studentka na urlopie dziekańskim — bezrobotna
20 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Miała wspaniałe plany związane z przyszłością, miała zostać inżynierem biomedycznym, jednak jeden głupi błąd zniweczył wszystkie plany. Zrezygnowała ze studiów, wróciła do domu, do rodziców z podkulonym ogonem. Nie wie co będzie dalej z jej spieprzonym życiem, co powie znajomym, sąsiadom i reszcie rodziny, kiedy będzie widać prawdziwy powód jej powrotu do domu...

Znała tę szkołę od podszewki. Każdy jej zakątek, każdy korytarz, każde wejście. Spędziła tu najlepsze lata swojego życia, poznała wspaniałych ludzi, z którymi znajomość przetrwała do dziś. Byli też tacy, co przestali się odzywać, ale za nimi wcale nie tęskniła, skoro nie chcieli utrzymywać kontaktów, więc z jakiej racji ma być jej przykro? Najbardziej jednak tęskniła za ludźmi z uczelni, którzy dzielili te same pasje, mieli podobne plany, podobne pomysły. Mogli godzinami siedzieć przy stolikach i dyskutować o sprzętach medycznych, który z nich trzeba udoskonalić lub wymyślali całkiem nowe i przypisywali im role w medycynie, aby jak najlepiej mogły pomóc ludziom. Teraz to wszystko zniknęło. Czuła się jak rybak, który złowił wymarzony okaz i zamiast wrzucić go do wiadra, postanowił mu się chwilę przyjrzeć i ryba wykorzystała moment na wyślizgnięcie się i ucieczkę z powrotem w morską toń. Jej kariera również wyślizgnęła się z jej rąk na jakiś czas, a być może na zawsze. Nie miała pojęcia co zrobić. Była w domu już od miesiąca i nadal nie zdecydowała.

Temat aborcji pojawiał się w jej głowie wiele razy, ale natychmiast zapalała się w niej także czerwona lampka. Przecież miała tworzyć i projektować maszyny ratujące życia ludzkie, a nie korzystać z takiej w celu zabicia nowego, dopiero co powstającego. Moralność kłóciła się z jej pragnieniem bycia kimś w tym świecie i obie części jej świadomości były na remisie, żadne nie chciało się poddać, walcząc o swoje prawa, a jedyną przegraną w tym momencie była Salome, niezdolna skierować swoich kroków w jakąkolwiek stronę. Postanowiła zatem posiedzieć na dachu szkoły, otworzyć butelkę wina i pomóc sobie w przemyśleniach. Podobno po pijaku przychodzą najlepsze pomysły, a jedna butelka nie powinna jej zaszkodzić, zresztą to wino, więc w czym problem?

Wiedziała, o której godzinie są zajęcia i że teraz są puste korytarze, a jedynym problemem mógłby być woźny, który ją pamiętał. Miała gotową wymówkę na wszelki wypadek, ale nie spotkała nikogo zdolnego ją zatrzymać. Przeszła na tyły szkoły, odnalazła schody pożarowe i weszła po nich na dach. Słońce prażyło niemiłosiernie, ale miała to gdzieś. Stanęła na szczycie gzymsu, spoglądając w dół, czując powiew gorącego powietrza na karku, w dłoni trzymając zieloną butelkę, z ciepłym już dawno alkoholem. Przez głowę przemknęła jej myśl, że wystarczyłby jeden krok więcej, aby zakończyć jej męki, aczkolwiek szkoła nie była zbyt wysoka na tyle, żeby się zabić na miejscu, chyba że uderzy głową o beton, jednak mogła się dotkliwie połamać albo... stracić ciążę. Westchnęła i po chwili wahania usiadła po turecku na skraju, doskonale widoczna przez kogoś z dołu, jeśli tylko spojrzałby teraz w kierunku szkolnego dachu...

- Salome, ty bezmyślna kretynko... - mruknęła do siebie i wystawiła twarz na buchający z nieba żar.
bowie hillbury
powitalny kokos
pączek#2117
studiuje — i sprzedaje dragi
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Było warto oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty sekund.
Słońce już chyliło się ku zachodowi, a na niebie widniały pojedyncze gwiazdy, ozdobione krwistą posoką. Mogłaby teraz usiąść, tu tak jak stoi, na środku ulicy i opisać to. Być może byłby to pierwszy krok ku lepszemu żeby znaleźć się na tym samym torze, na którym była jeszcze studiując jeszcze w Perth nim zjebała wszystko to nad czym tak ciężko pracowała. Kto wie, może nawet wyszłaby z tego jakaś książka albo chociaż początek, ale żaden z niej Ernest Hemingway. Bliżej teraz jej było do jakiegoś pachołka Pablo Escobara z tą całą kolekcją prochów, które trzymała w pudełku po butach pod łóżkiem. Zresztą nie miała do tego głowy. Odkąd wróciła do Lorne Bay nie napisała ani słowa, chyba że na jakiś gówniany temat eseju, które tak ochoczo zadawali na lokalnej uczelni.
Czuła dzisiaj palącą potrzebę odpoczęcia od tego wszystkiego. Na chwilę zapragnęła przestać słyszeć szum przejeżdżających samochodów, wyrwać się z efektu cocktail-party, który był wszechobecny na ciasnych uliczkach po zmroku, a przede wszystkim dzisiaj nie miała zupełnie ochoty pojawiać się w żadnym z klubów, napędzając swój mały biznes, równocześnie męcząc się z pijanymi ludźmi, których zaczerwienione, spocone twarze, przybrane w tępy wyraz, wyglądały jakby miały zaraz eksplodować.
W szkole nie było o tej porze już nikogo. Znała te korytarze na pamięć i nawet była skora przyznać, że spędziła wśród nich lepszą część życia, zwłaszcza jeśli w grę wchodziły wagary. A wbrew pozorom wcale nie opuszczała lekcji często. To był ten okres, w którym jeszcze słyszała od rodziców, jak wielką im dumę przynosi wraz ze wszystkimi celującymi ocenami zebranymi na koniec semestru. Cóż. Ludzie się zmieniają i wszystko dookoła też. Nawet korytarze, które obecnie powinny być puste, a mijając łazienkę zauważyła weń jakąś niewysoką brunetkę (chyba którąś z bliźniaczek Henderson), jak nieudolnie próbuje umyć się w umywalce. Nie zareagowała. Przeszła dalej, kierując się w stronę dachu, na którym prawdopodobnie nikogo nie powinno być. Przychodziła tam jeszcze kilka lat temu, czasem pooglądać gwiazdy przy blancie, a czasem ze znajomymi się po prostu napić. Teraz chciała odświeżyć tą pierwszą opcję.
Na szczycie zaś czekała na nią kolejna niespodzianka. Znała tą dziewczynę. Tak przynajmniej jej się zdawało w pierwszej chwili, bo ta stała odwrócona do niej tyłem, balansując na krawędzi dachu.
- Salome, kurwa, co Ty odpierdalasz?! - krzyknęła w pierwszej chwili, rzucając się biegiem do przodu, a zaraz potem zatkała sobie usta. Nie powinno się podnosić głosu w takich sytuacjach. Zwłaszcza, jeśli kogoś od krawędzi dzielą raptem centymetry.
Zwolniła krok i oszczędnie stawiając kolejne, zaczęła zbliżać się do koleżanki, jakby ta była psem znajdą, którego trzeba było zabezpieczyć.
- Słuchaj, może najpierw pogadamy, co? - zaczęła spokojnie, kompletnie nie wiedząc jak powinno się gadać z ludźmi, którzy próbują popełnić samobójstwo. No bo... Tak to przecież wyglądało! A Bowie nie chciała być świadkiem w tej sprawie.

Salome Villanueva
grzybiara
bowie
studentka na urlopie dziekańskim — bezrobotna
20 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Miała wspaniałe plany związane z przyszłością, miała zostać inżynierem biomedycznym, jednak jeden głupi błąd zniweczył wszystkie plany. Zrezygnowała ze studiów, wróciła do domu, do rodziców z podkulonym ogonem. Nie wie co będzie dalej z jej spieprzonym życiem, co powie znajomym, sąsiadom i reszcie rodziny, kiedy będzie widać prawdziwy powód jej powrotu do domu...

Wspominała swoje beztroskie dzieciństwo, kiedy zbierała muszle nad oceanem albo kiedy tata w porę odwiódł ją od pomysłu pogłaskania krokodyla, który był taki fajny i błyszczący, bo dopiero wyszedł z rzeki. Dopiero później zaczęła się ich bać, gdy przeczytała, że wciągnęły kogoś do wody i pożarły. Wspominała czasy, jakie spędziła w tej szkole. Pierwszą miłość i to, że Dave McCartney, w którym podkochiwała się tyle lat, chodził na lekcjach do toalety dla dziewczyn, żeby go nikt nie widział, bo sikał na siedząco, gdyż wewnętrznie czuł się kobietą. Przez długi czas nie mogła się pozbierać po tym bolesnym doświadczeniu, ale czymże ono było w porównaniu z tragedią życiową, jaką właśnie przeżywała? Dziecinnymi fanaberiami, zdecydowanie taka nazwa była odpowiednia.

Nie spodziewała się tu nikogo o tej porze, a rodzicom powiedziała, że idzie do biblioteki, nikt nie powinien jej tu szukać. Była tak pochłonięta myślami, że nie usłyszała trzaśnięcia drzwiami, nie usłyszała nadchodzących kroków i dopiero krzyk wyrwał ją z zadumy, aż zadrżała i prawie upuściłaby swoje wino. Drogie i dobre, więc byłoby go szkoda, zwłaszcza nieotwarte, by ocenić czy faktycznie jest takie pyszne, jak deklarowali. Przyjrzała się nadchodzącej postaci, mrużąc najpierw oczy, bo ostre słońce oślepiało ją i zorientowała się, że chyba zna tę dziewczynę, miała chyba na imię Bowie, czy jakoś tak. W pewnej chwili chciała zaprzeczyć, że jej jedynym celem przyjścia tutaj było skoczenie z dachu, ale podtrzymywanie tej wersji zdarzeń, wydawało się jej o wiele ciekawsze.

- Cześć, Bowie - powiedziała ze smutnym uśmiechem, robiąc monotonny głos. - Na razie tylko sobie siedzę i w zasadzie dobrze, że przyszłaś - zwróciła się do dziewczyny, obserwując jak powoli sie do niej zbliża. Stawiała te kroki z takim strachem, jakby Salome była wężem i zaraz ją ukąsi, co wydawało się strasznie zabawne.

- Czemu nie? Rozmowa dobrze zrobi, albo nie, kto wie? - odparła, klepiąc miejsce obok siebie, by usiadła. - Masz ochotę na czerwone wino? Tylko są dwa problemy, nie mam korkociągu i jest cholernie ciepłe, prawie jak grzaniec - dodała, zastanawiając się jak otworzyć tę przeklętą butelkę i jedynym wyjściem będzie chyba rozbicie szyjki, a wtedy trzeba uważać na ostre ranty, bo mogą skaleczyć usta.
bowie hillbury
powitalny kokos
pączek#2117
studiuje — i sprzedaje dragi
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Było warto oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty sekund.
Była dobrą obserwatorką. Potrafiła przesiedzieć całą przerwę, oparta o szkolny murek, przesuwając wzrokiem po morzu głów, które się ze sobą mieszały. Czasami zawieszała go na dłuższą chwilę, analizując potencjalnego przechodnia, ot, dla rozrywki. Ktoś nawet kiedyś stwierdził, że mogłaby zostać psychologiem (choć z tak nienormalną duszą, może niekoniecznie) albo kryminologiem, tworzyć profile ofiar albo morderców, bo do tego trzeba być spostrzegawczym. Zaśmiała się wtedy wdzięcznie, bo choć obserwować lubiła, to raczej w celu rozrywkowym, niżeli by przyświadczyć się społeczeństwu. Lubiła natomiast wymyślać im historie. Na podstawie galaktyki piegów rozsypanej na twarzy, wierzyła, że ich posiadacz dnie spędza na farmie, w towarzystwie świeżo skoszonej, miejscami słomkowej trawy. A ta niska, blada postać, w rzeczywistości prowadzi sekretne życie nocą.
Widziała też Salome, niewielką wielbicielkę wszystkiego co -bio i -logiczne, skrytą z nosem w krzyżówkach. Czasami dziwiła się, że ten tęgi łeb nigdy nie dostał się do klasy wyżej, bo na pewno umiała więcej niż te wszystkie Dave'y i Duncany, które nie potrafiły czasem nawet przeliterować własnego imienia.
- Na razie? To co, potem masz zamiar zatańczyć na barierce? - łypnęła na nią podejrzliwie, bo po Salome-wężu na bank można było się spodziewać wszystkiego. Przyszli samobójcy byli tematem, który niespecjalnie chciała zgłębiać, chyba że chcieli od niej kupić jakieś antydepresanty. Wtedy śpieszyła z pomocą. Niemniej nigdy nie pałała chęcią przygarnięcia roli psychologa i była ostatnią osobą, która miałaby predyspozycje do pracy w telefonie zaufania. Czuła jak zaczyna robić jej się gorąco. Chciała się tylko wyluzować, a zaczęło się... No nie najlepiej.
- Laska, grzane wino jest całkiem spoko jak się przywyknie. Co innego ciepła wóda. To jest dopiero koszmar - mruknęła, zajmując miejsce obok. Wciąż zerkała na nią nieufnie, ale chyba niebezpieczeństwo zostało chwilowo zażegnane. Nie przyszło jej zupełnie do głowy, że picie i myśli samobójcze, to nie najlepsze towarzystwo, ale może to i dobrze. - Słuchaj, mamy dwie opcje, jeśli nie chcemy tłuc szyjki - zaczęła tonem znawcy, ale tak mogła się nazywać, skoro na koncie miała już otwieranie wina łyżką, śrubokrętem, czy nawet wieszakiem. - Pierwsza, to najlepiej wsadzić butelkę w trampek, tak wiesz, zapobiegawczo żeby się nie stłukło, a potem walić o ścianę, murek albo drzewo żeby sam wyszedł. Mówię Ci stara, sprawdzony patent i chyba najlepszy - pokiwała głową z dumą, niemal się bijąc w pierś. Kątem oka zerknęła, na ścianę od drzwi wejściowych. Jeśli poza dziwną laską w damskiej toalecie nikogo tutaj nie ma, mogą spokojnie o nią postukać. - Jeszcze jest wariant z wepchnięciem korka do środka. Najlepiej nadaje się do tego tusz do rzęs, ale klucze od domu też są spoko. W każdym razie coś długiego - wytłumaczyła, zastanawiając się czy jej clipper też by tam się zmieścił.

Salome Villanueva
grzybiara
bowie
ODPOWIEDZ