animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
038.

Gai było naprawdę głupio w związku z tym, że tak okropnie wystawiła Zoey. Nie planowała tego. Tak samo jak nie planowała wczorajszej imprezy. Po prostu została zaproszona po pracy, a wiadomo, że ona imprez nie odmawia. Tym bardziej, że nie miała żadnych planów. Do domu dotarła naprawdę późno i pierwszy raz w życiu zaspała do pracy. Obudził ją wibrujący przy głowie telefon, kiedy próbowały się do niej dodzwonić dziewczyny z pracy, ale nie obudził jej budzik, który pewnie wył przez dobre pół godziny. Pewnie wył tak intensywnie, że obudziłby nawet Lunę, która sypialnię miała tuż za ścianą. Ale no może Luńci nie było w domu skoro nie pomogła Gai. Ale też, żeby nie było, Gaia niczego nie oczekiwała, okej? Była dorosłą kobietą. Ogarnęła się więc spóźniona i pojechała do tej pracy. Pierwszą godzinę spędziła na przepraszaniu koleżanek i opowiadaniu im o imprezie, na której była i sprzedawaniu plotek przy kawusi. Później zaczęła pracować i tak się wkręciła w wir pracy, że naprawdę nie ogarnęła tego, że zbliża się piętnasta i że niestety nie będzie mogła spotkać się z Zoey. Napisała jej tylko smsa wyjaśniającego, że nie przyjdzie, bo musi odrobić to, że zaspała do pracy, bo imprezowała. Miała co robić, więc po wysłaniu smsa nawet nie miała okazji do tego, żeby zobaczyć ewentualną odpowiedź Zoey. Miała tylko nadzieję, że McTavish nie zdążyła się jeszcze pojawić w sanktuarium i że na nią nie czekała. Po około dwóch godzinach już miała wracać do domu, żeby sobie odespać nockę, ale dziewczyny z pracy zasugerowały wyjście na drinki. Gaia naturalnie nie miała serca odmówić koleżankom z pracy, z którymi w sumie jeszcze nie miała okazji poimprezować, więc zaraz po pracy pojechały do Cairns, żeby się napić. Wiadomo, że w Lorne możliwości były ograniczone, więc lepszą decyzją był wyjazd do większego miasta.
Tam Gaia oczywiście sobie trochę popiła i nawet popaliła, ale postanowiła z alkoholem nie przesadzić. Rozmowa z Luną czegoś ją nauczyła i teraz Gaia wolała ograniczyć płynną odwagę. Nie, żeby tej odwagi dzisiaj potrzebowała. Piła z koleżankami z pracy i chciały sobie potańczyć. No i rzeczywiście Gaia załączyła mocne dance the night, iks de. No i jak już wracała z imprezy (autem, bo była taka nieodpowiedzialna i uważała, że już wytrzeźwiała), to uznała, że w sumie to sobie obczai czy Zoey już śpi czy nie. Podjechała pod apartamentowiec Zoey i była pewna, ze światło się pali, więc zaparkowała gdzieś auto w bardzo niestaranny sposób i zadzwoniła na domofon, do którego wyszeptała "Zoey, to ja, Gaia, otwórz", jak już zaspany głos odebrał ten domofon. Wbiła do góry prawie w podskokach i nie korzystała z windy, bo chciała światu (sobie i Zoey) udowodnić, że ma dobrą kondycję nawet po alkoholu. Po drodze jeszcze wygrzebała z kieszeni cukierka lodowego, żeby sobie odświeżyć oddech w razie gdyby Zoey chciała się z nią całować.
- Cześć. - Przywitała się i wślizgnęła się przez uchylone drzwi, bo nie było sensu otwierać ich szerzej. - Wiem, że pewnie jesteś zła, ale zobaczyłam chyba światło i uznałam, że zaryzykuję. - Wyjaśniła i zaczęła ściągać buty, bo naturalnie miała zamiar wprosić się do środka. Nie wiedziała, że ludzie po trzydziestce nie są otwarci na rozmowy o trzeciej w nocy. Jak już zdjęła buty to umyła sobie ręce w kuchennym zlewie, wytarła je o siebie, złapała Zoey za rękę i zaciągnęła ją do jej sypialni. - Sypiasz w tym? Interesujące. - Obczaiła pidżamkę Zoey.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
022.
{outfit}
Zoey jednak była zupełnie inną osobą niż Gaia. To było aż przerażające. Jak ogień i woda, z tym, że zdecydowanie Zoey była wodą. Głownie dlatego, że lubiła ten żywioł i absolutnie nie pasowała do ognia. Pewnie zostałaby kochanką rudego Posejdona iks de. McTavish naprawdę starała się nie myśleć o tym co się ostatnio odpierdoliło między nią i Gaią. Wolała się skupić na czymś innym niż ciągle wracać do tego w myślach. Nie miała przecież żadnego wpływu na tą dziewczynę. Nie mogła od niej niczego wymagać, a jednocześnie czuła się obrzydliwie z myślą, że w tym samym czasie jak ona się nad tym zastanawia to Gaia mogła być na jakiejś kolejnej randce, albo w tej swojej nowej "specyficznej" relacji. Dlatego to od siebie odganiała. Miała pogrzeb do przeżycia. Zmusiła Sameen żeby z nią poszła, chociaż blondynka koniec końców czekała w aucie, a Zoey chciała to mieć po prostu z głowy. Okazało się, że było tak całkiem sporo zapłakanych dziewczyn co McTavish tylko wprawiło o odruch wymiotny więc podziękowała i jak najszybciej wróciła do Sam. Kolejny dzień minął już całkiem nieźle. Trzymała się dobrze. Pochowała swoją obrzydliwą przeszłość i teraz mogła sie cieszyć. Chociaż z wiadomych przyczyn nie było to takie łatwe. Postanowiła więc pracować, bo to jej zawsze dobrze wychodziło. Miała cały wieżowiec do zaprojektowania, a poza tym wróciła Sameen. Chciała nadrobić z nią cały stracony czas i cieszyła sie, że blondynka postanowiła u niej chwilę pomieszkać, bo przynajmniej dzięki temu była czymś zajęta. Nawet jeżeli była to po prostu rozmowa z nią. Miały o czym gadać, poza tym pewnie zmusiła ją do obejrzenia kolejnej filmowej ikony, o której Galanis nie miała pojęcia.
Następny dzień przyniósł jednak miłą niespodziankę w postaci smsa od Gai. Naprawdę nie była na nią zła! To co mówiła ostatnim razem było jak najbardziej prawdziwe. Była zawiedziona. Dlatego nie miała problemu z pisaniem z nią czy nawet umówieniem się na wspólne wyjście. Nie mówiąc już o tym, że dostała piękne zdjęcia, które pewnie przyprawiły ją o mocniejsze bicie serca. Straszne było jednak to, że zaczęła się prawie od razu zastanawiać czy tylko ona takie dostaje? Przecież na nic się nie umawiały. Niczego sobie nie obiecywały, może wysyłać takie fotki każdemu, a McTavish wcale nie jest taka wyjątkowa jakby chciała byc. Odgoniła to jednak od siebie ciesząc się, że będzie mogła się z Zimmeman spotkać następnego dnia.
Cóż. Nie wyszło. Czy zrobiło jej się w chuj smutno? Owszem. Czy poczuła się wystawiona? Tak. Czy była zła? Nie. Po prostu zdała sobie sprawę z jednej smutnej rzeczy. Nie mogła brać słów Gai za jakikolwiek pewnik. Całe szczęście, że przynajmniej nie straciła czasu na to zoo, bo okazało się być całkiem fajnie. Tak więc tyle dobrego. Wracając zrobiła zakupy a gdy dotarła do domu to okazało się, że Sam gdzies musiała wyjść i Zoey została z psem. Poszła z nim na długi spacer żeby trochę przewietrzyć głowę i myśli przed spaniem. Cały wieczór zleciał jej jakoś szybko. Wzięła kąpiel, nasmarowała się wszystkim co było możliwe, żeby mieć ładną i miękką skórę, a później położyła się w łóżku ze swoim szkicownikiem w ręku i próbowała z pamięci narysować zwierzęta, które widziała dzisiaj w zoo. Spędziła tak godzinę może półtorej i w końcu zasnęła, gasząc za sobą światła.
Nie wiedziała jak się nazywa i który mają rok, gdy usłyszała domofon. Oczywiście w pierwszej chwili pomyślała, że to Sameen zapomniała klucza czy coś. To było głupie, ale trudno. Zoey nie myślała za dobrze o tej porze. Kogo jak kogo, ale Gai się tu nie spodziewała. Oczywiście otworzyła jej drzwi i czekała aż dziewczyna wejdzie na górę. Nagle tknęło ją to jakie miała okropny powrót do przeszłości. Pamiętała jak jej martwy już mąż, też kiedyś umówił się z nią na randkę, a później ją wystawił i przylazł w środku nocy jakby nigdy nic. Zoey czuła obrzydzenie, że w kółko robiła te same błędy, wpuszczając tych ludzi na górę.
- Hej - mruknęła zaspana - nie jestem zła. - Odpowiedziała jak z automatu, bo chyba musiała to powtarzać bardzo często ostatnio. Chciała zapytać co się stało, że tu przyszła, ale została już pociągnięta w stronę sypialni, a była zbyt zaspana żeby jakoś protestować. - Interesujące? - Zapytała unosząc brew i zaśmiała się pod nosem. - Myślę, że powoli możemy robić ranking moich pidżam, w dwóch już mnie widziałaś. - Gaia po imprezach lubiła odwiedzać Zoey najwyraźniej. Jak nie z samego rana to w środku nocy. - Dopiero skończyłaś zmianę? - Zapytała i nawet można było usłyszeć w jej głosie troskę, że pewnie Zimmerman tak ciężko pracowała do tej pory. Nie była az tak pijana żeby Zoey mogła to rozpoznać, a przynajmniej nie o tej godzinie i w półmroku panującym w sypialni. Gdy o tym pomyślała to w sumie zapaliła nocną lampkę, którą miała na szafce obok łóżka.


gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Podejrzewam, że gdyby Gaia wiedziała, że wyłapuje nawyki od byłego, martwego już męża Zoey, to przestałaby to robić. Chociaż to też nie tak, że robiła dokładnie to co on. Przecież nie kurwiła się z kimś innym i po wszystkim wracała do Zoey, od której oczekiwałaby tego samego. Nie planowała na razie rezygnować ze swojego trybu życia. Kochała imprezy i no cóż… niczego sobie z Zoey nie deklarowały, więc Gaia zakładała, że Zoey nie miała nic przeciwko temu. Tym bardziej, że nie była zła o to, że Gaia randkowała. Przynajmniej od czasu ich ostatniej rozmowy nie poszła na żadną nową randkę. Miała w głowie to, że Luna jej powiedziała, że powinna zaprosić Erica na randkę. Gaia jednak nie wiedziała czy powinna to robić. To już byłoby jak lekkie zdradzanie Zoey mimo, że niczego sobie przecież nie deklarowały, nie? Próbowała też pomyśleć o tym jak czułaby się ona, gdyby to Zoey jej oznajmiła, że sobie chodzi na randki. Szybko jednak ogarnęła, że wcale nie chce o tym myśleć.
- Interesujące. – Potwierdziła z uśmiechem. – Wygodnie ci się w tym śpi? – Zapytała i niby od niechcenia dotknęła sobie pidżamki Zoey, ale tak naprawdę to chciała dotknąć Zoey. Musiała to jednak zrobić przez materiał. Trudno. – To od razu mogę ci powiedzieć, że ta jest moją ulubioną. – Głównie dlatego, że Gaia niestety była pizdą i nie pamiętała poprzednich dwóch. Szkoda. Może jednak powinna się skupiać na takich rzeczach, żeby uchodzić za nieco milszą i przyjemniejszą.
- Nie. – Zaśmiała się, bo to oczywiście bardzo zabawne, ze Zoey myślała, że Gaia taka napierdzielona wyszłaby z pracy. Jeszcze w takim stroju. Nie pomyślała, że być może nie wygląda i nie sprawia wrażenia takiej pijanej jaka w rzeczywistości była. Albo nie była. Już nie pamiętała czy była zjarana czy pijana. Usiadła sobie na łóżku i wyciągnęła dłoń do Zoey. – Chodź. – Zamachała i wychyliła się, żeby złapać Zoey za rękę i usadzić ją obok siebie. – Byłam na drinkach z koleżankami z pracy. Ale miałam wyrzuty sumienia z powodu tego, że się dzisiaj nie widziałyśmy, więc jedyne o czym mogłam myśleć to to, że jak wrócę to przyjadę prosto do ciebie. – Oznajmiła z potulnym uśmiechem na ustach. Nachyliła się w stronę Zoey. – Mogę u ciebie zostać? – Zapytała i zbliżyła się do niej jeszcze bardziej. Chciała ją pocałować, ale postanowiła, że tą decyzję zostawi Zoey. Może i była pijana i naćpana, ale nadal pamiętała swoje ostatnie wyobrażenia na temat tego jak Zoey odmawia jej pocałunku. Nie chciała tego.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Podejrzewam, że prędzej czy później Gaia się o tym dowie, bo Zoey była spokojną osobą, ale do czasu. Nawet jej się kiedyś w końcu przeleje czara goryczy lub jak to mówił Król Foltest, pała goryczy. Na chwilę obecną jednak nie chciała o tym gadac, bo przecież nie było o czym. Niczego sobie nie obiecywały i Zoey naprawdę próbowała z tym jakoś handlować, nawet jeżeli to było cholernie trudne. Teraz, po tym co się dzisiaj wydarzyło, wiedziała, że ta rozmowa o domu, płotku, papugach czy dzieciach była absolutnie randomowo i znaczyła równie tyle, co jakby jej nie było. W końcu, nie deklarowały się na nic. To nie miało znaczenia. Równie dobrze mogły wtedy rozmawiać o pogodzie.
- Wygodnie, prawie jakbym w niczym nie spała. - Powiedziała, bo była pewna, że to jest dość ważne, żeby pidżama była jak najmniej odczuwalna. Szczególnie w Australii, która przecież była upalna, a spanie z klimatyzacją nie zawsze było dobrym rozwiązaniem. Łatwiej się przeziębić. - Zapiszę to gdzieś - rzuciła posyłając jej uśmiech, który o dziwo nawet nie był wymuszony. Koniec końców cieszyła się, że ją zobaczyła na żywo, a nie tylko na zdjęciu. Wolała ją w tej wersji, przynajmniej mogłaby ją dotknąć. Chociaż może nie powinna. Może gdzieś byłą druga taka Zoey, która w tej chwili się martwiła o Gaie i o to, że jest z kims innym? Jezu to myślenie było chore i próbowała się tego pozbyć.
Obserwowała Gaie, jak siada na łóżku jak wyciąga dłoń i chociaż chciała dalej stać, bo jednak wolała byc w dalszej odległości od niej, to z drugiej strony... była 3 w nocy. Komu by się chciało teraz szarpać. Złapała więc ją za rękę i usiadła obok zerkając na Gaie. Zoey podejrzewała, że nagle dostała zawał, bo poczuła dość spore ukłucie w sercu. No tak, przecież wyjście z koleżankami, z którymi widywała się codziennie było ważniejsze niż spotkanie się z nią po tym jak ją olała. Pewnie koleżanki już spały o tej porze i dlatego przyszła tutaj, koleżanek nie wypadało budzić. A taka głupiutka, naiwna Zoey, przecież zawsze otworzy. - Przykro mi, że Ci to popsuło wieczór - odpowiedziała z rezygnacją w głosie, ale też z cieniem uśmiechu, bo przecież nie była zła. Nie miała prawa być zła, bo niczego sobie nie deklarowały. - Jasne - kiwnęła głową i pochyła się żeby ją pocałować, ale nie był to jakiś super namiętny, długi pocałunek. Zwykły całus w usta, nawet bez języka. - Mogę Ci pożyczyć pidżamę - dodała tak w ramach żartu, bo jednak jej pidżamy były specyficzne i pewnie nie pasowały do Gai. - Kładź się - McTavish nie była jednak przekonana co do tego czy powinna się tu kłaść razem z nią. Mogła sie zdrzemnąć u Sameen, albo na kanapie z Tyfonem. - Chcesz wody? - Zapytała i przejechała dłonią po włosach, no, bo skoro piła kilka drinków to chuj wie czy zaraz jej się nie włączy jakiś kac.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
No i w sumie fajnie, że nie było o czym rozmawiać, bo rozmawianie o byłym mężu Zoey było dla Gai niesamowicie traumatyczne. Budziło to wszystkie negatywne uczucia, które bidulka czuła jak typ jeszcze żył i podebrał jej dziewuchę, z którą Gaia chodziła sobie na randki. To, że jednak był przed Gaią nie miało dla Gai znaczenia. Ona po prostu kochała być obrażoną, atencyjną księżniczką.
- A próbowałaś nie spać w niczym? – Zapytała i aż zaświeciła zębami z powodu tego niesamowicie udanego pytania. Po sekundzie jednak przestała się uśmiechać i spoważniała. – Właściwie to nie. Nie próbuj. Ta pidżamka jest naprawdę idealna. – Oczywiście przypomniało jej się, że Zoey nie mieszka obecnie sama. W sumie to nawet kusiło ją, żeby zapytać o tą starą lesbę, ale nie chciała zaczynać tematu, o którym nie chciała słuchać. A wiadomo, że jak Gaia nie chciała o czymś słuchać to po prostu nie słuchała. Zoey by się tylko niepotrzebnie naprodukowała. – Możesz mi wysyłać fotki na bieżąco. Tak jak ja tobie wczoraj. Założyłabym dla ciebie osobny folder. – Jeszcze raz sobie smyrnęła tą pidżamkę Zoey. Mogłaby dostawać od niej takie fotki. Bardzo w stylu McTavish. Grzeczne, ale niegrzeczne. Tylko Gaia wiedziałaby jak bardzo są seksowne. Głównie dlatego, że nie pokazałaby ich nikomu i nie ustawiła sobie na tapetę. Gaia pewnie na tapecie miała samą siebie. Obrzydliwe. Żartuje. Miała na tapecie swoje zdjęcie z Luńcią.
- Co ty mówisz. – Zmarszczyła brwi. – Nie zepsuło mi to wieczoru. Bardziej trzymało mnie.. wiesz.. w ryzach. Wiedziałam, że muszę się pilnować, żeby wrócić do ciebie i móc z tobą porozmawiać. – Pewnie jakby wypiła jeszcze ze dwa drinki to Luna musiałaby ją zbierać z podłogi w jakimś zapomnianym przez Boga miejscu w Cairns. W Gai świecie, to zachowanie, które reprezentowała sobą teraz, było bardzo urocze i wierzyła, że Zoey niesamowicie się cieszy z tego, że ktoś inny dostawał trzeźwą i wesołą Gaię, a ona otrzymywała pijane ochłapy. Plusem było to, że pamiętała o cukierku, żeby jej nie śmierdziało z japy.
- Nie wiem czy dorównałabym temu jak ty się dobrze w nich prezentujesz. – Nie była do końca zadowolona z tego pocałunku, ale przynajmniej nie została odtrącona. To już był jakiś plusik i będzie o tym myślała ze dwa dni. No chyba, że nie będzie pamiętała. – Możesz mi dać tylko koszulkę. – Nie będzie spała goluśka jak ją pan bóg stworzył. Chociaż to nie tak, że Zoey już jej półnagiej nie widziała. Zaczęła się więc rozbierać z tych swoich ciuchów i była porządna w tym swoim obrzydlistwie, więc miała chociaż tyle rozumu i godności człowieka, że złożyła wszystko w kostkę i położyła na podłodze przy łóżku. Akurat w sam raz, że jak będzie rzygała to akurat na swoje ubrania.
- Nie, dziękuję. – Wesoła władowała się do łóżka i poklepała miejsce obok siebie. Czekała aż Zoey da jej tą koszulkę i do niej dołączy. Na szczęście dzisiaj był dzień zakładania bielizny, więc chociaż majtki miała na sobie. No i nie było opcji, żeby Zoey nie spała obok. Nawet uchyliła jej nieco kołdry, w jej własnym łóżku, w jej własnym domu. Co za obrzydliwe zachowanie. - Musisz rano wstać? - Zapytała, bo nadal nie wiedziała jak Zoey pracuje. Tak się interesowała.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Pokręciła głową. - Nie próbowałam i nie mam zamiaru. - Odpowiedziała, bo absolutnie to nie było dla niej. - W sensie kiedyś spałam nago, ale trochę inna sytuacja była - no, bo jak KIEDYŚ W ZAMIERZCHŁYCH CZASACH uprawiała z kimś seks, z kimś... ze swoim chłopakiem zapewne, to jednak nie leciała się ubierać za każdym razem zanim zasnęła. Nie była aż tak popierdolona. No wiec oczywiście jej sie zdarzyło spać bez niczego. Nie uważała tego jednak za dobre dla siebie rozwiązanie jak była w tym łóżku sama. - Bardzo szybko zmieniasz zdanie - dodała i chyba nie chodziło jej już teraz tylko o pidżamy, ale jak Gaia się zapyta to powie, że dokładnie o to chodziło, bo nie chciała się wdawać w zbędne dyskusje w środku nocy. Była pewna, że i tak nie będzie mogła już teraz normalne spać. Włączy jej się rozmyślanie i będzie rano niewyspana. - Nie umiem sobie sama robić takich ładnych fotek, musiałabym poprosić Sam o pomoc, a wolałabym jej nie angażować - głownie dlatego, że Sam, by ją albo wyśmiała, albo podeszłaby do tego bardzo profesjonalnie i zamiast jednego zdjęcia to Zoey przez godzinę musiałaby pozować, a wolałaby iść spać. - Ty możesz być moim fotografem - stwierdziła, bo Gaia miała najwyraźniej więcej doświadczenia niż biedna Zoey. Mogła jej cyknąć coś ładnego, ale nie teraz, teraz Zoey sama nie wiedziała co chciała, ale na bank nie sesji zdjęciowej.
Uśmiechnęła się do niej lekko, bo chociaż czuła, że to bzdura, to była to miłą bzdura. - O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - Zapytała, chociaż co to miało za znaczenie, skoro pewnie Gaia tej rozmowy i tak, by rano nie pamiętała, albo wyciągnęłaby z niej tylko to co jej by pasowało. Może nie było sensu nawet zaczynać pogawędki, tylko po prostu trzeba było iść spać.
- Na pewno byś dała radę... mogłaby być tylko trochę za krótka - bo jednak Zoey byłą o wiele mniejsza od niej wiec w sumie Gaia mogłaby się czuć dobrze, bo i tak wiele rzeczy, by jej było widać. - Jasne, coś znajdę - powiedziała i wstała z kanapy żeby pójść do garderoby, bo przecież ona nie miała zwykłej szafy tylko garderobę. No i przy okazji nie musiała patrzeć jak Gaia się rozbiera, bo pewnie wtedy na moment zapomniałaby o tym, że nie jest zła, ani nie jest obrażona, ani nawet nie jest zawiedziona. Wróciła po chwili z jakąś koszulką, która według niej była najdłuższą jaką miała. Pewnie to było z jakiegoś zlotu nurków i Zoey kupiła taką, bo nie było mniejszej.
McTavish biła się z własnymi myślami. Z jednej strony nie chciała spac na kanapie, bo wiedziała, że się nie wyśpi. Z drugiej strony nie chciała spać z Gaią, bo wolała mieć trochę szacunku do siebie i wiedziała, że i tak się nie wyśpi. Zdawała sobie też sprawę, że jak się nie położy obok niej to znowu się zacznie rozmowa, na którą nie miała siły, bo nie chciała rozmawiać o tym, że może i nie była zła, ale jej uczucia zostały zranione. - Nie, jutro nie mam żadnych spotkań więc mam luz. - Powiedziała i rzeczywiście podeszła do łóżka żeby się w końcu położyć pod kołdrą. Czuła się co najmniej jak idiotka. W normalnych warunkach pewnie, by się do niej przytuliła. Pewnie, by ją pocałowała. Byłaby jedną z tych szczęśliwych kobiet, które mogą zasnąć u boku kogoś na kim jej zależy. Pierwszy raz mogły spać razem, w jednym łóżku, to powinno być jakieś takie małe wydarzenie, a Zoey nie wiedziała co ma zrobić z rękami. Położyła się na boku twarzą do Gai. - Dobranoc - mruknęła i szybko zgasiła lampkę nocną wciskając ręce pod kołdrę.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Uniosła brwi w zdziwieniu. Zoey była tak bardzo pewna siebie, że już nie będzie spała nago. Teraz to Gai było się głupio przyznać, że ona sypiała tylko nago i przez to Luna nie chciała jej rano budzić, bo obawiała się jej nagości. – Mogę się tylko domyślać co to była za sytuacja. – Parsknęła sobie pod nosem, bo Zoey i to jej urocze gadanie i unikanie poważnych tematów. Co najmniej jakby obie tutaj leżały i nie wiedziały czym jest seks, bo żadna go nigdy wcześniej nie przeżyła. Gaia jednak nie ciągnęła tematu. Może i była upalona i upita, ale widziała, że Zoey albo jest zmęczona, albo… jest na nią zła. Wiadomo, że bardziej wierzyła w tą drugą opcję niż w to, że ktoś może sobie nie życzyć być budzonym o trzeciej w nocy przez pijaną typę. – W końcu jestem kobietą, nie? Podobno jesteśmy zmienne. – Najlepsza wymówka. Po co powiedzieć prawdę, że po prostu Gaia nie chciałaby myśleć o tym, że Zoey ma w domu identyczną sytuacją jaką ona ma z Luną? W geście solidarności z McTavish, Gaia zadecydowała, że nie będzie już spała nago. Żeby Luńci nie było niekomfortowo.
- Masz rację. Nie angażujmy Sam. Jestem pewna, że ma swoje rzeczy do zrobienia. Ja będę twoim fotografem. – Zaraz wyjdzie, że Gaia jest takim toksykiem, że z zazdrości będzie próbowała odizolować Zoey od jej najlepszej przyjaciółki.
- O czymkolwiek. O wszystkim i o niczym. O muzyce. O tobie. O nas. Byleby się nie kłócić. – Tutaj nawet nie bujała. Naprawdę lubiła rozmawiać z Zoey. Co prawda ich ostatnie rozmowy najczęściej były nawet nie kłótniami, ale dziwnymi spięciami, które ostatecznie doprowadzały do tego, że było dziwnie. Nie zmieniało to jednak tego, że Gaia naprawdę chciałaby z nią porozmawiać.
- Chyba bym nie mogła usnąć w takim materiale. – Tak naprawdę to była gotowa odjebać taki zjazd, że zasnęłaby teraz w średniowiecznej zbroi. To i tak cud, że ta dziewucha trzymała się jeszcze i nie sprawiała wrażenia aż tak pijanej. Pokiwała głową i jeszcze na sekundkę odprowadziła Zoey wzrokiem do tej garderoby. Najchętniej to by poszła za nią i pocałowałaby ją, ale coś czuła, że po drodze raczej by się zatoczyła i walnęła głową w półkę, albo nadziałaby się na jakieś szpilki Zoey. Została więc na łóżku i rozebrała się, żeby poczekać na swoją pidżamę. Wzięła koszulkę i normalnie by nie zwróciła uwagi na nadruk, w końcu to tylko pidżama, ale jednak spojrzała na nią marszcząc brwi. – Zlot nurków? – Przeniosła wzrok na McTavish i ubrała na siebie tą koszulkę. Dobrze, że jednak dzisiaj był dzień bielizny i miała majtki, bo jednak trochę byłby przypał.
- To dobrze. Będziemy mogły się wyspać. – Postanowiła. Nie będzie uciekała ze snów Zoey nad ranem. Cierpka jak agrest, słodka jak bez. Iks de. Obserwowała jak Zoey kładzie się do łóżka i jak zachowuje bezpieczny dystans. Gaia nawet uśmiechnęła się sama do siebie, nieco smutno, bo jednak raniło to jej uczucia, ale jednocześnie nie mogła się jej dziwić.
- Dobranoc? – Wyszeptała i całkiem niezgrabnie przesunęła się w stronę Zoey, żeby jednak zainicjować przytulenie. Może nawet nie przytulenie, ale Gaia postanowiła się do niej po prostu przyczepić jak jakiś mały glonojad tęskniący za matką. Sory, nie wiem czy glonojady mają uczucia ok, ale są śmieszne. Przysunęła się do niej wtulając twarz w jej klatkę piersiową, a dłoń układając sobie u dołu pleców Zoey. – Jesteś na mnie zła, prawda? – Musiała zapytać. Musiała znać odpowiedź, żeby móc albo spać, albo się zrzygać.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Możesz, pozwalam - puściła do niej oczko i gdyby nie fakt, że była trochę skołowana jej wizytą to może nawet by się uśmiechnęła czy zaśmiała, ale wciąż nie za bardzo wiedziała po co Zimmerman przyszła do niej, zamiast wrócić po prostu do domu. Nie odpowiedziała na te je słowa o byciu kobietą, bo to była troche bzdura. Zoey też była kobietą, a nie uważała się za jakąś zmienną. Raczej była stała i w swoich poglądach i w relacjach, czego chyba najlepszym przykładem była jej wieloletnia relacja z Sameen.
- Yhym dobrze, o ile do mnie dojedziesz na czas. - No, bo już nauczona doświadczeniem wiedziała, że nie ma co brać słów Gai na poważnie. Zapewne, gdyby rzeczywiście Gaia miała jej robić t a k i e zdjęcia to Zoey nigdy by się tego nie doczekała i nie mogłaby ich Gai wysłać. Przeczuwała, że tak to, by się mogło skończyć.
- Rozumiem - kiwnęła głową, chociaż aż cisnęło jej się na język żeby powiedzieć, że jak tak chciała rozmawiać to mogła przyjść do niej wcześniej, a nie w środku nocy. Powstrzymała się jednak przed tym komentarzem, bo jednak nie była zła, więc nie powinna czymś takim jej zarzucać. - Możemy porozmawiać - chociaż sądziła, że Gaia szybko odleci więc byłoby lepiej tą rozmowę i tak przenieść na jutro.
- Nawet byś go nie poczuła - materiał być bardzo delikatny co Zoey odpowiadało i dlatego nie miała pewnie ani jednej normalnej pidżamy. No chyba, że coś na chłodniejsze noce miała schowane, ale te nie zdarzały sie przecież w Australii często więc nawet nie wiedziała gdzie to ma. - Yhym - odpowiedziała patrząc na Gaie. - Lubię nurkować, mój dziadek mnie nauczył jak byłam mała - zarzuciła jej taką ciekawostką o sobie, ale pewnie Zimmerman i tak nie będzie tego z rana pamiętać. Ciężko było handlować z pijaną kobietą, szczególnie jeżeli tą kobietą była Gaia.
- Tak, dopóki pies nie zacznie wariować. Będę musiała go wyprowadzić. - Nie wiedziała, o której Sam wróci, ale pewnie sama będzie zmęczona więc McTavish będzie mogła się tym zająć. - Ale nawet mam jedzenie w lodówce, zrobiłam zakupy - pochwaliła się tą wielką odmianą w jej życiu. Co prawda wciąż nie miała tam bóg wie czego, ale postanowiła, że nie po to ma lodówkę żeby trzymać tam tylko mleko do kawy.
Zoey spodziewała się tego, że nie uda jej się uniknąć kontaktu fizycznego z Gaią. Może byłaby w stanie to zrobić gdyby jednak zdecydowała się spać na kanapie, ale tutaj? Nie było opcji. Gdy dziewczyna się do niej przyczepiła jak glonojad tęskniący za swoją matką to McTavish tylko wywróciła oczami. Objęła Gaie, chociaż robiła to z ciężkim sercem. - Nie jestem na Ciebie zła Gaia, powtarzam Ci to cały czas. - Odpowiedziała ze spokojem wpatrując się w sufit. Teraz to dopiero czuła się dziwnie. No, ale chyba musiała coś zrobić żeby jakoś wytłumaczyć Gai w czym tkwi problem. Musiała jednak najpierw jakoś skupić na sobie jej całą uwagę. Dlatego lekko ją przewróciła na plecy i usiadła na niej okrakiem łapiąc ją jednocześnie za nadgarstki i przyciskając jej ręce do materaca. Nie chciała żeby ją tu Gaia teraz rozpraszała jakimś macaniem... czy cokolwiek. Ona miała ważne rzeczy do powiedzenia i Gaia musiała jej posłuchać. - Nie możesz mnie tak traktować - zaczęła wpatrując się w jej oczy - wystawiasz mnie, bo impreza wczoraj była ważniejsza i informujesz mnie o tym na ostatnią chwilę. Jak chciałaś rozmawiać to mogłaś do mnie przyjść po pracy, ale ważniejsze było wyjście z koleżankami, a teraz przychodzisz jakby nigdy nic i wciskasz mi ładny kit myśląc, że w to uwierzę - powiedziała bardzo spokojnym tonem głosu, a zaraz po tym pochyliła się, by ją pocałować. Tym razem już namiętnie, tak jakby chciała to robić, gdyby ich relacja nie była tak popaprana. - Mówiłam Ci na sylwestra, że chcę Ciebie - wymruczała zostawiając pocałunki na jej szyi kierując się w stronę ucha. - Nigdy nie powiedziałaś tego samego - dodała w przerwie między kolejnymi pocałunkami - jeżeli mnie chcesz to zacznij się tak zachowywać, a jeśli nie, to przestań mi mieszać w głowie - zaczęła całować ją tuż za uchem - bo jak dalej będziesz mnie zlewać i wystawiać to mnie stracisz - stwierdziła szepcząc, by na koniec lekko przygryźć płatek jej ucha. Po tym powróciła do jej ust, by znów ją namiętnie pocałować. - Rozumiemy się? - Zapytała prostując się, ale wciąż trzymając ją za nadgarstki.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Zachichotała pod nosem, bo w ogóle nie wiedziała o czym Zoey mówiła. Pewnie dlatego, że Zoey w przeciwieństwie do Gai słuchała tego co Gaia mówiła. Gaia słuchała, ale ostatecznie niczego nie rejestrowała. Zachowywała tylko informacje, które przeinaczyła tak, żeby móc się później o nie sadzić. – A dlaczego miałabym nie dojechać na czas? Nie mieszkam daleko. – No przecież mieszkała blisko, zawsze miała przy sobie auto. No i oczywiście Gaia, w przeciwieństwie do Zoey, nie traktowała dzisiejszego wydarzenia jak coś co się będzie działo notorycznie. Przecież to nie jej wina, że zaspała do pracy. A nie, czekaj. To dosłownie jest jej wina. Kto by pomyślał. Wow.
- Nie jesteś zmęczona? – Zapytała z troską w głosie i nawet wydawało jej się, że McTavish jest trochę zaspana. – W sumie to dlaczego nie spałaś jeszcze o trzeciej w nocy? – Zmarszczyła brwi w szczerym zdziwieniu. Nie pomyślała, że to ona ją przecież obudziła. W końcu wydawało jej się, że widziała zapalone światło. Była trochę jak rodzice Judyty, którzy dzwonią do niej po nocach i są zszokowani, że ta odbiera telefon zamiast spać.
- Masz psa w tym domu? – Aż trochę uniosła głowę, bo nie spodziewała się, że Zoey ma psa. W sensie mogła się spodziewać, bo miała miskę dla psa, ale nie widziała żadnego wcześniej, a trochę tutaj bywała. – Pójdziemy razem. – Oznajmiła, ale kłamała. Pewnie będzie spała tak mocno, ze nawet nie usłyszałaby, że świat się skończy. Mogła swoją drogą pomyśleć o tym, że sama ma psa, o którego mogłaby rano zadbać. Ale cóż. Dla zwierząt jest dokładnie taka sama jak dla Zoey. Okropna i absolutnie tego, bardzo wygodnie, nieświadoma. – Zrobiłaś te zakupy dla mnie czy dla swojej przyjaciółki? – Zapytała, bo wiadomo, że musiała się delikatnie przypierdolić. Zrobiła to jednak z milusim uśmiechem na ustach.
Oczywiście, że nie akceptowała tego co mówiła Zoey. Może i mówiła, że nie jest zła, ale Gaia odnosiła całkiem inne wrażenie. Zoey wydawała się być zraniona i zła. Może bardziej zraniona, ale tego Gaia nie chciała do siebie dopuścić. Zakładała, więc, że bardziej tutaj chodzi o złość.
- Wow, Zoey. – Nawet nie ogarnęła co się wydarzyło. Zauważyła tylko, że przed chwilą Zoey była obok niej, a teraz była na niej. – To jest ta przyczajona pantera, którą miałyśmy dzisiaj oglądać? – Uśmiechnęła się szeroko dumna ze swojego obrzydliwego żarciku. Szkoda tylko, że nie była w stanie nawet zapamiętać poprawnie nazwy tego zwierzaka.
- Nieprawda. – Zmarszczyła brwi. – Impreza nie była ważniejsza. Chodzę na imprezy cały czas. Pierwszy raz po prostu zaspałam. Nie wiedziałam, że każą mi zostać na nadgodzinach. – To akurat prawda, nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Głównie dlatego, że nigdy wcześniej nie pijała alkoholu. Dopiero teraz sobie zaczęła, a dobrze wiedziała, że nie powinna. – Nie wiedziałam czy będziesz dostępna jak skończę pracę, a miałam pewność, że w nocy raczej będziesz w domu. – Sugerowała się tym co ona by zrobiła, a wiadomo, że Gaia w sekundę zrobiłaby sobie jakieś nowe plany i nawet przez sekundę nie myślałaby o tym, że została wystawiona. Podchodziła do takich rzeczy inaczej. – Nie wciskam ci kitu. – Prawie się obraziła mówiąc ten tekst, bo jednak bolało ją takie sugerowanie jakby ona była kłamcą (trochę była). Nie zdążyła się jednak obrazić, bo Zoey zaczęła ją całować, więc naturalnie jej mózg się po prostu wyłączył. Odwzajemniała pocałunki i tylko się irytowała, że Zoey ją trzymała. Była to jednak tak delikatna irytacja, która bardzo szybko znikała przyćmiona tymi wszystkimi pocałunkami, którymi była obdarowywana. W odpowiedzi na słowa Zoey mruknęła tylko jakieś niemrawe ehe i kiwała trochę głową. Czy sens tego co Zoey do niej mówiła docierał do tego pustego, pijanego łba? Pewnie nie. – Okej, okej. Nie będę. – Nie chciała jej mieszać w głowie, nawet nie wiedziała, że to robi. Ona była niewinnym i słodkim aniołkiem przecież. Na sekundkę otrzeźwiała jak Zoey przestała ją całować i spojrzała na nią. – Tak. – Potwierdziła, ale w sumie to nie do końca wiedziała na co się tak naprawdę w tym momencie zgadza.
- Wiesz… tak sobie myślę, że… myślę, że mogłabym się po tym w tobie zakochać. – Miała całkiem poważną minę jak to mówiła. Niestety nie wiedziała czy to przez to, że ma motylki w brzuchu czy zaczyna jej się robić niedobrze po alkoholu, który wypiła i z którym przesadziła. – Możesz mnie przytulić i możemy iść spać? Bolą mnie nadgarstki. – Nie wiedziała, że taka mała Zoey ma w sobie tyle siły. W sumie to jej nie zraniła jakoś mocno. Gaia czuła się niekomfortowo jak nie miała przewagi i nie mogła dominować. Poza tym też chciała dotknąć Zoey. + #luńcia
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Hmm może akurat będziesz na imprezie, albo zaśpisz. Nie wiem. - Powiedziała z nutką sarkazmu i wzruszyła ramionami. Ona już miała swoją teorię na ten temat i miała w planach się tego trzymać, bo obstawiała, że tylko to pomoże jej w razie co uchronić się przed złamanym sercem. Nie chciała sie angażować powoli zaczynając dostrzegać to jaki Gaia ma do niej stosunek. Dlatego z jej słowami to dzieliła włos na czworo. Nie nastawiała sie już na nic.
- Przeżyje jakoś - odpowiedziała spokojnie. Jak jedną nockę zarwie to nic się jej nie stanie, a jutro i tak nie musiała wstawać wcześnie. - Spałam, ale się obudziłam jak zadzwoniłaś domofonem - nie wiedziała skąd Gaia sobie ubzdurała, że Zoey nie spałaby o tej porze. - Zasnęłam dość wcześnie, dużo się nałaziłam w tym zoo i nogi mnie bolały - no przecież nie tak, że zrezygnowała z zobaczenia tych swoich ukochanych panter mglistych tylko dlatego, że Gaia ją zostawiła. Skorzystała z okazji i dobrze się złożyło. Całe szczęście nie odwróciła się na pięcie i nie pojechała do domu.
- Mam, Tyfona. To pies Sameen, wcześniej był u mojego brata, ale niedawno go odebrałam i już jest tutaj. Pewnie śpi w gościnnym. - Pewnie na łóżku Sam, żeby później miała wszędzie psią sierść. Jestem pewna, że Gaia wzięła tego psa tylko po to, żeby później Luna musiała się nim zajmować i się wkurwiać, że są psie gówna w ogrodzie. Już wiem, że Luna nie przepada za Ponyo. Ona woli koty, którymi pewnie też się musi zajmować. Nie ma lekko. - Sam prawie nic nie je, tylko suche tosty, jabłka i popija to wodą. Równie dobrze mogłabym mieć pustą lodówkę, jej też, by to nie zrobiło różnicy. - Pod tym względem się akurat z Sameen dobrały idealnie. Żadna z nich nie potrzebowała zbyt wiele jedzenia do życia.
McTavish mogła się spodziewać, że nic nie będzie z tej "rozmowy", ale przynajmniej nie będzie miała sobie za złe, że nie próbowała jakoś jej o wszystkim powiedzieć i wyjaśnić. To, że Gaia nie słuchała to już nie zależało do niej. - Nie, to przyczajona Zoey - chciała powiedzieć, że wkurwiona Zoey, ale przecież nie była zła. Zraniona Zoey, upokorzona Zoey, naiwna Zoey. No to już prędzej. Na głos jednak, by o tym nie powiedziała, nawet nie dlatego, że nie chciała, żeby Gaia to słyszała, ale dlatego, że ona sama nie była gotowa się do tego przyznać. Była naiwna, ale odsuwała to od siebie.
- Mogłaś napisać wcześniej - to, że nie mogła przyjść to jedno, za to by się nie wkurwiła, za to, że jej dała znać już po fakcie? Owszem. - Mogłaś zadzwonić. - To była odpowiedź na wszystko. Nie żyły w średniowieczu. Były telefony. Poza tym wiedziała, że u Zoey mieszka teraz jej przyjaciółka, a mimo tego postanowiła sobie tu wbić i obudziłaby wszystkich, gdyby Galanis rzeczywiście spała w pokoju gościnnym. Cudem jej nie było. Gaia mogła sobie wmawiać co chciała ale Zoey wiedziała, że wciska jej jakieś tanie wymówki, których McTavish już nie kupowała. - Świetnie - powiedziała, gdy Gaia jej potwierdziła, że się rozumieją, chociaż Zoey była święcie przekonana, że to bzdura i, że Zimmerman jednym uchem ją słuchała, a drugim wypuszczała. Słysząc jej kolejne słowa to cóż, trochę ją ukłuło w sercu po raz kolejny. - Oczywiście, że mogłabyś - ale tego nie zrobisz... dodała sobie już w myślach. Dosłownie parę dni temu, na sylwestra, gdyby usłyszała coś takiego, to byłaby w chuj szczęśliwa. Teraz była żadna. Dosłownie jak już ją zakłuło w serduszku to później czuła całe nic, bo wiedziała, że te słowa i tak nie mają znaczenia. Gaia pewnie nawet jutro nie będzie o tym pamiętać, a nawet jeśli to co z tego? To przecież nie była żadna deklaracja. To nic nie zmieniało. - Mogę Cię puścić - uśmiechnęła się i rzeczywiście zabrała swoje ręce, a później zeszła z niej i położyła się obok. - Ale chcesz iść spać? Myślałam, że przyszłaś tu pogadać? To mów. - Zoey potrafiła być też złośliwa, jak się okazuje. Jeżeli tu przyszła spać, to mogła iść spać do domu, co za różnica... ale przecież ona tu przyszła rozmawiać " O czymkolwiek. O wszystkim i o niczym. O muzyce. O tobie. O nas. Byleby się nie kłócić. ", no to miała okazję.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Gaia może i była pijana i zmęczona i niespecjalnie ogarniała życie, ale nie była aż tak głupia żeby nie wyczuć sarkazmu. Była za głupia, żeby ogarnąć, że Zoey nie jest zła, ale sarkazm wyczuła. – Okej. – To jej tylko powiedziało, że jednak McTavish jest na nią zła za dzisiaj, ale jej tego nie mówi. Czemu? Tego Gaia już specjalnie nie rozumiała. A pytanie o to nie miało sensu, bo ewidentnie przecież Zoey nie była zła.
- Ahhh, okej. – Pokiwała głową. No teraz to już w ogóle jej się głupio zrobiło. Nie pomyślała o tym, że Zoey mimo wszystko poszła do tego sanktuarium i chodziła tam w pojedynkę. – Przepraszam, że nie przyszłam. – Zdała sobie sprawy z tego, że właściwie za to chyba nie przeprosiła. Po prostu napisała smsa, że nie da rady przyjść i później właściwie pojawiła się tutaj. Ani razu nie dała Zoey do zrozumienia, że chciała przyjść i że naprawdę żałowała, że nie przyszła. Trochę dotarło do niej to jaką egoistką była. Luna miała rację. Zmieniła się. Zmieniła się na gorsze. Myślała, że jest trochę bardziej pewna siebie, ale nie było w tym pewności siebie. To był zwykły egoizm i fakt, że Gaia najzwyczajniej na świecie miała głowę wsadzoną tak głęboko we własny tyłek, że nie ogarniała absolutnie niczego.
- Wiesz, że Tyfon to najmłodszy syn Gai? – Spojrzała na Zoey rozbawiona tym faktem, ale jeszcze śmieszniejsze jest to, że Sameen się urodziła jako Gaia. Nienawidzę siebie, że zapomniałam o tym, że o tym pamiętałam. Wow. – To widzę, że rzeczywiście dobrałyście się do siebie idealnie. Żadna z was nie lubi jeść. – Gaia nie ogarniała tego jak można w ogóle mieć pustą lodówkę czy szafki w kuchni. Ona rzadko kiedy bywała u siebie w domu, rzadko też w sumie gotowała, ale nie wyobrażała sobie świata, w którym schodzi zrobić sobie śniadanie i nie ma składników, żeby cokolwiek zrobić. W sumie to teraz naszła ją ochota na to, żeby zrobić jakieś naleśniki, albo gofry. Głupio jej tylko było pytać o to teraz Zoey, która ewidentnie była podirytowana i zmęczona. Chyba żałowała, że tutaj przyszła.
- Nie miałam kiedy. Straciłam poczucie czasu. – Nie kłamała. Poza tą pierwszą godziną w pracy, gdzie stała i plotkowała i piła kawki to później rzeczywiście rzuciła się w taki wir pracy, że nawet nie miała czasu robić sobie przerw na telefon. I tak cudem ogarnęła telefon w momencie, w którym powinna właśnie wychodzić. Dlatego dała Zoey znać tak późno.
- Nie, nie chcę. Możemy porozmawiać. – Odpowiedziała z niemrawym uśmiechem. Odsunęła się trochę od Zoey, żeby zrobić jej przestrzeń, której ewidentnie potrzebowała. Sama nakryła się kołdrą po samą szyję i wpatrywała się w sufit. Myślała o czym mogłaby porozmawiać z Zoey. Była zbyt zmęczona na poważne tematy, nie było sensu rozmawiać o nich, bo jednak docierało do nich, że prawdopodobnie nie było żadnych ich. Że zjebała to równo i raczej jej jedno, randomowe przyjście niczego nie naprawi. Raczej pogłębiło to jak wszystko zdążyła zjebać. – Jak pogrzeb? – To pierwsze co jej przyszło na myśl. Założyła, że skoro Zoey miała czas na to, żeby się z nią spotkać w zoo, to tylko i wyłącznie dlatego, że wszystko co najgorsze, miała już za sobą. – Pozałatwiałaś wszystko? Dom? Testament? – Dopytała i rzuciła jej szybkie spojrzenie, ale zaraz splotła sobie palce na klatce piersiowej i dalej obserwowała sufit. Chyba miała lekki helikopterek.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Pokiwała głową, bo chciałaby powiedzieć, że nic się nie stało i nie ma za co przepraszać, ale to byłoby kłamstwo. Coś sie jednak stało. To nie tak, że Gaia musiała cos w pracy załatwić, albo ktoś ją poprosił żeby została. Nie. Musiała tam zostać, bo zjebała na własne życzenie. Inną wersję Zoey, by wybaczyła i nawet nie byłoby jej jakoś smutno, bo przecież różne, nieprzewidziane rzeczy, się dzieją w pracy. Tu jednak sytuacja była zgoła inna. - Pójdziemy tam innym razem - no bo przecież to nie tak, że to zoo nagle zamkną i nie będą mogły tam jeszcze kiedyś się spotkać. Mimo wszystko Zoey nie zakładała, że ich kontakt się urwie, nawet nie chciała żeby się urywał. Dobrze się przy niej czuła, była trochę inną wersją siebie, bardziej odważną, mniej ostrożną i chętną do robienia rzeczy, których normalna Zoey by nie zrobiła. Gaia otwierała ją na inne rzeczy, ale miało to swoją cenę, którą Zoey teraz już poznała.
- Wiem - uśmiechnęła się. - Sam przywiozła go z Grecji, dostała go od kogoś. Ja nawet mam swoją małą kozę w gospodarstwie na Krecie - która pewnie teraz nie była już taka mała. - Byłyśmy tam kiedyś na krótkim wyjeździe - wytłumaczyła, żeby nie było, że Zoey sobie randomowo jakieś kozy gdzieś kupuje i później je odsyła w różne miejsca w świecie. Co w sumie byłoby szalone, więc jak chciała być taką krejzolką to mogła zrobić to, a nie brać ślub. - Ej, ja lubię jeść. - To nie tak, że Zoey nic nie jadła. Miała dietę pudełkową, bo nie miała po prostu czasu i chęci na gotowanie. Kiedyś to bardzo lubiła robić, a później jak została tak zupełnie sama to nie miała dla kogo gotować więc w sumie to przestała, bo się nie opłacało. Wolała sobie coś zamówić.
Zoey już nic na to nie odpowiedziała, bo Gaia na wszystko znalazłaby wymówkę. Zaraz, by się okazało, ze pies jej zjadł telefon, a Zoey wątpiła, że w domu spokojnej starości mieliby psa. Nie było sensu o tym już dalej rozmawiać. Powiedziała co chciała jej powiedzieć, ale czy to coś dało? McTavish szczerze wątpiła, chociaż naprawdę, szczerze chciałaby wierzyć w to, że tak.
- Okej - uśmiechnęła się leżąc na boku i kładąc sobie dłonie pod głowę. Wpatrywała sie w Gaie ciekawa o czym chciała porozmawiać, bo coś tak czuła, że wcale nie przyszła tutaj z jakimiś konkretnymi tematami do rozmów. Trochę zmarszczyła czoło, gdy usłyszała jej pytanie. Tego się akurat nie spodziewała. - Jak pogrzeb, minął szybko, bez większych dramatów. - Pomijając ilość młodych kobiet, która przyprawiła Zoey o mdłości. - Tak, niektóre rzeczy jeszcze załatwiają prawnicy. Zrezygnowałam z rzeczy po nim. Dom pewnie puściłabym z dymem, a trochę szkoda, bo jednak całkiem ładny. Zostawiłam to jego rodzinie. Im się bardziej przyda. - Nie potrzebowała jego pieniędzy, domu, niczego w sumie. Opuścił ją na zawsze, na dobre. - Wszystko w porządku? - Zapytała, bo zauważyła zmianę w jej zachowaniu. 5 minut temu była glonojadem stęsknionym za matką, a teraz gapiła się w sufit. - Źle się czujesz? Może przyniosę Ci wody? - Zapytała z troską i wyciągnęła dłoń, by ułożyć ją na jej policzku. - Możesz mi powiedzieć jak coś jest nie tak. - Zapewniłą ją i chodziło zarówno o względy mentalne jak i fizyczne. Nie miała problemu z tym żeby jej wysłuchać, ani z tym żeby jej potrzymać włosy nad kiblem.

gaia zimmerman
ODPOWIEDZ