Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Teraz już wiesz dlaczego – powiedziała uśmiechając się do niej lekko. Dobrze, że Gaia była odważniejsza od niej wtedy, bo jeżeli nie to musiałyby prosić jakiegoś kapitana, a to byłby wstyd na całe Lorne Bay i okolice. Z drugiej strony czy serio akurat je, by tak bardzo obchodziło co sobie ludzie o nich pomyślą? Zoey już powoli uczyła się, że nie jest to potrzebne. – Teraz jak już się nauczyłaś jak to robić to nie powinno być problemu. Będziesz otwierać za każdym razem – uniosła brew zadowolona, że sobie znalazła taką idealną osobę, która będzie za nią robić te niebezpieczne rzeczy jak otwieranie butelek szampana. Wspaniale.
- Ojej – była pewna, że Gaia lubiła takie jedzenie różnego rodzaju. – W takim razie to ja będę tą odważną w tej kwestii – dodała uśmiechając się i puszczając do niej oczko. – Ja będę jeść te inne rzeczy i jeżeli będziesz miała ochotę spróbować to się podzielę – był to plan idealny, może byłyby w stanie się to dopełnić? Jedna jadłaby to czego nie lubiłaby druga i nic, by się nie marnowało. – Może być nawet na cały tydzień – odpowiedziała, bo nie miała problemu z tym, żeby spędzać czas z Gaią. Poza tym czuła, że dość sporo fajnych spotkań przeleciało im przed nosem ze względu na to jej małżeństwo i teraz chciałaby to nadrobić, nawet jeżeli miałoby to mieć takie dość przyspieszone tempo. – Odwaga to moje drugie imię – gówno prawda, ale nie ważne. – O ile się zgodzisz oczywiście – bo jeszcze jej nie powiedziała, że chciałaby rzeczywiście z nią gdzieś tam pojechać. A przecież Zoey nie była jak ojciec Luny, nie porwałaby nikogo wbrew jego woli.
- Są w zoo w Cairns, chociaż ciężko je zobaczyć. – Czyli równie dobrze mogło ich nie być, tylko była sama tabliczka z informacją, że takie coś powinno być na wybiegu. Zupełnie jak we Wrocławiu, niby są, a nikt ich nie widział. Podejrzane. – Masz jakieś ulubione dzikie zwierzę? – Zapytała, chociaż było to chyba durne pytanie. No, ale trudno. Już wyszło z jej ust, nie miała za bardzo jak tego cofnąć. – Przykro mi. Jeżeli Cię to pocieszy to dobrze wiem jak to jest jak się jest zmuszanym do uczestnictwa w takich eventach – ona doskonale to wiedziała, bo nie raz i nie dwa musiała gdzieś iść i się ładnie uśmiechać tylko dlatego, że trzeba było reprezentować rodzinę i jej ojca, który próbował znaleźć sojuszników. – Chociaż zmuszanie to może przesada, ale bardziej… bycie pod presją, żeby uczestniczyć – no, bo świat pewnie, by się nie zawalił, ale Zoey mogłaby sobie wyobrazić twarz ojca jakby się dowiedział, że nie zamierza iść tam gdzie mówił żeby poszła. Wolała sobie to odpuścić i się przemęczyć te kilka godzin.
Uśmiechnęła się smutno i nieco wzruszyła ramionami na jej pytanie. – Chyba trochę tak, to był chory rok i chcę żeby się już po prostu skończył – było w nim kilka dobrych rzeczy, jak na przykład jej spotkanie z Gaią, ale było też kilka smutnych. Wyjazd Sameen, ślub z LB, kłótnie, problemy, przepracowanie. – Nowy rok, nowy start – dodała nieco smutno się uśmiechając, bo zdarzała sobie sprawę z tego, że to bzdura. Niewiele się zmieni.
- Oj przestań, wyglądasz uroczo – przechyliła lekko głowę w bok, by się patrzeć jak Gaia panikuje, a Zoey naprawdę uważała, że to dodawało jej uroku. – Będziesz mówić, że to najnowszy trend w makijażu – tak jakby ktoś pytał, chociaż pewnie nikt nie zapyta.
Zoey uśmiechnęła się, bo jakby rzeczywiście zaczęła opowiadać Gai o Sameen, to Zimmerman mogłaby wyjść i powiedzieć, że nie chce mieć kontaktu z kimś kto od lat przyjaźni się z seryjną morderczynią i jest tego w pełni świadomym. Oczywiście Zoey nigdy, by tego nie powiedziała. To mogło być trochę smutne, ale Gaia nigdy nie będzie mogła się za wiele o Sam dowiedzieć. Blondynka będzie w pewnym stopniu jedynym sekretem, który Zoey będzie musiała mieć przed Gaią. O wszystkim innym byłaby w stanie jej powiedzieć teraz, już od razu, bez zawahania, ale nie o niej. – Taka, która mieszka daleko. Nie widziałyśmy się od kilku miesięcy, ale to miłe, że się troszczy o moje zdrowie mentalne. - Wolała uznać już ten temat za zakończony, bo nie chciała wymyślać teraz na poczekaniu jakiejś historii o tym co Sameen robi i gdzie jest. Lepiej nie. – Nie mamy małżeństwa – poprawiła ją, bo McTavish nie uznawała tego związku i teraz mogła się cieszyć z tego, że LB już nie jest w stanie uznać niczego. To dalej trochę do niej nie docierało więc nic dziwnego, że skupiła się na dalszej rozmowie z Gaią.
Stary rok był zjebany, ale nie spodziewała się, że zakończy się w ten sposób. Dwiema dobrymi rzeczami. Wolnością od LB i pocałunkiem Gai, na który nie oszukujmy się McTavish długo czekała. – Okej – odpowiedziała oddychając szybko, bo z wrażenia brakowało jej powietrza. Wzięła do ręki kieliszek szampana i spojrzała na Gaie pijącą z butelki. – W porządku? – Zapytała trzymając szampana w ręku i przyglądając się pytająco Gai. Szkoda, że nie mogła jej powiedzieć, że wcale nie pocałowała mężatki tylko wdowę. Trochę ją korciło więc żeby nie powiedzieć za wiele to napiła się. W całym apartamencie zresztą zrobiło się dość głośno od fajerwerków, które wybuchały na zewnątrz. Zoey złapała Gaie za rękę i pociągnęła ją na balkon, żeby mogły popatrzeć na pokaz. – Szczęśliwego nowego roku – krzyknęła do niej żeby było ją słuchać, bo fajerwerki robiły dużo hałasu. Wzięła też od niej tą butelkę, bo nie chciała żeby Gaia się całkiem najebała tutaj, a przynajmniej nie sama więc i McTavish pociągnęła kilka łyków z gwinta.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- Dobrze. Będę ci oddawać moje macki, mule i ostrygi. – Istniała jeszcze szansa, że Zoey miała rację. Że to będzie restauracja, która serwuje najlepsze owoce morza i może Gaia zmieni swoje zdanie co do tego rodzaju potraw. Wątpiła, ale dla Zoey spróbuje.
- Nie składaj obietnic, których nie masz zamiaru dotrzymać, McTavish. – Żartobliwie wycelowała w nią palec. Wiadomo, że Gaia chętnie by sobie poleciała z Zoey na tydzień do Melbourne. Poleciałaby z nią nawet na jakieś włoskie klepisko zbudować dom. Na razie jednak obawiała się tego, że jak do jakiegoś wyjazdu dojdzie, to nie będą tam same. Będą w trójkę. Z mężem Zoey. Sory, ale Gai ciężko było uwierzyć w to, że typek hajtnął się z taką Zoey i teraz sobie gdzieś spierdolił. To mocno śmierdziało. I to wcale nie krewetkami. – Nie widzę żadnych przeciwwskazań. – Poza mężem oczywiście, ale starała się tego tematu unikać jak najbardziej mogła. Chciała, żeby ten człowiek w ogóle dla niej nie istniał. Chciała też, żeby nie istniał dla Zoey. Eh.
- Są, ale ich nie ma? – Zaśmiała się uznając, że Zoey ją wkręca. Chciała powiedzieć, że to brzmi jak istnienie jej męża, ale w sumie czy musiała być taka chamska? Pewnie nie. – Nie mam pojęcia. Nigdy o tym nie myślałam. Może pancerniki? Albo gibony? Ale nie wiem czy to są dzikie zwierzęta. Nie wiem co masz na myśli dzikie. Dzikie takie, których nie da się oswoić czy dzikie w sensie, że zaatakują. Jak byłam na Gibraltarze to to magot zabrał mi moje okulary od Versace. A mojego ówczesnego chłopaka obrzucali kulkami z kupy. – Biedny Noah. Ewidentnie magoty nie shipowały Gai i Noah. Ale wycieczka sama w sobie była bardzo udana. Ale w sumie Gaia wszędzie gdzie jeździła dobrze się bawiła i dzięki temu inni ludzie też się dobrze bawili, bo mogli sobie na nią popatrzeć przez kilka sekund. #blessed
- Nie pociesza mnie to. Wolałabym, żeby każda z nas mogła się bawić na własnych warunkach. – Rodzice i tak nie wymagali od niej nie wiadomo czego, więc nie miała problemu z tym, żeby oddać im ten jeden dzień w roku. Nieważne, że to jeden z ważniejszych. W przyszłym roku to może Bruno będzie musiał kryć dupę jej. Nikt nie wie co się wydarzy. A już na pewno nie Gaia. Może znowu się zmieni nie do poznania i Luna będzie musiała ją spoliczkować.
Pokiwała tylko głową. Oczywiście, że to było miłe jak przyjaciółka się o ciebie troszczyła. Gorzej tylko jak człowiek się o tej przyjaciółce dowiadywał z dnia na dzień. No i bukiet kwiatów to normalny prezent. Problem był tylko w tym, że ten konkretny bukiet był bukietem pięknych róż. A wszyscy, nawet głupcy, którzy nie zaznali nigdy miłości wiedzieli, że róże są kwiatami od tego rodzaju miłości. A przynajmniej róże w tym konkretnym kolorze. Plusem było tylko to, że Zoey nie widziała się z tą przyjaciółką od kilku miesięcy i że ta mieszka daleko. Jest mniejsza szansa na to, że pojawi się w jej życiu, żeby być przyjaciółką, która jest blisko. Także Gaia chciała być spokojna, ale te kwiaty ją wkurwiały.
Pokiwała głową pijąc nadal tego szampana. Nie powinna, bo zaliczy zgona zanim w ogóle dotrze do swojego pokoju. Teraz to w sumie nawet nie mogła sobie przypomnieć jaki miała numer pokoju. – W porządku. – Potwierdziła jeszcze słownie odrywając się od tej butelki. Wyszła za McTavish na ten balkon i obserwowała pokaz fajerwerków. Co jakiś czas, kątem oka zerkała na Zoey. – Szczęśliwego nowego roku. – Odpowiedziała nachylając się w stronę McTavish, żeby nie musieć krzyczeć. Oddała jej butelkę i obserwowała fajerwerki. Pokaz pewnie trwał ze dwanaście minut, bo to nie była jakaś polska wieś, gdzie trzy petardy na krzyż i wszyscy poszli spać. Tutaj ludzie naprawdę nienawidzili tych wszystkich dzikich zwierząt. Gaia jeszcze skorzystała z okazji, że stoją na balkonie i zapaliła sobie papierosa. Muszę nią palić częściej, bo zapominam, że jest palaczem. Całowała już Zoey, więc nie miała z tym oporów.
Po pokazie weszły do środka i jeszcze z czterdzieści minut pogadały oglądając jakiś program o gryzoniach. Gaia uznała, że w sumie to takie myszki są bardzo urocze i pewnie trochę się rozpłakała jak jakaś myszka została zjedzona przez węża. Nie mogła jednak być zła na węza, bo rozumiała, ze taka kolej rzeczy, więc po prostu na zmianę płakała i kibicowała wężowi. Przeprosiła Zoey tłumacząc, że to przez alkohol i jak wyczuła, że niedługo będzie wymiotowała i zaliczy zgona to postanowiła się z McTavish pożegnać, żeby ta nie spędziła nowego roku ogarniając pijane dupsko Zimmerman.

/ ztx2
ODPOWIEDZ
cron