Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
018.
{outfit}
Wynajmowała pokój hotelowy już od kilku dni, chociaż znalezienie czegoś w okolicy nie było takie łatwe. Ludzie zjechali tu na święta i sylwestra, a cóż można powiedzieć o Zoey. Nie miała szczęśliwych świąt i wspaniałego sylwestra też mieć nie będzie. Na wigilii była u rodziców, ale atmosfera była dość napięta. Nie wróciła jednak do domu, bo tam mogła spotkać tego... człowieka. Postanowiła więc kilka najbliższych dni spędzić w hotelu. Dobrze się składało, bo i tak miała dość pracowity tydzień i musiała byc na wielu spotkaniach w Cairns więć przynajmniej nie będzie musiała dojeżdżać. W pierwszy dzień świąt wpadła tylko do domu po jakieś ubrania i laptopa, a później wróciła do hotelu. Czas spędzała głównie na pracy i oglądaniu głupot w telewizji. Nie miała żadnych planów towarzyskich i rodzinnych, poczuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu. Starała się jednak jak mogła, by się tym nie zadręczać, bo nie miało to większego sensu. Żeby jakoś to przetrwać musiała skupić się na istotnych rzeczach, czyli na pracy! Tam mogła porzucić wszystkie bolesne myśli, takie jak na przykład ta, jak bardzo bolało ją to, ze Gaia się do niej nie odzywa. Mogła się tego spodziewać, ale wciąż nie było to nic fajnego. To głupie jak emocjonalnie przywiązała się do dziewczyny, którą ledwo co znała. Musiała się z tego wyleczyć i im szybciej to zrobi tym lepiej, bo nic nie wskazywało na to, żeby Zimmerman jednak jakoś wybaczyła jej sprawę małżeństwa.
Zoya wiedziała, że przepraszała za ten swój wybryk już tyle razy, że więcej nie zamierzała. Tak samo jak nie zamierzała swojemu mężowi zostawić nawet jednego dolara z jej pieniędzy, na które tak bardzo się czaił. Dopilnuje, że podczas rozprawy w sądzie, nie dostanie absolutnie nic. Nawet jeżeli musiałaby przekupić sędziego, żeby do tego doprowadzić. Zrobi to za wszelką cenę. Nie było już teraz odwrotu.
W sylwestra oczywiście nie miała żadnych spotkań, co ją wkurwiało strasznie, bo znów była sam na sam ze swoimi myślami. Nie miała żadnych znajomych, do których mogłaby pójść, a nie chciała znów iść na jakąś imprezę, bo już z jednej wróciła z mężem. Zresztą nie miała humoru. Cały dzień spędziła w pokoju, z którego wymknęła się tylko po to, by pójść do sklepu i nakupić sobie jakiś chipsów, słodyczy i szampana. Moze i była sama, ale postanowiła chociaż trochę poświętować. Zauważyła, że do hotelu zjeżdża się coraz to więcej osób, było już późno więc duża część z nich była odjebana w wieczorowe kreacje i Zoey zakładała, że hotel pewnie organizuje jakiś bal sylwestrowy czy inne gówno tego rodzaju. Przemknęła przez hol, bo jednak dość mocno wyróżniała się strojem od innych gości. Wsiadła do windy i wcisnęła guzik żeby pojechać na odpowiednie piętro. Nie spodziewała się jednak, że wpadnie na kogoś wychodząc z windy i, ze tym kimś będzie... - Gaia - z automatu powiedziała jej imię patrząc na dziewczynę nieco zdezorientowana. - Cześć - przywitała się i niemrawo się do niej uśmiechnęła. Czuła się absolutnie nie na miejscu i miała ochotę się właśnie rozpłynąć w powietrzu.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
028.

Chciałabym napisać, że powrót ze Szwajcarii do Australii był trudny, ale wiadomo, że nie byłoby to prawdą. Kiedy człowiek jest bogaty i może sobie pozwolić na częste podróżowanie, jeszcze w tak luksusowych warunkach, to powroty nie są bolesne. Tym bardziej, że Gaia nie wracała do jakiejś smutnej, polskiej klitki, na która wydała pół miliona, tylko do pięknego Barbie House, za którego dała miliony. Pobyt świąteczny w Szwajcarii należał do bardzo udanych. Spędziła czas z Luną i ze swoją rodziną. Teraz mogła się przygotować do noworocznego balu, który jej rodzice organizowali co roku. Zawsze wybierali jakieś fajne miejsca, ale w tym roku rodzina Zimmermanów postanowiła wesprzeć lokalnych przedsiębiorców. Zorganizowali bal w hotelu, który nie był żadną siecią bogatych hoteli. Do organizacji wystroju zaprosili niewielką firmę, która zajmuje się takimi rzeczami na terenie Queensland od pokoleń. Za jedzenie są odpowiedzialni właściciele trzech restauracji znajdujących się na terenie Lorne oraz Cairns. Pani Zimmerman naciskała również na to, żeby wszystkie dania zostały przyrządzone bazując na produktach kupionych od lokalnych producentów, rolników i hodowców. Chcieli wspierać okoliczne tereny i ludzi lokalnych, a nie wielkie korporacje dla których liczą się tylko i wyłącznie pieniądze.
A jaki cel miał cały ten bal Zimmermanów? Nie mam zielonego pojęcia i nie chce mi się wymyślać. Po prostu organizowali go co roku i czasami był to bal sylwestrowy, czasami noworoczny. Ważne, że był organizowany przez Zimmermanów, gdzie musiała się stawić cała rodzina, żeby pokazać wszystkim, że Zimmermanowie to rzeczywiście wszyscy trzymają się razem. Gaia oczywiście odjebała się jak to Gaia, pokazując majtki, bo co innego miała do zaoferowania? Nic. Żartuje. Miała dużo. Pewnie do całego balu szykowała się z Luną, Dolores i Brunem, ale Bruno dosyć szybko się zmył, więc dziewczyny zostały same. Trochę poczilowały bombę i Dolores nawet nie była taka zła, ale później i one się porozchodziły, żeby dołączyć do ludzi na imprezie. Gaia została jeszcze w pokoju, bo ogarniały się u niej w pokoju i pewnie już sobie drinkowały, bo czemu nie? Pewnie postrzelała sobie jakieś najebane selfie i w końcu zadzwoniła do niej mama, że gdzie w ogóle ona się podziewa, bo Bruno się zmył, więc chociaż jedno dziecko musi tutaj być. Bo nie wiem czy bracia przyjechali. No tak czy siak Gaia skarcona przez mamusię powiedziała, że już idzie i rzeczywiście ubrała szpilki, ogarnęła jeszcze na szybko twarz, żeby nie wyglądać na najebaną (nie była jak coś) i wyszła z pokoju kierując się do windy. Nacisnęła przycisk i w oczekiwaniu na windę przeglądała fotki i niektóre wysłała Lunie. Wolała jej wysłać, bo przecież bez sensu pokazywać je jej w twarz dosłownie za niecałą minutę.
Twarz znad telefonu podniosła jak usłyszała swoje imię. Nie była tym zaskoczona, bo jednak dużo ludzi na tej imprezie pewnie ją znało. Bardziej była zaskoczona osobą, którą zobaczyła. – Zoey. – Uśmiechnęła się szeroko i od razu zablokowała telefon, żeby całą swoją uwagę skupić na McTavish. – Cześć. – Odpowiedziała i nachyliła się, żeby obdarować Zoey pocałunkiem w policzek. Czyli jednak była trochę pijana. – Bardzo imprezowy strój. – Zauważyła nadal się uśmiechając. – I przekąski pierwsza klasa. – Dodała i nawet sobie nieco dokładniej zerknęła na te wszystkie chipsy i słodycze. – Pomogę ci. – Zaoferowała zapominając o windzie i wzięła od Zoey butelkę szampana i dwa opakowania czipsów.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Nie spodziewała się takiego spotkania. Nie tutaj i nie w takim dniu. Nawet nie pomyślała, że Gaia mogłaby być w sylwestra w okolicach Lorne Bay. Widziała pewnie na instagramie, że imprezuje gdzieś w Szwajcarii i pewnie założyła, że została tam przywitać nowy rok. A tu proszę, co za niespodzianka. Sama nie wiedziała czy była bardziej zszokowana jej widokiem czy ucieszona. Nie widziały się od tego całego wesela, gdzie chyba Zimmerman nie była za bardzo zadowolona z jej widoku, chociaż bardzo dobrze to ukrywała. Tego pocałunku w policzek też się nie spodziewała więc stanęła nieco zamurowana nie za bardzo wiedząc jak zareagować. Nie tak dawno Gaia nawet nie chciała jej dotknąć, a co dopiero całować, nawet jeżeli był to policzek. - Tak - uśmiechnęła się - ale chyba idziemy na dwa różne rodzaje imprez, bo cóż... Twój jest... bardzo imprezowy. - Ona by się tak nie ubrała, bo w życiu nie chciałaby pokazywać bielizny, ale do Gai to jak najbardziej pasowało. Gdyby Zoey miała określić typowy strój Gai to pewnie byłoby to właśnie coś w tym klimacie. Nie za wiele zasłaniające. - Na dole na pewno takich nie serwują - zaśmiała się i nie protestowała gdy Gaia wzięła od niej te kilka rzeczy. - Dzięki - odpowiedziała natomiast i przeszła przez korytarz, by stanąć pod właściwymi drzwiami, które po chwili otworzyła i zaprosiła dziewczynę do środka. - Myślałam, że imprezujesz na stokach w Szwajcarii - powiedziała odkładając rzeczy na jakiś blat i później podeszła do Gai, by od niej wziąć szampana i resztę chipsów. Zoey może i nie była bardzo imprezową niewiastą, ale popierdolona też nie była, nie chciała pic o północy ciepłego szampana więc od razu włożyła go do małej lodówki.
- Dzięki za pomoc. - Nie była do końca pewna jak się powinna teraz zachować. Usiadła więc sobie na skraju łóżka i spojrzała na Gaie. - Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. Ten bal na dole zapowiada się całkiem nieźle. Widziałam, że wiele gości przyszło. - Gaia zresztą pewnie też była z kimś umówiona. Na takie imprezy nie chodziło się przecież samemu. Co innego na imprezy przed telewizorem, na takie w pojedynkę można było się jak najbardziej wybrać i Zoey była tego idealnym przykładem.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Gaia też nie spodziewała się tego, że spotka Zoey w hotelu, w którym jej rodzina organizuje bal noworoczny. W sumie to w ogóle nie spodziewała się Zoey w hotelu. Zoey przecież miała dom. Naturalnie mogłaby zakładać, że jest tutaj ze swoim mężem i razem świętują nadejście nowego roku, ale jednocześnie strój Zoey nie wskazywał na świętowanie. Co prawda wyglądała jak zwykle zajebiście. Nawet w dresiku była tak urocza, że Gaia miała ochotę ją zabierać wszędzie ze sobą i już nigdy się z nią nie rozstawać. Niestety, tradycyjnie, nie mogła. Zoey była mężatką.
- No jestem prawie pewna, że nie wybierasz się na bal moich rodziców. – Posłała jej uśmiech. – Osobiście doglądałam listy gości i nie widziałam twojego nazwiska. Poza tym nigdy nie zakładałam, że poznasz ich tak szybko. – Oczywiście w jej… nawet nie fantazjach, a po prostu planach na przyszłość, już po pierwszej randce wyobrażała sobie moment, w którym przedstawia Zoey swoim rodzicom, a ci są z niej dumni, bo wybrała zajebistą partię. Pani architekt projektująca piękne biurowce, dobra rodzina, wspaniały charakter, niezszargana reputacja, żadnych dramatów na koncie (poza romansem ze sportowcem). – Mogę ci przynieść coś lepszego. – Zaproponowała, bo jednak ciężko byłoby jej bawić się na dole wiedząc, że Zoey siedzi i wpierdala jedzenie z automatu, a na dole serwują świeże owoce morza.
- Obserwowałaś mnie. – Nawet nie zapytała. Uśmiechnęła się sama do siebie, miała oczywiście połechtane ego tym, że Zoey sprawdzała co tam u niej. – Święta z rodziną. – Wyjaśniła, żeby Zoey sobie nie myślała, że Gaia robiła tam niewiadomo co. Poza przegapieniem samolotu powrotnego, bo się zjarała ze szwedzkimi modelkami. – Jak twoje święta? – Zapytała, bo pewnie Zoey była tym kontem na insta, które miało ustawione tylko ledwo widoczne zdjęcie profilowe i zero dodanych postów. Raz na rok jakaś relacja na temat sytuacji politycznej w krajach europejsko-azjatyckich. Oddała Zoey jej „kolację” i nawet pozwoliła sobie rozejrzeć się po pokoju hotelowym. Nie chciała wchodzić głębiej, bo pewnie nie wypadało.
- Jasne. – Pokiwała głową i obserwowała jak Zoey sobie siada i w sumie teraz to ona nie wiedziała jak powinna się zachować. Było to nieco niezręczne. Mogłaby zaprosić Zoey na ten bal, ale była raczej pewna, że Zoey nie będzie chciała iść, bo nie była na to przygotowana. Ona nie mogła tu zostać, bo jednak, no musiała iść do rodziny. Tym bardziej, że Bruno się wykruszył.
- Zoey… – Zaczęła ignorując jej wzmiankę o balu. – Wiem, że moje zachowanie i właściwie nic na to obecnie nie wskazuje, ale naprawdę za tobą tęsknię. I myślę o tobie. – Wypaliła i zaczęła bawić się pierścionkiem na palcu i na sekundę spuściła wzrok z McTavish. – I myślę, że powinnaś wiedzieć. – Dodała. – I myślę, że jak już na nowo będziemy gotowe znowu planować naszą przyszłość, to powinnyśmy przyjąć moje nazwisko. – Dodała z lekkim uśmiechem, że niby żarcik kosmonaucik. Chociaż naprawdę wątpiła, żeby Zoey rozstała się z tym mężem. Nawet jeżeli teraz siedziała sama.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- To Twoi rodzice ją organizują? Teraz juz wiadomo dlaczego tak elegancko. - Oczywiście, że starała się skomplementować wszystko co było tylko możliwe. Chciała żeby Gaia ją na nowo polubiła okej? Pewnie, by nawet do jej mamy powiedziała, że już wie po kim Gaia odziedziczyła urodę, a ojcu, że już wie po kim Gaia ma brwi. - Chyba wolałabym ich nie poznawać w dresie, na pewno ubrałabym się ładniej - nie poszłaby przecież na bal ubrana w coś takiego. W szafie pewnie miała jakieś lepsze ciuchy, ale nie na tyle żeby moc w nich wyjść na taką elegancką imprezę, już prędzej do podrzędnego klubu w centrum miasta. Zresztą nawet tego nie planowała, miała dość zabaw na długi, długi czas. Wolała siedzieć tutaj i być bezpieczna. - Nie, przestań - machnęła ręką. - Mam co jeść - nie umrze jak zje coś niezdrowego raz na jakiś czas. Wiedziała, że już niedługo będzie mogła się przenieść do domu i wszystko wróci do normy. Musiało tak byc. Nie było innego wyjścia z tej sytuacji.
- Tak. Od naszego pierwszego spotkania w Sydney. - Nie była aż taką ignorantką. W sumie to ja jestem, ale ona nie. Zoey może i nie udzielała się jakoś mocno na social mediach, ale na instagrama czasem zerkała żeby wiedzieć co sie dzieje w świecie celebrytów, kto miał jaką sukienkę na evencie, kto kogo zapłodnił... fuj. - Pewnie było fajnie co? - W końcu Gaia mówiła, że ma super rodzinę więc obstawiała, ze bawiła się świetnie. - W porządku, byłam u rodziców w wigilię, a później pracowałam - w sumie to się zmuszała do pracy, bo nie oszukujmy się, wcale nie musiała tego robić akurat w tamtym czasie. Po prostu nie chciała być w domu, wolała się zająć czymś innym, bardziej produktywnym. Wszystko było lepsze niż siedzenie w domu i czekanie nie wiadomo na co. No chyba, ze na wybawienie od zjebanego męża, który się wolał kurwić na Kubie niż chociażby spróbować sobie ułożyć życie z Zoey. Nie, żeby jej zależało, bo już dawno pogodziła sie z myślą, że LB nigdy nie powinien w jej życiu zagościć. Nawet na sekundę.
Nienawidziła tego, ze dorosłe życie było takie skomplikowane, chociaż bardziej to nienawidziła siebie, że na własne życzenie to życie sobie komplikowała. Nie chciała tego, naprawdę było jej bardzo dobrze z nudą jaka ją otaczała od pewnego czasu, ale nie. Chyba "głupota" to było jej drugie imię, chociaż już ja wiem, że tak naprawdę to jest Zoey Zoya Henderson McTavish. Pewnie tylko Sameen jeszcze wiedziała o tym.
Trochę się przestraszyła jak Gaia wypowiedziała jej imię i zrobiła pauzę, bo jednak obawiała sie, że zaraz usłyszy tekst w stylu "nie powinnyśmy się już więcej widywać", a wtedy po raz kolejny serce, by jej pękło. Dobrze, że się nie wtrąciła w jej słowo i pozwoliła jej mówić dalej czując jak stres opuszcza jej ciało. - Ja za Tobą też - odpowiedziała lekko się uśmiechając. - Obawiałam się, że możesz mi teraz powiedzieć, że już nie chcesz mnie więcej widzieć, trochę kamień z serca - odetchnęła z ulgą. Słowa Gai oznaczały, że nie wszystko jeszcze było stracone, a takiej nadziei Zoey potrzebowała. - Zoey Zimmerman? - Zapytała tym razem już zdecydowanie szczęśliwsza, co od razu było po niej widać. - Pasuje mi. Nazwałabym swoje biuro architektoniczne "Double Z". - Zachichotała, bo to był właśnie cały poziom żartów Zoey. Nie najwyższych lotów. Wstała jednak z tego łóżka, bo nie wypadało tak siedzieć jak gość stał. - Wiem, że nie chcesz chodzić na randki z mężatką, ale może mogłybyśmy się tak po prostu gdzieś spotkać? Pokazałabym Ci, gdzie będzie stał mój biurowiec. - Jedyna rzecz, którą obecnie mogłaby się pochwalić. Zoey jeszcze wtedy nie wiedziała, że już jest wdową.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Pokiwała głową.
- Jak co roku. – Gdyby mogła to by sobie swoje nazwisko wytatuowała na czole, tak była dumna ze swojej rodziny. Niestety rodzice nie wyrażali na to zgody, bo wtedy to zepsułaby opinię o rodzinie będąc typiara, która ma wytatuowane na czole swoje nazwisko. – Z reguły organizują to gdzieś w świecie, ale w tym roku chcieli się pokazać jako ludzie, którzy wspierają lokalnych przedsiębiorców. – Nie miała problemu z tym, żeby powiedzieć Zoey coś takiego. Miała ojca polityka, więc doskonale musiała zdawać sobie sprawę z tego, że takie rodziny bardzo często robią rzeczy pod publikę. Gaia miała pewność, że jej rodzice są normalni i są dobrymi ludźmi, ale raz na jakiś czas musieli prasie przypomnieć o swoim istnieniu. Tym bardziej, że to nie tak, że Monica Zimmerman była hollywoodzką gwiazdą, za którą się codziennie uganiano. W tym miała szczęście i mogła sobie wieść spokojny żywot.
Spojrzała na to „jedzenie” Zoey. – To nie jest jedzenie. To są przekąski. – Uśmiechnęła się. – Wrócę później i przyniosę ci coś ciepłego. – No nie miała zamiaru pozwolić na to, żeby kolacją Zoey były chipsy i draże. Poza tym sama Gaia wolałaby chyba zjeść tutaj, w normalnych warunkach niż tam na pokaz. Nie, żeby się wpraszała. Luna pewnie jej wybaczy, bo wiedziała, że sama Luna wolałaby być teraz ze swoim Kevinem Costnerem, a nie z nią. Przykre, ale prawdziwe.
- Owszem. Chociaż końcówka trochę do dupy. – Pokręciła głową. – Poimprezowałam za mocno ze szwedzkimi modelkami, zagubiłam się w akcji, Bruno i Luna mnie olali, obudziłam się nie u siebie i przegapiłam samolot powrotny do domu. Musiałam lecieć z przesiadkami, więc wróciłam dopiero wczoraj. – Przejebane było mieszkać w takiej Australii, która była jedną, wielką wyspą i żeby dolecieć gdziekolwiek trzeba było mieć tysiąc przesiadek, albo poświęcić kilka dni życia na samą podróż. – Twój… mąż był z tobą? – Zapytała niby troszkę niechętnie, ale jednocześnie była ciekawa czy Zoey spędzała z nim święta czy raczej to małżeństwo jest tak beznadziejne, że nie chcą się ze sobą widywać nawet w takie dni.
Prawda była taka, że odkąd się dowiedziała o tym, że Zoey ma męża to niespecjalnie chciała się z nią widywać. Rzeczywiście nawet ją unikała. Na szczęście teraz już przechodził jej ten pierwszy wkurw na to, że jednak Zoey nie powiedziała jej o tym mężu. Starała się to zaakceptować, jednocześnie wiedząc, że dopóki Zoey tego męża ma, to pozostaną tylko przyjaciółkami.
- Pasuje. – Potwierdziła i sama nawet sobie na głos to powiedziała, żeby się upewnić, że rzeczywiście jej nazwisko brzmi dobrze przy imieniu Zoey.
- Do pracy wracam dopiero w drugim tygodniu stycznia, więc do tego czasu mam wolne. – Pewnie nawet jakby miała wracać do pracy szybciej, to coś by wykombinowała. – Możemy się umówić nawet jutro, skoro obie śpimy w tym hotelu. – Zaproponowała po chwili, bo po co marnować taką okazję. Gaia pewnie będzie miała kaca, bo już i tak wypiła zbyt dużo szampana jak na siebie, a jeszcze miała zamiar pić, ale raczej jej to nie powstrzyma przed spacerem po Cairns.
- Możemy też… – Zaczęła, ale zaczął jej wibrować telefon, który trzymała w ręku. Przeprosiła na chwilę Zoey i odebrała. Dzwoniła mama i Gaia musiała ją uspokoić, że już idzie na dół. Pewnie mama chciała pograć na fortepianie, żeby Gaia mogła pośpiewać. – Muszę iść. – Powiedziała już do McTavish jak się rozłączyła. – Ale wpadnę za jakiś czas z jedzeniem, więc nie zasypiaj, okej? – Uśmiechnęła się, otworzyła drzwi i zrobiła fotkę numeru pokoju, żeby później trafić do Zoey. – Do zobaczenia. – Dodała jeszcze i posłała jej całusa i rzeczywiście wyszła.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Oh... czyli dla Twoich rodziców też liczą się dobre pozory? - Zapytała, bo to znała akurat z własnego doświadczenia. Robienie dobrej miny do złej gry, żeby przypadkiem nikt się nie zorientował, że coś jest nie tak. Dawanie pieniędzy na organizacje, których misje i tak miało się w dupie, ale wygląda to dobrze PRowo. Kochała swojego ojca, ale czasem takie jego działania były dla niej niezrozumiałe. Czy ludzie nie woleliby żeby politycy byli bardziej jak oni? A nie tacy obłudni. Zoey chyba następnym razem będzie głosować na człowieka, który według niej będzie jak najbardziej prawdziwy, bez jakiś głupich zagrywek.
- Aj tam, nie czepiajmy sie nazewnictwa - nie miała problemu ze zjedzeniem chipsów i położeniem sie spać Serio. To nic takiego. Nie potrzebowała wykwintnego jedzenia, nie czuła sie w nastroju na takie rzeczy. - Nie, Gaia serio... nie musisz. W sensie przyjdź, będzie mi bardzo miło, ale nie musisz mi nic przynosić. - Czułaby się bardzo głupio, bo jednak to było jedzenie przygotowane dla gości Zimmermanów. Ona miała chipsy i też jest okej!
- Szwedzkimi modelkami? - Oczywiście, że to było to co ona wyłapała! Teraz będzie mieć kompleksy, że typka zna jakieś szwedzkie modelki, które są pewnie pięknymi laskami. Na bank są wysokie i każdy ciuch na nich dobrze leży, a nie to co na takim krasnalu jak ona. - To musiała być gruba impreza - przynajmniej za mąż nie wyszła he he he. - Brzmi okropnie, pewnie śmierdziało i na bank miałaś na pokładzie jakieś dzieci - bo wiadomo jak te komercyjne loty... obrzydliwe. - Ale w sumie to jakbyś chciała kiedyś się gdzieś ze mną wybrać to będę chyba musiała odwiedzić jedno miejsce w Europie - jeszcze tam nie była, a skoro dostała ten dworek w prezencie od Sameen to wypadałoby pojechać go zobaczyć. Dawno nie była za granicą, więc przy okazji mogłaby zrobić sobie jakiś mini urlop.
- Nie, nie było go - odpowiedziała wyraźnie niezadowolona, że rozmowa zeszła na ten temat. - Nie widziałam sie z nim dawno, nawet nie wiem gdzie jest. Podobno ostatnio ktoś słyszał o nim gdzieś w Ameryce Południowej, ale nie wiem czy to prawda. - Nie chciała mieć do czynienia z LB i miała nadzieję, ze niedługo ktoś jakiś piękny blondwłosy anioł ją od niego uwolni na zawsze.
- To w takim razie już mamy to ustalone, tak samo jak dom i papugi - trochę podniosło ją na duchu to, że Gaia zaproponowała coś takiego i, że jeszcze nie skreślała ich wspólnej przyszłości, bo dla Zoey było to naprawdę ważne. - Jestem jak najbardziej za... możemy się umówić jakoś po południu, żebyś miała możliwość sie wyspać po imprezie. Mnie się nigdzie nie spieszy. - Zamierzała tu i tak być jeszcze przez pewien czas. Nie wiedziała ile dokładnie, ale była pewna, że to kwestia kilku najbliższych dni.
- Dobrze, nie zasnę... i przestań z tym jedzeniem. Będę się bardziej cieszyła z Twojego towarzystwa niż z krewetek - poza tym miała chipsy krewetkowe więc naprawdę sobie da radę! Gdy Gaia wyszła do Zoey trochę ogarnęła pokój, bo skoro Zimmerman planowała tu wrócić to Zoey chciała zrobić jej jakieś miejsce, żeby mogła sobie na spokojnie usiąść i napić się z nią tego jednego drinka zanim ponownie wróci do rodziny na imprezie. Nawet szybko poszła do łazienki i trochę się pomalowała żeby wyglądać nieco lepiej. Może nie była szwedzką modelką, ale starała sie jak najlepiej! Włączyła później telewizor i zaczęła skakać po kanałach szukając czegoś dla siebie i koniec końców zamiast oglądać sylwestra, to włączyła sobie Naszą Planetę i namiętnie to oglądała słuchając jak o zwierzętach opowiada Sir David Attenborough.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Uśmiechnęła się i nie wiedziała jak za bardzo wybrnąć z tej sytuacji. Nie chciała powiedzieć, że jej rodzice są osobami, które potrzebują sprawiać pozory. Świat nie obserwował ich tak jak na przykład taty Zoey, który jednak był bardziej narażony na bycie w świetle reflektorów. Pani Zimmerman miała podpisane kontrakty, które zobowiązywały ją do wielu rzeczy. I żeby utrzymać swoją opinię, którą miała, a której nie lubiła przekazywać publice, musiała od czasu do czasu podbudować. Tak więc musiała organizować takie rzeczy i właśnie w ten sposób Gaia wyjaśniła wszystko Zoey.
Na to jej gadanie, że ma jej nic nie przynosić to Gaia machnęła tylko ręką. Nie będzie się już z tą Zoey wykłócać. Gaia była dorosła i robiła sobie co chciała i słowa Zoey, przykro mi, ale nie miały teraz znaczenia. Hehe.
Gaia naturalnie potwierdziła, że owszem, były to szwedzkie modelki. Nie robiła z tego jakiejś wielkiej afery, bo w oczach Gai każdy znał jakieś modelki, z którymi imprezował. Ładni ludzie tak mieli, że odnajdywali się gdzieś nawzajem i ze sobą imprezowali. Gaia jakimś cudem natrafiła na szwedzkie modelki w Szwajcarii. Opowiedziała jej troszkę o imprezie, ale też nie wdawała się w szczegóły. Głównie dlatego, że ich po prostu nie znała. Urwał jej się film. Co do lotu to powiedziała, że wbrew pozorom nie było tak źle. Leciała klasą biznesową, a przy przesiadce na Bali spotkała swoją pierwszą dziewczynę. Tutaj Gaia podkreśliła słowo p i e r w s z ą, żeby Zoey mogła wiedzieć co Gaia konkretnie miała na myśli. Oszczędziła jej jednak szczegółów.
Z reszty to tylko Zimmerman się ucieszyła. Z tego, że Zoey nie widziała się dawno ze swoim mężem i z tego, że już się umówiły na jutro. Miała ochotę na taki noworoczny spacerek w towarzystwie Zoey McTavish.
No i w końcu Gaia zeszła na imprezę , gdzie pierwsze co zrobiła to pokazała się mamie, żeby mama już była spokojna, że jej córeczka prezentuje się na balu. Przez cały czas naturalnie kryła dupsko Brunowi opowiadając rodzicom o miejscach, w których dopiero co widziała Brunona. Później się od rodziców uwolniła, jak już zrobiła sobie tysiące zdjęć z ludźmi, których nawet nie znała. Ale nic dziwnego. Jakimś cudem każdy chciał mieć z nią fotkę, a ona nie miała nic przeciwko, bo zawsze wychodziła dobrze. Raz na jakiejś fotce zaserwowała swój bitch face, ale mama to widziała i ją zjebała, więc Gaia wróciła do uśmiechania się. Po fotkach odnalazła Lunę i Dolores i odciągnęła Lunę od swojej kuzynki. Dolores już była po dwóch kreskach kokainy, więc wzrok jej uciekał i Gaia wiedziała, że ta dziewucha zacznie zaraz coś odpierdalać. No i tak sobie resztę wieczoru spędzała w towarzystwie Luny. Niestety albo stety, zbliżała się północ i Gaia bardzo przeprosiła Lunę i wyjaśniła jej, że jest gdzieś potrzebna. Nie powiedziała nic więcej więc domyślała się, że Luna będzie zła. Tym bardziej, że nadal nie rozwiązały konfliktu po tym jak Gaia wyrąbała wszystkich, żeby ćpać z tymi szwedzkimi modelkami.
Gaia zgarnęła naprawdę sporą tacę z jedzeniem, którą wcześniej zamówiła u obsługi, żeby przygotowali, wzięła też butelkę szampana i ruszyła w stronę części z pokojami. Musiała się zatrzymać przy recepcji, bo zapomniała numer pokoju, ale miała fotkę. Wjechała na odpowiednie piętro, dotarła pod drzwi i zapukała. Grzecznie poczekała, aż Zoey jej otworzy i jak to zrobiła to wślizgnęła się do środka. – Cieszę się, że jednak nie zasnęłaś. – Rzuciła posyłając jej promienny uśmiech. – Wzięłam szampana w razie gdyby się okazało, że swojego już wypiłaś. – Postawiła butelkę na jakąś szafkę i obok pozwoliła sobie poprzesuwać jakieś rzeczy, żeby postawić tacę z jedzeniem. Od razu uniosła górę, żeby mogła zerknąć czy obsługa się postarała i dała coś dobrego. – Nie ma nic na ciepło niestety. – Powiedziała i wskazała na krewetki. – Ale wspomniałaś o krewetkach, więc uznałam, że je wezmę. – Sama nawet jedną się poczęstowała. – Dobrze się bawiłaś? – Zapytała i stała sobie tak przed tą Zoey i widać było, że jest najebana, bo miała pijacki, czerwony nos, ale przynajmniej dobrze się trzymała i się nie kołysała. – Zdążyłam na czas. – Popukała się po nadgarstku co miało symbolizować zegarek i to, że starała się tutaj przyjść przed północą, żeby Zoey nie musiała samotnie wkraczać w nowy rok.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Uśmiechała się od ucha do ucha przypatrując się Gai. Była niesamowicie szczęśliwa, że nie spędzi jednak godziny 0:00 całkiem sama zapatrzona w telewizor. Na dodatek spędzi ją z nie byle kim. Los musiał się do niej uśmiechnąć skoro sprawił, że razem z Gaią pojawiły się akurat w tym samym miejscu, w tej samej porze. Zoey nigdy nie wierzyła w coś takiego jak przeznaczenie, a tu proszę. Może jednak coś było na rzeczy. Może powinna zacząć wierzyć w znaki. – Może mało imprezowy ze mnie człowiek, ale nie az tak żeby nie wytrzymac do północy. – Powiedziała wyracając oczami. Poza tym była mocno podekscytowana tym, że Gaia ma jednak do niej wrócić. Nie pozwoliłaby sobie na sen, czekałaby do rana, a gdyby Zimmerman jednak się nie pojawiła to Zoey poczułaby się jak ostatnia idiotka. Całe szczęście do tego nie doszło. – Dobrze, wypijemy dwa. Powitamy Nowy Rok z przytupem. – Zaczęła szukać jakiś szklanek, bo wątpiła w to żeby były tu lampki do szampana, a przecież Gaia była tak odwalona, że aż nie wypadało pić z butelki. Jakieś szkło musiało być i całe szczeście Zoey coś znalała. – Myślę, ze jakoś przeżyje. Naprawdę nie musiałas w ogóle nic przynosić. Twoja obecność byłaby przeciez wystarczająca – cieszyłaby się nawet jeżeli przyszłaby tu z pustymi rękoma. Zjadłyby chipsy i tyle. – Dziękuję – dodała, bo było to bardzo miłe ze strony Zimmerman, że postanowiła się z nia tym jedzeniem podzielić, za wszelką cenę. – Nie najgorzej. Oglądałam program przyrodniczy o dzikicha zwierzętach. Bardzo ciekawy. Chociaż na bank nie tak jak impreza na dole? Dobrze się bawisz? – Zapytała biorąc do ręki jedną z krewetek, wyglądały przepysznie i równie dobrze smakowąły. Jak już przełknęła to pokiwała głową, bo rzeczywiście Gaia pojawiła się tu w samą porę. – To może przełączę na coś innego, żebyśmy widziały godzinę – wzięła pilota i zmieniła kanał na jakieś australijskie TVP2, gdzie występowały różne gwiazy robiąc głupoty. Okazało się, że mają jeszcze kilka minut. – Chyba już trochę wypiłaś co? – Widziała jej czerwony nosek i wątpiła w to, że miała go od zimna. Gaia wyglądała naprawdę uroczo co tylko sprawiało, że uśmiech na ustach Zoey wcale nie schodził. – Dziękuję, że do mnie przyszłaś. Cieszę się, że nie będę musiała tu siedzieć sama... chociaz żałuje, że nie udało nam się wspólnie zatańczyć w starym roku. – Może nowy będzie bardziej udany pod tym względem i pod wieloma innymi. Tak jakby miała wstać kolejnego dnia i nagle się okaże, że wszystko jest inaczej niż było, że jest lepiej, spokojniej. Bezproblemowo. Tego, by oczekiwała. Chciała powiedziec coś jeszcze, ale wtedy usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiła się, bo przecież nie spodziewała się nikogo innego. – Zobaczę czego chcą – powiedziała do Gai i poszła otworzyć. Widok ją zaskoczył. Porozmawiała przez kilka sekund z pracownikiem recpecji i wróciła do pokoju niosąc bukiet kwiatów. Dobrze wiedziała co to oznacza, dlatego nagle pobladła i poczuła, że trochę robi jej się niedobrze. Może rzeczywiście nowy rok nie będzie taki zły.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Żeby nie było, skoro już mamy omówione, że Gaia jest ostatnimi czasy tragicznym człowiekiem, nie traktowała Zoey jako seniorki, która nie dotrwałaby do północy. Moja babcia nawet raz w roku jest w stanie dotrwać do świętowania nowego roku. Gaia bardziej obawiała się tego, że Zoey pójdzie spać, żeby udawać, że przegapiła wizytę Gai, bo może jednak nie chciała, żeby Zimmerman do niej przychodziła.
- No i to brzmi jak plan. – Uśmiechnęła się i nawet wzięła swojego szampana i zaczęła go otwierać. – Albo dobra. Poczekam na północ. Ale chciałam ci się pochwalić, bo nauczyłam się profesjonalnie otwierać szampana. Tak, żeby się nie wylewał. – Przez przypadek wyświetlił jej się filmik na Instagramie i oczywiście musiała to wszystko przetestować i było to tak proste, że przy nauce otworzyła tylko jedną butelkę. Co prawda Gaia nie powinna już pić, bo była mocno napita, ale trudno. Raz się żyje i kto wie ile razy jeszcze będzie miała szanse na picie szampana w towarzystwie Zoey.
- Przestań, Zoey. Widziałam co masz zamiar jeść i nie mogłabym do tego dopuścić. – Pamiętajmy, że Gaia jest olbrzymią fanką jedzenia. Co prawda preferuje śniadaniowe, ale jak widzi jakieś krewetki to musi je ojebać. – Spróbuj te krewetki w tempurze. Moje ulubione. – Zaproponowala, bo była na takim etapie relacji z Zoey, że chciałaby się podzielić z nią swoimi kubkami smakowymi. Albo po prostu wymienić śliną. Tego drugiego jednak za bardzo nie mogła zrobić. Nawet jak była pijana.
- I jak dzikie są te dzikie zwierzęta? – Zamachała brwiami, bo naturalnie po alkoholu wyostrzał jej się beznadziejny humor. – Nie tak dobrze jak ci się wydaje. – Westchnęła. – Te imprezy są wyczerpujące pod względem towarzyskim. Muszę się prezentować, żeby reprezentować rodzinę i rozmawiać z ludźmi na naprawdę nudne tematy. – W międzyczasie jeszcze starała się brylować między Luną, Dolores i Clarencem. Dodatkowo jeszcze kryła Bruna i jego nieobecność i musiała co jakiś czas udowadniać rodzicom, że gdzieś w okolicy jest. Teraz tylko miała nadzieję, że o tej magicznej godzinie nikt niczego nie będzie od niej chciał. Nie oponowała kiedy Zoey zmieniała kanał. Gaia i tak nie miała zamiaru skupiać się na telewizorze. – Myślisz, że nie słyszałybyśmy fajerwerków? – Zaśmiała się. Może to nie Sydney, ale trzeba pamiętać, że Australia co roku ma jedne z najpiękniejszych pokazów sztucznych ogni. Ciekawe jak się czują te wszystkie dzikie zwierzęta w Nowy Rok, lol. Czy ktoś w ogóle o nich myślał? Pająki pewnie srają pod siebie ze strachu.
- Tylko troszkę. – Pokazała nawet palcami jak mało wypiła, chociaż naturalnie wypiła zdecydowanie więcej. Zdecydowanie za dużo. Może nie były to przerażające ilości, ale dla osoby nietolerującej alkoholu było to zdecydowanie za dużo.
Podeszła do Zoey stając nieco za blisko. Jedną ręką delikatnie złapała ją za dłoń, ale tak dosłownie tylko za opuszki palców, żeby nie posunąć się za daleko. Drugą dłoń ułożyła jej na szyi. – Ja nie żałuję. – Mruknęła cicho z uśmieszkiem na ustach. – Wierzę, że w nowym roku będziemy tańczyć. – Była gotowa odłożyć na bok swoje uprzedzenia. Trudno. Będzie kochanką. Bywały gorsze rzeczy, nie? Przynajmniej Zoey nie miała dzieci i Gaia nie zostanie młodą, seksowną, z wyjebanym w kosmos ego macochą. Gaia przez chwilę rozważała pocałowanie Zoey, ale uznała, że zostawi sobie to na północ. I dobrze, że przeczekała chwilę, bo rozległo się pukanie. Miała tylko nadzieję, że to nie matka Gai, która jej szuka i jakimś cudem ją znalazła. Pewnie Gaia miała AirTaga na plecach.
- Jak to po mnie to mnie nie widziałaś. – Zażartowała i jak Zoey sobie poszła to Gaia wycofała się w głąb pokoju i usiadła seksownie na łóżku, żeby taką ją Zoey zastała. Uznała jednak, że to głupie, więc zmieniła pozycję. Ale to też było równie głupie, więc przesiadła się na jakiś fotel i usiadła normalnie. Wyjęła sobie telefon i zaczęła skrolować insta. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz wróciła McTavish i Gaia momentalnie wytrzeźwiała. Wow. Dawno nie widziała tak pięknego bukietu róż. – Mąż jednak o tobie pamiętał? – Zapytała z uśmiechem, ale tylko ukrywała to jaka zraniona jest. Znowu. Nici z pocałunku o północy.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
- Serio? Mi się to nigdy nie udawało, ale też nie za często sama otwierałam szampana - jak chodziła na eventy to szampan był już rozlany. Sama nigdy nie organizowała jakiś imprez żeby musiała otwierać. Była bananowym dzieckiem, które nawet tak prostej czynności nie musiało robić. Obrzydliwe. Może kiedys, na jakieś swoje urodziny w koleżeńskim gronie jej się przytrafiło coś takiego i nie wyszło najlepiej. - Zawsze się boje, że korek wyleci i walnie kogoś w głowę albo ,niszczy żyrandol - powiedziała, bo miała takie te swoje irracjonalne lęki. Za dużo filmów się na oglądała jak była dzieckiem i teraz proszę, jakieś dziwne traumy wychodziły.
- Lubisz owoce morza? - Zapytała biorąc ta krewetkę i jedząc ją. - Znam taka fajna restauracje w Melbourne serwują tam najlepsze owoce morza jakie jadłam w Australii, musimy kiedyś tam pojechać to sobie spróbujesz - mówiła o tym tak jakby to było oczywiste, że tam pojadą i Gaia będzie jadła najlepsze krewetki w tempurze, przynajmniej według Zoey. Zresztą nie tylko krewetki, małże też mieli pyszne. Dla niej nie było problemu planować ich wspólne wyjazdy, bo obstawiała że za niedługo jak jej sytuacja się rozwiąże to będą mogły śmiało wspólnie korzystać z życia. Pamiętała jak czuła się gdy spędzała z Gaia czas w Sydney, to było wręcz magicznie. Nie mogła się doczekać, gdy do tego wrócą i ich spotkania nie będą takie niezręczne jak to na weselu.
- Bardzo dzikie - chciała dodać, że prawie tak jak ona, ale jej to ugrzęzło w gardle, bo było to wielka nieprawda. Chcoiaz... może i była dzika, ale pod tym względem, że uciekała od ludzi i towarzystwa, a nie dlatego że była taka...seksownie agresywna. - Było o panterach mglistych, to moje ulubione dzikie zwierzaki - pewnie dlatego, ,s ich nie było widać. Może też dlatego tak dobrze się dogadywała z Sameen, lubiła istoty, które nie zawsze były widzialne dla ludzi. Może pociągała ją tajemniczość. - Czyli to bardziej jak praca niż jak impreza? - Zapytała przyglądając jej się swoimi wielkimi oczami. Jeżeli tak właśnie było to strasznie słaby byłby taki sylwester. - Całe szczęście u mnie nie musisz - uśmiechnęła się - witaj w moim Mojo Dojo Casa House - rzuciła rozkładając ręce żeby pokazać, że chodzi o ten mały apartament, a mogłaby siedzieć w domu. W swoim pięknym domu. Jeszcze tylko kilka dni i wróci do normy wszystko. - Możemy nawet pomilczeć jak nasz ochotę - jeżeli była zmuszana do nudnych pogawędek, to małe potrzebowała chwili ciszy i spokoju. W ciszy i spokoju to Zoey akurat była mistrzynią. Jeszcze w nudzie i jednostajności była całkiem niezła. - Pewnie byśmy słyszały ale już byłoby po fakcie - i byłaby zdziwiona że już jest nowy rok, chciała widzieć to odliczanie i poczuć ta odrobinę stresu, że zaraz się zacznie coś nowego, nieznanego ale pewnie też niezmiennego, bo co się mogłoby wydarzyć w ciągu sekundy. Nagle jej życie się odmieni? Pewnie nie.
- Tak, właśnie wiedzę czerwony nosku - nawet podeszła do niej i ja dotknęła palcem w ten nosek. Wyglądała uroczo. Zoey nie mogła oderwać od niej wzroku, a nawet gdyby mogła to by nie chciała. Chciała zapamiętać ten moment. Uśmiechnęła się szerzej słysząc jej kolejne słowa. - Będę to traktować jako obietnice - chciałaby wybrać się z nią na tańce! Nawet do klubu. Mogłaby z nią zatańczyć nawet tutaj, jeżeli to sprawiłoby że mogłaby znów być blisko niej, tak jak podczas ich randki na łódce.
- Będę Cię kryć - zachichotała i poszła otworzyć te drzwi, za którymi kryła się wielką niespodzianka. Dosłownie wielka, bo bukiet był dość spory. No i trochę nie w czas. Pokręciła głową na jej pytanie. - Nie, to od mojej przyjaciółki. Wie, że miałam siedzieć sama i chyba chciała żebym się poczuła milej - powiedziała wymyślając trochę wytłumaczenie na poczekaniu, chociaż nie było do końca nieprawdziwe. Sameen wiedziała, że zoey będzie sama, a to był znak, że sprawa Zoey jest już załatwiona. - A mój mąż jest nim tylko z nazwy, a jak moi prawnicy w końcu go znajdą to nawet takim przestanie być. - Odstawiła bukiet na stolik obok i podeszła do Gai. Chciała ją złapać za rękę, ale nie wiedziała czy powinna. - Nie chce go w swoim życiu, za to jestem pewna, że chce Ciebie. Wiem, że się na to nie pisałaś i, że nie potraktowałam Cie tak jak powinnam. Przepraszam za to. - Powiedziała, a w telewizji akurat zaczęli odliczanie do północy.

gaia zimmerman
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
when you crave something, crave me
Pokiwała głową.
- Wiem. Pamiętam jak na naszej randce ja musiałam czynić honory. – Uśmiechnęła się szeroko. Gdyby nie ta randka, to pewnie Gaia nigdy nie zainteresowałaby się tym, żeby ten filmik do końca obejrzeć. Nigdy nie była typiarą, która otwierała alkohol. Głównie dlatego, że alkoholu nie piła, bo była po nim dziwna. A jak już piła to najczęściej piwa, a te jednak miały dosyć łatwe otwieranie. Czasami nawet nie trzeba było mieć otwieracza tylko siłę, żeby przekręcić kapsel. – Ja to zawsze się bałam, że walnie w głowę mnie. – A wiadomo, że na tym etapie życia, Gaia wierzyła, że ma najpiękniejszą głowę i naprawdę szkoda byłoby ją rozbić korkiem. O żyrandole się nie martwiła, bo wszystko można było odkupić.
- Niespecjalnie. Krewetki uwielbiam każde. Zjem w każdej formie. Lubię homara i kraba. Ale reszty trochę się boję. – Bo reszta to były dziwne i obślizgłe rzeczy, które jak się jadło to trzeba było je żuć przez kilka minut. Gaia miała wtedy wrażenie jakby jadła surowe mięso. Nie żeby kiedykolwiek próbowała. – Melbourne? – Zapytała unosząc brwi. – To spory kawałek od Lorne. To nawet nie randka. To bardziej wypad na weekend. – Zauważyła. – Odważne posunięcie tylko po jednej randce. – Pokiwała głową z uznaniem. Oczywiście całą tą sytuacją była rozbawiona. Nie miała zielonego pojęcia czy Zoey rzeczywiście zaprasza ją na owoce morza do Melbourne czy tak tylko gada, żeby załagodzić tą spinę między nimi.
- Nigdy o nich nie słyszałam. – Musiała chwilkę pomyśleć. Wiedziała, że istnieją pantery, ale, że jakieś mgliste? Raczej nie. Kiedyś Zoey będzie musiała jej o tym wszystkim opowiedzieć. – Trochę tak. Chociaż może nie tyle praca, co po prostu rodzinny obowiązek. – Posłała jej nieco zmęczony uśmiech. Taka „praca” była bardziej wyczerpująca niż cokolwiek innego. Zwłaszcza rozmawianie ze staruchami, którzy byli zszokowani tym, że Gaia nie jest jeszcze zaobrączkowana i którzy się krztusili jak mówiła o spotykaniu się z kobietami.
Zaśmiała się z tego Mojo Dojo Casa House, ale zaśmiała się tylko dlatego, że nie miała zielonego pojęcia o czym Zoey mówiła. Ona nie musiała oglądać Barbie. Ona była Barbie, ale była w tej części gdzie Kena po prostu olała. Nie miała czasu na problemy Kena. Miała swoje. – Dam radę. Spokojnie. – Chociaż cisza też nie brzmiała tak źle. Chciałaby sobie odchylić do tyłu głowę i przymknąć na chwilę oczy i nie myśleć o tym hałasie, którego musiała dostarczyć przez ostatnie parę godzin. – Tak istotna jest dla ciebie północ? – Ona tu oskarżała Zoey o to, że przespałaby północ, a wychodzi na to, że Zoey bardzo chciała wejść w Nowy Rok. W sumie nie powinna być jakoś zszokowana. Dopiero co się poznawały tak naprawdę.
- Cooo… – Aż się złapała za ten nos i podeszła do lustra, bo co to w ogóle miało znaczyć. – Jezu… ja tak chodziłam cały wieczór i nikt mi nie powiedział? – Trochę się przeraziła. Jeszcze będzie miała pogadankę od rodziców, że jak już ma zamiar wciągać kokainę to powinna się chociaż przy tym ogarnąć. Boże. Ale była na sekundę załamana tym swoim nosem. Tragedia.
Zaraz jednak musiała zapomnieć o tym, że ma taki nos i że wygląda jak jeden z krasnoludków królewny Śnieżki i skupić się na tym, że Zoey dostała dojebany w kosmos bukiet róż. – Co za przyjaciółka wysyła przyjaciółce taki bukiet róż? – Niby prychnęła śmiechem, ale tak naprawdę to chciała się dowiedzieć, bo dopiero co Zoey jej wmawiała, że nie ma żadnych znajomych. W sumie też nie chwaliła się tym, że ma męża, a wyszło to jakoś w praniu. Eh. – Macie naprawdę dziwne to małżeństwo. – Pierwszy raz słyszała o tym, żeby prawnicy musieli szukać męża. Ale też w sumie to Gaia za bardzo nie chciała o tym jej małżeństwie słuchać. Nie mogła słuchać, bo była zbyt obrażona faktem, że to małżeństwo w ogóle istnieje i że Zoey nie powiedziała jej o tym pięć minut po tym jak się poznały i całował.
- Okej. – Dobrze, że siedziała, bo to wyznanie trochę by ją wybiło z rytmu i straciłaby panowanie nad tym, żeby trzymać się pionu. Nie wiedziała czy Zoey to powiedziała, bo chciała to wyznanie załatwić jeszcze w starym roku, ale Gaia trochę odleciała wzrokiem w stronę telewizora, żeby rzeczywiście ogarnąć, że już odliczają do północy. – Okej. – Dodała jeszcze i podniosła się z tego fotela, bo przecież nie przywita nowego roku rozjebana jak plan pięcioletni. Ale w sumie jak już tak wstała to ujęła twarz Zoey i ją pocałowała. Jeszcze w starym roku i pozwoliła sobie na to, żeby pocałunek trwał przez dłuższą chwilę. Żeby tak mogły wejść w Nowy Rok. – Okej. – Powiedziała odsuwając się od Zoey i puszczając jej twarz. – Otworzę szampana. – Oznajmiła i poszła po butelkę, którą przyniosła, bo nie chciała Zoey grzebać po lodówkach. Zajęła się profesjonalnym otwarciem butelki i nawet jej się udało i rozlała im do kieliszków. Sama jednak zamiast się napić z kieliszka to napiła się z butelki, bo dotarło do niej, że pocałowała dobrowolnie mężatkę.
ODPOWIEDZ