Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
030
{outfit}
Było już dość późno gdy Zoey wróciła do domu. Trochę przesadziła ze szwędaniem się po mieście i teraz musiała na szybko nadrobić rzeczy do pracy. Początko myślała, że zrobi dosłownie pare rzeczy i tyle, ale tak to już było z pracohlikami, że nie za bardzo znali pojęcie umiaru. Jak już się wygodnie rozsiadła w gabinecie to nawet nie ogarnęła ile czasu minęło odkąd zaczęła pracę. Była sama, Tyfon kręcił się tylko po domu i czasem do niej przyłaził żeby położyć się pod jej biurkiem. McTavish była skupiona na nowym projekcie, pewnie nawet nie zobaczyłaby na zegarek gdyby nagle do jej uszu nie doszły pewne niepokojące dźwięki. Początkowo starała się tego nie słuchać i próbowała wrócić do pracy, ale niestety z czasem wszystko zaczęło być tylko bardziej intensywne. Wyszła więc z gabinetu z nadzieja, że w sypialni będzie ciszej... cóż nie było. Nie była w stanie tu wysiedzieć, później jakoś musiałaby spojrzeć w oczy swojemu sąsiadowi, jak spotkają się na klatce schodowej. Poza tym czuła się tak jakby ich podsłuchiwała. To nie było miłe uczucie. Napisała więc do Gai z nadzieją, że będzie miała jakieś towarzystwo do wycieczki po mieście. Miała nadzieję, że Zimmerman jeszcze nie śpi, bo w końcu miała mieć drugą zmianę w pracy więc pewnie nie tak dawno wróciła do domu. Okazało się, że Gaia nie śpi z innego powodu i Zoey nie chciała jej przeszkadzać. Była gotowa na to żeby połazic gdzies samej. Może zmeczyłaby się na tyle, że zachciałoby się jej spać, bo na razie to absolutnie nie była senna. Zebrała się do wyjścia i akurat Gaia napisała, że jednak może przyjechać więc Zoey zeszła na dół i usiadła na ławce czekając aż Zimmerman się zjawi.
Dobrze, że wieczór był ciepły więc nie musiała się martwić tym, że zmarznie, bo z tego wszystkiego to wzięła tylko małą torebkę, a zero jakiejkolwiek kurtki. Zdążyła przeczytać wiadomości i spalić z cztery szlugi zanim Gaia pojawiła się na miejscu w swoim Porsche. Zoey zeszła z ławki i podeszła do dziewczyny. – Hej – przywitała się krzyżując ręce na piersiach. – Przejdźmy się, potrzebuje świeżego powietrza, bo chyba zaraz się porzygam – powiedziała mając naprawdę biedny wyraz twarzy. Czuła się jakby trochę była wykorzystana... jakby uczesniczyła w jakimś obleśnym trójkącie. – Jestem pewna, że jak wychodziłam to w grę weszły jeszcze jakieś biczowanko... – skrzywiła się i aż ją przeszedł po ciele dreszcz obrzydzenia. Przykro mi, ale Zoey nie chciała wiedzieć nic o erotycznych upodobaniach swoich sąsiadów. – Chodź – złapała Gaie za rękę i pociągneła za sobą. Musiała jaj najszybciej się oddalić od tego miejsca, a postanowiła, że zadaniem na jutro będzie kupienie dobrych zatyczek do uszu. Mogą się przydac innym razem.
- Chyba będę musiała się wyprowadzić – powiedziała po chwili i teraz mówiła całkiem serio. W końcu może sobie odjebac taką chatę, że ludzie będą płakać z zazdrości. Poprowadziła też Gaie na deptak, a później skręciły w zejście na plażę. Zoey lubiła wieczorami kręcić się w tym miejscu, chodziła tu czasem na spacery, a morskie fale ją uspokajały na tyle, że łatwiej było jej później zasnąć, gdy wracała już do mieszkania. – Dzięki, że przyjechałaś. Impreza nie była aż taka fajna? – Zapytała, gdy zeszły już na plażę i poczuła na swojej twarzy orzeźwiającą morską bryzę. Chyba nie chciałaby mieszkać w miejscu, w którym nie ma dostępu do morza, jeziora czy chociaż rzeki. Zoey była stworzona do tego, żeby lubić wodę.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
049.
Ja: nie piszę dziś postów
Ty: nieprawda
Gai było przykro. Nie miała powodu do tego, żeby było jej przykro, ale i tak było jej przykro. Przerażało ją to, że przez ostatnie parę tygodni życia smuciła się częściej niż przez całe swoje życie. Nienawidziła tego. Nienawidziła poczucia smutku i pustki, które ją ogarniało. Pragnęła tak wielu rzeczy i właściwie miała je na wyciągnięcie ręki, mogła być szczęśliwa. Odnosiła jednak wrażenie, że po prostu bała się tego szczęścia u boku drugiej osoby. Co jak znowu ktoś zginie w wypadku samochodowym? Co jak znowu będzie musiała kogoś zranić? Nie mogła nawet o tym pogadać z Luną, bo Luna była terasz szczęśliwa i Gaia nie chciała jej rujnować humoru swoimi problemami. Z Amalią też nie mogła o tym porozmawiać, bo Amalia miała swoje problemy na głowie. Z Ericiem nie mogła rozmawiać, bo Eric był kumplem od imprez i od wciągania kokainy wzajemnie ze swoich nagich ciał. Zoey znała za krótko, żeby poruszać zbyt poważne tematy. Poza tym Zoey też miała swoja sprawy na głowie. Tak więc zostało jej beznadziejne i bezsensowne imprezowanie i posiadanie nadziei, że nie stoczy się za bardzo.
Po krótkiej wymianie smsowej dopiła swoje piwo i wzięła sobie kolejne na wynos. Nie mogła pozwolić, żeby napój bogów się marnował, prawda? Plastikowy kubek wstawiła w miejsce na kubek w aucie i ruszyła w drogę. Dobrze, że był środek nocy. Mogła przetestować możliwości tego auta na autostradzie. No i nawet udało jej się dojechać w obiecany czas. Wiem, że się nie udało, ale ona miała na myśli 30 minut, ale nie trafiła w odpowiedni klawisz i w smsie wyszło 20 minut. Tak czasem bywało jak ktoś miał duże ręce.
Nie wierzyła w to, że Zoey rzeczywiście siedziała pod blokiem na ławce jak chorowita kobieta, której sensem życia jest dokarmianie gołębi. Parskłaby z tego śmiechem, ale jakoś jej się nie chciało. Zauważyła też, że Zoey miała ten sam strój co rano, ale obiecała sobie, że powstrzyma się od komentarzy. Wyłączyła radio, bo w drodze powrotnej do Lorne słuchała swojego ulubionego, albańskiego zespołu Flora Cash. Zaparkowała oczywiście na jakimś zakazie i wyszła z tego auta. Wzięła ze sobą torebkę, bo tam miała papierosy, skręty i pieniądze. W wolną rękę wzięła kubek z piwem. Troszkę jej się rozlało, ale nie szkodzi. Nie poszło na skórzaną tapicerkę.
- Aż tak źle? – Teraz to parsknęła, bo nie wiedziała co było śmieszniejsze, sąsiedzi odpierdalający takie akcje, czy Zoey, której było niedobrze na myśl o czymś takim. – Biczowanie może być przyjemne, wiesz. – Upiła łyka tego piwa, na szczęście się jeszcze nie wygazowało. – Wiesz, że chyba możecie to zgłosić czy coś? W końcu jakby nie patrzeć jest cisza nocna. Mogą to robić w ciągu dnia. Albo mogą zainwestować w odpowiednie wyciszenia. – Znała młodego, amerykańskiego kompozytora, który w mieszkaniu normalnie sobie zbudował pokój z wyciszeniem i dzięki temu mógł tworzyć muzykę nie przeszkadzając sąsiadom. Chociaż muzyka, a dźwięki seksu to dwie różne rzeczy. Zerknęła na blok próbując odgadnąć, gdzie się te ekscesy odbywały, ale Zoey już ją złapała za rękę i pociągnęła za sobą.
- Z powodu sąsiadów uprawiających seks? Niech oni się wyprowadzą. Albo uspokoją. – No co to za pomysł, że to w ogóle Zoey powinna się dostosować do nich. To oni jedni przeszkadzają wszystkim na około. Chociaż Gaia tam nic nie słyszała. Przynajmniej nie pod blokiem. Ale przecież nie pomyślała sobie, że Zoey wymyśliła byle powód, żeby się z nią zobaczyć.
- Jasne. Nie ma problemu. Zawsze do ciebie przyjadę. – Posłała jej delikatny uśmiech i już wyzerowała to swoje piwo, bo zauważyła śmietnik, a nie będzie chodzić z plastikowym kubkiem. A już na pewno nie zaśmieci plaży. – Była okej, ale chyba dzisiaj nie był dobry dzień na imprezę. Chyba jednak się nie wyspałam. – Wiadomo, jak wstała o piątej rano jak jakaś kretynka, to co dziwić. – Często chodzisz na spacery w nocy? – Zapytała.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Zoey trochę szczęka opadła jak okazało się, że Gaia sobie tu jechała z piwem. Chciała się coś na ten temat odezwać ale doszła do wniosku, że nie jest przecież od tego żeby jej prawić morały. Od tego była Luna więc nie zabierajmy jej tej fuchy. McTavish była po prostu lekko wstrząśnięta jej brakiem odpowiedzialności, ale w sumie nie jej sprawa.
- Tragicznie - powiedziała i pokręciła głową - żeby nie było, ja nie mam nic przeciwko temu, że uprawiają seks, po prostu chciałabym móc spojrzeć w oczy mojemu 50-letniemy sąsiadowi jak będziemy się mijać na korytarzu, a teraz chyba nie dam rady przez długi, długi czas. - Miała nadzieję, że nie zacznie jej zagadywać, bo co jak wtedy jej się z nerwów wymsknie co nieco? Powie mu, że słyszała jak uprawiał seks w środku nocy. - Wiem, że może - no już nie będę z niej robić jakiejś cnotki, bez przesady. Muszę pamiętać, że typka jakimś cudem była czyją kochanką i to dwa razy. Musiała być gibka czy coś. - Mogłoby też być ciche - dodała śmiejąc się pod nosem, bo to było tak absurdalne, że aż zabawne. - Niby tak, ale nie wyobrażam sobie takiego zgłoszenia... poza tym, na dobre wyszło. Możemy się spotkać, a oni się zaspokoją i wszyscy będą zadowoleni. - Wzruszyła ramionami, bo no niech już sobie użyją. Ona i tak jeszcze nie poszłaby spać. Gdyby nie te ich odgłosy to pewnie dalej, by pracowała. Było to po prostu dla niej nieco niekomfortowe.
- Też - kiwnęła głową - ale chyba potrzebuje też jakiejś zmiany i bardziej prywatnej przestrzeni. Nie kupię sobie willi, bo jest mi niepotrzebna, ale myślałam o takim szeregowcu w Pearl. - Mieszkała w tym apartamentowcu odkąd wróciła ze studiów. Może warto było coś zmienić w swoim życiu i to była na to odpowiednia pora. Włosów ścinać nie miała zamiaru więc może nowa chata będzie lepszym rozwiązaniem. - Ale do tylko moje pomysły - może wyjdą, może nie wyjdą. Zoey wymyśliłaby powód żeby się z nią zobaczyć, ale akurat w tym wypadku nie musiała, bo powód się sam pojawił.
- Dziękuję to bardzo miłe z Twojej strony - powiedziała z uśmiechem, ale już jak wiemy Zoey nauczyła się, żeby niektórych słów Gai nie traktować tak w stu procentach na poważnie żeby się później nie przejechać i nie czuć jak kretynka. Przypomniało jej się jak spotkały się po raz pierwszy w Lorne Bay, na tej samej plaży i wydawało jej się jakby to było całe lata temu, wiele rzeczy się zmieniło i skomplikowało od tamtego czasu. - Miałaś ostatnio wyczerpujące dni więc może tak być - Zoey nie znała się przecież na imprezach więc za wiele to jej nie mogła tu powiedzieć. - Nie powiedziałabym, że jakoś super często ale zdarza mi się. Szczególnie jak mam zbyt dużo myśli i wiem, że i tak pewnie nie zasnę - odpowiedziała patrząc przed siebie - no albo jak sąsiedzi sie za głośno ruchają - dodała uśmiechając się i śmiejąc pod nosem. - Lubię tu przychodzić, to mnie trochę uspokaja po całym dniu - to ją relaksowało i duża część stresu jakoś z niej wtedy znikała. - Masz coś takiego? Co Cię tak odstresowuje? I nie mów, że to chodzenie na imprezy, bo w to nie uwierzę. - Nie było opcji żeby się wyciszać i uspokajać w jakimś klubie czy gdzieś gdzie było pełno bodźców z każdej strony.
- Masz jakieś takie marzenie, które chciałabyś spełnić? Nie musi być duże, może to być coś małego. - Dzisiaj zaczęła myśleć o takich rzeczach jak już patrzyła na te piękne pantery. Była ciekawa czy Gaia miała coś takiego, tak jak ona miała swoje mgliste zwierzaki.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Teraz to spojrzała na Zoey unosząc wysoko brwi i rozszerzając oczy. – 50-letni sąsiad?! – No była w szoku, że typek jest taki stary, zakładała, że rozmawiały tutaj o dosyć młodym sąsiedzie. Ona to nawet nie była pewna czy ludzie po trzydziestce są zainteresowani seksem. Nie powiedziała jednak tego na głos, bo zaraz by wyszło, że tyra Zoey. Jak to typowa Gaia, która robi wszystko źle co nie. – Zawsze możesz go klepnąć w ramię i powiedzieć „dobra robota”. Może go zażenujesz tym, że cały blok go słyszy. – No, bo może oni nawet nie wiedzą, że tak bardzo ich słychać. Albo się okaże, że typ po prostu głośno oglądał pornografię. – Od dawna to się dzieje? – Teraz trochę żałowała, że nigdy tego nie słyszała, jak była ten jeden raz u Zoey na noc. – Jak chcesz… – Zaproponowała i wypięła dumnie lichą pierś. – To mogą tam iść i mu nagadać, że tymi swoimi ekscesami przeszkadza mojej… Zoey spać! Mogę zrobić z tym porządek. – Zaproponowała i jeszcze przy okazji prawie się wkopała. Na szczęście nie była pijana wbrew pozorom. Było jej po prostu ciepło w twarz. Nie wsiadłaby pijana za kierownicę. Chyba.
- Zmiany są dobre. Twoje mieszkanie jest super. Jest przestronne, ale jak potrzebujesz zmiany to w sumie dlaczego nie. – Zakładała, ze jak Zoey o tym myślała to mogła sobie na to pozwolić. Biedaczka raczej nie chciałaby zmieniać fajnego mieszkania na coś na co nie byłoby ją stać. A może też Zoey myślała sobie przyszłościowo. Np. o założeniu rodziny i adoptowaniu z kimś panter mglistych skoro papugi ewidentnie wyszły z mody. Tak się zdarzało. – Ale nadal w Lorne, nie? – Nie była głupia, słyszała, że Zoey wymieniła dzielnicę. Musiała się jednak upewnić, że żadne głupie pomysły nie wpadną jej do głowy.
- Nie boisz się tak chodzić po nocy? – Australia może nie miała jakiejś wysokiej tej przestępczości, ale wiadomo, każdemu może przyjść do głowy jakaś głupota. Ewentualnie mógłby ją zaatakować przyczajony kangur, albo obsikać ukryta koala. Właśnie takie dziwactwa działy się na tym kontynencie.
- Nie dziwię się. To bardzo ładne miejsce. – Doskonale zdawała sobie sprawę z tego co to była za plaża. Może i była wtedy pijana i zjarana, ale jednak co nieco pamiętała. Nie powiedziała jednak niczego na głos. Parsknęła śmiechem słysząc o wyciszającej imprezie. – Nie ma opcji, żeby imprezy mnie odstresowały. – Palenie skrętów ją uspokajało, ale tego nie powie, bo zakładała, że Zoey nie byłaby zadowolona z takiej odpowiedzi. Wskazałoby to tylko na to, że Gaia jest niedojrzała i że jest po prostu dzieckiem, które chuja wie. – Raczej nie mam nic takiego. Stresuje się tak długo, aż w końcu pękam, albo zapominam o stresie. – Wzruszyła ramionami. Pewnie też nie miała zbyt wielu stresów w swoim życiu, bo miała czilowe życie, które sama sobie organizowała.
- Nie. – Nawet się nad tym nie zastanawiała. Nie marzyła o niczym, bo co chciała to sobie robiła i spełniała od razu. To, że tak naprawdę wiodła puste życie docierało do niej dopiero teraz. – Dobra. Chciałabym, żeby fundacja moja i Luny wypaliła. Chciałabym, żebyśmy miały wszystko z głowy i żebyśmy mogły zacząć działąć. – To jedyne na czym jej teraz zależało. Poza tym marzyła o papugach z Zoey, ale powoli zaczynała odsuwać od siebie tą myśl. Była zbyt beznadziejna, żeby być wystarczającą. – A ty? O czym marzysz? – Zapytała i kucnęła sobie, żeby wyjąć z torebki papierośnicę i zapalić papierosa. Poczęstowała też Zoey.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Wybuchła śmiechem widząc zdziwienie na twarzy Gai. - Myślisz, że tacy ludzie nie uprawiają seksu? - No przecież Hugh Jackman był sporo po 50-tce, a Zoey szczerze wątpiła w to żeby nie uprawiał seksu. Na pewno to robił i na pewno byl dobry. Koniec kropka. - Może przybije z nim pione. Powiem mu "good for her" i klepne w udo, jak jakiegoś ogiera - jak Doje Cat, bo ona to była dużym ogierem. - Dzieje się raz na jakiś czas, ale akurat dzisiaj to już przesadzili. Wcześniej było takie stękanie, ale chyba teraz dużo trenował, albo jego koleżanka była bardzo dobrą aktorką. No chyba, że w końcu znalazł idealną partnerkę i teraz tak będę mieć coraz częściej. Mam nadzieje, że lubisz wieczorne spacery, bo będziesz musiała mi towarzyszyć na tym wygnaniu - chociaż wolałaby nie uciekać z własnego domu przez zbyt głośnego sąsiada. Prędzej czy później Sameen ich usłyszy i skończą się miłosne uniesienia albo i o wiele, wiele więcej. Uśmiechnęła sie szeroko słysząc jej propozycję i pokiwała głową. - Skorzystam z Twojej propozycji jak się to przytrafi następnym razem. Wyślę Ci wiadomość "SOS wąż na wolności" i będzie wszystko jasne. - Czuje, że to jest naprawdę obrzydliwy żart ale zwalmy to na to, że Zoey była po prostu w jakimś dziwnym humorze dlatego, że nie mogła sobie siedzieć w domu i pracować do rana.
- No myślę, że mi się to może przydać. Jedynym minusem jest to, że pewnie straciłabym ten piękny widok z sypialni, a kocham go bardzo mocno. - W końcu widziała morze, a jak już wiemy Zoey McTavish uwielbiała wszelkie zbiorniki wodne. No chyba, że znalazłaby coś z bardzo podobnym widokiem z okna. No i owszem, Zoey myślała przyszłościowo. Chciałaby założyć rodzinę, mieć zwierzęta i biały płotek, może nie pakowałaby się w dzieci już teraz, bo jednak miała wieżowiec do wybudowania i karierę do poprowadzenia, ale za parę lat jak najbardziej widziała się w roli mamy.
Trochę jej się śmiać chciało, bo przecież wiadomo, że czego Zoey mogłaby się bać skoro przyjaźniła sie z seryjną morderczynią. To nie tak, że Sameen, by ją uratowała jakby ktoś ją napadł, ale po prostu jakoś sam fakt, że była praktycznie każdego dnia blisko z kimś kto potrafił odebrać życie człowiekowi i nawet nie mrugnąć sprawiało, że jakoś nie myślała nawet o niebezpieczeństwach. - Nie boję się. A Ty? Nie boisz się tak chodzić po nocy? - Gaia przecież też łaziła po nocach, po imprezach, gdzie mogły sie jej przytrafić złe rzeczy. Pewnie mógł ją napaść pająk co najwyżej, ale pewnie, by sobie poradziła. Umiała deptać.
- Owszem - kiwnęła głową, bo było tu pięknie. Nawet teraz, gdy było ciemno i jedyne co rozświetlało to miejsce to odległe światło ulicznych latarni. - A stresują Cię? - Zapytała, bo w sumie jak tak o tym pomyślała to ją na przykład stresowały. Mogła się nie wpasować w otoczenie, ubrać się nie tak, tańczyć nie tak, napić się za bardzo. Dużo rzeczy mogło tam człowieka stresować, a przynajmniej taką Zoey. - Naprawdę? A gorąca kąpiel? Książka? Ponyo? Głaskanie po włosach? Musi coś być. - Nie wierzyła w to, że Zimmerman nie miała czegoś co sprawia, że się chociaż trochę wycisza. - I co robisz jak pękasz? - Może nie powinna pytać? Może to nie była jej sprawa, ale chciała się dowiedzieć. Miała nadzieję, że Gaia w końcu zrozumie, że może z nią rozmawiać rzeczywiście o wszystkim i o niczym.
McTavish trochę się zdziwiła gdy usłyszała słowa dziewczyny. Nie spodziewała się tego. Ludzie zazwyczaj mieli marzenia, nawet tacy, którym pieniędzy nie brakowało. Zoey mogłaby spełniać każdą swoją zachciankę używając hajsu, ale panter pewnie i tak, by nie zobaczyła. No chyba, że kupiłaby sobie jakąś, ale wtedy miałaby wyrzuty sumienia, że zwierzak musiał przechodzić przez jakieś cierpienie tylko po to żeby ona mogła go zobaczyć na żywo. - Fundacja? Aaa... czyli to jest ten Was biznes, o którym ostatnio wspominałaś? - Zapytała żeby się upewnić. - No widzisz, to już jest coś. - Uśmiechnęła się do niej, bo najwyraźniej jakieś marzenie miała. - Czym się ta fundacja ma zajmować? - Zoey wspierała działania charytatywne więc była ciekawa co tam razem z Luną wymyśliła. - Zastanawiałam się dzisiaj nad tym - przyznała i wzięła od niej papierosa, a później usiadła tyłkiem na piasku wyciągając ze swojej torebki zapalniczkę, którą odpaliła sobie szluga, a później podała go Gai. - Z takich małych marzeń to chcę zwiedzić puszczę amazońską i zobaczyć Machu Picchu, a z takich większych to chcę po prostu sobie zacząć żyć, po swojemu i być szczęśliwą. - Powiedziała zaciągając się i podciągając kolana pod brodę. - A Ty jesteś szczęśliwa? - Zapytała wypuszczając dym z płuc i później spojrzała na Zimmerman.
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Zaśmiała się cicho.
- Nie spałam nigdy z kimś tak starym, więc zakładałam, że nie uprawiają. – No nie była taką Morgan, żeby sypiać ze starym typem. No, ale jak dobrze pójdzie to może Gaia się przekona jak to jest być z typem w wieku Hugh Jackmana. A gdyby chociaż trochę interesowała się popkulturą to by wiedziała, że nawet taki stary typ jak Robert DeNiro się aktywnie rucha i jeszcze płodzi dzieci. – Brzmi jak sensowne rozwiązanie. – I zachowanie pozytywnych relacji z sąsiadami. Przez sekundę Gaia chciała nawet powiedzieć, ze skoro typ tak zmienia partnerki, to mogłaby się Zoey wokół niego zakręcić, ale tego jednak nie chciała. – Wow. Nie wierzę, że ja najlepsze lata mojego życia marnuję na nieuprawianie seksu, ale muszę słuchać o tym jak pięćdziesięciolatek regularnie zmienia partnerki. – Zaśmiała się, ale tak naprawdę to jednak trochę była zażenowana. Nigdy nie będzie wyglądała tak dobrze jak teraz. Nigdy już nie będzie pewnie taka napalona jak teraz. I co z tym robiła? Absolutnie nic. – Dobrze. Będę od razu reagować na takie wiadomości. – Chociaż wiadomo, że to i tak nie miało znaczenia, bo przecież Zoey traktuje każde jej słowa z dystansem i brakiem zaufania do wszystkiego co Gaia mówi. Bo wszystko co Gaia mówi to kłamstwo.
Chciała zasugerować Zoey, że może w takim razie powinna sobie zostawić to mieszkanie, ale kupić ten szeregowiec. Miałaby dwa. Jedno, które stałoby puste dla tego widoku i drugie, w którym by sobie pomieszkiwała. Niczego jednak nie powiedziała, bo nawet Gaia wiedziała, że niektórych rzeczy człowiek nie powinien mówić. A taki tekst byłby po prostu obrzydliwym pokazaniem tego, że dla Gai pieniądze były tak naturalne i dostępne, że zakładała iż każdy może sobie kupić nowy dom zostawiając puste mieszkanie z tak błahego powodu jak ulubiony widok.
- Dlaczego się nie boisz? – No było to trochę dziwne. Kobiety zawsze się bały samotnego chodzenia po mieście. – Ja nie chadzam po nocach na spacery. – Zmarszczyła brwi. – Prosto z imprezy wsiadam do auta i wracam do domu, albo zamawiam taksówkę albo… jakimś cudem budzę się w domu. – Najważniejsze, że nigdy jej się nic nie stało. Oczywiście nie myślała o sobie jako o jakiejś niezniszczalnej typie, no ale na razie jej się udawało unikać tragedii.
- Czasami. – Potwierdziła. – Cały czas musze mieć w głowie, że gdziekolwiek nie pójdę to reprezentuję rodziców. Nieważne czy to impreza na zasadzie jakiejś gali czy coś na co idę ze znajomymi. Muszę pamiętać o nazwisku. Poza tym… czasami ludzie zachowują się jakbym była im coś winna. Nie mogę iść i sobie tańczyć, bo muszę rozmawiać, muszę się uśmiechać i chować obrzydzenie na każdy słaby tekst na podryw jaki słyszę. – Kiedyś imprezowanie było łatwiejsze. Człowiek chodził i sobie tańczył i się dobrze bawił, a teraz to jakaś patologia. Wszystko kręci się wokół poznawania ludzi. No i w sumie nawet nie poznawania. Po prostu każdy chciał uprawiać beznamiętny seks i nawet się z tymi podrywami nie wysilali. – Nie wiem. Płaczę. Albo robię coś tak durnego jak zmiana koloru włosów. – Teraz mogła przyznać, że zmiana koloru włosów była czymś co mogła nazwać jakimś punktem zwrotnym w jej życiu. Co prawda nie określała tego wcześniej jako „pęknięcia”, ale wychodzi na to, że tak właśnie było.
- Tak. Przepraszam. Nie miałam okazji ci opowiedzieć. – No i rzeczywiście jej opowiedziała wszystko o tej fundacji. Ja nie będę tego opisywać, bo lepiej ode mnie wiesz co się tam kurwa odjaniepawla, a ja już ledwo na oczy widzę, iks de.
Zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym. – I co cię powstrzymuje przed spełnieniem tych marzeń? – Była szczerze ciekawa. Zoey nie mogła narzekać na brak pieniędzy, a te marzenia wydawały się takie dosyć… „łatwe” do spełnienia. Jedyne co mogło stać na przeszkodzie to znalezienie czasu. Zwłaszcza, że Zoey miała stawiać ten biurowiec.- Zaczęłaś żyć już po swojemu? Po tym o czym nie mogę mówić. – Uśmiechnęła się lekko, bo uznała, że to jest fantastyczny żarcik. Nie spojrzała przy tym jednak na Zoey. Nadal patrzyła przed siebie na ciemne morze.
- Nie. – Nie miała nawet siły udawać i wciskać kłamstwa, że jest szczęśliwa. Wolała powiedzieć prawdę i mieć to z głowy. Bo czy na przykład teraz wyglądała na szczęśliwą? Nie sądzę. Przepiękna z pewnością. Szczęśliwa? Absolutnie nie.
- Naprawdę chciałabym z tobą być, Zoey. – Powiedziała w końcu. – Wiem co to jest za plaża. Odnoszę wrażenie, że myślisz, że ja nie widzę wielu rzeczy, bo jestem zjarana, albo pijana, albo że cię nie słucham. Nie jestem głupia. Pamiętam wszystko. – Nie pamiętała wszystkiego, ale to moja wina, bo ja nic nie pamiętam. Gaia pamięta, ok? – I wiem, że pewnie będziesz chciała to zrobić, ale proszę nie dotykaj mnie. Albo się zrzygam, albo rozpłaczę, a nie chcę żadnej z tych rzeczy. – Pewnie by się rozpłakała, a w tym przypadku to bardziej żenujące niż rzyganie. – Naprawdę wierzyłam w to, że będziesz moim szczęściem, ale ja nie mogę być twoim dopóki nie uporządkuje mojego syfu. – No i tego wszystkiego co doprowadzało ją do tego, że była nieszczęśliwa. Pamiętała, że Zoey jej powiedziała, że ją chce, ale jednocześnie odnosiła wrażenie, że tak naprawdę to jej nie chciała. Nie czuła się mile widziana kiedy do niej przychodziła i ostatecznie musiała albo wychodzić po kłótni, albo wymykać się nad ranem czarne loki splątane. No i teraz Zoey sobie chodziła na randki ze Srarkerem. Dobrze, że Gaia nie wiedziała o tych perfumach i szmince w samochodzie, bo by chyba umarła. Wystarczył jej dobijający fakt, że Zoey musiała się z nim widzieć cały dzień skoro nawet się nie przebrała. – I nie chcę o tym rozmawiać. Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że wszystko co mówiłam było prawdą i to podtrzymuje. Po prostu teraz nie jestem w stanie niczego ci zaoferować. – No, ale też nie mogła przecież prosić Zoey, żeby ta na nią czekała nie wiadomo ile. Bogowie tylko wiedzieli ile w życiu Gaia ma syfu, który musi ogarnąć. Może jej to zająć lata. Wypaliła papierosa do końca i końcówkę zakopała w piasku.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Może jeszcze wszystko co najlepsze przed Tobą, mówią, że życie zaczyna się po 50-tce - rzuciła lekko wzruszając ramionami z przepraszającym uśmiechem na ustach. Uśmiechnęła się też jednak jeszcze z innego powodu, wiadomo jakiego, nie muszę tego pisać na głos. - Dobrze, cieszę się - co prawda miała nadzieję, że nie napisze jej tak lamerskiego smsa nigdy w życiu, ale jeżeli zajdzie taka potrzeba, no to cóż. Wydarzy się to. Przynajmniej na ten moment tak myślała.
Skrócę to trochę i przejdę dalej. - Nie wiem, jakoś po prostu. Nic mi się złego nie przytrafiło w Lorne, a jeżeli coś ma się stać to sie stanie niezależnie czy to będzie za dnia czy za nocy. To, że mało kto tutaj chodzi to jest zarówno zaleta jak i minus. - Bo jak ją ktoś zaatakuje to nikt jej nie pomoże, ale jeżeli mało kto chodził to jest mniejsza szansa, że ktoś ją zaatakuje. - A nie boisz się, że ktoś Ci zrobi krzywdę na imprezie? - Tam przecież było wiele różnych ludzi, nie każdy musiał przychodzić tam z zamiarem tego żeby tylko sobie potańczyć. To było obrzydliwe, ale było też prawdziwe.
- Przykro mi to słyszeć. Wiem jak to jest jak musisz utrzymywać pozory przez rodzinę - kto jak kto, ale McTavish doskonale sobie z tego zdawała sprawę. Co prawda ona nie chodziła na imprezy więc nie musiała tam aż tak wiele rzeczy udawać. Dopiero z czasem, a w sumie to niedawno doszła do wniosku, że ma tego dość i nikt za nią życia nie przeżyje. Kochała swoją rodzinę, chciała dla ojca jak najlepiej, ale popełniała własne błędy i miała do tego prawo. Nie chciała jednak mówić o tym Gai, bo to, że ona doszła do takich wniosków, nie znaczy, że Gaia powinna mieć takie same. Były inne, chyba nie mogły sie bardziej od siebie różnić więc pewnie i te wnioski byłyby inne. Nie chciała narzucać jej swojej wizji. - Nikomu nic nie jesteś dłużna Gaia, to Ci mogę powiedzieć na pewno. Jeżeli nie masz ochoty z kimś rozmawiać to nie musisz z nim rozmawiać, nie uśmiechaj się jeżeli nie czujesz, że chcesz się uśmiechać. Jesteś człowiekiem, osobą, a nie lalką, idealnym produktem. Jeżeli ktoś będzie tym urażony to też nie jest Twój problem. Pomyśl, że koniec końców to Ty zostajesz ze swoim chujowym samopoczuciem. - Smutno było słyszeć coś takiego, w końcu Gaia nie była tylko ładną twarzą i niczym więcej. Była osobą, która miała prawo do lepszych i gorszych dni. - Rozmawiałaś kiedyś z rodzicami na ten temat? O tej presji, którą na sobie czujesz? - Ona na przykład ze swoim ojcem nie rozmawiała, a może, by to wiele rzeczy ułatwiło. - Rozumiem... - kiwnęła głową, bo ona akurat też jak już sobie nie radziła ze stresem to płakała. To był bardzo naturalny odruch. Zdała sobie jednak sprawę z tego, że jej zmiana koloru włosów zbiegła sie w czasie z pewnymi wydarzeniami, które miały miejsce miedzy nimi i chociaż bała się o to zapytać to chyba musiała. - Co Cię tak zestresowało, że zmieniłaś kolor włosów? - Miała nadzieję, że nie usłyszy "Twój ślub", bo chyba by umarła na miejscu.
Zoey z przejęciem słuchała o fundacji i cieszyła się, że ktoś będzie chciał tym dzieciom pomagać. Sama nigdy nie była w takiej trudnej, życiowej sytuacji, ale obstawiała, że jest wiele takich rodzin, które tej pomocy oczekiwały. - Hmm myślę, że głownie to, że je dzisiaj wymyśliłam - powiedziała z uśmiechem, bo już jedno swoje marzenie dzisiaj spełniła więc mogła myśleć o kolejnych. - Pewnie za jakiś czas spróbuje je spełnić, ale to dopiero jak skończę ten projekt nie mogę wyjechać na długo zostawiając wieżowiec w budowie. - Tydzień to okej, ale jakby już leciała do Ameryki Południowej to pewnie na trochę dłużej. Słysząc jej kolejne pytanie to zaśmiała się pod nosem. - Staram się, na pewno nie będę już przejmować się moim ojcem... a przynajmniej nie tak jak do tej pory. Nie chcę być ciągle we wszystkim ostrożna, bo ludzie coś mogą powiedzieć. W dupie to mam. Mój ojciec nie będzie wiecznie politykiem, a życie mam tylko jedno. - I miała zamiar z niego skorzystać i w końcu być szczęśliwa. Tak po prostu. Jakkolwiek, ale szczęśliwa.
Zmarszczyła nieco czoło słuchając jej słów, ale pokręciła głową. - Odnoszę wrażenie, że sama chcesz żeby ludzie myśleli, że nie pamiętasz. - No, bo sorry, ale w takim razie Zoey mówiła jej o wielu rzeczach, które Gaia, skoro o nich pamiętała, to najwyraźniej się nimi nie przejmowała. Co było raniące. Nigdy nie uważała tez Gai za głupią, więc takie oskarżenie wycelowane w jej stronę też nieco ją ubodło. Kiwnęła głowa, bo skoro nie chciała żeby jej dotykała to nie będzie tego robić. Słuchała jej słów, które były trochę słodko gorzkie, ale chyba były Zoey potrzebne, bo przynajmniej w końcu miała jasność na czym stoi.
Spoglądała przed siebie paląc tego papierosa i przez chwilę się nie odzywała, dopiero, gdy wypaliła go do końca to przeniosła wzrok na piasek. - Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Wolę to niż takie wodzenie mnie za nos i udawanie, że jest okej. - Powiedziała w końcu chociaż słowa ciężko przechodziły jej przez gardło. Czuła się dziwacznie, coś między jakąś taką dziwną pustką, ulgą, a ściskiem w żołądku. - Nie musimy o tym rozmawiać, ale chciałabym żebyś odpowiedziała mi tylko szczerze na jedną rzecz. W sylwestra powiedziałaś, że możesz na mnie zaczekać, ale nie wiesz jak długo będziesz w stanie... czy Ty chcesz żebym ja czekała na Ciebie? - Zapytała nie patrząc na nią, bo to byłoby zbyt ciężkie. - Nie bierz pod uwagę tego co by było lepsze dla mnie, co by było lepsze dla świata, bo chcę w końcu się dowiedzieć tego czego Ty chcesz. Czy Ty chcesz żebym poczekała. I masz tylko dwie odpowiedzi. Tak lub nie, bo nie wiem to też jest nie. - Nie mogła zostać z odpowiedzią "nie wiem", to nawet nie wchodziło w grę. - Wierzyłaś, że będę Twoim szczęściem. Czy dalej w to wierzysz, bo to jest w chuj duża różnica - tym razem już na nią spojrzała. Chciała wiedzieć tylko to i to może być koniec ich rozmowy na ten temat. To może być koniec jakiejkolwiek ich rozmowy, bo Zoey nie chciała być jej koleżanką, jej psiapsią, znajomą. To jednak byłaby dość spora degradacja z "kogoś kto może być czyimś szczęściem" na koleżankę. Poza tym to, że Gaia czuła się nie mile widziana w jej mieszkaniu, nie było zależne od Zoey. To nie Zoey wodziła ją za nos, co wywołało kłótnie po której musiała wyjść. To nie Zoey wyrzuciła ją samego rana ze swojej sypialni, to była decyzja Gai, bo wolałaby zjeść z nią miłe śniadanie niż patrzeć jak wymyka się z samego rana. Teraz jednak sprawa była dość jasna, a przynajmniej McTavish czuła, że za chwile taka będzie.

Zoey McTavish
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- Może. – Nie będzie się z tym kłóciła. Zakładała, że Zoey miała większe doświadczenie w kwestii seksu ze starymi ludźmi. Chociaż też nie wiedziała ile ten jej mąż miał lat. Może wcale to nie był wypadek tylko zawał serca, bo typ był Robertem DeNiro? Nie wiadomo. No i nie dowie się, bo nie może już o to pytać. Eh. Tak czy siak, Gai ciężko było wyobrazić sobie seks po pięćdziesiątce. Raczej nie będzie miała już tych płynnych ruchów bioder, które ma teraz. No chyba, że zacznie brać regularnie ten kolagen. Ale nadal ciężko jej idzie pamiętanie o braniu jakichkolwiek witamin.
Nie wiedziała czy być pod wrażeniem czy raczej zszokowana tym, że Zoey tak beztrosko mówiła o byciu zaatakowaną. – Nie pomyślałam o tym nigdy. – Nawet nie mogła powiedzieć, że imprezowała ciągle z tymi samymi ludźmi, więc miała do nich zainteresowanie. Nawet dzisiaj pojechała do jakiegoś randomowego miasteczka. No i to nie tak, że nie znała tam absolutnie nikogo. Nie wbijała gdziekolwiek. Nie była masochistką i aż takim ekstrawertykiem, żeby nie znać na imprezie nikogo.
Niby wiedziała o tym co mówiła Zoey. Wiedziała, że nie musiała tego wszystkiego robić, ale czy rzeczywiście powinna swoją frustrację i nieszczęście wylewać na niewinnych ludzi? No bo co oni jej zrobili? Jak przychodziła na imprezy to raczej zakładało się, że po to, żeby nawiązywać znajomości, budować relacje i spędzać czas z ludźmi. – Nie rozmawiałam. I za bardzo nie chcę z nimi o tym rozmawiać. Gdyby nie oni to nie miałabym teraz tego wszystkiego. To jedyne co mogę zrobić, żeby okazać im wdzięczność za to co mam. – No bo jednak trochę ich wkurwiła w okresie świąteczno-noworocznym. Miała z nimi lekką spinę, ale ostatecznie mogła na nich liczyć. Jak do nich podbiła z zapytaniem o hajs na nowe auto, to nawet się nie zawahali. Nawet nie pytali co się stało ze starym. To samo było jak chciała kupić dom. Od razu wyłożyli jej hajs i niczego nie kwestionowali. Jednocześnie nigdy nie dali jej odczuć, że tymi pieniędzmi ją zbywają. Jakby im powiedziała, że nie chce chodzić na ich imprezy to poczułaby, że nie zasługuje na ten rodzinny hajs. A wiadomo, że nie wyżyłaby z pensji animatorki. Pensja animatorki nie pokryłaby nawet połowy rachunków za prąd w Barbie House. Zwłaszcza po tym jak zaczęły regularnie z Luną używać wanny z hydromasażem.
- Ty. – Nie będzie tutaj kłamać. Tym bardziej, że Zoey chciała szczerości, nie? – To co zaczęłam do ciebie czuć, moje beznadziejne wizje przyszłości z tobą, a później ta rzecz, o której nie mogę mówić. – Nie powie, że „Twój ślub”, bo przecież obiecywała, że już nigdy o tym nie wspomni. Albo nie obiecywała. Nie pamiętam. Pamiętała tylko, że Zoey nie chciała do tego tematu wracać i Gaia mogła zrobić chociaż tyle – wracać do tego tematu, ale nie nazywać go po imieniu. Skubana wie jak ominąć system. Czuła, że w pewnym momencie miała wszystko na wyciągnięcie ręki, a później pojawił się ten ślub i razem ze ślubem pojawiła się ta dziwna blokada.
Zaśmiała się, bo oczywiście nie pomyślała o tym, że Zoey pomyślała o tym dzisiaj. Oczywiście było to oczywiste. Płaczę z tych dwóch zdań. Mogła się jednak domyślać, że skoro już zobaczyła te pantery mgliste to teraz była gotowa na spełnianie kolejnych marzeń. – Możesz zrobić sobie z tego wyjazdu nagrodę za postawienie tego wieżowca. – No bo wtedy pewnie będzie miała czas na podróże. A jednak ta Ameryka Południowa to brzmi jak coś czego się w tydzień nie opłaca odwiedzać. Co najmniej dwa tygodnie. – Cieszę się, że w końcu dotarłaś do takiego miejsca. – Walić typa, walić ojca, będzie miała kiedyś seksi żonę w postaci Gai. Jak Gaia ogarnie dupę za te trzynaście lat.
- Oczywiście, że chcę, żeby myśleli, że nie pamiętam. – Zmarszczyła brwi. – Po co mi mówić takie rzeczy jak jestem pijana, naćpana albo bez koszulki? Mam wtedy inne rzeczy na głowie. – Trochę się uśmiechnęła, bo to jednak było zabawne. Zwłaszcza ta część bycia bez koszulki, bo zaraz wyjdzie, że Gaia przed każdym latała bez koszulki i wtedy ludzie jej mówili ważne rzeczy. Obrzydliwe. Oczywiście, że ona się przejmowała. Po prostu chciałaby, żeby ludzie zawsze byli wobec niej szczerzy, a nie tylko w takich momentach, gdzie typka była niespełna rozumu. Jakkolwiek to brzmiało, ale nie mogę znaleźć lepszego tłumaczenia dla vulnerable.
- Oczywiście, że chcę, żebyś na mnie czekała. – Tutaj nawet żadna inna odpowiedź nie wchodziła w grę. Gaia była egoistką, nie ma co tutaj kłamać. Chciała mieć Zoey tylko dla siebie. Chciałaby, żeby Zoey na nią poczekała. Poza tym to nie tak, że chciałaby tego, bo w międzyczasie Gaia ma do wyruchania kolejkę ludzi. Po prostu musiała ogarnąć swoje życie, poskładać do kupy kilka relacji, porozmawiać z rodzicami i skupić się na fundacji, która była priorytetem. A jednak to ostatnie będzie poważnym krokiem, bo Gaia będzie musiała rzucić swoją pracę w domu spokojnej starości. Bała się tego, bo ta praca była jedną z rzeczy, które trzymały Zimmerman w ryzach. – Nie chcę jednak, żebyś… czekała na mnie w nieskończoność. Postaram się nie mieć problemu z tym, że chodzisz na randki z jakimś przerośniętym, obrzydliwym, zarośniętym neandertalczykiem. Postaram się. Po prostu… nie chcę, żebyś zamykała na mnie drzwi. Zostaw mi parę centymetrów, żebym mogła wrócić. – Nie wiedziała co pierdoli, ale może to piwo jednak było jakieś trefne. Pewnie jednak było wygazowane i ostatecznie Gaia wypiła coś co jej poważnie zaszkodziło i teraz pierdoliła bzdury. Albo piła to samo, które pili Robin i Eric.
- Wierzyłam. – Czuła, że Zoey na nią patrzy, ale sama nie mogła tego odwzajemnić. Była chujowa w poważne rozmowy. Ciemne morze wydawało się teraz ciekawszym widokiem, co było obrzydliwe, bo Zoey jednak była piękniejszym widokiem. Pewnie patrzenie na Zoey było tym co Gaię odstresowało, ale teraz obawiała się, że może jej wizja tego odstresowania może zostać zaburzona. – Ale po prostu zmieniłam podejście. Wierzę, że możesz się przyczynić do mojego szczęścia, ale nie chcę tego całkowicie ograniczać do ciebie. – Nie chciałaby później sytuacji, w której obwinia Zoey o to, że jest nieszczęśliwa. Nie mogła sobie pozwolić na to, żeby za jej szczęście była odpowiedzialna jedna osoba. Zoey mogła w tym pomóc, mogła się do tego przyczynić, ale nie mogła być szczęściem. To by było głupie.
- Zapewne nie uwierzysz mi w to co ci teraz powiem, ale nigdy nie wodziłam cię za nos. A przynajmniej nie to było moim zamiarem. – Jeżeli na początku tej rozmowy była pijana, to gdzieś to wszystko uleciało. Teraz bardziej czuła, że potrzebuje alkoholu, żeby to wszystko zapić. Czuła jakby miała zgagę przez tą rozmowę. Albo rzeczywiście się zrzyga. – Potrzebuję czasu na to, żeby się zdeklarować, ale nie chcę rezygnować z tego co mamy. Chcę nadal przychodzić do ciebie w nocy, albo nad ranem. Chcę się z tobą widywać. Chcę polecieć z tobą do Sydney zjeść ośmiornicę, chcę żebyś miała swoją szufladę w moim pokoju. Chcę, żebyś ty do mnie przychodziła kiedy ci się podoba. – To, że Gai prawie nigdy w tym domu nie było to nie problem. Była Luna, która by ugościła Zoey do czasu, aż ta by przyjechała. Albo po prostu Gaia da Zoey klucz, żeby się czuła jak u siebie. W końcu nawet na Zoey spojrzała. Była trochę smutna i zmęczona, ale cóż, warto było. Przynajmniej powiedziała Zoey i Zoey teraz wiedziała. Nawet Gaia postanowiła się odważyć i przysiąść się nieco bliżej Zoey. W mojej romantycznej wizji siedzenia na tej plaży, dzieliła ich odległość około trzech metrów, ale że jestem słaba z matmy to to równie dobrze mogło być 30 centymetrów. Tak czy siak zbliżyła się te 3 metry czy 30 centymetrów i mając nadzieję, że Zoey jej nie odrzuci, położyła jej się na kolanach i objęła jej udo. – Chciałabym, żebyś wróciła ze mną do mojego domu. Moje dzieci za tobą tęsknią. – Miała na myśli oczywiście Ponyo i Kratosa i Kramera (chociaż koty nigdy Zoey nie poznały, lol). Tak czy siak chciała dzisiaj zaprosić do siebie Zoey, więc równie dobrze mogła to zrobić teraz, kilka godzin za późno.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Rozumiem – kiwneła głową – z drugiej strony spójrz na to tak, to są Twoi rodzice, na pewno bardziej im zależy na tym żebyś ich kochała i z nimi rozmawiała niż żebyś była im wdzięczna. Rozumiem, że na oficjalnych rodzinnych imprezach trzeba się zachowywać nieco inaczej – to też znała z doświadczenia. – Ale jak jesteś gdzieś prywatnie to może nie mieliby Ci za złe gdybyś trochę mogła odpuścić. Zobacz na te wszystkie gwiazdy, też nie robią sobie z każdym fanem zdjęcia jak są gdzieś na prywatnym wyjściu ze znajomymi – i ludzie nie powinni mieć o to pretensji, a jak mają to znaczy, że są zjebani i nie ma się co nimi przejmować. Zoey nie miała aż takich problemów, bo na imprezy nie chodziła, tylko się hajtała z ludźmi, z którymi nie powinna.
Tak jak myślała, usłyszała to czego się obawiała i poczuła się strasnzie głupio. – Przepraszam za to, naprawdę nie chciałam żeby to się tak potoczyło. Myślałam, że uda mi się wszystko zamknąć. To nie były beznadziejne wizje, cieszyłam się na każdą z nich i czuję się okropnie z tym, że to trochę zjebałam. Nie chciałam Cię tym zranić ani stresować, wszystko co mówiłam i na tej plaży i na łodzi i w Twoim domu, było prawdą. – No bo chciała te papugi i trójkę dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę, tak jak to sobie zaplanowały. Spotkanie Gai otworzyło ją na zupełnie inne rzeczy. Rok temu nawet, by nie wpadła na to, że mogłaby się chcieć związać z inną kobietą, a tu proszę? McTavish trochę się przy niej zmieniła i miała nadzieję, że na lepsze.
- Tak, może tak zrobię. Na razie to odległe plany. – W końcu budowa tego wieżowca trochę potrwa, nawet złotymi rękoma Ronana, który pewnie pracuje na napoju magicznym, że mu idzie wszystko sprawnie. – Też się ciesze, polecam, jest całkiem nieźle. – Zachęcałaby każdego do tego, żeby spróbowal być sobą, a nie dzieckiem swoich rodziców. Jej to może jeszcze w stu procentach nie wychodziło, ale przynajmniej się starała i dzięki temu jakoś powoli jej życie wracało na właściwe tory i być może niedługo stanie się kobietą jaką chciałaby być.
- Ja bym bardzo chciała z Tobą rozmawiać o poważnych rzeczach jak jesteś trzeźwa i w koszulce – ale Gaia ściągała koszulkę żeby ją rozproszyć, albo przychodziła rozmawiac o poważnych rzeczach jak była najebana. Zoey po prostu korzystała z okazji jakie się jej przytrafiały. – Aczkolwiek nie mam nic przeciwko temu jak siedzisz bez koszulki – no to były ładne widoki i Sameen jej już doradziła i Zoey wiedziała jak się powinna zachowywać w takich sytuacjach więc mogło byc tylko lepiej.
Zoey obawiała się odpowiedzi Gai, naprawdę się tym stresowała, ale też potrzebowała tego. Musiała to usłyszeć, bo chciała wiedzieć na czym stoi i się dowiedziała. Uśmiechnęła się więc delikatnie, bo na taką odpowiedź trochę liczyła, nie ma się co oszukiwać. Nie chciała przecież Gai tracić. – Poczekam na Ciebie na tyle na ile podpowie mi mój zdrowy rozsądek – czyli pewnie Sam albo Sadie, bo Zoey nie powinna podejmować sama żadnych decyzji związanych ze sowim życiem uczuciowym. – To była tylko jedna randka i zgodziłam się na nią, bo... – przerwała i wetchnęła sobie, bo czuła się obrzydliwie, że musi to powiedzieć -... bo nie chciałam zostać w tyle, po tym jak mi powiedziałaś o Twoich randkach. Potrzebwałam się po prostu trochę dowartościować i poczuć, że nie jestem taka stara i zniedołężniala – tu się nawet uśmiechnęła, bo nie uznawała się za starą zazwyczaj, a później poznała Gaie i jej styl życia. Może to było nieładnie względem Parkera, ale miała takie wrażenie, że on chyba też tego potrzebował, że w tamtej chwili oboje potrzebowali po prostu uwagi drugiej osoby.
Wysłuchała jej kolejnych słów przyglądając jej się, na tyle na ile mogła to zrobić, bo jednak było tu dość ciemnawo. Gdy skończyła mówić to chwyciła jej dłoń i delikatnie kciukiem gładziła jej skórę. – To bardzo mądre co powiedziałaś. – Tak uważała! Wiem, wszyscy jesteśmy zdziwieni. – Nie powinnaś ogranicząć swojego szczęścia do jednej osoby, nawet jeżeli byłaby tak wspaniała jak ja – powiedziała lekko się uśmiechając, bo chciała tu rzucić takim żarcikiem. – To zdrowe podejście – i kibicowała Gai, żeby to udało jej się osiągnąc. W końcu zależało jej na tym żeby była w pełni szczęśliwa, w każdej strefie swojego życia.
- Mogę uwierzyć, że nie robiłaś tego specjalnie, ale trochę tak się czułam. – Nie była w stanie zmienić swoich odczuć wobec tego. Sądziła, że Gaia często mówiła jedno, a robiła co innego, nawet jeżeli nie wychodziło jej to specjalnie i z premedytacją. To jednak nie znaczyło, że Zoey nie mogła sie przez to czuć urażona czy w jakiś sposób nawet zraniona. – Posłuchaj, nigdy nie chodziło mi o to żebyś się zdeklarowała na zasadzie „tak jesteśmy razem, jutro poznasz moich rodziców”. Pamiętaj, że ta sytuacja jest dla mnie czymś nowym. Lubię to co mamy teraz, te spotkania, pogawędki w środku nocy, wszystkie odwiedziny. Zależy mi na tym, żebym wiedziała, że to co mamy jest czymś specjalnym, że nie traktujesz nas testowo. – Nie wiedziała przecież jaki stosunek do innych swoich randek miała Gaia. Czy ona była jedyną osobą, do której wpada w środku nocy, czy nie. Potrzebowała po prostu zapewnienia, że to co mówi jej, nie mówi każdemu innemu. – Chciałabym móc powiedzieć, jak się mnie ktoś zapyta czy kogoś mam, to że widuje się z kimś, nie jest to nic pewnego, ale chciałabym żeby było. – W jej głowie, to nie były jakieś wymagania z kosmosu. Było to coś chyba nie jakos tragicznie ciężkiego do zrobienia i cieszyła się, że o tym porozmawiały, bo przynajmniej miała jakis obraz sytuacji.
Gdy Gaia ułożyła się na jej kolanach to Zoey delikatnie zaczęła głaskać jej włosy i nawet pochyliła się, żeby ucałować ją w czubek głowy. Mogłaby z nią tak tu siedzieć w ciszy i po prostu delektować się spokojem i morskimi falami. Uśmiechnęła się jednak na jej kolejne słowa, bo wiedziała, że zna tylko jedno dziecko. – Dobrze, nie zostawię tak Twoich dzieci w tęsknocie za moją osobą – odpowiedziała zgarniając jej włosy na bok i ponownie się pochyliła żeby tym razem ucałować ją w kark. – Ale ja prowadzę – wyszeptała jej do ucha i w końcu obie wstały, a gdy ruszyły w stronę samochodu to Zoey złapała ją za rękę i tak jakoś dotarły do samochodu, a że Zoey leci na szybkie samochody to pewnie jej się akurat podobał, no i pojechały do Barbie Hause. C.D.N.

2xzt
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
ODPOWIEDZ