neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
w następnym się już poprawię :lol:

A jednak się tu pojawił. Krocząc wśród ludzi zionących świąteczną aurą, obładowanych torbami z niedorzecznie drogimi upominkami dla bliskich i cieszących się tak, jakby dwudziestego piątego grudnia wszelkie ich troski miały zniknąć, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Trącany łokciami, przesiąknięty domieszką tanich perfum zebranych od przypadkowych ludzi i - o zgrozo - obsypywany co jakiś czas życzeniami, przywdział na twarz minę pełną odrazy mającą utorować mu drogę do jednej tylko osoby, odpowiadającej za tę anomalię. Już z oddali dostrzegając znajome pasma kasztanowych włosów, westchnął głośno już samym tym gestem pragnąc uświadomić kobietę, jak bardzo niezadowolony jest z jej pomysłu. - Nie pamiętam już, jak mnie na to namówiłaś - zaczął, gdy napotkał jej miodowo brązowe spojrzenie, w którym namierzył coś niepokojącego. Jakby szczęście, choć to przecież absurdalne, bo tacy jak oni nie mogli zaznać podobnych, wielkodusznych uczuć. Dopiero po chwili omiótł oczyma otaczającą ich scenerię, napotykając na wszelkiej maści stragany z kolorowymi bibelotami i innymi bzdurami, przyprawiającymi go o ból głowy. - Wyglądasz inaczej - nie przyglądając się jej już nawet rzucił obojętnie, zastanawiając się, jakim kłamstwem zdecyduje się uraczyć go tym razem. Bo choć nie podejrzewał, by kiedykolwiek w jego głowie zaistnieć mogły podobne myśli, tak musiał przyznać, że Eleanore Winfield nie do twarzy było z uśmiechem.

Eleanore Winfield
sad ghost club
skamieniały dinozaur
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
By pielęgnować nowy rytuał, zmuszona była wyprowadzić się w końcu z domu brata, którego ciekawskie spojrzenie dostrzegało zbyt wiele. Lekką kpiną zdawało się to tamtejsze życie, przywracając na nowo czas młodzieńczego buntu i sekretów kreowanych wyłącznie na złość własnym rodzicom. Jane i Francis idealnie zdawali się wpasowywać w ramy tego obrazka, a ona dopiero wtedy poczuła szczery żal wobec tego, co ich spotkało i co — tego była pewna — rozdzielić miało na zawsze. Tamtego dnia stały się dla niej jasne dwie kwestie: pierwsza, że musi uciec z ich domu, nim odkryją chowane od materacem różnej maści tabletki, których żaden lekarz by jej nie przepisał. Druga, że do upadku tego małżeństwa dojść może lada dzień, a ona wtedy nie zamierza być w pobliżu. Więc znów mieszkała sama, a dziwne dźwięki tylko momentami wybudzały ją ze snu — dzięki samodzielnie zdobytym specyfikom, czuła się w końcu dobrze.
Naturalnie skutki uboczne nawiedzały ją nieustannie, ale skrzętnie je ignorowała. Luki w pamięci, lekkie zdezorientowanie i nasilające się migreny, ale po prostu zmniejszała wówczas dawkę (póki miała kontrolę) i jakoś dawała sobie ze wszystkim radę. Najważniejsze było to, że w końcu była taka, jaką zażyczyli sobie inni — uśmiechnięta, wesoła, towarzyska. Pewnie dlatego wyciągnęła Waltera na ten przeklęty jarmark, choć nie była pewna, co ją wówczas podkusiło — czający się w jej sercu mrok przeklinał ten szalony plan, bo przecież jak normalna osoba, winna zamówić wszelkie prezenty poprzez jakiś tandetny sklep internetowy. Teraz jednak musiała grać, na bok spychając tą niezadowoloną wersję siebie, bo nikt jej przecież nie lubił. — Tak właściwie nie sądziłam, że przyjdziesz — przyznała wesoło, utkwiwszy w nim przyjazne spojrzenie. Skinąwszy w końcu głową w kierunku kilku ciekawie prezentujących się budek dała mu znać, że to właśnie tam powinni się wybrać. — Ty za to tak samo — rzuciła w odpowiedzi, wywracając lekko oczyma. — Chociaż brakuje ci białego kitla, wyglądasz bez niego mniej poważnie — zauważyła nieco złośliwie, bo jednak zwykli spotykać się wyłącznie w szpitalu, prawda? Lekka abstrakcja wkradała się więc w to ich spotkanie. — Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać. Ile prezentów ci brakuje? Ja muszę kupić coś dla brata, a to straszny sztywniak, polubiłbyś go na pewno, więc musisz mi pomóc — a nie chciała Francisowi kupować byle czego, tym bardziej że w tym roku bardziej niż zwykle zasłużył na coś lepszego, niż skarpetki i butelka szkockiej.

Walter Wainwright
sumienny żółwik
-
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
W takim razie jako jedyny odnajdywał w letargicznym usposobieniu lepszego kompana od śmiechu. Jako jedyny też pałał ciepłymi uczuciami do tej wersji Eleanore, po której teraz nie było już najmniejszego śladu. — Zwiodło mnie to moje niedorzeczne zaufanie do ciebie, którego teraz żałuję — mruknął z wymuszonym uśmiechem, w którym odczytać dało się wyłącznie złość. Nie rozumiał, dlaczego wszyscy ostatnio byli tak paskudnie szczęśliwi, przecież było to niezwykle niesmaczne. — Schowałem kitel pod swetrem, spokojnie — oznajmił, siląc się na żart niespecjalnie wysokich lotów, który miał mu jakoś pomóc w odrzuceniu od siebie posępnego humoru. Tak mu właśnie na niej niewyobrażalnie zależało, że gotów był dołączyć do szeregu względnie zadowolonych idiotów, a ona zdawała się zupełnie tego nie doceniać. Przykre to niesłychanie. — Brakuje, prezentów? — powtórzył po niej z takim zdziwieniem, jakby po raz pierwszy w swoim życiu usłyszał podobne słowa, wciąż jednak podążając tuż obok. — Kupiłem coś każdemu w zeszłym roku, ile niby oni jeszcze chcą prezentów? — zapytał z wyrzutem, naturalnie udawanym, ale coś w tym jednak było. Bo Walter przecież świętami gardził, a przede wszystkim tym, jak napędzały gospodarkę, co przecież w tych czasach, było ich jedynym przeznaczeniem. Niektórzy pewnie nawet już nie pamiętali, że kiedyś rzekomo urodził się w tym okresie jakiś szkaradny bobas, którego potem okrzyknięto synem samego boga. Za to stwierdzenie zapewne uderzy w niego zaraz piorun, ale w sumie to by nie narzekał. — Świetnie, ludzi naszego typu rozpaczliwie ubywa w ostatnim czasie. Może po prostu zostaw go w spokoju, ja bym się z takiego prezentu ucieszył — podzielił się z nią swoją lekko złośliwą radą, wkładając na twarz dumny uśmiech. — Kim jest z zawodu? — dopytał po chwili, bo to przecież nie tak, że wszyscy sztywniacy mieli te same upodobania. Jego praca posłużyć im mogła za pewien trop, który doprowadzić mógł ich do względnie odpowiedniego prezentu, choć Walter nie wierzył lekko, że czymś takim się przejął. Winfield ciągnęła go jednak na dno.

Eleanore Winfield
sad ghost club
skamieniały dinozaur
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Czy wyjawienie mu swej tajemnicy sprawiłoby, że znów patrzyłby na nią przychylniej? Gotowa byłaby mu wyliczać te wszystkie razy, kiedy tylko szczęście kierowało jej życiem; było tak przecież niegdyś, gdy umysł niestrapiony jeszcze katastrofami potrafił się szczerze radować. Skrycie wiedziała jednak, że to wszystko nieprawda, że odkąd tylko pojawiła się na świecie jasnym było, że nigdy nie będzie zdolna do tych wszystkich uczuć. Że wmuszać je w siebie będzie musiała pieczołowicie, czasem o swym smutku zapominając, ale już zawsze wystarczy tylko jedna chwila, by jednak dała się pochłonąć mrocznej otchłani na nowo. — Myślałeś, że jarmark jest tylko przykrywką dla czegoś innego? — spytała przekrzywiając głowę na jedną stronę, przyglądając się mu z zaintrygowaniem. — Zawsze mogłam podstępem zaciągnąć cię do samolotu odlatującego w stronę Kazachstanu — lekki uśmiech zagościł na jej twarzy wraz z tymi słowami, ukazując łaskę, którą się dziś wykazała. Co prawda nigdy nie odważyłaby się powrócić do strefy wojny, czując się trochę tak, jakby równoznaczne było to z misją samobójczą, ale wciąż mogła o tym żartować. A przynajmniej przekonywać samą siebie o tym, że jest w stanie to robić. — W takim razie musi się pan rozebrać, doktorze — rzuciła zawadiacko, choć nie miało to być wcale jakkolwiek… zobowiązujące. Eleanore widziała w nim wyłącznie przyjaciela i pewna była, że uczucie to jest obustronne; obecnie chyba w nikim nie potrafiłaby ulokować jakkolwiek głębszych uczuć.
Czy to oznacza, że dla nikogo nic jeszcze nie kupiłeś? — spytała zdumiona, uśmiechając się jednak szerzej. — Myślałam, że to ja jestem beznadziejna w te rzeczy — dodała rozbawiona, jako że zostawienie sobie zakupów świątecznych na ostatni moment wydawało się jej wcześniej rewelacyjnym pomysłem. No a teraz okazywało się, że niekoniecznie. Omówić jeszcze zamierzała wobec tego kwestię ilości prezentów, które oboje muszą zakupić, ale nadejść miała na to później odpowiednia pora. — Niestey nie jest to możliwe. Francis ubzdurał sobie bycie męczennikiem, bo moim wybawicielem, tak więc zapewne oczekuje jakiegoś przejawu wdzięczności — odparła, gdy mijali już nieciekawie wyglądające stoiska. Może poszukiwanie czegoś na jarmarku było błędem? — Och, nikim ważnym, burmistrzem — rzuciła znużonym tonem, zatrzymując się przy sklepie z ręcznie robionymi rzeczami. — Myślisz, że ucieszyłby się z dzierganych skarpetek-ryb? — spytała poważnym tonem, bo skąd mogła wiedzieć, co by się takiemu Francisowi mogło przydać?

Walter Wainwright
sumienny żółwik
-
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Znając prawdę o bladych pastylkach przepływających przez gardło co kilka godzin, czułby się mniej zaniepokojony, niż myśląc, że z dnia na dzień przeszła niewyjaśnioną metamorfozę zmieniającego ją w człowieka całkiem szczęśliwego. Brzmiało to niedorzecznie, ale Waltera naprawdę irytowali ci wszyscy niepoprawni optymiści, więc bał się, że jedyna osoba zasilająca szeregi personelu medycznego, którą tolerował, również złapała tę śmiertelną i odrażającą chorobę.
Lot w tamto miejsce byłby już ciekawszy od świątecznych zakupów — westchnął z udręczeniem, nie nawiązując już nawet do jej zaczepki, na którą to żadna odpowiedź nie brzmiałaby przekonująco, a poza tym nie chciał dawać jej pretekstu do kontynuowania tych niepoważnych żartów. Prędzej spodziewałby się po niej podstawiania ludziom haka na jarmarku, niżeli dołączenia do pochłoniętych bożonarodzeniową gorączką zakupowiczów. Na jej następne słowa wykrzywił usta w nieznacznym uśmiechu i pokręcił głową. — Wolałbym raczej pobyć dzisiaj incognito, ale spokojnie, mogę pomóc ci w znalezieniu jakiegoś skorego do ekshibicjonizmu amanta, skoro masz dzisiaj takie preferencje — zaoferował się uprzejmie, nadając wyrazowi twarzy lekko złośliwej barwy.
Prawdę mówiąc, Eleanore, sprawia mi to od kilku dni niemały problem, może nawet bardziej uwłaczający od pozostałych — przyznał niechętnie, nie decydując się na tę nagłą wylewność bezboleśnie. Poczuł jednak, że musi dać też coś w końcu od siebie, bo niewiele dzieliło tę rozmowę od przejścia w stan niezręcznej ciszy, spowodowanej oczywiście jego mizantropią. — Bo widzisz… na ostatnie święta dostałem bardzo zaskakujący i ekstrawagancki prezent, przez który czuję się zobowiązany teraz jakoś… zrewanżować. Tylko że nie chciałbym zostać źle zrozumiany, a wszystkie opcje, które dotąd rozważyłem, wydają się nieodpowiednie. Niektóre mogłyby zasiać niepotrzebną nadzieję i nadać tej relacji innego wydźwięku, a inne… Inne z kolei są nazbyt lekceważące — nie chciał wdawać się w szczegóły, ale obrana przez niego strategia mąciła w głowie, prawda? Westchnął więc znowu ciężko i nieznacznie machnął w powietrzu ręką, stwierdzając, że już wolałby tę niezręczną ciszę. — Albo wiesz co? Zapomnij. Opcja z niekupowaniem niczego wydaje mi się jednak najrozsądniejsza — mruknął, gotowy przejść już do innego tematu, na co nie musiał czekać długo. Wolał już rozmawiać o nieznanym sobie bracie Eleanore niż własnych udrękach. — Czyli ekscytuje go władza… Cóż, tak, masz rację. Skarpetki sprawdzą się w tym przypadku najlepiej - zgodził się z rozbawieniem, niechętnie skupiając wzrok na akurat mijanym stoisku. — Tylko że lew afrykański nadałby się bardziej od ryb, poczułby się dzięki niemu jak Dedun — stwierdził prześmiewczo, dziwiąc się, że prosiła go o radę po tej wcześniejszej nieudolnej próbie uzewnętrzniania się.

Eleanore Winfield
sad ghost club
skamieniały dinozaur
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Gdy zwykli jedynie do siebie korespondować, nie znając szczegółów swych twarzy (wyobrażała sobie wówczas go w blond czuprynie, gniewnie powiewającej na wietrze; oczy nieco szerzej osadzone, linia szczęki mniej zarysowana) zdawało się jej, naiwnie, że to przeznaczenie pchnęło ich ku sobie. Dwie pokrewne dusze, w równym stopniu umęczone, nieznające pojęcia szczęścia. Dopiero teraz, gdy przyjaźń ich nabierała kształtów, a życie weryfikowało dawne założenia, poczynała dostrzegać, że dzieli ich diametralnie to całe małżeństwo ze smutkiem. Podczas gdy on tkwić miał w nim na zawsze, ona za wszelką cenę stać się chciała kimś innym. Zamierzała rozpacz zostawić gdzieś w tyle, wyrwać się z jej objęć. Chciała mniej narzekać, wciskając na usta większą dawkę uśmiechu. Czy oznaczało to, że nie dane im będzie się nadal przyjaźnić?
Jestem pewna, że uda się nam załapać jeszcze na ostatni lot. Idziemy? — cała ta wizja wędrowania po sklepach przerażała ją co prawda w nieco mniejszym stopniu, niż Waltera, lecz wszelki pretekst by odłożyć to jeszcze w czasie byłby przez nią doceniony. Miała w dodatku chyba lepiej, bo dla nikogo nie musiała się wcale starać. Obojętność odznaczająca się w jej życiu sprawiała, że nikt — nawet Danny czy Nate — nie jawili się jej jako wyzwanie. Bez względu na to, co by od nich dostała (od tego pierwszego zapewne nic), nie odczuwała obowiązku zakupienia czegoś w równym stopniu emocjonującego. Mrugnęła mu jednak na znak, by kontynuował tę swoją niezwykłą opowieść, przy czym każde słowo chłonęła z lekką zazdrością. — Ale wciąż mi nie powiesz o co i o kogo chodzi, hm? — jak mogła mu pomóc, skoro nie znała najistotniejszych szczegółów? — Możesz kupić… długopis. To bardzo ważna rzecz i w żadnym stopniu nie lekceważąca, ale też nie mówi niczego wielkiego — powiedziała z przekonaniem, kiwając lekko głową. Któż by nie chciał otrzymać drogiego, pięknego długopisu? Nie naciskała jednak, bo nie chciała go spłoszyć — miło jej było z tego względu, że podjął w ogóle próbę rozmowy na tenże skomplikowany temat. — Mam jeszcze inne dojścia do muzeów militarnych i w ogóle, jakby co — no bo skoro poprzednie bilety wykorzystał, to może mogła załatwić mu kolejne? Była gotowa na to poświęcenie.
No dobra, to chodź, poszukamy. A ty tej swojej osobie możesz kupić dzierganą czapkę, patrz, tę we flamingi! — sięgnęła od razu po dostrzeżone cudo i wcisnęła mu je w dłonie, bo kto by nie kupił takiej piękności. Gdy odnalazła odpowiednie skarpetki, powędrowali jeszcze po kilku sklepach, a następnie uznali, że natrudzili się wystarczająco i rozeszli, każde w swoją stronę.

koniec!

Walter Wainwright
sumienny żółwik
-
ODPOWIEDZ