Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wren mieszkał w Lorne Bay, a dojeżdżał do pracy do Cairns każdego dnia. W młodości mieszkał gdzie indziej, ale również poza granicami miasta, musząc codziennie dojeżdżać na studia i nie widział w tym nic złego. Zwłaszcza, że jakby mieszkał w Melbourne czy innym wielkim mieście, to 30 minut autem, to byłby luksus i każdy by mówił, że ma blisko do pracy. -Można szukać mieszkania bo się ma blisko pracę, albo pracy, bo ma się mieszkanie, wszystko zależy od sytuacji-powiedział. Jak się wynajmuje, to pierwsza sytuacja to żaden problem, można się i co pół roku przeprowadzać. Gorzej jak się sprawi sobie kredyt na kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat, wtedy trzeba się już raczej rozglądać nad czymś, co przypasuje w okolicy.-Ja osobiście pracuje w Cairns i dojazdy mnie nie ruszają. No chyba że jest jakiś wypadek na międzymiastowej, a ja spieszę się do sądu. Wtedy to klnę jak szewc i obiecuje sobie, ze znajdę mieszkanie w mieście. Czego nigdy nie robię, bo tutaj mi dobrze-wytłumaczył nieco bardziej swoje podejście. Bo chyba za wiele o sobie nie wiedzieli, by Frankie dobrze odczytała słowa mężczyzny, ze w sumie on zrobił odwrotnie, najpierw dostał prace w Cairns, a później szukał lokum dla siebie.
Wrenowi ktoś, jedna kobieta nawet, nie tak dawno temu wróżyła, że znajdzie sobie kobietę, która będzie spotykać się z nim tylko dla pieniędzy, jako że ma zawód, który potrafi być bardzo dochodowy. Nie wziął tego do siebie, bo chyba nie dałby się złapać na bycie sponsorem, ale także nie był człowiekiem, który odrzuciłby kobietę tylko dlatego, że nie zarabia zbyt wiele, lub ma jakieś długi wynikające z problemów, czy złych podjętych decyzji. Dlatego jak najbardziej doceniał to, co robiła Frankie, starając się być niezależną i potrafiącą zadbać o siebie samą. To się ceniło, on osobiście to cenił.
-Wiem, wiem. Spokojnie-powiedział. Owszem, miał dość specyficzny humor i nie każdy rozumiał jego żarty, ale to nic. Nie wyśmiewał brunetki, ani nie stwierdzał, że jest naiwna, jeśli sądzi że umiejętność zrobienia poprawnej sekwencji powitania słońca pomoże jej w dziczy. Ot, taki niewinny żart, który wyraźnie nie został zrozumiany, ale to nic.
-Oczywiście że nie, bardziej chodziło mi o to faktycznie bycie niezależnym, że potrafię sobie sam wstawić pranie, a nie potrzebuję kobiety do tego. -nie wiedział, czy dobrze wyjaśnił. Chodziło mu o to, że to, że jest mężczyzną, nie musi znaczyć, że nie wykonuje różnych prac domowych, które mogą być widziane jako kobiece. Gotował, sprzątał, prał i prasował. Jakby mógł, to oczywiście kilku z tych obowiązków by się pozbył, ale absolutnie nie zrzuciłby wszystkiego na kobietę, tłumacząc to tym, że "on jest stworzony do wyższych celów". Choć tak bogiem a prawdą, to zaproponowałby zatrudnienie kogoś do tego, aby przejęła najbardziej nielubiane obowiązki. A co, w końcu tak naprawdę było go na to spać.
-Nom?-zapytał idąc już przy kobiecie, a nie z nią za rękę, bo na takiej trasie, niekoniecznie równej i wygodnej, tak po prostu było lepiej. Czasem trzeba było obejść kałużę, albo jakiś wystający kamień. -Tak, to kangur-powiedział, również lekko się stresując tym widokiem. Nie był przyzwyczajony do takich widoków, nie był aż takim Bear Gryllsem, aby móc sobie poradzić w takiej sytuacji. W jego głowie już trybiki działały i zastanawiał się, co powinien zrobić w takiej sytuacji, aby nikomu nic się nie stało. O tym na pewno musiał czytać, albo usłyszeć od kogoś. Przesunął Frankie za swoje plecy i zaczął wyrzucać z siebie informacje - Powoli, do tyłu... Nie patrz na niego, nie wymachuj rękami i nie wydawaj głośnych dźwięków-zaczął mówić, samemu zniżając głos, by nie zainteresować tym zwierzęcia. Do parkingu było daleko, raczej nie było szans na to, aby drobnymi kroczkami doszli tam nie zwracając na siebie większej uwagi. Musieli liczyć na to, że zwierzę ich oleje i nie będzie chciało urządzić sobie z nimi sparingu.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Nie była właścicielką żadnej nieruchomości, co więcej obecnie mieszkała kątem u narzeczonego matki. I choć lubiła ich towarzystwo, powoli zaczynała odczuwać potrzebę wynajęcia czegoś tylko dla siebie. Na obecną chwilę planowała wybrać małe mieszkanie w Lorne Bay, które pomogłoby w uniezależnieniu się od innych. W związku ze zmieniającą się sytuacją, nie potrafiła przewidzieć czy za rok lub dwa wciąż będzie pracowała dla burmistrza, czy może podejmie się innej kariery. Jeśli znalazłaby zatrudnienie w Cairns, prawdopodobnie ochoczo przeniosłaby się do większego miasta. Szczególnie że w jej zawodzie bycie „pod ręką” było konieczne. — Dla mnie byłoby to męczące. Może gdybym nie musiała dojeżdżać każdego dnia, skusiłabym się na taką opcje, ale codzienne spędzanie kilku godzin w samochodzie to dla mnie za dużo — odparła, z uśmiechem na ustach wyjaśniając mu swoje podejście. — Mężczyźni z reguły lepiej czują się za kierownicą, prawda? Prowadzenie samochodu pewnie tobie również sprawia przyjemność — zagadnęła, zerkając na niego ukradkiem. Uwagę skupiała głównie na nogach – nie chciała kolejnych wypadków – ale chwilowe odwrócenie spojrzenie nie powinno ich na nic narazić.
Tego mu nie życzyła! Wielokrotnie widziała, jak mężczyźni – udający miłość do jej matki – wysysali z niej nie tylko energię, ale również pieniądze. Nie było nic gorszego, jak udawanie uczucia dla korzyści materialnych. Frankline uważała to za podłe. Więc całe szczęście, że Wren uważał na takie kobiety.
— Pewnie byłbyś innego zdania, gdyby przyszło ci prać wszystko ręcznie — zażartowała. — Ja sobie tego nie wyobrażam. Technologia to wybawienie od wielu obowiązków. Automatyczne pralki, suszarki, zmywarki do naczyń. Mimo wszystko teraz żyje się naprawdę wygodnie — stwierdziła, kiedy jeszcze żadne z nich nie podejrzewało, że rozmowę przerwie im k a n g u r.
Napotkane zwierzę już na pierwszy rzut oka nie wyglądało przyjaźnie. Śledziło czujnym wzrokiem każdy ich ruch, przez co Frankline z trudem dostosowała się do wskazówki mężczyzny, by nie wpatrywać się w kangurze oczy. Schowała się za plecami Wrena. Czuła się bardzo bezradna, bo choć mieszkała w Australii od urodzenia, z tak bliskiej odległości widywała kangury wyłącznie w ogrodach zoologicznych. Ten s p a c e r nie mógł być gorszy – ubłocona, zmęczona i przestraszona. I chociaż bliskość natury oraz zachwycające widoki podobały się dziewczynie, nie były w stanie wynagrodzić stresu jaki się z nimi wiązał.
— Kurwa, on idzie w naszą stronę — jęknęła, obserwując zwierzę zza ramienia Wrena. Szła tyłem, nie chciała się odwracać, by móc obserwować kangura i w razie czego wziąć nogi za pas – choć mało prawdopodobne było, aby mu uciekła. Nie należała do sportowych świrów.
Kangur rzeczywiście zaczął się zbliżać. Może wiedziony ciekawością? A może wystraszony ludźmi, który pojawili się na jego terenie zupełnie nieproszeni. Tak czy inaczej, sytuacja przedstawiała się coraz gorzej. — Biegniemy?

Wren Rhodes
Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Fakt, posiadanie własnego lokum, czy to w bloku, czy to domek wolnostojący już zdecydowanie przywiązywał człowieka do konkretnego miejsca. Owszem, można było sprzedać, czy wynająć, ale to było więcej zamieszania, formalności, niż zapewne było to warte. Wren był poniekąd pewien, że następne lata spędzi w tej okolicy, głównie dlatego, że nie bał się ani trochę o to, że zostanie zwolniony z pracy. Posiadanie ojca za szefa miało swoje plusy. Nawet w jego sytuacji, kiedy tak naprawę nikt poza nimi dwoma o tym nie wiedział i żadnych większych benefitów być nie mogło, bo tajemnica poliszynela by się wydała.
-Nie szalejmy z tymi kilkoma godzinami, nie jest aż tak źle-na pewno też zależało od tego, w którym miejscu Cairns się pracowało, jakie były korki i tak dalej. Jednak kilka godzin to zdecydowanie zbyt wiele, aby marnować to dzień w dzień na dojazdy, bo doliczając do tego osiem godzin pracy i godzinę lunchu, człowiekowi nie zostanie nic więcej poza kilkoma godzinami na sen. Co innego kilkadziesiąt minut, które z reguły starczało, aby dojechać do biura, gdzie swój pokoik miał Wren.-Jeździć lubię, stać w korkach, to absolutnie-zauważył. Niestety, to się czasem zdarzało i było wrzodem na tyłku, marnowaniem czasu i chyba nie było nawet jednej osoby, która lubiła korki.
-Jezu, dziękuje bogom techniki za pralki, suszarki i inne takie. Wiem, że po prostu nie odnalazłbym się w zamierzchłych czasach, czy jako amisz-stwierdził, nieco siebie krytykując przy okazji. Był wygodny, korzystał z dobrodziejstw techniki i żył przyjemne życie jako singiel - w latach choćby sześćdziesiątych, czy w ogóle w poprzednim wieku, życie trzydziestolatka musiałby być inne i na pewno nie byłoby tak przyjemne. A on nie czuł, że teraźniejsze czasy są złe. Były osoby, które jęczały, że kiedyś to było życie, brak możliwości stalkowania, czy śledzenia, googlowania osoby przed randką... Na pewno to co było w przeszłości nie było tak do końca złe, ale on twierdził, że nie dla niego.
-Spokojnie, Frankie-powiedział, nieco poddenerwowanym tonem. Nie, nie wkurzało go, że dziewczyna się stresuje, bo sam był dość zdenerwowany tą sytuacją. A raczej zagubiony, a także doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musi pokazać swoje jaja i obronić swoją towarzyszkę przed zwierzem. Byłoby to prostsze, gdyby miał doświadczenie z dziką zwierzyną. -Nie. Tego nie rób, bo rzuci się za tobą-zapowiedział dość twardym tonem. Nie chciał być niegrzeczny, tak po prostu objawiał się jego stres.- Idź powoli do tyłu...-powtórzył, samemu nie specjalnie ruszając się z miejsca. Gdy tylko brunetka trochę oddaliła się od niego, zerknął w tył, gdzie ona jest. Na szczęście trochę się oddaliła nie tylko od niego, a przede wszystkim od kangura. Sam zerkał na zwierzę, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. Jak na gentlemana przystało, najpierw zadbał o to, aby kobieta była bezpieczna, a on... Teraz był trochę w kropce, a kangur wciąż się w niego wpatrywał. Później poszło już szybko. Kangur ruszył w jego stronę, pokazując muskuły i mierząc w niego z pięści. No to Rhodes musiał zrobić to samo, uniósł gardę, gotowy na mały sparing ze dzikim zwierzęciem. Dwa, trzy ciosy, który przynajmniej jeden wylądował na twarzy mężczyzny i wydawało się, że problem rozwiązany, bo torbacz zniknął w podskokach w krzaczorach po drugiej stronie ścieżki. Wren oparł dłonie na kolanach, głęboko oddychając, a stres powoli z niego uchodził. Przetarł usta dłonią, zauważając że chyba trochę krwawi, ale nie przejął się tym bardzo. Odwrócił się i poszedł w stronę Frankie, będąc gotowy odprowadzić ją bezpośrednio na parking, bo jakoś i jemu odechciało się spędzać czas w otoczeniu natury.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Zaśmiała się, gdy wspomniał o korkach – nikt ich nie lubił, jednak w dużych miastach były nie do uniknięcia. Dlatego (gdy jeszcze pracowała w Brisbane) częściej niż ze służbowego samochodu, korzystała z komunikacji publicznej. Było to mniej wygodne, zdecydowanie nie dodawało prestiżu (kto to widział, by rzeczniczka gubernatora stanowego poruszała się autobusem?!), lecz pozwalało zaoszczędzić sporo czasu oraz nerwów. — Tak czy inaczej, moim zdaniem to się nie opłaca. Rozumiem, że dla ciebie to nie problem, ale ja nie potrafiłabym poświęcić czasu na dojazdy, pieniędzy na benzynę, nerwów na stanie w korkach. A co jeśli, nagle wezwano by mnie do biura? Lub gdybym zapomniała o jakichś dokumentach i musiała się wracać? Nie, nie, nie. Gdybym dostała lepszą pracę poza Lorne Bay, na pewno bym się przeniosła — powiedziała, by przedstawić mu własny punkt widzenia. Na szczęście każdy mógł decydować za siebie. Wren z pewnością miał listę powodów, które trzymały go w miasteczku i Frankline wcale się temu nie dziwiła. Było urokliwe, miało dostęp do pięknych plaż, dzikich terenów i lasów, po których najwyraźniej mężczyzna lubił spacerować.
Kto wie, może po dzisiejszych wydarzeniach zmieni zdanie? Lub chociaż zacznie wybierać inną trasę!
Chowając się za jego plecami czuła się nieco pewniej, choć obawiała się, że wyjdzie na t c h ó r z a. Z drugiej strony, nie miała predyspozycji do zadzierania z rozeźlonym kangurem! — Łatwo ci mówić — fuknęła. W tym momencie nie była w stanie się uspokoić. Wystarczyło, że wzrok wędrował ku zwierzęciu, a cała zaczynała się trząść. Próbowała słuchać wskazówek Wrena, dostosowywać się do tego, co mówił, lecz miała nieprzyjemny zwyczaj mówienia, gdy się denerwowała, a to nie poprawiało ich marnego położenia. — Jesteś pewien? Może gdybyśmy się postarali, dobieglibyśmy do samochodu? Moglibyśmy się w nim schować, a najlepiej odjechać — mówiła, poniekąd zdając sobie sprawę z tego, że z ust wypadały same bzdury. Jak niby mieliby prześcignąć kangura?!
Kiwnęła głową, dając mu do zrozumienia, że pojęła, iż ucieczka nie była właściwym rozwiązaniem.
Cofała się powoli i ostrożnie. Ale zaniepokoiło ją to, że Wren nie ruszył się z miejsca. Wtedy kangur postanowił zbliżyć się do niego i zapoznać go z siłą zwierzęcych mięśni.
O mało nie wrzasnęła na ten widok, ale głos utknął jej w piersi. Może powinna była mu pomóc, ale nie mogła się ruszyć. Za to z trwogą obserwowała, jak mężczyzna poradził sobie z agresywnym stworzeniem.
— Kurwa, kurwa, kurwa — powtarzała cichutko pod nosem, a kiedy kangur uciekł, odetchnęła z ulgą. Podbiegła do Wrena i dotknęła jego brody, by unieść ją ku górze i sprawdzić rany.
— To było… Właśnie sprałeś kangura — powiedziała, nie wierząc, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. — Boli? — spytała, nie kryjąc troski.

Wren Rhodes
Prawnik — neelsen group cairns
31 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Korki były paskudne. NIkt ich nie lubił, a każdy korzystał, choć właściwie to nigdy z własnej woli. Jednak nie dało się ukryć, że taka była codzienność i chyba w żadnym miejscu nie tylko Australii, ale generalnie świata, ten problem istnieje. -Wiesz, to wszystko zależy od tego, co jest Twoim priorytetem-zauważył. Wren wolałby dojeżdżać, ale mieszkać w fajniejszym miejscu, niż blisko pracy. No, ale jemu żadne nagłe wypadki się nie zdarzały, z reguły z większym wyprzedzeniem wiedział, gdzie i o której godzinie ma być. Dlatego każdy musiał decydować za siebie. Wren nie planował namawiać Frankie do czegokolwiek, jedynie pokazał jej swoją decyzje i to, że komu jak komu, ale jemu to się akurat sprawdzało. Doskonale wiedział, jak wkurzające jest, gdy ktoś chce kogoś do czegoś przekonać i jak od razu człowiekowi się jakaś wewnętrzna blokada włączała.
Spokojnie, Wren nawet po tym zdarzeniu, a może zwłaszcza po tym zdarzeniu, czyli spotkaniu dzikiego zwierza na swojej drodze. To, że Frankie nie wiedziała jak się zachować- to przecież było normalne. Może na jakiś zajęciach w szkole, kiedyś ktoś im mówił o takich sprawach, dzieci się edukowało na wiele na pozór nieżyciowych tematów. Skoro sama nie chodziła po ścieżkach, parkach krajobrazowych i narodowych, to nie musi sama się dokształcać na wypadek. To Wren powinien być przygotowany na takie wydarzenia, a ... chyba nie był.
Oczywiście, że stwierdzenie "uspokój się" było najgłupszym, co można było zrobić i nigdy nie działało, ale Rhodes naprawdę w tym momencie nie dbał o to, czy przemyślał słowa, które wypływały z jego ust. Może nie był totalnie szarmanckim gentlemenem niczym z zamierzchłej epoki, ale nie był dupkiem. Wiedział, że na nim leży konieczność obrony kobiety, a to było wielkie i bardzo odpowiedzialne zadanie.
-Dogoni nas, nie ma szans-powiedział. Może jakby mieli parę metrów do samochodu, mogli go zdalnie pilotem otworzyć i schować się chociaż do bagażnika. Ale te kilkaset metrów, które udało im się ujść od parkingu to było zdecydowanie zbyt wiele, ile można było pokonać sprintem. Nawet nie obrażając ich umiejętności sportowych, to nie miało szans na powodzenie.
Wszystko potoczyło się szybko. Wren nie myślał w tamtym momencie, tylko robił to, co czuł za konieczne. Jeśli ktoś się zapyta, po co, dlaczego, to będzie mógł tylko wzruszyć ramionami. Kamień z serca mu spadł, jak zwierz uciekł.
Na pewno miał pękniętą wargę, z której lekko sączyła się krew i stłuczoną szczękę, ale pewnie obejdzie się jakiejkolwiek ingerencji lekarza. Pozwolił się złapać za brodę i być obejrzanym przez Frankie, ale nie czuł, że jest to potrzebne. Jak wróci do domu, to pewnie znajdzie jakiś zielony groszek w zamrażarce i przyłoży sobie do twarzy. -No Frankie, co mam powiedzieć.... Tak było, nie ściemniam-zaśmiał się, mając w głowie mema, gdzie jakiś jelonek, czy coś takiego wypowiada się do mikrofonu.-Trochę, ale to nie ważne. Wróćmy może do miasta, co?-zaproponował, bo chyba los ewidentnie próbował pokazać im obojgu, że to spotkanie, a przynajmniej plan na spędzenie go to była pomyłka.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
— Życie byłoby nudne, gdyby wszyscy pragnęli tego samego — odpowiedziała, lekko się uśmiechając. Nie próbowała stawiać twardych tez; była tylko człowiekiem, w dodatku stosunkowo młodym, dlatego nie powinna używać słów „zawsze” lub „nigdy”. Wszystko, co miała jeszcze przed sobą, mogło sprawić, że w przyszłości zmieni zdanie, że wyznawane obecnie priorytety ustąpią miejsca innym wartościom. I nie było w tym niczego złego. Ludzie się zmieniali, dojrzewali. A przecież Frankline nie chciała stać w miejscu. Chciała rozwijać się w pracy, chciała zakochać się, jak bohaterki ulubionych filmów tudzież książek, chciała założyć rodzinę i wieść prawdziwie szczęśliwe życie, okraszone wyłącznie drobnymi kłopotami, które przecież nachodzą każdego. Wprawdzie nic z tego nie miało nadejść szybko. Od osiągnięcia szczęścia dzieliła ją jeszcze długa droga, lecz teraz – w tym momencie – zastanawiała się, czy w ogóle się jej doczeka.
Naturalnie słyszała o tym, że kangury żyjące na wolności są niebezpiecznie. Jednakże mieszkając w m i a s t a c h nie miała z nimi żadnego kontaktu. Nie musiała być przygotowana na ewentualność spotkania z nimi. Między innymi dlatego liczyła na Wrena. Lecz kiedy również na jego twarzy okazały się strach oraz zawahanie, zwątpiła w niego. Czy naprawdę zabrał ją do miejsca, które nie było bezpieczne? To była r a n d k a czy może test sprawności survivalowych?
— Więc co, według ciebie, powinniśmy zrobić? — mruknęła na wpół wystraszona, na wpół wkurzona.
Jedno było pewne, długo nie zapomni tej randki. Ani Wrena. Ani kangura.
Kangura, którego Wren sprawnie pokonał, tym samym zyskując wdzięczność Frankie. Z przyjemnością patrzyła na znikającego w gęstwie zwierza.
— Tak, wróćmy. Nie odbierz tego źle, ale całkiem straciłam apetyt i marzę o gorącej kąpieli — powiedziała, uśmiechając się do niego lekko, lecz przyjaźnie. Nie, nie winiła go za pojawienie się kanugra, za upadek, za błoto i ostatecznie dość… specyficznie spędzony czas. Jednak miała tego dość. Potrzebowała zrzucić z siebie bród i zapomnieć o strachu przed skaczącymi bestiami czyhającymi za krzakiem.

Koniec <3
Wren Rhodes
ODPOWIEDZ