lorne bay — lorne bay
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
It's not the shade we should be casting
It's the light, it's the obstacle that casts it
It's the heat that drives the light
It's the fire it ignites
Nie oczekiwała słów pocieszenia czy empatii ani ze strony Noah ani każdej innej osoby, której Stevie zdarzyło się opowiedzieć historię tego, dlaczego przyjechała do Lorne Bay. Prawda była taka, że wolała trzymać ją dla siebie. Miała wrażenie, że wyrzucanie jej wprost na ludzi, których pierwszy raz widziała na oczy, stawia ich w niezręcznej sytuacji – zupełnie jakby oczekiwala słów pocieszenia, wsparcia lub przynajmniej współczucia. A to nie było do końca prawdą. Mówiła o tym tylko dlatego, że pytali, a ona nie chciała udawać, że jest inaczej niż było. Mówiła o tym, bo nie czuła potrzeby, żeby się z tym kryć. No i mówiła o tym, bo w pewnych przypadkach nie bała się kolejnych pytań lub bycia ocenianą. Tak czy siak, nie wymagała, aby Noah się z nią cackał albo generalnie reagował w jakikolwiek szczególny sposób na jej historię. Ostatecznie, to była tylko i wyłącznie historia. Nie dało się od niej uciec.
Mhm – nie rozwijała tego bardziej, po prostu skinęła głową, bo było dokładnie tak, jak mówił. Miała wrażenie, że w jakiś sposób rozumiał, nawet jeśli go o to nie prosiła. - Była trochę jak podpora, na której opierał się świat – palnęła, a po chwili posłała w jego stronę przepraszający uśmiech. - Wiem, przesadziłam – uznała i parsknęła, bardzo w swoim stylu próbując uciec z poważnej rozmowy na tematy, które ją uwierały, w coś znacznie bardziej lekkiego. Albo przynajmniej w rozmowę, która nie dotyczyłaby jej samej aż tak mocno. - Nie brzmi – powiedziała i było to szczere. - Naprawdę nie – dodała i… Chyba nie chciała tego rozwijać. Po prostu wyciągnęła dłoń, żeby na krótki moment położyć ja na jego przedramieniu. Nie była wcale świętą, zbawczynią narodów, idealną disneyowską księżniczką, która za nadrzędny priorytet uznawała dobro innych, zawsze ponad swoim własnym. Wprawdzie starała się taka być przez długi okres swojego życia, ale… Rozumiała, że nie da się nieść ciężaru całego świata tylko na swoich barkach i jaką ulgę przynosi człowiekowi, kiedy ją zrzuci. Nawet jeśli nie jest to najbardziej etyczna rzecz, do jakiej można się przyznać.
Roześmiała się, gdy zareagował dokładnie tak, jak się spodziewała. Ale przecież pytał a ona absolutnie nie mogłaby zostawić jego pytania bez odpowiedzi! - Naprawdę uważasz, że surowe jajko jest lepsze od surowego mięsa? – spytała tonem nieco podobnym do tego, którym on wcześniej wyrzucał jej to, że przyznała się do smaka na krwiste steki. - Chyba musimy poważnie przemyśleć tę znajomość – dodała żartobliwie i pokręciła głową. - Ale to krojenie steka… Brzmi trochę jak wyzwanie – dodała, być może nie do końca rozsądnie. Tak, teraz zdecydowanie wiedziała, co miał na myśli. Półkrwiste steki były wspaniałe, ale ich krojenie i żucie wymagało czasu i zaangażowania. A Stevie absolutnie byłaby gotowa, aby podjąć to wyzwanie! - To chodźmy gdzieś, gdzie będzie internet… Kiedyś ci się odwdzięczę – dodała już poważniej. Nie lubiła robić sobie długów. A skoro to nie była randka – A NIE BYŁA – to nie czuła sięw porządku z tym, żeby jej stawiał posiłek. Zwłaszcza sushi. Zresztą, nawet podczas randki nie czułaby się do końca komfortowo z tym, że ktoś by jej cokolwiek fundował. Może miała dziwne spojrzenie na świat?

Noah O'Sullivan
barman — moonlight bar
32 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Miał tendencję, do odbijania od tematu i uciekania od niego.. w większości przypadków. Nie lubił o sobie mówić, czy o tym jak się wychował i wszystkich rzeczach, które sprawiły, że był taki, jaki był. Naprawdę, był samoświadomy, uważał, że zupełnie nie potrzebował się nikomu wygadywać, wyrzucać swoich bebechów na wierzch, bo.. No, właśnie, był skrajnym indywidualistą. To nie było jednak tak, że zupełnie nie posiadał wyższych uczuć, serca czy empatii, chociaż w większości przypadków zdecydowanie wolał kopnąć je w dupę, zapomnieć o nich, zagrzebując pod grubą warstwą logiki czy zwykłej, prostej ignorancji i obojętności, apatii, do której był przyzwyczajony. W tym przypadku wcale nie chciał. Podzieliła się z nim kawałkiem swojej historii i chciał się odwdzięczyć czymś podobnym, nawet jeśli nie stawiało go to w najlepszym świetle.. Powiedział jej przed momentem, że życie stało się prostsze, kiedy został zupełnie sam, prawda? To na pewno nie było najbardziej zdrowe czy normalne, hm? Tak czy siak, zamiast drążyć dalej temat, kiedy go dotknęła, zareagował prawie automatycznie; opierając wolną dłoń na jej ramieniu, potem pochylając się do niej lekko, by zetknąć ze sobą ich czoła i nosy na moment. Mały gest, który nie miał bladego pojęcia skąd mu się wziął, nie, nie był dla niego ani trochę typowy i który pojawił się znikąd, chociaż przyszedł do niego bardzo naturalnie. Prosta straw dzielenia trochej innego rodzaju intymności, momentu, który mógłby określić wspólnotą i zrozumieniem? Nigdy na głos, oczywiście, ale.. zdecydowanie to wszystko czuł.
- No raczej. - prychnął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Surowe jajko może nie miało najbardziej przekonującej konsystencji, zwłaszcza białko, ale żółtko? Zajebista sprawa. I było bogate w różne, mądrze brzmiące składniki, co sprawiało, że podobno było naprawdę zdrowe? Nie znał się aż tak. - Chociaż mam trochę awersję? Mój stary był trochę pojebany i pamiętam, że jak byłem gówniarzem, to kazał mi codziennie rano połykać surowe jajko. On też to robił, to jakaś rzecz europejska podobno, niby ma działać na struny głosowe? Był muzykiem, pochodził z Irlandii; mam na nazwisko O'Sullivan. Nie wiem, czy wszyscy Irlandczycy są pojebani, ale on definitywnie był. - parsknął pod koniec, lekko wzruszając ramionami. Kolejna random prawda z jego życia? Co tu się działo, hm?
Zamiast jej odpowiadać, tylko pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Nie musiała mu się w żaden sposób odwdzięczać.. - Hm.. Dobra, możesz się odwdzięczyć umawiając się ze mną jeszcze kiedyś. - to wyszło z jego gardła prędzej, niż zdążył się zastanowić nad tym, jak to brzmiało, ale kiedy już zawisnęło między nimi, było trochę za późno, nie? No takebacks. Wzruszył lekko ramionami i postanowił podkreślić swoją luźną propozycję, lekko do niej mrugając, a potem po prostu ruszając w stronę cywilizacji.

stevie mayfield
kawka
AR#7194
detektyw — Lorne Bay Police Station
38 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Przetyrany życiem policjant, nad którym właśnie zawisło ryzyko przedwczesnej renty inwalidzkiej.
Heal the world
Make it a better place
For you and for me
And the entire human race


Nieuchronnie zbliżał się termin pójścia Prestona na operację. Powinien się cieszyć, w końcu nie często udaje się w publicznej służbie zdrowia znaleźć dla pacjenta tak szybki wolny termin. Jednak co z tego, skoro mężczyzna w tym momencie ma wizję na czas po operacji, w której nie będzie nawet tak sprawny, jak w chwili obecnej, a trzeba przyznać, że jego forma i siła dalekie są od ideału. To też nie tak, że zapuścił się nie wiadomo jak bardzo, bo jednak remont domu, który chciało się samodzielnie przeprowadzić, wymagał wysiłku i niemal codziennej aktywności fizycznej. Czego efektem jest zresztą odnowienie się kontuzji i często tak silne bóle, że nie da się zasnąć, bez porządnej dawki środków przeciwbólowych. Pod tym względem akurat dobrze się złożyło, że już na kilka tygodni po pierwszej wizycie u specjalisty, wyląduje na stole operacyjny. Turner nie robił analizy zysków i strat, nie może więc jednoznacznie określić, na którą stronę ostatecznie przechyli się szala, gdy już miną pierwsze dobry po operacji i kiedy nadejdzie czas na rekonwalescencję.
Choć nie było to łatwe, to policjant starał się żyć normalnie. Przepracowywał ostatnie dniówki przed dłuższym zwolnieniem lekarskim, dokończył te prace wokół domu, na które pozwalało mu zdrowie, no i angażował się w życie lokalnej społeczności, okazując tym samym wdzięczność za to, że tak dobrze go przyjęli, choć nie ma nic wspólnego ze społecznością aborygeńską.
Właśnie nadeszła wiosna, a więc najlepszy czas na uprzątanie okolicy po zawirowaniach pogodowych z ostatnich miesięcy, a także po turystach, którzy pozostawili za sobą wiele nieprzyjemnych pamiątek. To przykre, że po wielu latach edukowania ludzi w aspektach ekologicznych, ci wciąż nie dbają o tereny zielone, dzięki którym tak naprawdę wciąż mogą żyć. Na szczęście było też wielu mieszkańców dzielnicy, którym zależało na dbaniu o lokalny ekosystem. Wszyscy oni zebrali się dziś nad rzeką, która była miejscem zbiórki i jednocześnie rozdawania worków na śmieci oraz nowych sadzonek roślin, które miały zastąpić te, których nie dało się już w żaden sposób uratować.
Był tam też Preston Turner, który skoro już nie mógł pochwalić się swoją tężyzną fizyczną, zbierając najwięcej kilogramów śmieci, to zaoferował zajęcie się drugą z rzeczy, które wychodzą mu całkiem nieźle, to znaczy dyrygowaniem ludźmi. Mówiąc w skrócie, zaproponował, że zajmie się logistyką, a na koniec skontaktuje się z firmą zajmującą się gospodarką odpadami, by przyjechali śmieciarą i zabrali wszystko to, co uda się zebrać wolontariuszom.
Prace przebiegały sprawnie, stos worków co rusz powiększał się o kolejne. Niektórzy po uprzątnięciu swojej przestrzeni, przeszli już do sadzenia roślin, a Preston raz na jakiś czas ucinał sobie pogawędki z kolejnym wolontariuszami. W końcu spotkał też Indię, której zupełnie się tutaj nie spodziewał. Choć z drugiej strony sam nie wiedział dlaczego, bo już raz przecież natknęli się na siebie w centrum Tingaree.
- Co tutaj tak właściwie robisz? Lokalsi raczej nie nagłaśniali akcji? - zapytał.
lorne bay — lorne bay
21 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
Nowa w Lorne, przyjechała z misją odnalezienia ojca w tajemnicy przed matką. Młoda, głodna przygód i nieco naiwna
#19

India chwilowo zdecydowanie mniej imprezowała, czy marnowała czas na głupoty, niż wcześniej. Nie, żeby jakoś specjalnie zmądrzała, bo to jej tak naprawdę nie grozi, ale jako że nie spotykała się już z Marsem, miała więcej wolnego czasu, który zamierzała spędzać robiąc inne rzeczy. A jednak Lorne Bay dawało wiele możliwości. Panienka Norris mogła spędzać czas na poszukiwaniu ojca, na załatwianiu studiów na następny rok akademicki, mogła czytać książki, spędzać czas nad oceanem, a także uczyć się, brać udział w różnych szkoleniach i tym podobnych.
Właściwie, to to wszystko robiła. Albo planowała. Wciąż nie mogła znaleźć chwili po pracy, aby przejść się do warsztatu, gdzie niby miał pracować były chłopak jej matki. Chyba się trochę bała tego, czego może się od niego dowiedzieć. W gruncie rzeczy, z czasem doszło do niej, że jej plany były dość głupie. Może z jakiegoś powodu nie znała swojego biologicznego ojca? Może świat już nie będzie taki sam, jak się dowie prawdy? Coś jej mówiło, że mechanik miał dużą szansę być jej ojcem, nawet jeśli sam o tym nie wiedział, bo też brała to pod uwagę.
Jednak bywając w Tingaree niemal codziennie, bo pracowała w galerii sztuki, która tutaj się znajdowała. Może nie do końca były to jej klimaty, ale nikt nie oczekiwał od niej zachwytów nad dziełami sztuki, czy znajdowania nowych artystów. Zajmowała się sprawami biurowymi, administracyjnymi i tym podobnym, czasem przecierała kurze. No i mogła się wykazać w swoim hobby, w końcu lubiła te wszystkie rzeczy dotyczące marketingu i social mediów!
Przez te ostatnie dowiedziała się też, że lokalni aktywiści zwołali wielkie sprzątanie okolicy, aby przygotować się na tą piękniejszą połowę roku, z bardziej stabilną pogodą, a także częstszymi wizytami turystów. Choć z tego ostatniego akurat nie wszyscy się cieszyli, co było zrozumiałe, ile można znosić obecność innych, zagubionych ludzi, bo za tydzień i tak ich tu już nie będzie. India to takich osób nie należała, bo sama nie była tutejsza i też chwilami czuła się jak intruz, choć nie powinna! Nie mniej jednak wiedziała o tej akcji i choć sprzątanie, a już szczególnie grzebanie w ziemi nie było jej ulubionym zajęciem, to stwierdziła, że jeśli nie będzie mieć żadnych innych planów, to może pojawi się, może i nie mieszkała tutaj, ale to nic, zdążyła poznać już parę osób, w końcu w sklepie, czy kawiarence bywa dość regularnie, czy to aby kupić drugie śniadanie, czy po prostu kawę.
Tak więc poszła sprzątać Tingaree. Ograniczyła się do zbierania śmieci poukrywanych to w krzakach, to w wyższej trawie. Cięższe prace, takie jak zbieranie połamanych gałęzi, czy tym podobne zostawiła innym. Nie planowała także być przodownikiem pracy i spędzać tu całego dnia, ale ze dwie, może trzy godzinki mogła poświęcić. Zdążyła się już umorusać na czole, zawiązać koszulę na biodrach i przytachała zapełniony w może połowie worek ze śmieciami na wskazane miejsce. No, trochę się zmachała, choć była dość wysportowaną dziewczyną. Wolała jednak skakać i tańczyć, a także latać w powietrzu, niż co chwila schylać się i podnosić jakieś odpady.
-Preston?-zdziwiła się, gdy po obróceniu się zauważyła właśnie policjanta. Widziała się z nim nie tak dawno, ale w okolicznościach, na które wolałaby spuścić zasłonę milczenia, tak dla pewności. Nie była dumna z tego, że została zatrzymana przez policję i spędziła tam ładnych parę godzin. Oczywiście, nie była też głupia, by mieć pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie i mieć jakieś żale do Turnera, który robił to, do czego zakres obowiązków go zmuszał. Nie mniej jednak, trochę głupio było jej w tej sytuacji. Na całe szczęście wiedziało o tym niewiele osób, w tym nikt z jej rodziny tej bliższej i dalszej. -Może nie reklamowali tego szczególnie, ale także nie ukrywali tego wybitnie.-odpowiedziała z lekkim uśmiechem, mając nadzieję, że nie brzmi jakoś wybitnie sarkastycznie czy złośliwie. Nigdy taka nie była, ale teraz wyjątkowo, z jakiegoś nie znanego jej do końca powodu, nie chciała wypaść źle przed Prestonem. Niby nie powinien się nią interesować, ani nic, ale jakoś jednak się stresowała. -Pracuje tutaj i słyszałam, więc postanowiłam pomóc-powiedziała, odkładając swój wór gdzieś w okolice, które pewnie policjant jej wskazał, gdzie składowali zebrane śmieci.
detektyw — Lorne Bay Police Station
38 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Przetyrany życiem policjant, nad którym właśnie zawisło ryzyko przedwczesnej renty inwalidzkiej.
Żyjemy w całkiem dobrych czasach jeśli chodzi o możliwości rozwoju. Nawet jeśli ktoś mieszka na końcu świata, to wystarczy mu jako taki dostęp do internetu i już jest w stanie zapisać się online na wiele kursów i szkoleń, nawet niektóre kierunki studiów są już prowadzone w całości w takiej internetowej formie. Preston nie interesował się, jak wyglądały studia Indii, od których to dziewczyna zrobiła sobie przerwę, ale może gdyby ona się zainteresowała i poszukała korzystnych rozwiązań, to kto wie, czy konieczna byłaby ta przerwa. Z drugiej strony gap year jest tak bardzo popularny na całym świecie, że nikt nie powinien robić o to żalu nastolatce. No może poza rodzicami dziewczyny, którzy mogą mieć jednak coś przeciwko szczególnie jeśli opłacili czesne dla córki za rok z góry. Jak w ogóle wygląda edukacja wyższa w dzisiejszych czasach? Czy coś zmieniło się w tej sprawie od czasów studenckich Prestona, czyli przez dwadzieścia lat? To wszystko są tak abstrakcyjne dla mężczyzny tematy, że w ogóle nie zaprząta sobie nimi głowy. A przecież mógłby mieć dziecko jak nie w wieku wczesnostudenckim, to przynajmniej chodzące do szkoły średniej. Nawet miał nawet żonę. Mimo wszystko nie żałuje, że jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Miał poczucie, że dziś byłby lepszym ojcem, niż będąc dwudziestokilkulatkiem, któremu w głowie było jednak zabawowe życie i brawura na służbie.
Co zabawne, a może jednak nie do końca, przecież mógł dziś mieć około roczne dziecko i kto wie, czy ono nie stawia teraz pierwszych kroków, gdzieś gdzie mama próbuję dla siebie i niego poukładać jakoś życie. Dla własnego zdrowia psychicznego Turner woli jednak myśleć, że oni nie żyją, a obcym po prostu nie opowiadać tej historii ze swojego życia. Poza tym ostatnio udaje mu się nie wracać do tego myślami każdego dnia, a to z kolei pomaga mu nie popadać w nałogi, w które z kolei mogłyby go wpędzać coraz to nowe problemy, ale jakoś się trzyma. Dla człowieka takiego jak Preston, który całe swoje dorosłe życie poświęcił dla innych, kluczem jest czuć się potrzebnym, a kiedy jeden z pomysłodawców wielkiego sprzątania Tingaree zgłosił się do mężczyzny z prośbą o pomoc w organizacji wydarzenia, to właśnie to uczucie towarzyszyło policjantowi i pozwoliło mu w miarę spokojnie przeżyć ostatnie tygodnie przed operacją ręki.
- Witaj, India. - skinął głową, bo faktycznie wykazał się brakiem taktu, aczkolwiek to akurat dla mężczyzny nie jest żadna nowość. Tak już po prostu ma, że częstokroć prędzej powie, niż pomyśli.
- To miłe z twojej strony. - odpowiedział łagodniej, bo wcześniej faktycznie mógł zabrzmieć, jakby to było kolejne przesłuchanie, a przecież tym razem dziewczyna nie zrobiła niczego złego. No może poza pominięciem paru więcej ważących śmieci, ale bez obaw, ktoś inny na pewno się nimi zajmie. - Pracujesz w Sanktuarium czy gdzieś indziej? - zapytał dla podtrzymania konwersacji. Jednocześnie trochę był jednak ciekaw, bo w tej dzielnicy chyba nie było zbyt wiele miejsc pracy, a już na pewno było ich mniej, niż w centrum miasta.
lorne bay — lorne bay
21 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
Nowa w Lorne, przyjechała z misją odnalezienia ojca w tajemnicy przed matką. Młoda, głodna przygód i nieco naiwna
Pewnie, wiele rzeczy można było zrobić przez internet, siedząc w łóżku z kawusią, czy też drineczkiem i pizzą. Wiele młodych ceniło sobie takie możliwości i korzystało z tego jak tylko się dało, ale to nie do końca pasowało do Indii. Lubiła spotykać się z ludźmi, wchodzić w interakcje i zdecydowanie nie chciałaby kilku lat studiów, kiedy powinna się najlepiej bawić, poznawać nowe osoby, spędzić przy biurku. Oczywiście, nie pogardziłaby, gdyby jakieś nudniejsze wykłady mogła spędzić w domu, jednocześnie na przykład gotując sobie obiad, czy robiąc coś innego.
Niestety, a może stety, studiów w Melbourne nie można było zrobić w pełni zdalnie, z resztą, brunetka miała takie plany na ten czas, że totalnie by nie miała do tego głowy. Nie do końca to okazało się prawdą, ale cóż. Była już rok w plecy i wszyscy będą musieli się z tym pogodzić, choć nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę na ten moment. I tak, Norrisówna wiedziała, że im dłużej będzie to odwlekać, tym konfrontacja z rodzicami będzie dla niej trudniejsze. No ale, cóż... Na całe szczęście studia w Australii nie były wcale takie drogie, bo jakby jej głupi pomysł kosztował kilkadziesiąt tysięcy dolców za rok, to chyba tak łatwo by nie podjęła tej decyzji. Zwłaszcza, że chciała wrócić na uczelnie, tak jak przy pierwszym spotkaniu mówiła. Tym razem jednak w Cairns, aby tu zostać, skoro tak dobrze się jej żyło. No, pomijając ostatnią przygodę...
Dziewczyna nie była lepsza, bo również się nie przywitała, dlatego słysząc powitanie mężczyzny, tylko kiwnęła głową. Oboje tutaj nawalili, choć jej można to wybaczyć jako, że była zaskoczona. Właściwie, to chyba nie była świadoma tego, że Turner mieszka w tej dzielnicy, mimo że się kiedyś spotkali. A może jej to wyleciało z głowy. Nigdy przechodząc tymi ulicami nie zastanawiała się, że mogłaby go spotkać.
-Oh, to nic takiego-machnęła ręką, bo przecież wiele osób się zobowiązało do pomocy, w takich miejskich akcjach, aby sprawić miejsce mieszkania piękniejszym. Fajnie mieszkać w ładnym miejscu, nikt nie lubi śmieci, a często osoby nie wpadną same na pomysł, by się schylić po papierek, tak bez jakiejś inicjatywy. Co było przykre, choć z drugiej strony było jasne, mało kto się chce babrać cudzymi śmieciami, zwłaszcza że jednak miasto było odpowiedzialne nawet za tą dzielnicę.
-Ja? Niee, skąd.-zaprzeczyła. Może i lubiła miłe i puchate kotki i pieski, tak jednak żadna wielbicielka zwierząt z niej i totalnie nie nadawała się do pracy w Sanktuarium. Może jakby sprzedawali bilety do odwiedzania zwierzątek, to mogłaby je kasować, jednak do opieki totalnie się nie nadawała.-Pracuje w galerii sztuki, jako hm... asystentka, pracownica biurowa-odpowiedziała po chwili zastanowienia. Nie była chyba dobrą pracownicą, skoro nie znała nazwy swojego stanowiska. Jednak totalnie zajmowała się sprawami biurowo-administracyjnymi, nie mając nic wspólnego ze sztuką. I tak, kawkę też parzyła. -Nie myśleliście o tym, aby wysyłać na takie akcje swoich zatrzymanych, aby się do czegoś przydali?-zapytała, wyciągając rękę po nowy worek, aby mogła pójść coś jeszcze pozbierać. Miała na myśli oczywiście jakieś prace społeczne, ale także żartowała, chcąc nieco rozluźnić atmosferę, bo nie da się ukryć, że w towarzystwie policjanta czuła się trochę nieswojo odkąd spotkali się w areszcie.
rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przykryte cienką warstwą mgły jezioro, rozciągało się aż po horyzont, niknąc wśród wysokich, szpiczastych choinek, gęsto porastających nabrzeże. Choć chłód porannego wiatru, smagał jej policzki, wcale nie czuła potrzeby powrotu do domu. Wśród ciszy otulającej szczelnie teren dookoła, wprawne ucho mogło dosłyszeć szelest pobliskich traw i dźwięki, które mogły wydawać jedynie zwierzęta żerujące nieopodal. Choć Nef przywykła do zgiełku miasta i wszechobecnego gwaru, od czasu przyjazdu do Lorne Bay miała wrażenie, że coraz rzadziej wspomina zgiełk deszczowego Londynu. Przystanęła nad mętną taflą wody, obserwując pływające w niej ptaki. W pierwszym odruchu miała ochotę do nich dołączyć. Wskoczyć w ciemną toń, nie zawracając sobie głowy ściąganiem ubrań. W zasadzie nie miała nic do stracenia. W końcu ostatnie dni zawisły cieniem na jej dotychczasowym życiu. Śmierć Sashy wstrząsnęła wszystkimi do tego stopnia, że dalej nie potrafiła przywołać na twarz uśmiechu, a tym bardziej myśleć o tym co będzie jutro, ale wciąż w jej duszy tkwiła chęć życia, nawet jeśli czasem jej płomień przygasał, jedynie się tląc.
Skupiona na obserwacji, nie usłyszała zbliżających się kroków, mimo że kępka suchej trawy zaszeleściła wesoło, sygnalizując że ktoś się do niej zbliża. Dopiero cień, który padł w miejsce, w które wbiła wcześniej wzrok, wybudził ją z sennego letargu. Drgnęła, czując że serce podchodzi jej do gardła, co było dość irracjonalne, zważywszy na to, że cień należał do drobnej kobiety. Mniej więcej tej samej postury co Nef.
Odwróciwszy się w jej stronę, poczuła jak każdy mięsień w jej ciele napina się jak struna. Stało przed nią jej własne odbicie, ale stworzone z krwi i kości, z inną fryzurą, innymi ubraniami i zupełnie innym wyrazem twarzy, ale oczy zdawały się należeć do niej, choć w rzeczywistości nigdy nie była w ich posiadaniu.
- Co ty tu robisz? - zapytała, a w jej głosie łatwo było wyczuć wyrzut. Nie widziała jej niemalże dziesięć lat, a może dłużej? Ale mimo żalu, nie umiałaby zapomnieć jej twarzy tak jak zrobiła to w przypadku brata. Jego wspomnienie było już wyblakłe, pozbawione kolorów, nierealne. Ona była z nią zawsze. Czy tego chciała czy nie. Chociaż chciała być zła, nie zdołała. Coś w głębi jej duszy sprawiało, że poczuła niespodziewaną wdzięczność. Jakby wreszcie miała pożegnać się z samotnością, do której, o ironio, poniekąd przyczyniła się również jej własna siostra. Mimo nieśmiałego zrywu radości, wyraz jej twarzy pozostał nieprzenikniony. Była wykuta z kamienia. Zimna i nieprzystępna, ale we wnętrzu gotował się gejzer, gotowy w każdej chwili wybuchnąć.

tallulah fitzgerald
ambitny krab
nick autora
noah
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Viper miała w zwyczaju czasem (jak miała dość wszystkiego w chuj) zwiedzać tę zapyziałą dziurę zwaną Lorne Bay, zapuszczając się w jej najbardziej zalesione i odseparowane od ludzi rewiry. Po pierwsze - bo tam nikt nie zawracał jej tyłka i mogła w spokoju skupić się na przebywaniu z najważniejszą osobą w swoim życiu (czyli sobą), a po drugie - bo dawało jej to niesamowitą okazję do doświadczania australijskiej fauny i flory. Ktoś inny być może po siedemnastu latach życia w tym padole zdążyłby się już nią znudzić, ale przecież nie ona. Monroe skupiona była na rozwijaniu posiadanej już wiedzy o tych wszystkich wybrykach matki natury i nabywaniu nowej, kiedy akurat w jej bystre oczy rzuciłby się jakiś okaz, z którym do tej pory nie miała do czynienia.
Co za tym szło, doskonale wiedziała już, gdzie należało szukać jej ulubionych robaków. Miała na to specjalny zeszyt, w którym robiła kolorowe notatki, choć tak naprawdę wcale ich nie potrzebowała, bo wiedza o przyrodzie zostawała w jej głowie bez najmniejszego problemu. I tym razem - pewnego pięknego do porzygu, marcowego, późnego popołudnia, które powoli przechodziło w wieczór - miała swoje zapiski ze sobą, w szmacianej torbie. No i tak właściwie, to nie tylko zapiski, bo ze sobą miała też Happy’ego (ale nie w torbie, normalnie obok niej szedł).
Nie wiedziała, czy zabieranie go ze sobą było dobrym pomysłem, ale najwidoczniej ostatnio robiła się coraz bardziej sentymentalna, co zrzucała - oczywiście - na zażywane hormony, bo przecież nie na jakiekolwiek naturalne procesy, które mogłyby w dorastającym mózgu zachodzić. Uznała, że Brighta trzeba teraz trzymać krótko, bo jak ten pies agresywny zerwie się inaczej ze smyczy i zacznie kąsać - najpewniej samego siebie po dupie, ale to tak naprawdę było jeszcze gorzej niż jakby rzucał się z gębą na innych (tak jak ona).
Czy to była randka? Viper zdecydowanie nie użyła tego słowa. Spytała go po prostu, czy chciałby odbyć w jej towarzystwie umówione spotkanie dwóch osób czujących do siebie sympatię, na co ten jakimś cudem się zgodził. Monroe musiała przyznać, że Happy ostatnio nieźle ją zaskakiwał i przez jakiś czas zastanawiała się czy nie przychodzi czasem przez ten presuicydalny okres, w którym nagle nabiera się energii. Jeśli jednak tak było, to chłopak najwidoczniej musiał bardzo tę kolejną próbę samobójczą odwlekać w czasie, bo mijały dni i tygodnie, a ten dalej stąpał po tym nieszczęsnym świecie, a w dodatku podejrzanie sprężystym krokiem.
Nie miała zamiaru jednak snuć bezpodstawnych domysłów, jak ta skończona idiotka, tylko zwyczajnie spróbować go wybadać. Stąd to umówione spotkanie [..] wydawało jej się idealną ku temu okazją. No i poza tym - potrzebowała zebrać kilka konkretnych okazów robactwa, zanim przedstawicieli tego gatunku, na którym jej zależało, będzie trudniej znaleźć, przez obniżającą się temperaturę. Dobrym pomysłem zdawało jej się spożytkowanie w ten sposób ostatnich podrygów nieznośnego gorąca - nawet jeśli obawiała się nieco, że Bright w tym słońcu spłonie albo zacznie, nie daj Boże, błyszczeć.
-... i te chrabąszcze właśnie dlatego są takie wyjątkowe. Tak naprawdę, myślę, że za tydzień ciężko już będzie gdziekolwiek je znaleźć. No dobra - może za dwa tygodnie, bo wciąż jest gorąco w chuj - zakończyła swój monolog, ciągnąc Happy’ego za rękę wzdłuż wąskiej, leśnej ścieżki. - O, jesteśmy - westchnęła zaraz, kiedy ich oczom ukazało się jezioro, które było ich destynacją. Puściła wreszcie jego dłoń, żeby wydobyć z torby zeszyt i przekartkować strony, aż znalazła szkic poszukiwanego przez nich tego dnia robala.
- Przyjrzyj się uważnie. Ma specyficzny aparat gębowy - zwróciła mu uwagę, stukając paznokciem na rysunek (z którego była, swoją drogą, niezwykle dumna). Jakieś marne zdjęcia czy wydruki były dla frajerów i o tym wiedział każdy - ona potrafiła wykonywać przynajmniej wierne anatomicznie szkice robali (i niewiele ponad to), więc nie było żadnego powodu, żeby tym swoim talentem teraz się nie przechwalać. Dała mu dosłownie parę sekund na przyjrzenie się rycinie, bo przecież nie mieli czasu, a potem zatrzasnęła zeszyt z głośnym hukiem, rozglądając się po okolicy i starając się podjąć jakąś decyzję.
- Dobra, na razie pójdziesz ze mną. Jak znajdziemy pierwszego i zobaczysz, jak wyglądają, to się rozdzielimy, okej? - zaproponowała, choć tak naprawdę nie przyjmowała odmowy.


Happy Bright
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
diabeł Od momentu otrzymania tej karty, każde z was musi napisać minimum jeden post w toczonej grze w przeciągu 24h - inaczej wasz licznik żółwi zostanie wyzerowany.

Ilość wylosowanych kart: 1
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 1
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
lorne bay — lorne bay
17 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Ostatnie dni były dla Happiego jak błogosławieństwo w przytłaczającej rzeczywistości jego umysłu. Energia w nim pulsowała niczym strumień ognia, a on czuł się nie do zatrzymania. Nawet bez kilkunastu puszek energetyków na dobę, jego energia była nieograniczona, a pomysły mnożyły się w jego umyśle jak drobne iskry na polu wciąż rozpalonego ognia.
Zapomniał o potrzebie snu, gdyż każda chwila miała znaczenie, a on miał tyle do zrobienia, tyle projektów do realizacji, tyle wyzwań do podjęcia. Nawet więcej paląc, co było trudniejsze do ukrycia przed Sad, który zabrała mu drzwi do pokoju, Happy czuł się spełniony w tej nowej "otwartej" rzeczywistości.
Spędzał dużo czasu przed komputerem, całkowicie pochłonięty pracą, grami i streamowaniem dla tych nielicznych, którzy wciąż pamiętali o jego istnieniu w wirtualnym świecie, pomimo jego przedłużającej się absencji. Wstawał od biurka częściej, odkrywając radość w samym fakcie przemieszczania się po mieszkaniu i wyrabianiu nadmiaru kroków, a zdarzyło się nawet, że z własnej nieprzymuszonej woli wyszedł na dwór i to za dnia!
Można by rzecz, że Happy czuł się świetnie.
Tylko jak do tego doszło? Happy zastanawiał się nad tym, gdy znajdowali się wśród zarośli, palące słońce opalało ich skórę, a powietrze było nasycone zapachem dzikości. To było coś zupełnie nieprzewidywalnego, co nawet jego najbardziej szalone plany nie przewidywały. Nie ma co ukrywać, gdy Viper zaproponowała wyjście, Happy spodziewał się czegoś zupełnie innego.
Bez wahania zgodził się na spotkanie, myśląc raczej o czymś w stylu ich dotychczasowych wyzwań - może wizyta na cmentarzu, gdzie kontemplowaliby o przyczynach śmierci, leżących w grobach, osób, może włamanie się do szpitalnego prosektorium, a może zaszycie się w jakiejś ciemnej uliczce, obserwując przechodniów. Wszystkiego by się spodziewał, ale nie tego...
Nie ma co ukrywać, to było coś zupełnie nieoczekiwanego, coś, co w jakiś sposób zaskoczyło Brighta, który od zawsze unikał dzikiej natury. Dlatego też wszystko tu i teraz, w otoczeniu przyrody wydawało się w intrygujący sposób ciekawe. W pierwszej chwili, gdy otoczenie zaczęło go przytłaczać, poczuł nieskrępowaną fascynację, która mieszkała w jego wnętrzu. Wszystkie te kolory, zapachy i dźwięki... Brightowi wydawało się, że zanurza się w niekończącym się oceanie bodźców. Był to prawdziwy festiwal zmysłów, który drażnił jego umysł i wypełniał serce ekscytacją wymieszaną ze sporą dozą lęków.
Przez większość czasu nie słuchał Monroe, która próbowała mu coś opowiadać. Skupiał się na wszystkim jednocześnie, ale zarazem na niczym konkretnym. Jego myśli dryfowały między kolorem nieba, zapachem kwitnących kwiatów, a szumem liści poruszanych przez wiatr. Stawiał krok za krokiem, starając się unikać spojrzenia na cokolwiek, co mogłoby wywołać w nim niepokój, ale jednocześnie przyglądając się wszystkiemu z zaciekawieniem, bo drzewa wydawały się tańczyć w rytm wiatru, ptaki śpiewały melodyjnie, a słońce przebijało się przez gałęzie, rzucając złote plamy na ziemię.
Dopiero, gdy się zatrzymali, a Viper wyciągnęła notatki, skupił się co sił na tu i teraz.
- A co to jest? – spytał, przekręcając głowę by zobaczyć gdzie to coś ma początek, a gdzie koniec. Jego głównym źródłem wiedzy o owadach była gra, nad którą kiedyś pracował, o apokalipsie wywołanej przez ogromne insekty, a teraz miał ich sam szukać? Wzdrygnął się na samą myśl. Nie przeszkadzały mu te, nad którymi pracowała Viper w swojej szopie, ale te w naturalnym środowisku to trochę inny kaliber.
- Serio? – upewnił się, chociaż znał odpowiedź.
- A gdzie mamy ich szukać? W krzakach, pod kamieniem, w liściach, w wodzie… – wymieniał i wymieniał i wymieniał, wskazując palcem wszystko, co wymieniał –…w zaroślach, na drzewie, w… - – w połowie wymieniania już nie tylko wskazywał palcem na różne miejsca, ale podchodził do nich i szukał, chociaż sam nie wiedział czego. W końcu schylił się i wyciągnął coś z zarośli.
- To to? – w dłoni trzymał za skorupę małego żółwika.

viper monroe
we'll play love games
hepi
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ AKCJI
premia Otrzymujecie jednego dodatkowego żółwia.

Ilość wylosowanych kart: 2
Zebrane żółwie: 1 + 1 = 2
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 2
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Gra o ogromnych insektach? Całkiem możliwe, że gdyby Viper miała okazję się o niej dowiedzieć, najpierw byłaby zachwycona (co okazałaby niemrawo, może jakimś drgnieniem kącika ust), ale potem zaczęłaby dopatrywać się wszelkich nieścisłości i nawet same wymiary robactwa zaczęłyby ją drażnić. Zawsze była trochę przesadnie przewrażliwiona na punkcie odzwierciedlania rzeczywistości w możliwie jak najbardziej wierny sposób i tak naprawdę jedynym wyjątkiem od tej reguły były u niej wszystkie te nadprzyrodzone rzeczy, w które - oczywiście - wierzyła całym sercem, pomimo zawierzenia duszy nauce. Uważała, że ludzie którzy skłaniają się wyłącznie w jedną ze stron tego dyskursu są zwyczajnie ograniczeni, więc ona starała się - jak ten doktor Frankenstein - połączyć je ze sobą, żeby wycisnąć z tego jak najwięcej objawionej prawdy o otaczającym ją świecie.
Oczywiście zauważyła, że Happy raczej udawał, że jej słucha niż faktycznie przyswajałam przekazywaną mu, jakże cenną wiedzę, ale uznała, że wytknie mu to później, jak popełni jakiś kardynalny błąd przy identyfikacji - przynajmniej będzie miała wymówkę, żeby zaznaczyć swoją dominację w tym dwuosobowym stadzie. Szukanie robali nie było byle jaką misją, ale prawdziwym sprawdzeniem hartu ducha, bo całe to przedsięwzięcie wymagało przecież pokładów cierpliwości tak szczerych i obfitych, że nic dziwnego, że po podobnych akcjach Viper nie pozostawało już jej zbyt wiele, żeby obdarowywać nią ludzi. I tak wolała od nich robale, więc jakoś niespecjalnie się tym przejmowała.
Kiedy Bright zaczął dopytywać, jakby pierwszy raz w życiu był na świeżym powietrzu (pewnie tak było - nie licząc tych spacerów na cmentarz, gdzie urządzali sobie schadzki, udając, że biorą udział w satanistycznych obrzędach), kilkukrotnie wywróciła oczami, bo przecież gdyby jej słuchał, doskonale by wiedział.
- Raczej w zacienionych miejscach. I parnych. Gdzie, kurwa, pod kamieniem; jak miałby ci się chrabąszcz pod kamień zmieś... - zaczęła, ale urwała, bo w tym momencie Happy dał - jak pies myśliwski - sygnał, że coś znalazł. Poprawiła torbę na ramieniu i podeszła do niego szybkim krokiem. Już miała kucać na ziemi, żeby sprawdzić z bliska okaz, który dostrzegł chłopak i nawet sięgnęła do kieszeni torebki, żeby wydobyć z niej lupę, ale wtedy...
Tak, to właśnie wtedy zorientowała się, że na ekspedycję zabrała ze sobą skończonego debila. Wpatrywała się jak oniemiała to w Happy’ego, to z powrotem w odkrytego żółwia, bo wręcz zabrakło jej słów, którymi mogłaby podsumować jakoś ten cały obraz upadku człowieka, dowód omyłkowych decyzji ewolucji, ostrą kpinę z tego ostatniego podrygu wiary w ludzkość, który jakoś się w niej jeszcze uchował.
- To... ci wygląda na chrabąszcza? - wydusiła w końcu z siebie, niezwykle powoli i dokładnie, wskazując palcem centralnie na gada, który poruszył się niespokojnie w zaroślach. Zamrugała kilkukrotnie, wzięła głęboki wdech. - To jest ż ó ł w , cymbale skończony, a jedynym chrabąszczem w tym lokalu jesteś ty - rzuciła zbulwersowana i już wyciągała z powrotem ten swój nieszczęsny zeszyt, żeby podsunąć Brightowi rycinę chrabąszcza prosto pod twarz. - TO jest chrabąszcz. A to jest żółw. Chrabąszcze nie są takie wielkie. To jest inna rodzina zwierząt! Ja pierdolę - chyba zaczynała powoli się hiperwentylować od nadmiary głupoty, więc zatrzasnęła z powrotem notatki i schowała je do torby, żeby zaraz skrzyżować ramiona na klatce piersiowej, utkwiwszy spojrzenie w nieproszonym gościu. W sumie był całkiem uroczy.
- Nazwiemy go Baltazar - zadecydowała, ni stąd ni zowąd. W sumie żółwia jeszcze w swojej kolekcji nie miała... uniosła zatem jedną brew, rozważając wszystkie za i przeciw względem przetransportowania Baltazara ze sobą do szopy. Zaraz jednak, przesunąwszy wzrok odrobinę w prawo, dostrzegła kolejne poruszenie się gałązek. - Zobacz! - zaalarmowała Brighta. Kolejny żółw?

Happy Bright
ODPOWIEDZ