rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Początkowo przemykała niczym cień przez mieniące się bielą korytarze, głowę chyląc ku ziemi jakby w obawie, że twarz jej zostanie rozpoznana. Wychodząc i wchodząc do szpitala tak, by nikogo nie mijać, coraz silniej raczyła się samotnością. Omijała części wspólne, rezygnowała z otwartych zabiegów, wycofała się z wszelkich spotkań towarzyskich. Kierowana paranoją powędrowała jednak dnia pewnego do odpowiedniej sali, w której po dramatycznym wstępnie, poprosiła o nieco wolnego. Nie musiała nawet kłamać, bo było z nią nie najlepiej: nie sypiała, chodziła rozdrażniona i nieuważna. Tak miało być lepiej dla wszystkich. Sądzono, że w końcu dorośleje. Że robi to dla siebie, że kieruje się troską o pacjentów. Mieli sobie jakoś bez niej poradzić, jej stan przecież najważniejszy. Polecano jej jakieś ośrodki, w których odzyskać miała siły. Wręczano numery psychologów, którzy jakoś jej depresji mogli zaradzić. Ale to wszystko nie miało w sobie prawdy, a więc i wyzbyte było znaczenia. Jedyną przyczyną tej spektakularnej ucieczki ze szpitala był nikt inny, niż Alma Mulligan.
Trochę się u niej pozmieniało w tym czasie. Poszukując ukojenia, jakiegoś remedium na swój stan, poczęła zażywać leki. Przeróżne, przeważnie te, które zalecano pacjentom cierpiącym na narkolepsję. Do tego stymulanty, a więc nagle odzywała się w niej radość, pozorna i fałszywa, ale to jakoś musiało wystarczyć. O Almie myślała nieustannie. Czy zadzwonić, czy napisać, czy jednak ją odnaleźć. Twarzą w twarz rozwiązać to wszystko, co zawisło nieprzytomnie między nimi. Strach jednak powstrzymywał ją przed czymkolwiek, aż w końcu nadszedł dzień powrotu do pracy i pozostawała w niej już tylko nienawiść do siebie. Bo powinna była to załatwić przed powrotem, by nie komplikować jeszcze bardziej tego ich nagłego przymusu pracowania razem. Skoro jednak nielegalne leki, a więc i namiastka odwagi, zamiast do swego skrzydła, ruszyła na oddział kobiety. Każdy kolejny krok był jakby cięższy, a płucach brakło już powietrza, a mimo to jakoś udało się jej dostać w odpowiednie miejsce. Miała tylko przeprosić. Rzucić jakąś kiepską wymówkę, zbyć głupim zapewnieniem. Że to duży szpital, że nie muszą sobie przeszkadzać. Kiedy jednak zapukała i pchnęła przed siebie ciężkie drzwi, a w sali ukazała się twarz Almy, gotowa była rzucić to wszystko w cholerę. Znów najchętniej wybrałaby ucieczkę.
— Cześć — wydusiła tylko, głupio, przyglądając się jej uważnie. Od czego powinna zacząć tę rozmowę? Tak wiele oddałaby za to, by poznać mogły się raz jeszcze na nowo, bez całej tej uporczywie ciążącej przeszłości.

Alma Mulligan
sumienny żółwik
-