animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
7.

Nawet taka osobistość jak Gaia musiała od czasu do czasu pojawiać się w pracy. A nie, w sumie to nie musiała, bo jak coś kupowała to używała karty, którą dostała od rodziców. Ale w pracy pojawiać się musiała. W sumie też nie musiała, bo mogłaby nie pracować i nikt by nie zauważył. Po prostu kochała tą pracę i lubiła tutaj przychodzić. Tak bardzo uwielbiała to miejsce, że potrafiła dzień wcześniej zrezygnować z jakiejś imprezy, żeby tylko byś wyspaną i ogarniętą do pracy. Dobra. Może niekoniecznie z tych imprez rezygnowała, ale pamiętała o tym, żeby wrócić do domu o jakiejś rozsądnej godzinie, żeby rzeczywiście być w gotowości do pracy. Przed pracą imprezowała tylko wtedy jak miała popołudniowe zmiany.
Właśnie skończyła rozgrywać ze sporą grupą staruszków zażartą walkę w grze, którą znalazła w Internecie. Zwycięzca miał otrzymać dodatkową porcję galaretki na deser. A wiadomo, że taką galaretkę to ci państwo muszą jeść, żeby wszystko w kościach poprawnie śmigało. A zabawą, którą znalazła w necie było pokazywanie zdjęcia osoby, która tak naprawdę była maszapem dwóch celebrytów. Dziadkowie musieli zgadnąć kim są ci celebryci. W necie zabawa była fajna, bo maszapy były zrobione z obecnych znanych celebrytów. Specjalnie dla nich Gaia musiała porobić maszapy z ludźmi, którzy od tysiąca lat nie żyją. Sama nie znała większości z nich, więc miała ze sobą ściągę. Ale no po zażartym pojedynku, zwycięzcą okazał się 92-letni Irving.
-Dobra. Idę przynieść wam galaretki. Dla zwycięzcy podwójna porcja. Dwa różne kolory. – Podkręciła nagrodę. Zrobiła to oczywiście delikatnie, żeby nikomu nie stanęła pikawa. Irvingowi z emocji, a reszcie z zazdrości.
Zdążyła wyjść z sali i posłać uśmiech mężczyźnie kiedy ten zaczął do niej gadać. Aż obejrzała się za siebie, żeby się upewnić, że mówi do niej. –Hej. – Przywitała się nieco niepewnie, bo okej, kiedyś miała inne imię, ale na pewno nie było nim Meryl. –Jestem pewna, że pomyliłeś mnie z jakąś inną pielęgniarką. Ale spoko. Nic się nie stało. Zdarza się. – Poklepała go nawet po ramieniu. –Jak przyszedłeś w odwiedziny, to załapałeś się na dobry moment, bo właśnie idę po desery. Poproś na recepcji o plakietkę gościa i znajdź członka rodziny na sali. – Kciukiem wskazała salę za sobą. Naturalnie uznała, że mężczyzna jest po prostu odwiedzającym. Nie widziała go nigdy wcześniej, ale kto wie… może to jakiś wnuk, który wrócił z egzotycznej wycieczki po Europie.
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Wiadomo, totalnie upiększała otoczeniem swoim pięknem, blaskiem i tak dalej. No nie bez powodu przecież się nią Remi zainteresował, a te apki są przecież typowo pod wzrokowców projektowane, bo to pierwsze wrażenie ma największe znaczenie. Poza tym w pracy człowiek mógł się socjalizować, poznawać różne osoby… no a jako pracownica tutaj doskonale wie, którzy pensjonariusze mają hajsy i przystojnych wnuczków, którzy przychodzą ich odwiedzić! Oczywiście żarcik taki mały, no na pewno gaia zimmerman nie kierowała się tylko takimi pomysłami, czy w ogóle… że robiła coś takiego. Nawet jeśli taki podryw na żałobę jest generalnie skuteczny, to przecież nie posądzałby jej nigdy o tak wyrachowane żerowanie na cudzej chwili słabości. I z tego samego powodu kompletnie nie podejrzewał, że sam stał się ofiarą tłustego catfishu właśnie w tym momencie. On po prostu wierzył w ludzi iw dobro w nich. No naiwniak, nie ma co.
Wiedział za to sporo o kochaniu swojej pracy, nawet jeśli dla innych osób było to niezrozumiałe. Bo siedzenie wokół starszych osób dla niejednej osoby były podobnie kripi, co wskakiwanie w pożar i pomaganie przy makabrycznych wypadkach. No nie było to dla każdego, to prace ze specjalnymi predyspozycjami, fizycznymi i psychicznymi.
- Nie nie, ja nie w odwiedziny.. to znaczy w odwiedziny ale nie do deserów - no tyle rzeczy mu powiedziała, że aż się zgubił trochę i próbował się odnaleźć! - Ja jestem Remi, no z tindera… nie sądziłem, że nie wyglądam jak na zdjęciach… - przyznał nieco zakłopotany. Może jej się jednak nie podobał na żywo i dlatego się wywija? - To dla ciebie - dodał, podając jej kwiatki, z lekką nutą niepewności i nieśmiałości.
towarzyska meduza
-
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
026.
Wiadomo, że dla takiej Gai, która uwielbiała nosić pstrokate, skąpe i często niepasujące do okazji stroje, największym minusem tej pracy, było to, że musiała się ubierać normalnie. Było to w sumie też trochę plusem, bo jednak wiadomo, że niektórzy staruszkowi byli jebnięci i rzucali jakimiś durnymi tekstami, więc udało jej się unikać takich niezręcznych sytuacji, gdzie była w obleśny sposób traktowana przez mężczyzn, którzy w 80% już byli martwi. Mogła sobie tylko wyobrażać jak by się zachowywali, gdyby chodziła ubrana w swoim stylu.
Święta zbliżały się wielkimi krokami i wiadomo, że personel domu spokojnej starości wychodził z siebie, żeby w jakiś sposób urozmaicić staruszkom ten okres. Dla nich to był oczywiście najsmutniejszy moment przebywania tutaj. Albo nie mieli już rodzin, albo mieli rodziny, które się nimi nie interesowali. Byli też tacy, którzy mieli rodziny, które odwiedzały ich tylko raz w roku i to właśnie najczęściej w okresie świąt Bożego Narodzenia. Największymi szczęściarzami jednak byli ci, których rodziny odwiedzały regularnie przez cały rok, a powodem przebywania w takim domu starców było to, że po prostu nie mieli możliwości na stałe zajmować się starszą osobą. Ważne, że jednak o takiej osobie nie zapominano. Gaia to już trochę odliczała do swoich świąt i do rodzinnego wyjazdu do Szwajcarii, ale najpierw miała obowiązki. A jej obowiązkami było zapewnienie gier i zabaw wszystkim tu obecnym. Często zdarzało jej się zarwać nocki, żeby znaleźć, albo wymyślić jakąś nową zabawę tylko po to, żeby ostatecznie dziadkowie i babcie i tak chcieli grać w bingo, albo woleli po prostu oglądać telewizję. To jednak panienki Zimmerman nie zniechęcało. I tak wymyślała durne aktywności. Miała ich tysiące na zapas w razie, gdyby komuś się coś odwidziało i gdyby jednak chcieli się bawić. Na razie jednak rozegrali kilka partyjek bingo. Pierwszy raz jednak były jakieś tam nagrody fizyczne, które zasponsorowała Gaia ze swojej własnej kieszeni. Albo przynajmniej z kieszeni swojego ojca. Chciała wszystkim umilić okres świąteczny. Dziadkowie i babcie tak się rozochocili, że nawet po pasjonujących rozgrywkach w bingo, zachciało im się grać w inne gry. Gaia była nawet trochę tym wzruszona.
Zbliżał się jednak moment, w którym do domu spokojnej starości miał przybyć Mikołaj, który miał rozdawać wszystkim prezenty. Gaia jednak chciała tym razem utrudnić zabawę i będzie zmuszała ludzi do śpiewania kolęd, albo do recytowania durnych rzeczy. A do tego potrzebowała swojego ulubionego muzyka. Zdążyła napisać Freddiemu smsa z zapytaniem, gdzie jest, bo ona go tu pilnie potrzebuje. Wyszła nawet z wspólnej sali zabaw na hol. Zrobiła to w idealnym momencie, bo właśnie pojawił się Hemmings. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok, bo miał taką przyjemną twarz! - Już myślałam, że mnie olejesz! - Oznajmiła chowając do kieszeni telefon i podchodząc do niego. - W sumie to nas! Myślałam, że olejesz nas! - Bo na bank przyszedł tutaj dla tych starszych kobiet, które nie mogły się doczekać, żeby mu opowiadać o tym jak to 70 lat temu to by go wyrywały.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
008.

Łatwo się domyślić, że ze wszystkich miejsc do prezentowania swoich wokalnych i muzycznych umiejętności, sam Freddie, chętniej wybrałby bar pełen młodych kobiet. Bo chociaż i koleżanki Gai mówiły mu miłe komplementy, to najczęściej sprowadzały swoje pochwały do słów uroczy (jakby miał szesnaście lat) i kawaler, który dość jasno wytykał mu samotność, która wcale mu nie doskwierała. Domyślał się też, że co najmniej trzy z nich były w nim po cichu zakochane — chociażby Margo, która przecież za polik go szczypała i trzy razy wspomniała coś o tym, że przypominał jej pierwszą, wielką miłość, którą — gdy ona poznawała w Lorne Bay — to jego rodziców jeszcze nikt nie planował.
Równie łatwo założyć, że to jednak nie dla niej tutaj przyszedł. Bo Freddie Hemmings miał całkiem sporo słabości — swoją gitarę, dobry komiks, czy porządne frytki, ale, tak przede wszystkim, najłatwiej kupić go można było wtedy, gdy do czegoś namawiała go ładna koleżanka. A jeśli taką ładną koleżankę znał wystarczająco dobrze — jak Gaię, to potrafił się zmobilizować do tego, by jednak się ruszyć z kanapy. Wyprowadził tylko jeszcze Hotdoga przed wyjściem, by ten nie nasikał mu w ramach odwetu na prezenty, które nieudolnie zapakował i odłożył na bok. Dopiero wtedy złapał za Giselle, narzucił ją na plecy i ruszył w kierunku domu starców, w którym w ostatnim czasie bywał zadziwiająco często.
Pojawił się więc niedługo później, niesamowicie z siebie zadowolony, więc gdy przystanął przy Gai, to z szerokim uśmiechem pokręcił głową.
— Nie mógłbym — zapewnił ją poważnie, mając oczywiście na myśli jej wszystkich podopiecznych, a nie samą Gaię. Nie był desperatem wcale — a przynajmniej nie w widoczny sposób. W tej chwili uświadomił sobie, że szykując się do spotkania, zapomniał wysłać jej odpowiednią wiadomość, informując, że się, zgodnie z prośbą pojawił. Zdjął jednak z ramion gitarę i zerknął na nią niepewnie, zanim przechylił lekko głowę. — Okej, to świąteczny repertuar, czy coś innego? Brzmiało jak bardzo desperacka interwencja. Czy ty ich upiłaś i potrzebują karaoke? — zapytał, na koniec robiąc lekko przerażoną minę, jakby naprawdę przerażała go ta możliwość. I chociaż żartował, to jednak odetchnąłby z pewnością, gdyby mu tę wizję jednak wybiła z głowy.
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gdyby Freddie nie przyszedł, jeszcze nie zostawiając żadnej wiadomości na temat swojej nieobecności, hehs, to ostro poleciałby w dół w rankingu znajomych Gai. A Gaia jednak prowadziła rankingi. Ludzie nie wiedzieli, że nawiązując z nią znajomość godzili się na to, żeby brać w wiecznym wyścigu szczurów. Bez udzielania zgody. No, ale taka Gaia po prostu musiała mieć taki ranking, żeby wiedzieć kto jest jej prawdziwym przyjacielem, a kto jakimś randomowym znajomym, z którym Gaia może się znać, ale nie powinna niczego oczekiwać.
Na razie Freddie był wysoko w rankingu, bo jednak bywał tutaj często i widział, że nie gra jakiś smutnych coverów „Smells Like Teen Spirit” tylko rzeczywiście się przykładał, a dziadkom i babciom się podobało. A wiadomo, że opinia seniorów w tym przypadku była najważniejsza. To, że rzeczywiście spora część personelu domu spokojnej starości też lubiła się pojawiać na jego występach i podziwiać jego uroczą buzię to już inna sprawa.
- Oczywiście, że byś nie mógł. Te bezzębne uśmiechy seniorów to nie coś co chciałbyś przegapić. – Gaia czasami osobiście smarowała im protezy kremem do protez, więc wiedziała, które z uśmiechów są prawdziwe, a które sztuczne. Ale nie czepiała się ich. Kochała starych ludzi. Czasami bardziej niż tych młodych.
Trochę ją zaskoczył tym pytaniem, a jednak nie powinien. Gaia była tutaj animatorką i to ona trochę to wszystko zorganizowała. Nie pomyślała jednak o tym, że mogłaby mu podpowiedzieć. – Stawiałabym zdecydowanie na coś świątecznego. Tak, zdecydowanie. – Pokiwała głową właśnie teraz układając w głowie nowy plan. – Jak zauważysz, że odpływają to na luzie możesz zmienić nutę i spróbować ich czymś zainteresować. W końcu jest już po osiemnastej. Większość dostała już swoje tabletki. – Nie zdziwi się jak wrócą na salę, a część będzie już kimała w swoich wózkach i fotelach. – Możesz ich zmusić do opowiedzenia żartu, albo historyjki. Jak będą niemili to ja wkroczę do akcji. – Zdarzało się, że byli niemili. W związku z tym, że byli też jednak bardzo starym pokoleniem, to istniało ryzyko, że zarzucą jakimś chamskim, rasistowskim tekstem. Gaia była białą kobietą, a i tak kilka razy usłyszała, że liczą się tylko prawdziwy aryjczycy.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Lepiej, żeby w żadnym momencie nie podzieliła się z Freddiem tym faktem. Ambicje zawsze przerastały go trzykrotnie, więc mógłby zaangażować się w ten wyścig szczurów w bardzo niezdrowym stopniu — tym chętniej, że przecież Gaia była jedną z jego ulubionych (szczególnie w ostatnim czasie) koleżanek. Konkurowała z nią pewnie tylko naburmuszona Thea, ale Freddie był na tyle nieskomplikowany, że doceniał bardzo otwartość kobiety!
Smętne ballady zostawiał sobie do grania w barze. Wtedy mógł podbijać serce ładnych koleżanek. W tym przypadku nie chciałby przypadkiem żadnego z dziadków uśpić w obawie, że byłby to ostatni raz, gdy zamknęli oczy. I chociaż na swój sposób proces starzenia go przerażał i nie do końca wierzył, że kiedyś podobny los czekał i jego, to jednak wcale nie chciał mieć ich na swoim sumieniu. Które dotychczas pozostawało przecież całkowicie czyste — jakby co najmniej zbierał sobie skrupulatnie na dobrą karmę, na którą zasługiwał w pełni. Uważał nawet, nie bez powodu, że bardziej, niż ktokolwiek inny na tym świecie.
— Oczywiście. A jego Margo, bo wiesz… to nie dla ciebie tutaj przyjechałem jak coś, ale po to, żeby mi raz jeszcze przypomniała, że wyglądam jak jej największa życiowa miłość. Gdybym spotkał ją gdzieś na mieście, to pewnie dałaby mi cukierki i wepchnęła w dłoń banknot na pączki — przyznał rozbawiony. Trochę tylko kłamał, bo jakby go ktoś inny poprosił o tak ekstremalnie szybkie zerwanie z kanapy po to, by zabawiać staruszków, to miałby poważne obiekcje. Związane zwyczajnie z niechęcią, lenistwem i potrzebą przejścia kolejnego levelu w grze. Wszystko to składało się na dośc racjonalny powód, dla którego pogardziłby podobną propozycją. A sama Gaia była też wystarczająco mocno przekonującym powodem, który sprawił, że bez ociągania tyłek z kanapy podniósł.
— Okej, ostatnio i tak nie śpiewam nic innego — zauważył, a ramiona mu lekko drgnęły, podkreślając, że nie miał z tym problemu. Nie chciałby jedynie dzielić się z żadnym dziadkiem mikrofonem, bo gdy ostatnim razem do tego doszło, to musieli zbierać sztuczną szczękę ze sceny. — Chcesz śpiewać ze mną? — zagadnął, uśmiechając się ładnie. Jej mógłby zrobić trochę miejsca, jeśli tylko wykaże taką chęć!
— Poradzę sobie — dał jej słowo, a później bardzo chętnie ruszył w stronę sali, gdzie siedzieli seniorzy, pochłonięci w tej chwili rozmowami lub flirtami (ostatnio nawet Freddie uczył jednego dziadka, jak teraz się panny podrywało — jakby co najmniej wiecznie samotny Freddie wiedział najlepiej). — Dzień dobry kochany, startujemy z Last christmas. Panie śpiewają zwrotki, a panowie chórki — wygłosił, przekrzykując ogólnie panujący hałas. I w zależności od tego, czy Gaia zadeklarowała chęć dołączenia lub nie, to albo poczekał na nią grzecznie albo i nie, zanim zaczął brzdąkać na gitarze.
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Gaia nie mówiła o tym nikomu, bo nie była typem człowieka, który lubił patrzeć jak świat płonie. Owszem, była fanką Igrzysk Śmierci, ale chyba nie chciałaby zorganizować takich wśród swoich przyjaciół. Wiedziała, że zostałaby jej wtedy jedna osoba, a co jakby to była jakaś słaba osobą, z którą ostatecznie by się nie dogadywała? Musiałaby odjebać Prezydenta Snowa i zabić taką osobę. A raczej nie była zdolna do zabicia kogoś.
- Wow, Frederick… naprawdę? – Chwyciła się za zranione serce. – Mogłeś mnie po prostu okłamać, a później robić maślane oczy do innej kobiety. – Tak by się zachował typowy mężczyzna. Prawiłby komplementy każdej i z każdą próbowałby wyjść z imprezy. Napisałabym, że jak Parker, ale on nie wychodził z każdą wbrew pozorom. – Specjalnie jej nie mówiłam, że to ty dzisiaj przychodzisz. Chciałam na własne oczy zobaczyć jak zalewa się łzami. Mam tylko nadzieję, że ma jeden z lepszych dni i nie przyprawię jej o jakiś atak serca. – Teraz to się zmartwiła. Kochała pracować z tymi staruszkami, ale czasami naprawdę zapominała o tym, że są starzy i że naprawdę są bliscy śmierci. Nie wybaczyłaby sobie jakby w okolicach świąt doprowadziła Margo do grobu. Plusem byłoby to, że zmarłaby widząc swoją dawną miłość na żywo. Minusem to, że Gaia musiałaby pewnie próbować przywrócić staruszkę do życia. Ot, dla zasady. – Chcesz swoją drogą cukierka? – I wyjęła z kieszonki i mu nawet podsunęła na otwartej dłoni w razie gdyby się zdecydował. Ona tam wzięła. Zaczynała się stresować jego występem. Aczkolwiek bardziej tym, że Margo może nie przeżyć jego obecności.
- Staraj się tylko nie przeklinać! – Wątpiła, żeby wybrał jakiś wulgarny repertuar, bo jednak znał publikę, ale musiała to powiedzieć, żeby mogła mieć czyste sumienie. – W sumie… nie wiem czy powinnam. – Na chwilę się zastanowiła. Kiedyś chciała śpiewać zawodowo i chciała mieć zespół z Brunem, ale Bruno jak śpiewał to brzmiał jak raniony pterodaktyl i Gaia nie mogła kontynuować kariery. – Jasne! Dlaczego nie? – Nie miała najgorszego głosu, więc nie ośmieszy się ani przed dziadkami, ani przed personelem, a już na pewno nie przed Freddiem. Jemu nie chciałaby narobić przypału.
Skoro już się zdeklarowała to szybko pogryzła tego cukierka, na którego się wcześniej połasiła. Nie chciała się zakrztusić. Zdecydowanie wolała poranione podniebienie. Wchodząc za Freddiem zachęciła staruszków do tego, żeby przywitali go brawami. Sama zaczęła klaskać, żeby ogarnęli o co jej chodziło. Kilku rzeczywiście dołączyło do jej oklasków, ale niestety większość patrzyła się przed siebie i próbowała ogarnąć co się w ogóle dzieje.
Gaia stanęła przy Fredericku jak już się zgodziła na dołączenie do muzykowania, skinęła mu głową, żeby zaczynał i jak zaczął grać to Gaia w odpowiednim momencie dołączyła do śpiewu. W międzyczasie trochę tańczyła i zachęcała ludzi do dołączania w odpowiednich momentach. Najczęściej zaczepiała tych najbardziej ogarniających. Dosyć szybko nawet udało się zorganizować grupę, która może nie mogła się pochwalić najlepszymi wokalami, ale przynajmniej brali aktywny udział w śpiewaniu. Sama Gaia aż się poczuła jak za czasów kiedy oglądała Glee i chciała być gwiazdą chóru szkolnego.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Zaśmiał się krótko, zanim pokręcił głową, bo to przecież nie on tutaj robił maślane oczy! Nie mogła go oskarżać i rozliczać z rzeczy, którym wcale nie był winien, bo było to co najmniej nieuczciwe, przykre i bardzo łamiące serduszko.
— Przepraszam Gaia, ale to nie ja, naprawdę. To nie tak, jak myślisz — dodał z powagą — jakby naprawdę chwilę wcześniej złapała go na zdradzie, a on po przeszukaniu głowy pełnej wymówek, uciekł się do frazesu, który zawsze rzucają niewierni mężowie w filmach. Freddie miał jednak dość poważną minę, bo przecież to nie czas na uśmiechy, gdy roztrząsali takie tematy! — Nie możesz mnie oskarżać o to, że ktoś stracił dla mnie głowę. Tak wygląda życie właśnie — wyjaśnił. Mogła tego nie rozumieć, podobnie jak tak naprawdę nie rozumiał tego i sam Frederick, bo przecież nie żył wcale w takiej pięknej bajce, jaką starał jej się teraz sprzedać. Chociaż jej kolejne słowa sprawiły, że odrobinę spoważniał i nawet skrzywił się lekko. — Mam nadzieję, że kłamiesz i nic takiego nie może mieć miejsca w rzeczywistości, w przeciwnym razie zacznę odczuwać prawdziwą tremę — dodał. I chociaż powinien wziąć pod uwagę, że w żartach Gai kryło się ziarno prawdy już wcześniej, to pewnie odrobinę pozostawał w bańce nieświadomości. Pokiwał głową na jej propozycję i nawet wziął cukierka od Gai, bo nie wyglądała jak ktoś, kto by mógł mu narkotyki podawać, nie?
Freddie może i nie słynął ze zbytnego krytycyzmu, ale i tym razem skłamałby, mówiąc, że nie wyszło im to zajebiście. Nagle ten występ był jeszcze fajniejszy, niż zazwyczaj. Staruszkowie, motywowani przez Gaię, dawali całkiem rade i tylko trzy razy chciało mu się parsknąć gdzieś w międzyczasie, gdy znowu ktoś pomylił tekst. Pokazał mu jedynie kciuka w górę i kontynuował. A po kilku piosenkach uznał, że pora na przerwę, więc przeprosił zebranych i zeskoczył ze sceny, szukając czegoś do picia.
— Jestem pod wrażeniem Gaia. Nie sądziłem nigdy, że ktoś, stojący na scenie ze mną może mnie przyćmić, a tu proszę. Chyba właśnie straciłem w oczach nawet samej Margo, gdy przejęłaś scenę — wygłosił odrobinę jedynie dramatycznie, ale z miłym uśmiechem, bo przecież zasługiwała na pochwalę, skoro tak dobrze im poszło!

animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
- A właśnie, że mogę. – Odparła bardzo pewna siebie. Żeby nadać dramatyzmu i powagi całej sytuacji skrzyżowała nawet ręce na klatce piersiowej. Nie z nią takie numery. – Widać, że jeszcze nie poznałeś nawet ułamka tego jak potrafi działać kobieca logika. Możemy zrobić wszystko, jeżeli powmawiamy sobie odpowiednie rzeczy. – Popukała się po skroni, żeby mu pokazać, że tutaj nie trzeba mieć mięśni czy wzrostu. Wystarczyło trochę ruszyć głową. No i pewnie trzeba też było mieć nierówno pod sufitem, ale na szczęście Gaia sobie teraz żartowała, więc można na spokojnie założyć, że akurat u niej wszystko było w porządku. A przynajmniej tak była gotowa sobie wmawiać. W sumie nawet nie musiała. Była pewna, że wszystko jest w porządku. Była normalna. – Mogłeś się zachowywać tak, żeby nikt nie tracił dla ciebie głowy. – Rzuciła mu taką skromną podpowiedzią. Ale znowu, wszystko w ramach żartu! – Oczywiście, że nic takiego się nie wydarzy! – Zaśmiała się kłamiąc mu w żywe oczy. Ze starymi ludźmi to było tak, że naprawdę nie wiesz kiedy, któreś z nich zdecyduje się na kopnięcie w kalendarz. Mieli naprawdę delikatne serduszka. A jeżeli to konkretne serce biło właśnie dla Hemmingsa, to była szansa, że przez niego przestanie też bić. Gaia jednak nie powinna o tym mówić, bo to jednak raczej nie było miłe. No i rzeczywiście mogło zestresować Fredericka.
Zimmerman najbardziej stresowała się tym, że pensjonariusze nie będą ogarniać. Albo, że będą zbyt zmęczeni, żeby ogarniać. Najczarniejszym scenariuszem byłoby to jakby zaczęli otwarcie krzyczeć, żeby ta dwójka się zamknęła i żeby włączyli telewizję, bo zaraz wiadomości, a trzeba przecież sprawdzić co się dzieje na scenie politycznej Australii. Ludzie jednak byli zadowoleni, chętnie brali udział w śpiewaniu i pomimo kilku wpadek, wszyscy dobrze się bawili. Sama Gaia bawiła się świetnie. U Zimmermanów na święta też się śpiewało, ale zazwyczaj to śpiewała ona podczas kiedy matka grała na fortepianie. Niestety męska część Zimmermanów nie miała talentu do muzyki. Ten występ był jednak czymś innym. Była zrelaksowana, nie musiała się spinać i stresować tym, że którekolwiek z rodziców podzieli się później wskazówkami z serii „Jak mogłabyś śpiewać lepiej”. Tym bardziej, że Gaia naprawdę nie planowała robić kariery muzycznej. Kiedyś chciała, teraz nie miała czasu.
Freddie zadecydował o przerwie w idealnym momencie, druga animatorka przekazała Gai informację, że przyjechał już Mikołaj i jego pomocnik i byli gotowi zacząć rozdawanie prezentów staruszkom. Pewnie każdy dostanie zapas rutinoscorbinu i miętowe landrynki. Gaia przekazała obowiązki swojej koleżance, a sama dołączyła do Hemmingsa, bo też musiała się napić.
- Przestań. Na pewno cię nie przyćmiłam. – Machnęła ręką. – Ale trzeba przyznać, że byliśmy udanym duetem, co nie? – Może gdyby nie dobrze dobrani oni to nawet staruszkowie nie bawiliby się tak dobrze. – Ty to pewnie nie. Która odmówiłaby sobie chłopca z gitarą? Jestem pewna, że ja za to będę miała u niej przesrane. – Pewnie Margo już nie będzie chciała brać udziału w grach i zabawach i jeszcze będzie robić Gai na złość. – Chcesz coś ciepłego do picia? – W dyżurce mieli lepszy ekspres do kawy niż to co serwowano pensjonariuszom. Na razie jednak zaprowadziła go do stołów, gdzie były porozstawiane napoje i ciasta i w ogóle przekąski, bo jak to miała być wigilia dla babć i dziadków to pewnie jakaś na wypasie.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Zaśmiał się całkiem szerze, bo akurat może faktycznie — Freddie nie był specjalistą od kobiecej logiki. Chociaż stale się dokształcał i uczył, żeby uniknąć więcej takich sytuacji, jak wtedy, gdy jedna piękna blondynka złamała mu serce, bo najwidoczniej nie rozczytywał jej z taką łatwością, jak prawdopodobnie powinien.
— Mogłem, ale czy chciałem? No nie — podsumował dramatycznie, kończąc tym samym dyskusję gdy z ręki wybijał jej wszystkie argumenty. Prawda była taka, że Fredie miał we krwi zachwycanie ludzi i rozwinął tę umiejętność na tyle potężnie, że nie do końca można było z tym jakkolwiek walczyć. — Wspaniale — przyznał, przyjmując to ze szczerą ulgą. Może i chciał zachwycać znajomych niepowtarzalnymi historiami, ale nie sądził, by opowieść o tym, że swoją podstarzałą publiczność doprowadził do zawału, cieszyła się jakimś wielkim uznaniem. Nie mówiąc już o tym, że chyba on nie czułby się najlepiej i wątpliwe, by traktował to jako wartą powtarzania anegdotkę. Postanowił więc uwierzyć jej na słowo, wypierając z głowy wizję, w której jego starsze fanki padają na ziemię i już nigdy się nie podnoszą.
Przerwa była zdecydowanie mile widziana — bo chociaż oni sami mieli sobie prawie minusowy procent energii i entuzjazmu, to jednak Freddie wcale się nie oszczędzał. Zdążył zmęczyć się wystarczająco, by chcieć napić się wody, chociażby odszukując może — na tej imprezie — jakieś ciasteczko, które mógł przekąsić w międzyczasie. O ile takie rzeczy były w ogóle dostępne w miejscu, gdzie większość z nich prawdopodobnie posiadała spore problemy ze zdrowiem i cukier nie sprzyjał rekonwalescencji.
— To prawda. Powinnaś wpaść kiedyś do Moonlight, żeby ze mną wystąpić — przyznał szczerze. Duet byłby odmianą skoro zawsze to sam Freddie brzdąkał, śpiewając smętne ballady. I pokiwał głową, przyjmując jej propozycję, udając się w stronę pokoju socjalnego, bo faktycznie napiłby się kawy — nawet jeśli pogoda ogólnie nie zachęcała do popijania gorących napoi. — I mówię poważnie. Skoczymy potem na drinka na przykład — podsunął tak mimochodem. Jakiś czas temu zastanawiał się już nad zaproszeniem jej gdzieś, ale ostatecznie zwykle brakowało ku temu czasu i okazji, bo zawsze pojawiał się jakiś staruszek przeszkadzający w rozmowie. Czego chwilowo na pewno nie doświadczą, skoro pojawił się Mikołaj i prezenty. Mogliby teraz otworzyć butelkę szampana i się nim polewać, a oni pewnie nawet by się nie zorientowali, pochłonięci w pełni tym, co takiego dostaną od równie starego typa co oni, ubranego tylko w czerwone spodnie.

animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
Nie ma co się za bardzo stresować tym brakiem zrozumienia dla kobiecej logiki. Z kobiecą logiką było tak, że nawet kobiety do końca tego nie rozumiały. Nikt nawet nie potrafił naukowo tego wyjaśnić. Po prostu trzeba było żyć chwilą i być osobą w danej sytuacji, gdzie dochodzi do użycia kobiecej logiki. Tylko wtedy człowiek miał zalążek szansy na zrozumienie tego co się w ogóle działo.
- No tak. – Pacnęła się lekko w czoło. – Zapomniałam, że wszyscy kochają ten moment jak inni tracą głowy. – Machnęła tylko ręką, ale gdzieś tam pod nosem się uśmiechała. Wcale im się nie dziwiła. Sama dobre wiedziała, że dla takiego Fredericka łatwo było stracić głowę. Pewnie nawet i ona byłaby gotowa na to, żeby ją stracić. Chociaż na takie rzeczy człowiek nigdy nie jest gotowy. One się po prostu dzieją i dowiadujesz się o tym jak jest już za późno.
Plusem takiej śmierci osoby starszej byłoby to, że prawdopodobnie nikt by tego zawału nie zauważył. Nikt nie osunąłby się dramatycznie na ziemię, nie byłoby widowiska. Taka osoba odleciałaby po cichu w ferworze dobrej zabawy, a na koniec wszyscy by po prostu uznali, że panienka tak się zmęczyła dobrą zabawą, że w sumie to postanowiła z tego wszystkiego umrzeć. I nikt nie znałby dokładnej godziny śmierci i trzeba byłoby kombinować. Także dałoby się przed Hemmingsem ukryć fakt, że ktoś zmarł na jego koncercie. Nie zostałby brutalnie zcancellowany.
- No nie wiem, Freddie. Co na to twoje fanki? Nie zostanę obrzucona… pomidorami? – Zmarszczyła brwi, bo szczerze wątpiła w to, żeby ktoś do Moonlight baru przyszedł z pomidorami, które miał zmarnować na rzucanie w nią. Z drugiej strony, raz widziała jak ktoś do baru przyszedł z koalą na ramieniu. Po ludziach można było się spodziewać wszystkiego.
Spojrzała na niego unosząc brwi. – Zapraszasz mnie na randkę czy na drinka? – Zapytała z delikatnym uśmiechem. – Oczywiście pytam, bo już muszę zacząć planować strój, a wiadomo, że nie wszystkie stroje na drinka są też odpowiednie na randkę. – Szybciutko mu wyjaśniła, ale oczywiście było to w ramach żartu. A przynajmniej wyjaśnienie. Naprawdę chciałaby wiedzieć. Zaprowadziła go do tej dyżurki, otworzyła drzwi i na szczęście nikogo tutaj nie było, bo wszyscy okupowali występ i trzymali defibrylatory w rękach w razie akcji zatrzymania serca. – A tak całkiem serio to chętnie bym z tobą wystąpiła. – Wyciągnęła przy okazji dwa kubki i jeszcze w międzyczasie podpytała na jaką kawę ma ochotę i taką mu też zaczęła robić. Oczywiście nie własnymi rękoma. Nacisnęła odpowiednie przyciski. – I chętnie pójdę na drinka. – Dodała i gestem ręki wskazała kanapę, żeby sobie usiadł i odpoczął. Zaraz do niego nawet dołączyła z dwoma kubkami z czego jeden postawiła przed nim.
- Powinnam rozważać karierę? – Zażartowała prostując nogi. – Oczywiście u twojego boku. – Na bank nie zrobiłaby kariery jako solistka. Nigdy w życiu.
opiekun kangurów — LORNE BAY WILDLIFE SANCTUARY
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
since I met you, all the gloomy days just seem to shine a little more brightly
Freddie chyba nadal wierzył, że jeśli na tym świecie miał istnieć ktoś, kto sobie z tym poradzi — to właśnie on. Trochę dużo wiary w siebie miał i to całkiem naiwnej, ale co poradzić. Rodzice wychowali go tak, by sięgał wysoko, nadziei i ambicji mu też miało nie brakować i takie są tego właśnie skutki. Idealne w każdym calu i bardzo szeroko uśmiechnięte, gdy przedstawiało swoje zalety.
— Oczywiście. Czego tu nie kochać? — zapytał dość poważnie, uważając, że miał całkowitą rację. Bardzo chciałby, żeby tyle kobiet, ile mu się wydawało, faktycznie straciło dla niego głowę. W końcu nie byłby to w żadnym razie powód do narzekań — pod warunkiem że nie musiałby im ostatecznie szczerze i brutalnie łamać serca. Wówczas dotarłoby do niego, że ta sława faktycznie posiadała nie tylko blaski, ale też i cienie i brukowce wcale nie kłamią!
— Oczywiście wprowadzę cię odpowiednio, wyjaśnię, że zaistniała tu najszczersze, muzyczna więź — wyjaśnił, by wiedziała, że nie była to rzecz, którą faktycznie powinna się przejmować. Brzmiał co najmniej tak, jakby odpowiedni plan ułożył sobie w głowie co najmniej miesiąc temu i zdążył go nawet dopracować w najmniejszym calu — i jakby wcale nie robił tego na poczekaniu. Nie sądził też, by ktoś miał pomidora pod ręką to raz, a dwa — przekonał się już boleśnie, że nikt w rzeczywistości nie był tak skory do rzucania rzeczy na scenę, jak to starają się wmówić ludziom. On, tak na przykład, stale czekał na swój pierwszy złapany od griupies stanik i nadal tego nie doświadczył. — Na randkę — wyjaśnił dość bezpośrednio, uznając, że nie było tutaj miejsca na gierki i niedomówienia. Trochę w napięciu na jej reakcję czekał, starając się tego nie ukazywać jednak, ale przecież kosza nigdy nie było miłe.
— Świetnie. Co powiesz na przyszłą sobotę? — zaproponował, odgrzebując w głowie termin, który nie dość, że będzie już mniej świąteczny, to jeszcze był zaklepany pod jego występy w barze. Chyba że wolała świąteczne piosenki, wtedy odnajdzie taki szybszy, by mogła zapętlić kilka razy Last christmas, odkrywając, czym była prawdziwa magia świąt.
— Zawsze myślałem, że zostanę solową gwiazdą, ale kto wie? Może właśnie dlatego mi się nie udaje i po prostu potrzebuję kobiecego duetu? Sprawdzimy, widzowie ocenią — zadecydował bardzo podniośle, jakby co najmniej zamierzał wtedy, w tym Moonlight przeprowadzić głosowanie publiczności bardzo poważne.

ODPOWIEDZ