adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
/ po grach

Gdy zaproponowała Beverly spotkanie, nie planowała raczej, że przyjdą właśnie tu. Postawiłaby raczej na lokal, w którym można coś zjeść, ale zdaje się, że wraz z rozwojem dnia, wszystkie jej plany mocno się zmieniały.
Ha, tak naprawdę zmieniły się one cztery lata temu, a teraz musiała się z tym wszystkim mierzyć, co ani trochę nie było łatwe.
The Tea Atelier mieściło się w tej samej dzielnicy, w której mieszkała Gwen. Blisko było stąd do zespołu szkół, do którego uczęszczał starszy syn jej i Josepha, Joe Junior, który w ostatnim czasie przysporzył swojej matce kilka siwych włosów więcej. Z jego powodu Fitzgerald odwiedziła Stranda u swojej szwagierki, z jego powodu również i dziś musiała zameldować się u nauczycielki i... Zdaje się, że to chyba zbyt wiele wrażeń, jak na tak krótki okres, bo jej ciało powoli zaczynało się buntować.
Zazwyczaj nie miała problemu z poruszaniem się. Nie chodziło o kwestie związane z niepełnosprawnością, jej proteza spisywała się naprawdę dobrze, po prostu... Była zmęczona. Była zmęczona chodzeniem, zamartwianiem się, ostatnio żyła w ogromnym napięciu, które musiało w końcu znaleźć jakieś ujście. Trafiło na nogę. To dlatego postanowiła poszukać lokalu możliwie blisko szkoły i równie szybko zawiadomiła siostrę męża o zmianie planów i miejsca, w którym chciałaby się spotkać. Może to i lepiej, że padło na herbaciarnię. Gwen poprosi pewnie o jakąś mieszankę na ukojenie nerwów.
- Cześć, mam nadzieję, że nie sprawiłam ci problemów z tą nagłą zmianą miejsca - uśmiechnęła się delikatnie do Beverly, gdy tylko ta pojawiła się na miejscu. - Byłam w szkole u Juniora i jakoś tak...
Jej dolna warga drgnęła niemal niezauważalnie, jednakże wprawne oko obserwatora byłoby w stanie to wychwycić, podobnie jak coraz mocniej zaciskającą się prawą pięść blondynki. Grymas bólu spowodowany przez nogę udawało jej się chyba dość zręcznie maskować; kto normalny zaglądałby pod stolik i kontrolował, czy lewa kończyna Gwen co jakiś czas delikatnie się porusza. Och, w razie czego zrzuciłaby winę na nadmiar kofeiny krążącej w jej żyłach.
Oby tylko jej napar nie okazał się zbyt mocny.
- Przyszłam trochę wcześniej, zamówiłam już herbatę dla siebie, ale mają dziś spore opóźnienie.
Jeśli Beverly złoży zamówienie już teraz, to prawdopodobnie oba napoje dotrą do pań w tym samym czasie.

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#12

Urlop macierzyński, który przejęła po Jen, aresztowanej w wyniku poważnych zarzutów, sprzyjał nadrabianiu pewnych zaległości. Całe szczęście, Oliver nie był na tyle chaotycznym dzieckiem, aby nie mieć przy nim czasu na cokolwiek. Kiedy spał, albo bawił się czy też raczkował w odpowiednio zabezpieczonej strefie domu, Strand miała nieco czasu dla siebie. Zerkała na pismo rozwodowe, serowała sobie krótkie sesje jogi, a nawet zabrała się za czytanie książki. Dzieła Orwella może nie należały do optymistycznych, ale w ostatnim czasie Bev miała ochotę na zgłębienie odrobiny dramatu. Miała to w swojej codzienności, ale fikcja osadzona w podobnych realiach sprawiała, że człowiek nabierał nieco więcej pewności, w odniesieniu do własnych zmagań z trudnymi sprawami.
Tym razem postanowiła zabrać ze sobą Olivera. Chłopiec zasnął praktycznie od razu po włożeniu do wózka, co oznaczało drzemkę na przynajmniej trzy godziny. Tyle powinno wystarczyć. Spakowała dodatkowo torbę z mlekiem, zabezpieczonym termosem oraz zapasowymi pieluchami, gdyby musiała na dziko przewijać syna.
Nie wiedziała czy Joe był w domu. Mimo wszystko i tak oświadczyła na głos, że wychodziła, aby brat nie miał co do tego wątpliwości. Obyło się bez szczegółów, bo przecież Bev miała pełne prawo widywać się z bratową, bez wiedzy Josepha.
Na miejsce nie miała daleko. Herbaciarnia była zlokalizowana całkiem blisko, toteż Beverly postawiła na mały spacer, korzystając z pogody. Oliver nie przebudził się nawet przy pokonywaniu wyższego krawężnika, leżąc tak samo spokojnie, jak z momentem wychodzenia z domu.
Po dostrzeżeniu Gwen przy stoliku, od razu ruszyła w jej stronę.
- Hej, jasne, że nie - zapewniła co do potencjalnych problemów, związanych ze zmianą miejsca spotkania. Mało co tak naprawdę ograniczało Beverly. Samochodem również dotarłaby praktycznie w każde miejsce, aczkolwiek ostatnio coraz bardziej doceniała zwykłe spacery.
- To nawet lepiej, bo miałam ostatnio chęć na herbatę - taką, przygotowaną przez profesjonalistów, obeznanych w swoim fachu. Może coś owocowego, albo z dodatkiem zielonej herbaty…
- I jak sobie radzi? - dopytała o Juniora, dostrzegając nerwowy odruch w zaciśniętej dłoni. Lata spędzone na pracy dla wywiadu nauczyły ją zwracać uwagę na każdy drobiazg, stanowiący mowę ciała rozmówcy. Nawet więcej można było odczytać po samych gestach, niż bezpośrednio wypowiadanych słowach.
- Za chwilę mi powiesz, tylko zamówię herbatę, ok? - zaproponowała, uznając, że do zamówienia dołączy jeszcze po ciastku. - Oliver śpi od dobrych pół godziny, nie powinien marudzić.
Uśmiechnęła się raz jeszcze, przed skierowaniem w stronę kontuaru. Po pięciu minutach była już z powrotem, niosąc dwie herbaty oraz wspomniane ciastka. Jedną część zamówienia postawiła przed Gwen, po czym zajęła miejsce przy stoliku. Zdążyła wrzucić do swojej herbaty dwie kostki cukru, nim podniosła wzrok na kobietę.
- Więc... jak było w szkole? - dopytała już na spokojnie, mieszając łyżeczką w kubku z naparem.

adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Kamień z serca. Przez te wszystkie swoje problemy, przez własne kłopoty... Momentami nie do końca myślała o innych, nawet jeśli w grę wchodzili członkowie najbliższej rodziny, bo za takową należało przecież uważać Beverly. Znały się już od tylu lat, że w zasadzie Gwen nie powinna aż tak bardzo się tym przejmować, ale jednak niedawno w całej układance pojawił się dodatkowy element - Oliver.
- Szkoda gadać. Małe dzieci, mały kłopot - odruchowo przeniosła spojrzenie na malca leżącego w wózku. - Ale z niego przystojniak.
Jej starszy syn nie był jeszcze w takim wieku, by sprawiać PRAWDZIWE kłopoty, to wszystko dopiero jeszcze przed nimi (oby nie!), więc jej słowa poniekąd były słowami na wyrost. Nie zmieniało to jednak faktu, iż Gwen naprawdę wiele oddałaby, by jej chłopcy znów wrócili do etapu, w którym największym problemem było dobranie rozmiaru pieluch lub znalezienie mleka w proszku, które smakowałoby Juniorowi czy Mike'owi.
Dopilnowanie śpiącego dzieciątka nie stanowiło dla niej żadnego problemu. Być może dawniej, zaraz po zaginięciu jej własnej pociechy, miałaby pewne opory przed pozostaniem sam na sam z cudzym dzieckiem, jednak na tym etapie była już na to przygotowana. Zresztą, jakby na to nie patrzeć, była ciotką Olivera, więc nie zamierzała panikować nawet w sytuacji, gdyby niemowlak się obudził.
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Całkiem słusznie, paniom przyda się chwila spokoju na typowo babską rozmowę.
- Dzięki - uśmiechnęła się nieznacznie i od razu zdecydowała się na skosztowanie swojego ciastka. - Mamy coraz większy problem z Juniorem. Kiedy za pierwszym razem popchnął kolegę, rozumiałam, dlaczego to zrobił. Za drugim razem było podobnie. Nie pochwalam tego - wyraźnie zaznaczyła - ale czasami sama mam ochotę kogoś pobić, ale nauczycielka powiedziała mi właśnie, że będzie zawieszony w prawach ucznia co najmniej do końca tego roku.
Kiedy rozmawiała o tym z mężem, ta ewentualność dopiero wisiała gdzieś w powietrzu jako jedna z alternatyw dla kary, jakiej syn z pewnością doczeka. Dziś "wyrok już zapadł". Zanim Gwen poinformuje o tym Josepha, potrzebowała kobiecej rady oraz kobiecego punktu widzenia.
- Może powinniśmy zapisać go na jakieś zajęcia sportowe, żeby rozładował to napięcie, które w nim siedzi?

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Tak naprawdę nie zastanawiała się jeszcze, jakie kłopoty dopadną ją, gdy Oliver podrośnie. Póki co, jej codzienność kręciła się wokół butelek, pieluch, kontrolowania losowych napadów płaczu oraz regularnego odpoczynku. Często zerkała na zegarek, nosiła na ramieniu masę tetrowych ścierek i rozpisywała sobie kolejne dni, stopniowo wprowadzając wszelkie zmiany w typowej rutynie. Jeszcze tego brakowało, aby Oliver wyrósł na jakiegoś control freaka, przewrażliwionego na punkcie powtarzalnych, przewidywalnych czynności. Tkwiła w tym wszystkim sama i nawet jeśli sąd zadecyduje o dzieleniu opieki nad synem razem z Jen, za nic nie będzie to przypominało pełnoprawnej rodziny. Szczególnie, jeśli małżonce (wkrótce byłej) się nie polepszy i nadal żyć będzie kłamstwami, podsycanymi popełnianiem przestępstw. Pytanie czy Jen pójdzie siedzieć, a jeśli tak, to na ile. Jak już wyjdzie, Oliver może wejść w etap nastolatka, mającego dużo wyrzutów sumienia, względem swojej biologicznej matki. Jen nie będzie łatwo się z tego wykręcić.
Nie była jeszcze pewna, na ile Gwen pogodziła się z losem małego Mike’a. Żaden rodzic nie chciał znaleźć się kiedykolwiek w podobnej sytuacji, co teraz Bev rozumiała jeszcze lepiej. Sama wizja potencjalnego zaginięcia Olivera napawała ją masą nieprzyjemnych doznań. Szczerze współczuła bratu oraz jego żonie, bo przejście do codzienności po tak tragicznych wydarzeniach, to nic przyjemnego. Z tego też względu Beverly stała się nie poruszać zbyt często tematu dzieciaków, chyba, że wychodził on z drugiej strony. Taka postawa sugerowała chęć rozmowy oraz zmierzenia się z rzeczywistością, co brzmiało lepiej od kiepskich podchodów, czynionych wokół oczywistego tematu.
Szczerze mówiąc, dawno nie widziała swoich bratanków. Odkąd Jen odwaliła jej świństwo i Strand przejęła samodzielną opiekę nad synem, czasu dla siebie miała jak na lekarstwo. Stopniowo przekonywała się do wzywania niani, kiedy akurat musiała coś załatwić, a żaden ze znajomych nie był dostępny. Jeszcze wiele musiała przerobić.
Zawieszenie w prawach ucznia nie brzmiało zbyt optymistycznie.
- Chodzi tylko o jednego kolegę? - dopytała, rozpuszczając w swojej herbacie cukier. - Może mają między sobą jakiś konflikt? Nauczyciele coś wiedzą na ten temat? Albo, może reszta kolegów z klasy coś wie?
Nie wszyscy odpowiednio radzili sobie z emocjami, czego sama również doświadczyła po przyjeździe z Syrii. Uziemienie, którego wtedy doświadczyła nie działało zbyt dobrze na jej samopoczucie. Chciała wrócić do regularnych treningów, korzystania z życia oraz wykonywania normalnych czynności bez kombinacji, uwzględniających jedną tylko sprawną rękę. Cierpiała również z powodu zakończenia bardzo ważnej relacji, co popchnęło ją do nieprzemyślnego ślubu z Jen, która wtedy była pod ręką. Stara, a nadal głupia…
- To jedna z opcji - przyznała, względem zapisania Juniora na zajęcia sportowe, o których sama też ostatnio myślała. Oczywiście, z racji ograniczonego czasu, poprzestałaby na kupnie worka treningowego oraz rękawic; miała przestrzeń, aby wcielić tę myśl w życie.
- Myślę, że rozmowa powinna coś wyklarować. Wszystko zależy od tego, skąd bierze się źródło jego zachowania.
Jeśli to konkretna rzecz, może warto nad nią popracować i równolegle zorganizować chłopakowi zajęcia, pomagające w rozładowaniu emocji.

adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Nie była sama. Miała rodzinę, która ze wszystkim jej pomoże. Być może nie będzie to łatwe, może odrobinę bolesne, ale Oliver nie był tu niczemu winien. Zdarzały się momenty, gdy patrzenie na niego sprawiało jej ból, bo od razu przypominały jej się chwile, gdy jej własne dzieci były maleńkie, jednak nie mogło do wpłynąć na jej zachowanie. Jeśli tylko będzie potrzebna, chętnie pomoże; zostanie z małym, podzieli się doświadczeniem... Nie chciała być tą, którą trzeba będzie izolować od innych dzieci. Nie mogła całkowicie zatracić się w rozpaczy. Miała też przecież drugiego syna. Syna, który potrzebował jej teraz chyba bardziej, niż kiedykolwiek.
- Niestety, o dwóch różnych - odparła. - Nie chciał powiedzieć, o co poszło, ale nie trzeba być geniuszem, żeby nie domyślać się, że chodzi o całą tę sytuację.
O to, że jego brat zniknął. O to, że rodzice nie mogą się ze sobą dogadać. O to, że ojciec mieszkał osobno. O to... Mówienie o swojej porażce wychowawczej (bo mniej więcej w takich kategoriach rozpatrywała teraz zachowanie Juniora) zdecydowanie nie było łatwe, jednak tłumienie tego w sobie, było chyba jeszcze gorsze. Być może nie uda im się dziś znaleźć żadnego skutecznego rozwiązania, ale blondynce zdecydowanie powinno ulżyć, gdy wygada się szwagierce. Zresztą, nie chodziło tylko o to. Gwen naprawdę lubiła Beverly, nie chciała też być postrzegana za egoistkę, więc gdy tylko pierwsze emocje opadną, z pewnością spyta Strand o to, jak ona radzi sobie w roli młodej, samotnej mamy.
- Boję się, że sami do tego doprowadziliśmy - westchnęła. - Czasami nie wiem już, co powinniśmy robić, bo mam wrażenie, że każda nasza decyzja może okazać się niekorzystna. Wiem, że Joe i ja musimy zrobić to razem, ale... - westchnęła. Dała sobie moment na zebranie myśli, kątem oka zerknęła na szwagierkę, by po chwili, jakby nieco od niechcenia, znów się odezwać. - Co u niego słychać?
Miała na myśli swojego męża, to chyba nie podlegało wątpliwości. Joe wciąż ją interesował. Wciąż był dla niej ważny. Nadal chciała wiedzieć, jak on radził sobie z całą sytuacją. Czy byłoby prościej spytać o to samego zainteresowanego? Z całą pewnością, jednak takie babskie pogawędki zdecydowanie były łatwiejsze i odrobinkę bardziej naturalne.

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie była w stanie postawić się na miejscu Juniora, chociaż taką właśnie strategię by obrała, aby zrozumieć zachowanie nastolatka. Stracił brata. To musiało być ciężkie… sama wizja zaginięcia kogokolwiek z rodzeństwa wprawiała Beverly w przykry nastrój. Nie wyobrażała sobie nagłej utraty Joe, Caspara czy siostry, z którymi dzieliła wiele cennych chwil. To okropne uczucie i Strand miała szczerą nadzieję, że bratanek otrzymywał odpowiednie wsparcie czy to ze strony rodziców, czy też szkolnego psychologa oraz wychowawcy.
Z wolna pokiwała głową, przyznając Gwen rację. Zachowanie starszego syna ewidentnie miało związek z ich rodzinną tragedią, nie mniej, należało wspólnie przemielić pewne odczucia i pozwolić sobie na przeżywanie gorszych chwil, bez tłumienia wszystkiego w sobie, aż narastało to do wymiarów istnego wybuchu, siejącego spustoszenie w otoczeniu. Rówieśnikach, opiekunach, całej codzienności.
- Każdy przezywa to na swój sposób - przyznała, zerkając przez chwilę na zawartość swojej filiżanki. - Ale można wskazać mu lepszą drogę, niż wplątywanie się w bezsensowne bójki. To znaczy, że… nie radzi sobie z tym wszystkim i próbuje znaleźć ujście dla negatywnych emocji w przemocy.
To nie prowadziło do niczego dobrego. Agresja względem innych żywych istot nie była odpowiednim sposobem na radzenie sobie z traumą.
Westchnęła cicho, doskonale zdając sobie sprawy, że nikt nie chciał doprowadzić do zaniedbania Juniora. Rodzice również borykali się z wieloma emocjami i nie zawsze mieli siłę na dodatkowe doglądanie dorastającego syna. Rozumiała to i nie zamierzała ich oceniać czy nazywać złymi rodzicami. Po prostu, to był trudny dla nich czas.
- Czasami się widujemy, ale przez większość czasu siedzi zamknięty w pokoju, albo gdzieś wychodzi - przyznała, kiedy temat rozmowy zszedł na jej brata. - On… wydaje mi się, że wciąż się nie otrząsnął.
Że nadal dłubie w szczegółach, próbując odnaleźć trop, prowadzący do Mike’a.
- I próbuje samodzielnie coś wskórać, przeżywając to wszystko na okrągło, aż znajdzie brakujące elementy.
A poprzez ów jeden, konkretny element miała na myśli młodszego syna.
Mocno zacisnęła usta, żałując, że nie jest w stanie gwałtownie wyrwać brata z tej błędnej pętli, albo przydać się nieco bardziej w tej całej sytuacji. Póki co, musiała skupić się na własnym dziecku, które wymagało od niej coraz więcej uwagi.
- Jak coś, nie wiesz tego ode mnie - dodała jeszcze, na wypadek, gdyby Joe miał jej robić wyrzuty, za zawracanie Gwen głowy. Martwiła się o niego i miała szczerą nadzieje, że w natłoku codzienności, brat nie zrobi czegoś głupiego. Nie zacznie szukać wrażeń w niebezpiecznym towarzystwie, które rzuciłoby się na niego, tuż po odkryciu piastowanego stanowiska w prawniczej hierarchii.

adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
- Wiesz, czasem mam ochotę... - na moment zawiesiła głos. Nie była do końca pewna, czy powinna poruszać ten temat, czy powinna mówić o tym głośno i czy aby na pewno powinna robić to w obecności swojej szwagierki, siostry swojego małżonka. Jakby nie patrzeć, Joe i Gwen nie do końca świadomie wpakowali się ze swoimi problemami do jej życia. Fakt, byli rodziną, a ta powinna trzymać się razem, ale być może Beverly wcale nie chciała znaleźć się w środku ich małżeńskiego zawirowania, gdy sama miała swoje własne sprawy. Fitzgerald uznała jednak, że musi w końcu się wygadać.
- Czasem mam ochotę rzucić to wszystko i wyjechać gdzieś daleko, gdzie chociaż przez jeden dzień będę mogła pobyć sama i nie będę musiała myśleć o tym, co czeka na mnie w Lorne Bay.
Tak byłoby najprościej, ale czuła, że wcale nie byłoby to takie łatwe do zrealizowania. Miała zbyt wiele zobowiązań, żeby tak po prostu zniknąć. Miała pracę, rodzinę, syna sprawiającego problemy. Czuła, że zostawienie tego wszystkiego, nawet na chwilę, nie byłoby zbyt rozsądne.
Pytanie tylko, czy bardziej rozsądne byłoby tkwienie w marazmie, bez perspektyw na jakąś przerwę czy małe podładowanie baterii. Obie kwestie należało traktować raczej w kategoriach pytań retorycznych, bo blondynka nie chciała chyba zbyt mocno drążyć tego tematu. Raz, był on nieco niewygodny, dwa, nie chciała sprowadzać całego spotkania do siebie, swoich zmartwień i problemów.
- Jeśli tylko mu to pomaga, to zdecydowanie jestem za - przytaknęła. Kto wie, może faktycznie wpadnie na coś nowego? Rzucenie się w wir pracy zdecydowanie nie było jej obce. Pytanie tylko... Jak cała reszta? - A jak... Wiesz, tak poza... tym wszystkim? Wszystko u niego dobrze? Ze zdrowiem i w ogóle...
Czy nie pakuje się w kłopoty, czy nie pije za dużo kawy, czy pamięta o warzywnym dodatku do obiadu... Czy nie wykupił ostatnio połowy zawartości apteki lub nielegalnej broni.
- Jasne, a ja o nic nie pytałam - odparła z lekkim uśmiechem. Ot, kobiety. Wystarczy im chwila, by dogadały się w pół słowa.

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie zamierzała dystansować się od rodziny, którą posiadała na miejscu, w Lorne Bay. Od zawsze dobrze żyła ze swoim rodzeństwem i wspierała je na tyle, ile tylko potrafiła. Nie miała więc nic przeciwko wprowadzeniu brata do jej lekko opustoszałego domu, przy równoczesnym utrzymywaniu kontaktów ze szwagierką. Lubiła Gwen i cieszyła się, że Joe poznał porządną kobietę. Zawsze mógłby mieć większą słabość do typowych materialistek o pustym spojrzeniu i równie pustych zainteresowaniach.
- Wiem o czym mówisz - przyznała, słysząc o dłuższym wolnym, spędzonym gdzieś z dala od cywilizacji oraz codziennych rozterek. Z wiadomych powodów, nie mogłaby pozwolić sobie na takie wakacje. Oliver wymagał jej całej uwagi i być może podział opieki nieco by ją odciążył. Bev miała jednak to do siebie, że brała bardzo dużo na swoje barki, niekiedy udając dobre samopoczucie. Miewała gorsze momenty, ale przeżywała je w ciszy, jakby były jej wstydliwym sekretem, którym nie powinno się chwalić. Nikt nie lubił się przecież zwierzać z porażek (chyba, że liczył na ugranie czegoś poprzez wywołanie współczucia). W takich właśnie warunkach wychowano Beverly oraz Joe, którego skrytość w trudnych chwilach była uzasadniona rodzinną dyscypliną.
- Kiedyś się uda - stwierdziła optymistycznie, trzymając kciuki za zasłużony odpoczynek dla kobiety. Dla siebie również; jak już nadejdzie ten czas.
Nie była tak po prawdzie pewna czy zamykanie się w pokoju pomagało Joe w jego osobistej misji odnalezienia syna. Z jednej strony to dobrze, że nie włóczył się bez celu po okolicy i nie przypominał szaleńca, przetrzepującego każdy skrawek ziemi, bez baczenia na własne zdrowie.
- Tyle o ile - uznała, bo trudno mówić o polepszeniu, w przypadku przygaszonej natury brata. - Nie jest zbyt wylewny. Czasami nie wiem nawet czy jest w domu i jedynie po jedzeniu znikającym z lodówki mogę czegoś się domyślić.
Nie narzekała na to. Od pewnego czasu oboje robili zrzutkę na jedzenie, więc to nie tak, że Joe na niej żerował. Wręcz przeciwnie. Sprawiał, że dom był nieco mniej pusty, o ile można tak postrzegać jego milczącą obecność w jednym z pokojów gościnnych.
- Cieszę się, że o niego pytasz - podzieliła się na głos własnymi odczuciami, wynikającymi z troski o brata. - Myślę, że chce czuć się potrzebny, w końcu przezwyciężyć te potworne poczucie winy i zacząć normalnie żyć. Wiesz o co mi chodzi…
Głośny dzwonek telefoniczny odbiegający ze stolika obok podrażnił słuch Olivera, prowokując go do marudzenia. To zmusiło Bev do odstawienia kubka z herbatą na stolik, po upiciu odrobiny ciepłego naparu. Pora wziąć małego na ręce, zanim podniesie alarm na cały lokal.

adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Mówienie o swoich problemach lub porażkach nigdy nie było łatwe. O wiele przyjemniej byłoby opowiadać o swoich sukcesach, ale traf chciał, że w życiu obu pań nie było ich chyba ostatnio jakoś szalenie dużo. Warto więc skupić się na tym, co miały, a rodzina zdecydowanie była tym, czym warto się chwalić.
W swojej nowej rzeczywistości Gwen również unikała trudnych tematów. Nigdy nie wiedziała, jak wiele powiedzieć, by rozmówca nie pomyślał, że blondynka się nad sobą użala. Inni z kolei nie chcieli rozdrapywać jej ran. Jej rodzina była o tyle inna od rodziny, w której wychowali się Strandowie, że u Fitzgeraldów zawsze było głośno, tłoczno i wesoło. Gdy miała jakiś problem, mogła zwrócić się do swojego rodzeństwa, ale obecnie… Obecnie chyba nie umiałaby rozmawiać z nimi tak naprawdę szczerze.
- Powinnyśmy kiedyś zostawić wszystko i wszystkich i wyjechać chociażby na jakiś babski weekend do SPA – uśmiechnęła się delikatnie. Nawet jeśli nic im z tego nie wyjdzie, to i tak dobrze jest mieć w głowie jakiś szalony plan. Wracanie do niego pamięcią mogłoby być skutecznym sposobem na poprawę humoru. O, już teraz chyba było jej nieco lepiej i przyjemniej.
- Jesteśmy małżeństwem. Zawsze będę się o niego martwić, nawet jeśli mamy teraz pewne problemy - to i tak chyba łagodne określenie. - Wiem - przytaknęła. Jak mogłaby nie wiedzieć, skoro poniekąd ona sama do tego doprowadziła. Teraz myślała już o tym wszystkim w nieco innych kategoriach, jednak gdy buzujące w niej emocje były jeszcze świeże, powiedziała kilka słów za dużo. Czy Joe powiedział o tym wszystkim swojej siostrze? Czy Beverly mogła mieć o to pretensje do swojej bratowej? Zdecydowanie mogłaby je mieć. Nie byłoby w tym nic dziwnego. Szkoda tylko, że Gwen nie do końca umiała znaleźć właściwe słowa, by w końcu porozmawiać z mężem tak, jak chyba powinna była zrobić to już jakiś czas temu.
- Chciałabym, żeby nasze sprawy jakoś się poukładały, bo w pojedynkę niczego nie zdziałamy. Cały czas wierzę w to, że Mike się odnajdzie, a wtedy nie chciałabym, żeby... Żeby widział nas w takim stanie.
Tego by nie zniosła.
- Przepraszam, że wciąż mówię tylko o sobie - marudzenie Olivera wyrwało ją niejako z rytmu wspominania o własnych problemach. Chociaż to zabrzmi źle, to dzwonek telefonu pobudzający chłopca był dla niej pewnego rodzaju wybawieniem. - Jak chowa się mały?

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Wypad do SPA brzmiał całkiem nieźle. Odruchowo pomyślała o wzbogaceniu towarzystwa o przynajmniej jedną osobę, ale czy dołączenie Margo do grona babskiego wypadu byłoby taktowne? Dopóki trzymałyby ręce przy sobie, raczej nikt nie miałby nic przeciwko, prawda? Bev nie zamierzała się chwalić na lewo i prawo, że dorwała niezłą sztukę, kiedy Fitzgerald nadal mierzyła się z trudnymi chwilami, powiązanymi z zaginionym synem oraz mężem, zaabsorbowanym coraz to nowymi metodami na odnalezienie pociechy. Musiała podejść do tego taktownie, co przychodziło lepiej przy kubku ciepłej herbaty. W przypadku wina, albo mocniejszego alkoholu mogłaby szybko wygadać się ze wszystkich nowości w życiu przy jednoczesnym ruganiu byłej (prawie) żony.
- Może uda nam się sprzedać dzieciaki dziadkom, albo zrobimy porządną zrzutę na niańkę? - podsunęła, zwracając uwagę na główną rzecz, czyli małych Strandów. Junior był już tak zwanym starym koniem, ale nawet takich warto mieć na oku, kiedy mama z ciotką wyjeżdżały do SPA. Jeszcze zainspirowałby się amerykańskimi filmami i zrobił domówkę, o której byłoby głośno na całe miasto.
Niestety, względem własnego, upadającego małżeństwa, Bev nie podzielała poglądów Gwen. To chyba dobrze o niej świadczyło, bo gdyby trzymała stronę przestępczyni, posługującej się zafałszowaną tożsamością, wyszłaby na masochistyczną idiotkę, zaślepioną niepojętym uczuciem. Jen nie była nawet miłością jej życia. Próbowała pasować ją na taką funkcję, ale wychodziło to bardzo licho. Po prawdzie, Bev sięgnęła po najprostsze rozwiązanie, sądząc, że związek z zaangażowaną kobietą przyniesie jej ostateczne spełnienie. Cóż, nieco się pomyliła, ale najważniejsze, że w porę się opamiętała.
- W porządku, ja zawsze chętnie cię wysłucham - przekazała zgodnie z prawdą, bo rozchodziło się o sprawy, bezpośrednio dotyczące jej najbliższej rodziny. Gwen była jej bratową, a z rodzeństwem zawsze była blisko. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której widzą się z Joe i całą resztą raz na rok albo jeszcze rzadziej.
- I chcę, żeby o tym pamiętała. Nie jesteście w tym sami, masz jeszcze szwagierkę, która wcale nie jest taka najgorsza - uśmiechnęła się tuż przed wyjęciem Olivera z wózka. Mały miał dosyć zwyczajnego leżenia na wznak i wsłuchiwania się w głosy dokoła czy denerwujące dżingle wybrzmiewające ze smartfonów. Odkąd przestawił się na tryb ciekawości światem, lubił obserwować otoczenie, wyciągać rączki i pełznąć po podłodze, na ile pozwalały mu okoliczności. Dzisiaj musiał zadowolić się siedzeniem na rękach mamy, albo cioci.
- Myślałam, że będzie gorzej - przyznała, poprawiając na rękach malca, skubiącego własne palce. - Po tym, jak zwinęli Jen z dnia na dzień, musiałam z nim siedzieć cała noc, bo nie mógł zasnąć.
Dzieci czuły większą więź z biologiczną matką, co Bev doskonale rozumiała i o czym sporo czytała, jeszcze przed narodzinami Olivera. To, że mały miał jej geny, było kwestią drugorzędną.
- Musiałam obwiązywać go jej koszulką, a później… przyzwyczaił się do jej nieobecności.
Małe dzieci szybko adaptowały się do nowych warunków. To nie tak, że Oliver musiał uczyć się więzi od nowa; Bev była również przy porodzie i trzymała go w rękach już w pierwszych godzinach życia, roniąc niejedną łzę wzruszenia. Człowiek uważał się za twardziela, ale gdy dochodziło co do czego, płakał się jak romantyczka, oczarowana melodramatami.
- Chcesz go potrzymać? - zapytała, zachęcając Olivera do spojrzenia na Gwen. Bratowa miała zdecydowanie więcej doświadczenia z dziećmi i Beverly mogłaby się od niej uczyć.

adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Fitzgerald nie miałaby nic przeciwko temu, by ktoś jeszcze dołączył do ich małej wyprawy. Ani trochę nie posądzałaby Beverly o złe intencje lub jakieś przesadne epatowanie własnym szczęściem. Kto wie, może byłaby to dobra okazja ku temu, by Gwen poznała Margo i dyskretnie ją oceni. W końcu nie chciałaby, by w życiu bratowej oraz małego Olivera pojawił się ktoś, kto nie będzie do końca ich wart.
- Nie wiem, czy nie powinnyśmy rozważyć jakiejś niani z wojskową przeszłością, żeby udało jej się okiełznać Juniora - zażartowała. Ktoś taki na pewno poradziłby sobie również z małym dzieciaczkiem, chociaż gdyby Strand chciała zabrać ze sobą chłopca, co byłoby w pełni zrozumiałe ze względu na jego wiek oraz sytuację, to zdecydowanie mogłaby to zrobić. Może niekoniecznie zabierałyby go do sauny, ale gdyby tak chłopiec umazał się jakimś mlekiem z butelki, chyba można byłoby mówić o szczątkowej maseczce!
- Dzięki - uśmiechnęła się. - Mam najfajniejszą szwagierkę na świecie - dodała jeszcze, oczywiście zgodnie z prawdą. Zawsze się dogadywały, więc i teraz nie mogło być inaczej. Pomimo tego, że miała mnóstwo rodzeństwa, była spragniona kontaktów z rodziną męża i cieszyło ją to, że wzajemne relacje obu pań były tak dobre. Czuła, że może opowiedzieć jej o wszystkim i że mogłaby wysłuchać wszystkiego, co tylko chciałaby opowiedzieć jej Bev.
- Tak, to ma sens - przytaknęła. - Doskonale go rozumiem. Sama zaliczyłam ten etap, kiedy spałam z rzeczami Mike'a - przyznała. - Kiedy mały podrośnie... Planujesz opowiedzieć mu o tym wszystkim? Wiesz, o Jen, o tym, kim była i dlaczego nie ma jej z wami?
Być może nieco niepewnie zerknęła na Strand. Nie chciała rozdrapywać u niej ran, ale to pytanie nasunęło jej się jakoś samo. Zdawała sobie sprawę z tego, że w tym momencie ciężko było przewidzieć to, jak człowiek zachowa się za kilka lat i jakie zaistnieją wtedy okoliczności. Bardziej, niż sama odpowiedź, zastanawiało ją po prostu to, czy Beverly miała już w zanadrzu jakiś plan.
- A... mogę?
Tym razem niepewność blondynki była wręcz namacalna. Opieka nad dziećmi była troszkę jak jazda na rowerze - tego po prostu się nie zapomina i to nie z tego wynikały jej delikatne obawy. Miała na rękach wiele maluszków, jednak jej wspomnienia i tak zawsze będą podążały w kierunku własnych synów, w tym tego, którego już przy niej nie było. Mimo to przytaknęła i wstała, by zapewnić sobie pewniejszy chwyt.
- No i kto jest bohaterem? No kto? - zaczęła mówić do Olivera, gdy wyciągnęła ręce w jego kierunku. Przede wszystkim nie chciała go od siebie odstraszyć.

Beverly Strand
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Z pewnością udałaby się znaleźć odpowiednią opiekunkę, wprawioną w bojach, zarówno przy pilnowaniu nastolatków, jak i małych dzieci. Póki co, Bev trzymała się pracowitej Filipinki, którą sam Oliver polubił i mógłby marudzić przy zmianie niańki na obcą twarz, do której musiałby się przyzwyczaić. Brała pod uwagę zabranie chłopca ze sobą, jednak koniec końców również chciała pełnoprawnie odpocząć od codziennych obowiązków, związanych z opieką nad dzieckiem. Kochała syna i nie uważała samej siebie za wyrodną matkę, jednak samodzielne rodzicielstwo potrafiło nieźle dać w kość, szczególnie, kiedy rodzic chciał równolegle pracować. To droga pełna wyrzeczeń, które Beverly musiała zaakceptować, w obliczu trwającego rozwodu.
Biorąc pod uwagę liczne rodzeństwo Fitzgerald, nie była jedyną szwagierką/bratową, przez co czuła się miło wyróżniona, przyjmując tytuł tej ulubionej.
- Przypomnę sobie twoje słowa, kiedy odwalę coś niepoprawnego, albo będę mieć zły dzień - uznała, przyjmując komplement, który mogła odbić w stronę Gwen. Była jej jedyną bratową (przy czym kolejnej, od strony Caspara się raczej nie doczeka prędzej bratowego) i jednocześnie przyjazną duszą, którą chciało się mieć w swoim towarzystwie. Tym bardziej współczuła bratu, że ten nie potrafił odpowiednio naprawić ich relacji, nadszarpniętej przez niewyobrażalna stratę.
Doceniała również to, że Gwen stała po jej stronie, w konflikcie z byłą żoną. Mówiła tak, jakby była w pełni przekonana o zwycięstwie Beverly, co dodawało jej otuchy, biorąc pod uwagę profesję bratowej.
- Wszystko zależy od tego, co zadecyduje sąd - westchnęła, wyczekując dnia, w którym znów będzie wolna. - Przez pewien czas wahałam się nad składaniem papierów odnośnie odebrania praw rodzicielskich, ale… tak będzie lepiej. Odkąd trafiła do aresztu jest z nią coraz gorzej. Jakiś czas temu uznała, że byłaby w stanie tolerować kolejną osobę w moim życiu, z którą bym się spotykała, równolegle mieszkają i żyjąc z nią. Wyobrażasz sobie?
Jen była desperatką i chwytała się wszystkich możliwości, aby jakimś cudem uniknąć kary i zakończenia aktualnego małżeństwa. Niedługo powinna się również odbyć rozprawa między ASIO, a Jen, w sprawie korupcji, kradzieży tożsamości oraz wspierania przestępczości zorganizowanej. Takiej osobie trudno byłoby utrzymać prawa rodzicielskie do Olivera.
- Kiedyś mu powiem, o ile będzie chciał poznać prawdę - syn zdecydowanie na to zasługiwał. Pytanie czy w miarę upływu czasu, Beverly nie zmieni zdania, kierowana szlachetnymi pobudkami.
Uśmiechnęła się delikatnie, widząc zaangażowanie ze strony bratowej.
- Pewnie, że tak, przecież jesteś jego ciocią - uśmiechnęła się, bo chociaż Oliver był widziany przez Gwen tylko parę razy, nic nie stało na przeszkodzie, aby częściej mieli ze sobą do czynienia. Wiele zależało od samego podejścia Fitzgerald, być może wciąż borykającej się ze swego rodzaju traumą, związaną z utratą własnego dziecka. Mike był zaledwie parę lat starszy od Olivera, kiedy zaginął.
Powoli przekazała syna do rąk Gwen, instruując ją przy okazji, że ten zawsze lubił mieć głowę nieco wyżej reszty ciała, jeśli akurat nie wychylał się ponad ramieniem, aby obserwować otoczenie.
- Weź jeszcze to, przed obiadem zdarza mu się okropnie ślinić - dodała, wraz z podaniem ścierki, którą lepiej narzucić sobie prewencyjnie na bark. - Założę się, że już mu wygodnie.
Uśmiechnęła się na widok Olivera, zaabsorbowanego wgapianiem się w ciocię z bliska. Nie był płaczliwym dzieckiem, chyba, że wyjątkowo nie pasował mu dźwięk w otoczeniu, albo łapało go choróbsko.

ODPOWIEDZ