animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Zaśmiała się i przygryzając usta patrzyła na Zoey.
- Wiem. Widzę, że już skradłam twoje serce. – Była tak obrzydliwie pewna tego, tak samo jak była z siebie niesamowicie zadowolona. – Ale to nie zmienia faktu, że będę cię rozpieszczać. Lubię rozpieszczać ludzi, których… lubię. – Ponownie posłała jej uśmiech i aż żałowałą, że nie miała ze sobą swojej papierośnicy, bo teraz by sobie wyjęła seksownie papierosa i udawała, że jest Cate Blanchett, a Zoey to mała i niewinna Rooney Mara. Chociaż wiekowo powinno być na odwrót. Ale wiadomo, że raczej chodzi o doświadczenie.
Gaia nigdy nie zaśmiałaby się z czegoś takiego. No chyba, że wiedziałaby co to oznacza. Sorry, ale francuski jest zbyt seksowny, żeby się śmiać. Pewnie jakby jej przeczytała instrukcję robienia pizzy mrożonej po francusku to Gaia by płonęła jak pochodnia. Fuj. – Niemiecki to najmniej seksowny język, głupolu. – Nawet wyznanie miłosne po niemiecki brzmi tak bardzo słabo, że Gaia nie mogłaby się zakochać w Niemcu czy Niemce tylko dlatego, że nie chciałaby im nigdy powiedzieć „kocham cię” po niemiecku. – Ho anche dimenticato di dirvi che parlo correntemente l'italiano. – To był zdecydowanie seksowniejszy język. Tutaj nie bałaby się powiedzieć wyznania miłosnego. Chociaż nie planowała się zakochiwać we Włochu czy Włoszce. Po co jak miała Szkotkę.
- To już niedługo. – Zauważyła i starała się nie okazać za bardzo tego jak była smutna z tego powodu. Dla niej oznaczało to tylko tyle, że Gaia i Zoey w tym samym czasie będą zajęte swoimi pracami. Pewnie nie będą miały czasu na to, żeby się widywać. Postanowiła jednak o niczym nie mówić głośno, bo to nie pora na to. – Nie mogę się doczekać tego biurowca. – Zamiast tego postanowiła się uśmiechnąć i pokazać Zoey, że ją wspiera. Bo tak było! To nie było jakieś wymuszenie.
- Rodzice nie. Na pewno nie. Ja z Brunem tak. Często. Regularnie. Bjorn i Bjol? Nie wiem… jak palą to nie z nami. – Pewnie nie chcieli się trzymać z takimi lamerskimi bliźniakami jak Gaia i Bruno. Żartuje. Akurat oni nie byli lamerscy. – Nie mam pojęcia w sumie. Nie sprawdzaliśmy. Po prostu rozrosło mu się na łodzi, bo Bruno mieszka na łodzi, którą nazwał moim imieniem, no i nie miał na to miejsca, więc zaproponowałam mój ogród. – Wyjaśniła, bo to też bardzo ładnie pokazywało jaką zajebistą siostrą jest Gaia. – Pożyczę kiedyś od Bruna Gaię i sobie odpłyniemy kawałek od lądu, co? – Zapytała, bo dla niej to brzmiało fajnie. Co prawda jak koszmar, bo nie potrafiła kierować łodzią, ale najwyżej Bruno je gdzieś odholuje i później po nie wróci. Nie będzie chciała zabrać brata ze sobą, bo Gaia planowała tam uprawiać seks z Zoey, więc wyobraź sobie jak byłoby niezręcznie.
- Poważnie? – Zapytała poważnie i trochę nawet zdziwiona, bo Gaia to sądziła, że ona nie opowiada ciekawych historii. Ona odnosiła wrażenie, że w sumie to nie opowiada nic. Nawet jej żarty są słabe jak nie wiem co. No, a jak coś opowiadała Zoey to ewidentnie tego nie zauważyła. Wow. Czas rzeczywiście mija przyjemnie jak spędzasz go z kimś kto jest twoją bratnią duszą.
Zgodziła się, żeby wróciły do rodziców. I jak Zoey brała sobie szampana, to Gaia wzięła sobie jeszcze jedną szklankę piwa. Poprzednią wyzerowała jak wychodziły z przestrzeni przeznaczonej na palenie papierosów. Zaczęła się nawet zastanawiać czy to rozważne tworzyć taką strefę w ogrodzie botanicznym. W sumie… brzmiało to jak coś co obrzydliwie bogaci ludzie by zrobili. Gaia parsknęła śmiechem i pokręciła głową na uwagę Zoey i zerknęła też na reakcję swojej mamy, która delikatnie się uśmiechnęłą. No i Gaia usiadła sobie pomiędzy mamą, a Zoey. Wzięłą od mamy telefon, który ta jej przechowywała. Gaia, trochę nieuprzejmie, ale zaczęła przeglądać wiadomości, które jej się nagromadziły podczas jej nieobecności. Zaraz jednak odłożyła telefon i przez chwilę nasłuchiwała o czym jest rozmowa. Co jakiś czas zerkała tylko na rodziców Zoey próbując dostrzec podobieństwo między nimi, a ich córką. W pewnym momencie, patrząc na mamę Zoey, aż się wyprostowała i uderzyła delikatnie dłonią w stolik. – Czy to są złote klipsy vintage od Cartiera? Te z onyksem? – Nachyliła się przy Zoey, żeby zerknąć na kolczyki jej mamy. – Są fantastyczne. Przepiękne. Polowałam na nie w zeszłym roku. Pamiętasz, mamo? Chciałam je na urodziny. Są naprawdę cudowne. – Pokiwała głową z uznaniem. Korzystając też z okazji, że tak się nachylała nad Zoey, położyła jej dłoń na udzie. Cały czas napierdalała o tych kolczykach, więc wszyscy się na nich skupili. Pewnie panowie nie, ale trudno. Ważne, że nikt nie patrzył gdzie jest ręka Gai.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Zoey już nic nie odpowiedziała na te słowa, bo nie było co tu mówić. Oczywiście, że Gaia trochę skradła jej serce, gdyby tak nie było to zapewne McTavish tak, by za nią nie tęskniła. Pamiętała też słowa Gai z jej biura i naprawdę żałowała, że nie była w stanie jej odpowiedzieć czymś takim samym. Ona po prostu obawiała się przyznać, że jest w kimś zakochana. Sama przed sobą mogła się przyznać, ale przed światem? Jeszcze nie. Zaśmiała sie i pokręciła głową. - Nie przesadzaj - wcale nie był taki zły ten język niemiecki. Każdy miał jakiś swój urok, no może poza językami azjatyckimi, bo te dla Zoey były totalnie niezrozumiałe. Czasem były w słodkie jak w tej bajce, którą oglądała z Gaią, ale tak poza tym, to nie do końca. Zdecydowanie bardziej wolała europejskie klimaty. - Questa è una buona cosa, perché sono nella media - odpowiedziała Gai z lekkim uśmiechem, no ale jej włoski nie był jakiś wybitny. Umiała podstawy, bo kiedyś chciała sie tego uczyć, chociaż umiała trochę w łacine więc pewnie gdyby bardziej do tego przysiadła to rzeczywiście mogłaby się tego dosć szybko nauczyć. No, ale jakoś nigdy nie miała az tyle czasu w swoim dorosłym życiu.
- Owszem, ale później będzie już z głowy. - No chyba, że dostanie jakiś nowy ciekawy projekt. Na razie jednak nic takiego się nie zapowiadało. Projektowała obecnie dom jednorodzinny wiec nic takiego ciężkiego. To mogłaby już robić z zamkniętymi oczyma. - Ja też nie, chciałabym już móc na niego spojrzeć w rzeczywistości, a nie tylko na wizualizacjach - miała nadzieję, że będzie ładny i bezpieczny. Starała się jak tylko umiała, by tak było. Doceniała też wsparcie Gai w tym temacie.
- Jak to jest? Być zjaranym? Jak się wtedy czujesz? - No była ciekawa czy Gaia ma jakieś paranoje, czy sobie wkręca różne rzeczy, czy ma napady niekontrolowanego śmiechu. Zoey oczywiście niewiele wiedziała o substancjach psychoaktywnych więc musiała sie Gai podpytać. Może kiedyś będzie mogła sobie spróbować zapalić i sama oceni czy to takie fajne czy nie, ale musiałaby mieć pewność, że może to zrobić w domu. - O mój boże. Naprawdę mieszka na łodzi? Wygodnie mu tam? - Ona sobie tego nie wyobrażała, ale ona sobie wielu rzeczy nie była w stanie wyobrazić, więc nic dziwnego. - Jasne, bardzo chętnie. Chciałabym być z Gaią na Gai - uśmiechnęła się wesoło, bo taka mała wycieczka brzmiała świetnie. Zoey lubiła wodę więc mogłaby sobie w ten sposób popływać i zobaczyć coś ładnego, już pomijam fakt, że miałaby Gaie obok więc na coś ładnego mogłaby patrzeć non stop.
- Poważnie... a coś taka zdziwiona? Interesuje mnie to co mówisz. Lubię Cię słuchać, lubię jak mi opowiadasz o sobie albo o swojej rodzinie albo o bajkach czy czymkolwiek innym. Dobrze się wtedy bawię. - Może Zoey nie potrzebowała po prostu dużo żeby się dobrze bawić, a może Gaia była dokładnie tym czego Zoey potrzebowała. Bawiła się z nią dobrze niezależnie co robiły. Nawet gdyby leżały przytulone gapiąc się w sufit to uważałaby, że nie był to czas stracony.
Zoey siedząc już przy stole zaczęła rozmawiać z rodzicami zarówno jej jak i Gai, gdy ta była zajęta sprawdzaniem telefonu. Było całkiem miło chociaż miała czasem wrażenie, że pani Zimmerman jej się przygląda. Może była przewrażliwiona. Uśmiechała się ładnie, grzecznie odpowiadając na pytania i zadając też jakieś swoje, które wpadły jej do głowy żeby rozmowę pociągnąć. Jednak zachowanie Gai chyba wszystkich zaskoczyło. Zoey spojrzała na Zimmerman i uśmiechnęła się do niej szeroko pokazując przy tym zęby. Gdy poczuła na swoim udzie dłoń Gai to od razu chwyciła za kieliszek z alkoholem, żeby się napić i ukryć zbyt długi uśmiech, który był spowodowany tym dotykiem. Starała się nie zalać rumieńcami, ale nie do końca jej to wyszło, bo policzki jej się nieco zaróżowiły. Mama Zoey odpowiedziała, że był to świąteczny prezent od córki i, że jej też się bardzo podobają, bo Zoey ma bardzo dobry gust. - Oczywiście, że mam. Obyś w to nigdy nie wątpiła - odpowiedziała uśmiechając się do mamy. Cóż miała dobry gust do biżuterii i miała nadzieję, że do ludzi też jej się ostatnio polepszył. - Gaia opowiedziała mi, że planuje otworzyć swoją własną fundację. Muszą Państwo być z niej bardzo dumni. Rodzice zawsze uczyli mnie i braci, że działania charytatywne są bardzo istotne, ale chyba żadne z nas nie miałoby na tyle odwagi, żeby założyć coś takiego. - Odpowiedziała spoglądając najpierw na Gaie, a później na jej rodziców. W międzyczasie podano też jakieś jedzenie. - Ooo owoce morza, moje ulubione - powiedziała i chwyciła za jedną z ostryg kładąc ją sobie na talerzu. - Mamo opowiadałaś Pani Zimmerman o tym jak świętowaliście z tatą rocznicę ślubu podczas jej koncertu w Edynburgu? - Zarzuciła tematem, bo zauważyła, że podczas rozmowy o kolczykach to ojcowie zajęli się rozmową na własne tematy więc teraz do zabawiania zostały im matki. Zoey w międzyczasie, gdy próbowała zjeść ostrygę to założyła nogę na nogę i delikatnie, czubkiem swojego buta przejeżdżała w górę i w dół po łydce Gai. Happysad - Łydka. mp3.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- I jak zaczną wylewać te fundamenty to jak to będzie wyglądało? Musisz tam być przez cały czas? Jesteś uziemiona do momentu aż wybudują ten biurowiec? – Podpytała, bo w jej oczach to architekt dostarcza tylko projekt, a o resztę martwią się inni. W tym czasie Zoey może sobie brać jakieś inne projekty. Oczywiście nie była tego pewna i to było tylko takie jej wyobrażenie. Nie znała się na tym absolutnie dlatego niczego nie mówiła na głos. Nie chciała umniejszać pracy Zoey, albo udawać, że wie w tym temacie więcej. – Ile będą go budować? – Zakładała, że może zajmie to parę lat, ale kto wie. Może teraz wieżowce stawiają jak średniej wielkości zestawy Lego – w osiem godzin przy dupnym stoliku, który na następne dwie godziny rozkurwia ci kręgosłup.
- Myślę, że to zależy od osoby. – Wzruszyła ramionami. – Czasami czuję się taka lekka i śmieje się ze wszystkiego. Czasami czuję, że mogę osiągnąć wszystko. A czasami jestem po prostu smutna, ale… w takim sensie, że w momencie jak jestem smutna po marihuanie, to po prostu wiem, że… jakoś to będzie i sobie poradzę. – Znowu wzruszyła ramionami. Zaczęła palić, bo myślała, że to fajne i będzie wiecznie zadowolona z życia, ale człowiek dorastał i palił i w sumie nie wychodziło z tego już nic dobrego. Ale nie było też źle. Zapaliłaby sobie teraz. – No trochę tam już mieszka, więc zakładam, że jest mu tam dobrze. – Nie pytała go w sumie nigdy o to, ale to przecież nie tak, że rodzice oznajmili, że kategorycznie zabraniają im korzystać z tych rodzinnych pieniędzy. Gdyby Bruno chciał to mógłby mieszkać w posiadłości większej od tej Gai. – Na Gai możesz być zawsze. A przynajmniej bardzo często. Bo jednak Gaia woli mieć ludzi pod sobą. – Albo nad sobą, ale to już Zoey wiedziała. Chyba. W sumie pewnie nie, bo to były przemyślenia, a nie rozmowa. Kiedyś się dowie w takim razie.
- Nic, nic. Po prostu… nie wiem… nie zakładałam, że mówię cokolwiek ciekawego. – Wzruszyła ramionami. Z tymi bajkami to ryzykowała, bo co jak Zoey by uznała, że Gaia to jest jednak niedojrzała smarkula, która powinna się zająć czymś poważnym, a nie tylko bajkami i paleniem marihuany i adoptowaniem zwierząt, które później musi ogarniać biedna Luna. Gaia z uśmiechem obserwowała wymianę zdań między panią McTavish, a Zoey. W momencie, w którym Zoey wspomniała o fundacji, Gaia zabrała swoją dłoń z jej uda i się wyprostowała. Rzuciła szybkie spojrzenie swojemu ojcu, który niczego nie skomentował, ale Monica szybko ułożyła swoją dłoń na jego dłoni i dyplomatycznie oznajmiła, że oboje są bardzo dumni z córki. Christopher nadal miał delikatny problem z tym czym zajmują się jego dzieci. Niby powinien się cieszyć, że sobie radzą i nie są problematyczne, ale wolałby swoją córkę w kancelarii, a nie pracującą w fundacji. Nie było w tym nic złego. Po prostu… nie tak widział ich przyszłość.
Na szczęście zaraz rzeczywiście pojawiło się jedzenie i wszyscy skupili się na tym. Gaia nie zjadła za dużo, bo uznała, że połączenie owoców morza i piwa, które już wypiła nie będzie dobrym pomysłem. Ale w międzyczasie zamówiła sobie kolejne piwo, bo nie chciała tak siedzieć o suchym pysku. No i jakieś jedzenie tam poskubała. Ale bardziej skupiała się na rozmowach. Może niekoniecznie w nich uczestniczyła, ale przynajmniej słuchała. W razie gdyby ojciec miał jej zrobić kartkówkę przy śniadaniu. Miał czasami takie dziwne odpały jak był obrażony. Typowy stary. No, ale dobra, pojedli sobie, popili i porozmawiali, ale Gaia była gotowa już iść.
- Zoey ma jutro z rana spotkanie z inwestorem. – Oznajmiła z dupy. – Zaproponowałam, że odwiozę ją do domu. Jak nie będzie za późno to wrócę do was tutaj, albo spotkamy się już w domu. – Spojrzała na rodziców, oboje zgodnie skinęli głowami i Gaia wiedziała, że ma zgodę. Może jutro będzie musiała o tym posłuchać, ale teraz mogła sobie iść. Wstała, żeby się pożegnać z państwem McTavish i żeby jeszcze raz im powiedzieć jak miło było ich poznać. Pani Zimmerman poprosiła córkę, żeby dała znać jak dojadą i żeby nie jechała za szybko. Widać, że ją znała i widziała ile Gaia sobie tych piwek strzeliła. A i tak nie widziała tego, które wypiła w palarni, ale trudno. Poinformowała Zoey, że poczeka na nią przy wejściu, bo i tak musi kogoś poprosić, żeby jej przyprowadzili auto. No i rzeczywiście poszła ze swoimi rzeczami do tego typa, co przyjmował gości i przyprowadzał auta. Dała mu swój bilecik i stresowała się, że jakiś burak jeździ jej Porsche.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Nie. Tak naprawdę to nie jestem tam im w niczym potrzebna dopóki mi nie dadzą znać. Projekt jest u kierownika budowy i to on ma się zająć tym żeby wszystko było tak jak ma być. To jak oni to zrobią już nie jest moją odpowiedzialnością. Dostali ode mnie wszystkie wytyczne, jak sknocą będzie na nich. - Jeżeli na przykład inwestor postanowi przyciąć koszty i kupić gorszej jakości materiały niż te, które sugerowała mu Zoey to już jest jego problem jak coś się popsuje. Ona za to odpowiedzialności nie ponosiła. - Jeżeli nie będzie opóźnień to powinien być gotowy w wakacje 2026, ale znając życie to różnie może być - chociaż też nie wiem. bo jeżeli tam jest czasem po 50 stopni w czasie lata to pewnie nie budują w takich warunkach. Nie znam się.
- Chyba ten pierwszy efekt jest najbardziej pożądany. Chciałabym się poczuć taka lekka kiedyś - chociaż może nie przy użyciu takich środków. Chciała się jej zapytać czy często jest taka smutna, ale to chyba nie był odpowiedni moment na rozmowy na takie tematy. Może będą miały na to czas jak wrócą do domu i będą ze sobą na spokojnie mogły pogadać. Szczerze mówiąc to nie mogła się doczekać aż będą same. Chciała sobie z nią po prostu pobyć. - Yhym, w sumie to chciałabym być czasem na Gai, o ile wtedy Gaia będzie się czuć komfortowo - a chciała żeby się tak czuła przy niej zawsze. Poza tym Zoey była mała więc Gaia, by nawet nie poczuła, że McTavish na niej jest iks de.
- Gaia... wszystko co mówisz jest ciekawe, szczególnie jeżeli dotyczy to Ciebie. - Może też kluczem jest zadawanie odpowiednich pytań w rozmowie, no bo pewnie nawet gdyby Gaia zaczęła gadać o pogodzie to Zoey, by się jej zapytała czy lubi deszczową pogodę i jakimś cudem, by zeszło na to czy lubi być mokra, a później to już im wiele nie trzeba było dodawać. Jakoś rozmowa, by się dalej sama potoczyła. Odpowiednie zadane pytanie było kluczem do sukcesu.
No i jak sobie posiedzieli to Zoey zjadła trochę tych owoców morza i w sumie to był jej plan na ucieczkę, bo chciała powiedzieć, że owoce morza jej zaszkodziły i musi wrócić do domu, no ale Gaia była pierwsza i wymyśliła coś co nie było aż tak wielkim kłamstwem, no bo rzeczywiście miała jutro spotkanie z inwestorem. Pożegnała się więc z rodzicami, ale także z Państwem Zimmerman, mówiąc Monice, ze to była wielka przyjemność i, że ma nadzieje, że kiedyś jeszcze na siebie gdzieś wpadną. Później zabrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia, gdzie Gaia czekała już na samochód. - No to jedźmy - powiedziała jak już się wpakowały do Porshe i Zoey spojrzała na Zimmerman z szerokim uśmiechem, a później pojechały do apartamentu McTavish.

2xzt

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
ODPOWIEDZ