łóżka zawołała jeszcze koty. Zdążyła się położyć jak przybiegły do sypialni. Wytrenowane bestie. Kratos położył się obok Ponyo, która od razu wstała, bo nie chciała leżeć obok Kratosa tylko obok swojej pańci. Kramera Gaia zawołała, żeby podszedł do Zoey. Z lekkimi oporami, ale w końcu to zrobił. – Uważaj tylko, żeby nie usiadł ci zadem na twarz. – Wyszeptała i sama przytuliła Ponyo, która próbowała się koło niej ulokować. – Dobranoc, Zoey. – Dodała jeszcze i zamknęła oczy i pewnie zaczęła już wsiadać do śpiulkolotu, bo ona to ten typ osoby, który jak dotknie poduszki to odpływa.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Była gotowa na to, by po prostu położyć się w łóżku i przytulić się do Gai, no ale skoro dostała w zamian za to kota, to też nie narzekała. O dziwo kiciuś dał się pogłaskać i można się było do niego przytulić. McTavish przez chwilę nie mogła spać więc po prostu sobie leżała i głaskała kotka, który też zaczął mruczeć i to było takie miłe, a przynajmniej mam takie wyobrażenie, że to miłe, bo moja dzidzia nie rozumie konceptu mruczenia. Ona chce być jak lew i nie mruczy. W każdym razie po pewnym czasie Zoey jednak zasnęła i chyba była tak zmęczona, że nawet nie ogarnęła czy coś jej się śniło czy nie.
Wstała dopiero, gdy jej twarz została zaatakowana małą kocią łapką. Najwyraźniej dziecko nie mogąc dobudzić mamy ani macochy, postanowiło zaatakować tą dziwną, nową panią, która spała z mamą w łóżku. Gdy otworzyła oczy to kotek siedział jej na klatce piersiowej i gapił się w nią oczekując od niej czegoś. Kramer kręcił się tez gdzieś po łóżku, a Ponyo latała po pokoju, bo najwyraźniej chciało jej się już siku. Mctavish postanowiła spróbować swoich sił w zostaniu zwierzęcą opiekunką i wstała po cichu z łóżka tak, by nie obudzić Gai. – Jesteście głodne? – Zapytała po ciuchy zwierzaków, ale przecież nie potrafiły jej odpowiedzieć normalnie więc tylko popatrzyły się na nią jak na idiotkę. – Dobra chodźcie – miała nadzieję, że Gaia trzyma jedzenie dla zwierzaków w tej samej szafce, w której miała te smaczki. Postanowiła to sprawdzić. Oczywiście mogłaby obudzić Zimmerman i jej powiedzieć, że zwierzęta są głodne, ale chciała, żeby Gaia się wyspała, w końcu to przez nią w jakimś tam stopniu zarwała nockę. Przyjechała do niej, a wiedziała, że ich nocna rozmowa mogła być bardziej wyczerpująca niż nie jedna impreza. Dlatego chciała żeby Gaia się wyspała. Przymknęła za sobą drzwi do sypialni i po cichu razem z bandą zwierzaków zeszła na dół. Zaczęła się kręcić po kuchni, ale okazało się, że miała rację i jedzenie było tam, gdzie podejrzewała. Znalezienie misek też nie było niczym trudnym, bo zwierzaki same ją do nich zaprowadziły. Nałożyła każdemy po trochę jedzenia, bo wolała dać im mniej niż więcej, zawsze można później dołożyć. Stanęła sobie obok nich obserwując jak jedzą, aż sama poczuła się spragniona. No trudno, trochę się porządziła, bo chciała napić się wody, więc poszperała żeby znaleźć jakąś szklankę i nalać sobie wody.
Po paru kolejnych minutach zwierzaki były już najedzone więc McTavish postanowiła skorzystać z okazji i je wygłaskać, albo się z nimi trochę pobawić. Usiadła sobie na podłodze i chwilę pogłaskała koty, a Ponyo przyleciała do niej z piłką, którą Zoey jej rzucała i ta ją z powrotem przynosiła. Tak się bawili, Zoey oczywiście najlepiej z nich wszystkich, bo kto by się bawił źle będąc w otoczeniu zwierzaków, aż nagle usłyszała otwieranie drzwi i na schodach zobaczyła Gaie. – Dzień dobry – powiedziała do niej z uśmiechem cały czas siedząc na podłodze – mam nadzieję, że się nie gniewasz, trochę się porządziłam, bo były głodne więc je nakarmiłam i nalałam sobie też wody – od razu powiedziała, bo nie chciała, żeby Gaia pomyślała, że Zoey wstała specjalnie wcześniej żeby grzebać jej w rzeczach. Nie była popierdolona. Może trochę. – Wyspałaś się? – Zapytała patrząc na Gaie ale w tym samym czasie Ponyo rzuciła jej piłkę pod nogi więc Zoey musiała ją wziąć w ręce i znowu rzucić piesiuńkowi.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
No przepraszam bardzo, że ktoś jak pisał poprzedni post to nie miał dobrego tła emocjonalnego. I przepraszam, że Gaia zasypia bez pożegnania i zapowiedzi. Zupełnie jakby koncept Houdiniego wziął się z dupy. Naprawdę nie wiedziała kiedy zasnęła. Miała tak twardy sen, że nawet nie ogarniała co się dzieje wokół. Gdyby teraz ktoś, kto polowałby na Lunę, napadł na dom, to Gaia przespałaby cały ten atak. Nie miałaby okazji do tego, żeby ostrzec Joela czy w ogóle uratować swoje czy Zoey życie. Jeżeli koty nawalały ją po twarzy to rzeczywiście, w ogóle tego nie pamiętała. Najwyżej się obudzi z jakimiś zadrapaniami czy obolałą twarzą. Nie byłby to pierwszy raz. Dlatego nie powinna mieć zwierząt. Albo dlatego zwierzęta ostatecznie preferowały Lunę, a nie ją.
W końcu jednak się obudziła i pierwsze co zobaczyła to to, że jest zupełnie sama. Naturalnie złamało jej to serce. Była smutna z samego rana, a to nigdy nie było zapowiedzią dobrego dnia. Przez chwilę jeszcze myślała, że może to, że Zoey tutaj była to tylko sen. Może nigdy jej tutaj nie było. Nieważne. Było jej smutno. Była jak ta typiara, co się obraża na swojego chłopaka, bo miała sen, w którym ten ją zdradzał. Sięgnęła po swój telefon, bo musiała przejrzeć najpierw mały Internet zanim ruszy podbijać świat. Chociaż dzisiaj niczego nie podbije, bo została porzucona z samego rana jak pierwsza lepsza.
W końcu jednak zwlekła się z łóżka, wyciągnęła sobie z tyłka gacie, które jej tam wlazły, poszła do łazienki, gdzie się wysikała i ogarnęła sobie twarz (nałożyła pewnie jakiś krem) i skierowała się do kuchni. Chciała jeszcze sobie zajrzeć do Luńci czy ta dotarła bezpiecznie do domu, ale uznała, że Luna potrzebuje czasu. Albo Joel jeszcze u niej jest, a Joel miał rzeczy, których Gaia nie chciała oglądać kiedy była w swojej erze skupiania się na kobietach. Już na schodach słyszała jak zwierzaki hałasują i chciała je zjebać, ale też nie miała siły. Oczywiście z powodu złamanego serca. Okazało się, że jednak zwierzaki miały powód, żeby hałasować. Zatrzymała się na widok Zoey, bo jednak tego się nie spodziewała. – Hej. – Odparła jeszcze zachrypniętym od snu głosem. Chociaż to pewnie bardziej kac niż sen, ale niech sobie dziewczyna wmawia dalej. – Byłam pewna, że mnie zostawiłaś. – Rzuciła oskarżeniem, bo tak o dziwo było najłatwiej. Ona jak wychodziła od Zoey to miała chociaż trochę rigczu, żeby ją obudzić i się pożegnać. – Powinnaś mnie obudzić. – Dodała jeszcze. Nie chodziło o to, że Zoey czuła się jak u siebie, chodziło o to, że Gaia wyszła teraz na chujową gospodynię czy coś. Stała tak jeszcze i gapiła się na Zoey i myślała o tym, że chciałaby do niej teraz podejść i ją zacząć całować i po chwili zjeść na śniadanie, ale nie zrobiła tego, bo nadal była naburmuszona za to, że Zoey sobie po prostu poszła i nie obudziła jej nie wiem… pocałunkiem, albo dotykając jej cycków. Przykre mocno. – Zrobię kawę. – Oznajmiła, bo może i się wyspała, czego nie powiedziała Zoey, ale i tak potrzebowała się obudzić. A McTavish ewidentnie była zajęta zabawianiem zwierząt. Pewnie tak samo zabawiała te mgliste coś tam od tego zarośniętego typa. Eh.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Zoey nawet nie wpadłaby na to, że Gaia będzie naburmuszona niczym dziewczynka z bajki Totoro. Może gdyby obejrzała, to by miała większe pojęcie na ten temat. Na chwilę obecną jednak skupiła się na tym żeby nakarmić zwierzaki, które były po prostu głodne. Nie miała z tym problemu, chciała dać się Gai wyspać, bo sobie po prostu na to zasłużyła. Poza tym McTavish lubiła się czuć potrzebna więc to był dla niej w sumie nawet plus. Zwierzaki chyba też nie miały nic przeciwko, bo jednak nie uciekały od niej, gdy już je nakarmiła. – No co Ty – uśmiechnęła się do niej – przecież Ci powiedziałam, że zostanę. Pewnie bym poleżała, tak jak mówiłaś, ale kotek postanowił mnie nokautować łapką. – Kot nie pozostawił jej wyjścia, a jednak Zoey chciała żeby zwierzaki Gai ją polubiły. To było dość istotne. – Ale tak słodko spałaś, nie chciałam Cię budzić. To była intensywna noc i zasłużyłaś żeby się wyspać – odpowiedziała, bo jednak dość dużo rozmawiały i Zoey nie była durna, wiedziała jak wiele ją to kosztowało. Poza tym uważała, że nic takiego się nie stało, skoro była tu na miejscu, nie uciekła nad ranem. Za to teraz wstała z podłogi po tym jak po raz ostatni rzuciła Ponyo piłeczkę.
Przez chwilę obserwowała jak Gaia robia tą kawę, a później do niej podeszła i położyła ręce na jej ramionach obracając ją w swoją stronę. – Dzień dobry – mruknęła przenosząc dłonie na jej twarz i pocałowała ją porządnie na powitanie. Tak żeby obie miały stuprocentową pewność, że rzeczywiście spędzają razem poranek i będą mogły wspólnie wypić kawę i być może coś zjeść. – Dawno mi się tak dobrze nie spało – oznajmiła lekko gładząc kciukiem jej policzek i znów ją przelotnie cmokneła. – Pomóc Ci w czymś? – Zapytała dość powoli się od niej odsuwając żeby uprzeć się tyłkiem o kuchenne szafki. Miała trochę ochotę ja klepnąć w tyłek, ale nie wypadało więc się powstrzymała po prostu sobie na nią patrząc. Gaia w naturalnym środowisku po raz kolejny i znów to był bardzo interesujący widok, na który mogłaby dłuższą chwilę popatrzeć. – To jak wyspałaś się, czy nie? – Dopytała unosząc lekko brew, bo w końcu się tego nie dowiedziała, a była ciekawa.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Ta dziewczynka ma imię: M E I. Ale spoko, następnym filmem jaki razem oglądamy to będzie Totoro, żebyś mogła na własnej skórze tego doświadczyć. Ale tak, Gaia się naburmuszyła, bo jednak na sekundę jej serce zostało złamane. Dlatego była wbrew pozorom bardzo oporna ku temu, żeby korzystać z usług jednonocnego seksu. Bała się tej pustki, którą poczuje jak ogarnie, że osoba, na której jeździła całą noc, rano sobie po prostu wyjdzie. No i tutaj bała się tego, że może i na Zoey nie jeździła całą noc, ale, że Zoey sobie po prostu, bez żadnego pożegnania poszła. Nie było to miłe. Także musiała się naburmuszyć. A to, że Zoey jednak była to nie sprawiło, że uczucie naburmuszenia od razu minęło. – No tak. Mówiłaś. Ale ostatecznie nie leżałaś ze mną. – Obudziła się sama i o to się rozchodziło. To był największy ból całego świata. – Trzeba było go też znokautować. Jakby chwilę poczekał, to by nie umarł. Moja mama zawsze powtarzała, że z głodu to się jeszcze nikt nie zesrał. – Oczywiście pani ZImmerman mówiła to po niemiecku, więc brzmiało to zdecydowanie ładniej, ale też jednocześnie groźniej. – Po prostu uważam, że powinnaś mnie obudzić. – Oj tam, nie musiała się wysypiać. Miała gościa w domu, mogła się wyspać po tym jakby już gościa odwiozła. Otworzyła jakąś szufladę, wyjęła z niej gumkę do włosów i zrobiła sobie koczka, żeby później nikt w kawie czy śniadaniu nie znalazł czerwony włosów. Ciężko byłoby zrzucić winę na zwierzęta, albo na Lunę. Wsypała do młynka kawę, zmieliła ją, przesypała do filtra, wlała do ekspresu wodę i włączyła, żeby robiła się kawka. Z rana potrzebowała czarnej, przelewowej a nie jakiś kapuczin o smaku tarty malinowej czy bananowej matchy. Bez przesady. Obróciła się czując na sobie dłonie Zoey. Sama nie wiedziała czy ten dzień taki dobry. Czuła się nadal naburmuszona tym wszystkim, bo miała inną wizję tego poranka. Na chwilę jednak zapomniała o swoich humorkach i odwzajemniła pocałunek Zoey układając jej dłonie na talii. – Wyobraź sobie jak dobrze by ci się spało, gdybyś mnie przytulała, albo gdybyś poczekała aż się obudzę. – Uśmiechnęła się lekko, bo od razu humor jej się trochę poprawił. – Mi również. – No bo rzeczywiście się wyspała. Miała nawet spuchnięte oczy od tego dobrego snu. Dobrze, że nie planowała wychodzić z domu.
- Nie. Poradzę sobie. – No Zoey w końcu była gościem co nie. Nie było opcji, że będzie zasuwać w kuchni. Już i tak nakarmiła zwierzęta. No i skoro McTavish się odsunęła, to Gaia wykorzystała ten moment, żeby otworzyć drzwi na taras i wypuścić Ponyo, która pewnie musiała postawić porannego kupsztala. Ktoś później to posprząta. – Owszem. – Potwierdziła i podeszła do Zoey opierając czoło na jej ramieniu, a po chwili nawet się w nią wtulając. Stała tak sobie dłuższą chwilę w milczeniu. – To co mam zrobić na śniadanie? Jesteś w ogóle głodna czy znowu uciekniesz? – Wolała zapytać, bo co jak Zoey nie jest głodna, albo będzie udawać głód, albo nagle się obrazi i sobie po prostu od niej wyjdzie. Gaia nie mogła non-stop znosić takiego odrzucenia. Śniadanie było najważniejszym posiłkiem.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Dobrze! Będę pamiętać jak się nazywa, ale tak myślę, że to możemy obejrzeć, bo to już na zawsze będzie w mojej pamięci tak czy inaczej. Ale najpierw Alicia Vikander. Zoey na pewno nie chciałaby żeby ktoś po seksie od niej uciekał. Ona jednak wolałaby z kimś poleżeć, przytulić się, wypić razem kawę w innym wypadku czułaby się jak kretynka. Już nawet, gdy Gaia od niej wyszła nad ranem, a przecież nie robiły nic takiego, to i tak była trochę nieswoja, ale wtedy przyszła też Sameen i cóż... wyszła z tego inna rozmowa. - Kim ja jestem, żeby nokautować Twoje zwierzaki? - Powiedziała rozkładając ręce, ale słysząc tekst o posraniu się to, aż się zaśmiała. - Bardzo dobre stwierdzenie - zachichotała, chociaż jak się dowiedziałam czytając o kocich wymiotach, to okazuje się, że koty mogą wymiotować z głodu. Fascynujące zwierzęta. - Następnym razem Cię obudzę - zapamięta sobie i jak im się przytrafi jeszcze wspólne spanie u niej na chacie to na pewno ją obudzi. Nawet jeżeli będzie to oznaczać, że któraś z nich będzie niewyspana, ale za to być może spędzą miły poranek wylegując się jeszcze w łóżku.
Zoey nawet nie wiedziała jak bardzo potrzebowała kawy i jak zrobiła sie głodna dopóki nie poczuła zapachu mielonych ziaren, Kochała kawę. Mogłaby ją pić naprawdę o wiele za często. To był jej ulubiony napój i mogła go pić na różne sposoby. Jednak na śniadanie zazwyczaj preferowała zwykłą czarną kawę, ewentualnie z odrobiną mleka. Znaczy śniadanie... nie oszukujmy sie, że przez większość swojego życia Zoey McTavish te śniadania jadła. Nie jadła. Dopiero pod wpływem Gai nieco się to zmieniało i już nawet nie miała takiej pustej lodówki. Zimmerman wprowadzała w jej życie kilka pozytywnych zmian, bez względu na to co sobie o tym myślała Sameen, albo co ja czy Ty czasem o tym myślimy. Zoey wiedziała lepiej i cieszyła się, że Gaia odwzajemniła jej pocałunek. Czuła się tak bardzo normalnie, stojąc sobie z nią w tej kuchni, jakby nigdy nic. Ogarnął ją jakiś taki dziwny spokój, jakby wszystko właśnie takie miało być. Proste. Chociaż przez chwilę. - Bardzo chciałam, ale z tego co pamiętam Ponyo spała między nami i nie miałam jak - Gaia jej przydzieliła kota a sama miała łyżeczkę z psem. Zoey nie miała jej tego za złe. Ponyo była super. - Mogę Cię poprzytulać teraz, albo później. - Mruknęła całując ją jeszcze w czubek nosa.
- Dobrze, w takim razie będę Ci się przyglądać - mogłaby jej nawet porobić zdjęcia, gdyby tylko wiedziała, gdzie zostawiła swój telefon i czy go w ogóle ze sobą wzięła z domu. Miała tylko nadzieję, że nie zgubiła, bo miała tam za wiele cennych rzeczy. Na przykład zdjęcia Gai. - To mnie cieszy - uśmiechnęła się i gdy Gaia oparła się o jej ramię to delikatnie ułożyła swoją głowę na jej i złapała ją za rękę splatając ich palce. - Jestem cholernie głodna. - Pewnie nawet już jej zaczynało burczeć w brzuchu. - Nigdzie nie ucieknę, czekałam na to śniadanie już od jakiegoś czasu - Mruknęła i ucałowała ją w czubek głowy. - Chciałabym spróbować tych Twoich słynnych gofrów na słodko - tyle się o nich nasłuchała, że teraz była ich naprawdę ciekawa. Gaia w końcu była mistrzynią śniadań i Zoey nie mogła się doczekać, aż w końcu będą miały możliwość wspólnie z nią ten posiłek zjeść.
- W sumie to mam do Ciebie małą prośbę - zaczęła unosząc ich splecione dłonie tak, by ucałować Gaie w wierzch jej ręki. - Zabierz mnie proszę na jakąś swoją następną imprezę. Staram się trochę wychodzić poza swoją strefę komfortu... a wisisz mi jeszcze wspólny taniec po tym weselu - była ciekawa reakcji Gai, ale chciałaby z nią gdzieś wyjść. Ostatnio była z Laney na przedwalentynkowej imprezie dla singli, ale to nie było to samo co zabawa z Gaią. Chciała zrobić coś co nie byłoby czymś co zrobiłaby typowa Zoey.

gaia zimmerman
ODPOWIEDZ