bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Na szczęście Mercury nie uważał, że Maya jest za niska czy zbyt chorowita. Potrafił dostrzec w niej potencjał i wiedział, że mimo wielu zaprzeczeń odnośnie tego, że surfowanie jej się nie uda, wierzył w nią. Blondynka jest kobietą zaradną, dlatego z pewnością szybko złapie do tego smykałkę i będzie mogła opowiadać znajomym, że nauczyła się surfować.
— Większość ludzi topi się, bo wchodzą do wody po pijaku — przytaknął na potwierdzenie swoich słów, chcąc chociaż w małym stopniu ją pocieszyć. Mimo wszystko to co powiedział było prawdą i ludzie zbytnio nie doceniają siły wody i tego jakie konsekwencje może nieść za sobą zlekceważenie jej. — Zaufaj mi. Nic złego w mojej obecności Ci się nie stanie, słowo — dodał, aby jeszcze bardziej ją uspokoić. Poza tym nie zamierzał wybierać się na dużą głębokość wraz z dziewczyną. Na sam początek chciał, aby nauczyła się stawać na desce i utrzymać równowagę. Potem dopiero będą mogli ruszyć w otwartą wodę.
— Oldschoolowe deski są super. Jeśli będzie Ci łatwiej mentalnie to mogę odstąpić Ci moją — odpowiedział jej zaraz po tym, jak jeszcze raz dobrze przyjrzał się S P R Z Ę T O W I jaki przyniosła Maya. Deska faktycznie wyglądała jakby ostatnio była używana w czasach, gdy zdjęcia były czarno-białe. Mimo to nie widział żadnych większych uszkodzeń. Może nie była idealnie nasmarowana, ale na pierwszą lekcję na pewno się nada.
Gdy tylko usłyszał pytanie na temat kosztów takich lekcji, zaśmiał się cicho. Nawet przez myśl mu nie przeszło, aby wyceniać to jak ważną osobą jest dla niego panienka Bartlett. — Gdybym miał podsumować to, jak wiele dla mnie zrobiłaś, to ja do tej lekcji musiałbym dopłacić — spojrzał się w jej kierunku, bardzo szczerze uśmiechając. Chciał jej tym samym pokazać, że wie i docenia to, jak wiele wniosła do jego życia. Mercury potrzebował takiej osoby, która znów zacznie pokazywać mu te jaśniejsze strony życia. Ich przyjaźń była wielka.— Ale sałatka z krewetkami brzmi świetnie — dodał, unosząc jeden z kącików ust ku górze. No przekonała go. Wszystkie potrawy, które dla niego przygotowywała były smaczne i na samą myśl aż mu ślinka pociekła. Z pewnością będzie okazja, aby znów skosztować jej smakowitych potraw.
— Tylko mam nadzieje, że nie zachowasz się jak ona i nie pozwolisz mi zejść na dno oceanu — odpowiedział niemalże z grobową miną, próbując być poważnym, co oczywiście po chwili mu się nie udało. Nie utrzymał powagi i zaczął się śmiać. Co prawda napomniana scena była bardzo romantyczna, lecz z tragicznym finałem. Gdyby mieli ją powtórzyć, ale zmienić zakończenie to z pewnością by się zgodził.
Z uwagą obserwował każdy ruch dziewczyny, która szybko łapała to co ma robić. W pewnym momencie jednak musieli przejść do trochę trudniejszych zadań. — Świetnie. Teraz spróbuj utrzymać równowagę — zakomunikował, a następnie stanął tuż przed nią i jedną ze stóp zaczął naciskać na deskę, aby ruch który wykonywał przypominał wzburzoną wodę. Dzięki temu bez wchodzenia nauczy się zachować równowagę.

Maya Bartlett
piesio
banshee
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Maya już od dawna miała problemy z zaufaniem komukolwiek. Wierzyła w czyjeś dobre intencje, jednak na słowa zaufaj mi odczuwała dziwny ból w okolicach splotu słonecznego. Przecież raz zaufała, czego konsekwencje ponosi do dnia dzisiejszego. Nie była to może jednak rzecz tak prozaiczna jak jednorazowa lekcja surfingu, jednak jej zaufanie zostało tak nadszarpnięte, że nie potrafiła brać na poważnie czyichś zapewnień. Dlatego posłała w stronę Mercurego jedynie krótki, blady uśmiech. Szybko znikł on jednak z jej twarzy zastąpiony przez lekką niepewność. Nie chciała jednak aby chłopak odebrał to jako obelgę; wierzyła, że zrozumie jej obawy bez pytania o podstawę do podważenia jego słów.
- W porządku, nie przeszkadza mi ta deska. Po prostu chciałam aby ktoś zerknął na nią okiem fachowca. - wzruszyła ramionami nie chcąc dalej przejmować się kondycją swojego sprzętu. Może gdyby złapała zajawkę i chciała kontynuować lekcje surfingu, zainwestowałaby w dużo lepszy sprzęt. Jak na pierwszy raz to i ta pseudo deska wydawała się być całkiem niezłym rozwiązaniem. Po drugie, bała się, że jeśli pożyczy sprzęt od nauczyciela , zepsuje go przy pierwszej lepszej okazji, chociaż nie wiedziała nawet czy to możliwe.
Nie chciała nic w zamian za to, co dla niego robiła. Te wszystkie jej wizyty i wspólne posiłki, długie rozmowy i opowieści były wynikiem troski. Nie wiedzieć czemu, chciała pomóc chłopakowi po traumatycznych wydarzeniach z jego życia. Być może widziała w nim swojego młodszego brata, któremu nikt ze znajomych nie potrafił pomóc? Albo nawet i siebie, gdy opuściła ją osoba będąca dla niej największym wsparciem. Była mu także wdzięczna za to, że nie odrzucił jej pomocy; przyjmował ją pod swój dach i dzielnie znosił jej towarzystwo. I chociaż wydawać się mogło, że to ona pomagała jemu, Maya traktowała go także jako swoje lekarstwo na samotność.
- Fantastycznie! W takim razie już w najbliższy weekend wpadam do Ciebie z sałatką. - gdyby tylko pozycja, którą właśnie przybrała jej na to pozwoliła, dobiłaby targu poprzez uściśnięcie dłoni. Gotowanie dla Mercurego było czystą przyjemnością i czymś w rodzaju odskoczni od codziennych problemów.
- No co ty, ja?! - wypowiedziała z wyrzutem, kładąc jedną dłoń na klatce piersiowej w teatralnym geście. - Uratowałabym Cię, nawet gdybym sama miała nałykać się wody! - przytaknęła na swoje słowa po czym roześmiała się głośno rozbawiona nawiązaniem do swojego lęku przed opiciem się wodą z oceanu. Ich własne zakończenie tego filmowego hitu byłoby zupełnie inne, dużo bardziej pozytywne, gdyż Maya na pewno znalazłaby skrawek miejsca obok siebie na desce.
Nie spodobało się jej to, gdy Mercury zaczął imitować fale. Nie do końca potrafiła utrzymać przy tym równowagę, chociaż w pełni skupienia bardzo się starała. Chciała mu udowodnić, że całkiem nieźle wychodzi jej przyswajanie wiedzy i być może nawet uda im się wspólnie posurfować. Pech jednak chciał, że jeden z mocniejszych nacisków na deskę spowodował, że dziewczyna przechyliła się za bardzo do przodu i gdyby nie obecność chłopaka, zapewne przywitałaby nosem rozgrzany piasek. W ostatniej chwili złapała się jednak jego ramienia, dzięki czemu złapała ponownie równowagę i z widocznie szerokim uśmiechem, skierowała swoje spojrzenie w stronę mentora.
- Chyba właśnie po raz pierwszy mnie uratowałeś! - oznajmiła entuzjastycznie.

mercury fairweather
ambitny krab
A.
brak multikont
bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Mercury nie od dziś zna się z panienką Bartlett i wie o jej przeszłości. Nie jest głupi, aby nie zauważyć, że na jego słowa o zaufaniu nie do końca była chyba przekonana. Miała do tego prawo po tym co spotkało jej w przeszłości. Zupełnie mu to nie przeszkadzało. Ważne, by czuła się w jego obecności bezpiecznie. Nie drążył więc tematu i odpowiedział na jej uśmiech, uśmiechem ze swojej strony. Nic poza tym więcej nie dodawał.
— Na moje oko jest w porządku — odpowiedział, ponownie przyglądając się desce z którą przyszła tutaj blondynka. Pewnie była już stara i swoje już posłużyła. Mimo wszystko nie miała żadnych ubytków, więc na pewno nadawała się do pracy. Poza tym tak jak brunet wspomniał chwilę temu, jeśli coś będzie z nią nie tak to z przyjemnością odstąpi Mayi swoją deskę.
To prawda, że ich przeszłość mogła być do siebie bardzo zbliżona. Nie można im na pewno odmówić tego, że przeszli w swoim życiu wiele. Oboje muszą stawiać czoła trudnym wyzwaniom i dlatego chyba tak dobrze się dogadują. Gdyby Mercury miał zadecydować i wytypować osobę, której najbardziej ufa w obecnym momencie spoza swojej rodziny, bez wahania wskazałby właśnie na przyjaciółkę. — Już nie mogę się doczekać, uwielbiam, gdy dla mnie gotujesz — odpowiedział bardzo szczerze, z malowniczym uśmiechem na twarzy. To była prawda. Każda potrawa, którą przygotowywała dla niego smakowała najlepiej na świecie. Gdyby kiedyś świat się kończył to Maya powinna przyrządzić mu swoje specjalności. Wówczas odszedłby pełni szczęśliwy z tego świata. To na pewno.
Scena z Titanica nie do końca za nim przemawiała i mimo to, że wierzył Mayi odnośnie odstąpienia skrawka miejsca na desce, nie chciał, aby to praktykowali. Znacznie bardziej wolał widzieć, jak świetnie bawi się ona w jego obecności podczas wykonywania zawodu, który tak Fairweather kocha. — Doceniam to, ale mam nadzieje, że nie będziemy musieli odgrywać tej feralnej sceny — zakomunikował, będąc pewnym, że do tego nie dojdzie. Pogoda była piękna, a fale niezbyt wysokie. Na pewno nic złego im nie groziło.
Kiedy tylko Maya zaczęła chwiać się na boki podczas naporu siły, jaką wkładał w kolejne ruchy, śmiał się do siebie widząc ją z uśmiechem na twarzy. Lubił sprawiać ludziom radość, choć nie zawsze to pokazywał. Bardzo długo wytrzymała, lecz w końcu stało się to, co musiało. Bartlett spadła z deski i wpadła wprost w ręce bruneta. Na szczęście ta sytuacja nie wprawiła go w zakłopotanie, bo byli już na tyle blisko ze sobą, że było to dla niego normalne. Również spojrzał jej prosto w oczy i powiedział. — Świetnie sobie radzisz — uniósł jeden z kącików ust, a następnie odstawił dziewczynę na miejsce. Zaczęło robić się zbyt romantycznie. Jak podczas jednej z wielu tanich komedii romantycznych. Gdyby mieli powtórzyć to co się w nich dzieje to zbliżenie zakończyłoby się pocałunkiem, a tego chyba oboje chcieliby uniknąć.
— Ale czas przejść do tego trudniejszego etapu — zakomunikował, po czym podniósł deskę blondynki i ruszył w kierunku wody. Musiała w końcu się przełamać i spróbować swoich sił w wodzie. — Musisz położyć sobie deskę i na niej uklęknąć. Z takiej pozycji będzie łatwiej Ci się podnieść, ale musisz ten ruch wykonać szybko i bardzo energicznie — zaczął ją instruować, aby krok po kroku wiedziała jak się uporać z najtrudniejszym zadaniem podczas surfowania. Na początek byli na samym brzegu, tam gdzie wody było najmniej. Nie chciał jej wysyłać zbyt daleko, aby nabrała pewności siebie. — A i nie martw się o to, że wpadniesz do wody, bo tak na pewno się stanie — przytaknął głową na potwierdzenie swoich słów. Nigdy nikogo nie oszukiwał i był po prostu szczery. Na pewno Maya niejednokrotnie wpadnie do wody, lecz ważne w tym wszystkim jest to, jak sobie z tym poradzi. — Będę tuż obok, nie masz o co się martwić — uśmiechnął się szczerze, aby dodać jej jeszcze trochę otuchy. Wierzył w nią jak w nikogo innego na tej planecie, dlatego był pewien, że za kilkanaście minut będzie już w stanie poradzić sobie z tym trudnym mimo wszystko zadaniem.
Stanął w rozkroku, krzyżując ręce na klatce piersiowej, całą uwagę skupiając na dziewczynie. — Maya Bartlett. Czy jesteś gotowa? — zapytał, wyglądając jak jakiś ratownik ze słonecznego patrolu czy coś w tym rodzaju.

Maya Bartlett
piesio
banshee
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Schlebiało jej to, że Mercury przepadał za jej obiadami. Od dłuższego czasu nie miała przed kim popisywać się swoimi kulinarnymi zdolnościami, więc każdy komplement z tym związany napawał ją dumą. Przecież wszystkiego w tym temacie nauczyła się sama; w jej życiu nie było nikogo kto mógłby pokazać jej kilka przepisów. Dopiero po śmierci matki zaczęła zgłębiać kulinarne tajemnice, całkiem nieźle się przy tym bawiąc. Wstyd się przyznać ale mężczyzna był kimś w rodzaju królika doświadczalnego jeśli chodziło o jej potrawy. To na nim najwięcej eksperymentowała i jak widać z dość pozytywnym skutkiem, skoro domagał się kolejnych porcji!
Oczywiście, że mogłoby być jak w romantycznym filmie. Okoliczności ku temu sprzyjały; gorący piasek, ciepłe uśmiechy, cichy szum spokojnych fal. Może nawet Maya zawstydziłaby się gdy Mercury zerknął w jej oczy, jednak najzwyczajniej w świecie nie potrafiła. Była przekonana, że nikt o zdrowych zmysłach nie mógłby porwać się na romantyczne chwile w jej towarzystwie. Być może dlatego, że nie miała okazji czegoś takiego doświadczyć. Każda jej znajomość polegała raczej na suchej fizyczności niż romantycznych chwilach. Maya nie przyciągała do siebie mężczyzn opiekuńczych, takich, którzy spontanicznie wpadają z kwiatami w ręku czy też zabierają na wycieczki za miasto. Dlatego ten krótki dotyk, ciepłe spojrzenie i delikatny uśmiech odebrała jedynie za przypadek wymieszany z dobrymi manierami i odrobiną przyjaźni.
Szybko jednak wróciła myślami na odpowiedni tor i ze spokojem przyjmowała kolejne wskazówki dotyczące lekcji. Ruszyła więc za nim w kierunku wody, podejrzewając co może być kolejnym etapem. Zanim jednak w tej wodzie się znalazła, zdjęła z siebie koszulkę i szorty, których nie miała zamiaru zamoczyć podczas ewentualnego upadku. Perspektywa wracania w mokrych ubraniach nie była dla niej czymś co budziło w niej pozytywne emocje.
Przyjęła wszystkie wskazówki w milczeniu. Zbędne gadanie w takich okolicznościach uważała za coś niestosownego. Teraz powinna skupić się całkowicie na wykonaniu zadania.
- Absolutnie nie jestem gotowa ale czuję, że nie mam wyboru. - przyznała szczerze. Zgodnie z radami mężczyzny najpierw ostrożnie uklękła na desce. Już w tej pozycji zmuszona była rozłożyć ramiona aby utrzymać równowagę. Po kilku głębszych wdechach podjęła pierwszą próbę: podniosła tyłek oraz wysunęła jedną ze stóp tak, że klęczała teraz na jednym kolanie. Wydała z siebie żałosne westchnienie i ponownie usiadła na desce, kończąc pierwsze podejście porażką. Szybko jednak podjęła drugą próbę: dużo bardziej energiczną i stanowczą, która zaprowadziła ją do sukcesu. Na zgiętych kolanach udało jej się przez chwilę utrzymać równowagę!
- Jak stąd zejść?! Nie mówiłeś jak się schodzi! - zaczęła panikować.

mercury fairweather
ambitny krab
A.
brak multikont
bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Wcale nie przeszkadzało mu to, że był poniekąd królikiem doświadczalnym. Obiady blondynki były pyszne, a to najwazniejsze. Mercury zazwyczaj jadał na mieście lub gotował sobie danie na kilka dni. Mieszka sam, więc mógł sobie na to pozwolić. Poza tym stara się jak najwięcej czasu spędzać poza swoją przyczepą, więc gotuje naprawdę rzadko. Zawsze gdy Maya przychodzi do niego z ciepłym posiłkiem - skrada jego serce. Już nie mógł doczekać się weekendu i specjalności, które mu przygotuje. Tak reagował na każdorazową wizytę, gdy przychodziła do niego ze swoimi darami.
On również nie był człowiekiem, który uważa siebie na materiał na dobrego chłopaka. Ma w głowie kilka blokad, które powodują, że w najwazniejszych momentach się po prostu wycofuje. Wie, że ma zbyt duży mętlik w głowie i nie mógłby sprawić radości drugiej osobie tym, jaki jest. Ciężko mu było przekroczyć swoją strefę komfortu przez wydarzenia z przeszłości. Od śmierci przyjaciela zamknął się w sobie i naprawdę ciężko jest mu się z tego wydostać. Maya i to co dla niego robiła w pewnym stopniu mu pomogła, bo przy niej jest zupełnie innym człowiekiem. Dlatego też tak bardzo docenia ich relację.
Mercury był pod ogromnym wrażeniem tego, że Maya tak szybko załapała. Widać było strach w jej oczach i niepewność co ma dalej robić, ale w zasadzie to nic więcej robić nie musiała. Miała nauczyć się wstawać i jak widać wyszło jej to znakomicie. Delikatnie drgały jej nogi, ale to normalne. Chłopak naprawdę nie spodziewał się tak szybkiego chłonięcia nauki przez blondynkę. — hej, hej, hej, spokojnie. Świetnie Ci idzie, widzisz? — stanął jeszcze bliżej, aby ją trochę uspokoić. Wiedział, że pierwsze powstanie na desce jest trudne, bo nie wiesz co dalej masz ze sobą zrobić. Potem będzie już łatwiej. Mimo wszystko był gotów na to, że straci równowagę i wpadnie do wody. — Jeśli czujesz się niepewnie to zeskocz na nogi w moim kierunku, złapię Cię — rozłożył szeroko ręce, przygotowując się na taką ewentualność. Poza tym było tutaj stosunkowo płytko, więc nie powinna mieć obaw, że coś jej się może stać. Nawet nie zamoczy głowy, jeśli tylko dobrze wyląduje.
— Mówiłem, że to proste — zakomunikował, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Lubił uczyć ludzi nowych rzeczy, a zwłaszcza ludzi na których poniekąd mu zależało. Ten pomysł z wyjściem nad wodę był znakomity, bo na pewno na długo zostanie w pamięci Mayi. Poza tym Fairweather będzie mógł zawsze jej wypomnieć, że to on nauczył ją w małym stopniu surfowania.
— Chcesz jeszcze kilka razy popróbować wstawanie, czy lecimy dalej? — zapytał, będąc ciekawym co chciałaby wykonać w kolejnym kroku. Mogli spróbować czegoś innego, lecz jeśli będzie chciała opanować wstawanie do perfekcji - nie miał z tym problemu. To jej dzień, on się do tego wszystkiego dostosuje.

Maya Bartlett
piesio
banshee
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Ich relacja była czymś specyficznym. Dwoje poturbowanych przez życie ludzi spotkało się, aby móc odbudować wiarę w drugiego człowieka. Spedzało ze sobą czas, grało w gry planszowe czy zastanawiało się nad tym dlaczego gwiazdy układają się w takie wzory i konstelacje. Nieobce im było wysyłanie do siebie tuzina wiadomości, mówienie wprost, że się martwi o drugą osobę i przy tym wszystkim nie zahaczało się o żaden podtekst. Mercury był atrakcyjnym mężczyzną, jednak Maya nigdy nie złapała się na myśli, że mogłoby do czegoś między nimi dojść. Być może że strachu, że taka myśl odebrałaby go jej na zawsze. Albo wstydu, że ktoś taki jak ona mógłby myśleć w takich kategoriach.
Z drugiej jednak strony nie doświadczyła nigdy widoku Mercurego u boku jakiejś kobiety. Być może wtedy zmieniłaby sposób myślenia, zaczęła zastanawiać się jak ciepły jest jego dotyk czy oddech. Nie od dziś wiadomo, że nic nie podsyca tak uczucia jak zazdrość.
Nie sądziła, że pójdzie tak łatwo. Być może w poprzednim pokoleniu była zawodowym surferem i nadal jej ciało pamiętało te wszystkie schematy? Bo przecież nie możliwym było dla niej samej, że mogłaby okazać się osobą utalentowaną w tym kierunku.
Była z siebie niezwykle dumna. Śmiała się z tego powodu, z całych sił próbując nadal utrzymać się w odpowiedniej pozycji. Gdyby tylko mogła klasnęłaby z radości w dłonie i odtańczyła swój taniec zwycięstwa. Było to jednak w tych okolicznościach skrajnie nieodpowiedzialne.
- Umiem! Widzisz, udało mi się! - chciała aby cały świat celebrował z nią ten sukces. Poczuła, że może iść w tej nauce dalej i nie tracić czasu na powtarzanie podstaw. Zanim jednak to się stało, chętnie skorzystała z pomocy przyjaciela. Zaskakując z deski ochlapała siebie jak i mężczyzne, z pomocą którego bezpiecznie udało się jej zejść z deski.
- Ale super, już umiem wstawać! - nie mogła wyjść z wrażenia oraz ostudzić swojego podekscytowania. Jedną ręką przytrzymała deskę aby ta nie odpłynęła za daleko podczas gdy ona zdecydowała się broczyć po uda w wodzie. - Dlaczego nigdy wcześniej tego nie robiliśmy? - znała doskonale odpowiedź na to pytanie. Ich głowy były po prostu zajęte czymś innym niż wspólne spędzanie czasu nad wodą.
- Lecimy dalej, póki mój entuzjazm nie zgasł! - znała siebie i wiedziała, że pierwsza porażka może ugasić jej zapał. Chciała więc korzystać z dobrej passy i wycisnąć z tej nauki wszystko co najlepsze.
- A można jakoś wspólnie? Nie nudzi cię ten nadzór nade mną? - nie mówiła tu o możliwości pływania na jednej desce, chociaż i temu nie miałaby nic przeciwko. Mercury miał przecież ze sobą swój sprzęt więc mogliby potrenować wspólnie.

mercury fairweather
ambitny krab
A.
brak multikont
bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
To, że oboje byli poturbowani przez swoją przeszłość sprawiło, że tak się do siebie zbliżyli. Oboje wiedzieli jak drugie się czuje i potrafili wzajemnie się wspierać. Maya jest piękną i inteligentną kobietą - wzorem na dziewczynę, lecz Mercuremu przez głowę nie przeszedł takowy pomysł nawet na sekundę. Nie ze względów osobistych. Po prostu za bardzo doceniał ich przyjaźń i ewentualna porażka mogłaby sprawić, że straci ją również jako przyjaciółkę, a w obecnym momencie swojego życia byłby to bez wątpienia ogromny cios. Na pewno taka kobieta to skarb, lecz na pewno by się bał utraty jej towarzystwa.
Był z niej naprawdę dumny. Uśmiech nie schodził z jego twarzy widząc to, jak Maya cieszy się jak małe dziecko. Przyklasnął w swoje dłonie, aby dodać jej otuchy przed kolejnymi wyzwaniami. Gdy tylko zeskoczyła z deski, złapał ją i bezpiecznie odstawił na miejsce. Nadmiar wody ze swojej twarzy usunął pociągnięciem dłoni, bo trochę go opluskała. — Mówiłem Ci, że świetnie sobie poradzisz. Nawet przez sekundę w Ciebie nie zwątpiłem — dla potwierdzenia swoich słów pokiwał głową. Mimo tego jak zamkniętą osobą była blondynka jeszcze jakiś czas temu wiedział, że drzemie w niej olbrzymi potencjał. Po prostu wielu rzeczy nie przerobiła ze względu na swoją przeszłość. To wielka szkoda, że poznaje życie dopiero w takim wieku. Mimo to pamiętajmy, że wiek to jeszcze liczba, a ludzie uczą się całe życie.
Słysząc jej pytanie odnośnie tego dlaczego nie zrobili tego wcześniej, nie odpowiadał wprost. Był przekonany o tym, że oboje znają doskonale odpowiedź na to pytanie. — Lepiej późno, niż wcale, co nie? — odbił troszeczkę piłeczkę na inny tor, aby nie wchodzić w głębokie przemyślenia odnośnie ich przeszłości. Dziś liczyło się to co działo się nad wodą, nic więcej, a póki co bawili się naprawdę świetnie.
— I takie podejście bardzo mi się podoba! — odpowiedział jej, gdy zakomunikowała gotowość do kolejnego etapu lekcji. Podobał mu się jej entuzjazm i naprawdę nie spodziewał się takiego odbioru dzisiejszego dnia z jej strony. Bał się, że szybko się ona zniechęci i uzna, że jest to nudne. A surfowanie z czasem otwiera wiele dróg. Mercury gdy sam przychodzi na plażę wtedy czuje się wolny. Nie myśli o złych rzeczach tylko skupia się na tym, aby nacieszyć się ówczesną chwilą jak najbardziej. — Ja w swoim życiu się już napływałem, dziś cała moja uwaga jest poświęcona Tobie — delikatnie poklepał ją po ramieniu, unosząc jeden z kącików ust. Chciał jej jasno zakomunikować, że nie powinna się przejmować nim. To jest jej dzień i wszystko co będą robić zależy tylko i wyłącznie od Mayi Bartlett.
— Teraz oboje położymy się na nasze deski, na brzuchu i będziemy wiosłować rękoma, aby dopłynąć tak daleko, by fale trochę nami wstrząsnęły. Chcę żebyś poczuła to jak deska zachowuje się przy zderzeniu z nurtem — przedstawił jej kolejny plan, po opowiedzeniu którego od razu pobiegł na brzeg, aby wziąć swoją deskę i w mgnieniu oka znaleźć się obok dziewczyny. Pokazał jej jak ma się położyć, a następnie czekał aż ona wykona podobny ruch.
piesio
banshee
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Pierwszy jej sukces sprawił, że z jej twarzy nie schodził uśmiech. Nie sądziła nawet, że nauka surfowania może przynieść jej tyle frajdy. Idąc tu, zakładała porażkę i czarne scenariusze, jednak teraz pragnęła zgłębiać wiedzę i umiejętności a nawet zapisać się na dodatkowe lekcje. Może to było właśnie to, co czekało na nią całe życie? Może nad tym powinna pracować od dziecka jednak los nie pozwolił jej na to? Wiedziała, że to nie czas na rozmyślania a całe swoje skupienie powinna przełożyć na prowadzoną lekcję, jednak ekscytacja była o wiele silniejsza.
Same okoliczności ich spotkania wpływały na nią pozytywnie. Przyjemna pogoda i chłodne fale pozwalały się zrelaksować i zapomnieć o codzienności. Szybko zrozumiała dlaczego Mercury pokochał tę dyscyplinę sportową: przebywanie na świeżym powietrzu, połączone z aktywnością było idealną formą wypoczynku. Nawet przestała przejmować się wodą i niosącymi przez nią zagrożeniami. Śmiało skoczyła do wody wiedząc przecież, że ma obok siebie odpowiedzialną osobę, która w razie potrzeby udzieli jej odpowiedniej pomocy.
- Aż strach pomyśleć przed iloma rzeczami się wzbraniałam przez całe życie, a które mogą okazać się fantastyczne! - Maya miała w sobie tyle energii, że była skłonna spróbować nawet żużlu. Nic nie było jej w stanie powstrzymać!
Zapewniona o tym, że cała uwaga dzisiejszego dnia zostanie skupiona na niej, westchnęła z rozczuleniem. To bardzo miłe z jego strony, że był w stanie odmówić sobie swojej ulubionej przyjemności aby w stu procentach zaangażować się w naukę.
- Jesteś najfantastyczniejszy! - zapewniła go, przytakując jeszcze na te słowa energicznie głową. Maya, choć zdawała sobie sprawę z drugiej twarzy Mercurego, nie potrafiła wyobrazić go sobie jako kogoś niemiłego. Sama albo nie spotkała się, albo już wyrzuciła z pamięci sytuacje, w których mógłby potraktować ją w sposób nieodpowiedni. Zawsze był przecież wobec niej bardzo miły i opiekuńczy; plotki, które zdarzało jej się usłyszeć na jego temat traktowała jako czystą złośliwość, nie mogąc w swojej głowie połączyć ich z postacią Fairweathera.
Z chęcią przystała na kolejny etap lekcji. Wykonała bliźniaczy ruch do tego, który pokazał jej mężczyzna i już po chwili śmiało wiosłowała przed siebie jakby nie mogąc doczekać się dalszej części zabawy. Dopiero w starciu z pierwszą, większą falą, gdy jej deska na chwilę wymknęła się jej spod kontroli, w mgnieniu oka podniosła swoje ciało aby usiąść na niej w rozkroku, oraz złapać dłońmi o jej brzegi. Dopiero po chwili, gdy oceniła sytuację jako bezpieczną, otarła dłonią swoją mokrą od fal twarz i zerknęła w stronę Mercurego.
- Spanikowałam. - tłumaczyła się, nieco bardziej już przygaszona z powodu swojej reakcji. Po chwili jednak ponownie, w wolnym tempie i zapewne nieco pokracznie, położyła się na desce i z większą świadomością swojego ciała ale także i zagrożeń, płynęła przed siebie.
- Będziemy wstawać? Czy jak foki będziemy wylegiwać się na deskach? - druga opcja wydawała się być równie kusząca jak pierwsza, toteż zaśmiała się na samą myśl o tym scenariuszu.

mercury fairweather
ambitny krab
A.
brak multikont
bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Mercury cały czas zastanawiał się nad tym, czego na tym świecie mógłby się jeszcze nauczyć. Przecież jest tyle rzeczy, których jeszcze nie spróbował, a mógłby okazać się w nich mistrzem. Chciał powoli stanąć na nogi i po śmerci Noah spróbować życia. Powoli mu się to udawało, a wielka w tym zasługa Majki, która otwierała go na nowo. To dlatego tak bardzo mu zależy na tym, aby ona również spróbowała nowych rzeczy. Ona również miała ciężką przeszłość i oboje mają coś do udowodnienia przed sobą samymi.
To prawda, że surfing z buta stał się jego najukochańszą dyscypliną sportową. Od kiedy porzucił zawodową jazdę na rowerze, musiał znaleźć sobie coś innego. Surfing jest czymś, czego potrzebował. Czasem po prostu mógł chwycić za deskę, przyjść tutaj o później porze i pobyć sam ze sobą, robiąc to co lubi. Praca jako instruktor również mu odpowiadała, bo może uczyć ludzi, których marzeniem jest ogarnięcie tego właśnie sportu.
— Spokojnie. Mamy całe życie, aby dowiedzieć się, co nas w przeszłości ominęło — odpowiedział, a następnie szeroko się uśmiechnął. Chciał tym zdaniem zakomunikować jej, że nigdzie się nie rusza i gdy będzie chciała nauczyć się czegoś nowego to on zawsze będzie obok niej. Wspólnie będą mogli odkrywać siebie na nowo i uczyć się coraz to fajniejszych rzeczy. Nie ma w tej chwili osoby, której bardziej by ufał niż blondynce.
Gdy tylko sprzedała ten miły komplement w jego kierunku, brunet uśmiechnął się do niej ponownie. To prawda, że w jej obecności jest trochę innym człowiekiem. Można by rzecz, że Fairtweather przeszedł w swoim życiu już wszystkie możliwe okresy. Początkowo był ciężkim i mało przejmującym się ludźmi nastolatkiem; po śmierci Noah stał się wrakiem i odrzutkiem, spędzającym czas tylko i wyłącznie ze sobą; no a teraz jest po prostu miłym i dobrym gościem, chociaż oczywiście nie każdego traktuje w takowy sposób. Ludzie dużo o nim mówili i najczęściej nieprzychylnie, ale nie przejmował się tym. Ludzie gadali i będą gadać.
— To normalne, nie przejmuj się — uspokoił ją. To dla niej coś nowego i nie powinna przejmować się tym, że czasem spanikuje. Nikomu nie jest łatwo utrzymać równowagę na desce podczas pierwszych lekcji. Jej i tak bardzo dobrze szło, dlatego nie chciał, aby zbyt szybko się zdemotywowała.
Brunet był trochę zaskoczony jej propozycją. Panienka Bartlett nabierała coraz to większej odwagi i chciała już sięgnąć chmur. Bardzo mu się to podobało, ale zanim przeceni swoje umiejętności podczas pierwszej lekcji, chłopak wolał się upewnić czy jest na to gotowa. — Próbę ustania na desce w oddali od brzegu proponuję zazwyczaj na drugiej lekcji, ale skoro chciałabyś spróbować.. — w sumie to czemu nie. Nie powinna się niczego obawiać, bo przecież on będzie obok niej i w razie czego mogła liczyć na szybką pomoc. — Tylko pamiętaj, że teraz jak wpadniesz do wody to nie będzie tutaj już gruntu — spojrzał w jej kierunku czekając na reakcję. Bardzo imponowała mu jej odwaga i chęć chociażby spróbowania. Jego pierwsze wrażenie o Majce i o tym, że jest mega odważną i zaradną kobietą teraz się potwierdzają. Mercury powinien być wdzięczny światu, że ją poznał.

Maya Bartlett
piesio
banshee
lorne bay — lorne bay
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Pani sprzedawczyni w sklepie plastycznym. Nieco zbyt rozkojarzona, romantyzująca życie, które na to nie zasługuje. Zamiast próbować zapanować nad swoimi traumami, całą swoją uwagę i serce poświęca Mercuremu.
Gdyby tylko Maya zdawała sobie sprawę z tego, jaki wpływ miała na Mercurego, zapewne ciężko byłoby jej w to uwierzyć. Sądziła, że jest po prostu dobrym kompanem do rozmów, niezłym kumplem w ciele drobnej blondynki czy tylko i wyłącznie dziewczyną od obiadów. Nie zakładała w najśmielszych snach, że jej osoba może być dla kogoś wartościowa. Sama nie potrafiła wykrzesać z siebie dobrych słów na swój temat, nie wymagała więc tego od innych.
- Tylko skąd mamy wiedzieć ile nam tego życia zostało? - nie nazwałaby siebie pesymistką, jednak te słowa nie napawały dobrą aurą. Tak do końca nawet ich nie przemyślała i dopiero po krótkiej chwili dotarło do niej to, że za sprawą jej bezmyślności mogła przywołać w nim nieprzyjemne wspomnienia. Śmierć nie była obecna w takim stopniu w jej życiu, jak miało to miejsce odnośnie chłopaka. Jedyną osobą, z którą przyszło jej się pożegnać była matka, jednak z jej śmiercią Maya odczuła bardziej ulgę niż stratę.
Jednak wypowiedziany przez nią komplement mógł załagodził sytuację. W zasadzie to Maya mogłaby wypowiedzieć jeszcze kilka miłych i zarazem szczerych stwierdzeń w kierunku towarzysza. Sprawiał przecież, że jej dni ponownie posiadały sens a uśmiech dużo rzadziej schodził z jej twarzy. Był jej opatrunkiem na rany przeszłości i dobrą zapowiedzią przyszłych dni, bo Maya nie zakładała nawet, że kiedykolwiek mogłoby go zabraknąć.
Nawet w momentach tak ciężkich jak utrata kontroli nad deską, jego spokojny głos pozwalał jej wrócić na odpowiednie tory myślowe. Przy nim dużo szybciej wracały jej chęci do dalszej walki, chociaż zawsze wcześniej musi trochę pomarudzić.
- To spróbujemy innym razem . - nie stchórzyła, po prostu otworzyła im furtkę do kolejnej lekcji, wyrażając chęć ponownego spotkania. Być może nawet zainwestuje w lepszy sprzęt? Dzielenie pasji z kimś bliskim było nowym i zarazem bardzo miłym doświadczeniem. Nie zaryzykowała z wstaniem na tak głębokiej wodzie. Jej lęk przed utratą kontroli i podtopieniem był znacznie większy niż chęć zaimponiwania. Nie była przecież osobą, która lubiła igrać z losem, więc takie zabawy zostawiła na inny czas. Może będzie miała okazję podszkolić się w samym pływaniu? Może powinna zacząć od podstaw a dopiero później szaleć na głębszych wodach?
- Lubię z Tobą przebywać. - tak rzadko mówiła komukolwiek, że docenia jego obecność, że czuła się w obowiązku zakomunikować to Mercuremu. Tak proste stwierdzenie, w zupełności zgodne z prawdą, często ciężko przechodziło przez gardło, a przecież powinno się doceniać przyjaciół. - Ta lekcja była naprawdę super. - dodała po chwili posyłając mu przy tym ciepły uśmiech a następnie skierowała twarz w stronę słońca, chcąc napawać się jego ciepłem.

mercury fairweather
ambitny krab
A.
brak multikont
bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Mercury bardzo często powtarzał blondynce, że jej obecność jest dla niego kluczowa. Znał jej przeszłość i wiedział, że takimi słowami na pewno podbuduje jej pewność siebie, którą utraciła w przeszłości. On tak samo jak i ona próbował oddziaływać na drugą stronę, aby w końcu poczuła się wartościowa. Oboje byli siebie warci, bo ich wzajemne wsparcie jest nieocenione.
— Nikt tego nie wie — odpowiedział w zamyśleniu, spoglądając gdzieś przed siebie. Nie był na nią zły, że użyła takiego sformułowania. Z pewnością nie chciała go tym rozjuszyć i nawiązać do tego z czym musiał się mierzyć. Śmierć jest naturalną koleją rzeczy. — Wychodzi na to, że musimy na maksa wykorzystywać każdy dzień — dodał jeszcze z uśmiechem na twarzy. Chciał jej tym pokazać, że temat śmierci nie jest dla niego już tematem, którego nie powinni poruszać. Z biegiem czasu robiło mu się lżej na sercu i pogodził się z tym, że Noah już nigdy nie wróci.
Gdy tylko blondynka zaznaczyła, że kolejnego etapu powinni zasięgnąć przy kolejnym spotkaniu, zgodził się. Szło jej dobrze, ale od tego momentu będzie o wiele trudniej. Nie chciał, aby w razie niepowodzenia jej niesamowity humor zmienił się w smutek w związku z niepowodzeniem. Oboje mieli chyba dość wrażeń jak na jeden dzień. Mercury czuł dumę widząc to jak przyjaciółka sobie poradziła z pierwszą lekcją. — Dobrze się dzisiaj spisałaś — zaznaczył, uśmiechając się szczerze w jej kierunku. Naprawdę był pod wrażeniem tego jak wiele się dziś nauczyła. Jak pokonała strach i zrobiła coś, czego nie robiła nigdy w życiu. Kolejny wpis do kolekcji dobrych uczynków Fairweathera.
Zrobiło mu się bardzo miło, gdy panienka Bartlett powiedziała, że uwielbia spędzać z nim czas. Nie kazał jej czekać zbyt długo na odpowiedź z jego strony. — To dobrze, bo ja z Tobą też — spojrzał w jej kierunku i bardzo szczerze zajrzał w oczy. Była dla niego kimś więcej niż dobrą koleżanką, była również bratnią duszą, której tak bardzo teraz potrzebował. Kto by pomyślał, że tak szybko uda jej się dotrzeć do bruneta. Dzięki ich relacji znów zaczynał pozytywnie patrzeć w przyszłość.
— Następnym razem dostaniesz większy wycisk — wydukał z siebie, a następnie głośniej się roześmiał. Oczywiście powiedział to bardziej w żartobliwy sposób, aniżeli miałoby to ją w jakikolwiek sposób urazić. Oboje jeszcze trochę czasu dryfowali po wodzie, leżąc na swoich deskach i wpatrując się w zachodzące słońce.

piesio
banshee
listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
004.
Not today
Orval & Drago
Okres okołoświąteczny bywał jednym z najcięższych, jeśli pracowało się w firmach dostawczych czy zwyczajnej poczcie, zasypanej mnóstwem listów z najróżniejszych zakątków świata, a także firm windykacyjnych, banków oraz naciągaczy, polujących na mieszkania za gotówkę. Nadrzędnym zadaniem Drago było dostarczenie zaklejonych kopert oraz przesyłek w możliwie najszybszy sposób, skutkujący dodatkową premią, na którą ostrzył sobie zęby od dłuższego czasu. Więcej pieniędzy oznaczało powiększenie oszczędności oraz zasilenie kieszonkowego Dagny. Dbał o młodszą siostrę jak tylko mógł. Nie żal było mu wydawać zarobionych dolarów na wycieczki czy też nagrody, wynikające ze zdobywania świetnych ocen. Będąc dzieciakiem nie mógł liczyć na podobne zainteresowanie ze strony rodziców. Poprzez zaniedbania odpuścił sobie naukę. Wolał robić z siebie błazna, niż przysiadać grzecznie do odrabiania prac domowych, kiedy za ścianą ojciec rzucał przedmiotami. Zarówno on, jak i matka (która zniknęła z dnia na dzień) nie byli w stanie zapewnić najmłodszej córce odpowiednich warunków, co nadrabiał za nich Drago. Pomimo marnej wypłaty, pojawiającej się na koncie co miesiąc, wspierał siostrę na tyle, aby ta nie musiała wstydzić się przed rówieśnikami w szkole. Zawsze miała czyste ubrania, odpowiednie przybory szkolne i zapewniony obiad. Dbał również o stworzenie jej otoczenia sprzyjającego nauce, kiedy akurat Vito był zbyt zajęty żłopaniem alkoholu i przysypianiem na zdezelowanym fotelu, skrzypiącym w salonie domu rodzinnego.
Pokłócił się z nim poprzedniej nocy, o czym świadczył siniak, zdobiący lewą stronę twarzy. W miarę możliwości przypudrował go specyfikami, znalezionymi w łazience, stanowiącymi jedną z wielu pamiątek po mamie. Ojciec był natomiast zbyt leniwy, aby zabrać się za sprzątanie rzeczy po zbiegłej żonie. Kurz w niektórych miejscach nawarstwiał się do tego stopnia, że zaczynał przypominać lepką powłokę, stanowiącą część składową powierzchni meblowej.
Dostało mu się za to, że przetrzymał Dagny w przyczepie. Tym razem ojciec nie spał, a Drago się przeliczył, obrywając wyrobionym pilotem, ściskanym w dłoni Vito.
Odpuścił.
Nie chciał szarpać się z ojcem na oczach siostry, dlatego zacisnąwszy zęby obrócił się na pięcie i wrócił do swojej przyczepy, zlokalizowanej na obrzeżach miasta.
Wdychał ciężkie letnie powietrze w płuca, jadąc rowerem wzdłuż wybrzeża. Wielkimi krokami zbliżało się południe. Bezchmurne niebo sprzyjało nagrzewaniu asfaltowej oraz piaszczystej powierzchni, po której mknął, napędzany akumulatorem, zamontowanym przy rowerze. Miał jeszcze do przekazania przynajmniej dwa tuziny przesyłek, z czym zamierzał wyrobić się do godzin wczesno popołudniowych. Wierzył w swoje możliwości i przewagę, w zestawieniu z pozostałymi listonoszami, wyposażonymi w zwyczajne rowery, albo własne nogi.
Poprawił na nosie ciemne okulary, dostrzegając na liczniku rowerowym prędkość przeliczoną na czterdzieści kilometrów na godzinę. Zignorował pojawiające się przed oczami błyszczące iskierki, które wyjaśnił sobie, jako światło odbite przez słońce od morskich fal. Nie brał pod uwagę poślizgu na piasku; nagłego przechylenia na prawą stronę, skutkującego wpadnięciem w ostre zarośla przy zejściu na plażę. To po prostu się stało. Powieki zaczęły ciążyć, a mięśnie rozluźniły, ciągnąc barki do tyłu. Ciało pozostawało rozluźnione, jednak w głowie szalało mnóstwo myśli, z czego połowa jawnie przeklinała jego lekkomyślność.
Dosłownie w ułamku sekundy, przed zderzeniem z podłożem zdążył przypomnieć o sobie o pewnej bardzo ważnej sprawie.
Nie wziął leków.

ODPOWIEDZ