chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie przejmuj się. Jestem szczęśliwa. Te słowa, to czym naprawdę były, zabolały go okrutnie. Były nie jak cios, a jak cios głazem wymierzony prosto w jego pysk. Kiedy je usłyszał poczuł się, jakby stał za szybą i obserwował przez nią własne rozpadające się małżeństwo. Ba, małżeństwo i życie, bo nie kłamał, nie ściemniał i nie przesadzał, kiedy mówił, że nie potrafi bez niej żyć. Był ślepy, głupi i ślepy, bo przegapił moment, w którym to jacy byli w ich związku zjechało na niewłaściwą drogę. Nie zatrzymał tej galopady w porę, a teraz naprawdę mogło być już za późno. Odetchnął głębiej, ale nie odrywał oczu od żony. Oboje przeżywali tę rozmowę tak samo bardzo, tak samo mocno, tak samo w sobie. - Nie robię z ciebie potwora, nie... Nie chciałem tego, więc jeśli tak to odebrałaś, a odebrałaś to przepraszam. - odezwał się po chwili i wyciągnął łapsko do wolnej od kieliszka z drinkiem, dłoni kobiety. Ścisnął ją mocno, stanowczo w palcach. - Spójrz na mnie. - na swojego męża idiotę, prosto w oczy. - Jestem ślepy, głuchy i głupi. A przy okazji jestem niezłym dupkiem i sukinkotem. Ale kocham cię. Kocham cię i zrobię wszystko, żeby to zatrzymać. To, cokolwiek się teraz między nami dzieję. - skoczyłby w ogień, gdyby to miało pomóc. - Masz rację, zjebałem temat po całości. Jedyne co mogę powiedzieć to przepraszam. I może tylko tyle, że... Nie. Nie, więcej nie. Przepraszam. Bez usprawiedliwiania, po prostu przepraszam. - nie tylko za to, że tego nie załatwił wcześniej, ale przede wszystkim za to, że nie widział, nie dostrzegał jak ogromne szkody Capshaw nieświadomie czyniła w jego małżeństwie. Jak bardzo Elise źle czuła się ze świadomością bycia tej kobiety w rzeczywistości Trevisano. Tak, za to ją przepraszał. Był ślepy, głuchy i głupi. Dokładnie, tak jak powiedział. - Załatwię to dzisiaj. Teraz. Załatwię to teraz. - cofnął rękę od dłoni żony i sięgnął do kieszeni swoich spodni. Po telefon, na którym szybko wystukał wiadomość do szefowej z zapytaniem czy ta wciąż jest w szpitalu. - Dopij drinka i zamów ubera. - domamrotał wpatrując się w telefon w oczekiwaniu na odpowiedź od Capshaw. - Spotkamy się w hotelu, tak? - odpowiedź przyszła, była twierdząca. Jasnowłosa pani doktor pilnowała ich oddziału. - Kolejne “jestem szczęśliwa” w takim wykonaniu złamie mi serce, Elise. Więc powiedz co jeszcze mam zrobić, żebyś uwierzyła, że... - podniósł wzrok na żonę. Był ożywiony, gotowy do spalenia świata. - Jesteś dla mnie wszystkim i zrobię dla ciebie wszystko.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Spojrzała, oczywiście, że tak. Nie unikała jego spojrzenia, nie unikała kontaktu. Nie chciała, żeby ta rozmowa jakkolwiek im zaszkodziła. Nie chodziło o to, żeby ktokolwiek się jakkolwiek teraz biczował. Oboje chcieli szczerości, więc tą szczerość dostali, nawet jeśli była dość… gorzka do przełknięcia. Nie kłamała jednak mówiąc, że jest szczęśliwa. Była. Nie żyli w bańce, nie było zawsze dobrze, mieli swoje problemy, ostatnio może nawet było ich trochę więcej niż mniej, ale w takim bardzo ogólnym rozrachunku była szczęśliwa. I kochała go jak wariatka i chciałaby, żeby też był szczęśliwy. Cyknęła więc wymownie, gdy stwierdził, że załatwi to dzisiaj – Daj spokój… – nie chciała, żeby teraz wracał do szpitala. Zresztą… jak to sobie wyobrażał? – Wrócisz na oddział i powiesz, że przyszedłeś jej powiedzieć, że żona zabroniła ci z nią rozmawiać? – chyba zdawał sobie sprawę z tego, że brzmiało to raczej mało poważnie i dość idiotycznie. Nie wspominając o tym, że dalej jednak robiło z niej potwora, który czegokolwiek mu zabrania, gdy tak nie było. Niczego mu nie zabraniała. Bardzo chciała, żeby sam to czuł, sam tego chciał, a nie… bo szambo wybiło. Wybiło, niewątpliwie – Nic nie rób. Nie chcę, żebyś stawał na głowie, żeby mnie uszczęśliwić. Po prostu… bądź. – z nią, dla niej. Chciała swojego przyjaciela, chciała swojego męża. Chciała człowieka, z którym kupiła dom, z którym dzisiaj wybierała do niego pościel, bo to dzisiaj miało być ważne. Żałowała, że nie mogli już dzisiaj pojechać do domu, że nie mogli już tam zostać… miała jednak nadzieję, że powrót tam będzie dla nich lekiem na całe zło i nie mogła się doczekać następnego dnia – Czy ty jesteś szczęśliwy? – czy był w stanie odpowiedzieć na to pytanie bez zająknięcia tak, żeby potrafiła mu od razu uwierzyć? Czy naprawdę to czuł?

Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Ściągnął mocniej brwi, bo oczywiście, że by czegoś takiego nie powiedział. To nie byłoby “hej, Capshaw, masz 5 minut? To słuchaj, moja żona cię nie znosi więc musisz zniknąć z mojego życia”. Nie. To miała być rozmowa. Poważna, pewnie trochę bolesna dla obu stron, rozmowa. Logan wierzył i wiedział, że kobieta, która była echem jego przeszłości zrozumie czego od niej chciał i potrzebował. Byłby nie w porządku wobec niej i siebie, gdyby zakładał cokolwiek mniej. Zawsze doceniał jej poukładanie w głowie, przynajmniej w takich sprawach. Ale nie, zdecydowanie nie zamierzał wpadać na oddział i zrywać znajomości z nią w biegu. Elise musiała to wiedzieć. Logan wierzył, że wiedziała. - Jestem. Wtedy, kiedy nie patrzę, jak nasze małżeństwo stacza się po równi pochyłej, jestem cholernie szczęśliwy. - miała inaczej? Teraz, w tej konkretnej chwili - była szczęśliwa? - Wtedy, kiedy jesteśmy sami, kiedy nie myślimy i nie mówimy o całej reszcie świata, kiedy widzę, że czujesz się ze mną bezpiecznie, dobrze... Kiedy się uśmiechasz, kiedy pijemy dużo wina, potem oglądamy idiotyczne horrory, a na koniec wkurzam się na ciebie za okruchy po ciastkach w łóżku... Jestem szczęśliwy. Teraz? Jestem przerażony. - odpowiedział najszczerzej, jak potrafił. Tak jak czuł, jak grało mu w sercu. Jego telefon zawibrował jeszcze raz, ale już na niego nie spojrzał. Odłożył go z powrotem do kieszeni spodni i nie odrywał oczu od siedzącej po przeciwnej stronie stolika, żony. - Jestem... Sparaliżowany tym strachem. - ścisk trzewi, serducha i całej reszty był nieznośnie bolesny. Nie do wytrzymania, uporczywy, przeszkadzający. Nikt normalny nie chciałby go czuć. - Chcę wrócić z tobą do tego pieprzonego hotelu, chcę położyć się z tobą do łóżka, chcę cię przytulić najmocniej jak tylko potrafię i chcę, żebyś czuła się ze mną, tak jak czujesz się wtedy, kiedy jest dobrze. - po prostu dobrze. Potrafili to dzisiaj zrobić? - Możemy spróbować? Nie musimy już o niczym rozmawiać, w ogóle się do siebie odzywać, po prostu... Czy możemy spróbować zakończyć ten dzień, tak jak kiedyś kończyliśmy każdy? Z tym niesamowitym uczuciem w środku, że jesteśmy razem i to po prostu musi się udać. Choćby nie wiem co. - pytał, wciąż uważnie i uparcie wpatrując się w kobiece tęczówki. - Proszę. - ostatnie słowo, jego kropka nad twardym “i”.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ich małżeństwo staczało się po równi pochyłej… poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku, gdy dotarły do niej te słowa. Nie chciała o tym tak myśleć. Ciągle naiwnie wierzyła, że ich problemy są tymczasowe i wszystko będzie dobrze. Tylko, że jeden problem ciągnął za sobą drugi i następny, później kolejny i tak dalej. Problem za problemem. Więc może wcale nie były takie tymczasowe? Może teraz górę brało wszystko, czego nie zdążyli przepracować przed ślubem? Może byli chodzącym przykładem dlaczego nie powinno się tak szybko brać ślubu. Ale nawet jeśli… nawet jeśli nie wszystko układało się tak jak powinno Elise naprawdę wierzyła, że im się uda. Że przetrwają to wszystko. Wierzchem dłoni pospiesznie otarła policzek, na którym pojawiła się jakaś zagubiona łza. Nie chciała się teraz rozklejać. Nie chciała płakać. Było to chyba jednak silniejsze od niej i po prostu emocje brały górę. Emocje, które w niej były nawet jeśli starała się ich nie okazywać, bo byli w miejscu publicznym. I nikt więcej nie musiał wiedzieć o ich problemach.
Skinęła. Spokojnie, ale bez zawahania. Oczywiście, że mogli wrócić po prostu do hotelu i nie przejmować się resztą świata. Gdzieś tam z tyłu jej głowy pojawiła się myśl, że to może właśnie im nie wychodziło… unikanie konfrontacji z resztą świata, że to właśnie była ich pięta achillesowa – To się uda. – naprawdę w to wierzyła, nigdy nie przestała – Chodźmy. – już nawet nie miała ochoty, żeby kończyć swojego drinka. Chciała wyjść. Więc kiedy tylko uregulowali rachunek za kolację, poczekała na Logana i sięgnęła po jego dłoń – Chyba, że coś chcesz jeszcze… dostałeś wiadomość. – której nie odczytał, ale która tam była i która mogła być czymś ważnym ze szpitala. Póki co jednak znaleźli się przy aucie i spojrzała na męża, czekając na ostateczną decyzję, czy jadą do hotelu, czy ona jedzie do hotelu a on do szpitala – I weź pod uwagę, że nie położymy się… – zaczęła, ale kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu – Musimy się spakować. – przypomniała i wcale nie żartowała. Niezależnie od tego, czy wróci do hotelu sama, czy z mężem – będzie ich pakować.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
To właśnie teraz potrzebował od niej usłyszeć. Że to się uda. To, co mieli i codziennie budowali, a potem uparcie niszczyli. Chciał też usłyszeć, że mogą stąd iść, wracać do hotelu, zamknąć się przed światem i jakkolwiek spróbować przepracować w sobie i ze sobą, ale bez większych rozmów, to co ostatnio się między nimi działo. A działo się... O szlag, działo się źle.
Bez słowa wstał od stolika, poszedł zapłacić za ich kolację, a potem, już za rękę z żoną, pomaszerował do ich załadowanego dzisiejszymi zakupami, auta. Wiadomość, którą dostał tych parę chwil wcześniej, uparcie ignorował. Nie chciał nawet patrzeć na telefon, dobrze wiedział, że to Capshaw dopytuje dlaczego on wcześniej pytał czy jest jeszcze w szpitalu. Nie, nie chciał o niej myśleć, nie chciał się nią teraz obciążać. Naprawdę potrzebował... Zaraz... Jak to się nie położymy? Spojrzał na Elise z wyraźnym, ale krótkim niezrozumieniem, bo jak tylko powiedziała mu co zamiast wylegiwania się razem w łóżku będą robić - wymownie sapnął. - No tak. Spakować. Zapomniałem i naiwnie miałem nadzieję, że ty też na chwilę zapomnisz. - uśmiechnął się pod nosem, a znalazłszy w kieszeni spodni kluczyki do auta, kliknął w pilot i odblokował drzwi. - Wsiadaj, pani odpowiedzialna. Im szybciej to zrobimy, tym szybciej... Będę miał cię dla siebie. - dokładnie, tak jak powiedział jej przed momentem w knajpie, przy jej niedopitym drinku i wilgotnym śladzie na policzku po krótkiej chwili słabości. Wsiedli do auta i w towarzystwie lekkiej muzyki z radia pojechali do hotelu, który jeszcze przez tę noc miał być dla nich domem. Razem. Razem też zabrali się za pakowanie swoich rzeczy w mniej lub bardziej zaplanowany i zorganizowany sposób. Logan zdecydowanie bardziej przeszkadzał w tej organizacji niż pomagał, ale hej! Robili to razem. Ostatecznie zastał ich środek nocy, sam Trevisano był padnięty i to nawet dosłownie, bo tak jak stał, w ciuchach i bez prysznica, opadł na ich duże hotelowe łóżko w poprzek - zajmując je niemal całe. - Miałem ci dzisiaj uprzyjemniać tę ostatnią noc... Sprawić, żeby była niezapomniana i tak dalej, ale... - podniósł tylko łeb i odnalazł wzrokiem kręcącą się jeszcze między torbami i walizkami Debenham. - Szlag, Elise, naprawdę dałaś mi dzisiaj w kość. Chyba pierwszy raz w życiu jestem zbyt zmęczony na seks. - fizycznie i emocjonalnie, ale tego już nie powiedział na głos, bo i po co. Oboje byli po tej samej stronie i czuli podobnie. - Mogę się dzisiaj nawet nie rozbierać? - mruknął jeszcze, zamykając oczy tylko na krótką chwilę.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Prawdę powiedziawszy… zdziwiła się. Zdziwiła się, że nie zareagował. Zignorował właściwie to, że dostał wiadomość. Dlaczego poczuła się z tym… dziwnie? Nieswojo? Przecież nie mieli przed sobą tajemnic, oboje znali hasła do swoich telefonów i nie chowali ekranów w momencie wiadomości przychodzącej. Dlaczego więc teraz ją zignorował? Ugryzła się jednak w język i nic nie powiedziała. Mało tego! W myślach się też za to skarciła, bo jeśli miała zacząć snuć teraz teorie spiskowe to szybko dostanie na głowę. Albo jeszcze mocniej zniszczy ich małżeństwo, a tego nie chciała. Chociaż znając życie… prędzej, czy później do tego wróci.
- Zapomnę… dlaczego odnoszę wrażenia jakbyś tego nie chciał. Jakby powrót do domu wcale cię nie cieszył. – nie chciał od razu zabrać się za ogarnianie ich domowej przestrzeni, żeby móc się tam przeprowadzić. Nieszczególnie cieszył go proces tych ostatnich domowych zakupów. No i nie dałoby się przeprowadzić bez pakowania. Jak mogłaby o tym zapomnieć? Nie mogła się doczekać aż wreszcie oddadzą klucz do tego pokoju i będą mogli wrócić do domu. I może wszystkie ich problemy wtedy znikną?
Cieszyła się jednak, że ostatecznie nie kręcił nosem. Spakowanie tej rzeczywistości trwała… długo. W końcu to nie był tygodniowy urlop, a poważna przeprowadzka i tych rzeczy mieli tu zdecydowanie za dużo. Sama nie wiedziała ile to już trwało, ale miała wrażenie, że końca nie widać. Była jednak zmotywowana i nie zamierzała się poddawać póki ostatnie rzeczy nie skończą w torbach. Spojrzała na męża, który się poddał i uśmiechnęła się pod nosem.
- Obiecuję, że to przeżyję. – że nie będzie stroić fochów, że nici akurat z tych planów. Tym bardziej, że te plany powstały przed tym jak atmosfera między nimi się wyraźnie… ochłodziła. I chociaż doszło do zawieszeni broni i nikt się już na siebie nie dąsał to jednak… no coś wisiało w powietrzu – To nie jest nasz śliczna nowa pościel, więc oczywiście – uśmiechnęła się pod nosem, zapięła torbę i sama się poddała, opadając na łóżko obok Logana. Też w ciuchach – Nie daje mi to spokoju… – czyli jednak. Po chwili wpatrywania się w sufit przeniosła wzrok na męża – Zignorowałeś wiadomość, gdy ci o niej powiedziałam… co w niej było? – odczytał ją w międzyczasie? Gdy jej nie było obok? Popadała w paranoję?


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
To było strasznie słabe, co mu powiedziała. Tak jakby wcale nie chciał wracać do domu. No nie. Wcale. To nie tak, że jak tylko usłyszał o tym, że mogą to zrobić to wcale nie pobiegł od razu jej o tym powiedzieć. Nie. Nie cieszył się i nie chciał, bo nie lubił sprzątać, pakować się i robić zakupów. I to po dniu spędzonym w pracy. Bear nawet tego nie skomentował, bo jedyne co by w tej chwili powiedział żonie w komentarzu do jej słów to byłoby coś w rodzaju “to jedna z najsłabszych rzeczy, jakie kiedykolwiek mi powiedziałaś”. Zachował to więc dla siebie. Ich małżeństwo i tak już miało pod górkę, ale Trevisano w chwilach, takich jak ta konkretna na poważnie zaczynał się zastanawiać czy to aby na pewno tylko on był problemem i powodem wszystkich złych emocji między nimi. Póki co to także zachował tylko dla siebie. Tak jak i wiadomość, którą a i owszem zignorował, bo nie była niczym ważnym. Nie przypuszczał, kompletnie nie, że Elise jakkolwiek do tego nawiąże. W pierwszej chwili, kiedy o tym wspomniała nawet nie bardzo rozumiał o co jej chodziło. Ściągnął brwi i spojrzał na żonę z wyraźnym powątpiewaniem. Była tam też czujność i trochę niezadowolenia. - Nie wiem co w niej było, bo jej nie odczytałem. - odpowiedział zgodnie z prawdą i zgodnie też z tym, co sama Debenham mu zarzucała. Zignorował wiadomość, no to skoro ją zignorował to jakim cudem miał wiedzieć co w niej było...? - Mogę się tylko domyślać, że to Capshaw dopytywała dlaczego ja pytałem wcześniej o to gdzie mogę ją dzisiaj złapać. Proszę, telefon leży tam, jeśli masz wątpliwości albo obawy - śmiało. - wskazał na stolik nocny przy swojej stronie łóżka, a to co powiedział - powiedział bez grama pretensji, choć sam przed sobą musiał przyznać, że poczuł się w tej sytuacji co najmniej dziwnie. - Powiedziałaś mi wcześniej... Po prostu bądź. - zaczął, naprawdę nie uważając, żeby ignorując tego pieprzonego smsa zrobił cokolwiek złego. - A ty jesteś? Czy cały czas, cały ten wieczór myślałaś o tej głupiej wiadomości? - gubił się w tym czego jego żona tak naprawdę od niego chciała i potrzebowała.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nigdy nie twierdziła, że tylko on jest problemem i powodem wszystkich złych emocji między nimi. Wręcz przeciwnie. Uparcie powtarzała, że zdaje sobie sprawę, że jest trudna… może zbyt trudna. Nie była idealna, nikt nie był. Teraz było w niej jeszcze coś innego. Coś, czego sama nie rozumiała. Nie wiedziała skąd się to wzięło i dlaczego nie chciało opuścić jej głowy. Była niepewna. Czuła się niepewnie. Wszystkie wydarzenia ostatnich miesięcy się na siebie nałożyły i Elise Trevisano czuła niepewność, której nigdy nie doświadczyła. I to nie tak, że on coś zrobił, że czegoś jej nie dał… to była jej głowa. Jej głupia paranoja. Brak pewności siebie. Powtarzające się niepowodzenia.
- Nie mam obaw, nie będę czytać twoich wiadomości. – nawet nie spojrzała w kierunku telefonu, wbijając spojrzenie w Logana. Oh, oczywiście, że miała obawy. Ale było to tak niedorzeczne, że próbowała je sobie wybić z głowy. Znała Trevisano wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że wiadomości od jego szefowej były niegroźne. Nie, wróć. Jego wiadomości do szefowej mogły być niegroźne… jej… jej nie ufała. Teraz szczególnie mocno. Czuła irracjonalną irytację, że ta kobieta chciała jej zabrać wszystko, co było dla niej ważne i czego pragnęła. Tak, czuła zazdrość… i to z wielu powodów.
- Głupiej wiadomości… i wszystkim, co mi dzisiaj powiedziałeś, co my sobie powiedzieliśmy – nie zamierzała kłamać, że jest inaczej, że to wszystko wcale nie zrobiło na niej wrażenia, że tak po prostu zostawiła to za sobą. Nawet jeśli ta rozsądna część jej osobowości mówiła, że powinna to zostawić. Schowała twarz w dłoniach i wzięła kilka głębszych oddechów. I odwróciła się w stronę Logana, przysunęła się bliżej, przylgnęła do niego ciasno i się przytuliła. Trochę tak, żeby nie widział jej twarzy, nie miał ku temu najmniejszej okazji. Szczególnie, gdy jej oczy zupełnie niezależnie od niej się zaszkliły – O tym, że chciała, żebyś poszedł z nią na usg… gdy ja nie mogę zajść w ciążę. – to siedziało jej na wątrobie bardzo silnie, silniej niż by tego chciała. Czuła się wręcz głupio, gdy powiedziała to na głos, ale musiała. Chyba jakaś cząstka Elise chciała, żeby Logan na pewno wiedział dlatego obecność Capshaw w jego życiu wyjątkowo ją drażniła i może w tym sposób też sama przed sobą przyznawała się skąd ta niepewność.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Bardzo dobrze, że ani nie ściemniała, ani nie zatrzymywała swoich uczuć dla siebie. Uczuć i myśli, bo to na nich chwilowo byli skoncentrowani. Na tym o czym Elise myślała przez cały długi i bardzo intensywny wieczór z mężem. On rozumiał. Jasne, było mu z tym tak samo źle i nieprzyjemnie, jak jej, ale wciąż rozumiał.
Przyglądał się uważnie żonie nawet wtedy, kiedy ona ewidentnie chciała ukryć przed nim to, co pokazywała jej śliczna buzia i niesamowicie przyciągające spojrzenie. Bear mógł ich nie widzieć, ale w sobie, w środku, w głębi ducha wiedział, że te intensywnie czekoladowe ślepia szkliły się teraz od łez rozżalenia i niepewności. Milczał, przyciągając żonę do siebie jeszcze mocniej i jeszcze ciaśniej, dosłownie zamykając ją w więzieniu swoich dużych wytatuowanych łap, tak żeby ani nie mogła, ani nawet nie chciała od niego uciec. To co powiedziała, to, co być może stanowiło największy i najostrzejszy cierń w jej serduchu – jego też zabolało. Tak, zabolało, ale nie w ten bardzo prosty, przyziemny i po linii prostej sposób. Zabolało go to, że Elise w ogóle ma takie myśli i uczucia w sobie. Że jego przeszłość, jego niezamierzona teraźniejszość tak bardzo na nią oddziałują. Tak bardzo ją krzywdzą. Patrzył na nią uważnie, czujnie, ale przede wszystkim z tak ogromną troską i tak ogromnym, silnym ładunkiem ukochania, przywiązania, lojalności i oddania, które dla niej miał i do niej czuł... Tego nie dało się pomylić z czymkolwiek innym. Jakimkolwiek innym ładunkiem emocji. Z żadną pretensją, szokiem, niezadowoleniem. Nie. Jak czuł, tak też patrzył. - Nie wolno ci myśleć w ten sposób. - odezwał się po kolejnej chwili, cicho, ale z wyraźnym w głosie przejęciem. Stanowczo, ale czule. Pochylił pysk mocniej do żony, tak żeby czuła na sobie jego oddech, ciepło jego skóry, jego bliskość, tak cholernie teraz intensywną bliskość. - Zabraniam ci. Nie możesz. Po prostu nie możesz. Wiesz dlaczego? Bo nie ma żadnego “nie mogę zajść w ciążę”. Możesz i zajdziesz. Możemy i zajdziemy. Jak przyjdzie właściwy moment, jak los będzie tego chciał. A jeśli nie będzie chciał... - wciąż ciasno, mocno trzymał ją przy sobie, przytulał ją do siebie. - To pieprzyć to. Będziemy sami i będziemy szczęśliwi. Nie interesuje mnie żadne po prostu dziecko. Żadna po prostu ciąża. Ani Capshaw, ani niczyja inna. Interesuje mnie tylko nasza ciąża i nasze dziecko. Interesujesz mnie ty. Ty, jako moja żona i naprawdę zrobię wszystko, żebyś w to uwierzyła. - że kochał ją do niemożliwości i niesamowitości i w tej miłości nie było miejsca na żadne kompromisy. Była jego. Była jego i tyle, nie umiał, nie chciał, nie mógłby z niej zrezygnować. Nigdy. To by go emocjonalnie zabiło. - Pieprzyć Capshaw. Jedyną kobietą, której potrzebuję w moim życiu jesteś ty. Musisz to wiedzieć, Elise. Musisz. - mamrotał dalej, czując jak jemu samemu emocje grają już wyraźnie wysokie dźwięki. - Zmienię specjalizację, odejdę ze szpitala, przestanę być lekarzem, zrobię wszystko, Elise, wszystko. Wszystko, żebyś poczuła się bezpieczna i spokojna. - bez tego nie mogli iść dalej. A przecież tak bardzo tego dalej dla siebie, oboje zgodnie, chcieli. - Gdybyśmy właśnie nie wpakowali mnóstwa naszych oszczędności w odratowanie naszego domu, zaproponowałbym, żebyśmy po prostu stąd wyjechali, na zawsze, ale... - uśmiechnął się pod nosem. - Chwilowo chyba jednak musimy szukać innych kompromisów. - i metod na pozbycie się Capshaw z ich życia. - Nie potrzebuję jej. Nie chcę jej. Potrzebuję i chcę ciebie. Nas. Nas razem. - bo tylko razem mogli to pokonać. Brnąć dzielnie naprzód i budować dla siebie życie. Wspólne życie.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Chciała, żeby po prostu ją przytulił. Tak naprawdę nie musiał nic mówić. To, że ją objął, to że zamknął ją w ciasnym uścisku swoich łap – to wystarczyło. Znaczyło więcej niż tysiąc słów. Znaczyło więcej niż wszystko. Potrzebowała tego. Potrzebowała, żeby zamknął ją w ramionach i powiedział, że wszystko będzie dobrze. A to, że nie powinna tak myśleć… cóż, wiedziała. Wiedziała, że to nienormalne, że to paranoja, że nie powinna, bo nie ma to najmniejszego sensu. Ale jednak to był ten rodzaj stresu i bólu nad, którym nie dało się tak łatwo zapanować. Tym bardziej, że tego chciała… chciała mieć z nim dziecko, chciała mieć z nim rodzinę i chciała być mamą. I strata tego felernego dnia bolała mocno. Szczególnie teraz. Właściwie do dzisiaj, do tego momentu, gdy jej powiedział o badaniu nie zdawała sobie do końca sprawy z własnych uczuć. To w niej było, tliło się pod skórą, ale nie wychodziło na wierzch… aż do dzisiaj. Była zazdrosna i wcale nie była z tego powodu dumna.
- Wiesz, że ci ufam… musisz wiedzieć. – naprawdę mu ufała i wierzyła, że nie mógłby jej skrzywdzić taką fizyczną zdradzą, nie byłby do niej zdolny. Była go w stu procentach pewna i miała nadzieję, że on również był jej w stu procentach pewny – Nie ufam jej. – nie wierzyła kobiecie, która zaczęła sypiać z kimś, kto był jej uczniem. Nie ufała kobiecie, która tak bardzo bała się samotności, że chciała iść na wizytę do ginekologa z kimś, kto miał żonę, która niedawno poroniła. Oh, Elise nie miała wątpliwości, że pół szpitala o tym wiedziało biorąc pod uwagę, że wydarzyło się to w szpitalu. Plotki w nim rozchodziły się przecież z prędkością światła. Capshaw musiała wiedzieć – Boję się, że dla niej przyjaźń znaczy coś innego niż dla ciebie. I tak, wiem, że wiele jej zawdzięczasz… i tak naprawdę nie możesz jej odsunąć od swojego życia. – bo zmiana specjalizacji albo odejście ze szpitala nie wchodziło w grę, nie brała w ogóle takiej opcji pod uwagę i ani jednak komórka jej ciała się na to nie zgadzała, bo doskonale wiedziała, że to by go unieszczęśliwiło. A unieszczęśliwienie go było ostatnią rzeczą, której pragnęła – Ale nie zniosę tej przyjaźni, Bear. Nie umiem sobie z tym poradzić. Nie chodzi o to, że nie chcę rozmawiać o Capshaw. Nie chodzi o to, że ona nie może być tematem w naszym życiu. Ona nie może być jego elementem. Jestem zazdrosna… i nie jestem z tego dumna. – naprawdę nie była, czuła się idiotycznie musząc to mówić.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Elise miała rację - Logan wiedział, musiał wiedzieć i naprawdę wiedział, że ma jej zaufanie. Pełne, kompletne. Przynajmniej w tej bardzo szczególnej sprawie. Ufała jemu, ale nie ufała tej drugiej stronie sytuacji. Nie ufała Capshaw. Bear choćby nawet chciał, wcale się żonie nie dziwił. Gdyby to on był na jej miejscu... Szlag, gdyby sytuacja była odwrotna i to echo jej przeszłości dzień w dzień im o sobie przypominało, oszalałby z zazdrości. I nie, on także wcale nie byłby z tego dumny. Nawet mimo swojego nadmuchanego ego i tendencji do silnej zaborczości. Zdecydowane nie.
Wziął głębszy oddech, bo chwilowo czuł się, jak w szachu i nie bardzo widział z niego jakąkolwiek drogę ucieczki. Jedyna, która majaczyła mu na horyzoncie była radykalna, pełna stanowczości i... W jakiś sposób bolesna. Tak, bolesna, bo przecież sama Capshaw nigdy nie zrobiła mu krzywdy, ale szlag... Robiła ją dzień w dzień, choćby nawet nieświadomie, najważniejszej osobie w jego życiu i świecie. Jak mógłby to zignorować? Jak mógłby nie zareagować, nic z tym nie zrobić? Nie mógłby. Czuł, że zawiódł własną żonę i to na całej linii, a to... To... To po prostu łamało mu serce. - Nie będzie. Przestanie nim być. Załatwię to, obiecuję. Jesteś dla mnie najważniejsza. - mamrotał cicho, tylko dla kobiecego żony, ale sposób w jaki to robił idealnie podkreślał to, jak bardzo był w swoich słowach uczciwy, przejęty i stanowczy. - Przepraszam, że cię zawiodłem. Że nie widziałem tego wcześniej, że niczego z tym nie zrobiłem. - z tym, z jej bólem, żalem, zachwianym poczuciem bezpieczeństwa. No i z zazdrością i niepewnością. - Masz męża idiotę. Na dodatek ślepego. Los chyba nie za bardzo ci sprzyja, doktor Trevisano. - dodał z lekką, choć wyraźną przekorą, minimalnym żartem. Uśmiechnął się pod nosem i przesunął lekko palcami po ciemnych kobiecych lokach. - Odwróć się na drugi bok. - poprosił i zakładam, że Elise jakoś mocno nie protestowała, a wtedy on mocno, ciasno, bardzo intensywnie przylgnął do niej od tyłu. Znów zamknął ją mało, że w swoich łapach, ale dosłownie w sobie. Objął ją, jak niedźwiedź, pysk przycisnął do jej policzka, czoło do jej skroni, jedno łapsko splótł palcami z jej drobną dłonią. Przymknął na moment ślepia i tak ją trzymał, w takim silnym, ciasnym, dosłownie niedźwiedzim uścisku. - Jutro... A właściwie to chyba już dziś, za paręnaście godzin... - jak skończą pracę i wyjdą ze szpitala. - Wrócimy do naszego domu. Pierwsze co zrobimy to otworzymy wino, rozsiądziemy się w naszej nowej, dużej, eleganckiej wannie i będziemy myśleć tylko o tym jak bardzo nie potrafimy bez siebie żyć. Jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni, jak bardzo się kochamy, jak bardzo się potrzebujemy... Jak bardzo się lubimy... - uśmiechnął się lekko, uchylając też ślepia. Nie zluzował uścisku, ani kontaktu z żoną nawet na pół cala. - Najbliższy weekend spędzimy w domu, bo nie wierzę, że będziemy chcieli z niego gdziekolwiek wychodzić. No chyba, że na spacer po naszej plaży. - tej, do której mieli dwa kroki i po której szczęśliwie nikt zazwyczaj im się nie kręcił. - Ale w następny... Weźmiemy łódkę i popłyniemy gdzieś dalej. Ja będę udawał, że lubię łowić ryby, ty będziesz łapała słońce i prowokowała mnie w tym swoim seksownym bikini... Będziemy tam cały weekend. Sami. Tak jak byliśmy na naszej pierwszej wcale nie tak oficjalnej randce. Pamiętasz, jak kazałaś mi się zaprosić na łódkę jeszcze raz? Po tym, jak Strażak poszedł w niepamięć. - błysnął kłami, bo on doskonale pamiętał tę ich sytuację - akcję w windzie, w której też prawie się po raz pierwszy pocałowali. - Skorzystajmy ze słońca, póki jeszcze jest. A w międzyczasie... Zapiszmy się na kurs gotowania. Albo hiszpańskiego, albo malarstwa. Jest mi wszystko jedno co to będzie. Byle z tobą. - byle razem. Potrzebowali odnaleźć w sobie przyjaciół, którymi przecież dla siebie byli. On tego chciał i to jak diabli. Wierzył, że ona też. - Brzmi dobrze?

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wierzyła mu. Wierzyła w każde jedno jego słowo i miała nadzieję, że się nie zawiedzie. Nawet jeśli była wariatką to wziął tą wariatkę na poważnie. Była dla niego najważniejsza. Czuła to, była tego świadoma. Nawet jeśli się to przez chwilę zachwiało… wiedziała. Uśmiechnęła się pod nosem, bo wcale nie uważała, żeby los jej nie sprzyjał… po prostu czasami był złośliwy! I oczywiście, że przekręciła się i mocno przylgnęła plecami do torsu męża, dając mu się mocno do siebie przyciągnąć i objąć. A z każdą kolejną sekundą tego uścisku czuła jak się rozluźnia. Do jej umysłu docierało to, o czym właśnie mówił. Była dla niego najważniejsza. Nie musiała się niczym martwić. A już na pewno nie musiała się przejmować ich nieudanymi próbami powiększenia rodziny, to nic nie zmieniało… a już na pewno nie zmieniało jego uczuć do niej. Była dla niego najważniejsza. Jeszcze przez chwilę odbijało jej się to po głowie. I uśmiechnęła się, gdy Logan wspomniał o ich domu. Nie mogła się doczekać tego, że wreszcie po pracy będą mogli wrócić do domu. Prawdziwego domu.
- Jeśli o mnie chodzi, możemy z niego nie wychodzić przez najbliższy miesiąc. Albo nie wiem… do końca życia? – rzuciła pół żartem, pół serio, bo naprawdę chciała się nim nacieszyć. A raczej tym, że będą tam sami. Jakkolwiek komfortowy ten hotel by nie był – jednak był to hotel, nie mieli tej prywatności i swobody, którą mają w domu – Ale łódka też brzmi dobrze. Tamto wtedy… pierwszy raz. To była fajna randka. – nawet jeśli strażak gdzieś tam majaczył w tle to tak naprawdę nigdy nie miał większego znaczenia. Tym bardziej, że to był ten moment, w którym zupełnie ją zawiódł. A oni… nawet jeśli nie była to randka to i tak była, oboje dobrze to wiedzieli – I może zaczniemy od siłowni. Co ty na to? Wspólne treningi? – bo szczerze wątpiła, żeby udało im się znaleźć w szpitalnych grafikach czas na regularne zajęcia z gotowania albo garncarstwa, jakkolwiek nie brzmiało to świetnie i jakkolwiek nie chciałaby zobaczyć Trevisano w fartuszku lepiącego kubki z gliny! – I brzmi najlepiej. Dziękuję. – sięgnęła jego policzka i musnęła go z uczuciem – Dziękuję. Że moje dziwactwa nie są dla ciebie tylko dziwactwami, że nie masz mnie tylko za przesadzającą wariatkę. – a przynajmniej doszedł do tego, że nie tylko nią była.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ