19 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
lecz jak orfeusz poznałem życie po stronie śmierci, błękitnieją mi twoje na zawsze zamknięte oczy
nie ma nikogo, kto nie stawałby się bezsilny przykryty pianą rozwścieczonych fal. nie ma człowieka, który nie zawodziłby bezradnie, gdyby rozpędzona woda pomknęła nasiąkniętą wilgocią ziemią w stronę jego własności. nie ma marynarza, który w czasie sztormu nie łapałby mocniej metalowej barierki swojej barki, ani pływaka, który z wodą wlewającą się w płuca zachowałby spokój.
ja nigdy nie bałem się wody.
mówi się, że boimy się tylko tego, czego nie rozumiemy. ale ja rozumiałem. rozumiałem ocean, rozumiałem przypływ, który próbował porwać ze sobą wszystko, co stanęło na jego drodze, a potem odpływ, który jakby w przeprosinach uchylał rąbka morskiej tajemnicy, obnażał wymyte pianą dno. musiałem być jeszcze małym dzieckiem, gdy moja matka po raz pierwszy zabrała mnie na tutejszą plażę. nie było żadnego zapachu, który kojarzyłby mi się z rodzinnym domem – naszym skromnym, starym mieszkaniem na pierwszym piętrze starej kamienicy – tak mocno, jak kojarzyła mi się z nim woń wilgotnego piachu. dom pachniał też łagodnym detergentem, tym najtańszym, w którym mama prała ręczniki; pachniał sierścią naszego kota, brudnego dachowca, który kładł mi się w nogach zawsze wtedy, gdy dźwięk uderzającego w parapet deszczu spędzał sen z moich powiek; pachniał wilgotną ziemią naszych roślin, które ustawione w rządku na kamiennej posadzce więdły w intensywnym letnim słońcu; farbą, którą mama zamalowała ślady moich markerów na ścianie przedpokoju, a która tego samego miesiąca zostawiła na rękawie jej wyciągniętego swetra plamę. od zawsze była nas tylko trójka – ja, mama i ten stary kot, który odszedł jesienią 2008 roku, zanim zdążyłem nadać mu imię.
można bez trudu wyobrazić sobie, że życie w tej konfiguracji nie było idealne; skromna profesja mamy nie dawała mi zbyt wielu szans na czucie się rozpieszczanym, ale jako dziecko – ani właściwie nigdy później – nie czułem się nieszczęśliwy. teraz wiem, że była to w stu procentach jej zasługa, bo wszystkie braki i niedostatki rozpływały się w obliczu troski, którą mnie otaczała. moje życie było więc stałe, do końca zawsze niemożliwie proste: szkoła i dom, dom i szkoła. wraz z latami przybywali przyjaciele, pierwsze razy i ostatnie słowa, przybywały też zbłąkane zwierzęta, które przewijały się przez nasz dom, zawsze uraczone miską zimnej wody i odrobiną naszych obiadów. nie potrzebowałem więcej.
moja mama kochała wodę. właściwie to myślę, że kocha ją nadal, tak samo mocno jak lata temu, ale nie mówi o tym już tak często i otwarcie. wiem, że się boi. o mnie, o to, czy widok wzburzonych fal kiedykolwiek da mi spokój, o to, czy tamte dni, w których razem brodziliśmy po kolana w wodzie i rywalizowaliśmy szukając najpiękniejszego kamienia, kiedykolwiek wrócą. wiem, bo ja też się boję. dziś boję się naprawdę.
nigdy wcześniej nie bałem się wody i myślę że właśnie dlatego woda ostatecznie zabrała mi tak wiele.
miałem ledwie siedemnaście lat kiedy zrozumiałem, dlaczego ludzie boją się wzburzonego oceanu. dlaczego boją się tych wielkich fal, które były mi przyjaciółmi odkąd tylko pamiętam. dlaczego przeraża ich wyrwany spod stóp grunt i dlaczego czują niepokój na myśl o ciemnym dnie morza. my mieliśmy siedemnaście lat. było nas dwoje i może dlatego wierzyłem, że nie grozi nam nic – bo nawet jeśli jedno z nas popłynęłoby za daleko, drugie zawołałoby je z powrotem na brzeg. zawsze to robiliśmy. zawsze ścigaliśmy się do ostatniej skały i zawsze śmialiśmy się perliście, gdy woda zostawiała słone ślady na karkach i twarzach. myślę o tym do dziś – o tym, jak nie wołałem wystarczająco głośno i wyraźnie, o tym, jak fale przykryły najpierw ją, a zaraz potem mnie. o tym, jak dziwnie było tam, bliżej dna. cicho. zupełnie tak, jakby tuż nad nami nie hulał wtedy wiatr, jakby tamte prośby były ledwie echem poprzedniej minuty, a nie rozpaczliwym nawoływaniem o pomoc. o tym, że nie ma przeznaczenia i są przypadki, bo wiem, że gdyby przeznaczenie istniało i gdyby musiało to być któreś z nas, nie ja albo ona, padłoby na mnie. tylko tak byłoby naprawdę sprawiedliwie i o taki obrót spraw nie musiałbym mieć żalu. do siebie, do oceanu, do niej – że tamtej nocy postanowiła mi zaufać i że nigdy nie dała mi szansy na to, żebym powiedział jej wszystko to, o czym tak bardzo chciałem jej powiedzieć.
niedługo miną dwa lata. dwa lata, odkąd woda wyrwała mi jej dłoń i spróbowała porwać nas na dno. dwa lata zastanawiania się, co właściwie stałoby się, gdybym to ja płynął pierwszy, co stałoby się, gdybyśmy nie pili tamtych piw i jak wyglądałaby dziś, gdyby nigdy nie poznała mnie wcale. bo może tak właśnie byłoby lepiej – gdybyśmy byli sobie przez cały ten czas po prostu obcy. gdyby ona siedziała tamtej nocy w domu, gdybym ja na zimnym od wieczornego chłodu piachu siedział sam. czasem myślę o niej, a czasem o sobie, czasem też o mamie, która razem ze mną zastanawia się, czy ten rozdział mojego życia musiałby być ostatnim, aby otrzymać jakieś zakończenie. wiem, że też o tym myśli – robi to dokładnie tak samo jak ja. siadamy wtedy na przeciwległych końcach naszego drewnianego stołu i patrzymy się we własne talerze, czekając, aż cisza rozpłynie się razem z brzękami sztućców, które, jak sądzę, musiała lata temu ukraść z najbliższego hipermarketu. potem mówimy, zawsze o tym samym: o tym, że powinniśmy w końcu wziąć nowego kota, że zegar wisi krzywo (nikt nie poprawił go od długich miesięcy), że dzień jest piękny, choć nieznośnie upalny.
o tym, że woda dziś rano było wyjątkowo ciepła.
elijah johnston
21.07.2002
lorne, australia
rozczarowanie na pełen etat
brak
sapphire river
kawaler, biseksualny
Środek transportu
z zasady korzysta wyłącznie z roweru albo deskorolki. jako rodzina johnstonowie nigdy nie mogli sobie pozwolić na luksus rzędu samochodu, więc nigdy nie zdawał egzaminu na prawo jazdy ani nie rozglądał się za innym środkiem transportu.

Związek ze społecznością Aborygenów
jako miejscowy, w dodatku wychowany przez rdzenną mieszkankę lorne, elijah siłą rzeczy o aborygeńskich społecznościach nie tylko wie, ale i także ma na temat ich zwyczajów czy historii dość przyzwoite pojęcie. nie ma z nimi jednak żadnego ścisłego związku.

Najczęściej spotkasz mnie w:
każdym możliwym miejscu. czasem na plaży, a czasem w zaplutych barach.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
matkę.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
tak, na wszystko.
elijah johnston
louis seriot
ambitny krab
żuczek
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany