about
Wielokulturowy wagabunda, który niespodziewanie przedłużył pobyt w Lorne za sprawą splotu kilku zupełnie nieoczekiwanych wydarzeń. Od niedawna uczy się nie tylko sztuki rodeo, ale także jak każdego dnia budzić się pod tym samym adresem, i u boku tego samego człowieka.
جمع شمل
Miloud Al-Attal był przekonany, że na podobny akt desperacji nie zdobyłby się żaden szanujący się trzydziestoczterolatek (nie, jednocześnie, żeby tego, który w ostatnim okresie był mu, przynajmniej pod względem geograficznym, najbliższy, traktował jako jakikolwiek wzór czy autorytet względem sposobów, w który dojrzali ludzie powinni się zachowywać), ani nawet ktoś, kto trzydziesty rok życia ledwie co skończył, ale, mimo wszystko, uzurpuje już sobie prawo do określania się mianem dorosłego.
Podobne podchody (bo przecież tym właśnie było jego dzisiejsze zachowanie, prawda? niczym więcej, jak zaczepką godną nastolatka, a nie kogoś, kto nauczył się już władać w pełni rozwiniętymi płatami czołowymi mózgu, a więc kto potrafi kontrolować swoją tęsknotę swoje najbardziej impulsywne reakcje) kojarzyły mu się raczej z czasami licealnej beztroski niż tymi, w których faktycznie musiał myśleć o przepisach wizowych, płacić podatki i brać pełną odpowiedzialność za własne, nawet najgłupsze czyny.
I to nie tak, zaznaczmy sobie od razu, że się nie zastanowił -
- zanim, po kolejnej gospodarczej zmianie na Farmie, kolejnym zbyt chłodnym, a więc i raczej pośpiesznym prysznicu, kolejnej batalii z owadami wypraszanymi z tego zakamarka stajennego poddasza, który w ostatnich miesiącach nazywał "swoją sypialnią", i kolejnej przejażdżce niby-klimatyzowanym, a i tak nader dusznym, miejskim autobusem, nie znalazł się w Cairns -
Ale i tak nie mógł się powstrzymać.
Nie był przy tym, w zasadzie, ani trochę pewien czego tak naprawdę oczekuje, ani na co liczy. Uruchamiając rozsądek i samoświadomość, tłumaczył sobie (bez większego przekonania), że pewnie brakuje mu atencji (a nie siedmiu drobniutkich pieprzyków, na skrawku skóry pod prawą pachą Francoisa układających się, Milou mógłby przysiąc, w Małą Niedźwiedzicę) i, w nudnym, gospodarczym rytmie codziennego życia, odrobiny sensacji (nie zaś dzielonych na dwóch, coraz to odważniejszych eskapad, na których w dawnym życiu przed sześcioma, czy siedmioma laty potrafił całe godziny spędzać w towarzystwie ciut tylko młodszego od siebie Francuza).
...a poza tym zwyczajnie nie miał nic lepszego do roboty.
Czemu więc nie miał spędzić wieczoru z widokiem na oszałamiający zachód słońca, w najgorszym razie kończący się obopólną decyzją, żeby już nigdy więcej się nie zobaczyć, albo po prostu rozczarowaniem, jeśli dzień przyjdzie mu zakończyć tak, jak go rozpoczął (czyli przeraźliwie samotnie)?
Oczywiście nie posiadał żadnej gwarancji, że cały jego plan, mało zborny, i w głowie upleciony raczej naprędce, pod wpływem instynktu, a nie wielu godzin skrupulatnej dywagacji, w ogóle się powiedzie, ale i to nie powstrzymało go przed podjęciem spontanicznej próby, której zwieńczeniem, jak przystało na prawdziwego millenialsa, był post na Instagramie, pełniący funkcję wskazówki albo okruszków - jak te w bajkach, po których dzielny książę znajduje drogę do zaczarowanej wieży, na mapie Zatoki układających się w dość ostentacyjną wiadomość:
- Jestem tutaj. I czekam.
Na razie jednak, tak czy siak, znalazł się tutaj - z głębokim granatem lnianej koszuli podkreślającym błyski złota w hebanie jego tęczówek, i w połowie opróżnionym kubkiem mrożonej kawy w dłoni; jak gdyby nigdy nic przysiadłszy gdzieś z widokiem zarówno na ciemniejącą taflę oceanu, jak i na basen. I może nie tyle z nadzieją, czy w oczekiwaniu, co na pewno z jakimś strzępem ciekawości, jak wykreowana przezeń sytuacja się rozwinie.
françois baudelaire