Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
027
{outfit}
Nie wiedziała czy to dobry pomysł, żeby tak wpadać niezapowiedzianą do domu Gai. Po pierwsze mogło jej nie być, po drugie może coś miała do roboty i nie życzyłaby sobie jej towarzystwa, a po trzecie to jednak były walentynki i nie chciała się jej narzucać. Wydawało jej się, że już i tak dość wiele razy to ostatnio robiła. Z drugiej strony może odrobina spontaniczności jeszcze nikomu nie zaszkodziła? McTavish teraz się uczyła robić rzeczy, które były nieco poza jej strefą komfortu i wpadanie do kogoś bez zaproszenia i bez zapowiedzi właśnie tym czymś było. Poza tym skoro Gaia mogła wpaść do niej w środku nocy, to Zoey może do niej wpaść na chwilę o nie takiej znowu późnej godzinie. Ogólnie to też nie tak, że wiedziała co chce zrobić, gdy tylko wsiadła do taksówki. Dosłownie wpadła na ten pomysł jak przejeżdżali niedaleko domu Gai, wtedy postanowiła zaryzykować i poprosiła kierowcę żeby jednak zawiózł ją pod inny adres.
Przez chwilę stała przed wejściem trochę zastanawiając się czy jednak nie powinna odwrócić swoich czterech liter i wrócić do domu, ale skoro już tu była, to chyba znów musiała zaryzykować. Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Nie mogła ciągle grać bezpiecznie, a chyba w szczególności jeżeli chodziło o relacje z Gaią, która jednak była w chuj spontaniczną osobą, tego Zoey się chciała od niej trochę nauczyć. Dlatego zadzwoniła dzwonkiem do drzwi i czekała aż Gaia jej otworzy. Miała nadzieję, że to zrobi, ale okazało się, że otworzyła jej jakaś dziewczyna, która zapewne była Luną, jej współlokatorką. Zoey szybko się przywitała i zapytała, czy Gaia jest w domu, a gdy okazało się, że tak, to McTavish poczuła dość sporą ulgę. Chwilę później w drzwiach pojawiła się już ta, na którą Zoey czekała i to nie tylko te ostatnie parę minut, ale być może i całe, swoje dotychczasowe, życie. - Hej - uśmiechnęła się do Zimmerman. - Przejeżdżałam obok i pomyślałam, że zapytam czy nie masz ochoty wyjść ze mną na papierosa - i nawet żeby mieć dowód to wyciągnęła z torebki paczkę fajek. - Oczywiście jeżeli masz czas, bo jak przeszkadzam to innym razem wpadnę - nie chciała jej się narzucać, ale też nie chciała czekać nie wiadomo ile żeby się z nią zobaczyć. Wykorzystała więc okazję, która się natrafiła.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
046.
Gaia musiała przyznać sama przed sobą, że to z pewnością były najlepsze Walentynki jakie miała w życiu. Te z Biancą, Benedictem czy Noah w ogóle nie mogły się równać z dniem, który spędziła ze swoją przyjaciółką! A to nawet nie był koniec wrażeń. Gaia w pewnym momencie nawet nie wiedziała po co chodzi na jakiekolwiek imprezy jak mogłaby siedzieć po prostu z Dashwood i dobrze się bawić. Siedziały sobie w szlafrokach od Versace, które kupiły sobie dzisiaj wspólnie jako walentynkowy prezent, oglądały Asterixa & Obelixa nie wierząc w to jaka Monica Bellucci jest piękna i jak niesamowicie podobna jest do pani Zimmerman. Czilowały sobie tak bombę i żarły to co same sobie ugotowały i rozmawiały o tym, że może powinny wykorzystać ten hydromasaż, który mają w wannie, a który jeszcze nie był używany, kiedy rozbrzmiał dzwonek od drzwi głównych. Gaię obleciał poważny strach. Naprawdę niewiele osób miało adres tego domu, więc to musiał być jakiś morderca, Bruno, ochroniarz Luny, albo najgorsza możliwa opcja… Joel. Nie miała do typa absolutnie nic. Po prostu jakby teraz przyszedł to zrujnowałby ten dzień. Gaia musiałaby udawać, że wszystko jest w porządku i poszłaby do siebie do pokoju i tam by się rozpłakała słuchając drugiej części, nowej płyty Zary Larsson. Razem z Luną uznały, że skoro dom jest na Gaię, to ona powinna iść otworzyć i ewentualnie zostać pierwszą zamordowaną. Zimmerman nie miała z tym problemu. Nie od dzisiaj wyznawała zasadę, że za panienkę Dashwood to z chęcią oddałaby życie. Wstała, poprawiła sobie szlafrok, związała ciaśniej pasek i ruszyła do drzwi. U jej boku dzielnie dreptała sobie Ponyo, która była ciekawa świata, ale zbyt tchórzliwa, żeby samotnie podbiec do drzwi i zacząć szczekać. Gaia nie pomyślała, żeby najpierw zerknąć przez wizjer, więc od razu otworzyła drzwi i naraziła się na cios nożem prosto w swoją piękną twarz. Na szczęście to nie był morderca. To była Zoey. Gaia od razu szeroko się uśmiechnęła na jej widok.
- Cześć. – Przywitała się i zmierzyła sobie Zoey od stóp do głowy. – Jasne, że tak. – I jeszcze zajrzała do środka do Luny, żeby krzyknąć, że za chwilkę wróci. – Nie przeszkadzasz. Chodź na ogród. Chodź, Ponyo. – Zawołała też psa, bo ta oczywiście zaczęła obwąchiwać Zoey, którą już znała. Poprowadziła McTavish na ogródek. Sama szła na boso, bo nawet nie pomyślała o tym, żeby ubrać jakieś buty. – Skąd wracasz taka odjebana? – Nie mogła nie zapytać, bo Zoey wyglądała bardzo ładnie. Jak już sobie usiadły na leżaku to Gaia poczęstowała się papierosem, bo sama żadnych przy sobie nie miała, a nie chciała już wracać do środka. Pożyczyła też zapalniczkę, odpaliła papieroska i zaciągnęła się nim wpatrując się w Zoey.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że Gaia jednak ma chwilę i Zoey może nie do końca zrobiła z siebie wariatkę. Chociaż pewnie jeszcze mniejszą wariatkę, by z siebie zrobiła gdyby Gai jednak nie było w domu, bo wtedy nikt nie wiedziałby, że tutaj była. No, ale już trudno. Nie mogła się teraz wycofać, bo i tak nic by to nie dało, poza tym chciała chociaż chwilę porozmawiać sobie z Gaią. Tak po prostu, o wszystkim i o niczym. Przywitała się z pieskiem, którego już wcześniej poznała i uśmiechnęła się do Zimmerman. - Stylowy szlafrok - powiedziała przyglądając się jej przez chwilę, a później poszła za nią w stronę ogrodu. Pamiętała jak była tutaj razem z Gaią, gdy wybierała ten dom, to wtedy padły te wszystkie słowa, których teraz McTavish nie mogła wyrzucić z głowy.
- Będziesz mieć coś przeciwko jak sobie usiądę przy basenie? - Zapytała i obstawiam, że Gaia nie miała nic przeciwko więc Zoey poczęstowała ją papierosem, a później ściągnęła ze stóp te potwornie wysokie szpilki i usiadła sobie na brzegu basenu żeby zanurzyć obolałe stopy w chłodnej wodzie. Takie buty nie były dobrym pomysłem, chociaż wyglądały wystrzałowo. - Widziałam się z właścicielem tego sanktuarium gdzie są moje pantery. - Może i mogłaby to nazwać randką, ale nie wiem, bo nie wiem jak Parker to nazwał gdy ją zapraszał więc się wstrzymam na razie. Ogólnie to było całkiem fajnie, nie żałowała, że się zgodziła. Wyciągnęła z paczki papierosa dla siebie i odpaliła go zaciągając sie dymem. - Chciałam Cię przeprosić za moje zachowanie w sklepie - powiedziała patrząc na nią i wypuściła dym z płuc. - To było durne i uświadomiłam to sobie trochę za późno - uważała, że Gaia zasługuje na przeprosiny za to jak Zoey wtedy zareagowała. - Jestem jeszcze trochę przewrażliwiona na tym punkcie - dodała pospiesznie robiąc przy tym przepraszającą minę. Chciała to wyjaśnić, a fakt, że wpadła tylko na szluga sprawiał, że nie będą mogły o tym jakoś długo rozmawiać i nad tym debatować. - Co porabiałaś dzisiaj? - Zapytała ruszając delikatnie nogami w basenie, miło było czuć ten chłód wody na swojej skórze.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia na papieroska zawsze znajdzie chwilę. A dzisiaj w sumie to nawet nie miała okazji zapalić, bo spędzała cały dzień z Luną, a Luna widocznie nie paliła. A jak paliła to widocznie zapomniała palić przez Gaię. Tak na siebie działają najlepsze przyjaciółki, które myślą o tym, żeby się ze sobą przespać. Potwierdzone naukowo.
- Dziękuję. – Spojrzała jeszcze na swój szlafrok. Czuła się w nim stylowo. Ale też ona czuła się stylowo we wszystkim co nosiła. Taką już miała przypadłość. Na razie jednak szlafroczek nie był jakiś super przyjemny, bo był świeżo kupiony. Jakby go najpierw wyprała, to pewnie byłby przyjemniejszy. Ale nie było na to czasu. Musiały z Luną od razu ubrać na siebie swoje prezenty walentynkowe, żeby czuć się zajebiście. Dobrze, że nie paliły przy tym cygar jak kretynki. Sorki. Zapomniałam, że Zoey i Sam paliły cygara.
- Nie. Śmiało. – Gaia obserwowała jak Zoey ściąga buty i jak sobie siada. Był to taki krótki, prosty, nic nie znaczący moment, ale było w nim coś tak magicznego, że Gaia przestała na chwilę myśleć. Papieros bezwładnie zwisał jej z ust jak się gapiła. Nie miała w głowie żadnej myśli. Na chwilę przestała funkcjonować myśląc o tym, że mogłaby na to patrzeć częściej. – He. Dlaczego? – Zapytała już wyrwana z tego lekkiego transu, którym było obserwowanie Zoey. – W Walentynki? – Zapytała, ale bez żadnej pretensji. Po prostu no… ubrała się dosyć ładnie, żeby w Walentynki widzieć się z właścicielem sanktuarium. Luna też go znała, ale Gaia nie kojarzyła, żeby Luna ubierała się tak ładnie, żeby się z nim widywać. A przynajmniej tak jej się wydawało. No, ale nieważne.
- Okej. – Była nieco zaskoczona tymi przeprosinami, ale też nie będzie z tego powodu szaleć. – To było durne zachowanie. – Przyznała. Tym bardziej, że ona na przykład była gotowa ją zeskanować na zapleczu. No może nie dosłownie, bo wiadomo, to Gaia. Mimo wszystko mogła ją zaprać na zaplecze i ucałować mocniej gdzieś na magazynie. Tak, żeby metalowe rusztowania wbijały jej się w plecy. – Jasne, jasne. Okej. – Szkoda, że Gaia nie pomyślała o tym, żeby ją przeprosić za swój głupi komentarz. Chociaż w jej opinii nie był głupi. Naprawdę myślała, że Zoey będzie dłużej udawała stan wdowy.
- Spędziłam romantyczny, walentynkowy dzień z Luną. Latałyśmy awionetką nad Lorne i nad Cairns. Byłyśmy na lodach i na kawie, ugotowałyśmy sobie obiad, a teraz jemy sery. Nie byłby to dobry dzień dla ludzi z nietolerancją laktozy. – Uśmiechnęła się, bo kto by pomyślał, że ona wymyśli taki sprytny żarcik. Głupio jej było tak siedzieć z dala od Zoey na tym leżaku, więc wstała i usiadła obok Zoey. – A ty co robiłaś? – Zapytała i nachyliła się, żeby sobie powąchać perfum Zoey. Trochę krip, ale trudno.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Dobrze, że Gaia jej nie wygoniła z tego basenu. Wtedy czułaby się jak jeszcze większa idiotka. Całe szczęście tak się nie stało i mogła sobie wygodnie siedzieć czując co prawda na sobie wzrok Gai. Nie było to dla niej jednak wcale jakieś stresujące, wręcz przeciwnie. Lubiła, gdy Zimmerman się na nią patrzyła. - Trochę mu wyrzuciłam, że pewnie wcale tych panter tam nie ma więc może dlatego - no nie wiedziała dlaczego postanowił ją zaprosić, ale uważała, że to miły gest. - Może potrzebował walentynkowej randki - wzruszyła ramionami, bo przecież nie dopytywała dlaczego akurat jakąś randomową dziewczynę Parker postanowił zaprosić na randkę w walentynki. Nie robiło jej to różnicy. Mogli sie spotkać też i jutro. Trochę jednak to spotkanie z nim podbudowało jej samoocenę, bo poczuła, że jeszcze ma szansę umówić sie z kimś na miłe wyjście, że nie jest takim wybrakowanym towarem.
- Było, nie chciałam tak naskakiwać na Ciebie - nawet jeżeli Gaia sprawiła jej odrobinę przykrości swoim komentarzem to nie zasługiwała na to, żeby Zoey potraktowała ją w ten sposób. McTavish czuła sie z tym bardzo głupio i chciała ją szczerze przeprosić. Nie chciała być osobą, która się złości przez coś takiego. Była w końcu d o r o s ł a. Ucieszyła sie, że Zimmerman nie ma jej tego za złe mogła więc się na spokojnie uśmiechnąć, bo kamień spadł jej z serca.
Wysłuchała jej słów cały czas się uśmiechając, bo jak dla niej to brzmiało jak całkiem niezły dzień spędzony z przyjaciółką. Ona z Sameen przecież też robiły fajne rzeczy! Jeździły za granicę, albo siedziały i paliły cygara. Ekscytujące! - Brzmi jak zajebiste walentynki - powiedziała szczerze i cieszyła się, że spędziła tak miło czas. - Jak było w awionetce? Fajne widoki? - Zapytała zainteresowana zaciągając się po raz kolejny, a gdy Gaia usiadła bliżej to uśmiechnęła się lekko marszcząc przy tym nos. - Hmmm wstałam, a to jest już spora czynność - zaczęła tak żartobliwie, chociaż też nie do końca, bo dzień wcześniej była UWAGA w klubie z koleżanką - później poszłam z Sam na śniadanie, to co Ci wysłałam. Później byłam u kosmetyczki, bo musiałam sobie w końcu wydepilować brwi żeby nie straszyć ludzi... później spotkałam sie z Parkerem i przyjechałam tutaj - miała dzień bardzo zabiegany. - Cieszę się, że Cie zastałam w domu - dodała i wolną ręką przejechała jej po włosach.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
No Gaia to nie miała żadnego powodu do tego, żeby ją wyganiać z tego basenu. To Zoey ostatnio postanowiła się zezłościć albo obrazić i szturmem wyjść z tego sklepu. Gaia nawet nie wiedziała czy dokończyła zakupy i bała się, że Bruno do niej przysapie, że jak będzie tak molestowała klientki w sklepie, to naturalnie, że będą tracić potencjalnych klientów. Do dzisiaj jednak nic nie napisał o tym, więc Gaia zakładała, że nie oglądał nagrań z monitoringu. Dzięki bogu.
- A więc byłaś na walentynkowej randce. – Uniosła brwi, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Pokiwała nawet delikatnie głową. Powinna pewnie poczuć się urażona, że Zoey była z kimś innym, ale w sumie to nie poczuła się zraniona. Okej, pewnie wolałaby, żeby Zoey poszła z nią, ale po tym jak się ostatnio kłóciły, albo zostawiały w dziwnych sytuacjach to nie mogła wymagać „wierności” czy coś. Przecież nie były sobie zdeklarowane. Chyba.
- W sumie to wolałabym, żebyś na mnie naskoczyła. Ty sobie po prostu poszłaś, a ja nie wiedziałam co się wydarzyło. – Wzruszyła ramionami. Zaciągnęła się papierosem i podparła się o wolną dłoń. Przyglądała się przez cały czas Zoey. Nie była zła z powodu tego, jak Zoey wtedy od niej uciekła. W sumie to nawet nie wracała do tego wspomnieniami, bo pisały później smsy, więc Gaia uznała, że może Zoey miała gorszy dzień, albo zbliżał jej się okres. Nigdy nie wiadomo, a jeszcze nie zgrał jej się okres z Zoey, bo nadal miała synchronizację z Luną.
- Były zajebiste. – Potwierdziła. To naprawdę były najlepsze Walentynki jakie miała w życiu. Zrobiły tyle rzeczy, że miała wrażenie, że ten dzień trwał kilka dni i jakby nigdy miał się nie kończyć. W sumie to żałowała, że już zachodziło słońce co oznaczało, że ten dzień rzeczywiście się skończy. – Fajne. Ale teraz mam zdecydowanie lepsze. – Już nie raz widziała miasto z góry. Jasne, za każdym razem był to piękny widok, ale wolała jednak ten, który miała obecnie przed sobą.
- Wow. To widzę, że miałaś dzień pełen różnych zajęć. Mam nadzieję, że twoja randka doceniła to, że miałaś wydepilowane brwi. – Trochę zażartowała, ale jednak uznała, że zrobi z tego lekki przytyk w jej stronę, że sobie była na randce z jakimś typem.
- A gdzie indziej miałabym być? – Zaśmiała się co było durne, bo dosłownie jej dom jest ostatnim miejscem, gdzie tą dziewuchę można spotkać. Masakra. Co za ignorantka. – Rozumiem, że stęskniłaś się za mną i nie mogłaś przestać o mnie myśleć w najbardziej romantyczny dzień roku? – Zapytała ledwo powstrzymując się od śmiechu. Tak bardzo chciała zadać to pytanie w poważny sposób. Niestety niespecjalnie jej wyszło. Zaciągnęła się papierosem po raz ostatni i zgasiła go o ziemię. Ktoś posprząta za nią. Typowo.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
Nie wiedziała czy to można nazwać randką czy bardziej spotkaniem, ale no w sumie pewnie lepiej jej będzie samej ze sobą i ze swoją samoocenę jak nazwie to rzeczywiście randką. - No chyba tak - powiedziała i uśmiechnęła się, bo miło było gdzieś wyjść. Nie czuła sie też głupio mówiąc o tym Gai, bo w końcu nie doszły pod tym względem do żadnego porozumienia. Zoey mogłaby czekać na to aż Zimmerman kiedyś pojawi sie pod jej drzwiami z jakąś deklaracją, ale równie dobrze nigdy mogłoby się to nie wydarzyć. Na co miała więc czekać? Skoro okazja się stworzyła to dobrze było skorzystać.
- Po prostu nie chciałabym wracać ciągle do tej sytuacji. Nie mam żałoby, nie będę tego udawać, bo już za wiele rzeczy mnie ominęło przez tego człowieka i nie chciałabym żebyś Ty o tym musiała myśleć gdy chcesz mnie pocałować - wytłumaczyła na spokojnie o co jej wtedy chodziło, szkoda, że dość sporo po fakcie, ale podobno lepiej późno niż wcale. - Ale tak czy inaczej nie tak się powinnam zachować - dobrze, że Gaia nie była zła. Nie chciałaby żeby miała do niej uraz przez takie durne zachowanie. Zoey miała już zsynchronizowany okres z Sameen, a jak Sam nie miała okresu, bo chuj ją tam wie, to pewnie udawała, że ma, żeby Zoey się nie martwiła i nie zadawała zbyt wielkiej ilości pytań.
- To cieszę się, że dobrze sie bawiłyście - lepsze to niż siedzenie samemu w domu i obżeranie się fast foodami, dobrze, że żadna z nich nie miała takich atrakcji. Chociaż pewnie gdyby nie to, że akurat trochę się ostatnio podziało to McTavish w ten sposób, by mogła akurat walentynki spędzać. Oglądając program o panterach i jedząc krewetkowe chipsy. Pewnie miałaby jeszcze Tyfona, więc nie byłoby tak źle. Może byłaby też Sameen, chociaż ona na bank by stała i gapiła się w ścianę. - Ty wiesz jak sprawić komplement kobiecie - powiedziała śmiejąc się pod nosem - ale tak po prawdzie to moje też są niczego sobie - dodała i nawet lekko wolną dłonią przejechała po szlafroku Gai, gdzieś tak tuż przy wewnętrznej krawędzi.
Zaśmiała się i odsunęła nieco zaciągając się i wypuszczając dym jeszcze zanim odpowiedziała. Ruszyła tylko przy tym brwiami, skoro już o nich była mowa. - Być może, chociaż nie pytałam. Może woli bardziej frywolne - zachichotała przenosząc wzrok przed siebie. - A Tobie się podobają moje brwi? - Zapytała kończąc już papierosa i zerkając na nią. Wiadomo, że to nie były brwi Zimmermanów, ale do Zoey pasowały.
Przez chwilę patrzyła na nią z cieniem uśmiechu i lekko uniesioną brwią. - Owszem stęskniłam się. - Odpowiedziała wprost nie spuszczając z niej wzroku. - Pomyślałam, że warto zajechać żeby się z Tobą zobaczyć skoro są Walentynki - nawet jeżeli miało to być tylko na chwilę. - Chociaż nie wiem czy to taki najbardziej romantyczny dzień w roku... zrobimy sobie kiedyś bardziej romantyczne. - Bez tych tandetnych serduszek na każdym kroku. - Jeszcze jeden? Zanim przyjedzie mi taksówka? - Zapytała ponownie łapiąc za paczkę papierosów. - No chyba, że będziemy się całować. Mam kilka minut. - Dodała ponownie puszczając do niej oczko. Chociaż gdyby miała wybór czy woli mieć w ustach szluga, czy czuć na nich wargi Gai to wiadomo, że wybrałaby to drugie.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Dobra, może jednak trochę coś jej pękło w tym sercu z kamienia jak się dowiedziała, że Zoey była na randce. Może gdyby tak wtedy nie wybiegła z tego sklepu to mogłyby te Walentynki spędzić razem. Chociaż Gaia też nie była jakąś super fanką tego święta. Dzień jak każdy inny. To ludzie wychodzili z założenia, że miłość należy celebrować tylko jeden dzień w roku.
- Nie chodziło mi o to, że masz mieć żałobę czy, że powinnaś mieć. Nie chciałam cię po prostu postawić w sytuacji, gdzie zobaczyłby nas ktoś znajomy, albo ktoś z rodziny tego człowieka. – No bo wiadomo, że wtedy wszyscy mieliby pretensje do Zoey, że nie siedzi z dupą w domu i nie opłakuje człowieka, który ją unieszczęśliwiał. A skoro miała starego polityka i musiała dbać o jego reputację pilnując swojej, to Gaia nie chciała jej po prostu robić problemów. Nie czepiała się tego małżeństwa tak jak miała to w zwyczaju robić wcześniej. – No nie powinnaś. Miałam wobec ciebie plany. – Teraz były to plany, o których Zoey niestety nigdy się już nie dowie, bo Gaia ma pamięć jak ja i nie pamięta co to było. Pamiętała, że coś miało być. Pewnie chciała ją wziąć na tylnym siedzeniu swojego Porsche jak w tej kultowej piosence Akcent – Kylie. Damn.
- No wiesz… musisz przyznać, że poza ładną buzią i zajebistym ciałem, jestem też czarującą osobą. – Zarzuciła lekko włosami pokazując się od tej pewnej siebie strony, którą oczywiście nie była, ale jednak trochę wina z Luną obaliła. No i bardzo chciała poflirtować z Zoey skoro przyszła na chwilę i miały ograniczony czas. Musiała zaliczyć kilka baz w 7 minut nad basenem. To jest spore wyzwanie. Nawet dla kogoś takiego jak ona.
- Nie zapytałaś go o opinię? – Była w szoku, bo przecież opinia mężczyzn jest zajebiście ważna. Dosłownie Gaia nie wiedziałaby jak żyć gdyby jej życie było pozbawione opinii mężczyzn. – Podobają się. Są bardzo pasujące do twojej twarzy i twojej osoby. – Zerknęła na jej brwi i trochę się śmiała z tego, że rozmawiają o tych brwiach jakby to rzeczywiście było coś niesamowicie ważnego. Chociaż wiadomo, że u Zimmermanów było. Jak dziecko rodziło się bez brwi to palono je na stosie.
- Wcale nie jest najbardziej romantyczny. – Potwierdziła z uśmiechem. – Jest dosyć przereklamowany. – Dodała, ale wcale nie przeszkadzało jej to, że Zoey tutaj przyjechała, żeby zobaczyć się z nią chociaż na chwilkę. Pokręciła przecząco głową. Ona nie mogła już palić, bo załapałaby zgona, albo się zrzygała i zrujnowałaby Walentynki Lunie, a tego nie mogłaby przecież zrobić. – Okej. – Wzruszyła ramionami, bo jej nie trzeba było długo do tego namawiać. Zanim jednak przystąpiła do akcji to sięgnęła do kieszeni szlafroka i wyjęła paczkę walentynkowych żelek. Wzięła sobie jednego w ramach szybkiego odświeżenia oddechu, co naturalnie dało niewiele, ale zawsze coś.
Nachyliła się nad Zoey i zanim ją pocałowała to jeszcze przez sekundę, z uśmiechem na twarzy wpatrywała się w jej oczy. W końcu jednak pocałowała ją, powoli i dosyć namiętnie. Zaraz jednak przerwała, żeby odsunąć się na parę milimetrów. – Powinnam być zazdrosna o twoją randkę? – Zapytała i nie czekając na odpowiedź wróciła do pocałunku. Tym razem jednak przeszła na szyję i myślała o tym, że być może Zoey całowała się dzisiaj ze swoją randką. Nie wyczuwała na niej jednak męskich perfum, a dobrze wiedziała, że mężczyźni to obślizgłe żmije i zostawiają po sobie ślady.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Rozumiem, ale mam dość tego ciągłego martwienia sie co ktoś sobie o mnie pomyśli. Nie chcę się tym dłużej przejmować. Całe życie ciągle ktoś mi mówił jak mam sie zachowywać, bo jak będzie inaczej to co sobie ludzie pomyślą, co sobie sąsiedzi pomyślą... niech sobie myślą co chcą. Nie chcę być tworem, który wymyślił sobie mój ojciec po to żeby się wpasował w jego kampanię wyborczą. – Miała dość tego, że całe jej życie mogło być definiowane tylko przez to, że była córką polityka. Zawsze musiała być roztropna, a gdy zawaliła, nawet ten jeden jedyny raz, to dostawała tylko po uszach. Nie liczyło się to, że przez całe życie była porządną córką, tylko dlatego, że raz popełniła błąd. – Po prostu nie przejmujmy się tym aż tak okej? – Zapytała chcąc zamknąć ten temat raz, a dobrze. – Oh... przepraszam. Może uda Ci się jeszcze ustawić jakies inne plany wobec mnie – miała taką nadzieję, ale też już wiadomo, przywykła, że plany czasem nie wypalają.
- Przyznaje, owszem. Jesteś też interesująca i skomplikowana – wciąż podtrzymywała to co jej powiedziała nie tak dawno. Mogłaby pewnie jeszcze kilka przymiotników do tego dodać, ale jeszcze pewnie będą mieć możliwość komplementowania Gai. Zoey już zauważyła, że Gaia z jednej strony lubiła słuchac komplemnetów, a z drugiej nie umiała ich do końca przyjmować, co było dość urocze.
- Nie zapytałam wiesz? Jakoś tak głupio mi było podejść do niego i powiedzieć „Ej stary co myślisz o moich brwiach?”, poza tym pewnie się nie zna na brwiach. – W końcu to facet, Zoey zaczynała powoli uważać, że oni się na niewielu rzeczach znają. Może dlatego, że miała złe wzorce mężczyzn. Chociaż Parker wydawał się być całkiem w porządku, był zupełnie inny niż Ci ludzie, z którymi się widywała. Cóż. – Dziękuję bardzo – uśmiechnęła się i nawet teatralnie odrzuciła włosy na plecy, a raczej zrobila tylko taki gets, bo miała przecież kucyka.
- Owszem, jest przereklamowany, ale wydaje mi się, że wiele osób mówi, że nie potrzebuje nic robić w Walentynki, ale jak już ma taką mozliwość to jednak czuje się lepiej – wiedziała po sobie. Niby nie potrzebowała, ale jednak fajnie było nie siedziec na chacie. Zoey jeszcze chwile czekała z odpaleniem papierosa na decyzję Gai, ale gdy wybrała calowanie się to odłozyła paczkę na bok. Zaśmiała się pod nosem widząc jak wyciąga te żelki i sama wystawiła rękę żeby jej Gaia jednego dała. Lepiej smakować żelkami niż szlugiem, chociaż pewnie i tak nie będzie żadnej róznicy. Później, gdy się już pocałowały to Zoey wiedziała, że ten wieczór już należy do bardzo udanych. W końcu co to za walentynki bez pocałunków. McTavish cicho się zaśmiała słysząc jej pytanie ale nie odpowiedziała od razu tylko nieco odchyliła głowe, by ułatwić Gai dostęp do jej szyi. – Nie wiem – odpowiedziała ptzymykając powieki i ciesząc się z tej drobnej pieszczoty. – Jest miły, przystojny, zabawny – dodała łapiąc w końcu twarz Gai w dłonie żeby ją pocałować, długo i namiętnie. Jednocześnie przysunęła się bliżej niej, by jedną z dłon wsunąć jej między material szlafroka tak, by dotknąć jej nagiej piersi. – Nie wiem czy się spotkamy ponownie – mruknęła na moment przestając ją całować. – Koniec końców i tak wróciłam do Ciebie – dodała szeptem przy jej uchu, któego płatek delikatnie przygryzła.

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Pokiwała tylko głową, bo nie wiedziała co innego mogłaby powiedzieć. Nie była w takiej sytuacji jak Zoey. Ona kiedyś straciła chłopaka, ale legitnie była załamana jego śmiercią i ponad dwa lata nosiła żałobę w swoim sercu. Nadal ją w sumie nosiła. Z tą różnicą tylko, że ona i Noah nie byli małżeństwem, które nawet nie istniało. Tutaj chodziło o opinię Zoey i Gaia nie chciała, żeby jej imię zostało zszarane przez to, że postanowiła żyć dalej pomimo straty beznadziejnego męża. Gdyby ludzie znali prawdę to pewnie by jej kibicowali i chcieli, żeby była szczęśliwa. A przynajmniej lesbijki z Internetu by jej kibicowały. Lesbijki lubią takie historie. Stare baby już niekoniecznie. A taka Gaia? Gaia to by chciała, żeby ktoś zobaczył jak trzyma Zoey za rękę, jak ją całuje w tym sklepie. Chciałaby się pochwalić, że może ją sobie całować. Gorzej już było z deklaracją do relacji na wyłączność, ale to temat na inny temat, lol. – Jasne. – Znowu pokiwała głową. Będzie pamiętać, żeby nie poruszać tego tematu, ale wiadomo jak to z nią było. Pewnie jej nie wyjdzie. Ehhh.
Zmarszczyła brwi. – Okej. Nie wiem czy to co mam w głowie jest prawdą, ale mam dziwne przebłyski odnośnie tego, że ty lubisz mnie nazywać skomplikowaną. – Nie było tutaj żadnego pytania, ale mimo wszystko spojrzała na Zoey w dosyć pytający sposób. Nawet olała to, że według Zoey jest interesująca i że przyznała racje odnośnie tych komplementów, które sama sobie sprzedała. Skupiła się tylko na tym, że jest skomplikowana. Nie wiedziała czy powinna to traktować jako komplement czy jakąś obelgę, albo może zmartwienie.
Parsknęła tylko na ten komentarz o brwiach. Dziwny był ten typ skoro za bardzo nie interesował się brwiami. Brwi były wizytówką twarzy i nikt nie przekona Zimmerman, że było inaczej. W jej rodzinie wszyscy mieli piękne brwi. Pewnie też brwi każdego członka były ubezpieczone na grube miliony. Mama Zimmerman dała Gai kategoryczny zakaz samodzielnej depilacji brwi. Udało jej się nawet uchronić córkę przed modą na cieniutkie brwi, które zrujnowałyby to co Gaia miała teraz na twarzy. Czystą poezję. Chociaż i tak nie miała ich takich gęstych jak kiedyś. Obrzydliwe.
- Bardzo możliwe. – Nie miała zamiaru się z tym wykluczać. Gdyby nie to, że Luna była w domu to Gaia pewnie cały dzień spędziłaby smażąc się w tym upale i fantazjując o tym, że to jednak ostatnie dni takiego srogiego, australijskiego lata. Musiała dziewczyna dbać o swoją opaleniznę, ale też nie chciała skończyć z żadnym udarem.
- Nie wiesz? – Okej, nie takiej odpowiedzi się spodziewała, ale też nie przerwała całowania jej szyi. Nie zdążyła odpowiedzieć na komplementy na temat tego człowieka, ale nie musiała. Zapyta sobie Luny czy rzeczywiście typ jest przystojny, zabawny i miły. Pewnie to i tak nie miało znaczenia, bo Gaia już wiedziała, że jest po prostu wysoki, a dla niektórych lasek to było najważniejsze. Tak ważne, że czerwone flagi nie były takie czerwone.
Aż drgnęła zaskoczona takim odważnym ruchem ze strony McTavish. Uśmiechnęła się podczas pocałunku i rękoma szybko powędrowała do pasa od szlafroka, który rozwiązała i którego szybko się pozbyła. Nie chciała utrudniać Zoey życia. – Dużo niewiadomych wyszło z tej randki. – Zauważyła i nawet na chwilę podniosło jej się ciśnienie, ale postanowiła, że nie zepsuje tego momentu. Już raz przerwały po tym jak Gaia pokazała Zoey cycki. Nie mogły zrobić z tego jakiejś reguły. – Mogłaś przyjść wcześniej. Zamiast wychodzić gdziekolwiek z nim. – Oderwała się od niej, żeby móc na nią spojrzeć i spróbować wyczytać z jej twarzy czy rzeczywiście była tym typem jakoś zainteresowana. No, ale nic, jedną dłoń położyła sobie na szyi Zoey, drugą chwyciła jej dłoń i położyła ją sobie na talii i wróciła do całowania jej. Nie miała za dużo czasu, żeby analizować randkę heteroseksualnej pary. Szanowała się. Odrobine.
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
You can take me all the way, anywhere you like just don't let me go. Leave all the finer things when I'm lying next to you, that's enough for me. Just don't let me go.
- Ooo czyli jednak coś kojarzysz z tej nocy – Zoey była dumna, chociaż akurat może nie koniecznie z tego się powinna najbardziej cieszyć. – Ale tak, tak mówiłam i dalej to podtrzymuje. – Nie było to przeciez nic złego, raczej dobrze dla Gai, przynajmniej nie była taka jednowymiarowa. – To dobrze, że Cię tak nazywam, chociaż czasem ciężko jest Cię ogarnąć, nie będe kłamać – bo ona nie wiedziała czego Gaia od niej oczekuje. Na początku myślała, że tylko tego żeby się rozwiodła, ale teraz to już nie miała pojęcia. Nic nie stało im na przeszkodzie, by mogły się normalnie spotykać, żeby Zoey mogła ją złapać za rękę i powiedziec ojcu i matce, że męża McTavish już nigdy mieć nie będzie. Teraz jednak wydawało jej się, że Gaia absolutnie tego nie chce, że większą frajdę sprawiało jej po prostu randomowe wpadanie do siebie i pocałunki. No i okej, Zoey też się to podobało, ale ona jednak od życia i relacji oczekiwała nieco więcej. To jednak nie był dobry moment na kolejną rozmowę o tym. McTavish w sumie wolałaby już o tym nigdy nie gadać, bo zawsze czuła się jakby jej się w czymś narzucała. Chciała zaczekać na to aż Gaia będzie gotowa na związek, ale nie miała zamiaru tego robić w nieskończoność siedząc jeszcze samej na chacie.
- Yhym – mruknęła – podobno czasem zazdrość jest przydatna – odpowiedziała, chociaż zamiast rozmawiać o tym to wolałaby po prostu przeciągać w nieskończoność te pocałunki. Na tym chciała skupić calą swoją uwagę, na całowaniu dziewczyny, która jej się szalenie podobała. Tego akurat była pewna, w przeciwieństwie do swojego spotkania z Parkerem. Zaśmiała się tylko krótko, bo rzeczywiście dużo było niewiadomych, ale to nic nowego w życiu uczuciowym Zoey. Także nie mogła się nawet dziwić. Za to nieco była zaskoczona, że Zimmerman tak ochoczo ściągnęła z siebie szlafok. Tradycyjnie McTavish nieco się zarumieniła na takie widoki, ale jednocześnie uśmiechnała się i zdecydowanie bardziej, odważnie niż ostatnio, dotykała jej klatki piersiowej. Nie będe pisać, że ją złapała za prawego cycka, bo to obleśne. – Mogłam – to nie tak, że nie chciała, ale znów obawiała się, że będzie jej się narzucać. – Ale nie wypada kogoś wystawiać w walentynki – Zoey taka nie była, dotrzymywała słowa. Skoro zgodziła się na to spotkanie to na nie poszła i nie żałowała, bo bawiła się dobrze. – Poza tym poprawiło mi to samocenę – mruknęła w przerwach między całowaniem, ustami zeszla też na jej szyję, obojczyki i klatkę piersiowa, bo postanowiła być trochę bardziej odważna. Poza tym, co miała do stracenia i tak za chwile musiała stąd iść. Czas leciał zdecydowanie zbyt szybko, gdy człowiek się dobrze bawił i nagle telefon Zoey zaczął wydawac z siebie dźwięki, które oznaczały, że taksówka jest już na miejscu. – Cholera – mruknęła wyraźnie niezadowolona, że musiały przestać się całować. – Widzimy się jak wrócisz z Adelaide tak? – Upewniła się odsuwając się od niej i wyciągnęła nóżki z basenu, a później dość nieporadnie wstała łapiąc swoje szpilki w rękę. – Jeszcze raz wesołych Walentynek – dodała całując ją ponownie i gdy upewniła się, że wszystko ma to wyszła z ogrodu machając jeszcze na pożegnanie Gai. Taksówka już na nią czekała więc wlazła do środka i pojechała do domu.

2xzt

gaia zimmerman
in your love spell
catlady#7921
luna - bruno - joshua - eric - cece - caitriona - judith - benedict -owen
ODPOWIEDZ