animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Zaśmiała się cicho, bo w sumie troszkę ją to pocieszało. Chociaż najbardziej to się cieszyła z tego, że nie będzie musiała oglądać jak Zoey próbuje jej dorównać. Nie wiedziałaby czy byłoby to urocze, żałosne czy może ostatecznie stopowałoby Gaię i czułaby się kontrolowana. Albo gorzej. Czułaby, że Zoey świadomie lub nie, psuje jej coś z czego Gaia czerpała zawsze radość. No bo raczej Gaia nie byłaby w stanie zostawić za sobą Zoey, która próbuje jej dorównać. Chyba. Mam nadzieję, żę nigdy nie dojdzie do takiej gry. – Ja tam uważam, że każdy musi mieć swoje życie i swój świat. A jak w związku jest zaufanie to wszystko idealnie będzie grać. – Dobrze pamiętała jak Benedict próbował ją zarazić pasją do wspinaczki i skończyło się tylko na tym, że Gaia próbowała obejrzeć jakiś film o alpinistach i zasnęła uznając, że to jednak dla niej za straszne. Później zabrał ją na skałkę wspinaczkową, ale ledwo się wspięła po schodach i nie miały siły na dziwne wygibasy na ścianie. Umówili się więc każdy będzie robił coś swojego. I żeby nie było, w czasie robienia swojego, Gaia nie poznała Noah!
Wysłuchała wyjaśnienia, ale niczego nie skomentowała. To rzeczywiście było okropne zachowanie. No i Zoey podała powód tego zachowania, który był… no dziecinny. Tak bardzo niepodobny do Zoey. A przynajmniej tak sobie myślała Gaia. No i to wszystko zalatywało hipokryzją. Niczego jednak nie skomentowała na głos, bo jako ktoś kto w przeszłości zdradzał, nie powinna takich rzeczy komentować. Byłoby to kolejną hipokryzją w tym temacie.
- No nic z tym nie zrobię. – Wzruszyła ramionami. Ona przeprosiła Biancę i to jedyne w sumie co mogła zrobić. Przecież nie cofnie się w czasie, żeby rozegrać to wszystko inaczej. A jak już wspomniała chyba, nawet jakby się w tym czasie cofnęła to i tak pewnie podjęłaby te same, fatalne wybory. W sumie te wybory nie były fatalne dla niej. Miały swoje konsekwencje, ale też nie takie, które jakoś bardzo ją dotknęły. Swoją podróż po greckich wyspach wspomina bardzo dobrze, wyjechałaby jeszcze raz. Żałowała nawet, że z Luną nie wpadły na pomysł fundacji rok temu, to wtedy też by sobie zrobiła roczną podróż po jakiś wyspach i wróciła wypoczęta, żeby zacząć pracę nad fundacją. Gaia też pamiętała swoich eks, ale nie rozpamiętywała ich. Zostawiała ich tam gdzie ich miejsce – w przeszłości. Opowiadała o tym Zoey w ramach poznania się i wymiany doświadczeń, ale tak poza tym to nie chciała tego rozgrzebywać. Zaraz ktoś by jeszcze wymyślił jakiś program, w którym Gaia musiałaby wszystkich przepraszać. A znając ją to by przeprosiła jak Gretchen z Mean Girls twierdząc, że to nie jej wina, że jest popularna.
- Jezu… dlaczego nie słuchasz rad przyjaciółek? Masz chujowe przyjaciółki? – Aż się zmartwiła. – Może jakbyś słuchała przyjaciółek to nie skończyłabyś jako żona takiego Logana. – Dodała i jakby Zoey teraz się dobrze wczuła to gdzieś w oddali usłyszałaby śmiech Sameen, która umarłaby w związku z tym, że ona i ta typiara (Gaia) miały na jakiś temat takie samo zdanie. Tak czy siak Gaia teraz siedziała i rozkminiała dlaczego Zoey nie słucha rad przyjaciółek. No chyba, że radami jej przyjaciółek było na przykład małżeństwo z Loganem, to wtedy może i dobrze, że ich nie słucha. Chociaż ewidentnie posłuchała. Na pocałunek ledwo co odpowiedziała, bo nadal siedziała w swojej głowie rozkminiając dlaczego Zoey tak łatwo ignoruje czerwone flagi. Nie można aż tak wierzyć w drugą osobę.
- No cynamon musi być najgorszą rzeczą na świecie jaką dodaje się do jedzenia. Czy świeczek. Czy czegokolwiek. – Odurzający, mdły, paskudny zapach. – Jakbym miała do wyboru zjeść cynamon albo zupę rybną, to strzeliłabym sobie w łeb. – Wybór był tutaj prosty. Wolałaby nie zjeść nic niż próbować, którąś z tych rzeczy. Trochę jej się śmiać zachciało jak Zoey powiedziała, że jest jedyną osobą w okolicy, która je cynamon. W jej oczach Zoey była jedyną osobą, która nie jadła absolutnie niczego. – Okej. – Nie wiedziała co zrobić z tą informacją. – Smutno ci z tego powodu? – Może Zoey już przyzwyczaiła się do mieszkania z tą całą Sameen i teraz będzie sobie szukała nowych współlokatorek czy coś. Albo współlokatorów. Nie chciało jej się ogólnie robić żadnych przytyków w stronę Sameen, bo jednak sama mieszkała z przyjaciółką i znowu zaszpanowałaby tutaj hipokryzją. A nie chciała tym szpanować.
- To czemu je masz jak ich nie lubisz? – Ona jakby nie lubiła czegoś to by tego nie kupowała. Miała tak z cynamonem. Co prawda ona nie robiła sobie zakupów do domu, ale raz, do dzisiaj nie wiek to to był, czy Luna czy obsługa domu, ale ktoś kupił cynamon, Gaia to zobaczyła i od razu wypierdoliła do śmieci. Nie lubiła marnowania jedzenia, ale w jej świecie cynamon pasował tylko do dwóch rzeczy. Do jarmużu i do śmietnika. – Są. – Pokiwała głową. – Mamy w Berlinie apartament. W centrum miasta. I dwie przecznice od domu, na rogu, jest lodziarnia, a przynajmniej mam nadzieję, że nadal tam jest… zawsze jak tam jestem to chodzę na lody bananowe. Biorę tylko bananowe. Żadnych innych. Właściciel zdążył już zauważyć, że od kilku lat mam obsesję na punkcie tych lodów bananowych. – Historia z życia wzięta, ale to nie był Berlin. Ale też miasto w Niemczech. Tam, Gaia (i ja) nauczyła się jeść lody bananowe. A w sumie to po prostu spróbowała po raz pierwszy i się zakochała.
- Pamiętam to zdjęcie. – Uśmiechnęła się. – Nie wiem. Jakoś nie myślałam w sumie o tym. – Wzruszyła ramionami. Po prostu tak jakoś naturalnie wyszło, że przestała namiętnie siedzieć w telefonie. Nigdy co prawda nie siedziała w nim jak była w towarzystwie, ale teraz to w ogóle zapominała o jego istnieniu. A może jednak powinna pamiętać, bo przecież ktoś z fundacji może chcieć się z nią skontaktować. Wzruszyła tylko ramionami. I tak nie mogła uprosić Zoey, żeby zmieniła tamtą tapetę, więc co zrobi z tym zdjęciem to już jej sprawa. Ważne, że Gaia nie była na nim naga i nie musiała się stresować, że wyląduje gdzieś w necie i mama się wkurwi. Polizała jeszcze loda, bo zaczęło jej ściekać po kubeczku. Zaraz jednak przymknęła oczy, wydęła usta w dziubek i zapozowała Zoey do zdjęcia.
- Pewnie będzie lepiej, bo nie jestem najebana. – Odparła i wróciła do jedzenia loda. Już żałowała, że wzięła tylko dwie porcje, a widziała, że pani zza lady już się zbiera do tego, żeby zamknąć lokal. Nie chciała jej przeszkadzać.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Pokiwała głową. - Zaufanie jest kluczem do wszystkiego - to było najważniejsze, bez zaufania nawet nie było co myśleć o tym, że związek będzie udany i, ze przetrwa. Zoey nie wyobrażała sobie być z kimś komu nie może ufać, dlatego zerwała z każdym, kto to jej zaufanie stracił. Niektórych rzeczy po prostu nie dało się odzyskać, albo było to bardzo trudne. Wątpiła, w to że byłaby w stanie zaufać takiemu Remigiusowi czy Loganowi po tym co się wydarzyło. Bez sensu wiec było trzymać się tych związków i za każdym razem zastanawiać się co ta druga osoba robi złego jak nie ma obok. No przecież tak się nie dało żyć.
Zoey wiedziała, że zrobiła chujowo w sprawie romansu z piłkarzem. Zdawała sobie z tego sprawę, skrzywdziła drugą kobietę owszem. Z drugiej strony, ona nie miała nigdy pretensji do tych lasek, z którymi ją faceci zdradzali. Największe problemy miała z nimi. To oni mieli coś do stracenia, nie te baby. Dlatego może nie czuła się aż tak obrzydliwie sama ze sobą, bo jednak to nie ona wtedy zdradzała. W każdym razie można ją było nazwać hipokrytką skoro tak.
- Mam bardzo dobrą przyjaciółkę. Jednak rady Sameen czasem są bardzo... zero jedynkowe. Sam jest wspaniała, to moja najbliższa przyjaciółka ale ona do spraw sercowych czasem podchodzi jakby to wszystko można było wpisać w tabelkę w excelu. To nie jest takie łatwe. Czasem po prostu trzeba zaryzykować i najwyżej się poparzyć. - No, bo gdyby Sam chciała rozmawiać o Gai i Zoey to McTavish doskonale wiedziała co, by usłyszała. Nie chciała tego słyszeć, bo sama wiedziała, że gdyby ktoś się jej pytał o radę to pewnie też powiedziałaby, że trzeba uciekać jak najdalej od takiej osoby. Postanowiła jednak zaryzykować. Postawić wszystko na jedną kartę, bo pamiętała jak to było, gdy spotkały się po raz pierwszy. Jaką lekkość Gaia wniosła do jej życia i za każdym razem gdy się widziały czuła się bardzo podobnie. Spotkania z nią były dla Zoey czymś bardzo ważnym, bo Zimmerman była dla niej kimś ważnym i głos rozsądku wcale nie był czymś czego Zoey chciałaby teraz słuchać. Wolała słuchać głosu serca. - Trochę tak, ale bardziej jest mi dziwnie. Sameen przez bardzo długo mieszkała w apartamencie obok, dosłownie żyłyśmy ścianę w ścianę przez lata. Później wyjechała i po powrocie wprowadziła się do mnie. Dziwnie będzie jak zaczniemy mieszkać na dwóch krańcach miasta. - W końcu McTavish też planowała przeprowadzkę. Miała nadzieję, że uda jej sie znaleźć czas żeby w końcu przejrzeć ogłoszenia z domami na sprzedaż.
- Oj, no nie kupuje ich sobie sama, ale czasem miałam w swoich pudełkach cos z pistacjami no i jadłam to. - Powiedziała wzruszając ramionami. Pistacje nie były dla niej aż tak zakazane. Jak musiała to je zjadła. Nie wyciągała ich, ale nie poszłaby na targ czy do Biedronki i nie kupiłaby sobie ich sama. - Brzmi smacznie - uśmiechnęła sie - kiedy ostatni raz byłaś w Niemczech? - Zapytała, bo to brzmiało jakby Gaia od paru lat w rodzinnych stronach nie była. W końcu takich lokali nie zamykali z dnia na dzień raczej. - Słyszałam o słynnych techno imprezach w Berlinie - chodziły ploty, że tam się sika innym ludziom do ust ze względu na zawartość narkotyków w moczu. Obrzydliwe. Dlatego Zoey na głos o tym nie wspominała, bo jednak pogawędka o moczu na randce to chyba średnia sprawa. Aczkolwiek? Skoro już temat kupy mają za sobą, to dlaczego nie.
- Tamte też jest ładne - powiedziała jak już skończyła robić zdjęcia i podeszła do dziewczyny stając przed nią. Jedną dłoń oparła na jej kolanie, a drugą przeklikiwała w telefonie zmianę tapety. Teraz miała Gaie z lodami. Pochyliła sie też żeby polizać trochę te swoje lody, które Gaia jej trzymała. - Ooo już jest marakuja - rzuciła i schowała telefon, a później zabrała swoją porcję. - Mmm dobre, ale czuję, że zaraz pęknę - a skoro planem Zimmerman było to, żeby zjeść po Zoey to McTavish po prostu pożyczyła od Gai łyżeczkę i przesypała pozostałości lodów do tego jej plastikowego pojemniczka, żeby samej zjeść na koniec wafelek. Tyle jeszcze była w stanie wcisnąć. - To co idziemy dalej? - Zapytała jak już lody były na wykończeniu. - Jestem gdzieś brudna? Potrafię się uwalić lodami. - A nie chciała iść ulicą z jakimś wielkim śladem po lodach na twarzy. Dobrze, że nie przepadała za lodami czekoladowymi, bo wtedy byłaby cała uwalona. - Mam już ochotę na prysznic, albo na kąpiel. Mamy wannę w hotelu? - Zapytała, bo nawet nie zakodowała co tam w tej łazience było. Nie zwróciła uwagi, bo pewnie łazienka byłą wielka.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Jeżeli w związku nie było zaufania to czy w ogóle coś takiego można nazwać związkiem? W sumie pewnie można. Bardziej nasuwa się pytanie czy był sens angażowania się w coś takiego. Oczywiście, że zaufanie jest czymś o co trzeba się postarać i zyskać, ale powinno się pojawić zanim pada decyzja o związku. Gaia nie mogłaby się na poważnie związać z kimś komu najzwyczajniej na świecie nie ufała. Bez sensu. Ona miała 90% zaufania do Zoey (musiałam odjąć trochę punktów za to co w jej głowie zasiał Bjorn, więc to nawet nie jej wina), a i tak jest bardzo ostrożna jeśli chodzi o wdanie się w związek. Musiała mieć pewność.
- To co jest z nią nie tak, że ma takie dziwne podejście do związków? Nigdy w żadnym nie była? - Gaia odważnie założyła, że Sameen jest po prostu brzydka. Gdyby wiedziała jak Sameen wyglądała to pewnie by zmieniła śpiewkę. W grę wchodziła albo brzydota albo fakt, że przyjaciółka Zoey jest fanką jednocnych przygód, a nie stałych związków. – Jest twoja jedyna przyjaciółka? Co z tą od restauracji? - Może ta miała lepsze rady. Takie, które miały sens i których nie wpisywało się w tabelkę w Excelu. Niby Gaia powinna się cieszyć, że Zoey nie ma nikogo kto przekonałby Zoey, że Gaia jest beznadziejna, ale tutaj wkraczała do akcji Gaia Przyjaciółka, która jednak chciała dla Zoey jak najlepiej. Może ona powinna zostać przyjaciółką, której McTavish nie miała? – Niby tak, ale ile jeden człowiek może znieść poparzeń? – Nawet nie oczekiwała, że dostanie odpowiedź na to pytanie. Po prostu sama w pewnym momencie by się zniechęciła, gdyby związki zaczęły jej nie wychodzić. Zwłaszcza kiedy byłaby zdradzana. Ewidentnie szukałaby winy w sobie i jednocześnie uznała, że związki są po prostu nie dla niej.
- No, ale skoro przyjaźniłyście się jak wyjechała i nie miałaś jej na miejscu, to jednak mieszkanie w tym samym mieście, ale w dwóch różnych krańcach, nie powinno być tak przerażającą wizją, nie? Lorne Bay nie jest przecież jakieś super duże. – Dla Gai było oczywiście wielkie, bo ona nawet na drugą stronę ulicy pojechałaby samochodem. Było jednak oczywiste to, że gdyby częściej biegała, to wiedziałaby, że na spokojnie można truchtem dotrzeć z jednego końca miasta na drugie. Oczywiście jak się miało kondycję. Ona pewnie by nie dobiegła.
- A kto cię tam wie. – Wzruszyła ramionami. Wiedziała, że Zoey do najbiedniejszych nie należy, a jednocześnie wiedziała, że bogaci ludzie kupują różne rzeczy. Tak więc Zoey może sobie kupowała pistacje i je wyrzucała tylko dlatego, że były drogie i mogła sobie na to pozwolić. – W zeszłym roku. Jakoś pod koniec wakacji. Często z Brunem odwiedzamy dziadków. Jesteśmy ulubieńcami. – Wypięła delikatnie cycka z dumą. Ona była ulubienicą, bo była jedyną wnuczką, a Bruno był ulubieńcem, bo według dziadków miał odpowiednie zapędy. A właściwie to tylko według dziadka, który był fanatykiem. Wędkarstwa czy czegoś tam. Gaia się za bardzo nie interesowała „chłopięcymi hobby”. – Byłaś kiedyś w Niemczech? – Zapytała i nabrała sobie na łyżeczkę lód i wsadziła go do ust. – Niemcy, w sensie obywatele, są bardzo… brudni. Wyuzdani, zboczeni, obleśni, obrzydliwi, często nieprzywiązujący uwagi do higieny. Ich imprezy, zwłaszcza te klubowe są… kontrowersyjne. – Uśmiechnęła się lekko. – To bardzo specyficzny naród. – Pamiętała jak raz sobie wracała ze swoją niemiecką psiapsią z galerii handlowej i dwóch Niemców w dosyć obrzydliwy i dwuznaczny sposób zapraszało je do kasyna, pod którym stali. Nawet nie kryli się z tym co chcą im zrobić. Gaia i psiapsia miały wtedy po około trzynaście lat. W biały dzień, na ruchliwej ulicy, ludzie widzieli i słyszeli i nikt nie reagował. Obrzydliwe. Dobrze, że już wtedy wiedziała, że woli kobiety.
- Jesteś czysta. – Skomentowała przyglądając się twarzy Zoey, bo nie chciałaby, żeby wyszło, że kłamała. Chciałam napisać, że Gaia kłamczuchem nie była, ale no kurwa była. Więc nawet w tym by kłamała. Skubana. – No to możemy już wracać do hotelu. – Zaproponowała skoro Zoey miała ochotę na prysznic. Dzisiaj Gaia i tak nie miała już nic więcej zaplanowane. Poza tym już sama nie miała na nic siły, bo się nawpierdalała jak świnia na farmie. – Myślę, że mamy to i to. Ja brałam prysznic, więc nie patrzyłam na wannę. – No ona musiała się odświeżyć po locie, bo nie była typową Niemką, która nie dbała o higienę. – Cho. – Kiwnęła głową i wstała z tego murka i kontynuując jedzenie lodów ruszyła w stronę auta. Zje te lody nawet jakby miała pęknąć, albo umrzeć. W ostateczności poczeka aż się roztopią i je wypije.
- Jak się czujesz? – Zapytała zerkając na Zoey i zwalniając trochę kroku, żeby sobie na nią popatrzeć. Oczywiście pytała o to, bo wiedziała, że pewnie Zoey nie jadła tyle jedzenia przez ostatnie dwadzieścia lat, więc może mieć jakieś konsekwencje i Gaia zostanie oskarżona o morderstwo z czego stary ją wybroni, bo są bogaci.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Wydaje mi się, że nigdy po prostu nie straciła dla nikogo głowy. Nie była w nikim tak szalenie zakochana. Jak nie wiesz jak to jest, to o wiele łatwiej mówić co się powinno zrobić w takiej sytuacji. Chociaż w sumie, zawsze łatwiej jej powiedzieć niż to zrobić, a szczególnie jeżeli się jest zakochanym. – W końcu serce nie sługa, nie da się tak po prostu wygasić wszelkie uczucia, którymi się jakąś osobę darzyło. To byłoby oczywiście łatwiejsze i czasem dość przydatne, ale niestety tak to nie działało. Zoey dość mocno przeżywała każde ze swoich rozstań, ale to tylko pokazywało, że przynajmniej jej uczucia były silne i prawdziwe. Nie żałowała tego, że kogoś pokochała, żałowała tylko tego, że te jej uczucia nie zawsze były odwzajemnione tak jak na to zasługiwała. – Jest moją jedyną taką prawdziwą przyjaciółką. Nikt nie zna mnie tak jak ona. Z Lulą znamy się jeszcze stosunkowo krótko i nie mówimy sobie wszystkiego tak od razu. – Zoey jak miała się komuś pożalić, to jednak Sameen była dla niej naturalnym wyborem, nawet jeżeli blondynka nie koniecznie chciała tego słuchać. Jak potrzebowała porady to też szła pierwsze co do Galanis i pytała ją, chociaż po tej ich rozmowie o cyckach to chuj wie, czy Sam jeszcze chciałaby taką rozmowę przeprowadzić.
- Tak, ale wtedy była daleko, nie było za bardzo wyjścia. Ten nasz kontakt wtedy też nie był jakiś wybitnie dobry. – W końcu Zoey przez pewien czas myślała, że Sam nie żyje i skończyła w jakimś masowym grobie ciul wie gdzie. Miała nadzieję, ze Sameen nosiła ten naszyjnik z jabłkiem jaki Zoey dała jej na święta rok czy dwa lata temu, który miał być sposobem na identyfikacje ciała blondynki, gdyby taka była potrzeba. – Niby tak, ale jednak zazwyczaj była na wyciągnięcie ręki i to nawet w środku nocy – pamiętała jak Sam wzięła ją na strzelnice żeby sobie postrzelała do miśka relaksując się po zerwaniu z Loganem. – No ale może najwyższy czas odciąć tą pępowinę – westchnęła i posłała jej uśmiech. Życie się zmieniało i może teraz miały nie być ze sobą aż tak blisko jak kiedyś, każda z nich miała swoje życie, które aż tak bardzo się ze sobą nie zazębiało jak jeszcze te dwa lata temu. Było to smutne, ale tak też niektóre relacje działały.
- Nie spodziewałam się niczego innego – no, bo jak Gaia mogłaby nie być czyimś ulubieńcem. Jak dla Zoey to takie coś w ogóle nie wchodziło w grę. – Reszta waszych braci wie, że jesteście ulubieńcami? – Zapytała, bo mogło też być tak, że według nich to każdy był ulubieńcem dziadków. – Nie, nigdy tam nie byłam. Zawsze jak byłam w Europie to bardziej na zachodzie – szczególnie, że tam miała dziadków. – Ohh… myślałam, że to naród bardziej ułożony, wiesz jak od linijki, no poza tymi szalonymi imprezami, o których się tyle mówi – o ile Zoey mogłaby pójść na taką australijską imprezę to chyba nigdy nie chciałaby pójść na coś takiego w Niemczach. Nie była absolutnie ciekawa jak to wygląda tak naprawdę. – Byłaś kiedyś na takiej techno imprezie? – Zapytała, bo w końcu Gaia była imprezową bestią więc kto ją tam wie, może balowała i tam. Bruno pewne był.
- Dobra – kiwnęła głową i ruszyła razem z Gaią w stronę samochodu. – W porządku – odpowiedziała na pytanie posyłając jej uśmiech. – Dlaczego pytasz? – Może wyglądała jakby coś było nie w porządku, aż się przejrzała ukradkiem w witrynie sklepowej. – Jestem chyba najedzona na cały tydzień do przodu – nawet się złapała za brzuch żeby zobaczyć, czy nie wygląda jak we wczesnym stanie błogosławionym. Po chwili dotarły do samochodu i McTavish rozgościła się na miejscu pasażera.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Początkowo zmarszczyła brwi, a później je uniosła. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, ale najbardziej ją ciekawiło to, że Zoey się „wydawało”, że jej przyjaciółka nigdy dla nikogo nie straciła głowy.
- Jest brzydka czy coś? – Dobra, musiała zapytać. Gaia nie lubiła za bardzo oceniać ludzi po wyglądzie. Zwłaszcza jak nie miała zamiaru się z nimi całować. Jak już miała zamiar kogoś całować, to zdecydowanie oceniała ludzi po wyglądzie. Teraz po prostu zakładała, że przyjaciółka Zoey jest takim potworem, że nigdy z nikim nie była, a dodatkowo musiała uciec z kraju, bo pewnie swoją brzydotą straszyła okoliczne dzieci.
- Znacie się ze szkoły? – Dla Gai coś takiego brzmiało rozsądnie. Może Zoey miała sentyment do laski, którą poznała jak była dzieckiem i teraz się z nią trzymała, bo było jej głupio zerwać kontakt z typiarą. Tym bardziej, ze była tak brzydka, że nie miała już na tym etapie możliwości poznania kogokolwiek. Co w sumie było głupie, bo Gaia widziała naprawdę brzydkich ludzi, którzy byli w szczęśliwych i funkcjonujących związkach. Nie podam ci żadnego przykładu, bo nie jest sekretem to, że w Lorne Bay wszyscy byli jak z okładek. – Ta Lula jest rozumiem normalna, tak? – Zakładała restaurację i nie wiedziała jaką kuchnie będzie tam serwować, więc Gaia w to wątpiła, ale no brzmiała lepiej niż typiara, która związki wpisuje do Excela. – Dobra, przepraszam, że to mówię i mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe, ale wasza przyjaźń jest bardzo… specyficzna. I dziwna. I nie bardzo ogarniam co się między wami dzieje. – Dopiero jak to powiedziała na głos to coś do niej dotarło. Spojrzała na Zoey podejrzliwie. – Sypiałyście ze sobą? – Zoey mówiła, że nigdy z dziewczyną nie była, ale kto tam wie. Gaia przecież kłamała to może i McTavish pozwoliła sobie na niewinne kłamstewko.
Rozłożyła bezradnie ręce. Trudno nie mieć jej za ulubienicę. Była fantastyczną osobą jak ktoś nie wiedział, że potrafi być małą, toksyczną pizdą. – Wiesz, ze mną sprawa jest prosta, bo ja jestem ulubienicą każdego. – A przynajmniej miała taką nadzieję, że nikt w rodzinie jej nie okłamywał. Oni mieli ograniczony wybór. Była jedyną córeczką. Gorzej było wybrać ulubionego brata. – Myślę, że wszyscy wiedzą, że Bruno jest ulubieńcem dziadka. Ale też jakoś nigdy ze sobą się o to nie spinaliśmy. – Rodzice bardzo dobrze ich wychowali. Nie byli pazerni na hajs i wspierali się przez cały czas. Szczęście jednego z rodzeństwa było szczęściem całej piątki. Byli naprawdę fantastyczną rodziną. Najlepszą jaką miałam kiedykolwiek na jakimkolwiek forum. Umarłabym za nich.
- Ogólnie to Niemcy są cudowni. Serio. Są mega sympatyczni. Zwłaszcza starzy Niemcy. Czasami jak masz zły dzień, to aż irytuje to jacy są pogodni, ale z czasem zauważasz, że polepsza to też twój humor, więc ostatecznie wygrywasz. – Swoją wypowiedź zwieńczyła uśmiechem. Kochała ten kraj i czasami żałowała, że tam nie mieszka, ale z drugiej strony, Gaia była dzieckiem słońca i potrzebowała żyć tam gdzie było upalnie. Obrzydliwe. – Oczywiście, że byłam. – Gaia nie odpuściłaby sobie imprezy nigdy w życiu. Jak ktoś wspominał o imprezie to Gaia pytała „gdzie i kiedy” i wsiadała w auto. Czasami brakowało jej tej beztroski, eh.
- Właśnie dlatego pytam. – Wskazała na brzuch, za który Zoey się chwytała. – Pewnie przez ostatnie pięć lat nie widziałaś takiej ilości jedzenia. – Pewnie też nie widziała typiary takiej jak Gaia, która potrafiła pochłonąć niezliczone ilości jedzenia i nie narzekać przy tym na przejedzenie.
W drodze do auta Gaia opędzlowała te lody, wyrzuciła kubeczek do śmietnika, a jak wsiadła do auta to przejrzała się w lusterku i nałożyłą sobie świeża warstwę szminki, żeby nawet na wieczornej przejażdżce prezentować się zajebiście. Nie tak jak Morgan jak sobie zrobi makijaż, ale nadal zajebiście. – Zrobimy jeszcze rundkę po mieście, okej? – Zaproponowała, bo przecież szkoda nie wykorzystać takiego auta. A Gaia wychodziła z założenia, że jak nie dostaniesz mandatu to czy w ogóle jeździłaś autem? No właśnie. Jeździły sobie tak może ze czterdzieści minut i wyszło nawet fajnie, bo już był późny wieczór i nie było jakiegoś zajebistego ruchu ulicznego, który uniemożliwiałby im przejażdżkę. W końcu jednak Gaia podjechała pod hotel, gdzie miała oczywiście wykupione miejsce parkingowe, bo nie chciała później mówić, że nigdzie nie pójdą, bo będzie ciężko o parking. Przyleciały tutaj, żeby korzystać z uroków miasta i okolic. Na recepcji Gaia odebrała kartę do ich pokoju, rzuciła na ladę jakiś tłusty napiwek i pewnie poszły w stronę windy. W windzie Gaia oparła się o ścianę i wyciągnęła rękę, żeby złapać Zoey i przysunąć ją do siebie. – Przygotuje ci kąpiel. – Zaproponowała, bo była momentami miła. – Jaką lubisz kąpiel? Przeraźliwie gorącą? Gorącą? Letnią? Czy jesteś dziwna i bierzesz zimne kąpiele? – Podpytała, złożyła pocałunek na policzku Zoey i przytuliła się do niej układając sobie głowę na jej ramieniu.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Zoey zaśmiała się nieco nerwowo, bo nie wiedziała co na to odpowiedzieć, żeby Gaia sobie nie pomyślała, że McTavish leci na swoją przyjaciółkę. – Nie jest tak ładna jak Ty – postanowiła więc wykorzystać tekst, którego powinni się nauczyć wszyscy mężczyźni. – Sam ma bardzo taką arystokratyczną urodę. Najbardziej kojarzy mi się z tymi greckimi posągami. Ciężko mi to nazwać, ale jestem pewna, że Sam nawet w worku na śmieci wyglądałaby dobrze. – Miała nadzieję, że nigdy jej nie zobaczy na przykład w takiej czarnej torbie na ciało. Bała się, że kiedyś coś takiego może się rzeczywiście wydarzyć.
- Nie, poznałyśmy się jak Sam miała mały wypadek i pomagałam jej dojść do siebie w ramach wolontariatu – no można było w ten sposób ująć ich pierwsze spotkanie i to jak się ze sobą zaprzyjaźniły. – Miałam wtedy chyba z 18 lat, Sam niewiele więcej – wyjaśniła, ale miała nadzieję, że Gaia nie będzie zadawać tutaj zbyt wielu pytań, bo nie wiedziała ile informacjo o blondynce mogłaby zdradzić, poza tym, że oczywiście jak najmniej. Była to ta jedna, jedyna rzecz, którą zawsze będzie musiała przed Gaią ukrywać. – Tak – zaśmiała się – chociaż nie żeby Sam była nienormalna – była po prostu nieco bardziej specyficzna. Wysłuchała słów Gai i cóż, musiała jej przytaknąć. – Owszem jest, ale chyba się już przyzwyczaiłam, że to nie jest taka normalna przyjaźń… w sensie nie jest toksyczna czy coś w tym wypadku, bo nigdy nic złego mi Sam nie zrobiła, nigdy też nie pakowała się butami w moje życie nieproszona – przynajmniej Zoey o tym nie wiedziała i dzięki temu lepiej spała. – Ale nie jesteśmy takimi wiesz… psiapsiami jak z seriali – u nich to wyglądało nieco inaczej, ale McTavish nie miała z tym problemu. Słysząc jej kolejne pytanie to zmarszczyła nieco czoło. – Nie, nie spałyśmy nigdy ze sobą – odpowiedziała – w sensie spałyśmy w jednym łóżku czasem, ale nie uprawiałyśmy seksu – gdyby tak było to tak nie stresowałaby się swoim pierwszym razem z Gaią, bo już wiedziałaby co robić. – A Ty z Luną? – Zapytała, bo skoro już o tym rozmawiały to wypadało zapytać. Wiedziała, że Gaia kiedyś przyjaźniła się z tą całą Blancą zanim zaczęły się ze sobą spotykać więc była ciekawa czy Zimmerman testowała swoje przyjaciółki na różne sposoby. Zabrzmiało to może źle, ale nic złego nie miałam na myśli!
- Wasza rodzina wydaje się być bardzo bezproblemowa wręcz idealna… musi być coś o co się kłócicie – nie wierzyła w to, że rodzeństwo było aż tak idealne, że nigdy się ze sobą o nic nie spinali i nikt nie był o nic zazdrosny. No po prostu to tak nie działało, szczególnie w rodzinach, gdzie jest aż tyle testosteronu. Zoey coś o tym wiedziała, bo sama była jedyną córką z kilkoma starszymi braćmi. – I jak było? Nic Ci się tam dziwnego nie stało? – Zapytała, bo była ciekawa czy te wszystkie legendy o techno imprezach są prawdziwe, czy wyssane z palca.
Zaśmiała się wesoło i pokręciła głową. – Widzieć widziałam, ale czy aż tyle jadłam? Oj zdecydowanie nie – nie było opcji, że Zoey McTavish zjadłaby az tyle żarcia sama z siebie. Nie. Ona jadła mało, nie jadła często i jadła byle co, zdrowe, ale jednak byle co. Przebywanie z Gaią ją jednak nieco otworzyło na kwestie jedzenia i tego, że powinna czasem spróbować nowych rzeczy. Może nie za często, bo jednak bez przesady, wciąż jej było szkoda na gotowanie dla samej siebie, ale jak będzie mogła gotować dla Gai, to na pewno częściej zabierze się za przygotowywanie własnych potraw. – Ale dziękuję, że mnie tu zabrałaś. Pewnie nigdy, bym nie zjadła tylu pysznych rzeczy. – To akurat było pewne.
Kiwnęła głową na znak, że nie ma nic przeciwko tego żeby sobie pojeździły. Pogadały sobie, Zoey popatrzyła na różne widoki za oknem, pewnie się trochę pośmiały z tego jaka McTavish czasem umie być głupiutka no i w końcu zajechały do hotelu. – Gorącą, ale bez przesady, nie lubię sobie sparzyć tyłka – powiedziała i objęła Gaie ramieniem, ucałowała ją też w czubek głowy. – Może do mnie dołączysz? Mogę potrzebować pomocy przy myciu pleców – widziały się już nago więc nie miałaby absolutnie żadnego problemu z tym, żeby się z nią w tej wannie wylegiwać, a pewnie mają całkiem sporą. – Obie zasługujemy na porządny relaks – dodała jeszcze przejeżdżając dłonią delikatnie po włosach Zimmerman. – Planujesz w ogóle wrócić do swojego naturalnego koloru włosów? – Zapytała, bo teraz sobie zdała sprawę, że już trochę czasu minęło odkąd Zimmerman przeżyła te swoje załamanie nerwowe i zmieniła kolor włosów. Była ciekawa czy już się unormowało i zamierza wrócić do ciemnych, czy już postanowiła w takich zostać na dłużej. – Oho, chyba ktoś już na nas czeka – powiedziała rozbawiona jak wysiadły z windy, bo było słychać szczekającą Ponyo, która musiała wyczuć, ze jej pancia wraca.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Spojrzała na Zoey z lekko otwartymi ustami. Była pod wrażeniem tego jak McTavish wybrnęła z sytuacji. Co tylko dało Gai do myślenia, że jej przyjaciółka musi być ładna. Gaia nie pomyślałaby, ze Zoey leci na swoją przyjaciółkę. Nie ma niczego złego w ocenieniu czy druga kobieta jest piękna czy nie. Można to robić bez lecenia na kogoś. Poza tym wiadomo, że wszystkie kobiety są piękne. To mężczyźni są w chuj wątpliwi i wadliwi. – Wow, Zoey. Ale wybrnęłaś. – Nawet jej wolno zaklaskała, ale robiła to z uśmiechem, żeby Zoey sobie nie pomyślała, że Gaia się obraziła. Wszyscy dobrze wiemy, że Gaia jest pewna tego, że niewiele osób jest ładniejszych od niej. Była tak chujowa pod tym względem.
Wysłuchała opowieści Zoey i tylko kiwała głową. Brzmiało to w sumie jak fajna historia na poznanie przyjaciółki, a przynajmniej na zbudowanie przyjaźni. Uratowanie komuś życia. Chciała jeszcze dopytać czy nigdy na nią nie leciała skoro ta jej przyjaciółka jest taka ładna. Postanowiła jednak nie drążyć tematu. Nie miała powodu, żeby nie wierzyć Zoey, albo żeby mieć jakieś podejrzenia. Zaśmiała się na pytanie o Lunę. – Nie. – Pokręciła głową, bo nie spały ze sobą. Prawie się przespały, ale to jednak różnica. – Ale całowałyśmy się. Co prawda byłyśmy pijane i uznałyśmy, że to durne, ale to tylko tyle. – Wzruszyła ramionami. Jeszcze wtedy Gaia nie myślała, że to tylko tyle, ale no jednak wszystko wskazywało na to, że to z Luną było jedną wielką pomyłką. – Nie chcę już popełnić błędu sypiania z przyjaciółką. Rujnuje to przyjaźń. – Przyjaźń z Biancą była tego przykładem. Gdyby jeszcze teraz Gaia wiedziała co Bianca odpierdala to nawet by się do niej nie przyznawała.
- Oczywiście, że się kłócimy. Ale nie są to jakieś poważne kłótnie czy coś. – Machnęła ręką. Wiadomo, że się ze sobą spinali i kłócili i Gaia nie raz trzaskała swoim rodzicom drzwiami. Po prostu na dłuższą metę nie miało to znaczenia, bo ostatecznie zawsze by wskoczyli za sobą w ogień, albo w pułapkę Jigsawa z Piły skoro to moja era. Szkoda, że Gaia nie ogląda filmów. – Dużo darmowych narkotyków i alkohol. – Wzruszyła ramionami. Dla niej to nie było nic dziwnego, ale wiadomo, że ona z tym imprezowaniem to była specyficzna. Zaczynała jako postać, która nawet nie pija na imprezach, a teraz była typiarą, która wciąga kokainę.
- Gorąca kąpiel. – Powtórzyła, żeby zapamiętać jaką kąpiel lubi Zoey i jaką Gaia jej przygotuje. – Nie. Nie przepadam za wspólnymi kąpielami. – Miała traumatyczne przeżycia po ostatnich walentynkach, więc niestety musiała odmówić. – Następnym razem, okej? – Postanowiła jednak, że kiedyś jeszcze zaryzykuje. Po prostu nie teraz. – Nie myślałam o tym. Na razie dobrze się czuję w tych. – Trochę mnie striggerowałaś, bo ja czekam na powrót do ciemnych, ale pewnie nigdy się to nie wydarzy, albo wydarzy się po jakimś światowym tournée czy coś. Ehh.
- To nie Ponyo. – Zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać. – Ponyo nie szczeka. – Dodała szeptem. Muszę dać taką cechę Ponyo, bo ja nie wiem jak się zachowują szczekające psy, bo ja znam tylko takie co nie szczekają. – Ale jak to się nie uspokoi to zadzwonię na recepcję. – Gaia rozumiała, że w tym hotelu można było mieć zwierzęta, ale też bez przesady. Ona chciała się wyspać. Otworzyła drzwi do ich apartamentu i Ponyo oczywiście przybiegła, bo była stęskniona. Gaia ją podniosła i wyściskała i pocałowała komplementując jaką fajną i grzeczną dziewczynką jest Ponyo. Po wszystkim przekazała ją Zoey, żeby Zoey też pokazała trochę miłości jej dziecku.
Idę przygotować ci tą kąpiel. – Oznajmiła i poszła do tej łazienki i rzeczywiście zajęła się szykowaniem tej kąpieli. Upewniła się, że do wanny leci gorąca woda, ale też nie taka, żeby Zoey się poparzyła, albo ugotowała jak jakaś ofiara w Pile. W sumie fajny pomysł. Wyślę scenarzystom. Dosypała tam różnych soli i proszków i dolała płynu i nawet nie był to płyn do płukania. To był tak wyjebisty hotel, że pewnie człowiek w zestawie dostawał jakiś kosz z takimi pierdami i Gaia uznała, że to idealny moment, żeby wszystko wykorzystać dla McTavish. Ale nie dała jej też niczego za dużo, żeby później biedna się nie ślizgała czy coś. W tej relacji poślizg nie był aż tak ważny. Poza tym Gaia wiedziała co robić i nie potrzeba było żadnych chemicznych dodatków.
- Prawie gotowe. – Oznajmiła wychodząc z łazienki i spoglądając na Zoey. – Otworzę szampana, bo w końcu będę mogła się napić. – Co najmniej jakby prowadzenie po alkoholu było dla niej problemem. – Ty możesz już wskakiwać do wanny. Zaraz przyjdę. – Ucałowała Zoey w kącik ust i idąc do barku z alkoholem zaczęła ściągać koszulę, którą odrzuciła gdzieś na bok. Zdjęła też buty i zajęła się otwieraniem szampana, który był już idealnie schłodzony. Przelotnie rzuciła okiem na kartkę z podziękowaniem za wizytę od właściciela hotelu. Cieszył się, że Gaia wywaliła taki hajs na to, żeby spędzić tu dwie noce. Była mistrzem w otwieraniu szampana, więc otworzyła go cicho i bez problemu. Polała do dwóch kieliszków i poszła do łazienki, gdzie Zoey już czilowała bombę w wannie.
- I jak? – Zapytała przysiadając na brzegu wanny i podając Zoey kieliszek. Naturalnie chciała ją upić, żeby Zoey była łatwiejsza. Żartuje. Upiła dwa łyki swojego szampana i zerknęła na Zoey. – Jestem gotowa, Zoey. – Powiedziała i zanurzyła dłoń w wannie, żeby odszukać rękę Zoey. – Żeby z tobą być. Tylko z tobą. – Wyklarowała, w razie gdyby nie do końca było to jasne.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Też jestem z tego zdania. - Przytaknęła, bo zgadzała się z tym co Gaia mówiła. - Myślę, że warto żeby osoba, z którą sypiasz lub sie umawiasz została Twoim przyjacielem, ale w drugą stronę to może być kłopotliwe, bo jednak seks czasem więcej komplikuje - ona na przykład wiedziała, że gdyby przespała się z Sameen to, by się w niej pewnie zakochała i to ona miałaby problem. Po co jej to? Wolała zostać w strefie przyjaźni i cieszyć się z tego co miała. - W ogóle czasem mnie denerwuje jak ktoś mówi, że "o między nami nic nie ma, to tylko przyjaźń" jakby zupełnie nie doceniali, że to nie jest TYLKO, to jest AŻ, ciężko jest znaleźć kogoś kto będzie naprawdę szczerym i oddanym przyjacielem. Ludzie to czasem strasznie lekceważą nie uważasz? - Zapytała i nie mówiła tutaj o nikim konkretnym, po prostu miała takie przemyślenie. Ona na przykład wiedziała, że gdyby nie Sam to nie miałaby żadnej takiej prawdziwej przyjaciółki, nawet jeżeli jej relacja z blondynką była specyficzna, to jednak na chwilę obecną Sameen znała ją najlepiej.
- O co się ostatnio pokłóciliście? - Zapytała, bo byla cholernie ciekawa jak to wygląda u Zimmermanów i czy to na przykład nie była kłótnia, którą ja sobie wyobrażam jako typowo niemiecką i to jest taka w stylu że jedno mówi "zupa była za słona", a drugie "twój komentarz jest zbędny, aczkolwiek dziękuję, wezmę pod uwagę Twoje walory smakowe przy następnej okazji". Nie jestem w stanie sobie wyobrazić rozemocjonowanego Niemca. Aczkolwiek Zimmermanowie byli mieszanką więc kto wie, co tam dodaje ten włoski temperament. Zoey zresztą wydawało się, że Gaia ma w sobie więcej genów matki niż ojca, bo zdecydowanie bliżej jej było do charakternej włoszki niż ogarniętego niemca.
- Jasne - uśmiechnęła się, bo dla Zoey bardziej niż szarpanie się o wspólną kąpiel liczyło się to, że Gaia jednak zakładała, że do takiej możliwości dojdzie następnym razem, co tylko mogło oznaczać, że taki następny raz rzeczywiście sie może wydarzyć. - Miałaś kiedyś w ogóle blond włosy? - Zapytała zaciekawiona, bo nie wyobrażała sobie Gai blondynki, jakoś do niej to zupełnie nie pasowało. Pewnie wróci do czarnych jak zacznie rozkręcać swoją karierę aktorską :tear: .
Zoey była zaskoczona, że jest pies, który nie szczeka, bo ona się z tym nie spotkała nigdzie. Zawsze miała kontakt tylko z psami, które szczekają, a już szczególnie gdy są podekscytowane tym, że wraca właściciel na chatę. W sumie to jednak dobrze, bo przynajmniej Ponyo nikogo nie wkurzała swoim darciem się tak jak ten pies, który był w jakimś apartamencie obok. Gdy Zoey dostała psiaka do rąk to też sie z nim przywitała i nawet pocałowała ją w główkę, co było chyba pierwszym razem gdy McTavish zrobiła coś takiego obcemu zwierzakowi. Robiła tak Tyfonowi, bo go traktowała troche jak swojego psa. - Dziękuję - powiedziała i zanim jeszcze Gaia poszła do łazienki to ucałowała ją w policzek, a później zaczęła przeglądać swoją torbę żeby wyciągnąć pidżamę. Wiadomo, że pidżamy powinny być znakiem rozpoznawczym McTavish.
- Panno Zimmerman, widzę, że o wszystkim panienka pomyślała - była kolacja, była przygotowana kąpiel. teraz szampan. Zoey niczego nie brakowało. Poszła do łazienki jak Gaia walczyła z otwarciem butelki, przygotowała sobie ręczniki zawieszając je blisko wanny, a później rozebrała się odkładając swoje rzeczy złożone w kostkę gdzieś na bok. Dopiero wtedy weszła do wanny powoli zanurzając swoje ciało w gorącej wodzie. Ułożyła się wygodnie zamykając na moment oczy. Otworzyła je dopiero jak Gaia przysiadła na skraju wanny. - Wspaniale, do pełni szczęścia brakowało mi tylko dwóch rzeczy, jedna już przyszła - bo wiadomo, że Zoey mówiła teraz o Gai - a drugą są świeczki, ale już obczaiłam, że nie mamy żadnych w pokoju - jakby były to by sobie wzięła żeby jeszcze bardziej zrobić sobie odpowiedni nastrój. Wzięła od niej kieliszek z szampanem, napiła się łyka i chciała zrobić kolejnego, ale zamarła w połowie, bo usłyszała słowa Gai. Nie spodziewała się tego. Nie dzisiaj. Nie teraz. Była w szoku i dopiero po paru sekundach do niej dotarło, że zastygła w miejscu z jedną ręką trzymającą szampana, a drugą, którą trzymała Zimmerman. - Gaia... - zaczęła odkładając lampkę alkoholu na bok i spojrzała na twarz dziewczyny nieco zmieniając przy tym pozycje, by być bardziej przodem do niej. - To fantastyczna wiadomość - odpowiedziała i momentalnie na jej twarzy zawitał szczery uśmiech - też chcę być z Tobą, tylko z Tobą - dodała żeby nie było żadnych wątpliwości i nieco się podniosła, tak bardziej na kolana, żeby ułożyć rękę na jej policzku i ją pocałować w te duże i naturalne wargi. Nawet nie wiedziała kiedy jedna drobna łza spłynęła jej po twarzy, cóż, była wzruszona tym, że mimo tylu przeszkód, czasem nawet kłótni, udało im się jakoś dotrwać do tego momentu. - Kurde - mruknęła jednak cicho, gdy się od niej odsunęła. - Moja pidżama zdecydowanie nie będzie pasować do tego momentu - Zoey teraz sobie pluła w twarz, że nie wzięła czegoś seksownego, co by się teraz przydało, żeby ładnie wyglądać celebrując taki podniosły moment. - Czy to jest ten czas, w którym mogę wznieść za nas toast? - Zapytała ponownie łapiąc szampana w dłoń.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
ODPOWIEDZ