studiuje — i sprzedaje dragi
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Było warto oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty sekund.
- Dopóki nie żebrzę pod monopolowym, nie musisz się o mnie martwić - odgryzła się, rzucając siostrze szeroki uśmiech. Być może nadużywała czasami alkoholu, ale zwalała to na przywilej młodości, którego dopóki nie przekroczy progu trzydziestego roku życia (a do tego było jej jeszcze wszak daleko) nie mógł jej nikt odmówić. Potem podobno gwarancja siada, a razem z nią każda część ciała po kolei. O ile nie będzie to w jej przypadku wątroba, czeka ją jeszcze wiele wspaniałych, zakrapianych kolorowymi drinkami i snami lat.
- Racja. Zresztą znasz już moje grzeszki, więc nie mam po co się kryć. Przynajmniej na tym w końcu skorzystasz - co jak co, ale Bowie była solidną firmą z jakościowym arsenałem używek. Zwłaszcza, że Ryder na podwórku zasadził zielsko, nie byle jakie, a jej zdarzało się go doglądać, celem ewentualnej inwestycji, no i szkoda gdyby po tak długich staraniach żeby wyrosło, nagle umarło. Nie chciała też zbytnio namawiać Ryan do korzystania z ewentualnych dodatków, bo minęło niewiele czasu odkąd poniechała detoksu, a wiadomo, że co za dużo to nie zdrowo, więc gdyby swoi gadaniem ją zniechęciła, znowu skończyłaby bez swojej ulubionej towarzyszki. To znaczy miała jeszcze Rydera, Lyre i Raine, ale wspólne palenie blantów z siostrą traktowała niczym rytuał. Na przykład taką fajkę pokoju, ale bardziej jak z kreskówkowego Piotrusia Pana niż z bardziej bliskich historii i obyczajom opowieści.
- Słuszna uwaga. Ja chyba i tak niewiele pomogę. To znaczy pomogę, ale ty będziesz mózgiem operacji, nie? No bo umiesz rozkładać namioty? - nad tym się wcześniej nie zastanawiała, ale to Ryan z nich dwóch była podróżniczką i to ona wpadła na pomysł biwakowania, więc chyba potrafiła? Może nie do końca pomysł wyszedł wyłącznie z jej inicjatywy, bo przecież obie nad tym mocno dywagowały w jaskiniach, ale można było przewidzieć, że Bowie lepiej szło nabijanie lufy niż wbijanie śledzi w ziemię.
- No... - musiała się mocno zastanowić. W zasadzie to im dalej zagłębiała się w pamięci, tym mniej potrafiła odnaleźć chociaż jedną sytuację, w której leżałaby pod namiotem w znaczeniu rozłożonego namiotu, niż przykryta namiotem na jakiejś imprezie. - Niby coś tam było... Parę razy też spałam na plaży pod gołym niebem - wypięła dumnie pierś, jakby to wyznanie było rzeczywistym powodem do chluby. Zmarszczyła brwi na kilka sekund, wciąż bijąc się z myślami i finalnie stwierdziła, że na pewno chociaż raz taką wycieczkę odbyła, tylko po prostu teraz nie potrafiła sobie pod presją przypomnieć.
- Prawda? Na twoim miejscu nie wytrzymałabym tyle czasu. I tak, tak, zaraz powiesz, że alkoholizm i te sprawy, ale no... Trzeba przyznać, że długo w tej abstynencji siedziałaś - być może zabrzmiała teraz płytko, ale nie tak dużo wody upłynęło odkąd zaczęła pić "na serio". Wbrew pozorom do pewnego momentu była grzecznym dzieckiem. Może nie aż tak jakby tego sobie życzyli rodzice, ale nie piła jakoś super dużo. Odkąd zaś zakosztowała imprezowego życia, nieprędko jej było do odłożenia go w odstawkę.

Ryan Hillbury
grzybiara
bowie
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
005.
kalejdoskop
o, ten krzyk ponad morzem, to wołanie w borach!
to będzie, jak gdy nie zna się przyczyn ni celu:
dusza budzi się z wolna po wędrówkach wielu:
rzeczy bardziej te same będą, niźli wczoraj
{outfit}
Najbardziej w przeprowadzce do Australii ekscytowała go bliskość oceanu. Nie umiał wprawdzie zbyt dobrze pływać, a kiedy tracił dno pod stopami, panikował, ale samo przebywanie w okolicy wody, samo wdychanie nadmorskiego powietrza, sama miękkość ziarnistego piasku trzeszczącego pod stopami - to dawało mu ukojenie. Mógł wtedy udawać, że był młodym, zbłąkanym artystą, poszukującym w oceanicznej toni inspiracji - czekającym, aż napływająca do stóp woda oczyści mu duszę i serce, z przypływem obdarzy go nowymi pomysłami i jakąś cząstką prawdy o świecie, której nie mógłby posiąść w żaden inny sposób. Woda budziła w nim romantyka - na co dzień często uciszanego i zamykanego pod kluczem, w obawie przed skutkami jego przebudzenia i ponownej aktywności; ta zawsze skutkowała czymś negatywnym, zawsze generowała cierpienie i to takie bezpłodne, a zatem też bezsensowne. Umiał tworzyć w bólu; często to robił. Ale czasem ten ból urastał do takiego stopnia, w którym nawet sztuka nie pomagała go ukoić ani z siebie wycisnąć. Czasem blokował go, tak jakby zamrażał toczącą się przez żyły krew. Czasem sprawiał, że zastygał jak posąg.
Ale w życiu nie chodziło o zastyganie. Nie chodziło o zatrzymywanie w sobie emocji, o pozwalanie, aby czas przeciekał przez palce. W życiu chodziło o... Klaus nie wiedział, o co dokładnie, ale na pewno nie o tę stagnację i bezproduktywne przygnębienie. Wiedział, że musiał odnaleźć w sobie miejsce na więcej przeżywania, na prowokowanie uczuć - tych łatwych i trudnych - do wypłynięcia na zewnątrz, a potem wzdłuż jego dłoni, wprost do palców, które mogły potem tworzyć. Brakowało mu tego samego, czego brakowało Periclesowi. Szczerości. Tylko, że on udawał wciąż uparcie, że miał ją gdzieś w sobie, że wystarczyło ją jedynie nieco pobudzić, jedynie odblokować. Zdawał się ignorować fakt, że całe jego dotychczasowe życie podszyte było fałszem, opierało się na pięknych kłamstwach i generowaniu problemów z rzeczy, które problematycznymi wcale być nie musiały. Od małego kąpał się i topił w luksusie, od małego serwowano mu pod nos wszystko, o czym tylko zamarzył - oprócz miłości i ciepła. Tych dwóch rzeczy uparcie mu brakowało.
Ciepła - w bardziej fizycznym rozumieniu - brakowało mu też teraz, na plaży przy owitym ckliwą historią pomoście. Lubił ją. Dowiedział się o niej pokątnie i pozostała mu w głowie. Zawsze przemawiały do niego małe opowieści o małych ludziach, którzy potem urastali do rangi legend. W tym miejscu, w tym powietrzu, czuć było nostalgię - jej delikatny zapach pchał się do nozdrzy i rozkochiwał w sobie zmysł węchu. Szum oceanu, u skraju którego siedział po turecku, w pewnej odległości od pomostu, potęgował te doznania, czynił je szczerymi. Kiedy czekał tak na zjawienie się Periclesa, odrobinę niecierpliwie, z ciałem rozciągniętym nad ziemią, łokciami wspartymi na piasku i wzrokiem utkwionym w morskiej toni, udawał, że nie istnieje już we własnym ciele; że pozostał po nim tylko cień i duch. To było miłe uczucie.
- Myślałem, że stchórzyłeś - skomentował, kiedy chłopak wreszcie się zjawił, ale nie było w tym cienia przytyku; oznajmił to głosem równie nieskrępowanym i nonszalanckim jak zazwyczaj. Nie podniósł się na razie z ziemi, tylko wpatrywał z dołu w profil jego twarzy. Był piękny. Klaus pomyślał, że doskonale komponował się z otoczeniem. Zaraz jednak przesunął spojrzenie z powrotem na taflę wody, żeby westchnąć ciężko. - Nad wodą zawsze czuję się wyjątkowo. Ten szum daje poczucie, jakby można było wyjawić jej wszystkie swoje sekrety. Masz jakieś do odkrycia, Perry? - zapytał nieoczekiwanie, spoglądając na niego kątem oka, ale nie pozostawił mu nawet czasu na odpowiedź. - Zastanawia mnie, czy gdybym wychował się przy oceanie, wciąż żywiłbym do niego takie uczucia. Może pociąga mnie fakt, że zawsze był niedostępny i odległy... - Wybrał palcami spomiędzy ziarenek piasku jakiś kamyczek i rzucił go przed siebie - nie daleko i bez konkretnego celu. Uczynił to machinalnie, zwyczajnie po to, żeby zrobić coś z rękoma. Spojrzał na niego znowu, poklepując miejsce obok siebie, dając mu tym samym sygnał, żeby usiadł. Wiosenny wiatr był rześki i nad wodą ostrzej przedzierał się do kości.
- Znasz tę historię? O tym człowieku od pomostu? Na pewno znasz; z tego, co zdążyłem się dowiedzieć, jest dość popularna. Wyobraź sobie, jak by to było być na jego miejscu. Po prostu przychodzić tu i łowić ryby do końca swoich dni. To chyba musiała być miłość. W takiej czystej postaci, która teraz jest już niespotykana - snuł swoje rozważania, nieprzejęty zupełnie tym, czy Perry faktycznie miał ochotę ich wysłuchiwać. Zatrzymał się na moment, znowu odpływając spojrzeniem w fale oceanu. Zaczerpnął solidny haust powietrza, zanim kontynuował.
- Ale mam coś, co może nam pomóc zbliżyć się do tej miłości - oznajmił, sięgając jednocześnie do swojej kieszeni, żeby wydobyć z niej woreczek strunowy z dwoma kolorowymi tabletkami. - Co ty na to? Poczujemy świat każdym ze zmysłów - uśmiechnął się lekko, mając ochotę sięgnąć do jego włosów, żeby poczuć pod palcami ich miękkość, ale nie zrobił tego. Wiedział, że to będzie jeszcze milsze po tym, jak już łykną to, co przyniósł

pericles campbell
ODPOWIEDZ