uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Isaac długo czekał na ten dzień. Od wizyty siostry, gdy obiecywała mu, że za chwilę wyjdzie i spotka się z Kacperkiem, minęło naprawdę dużo dni. Wydawało się, że czas płynie wolniej niż ketchup z butelki na biegunie, a każda minuta była jak wieczność na pustyni. Ale dla Isaaca, który z utęsknieniem czekał na spotkanie z ukochanym przyjacielem, każdy dzień był jak wieczór przed gwiazdką.
Co prawda, po wizycie siostry, Isaac czuł się dziwnie. Jego serce było ciężkie, a myśli mętne, jakby ktoś wrzucił do niego kilogramy bawełny zamiast mózgu. Zamknęli go jeszcze bardziej, nie pozwalając mu wychodzić z pokoju, który przypominał mu laboratorium dla kosmitów, z wszędobylskimi szklanymi ścianami i obcymi przedmiotami, które wydawały się zupełnie niepotrzebne.
I co najgorsze, kiedy już ktoś przychodził, zawsze mieli na twarzach te dziwne maseczki, które sprawiały, że wyglądali jak szop pracz na balu masek. Isaac czuł się jak bohater filmu science-fiction, tylko bez kosmicznego promienia, który mógłby go teleportować do domu. Ale zamiast tego, był zamknięty w tym szklanym pudełku, czekając na chwilę, gdy wreszcie spotka się z Kacperkiem, jedyną nadzieją na ucieczkę od tej kosmicznej przygody.
Gdy Monroe w końcu poczuł się lepiej i wypuścili go do "normalnego" pokoju (choć nadal miał wrażenie, że był bardziej podobny do laboratorium dla eksperymentalnych królików niż miejsca dla ludzi), a szklane ściany zostały zamienione na zwykłe, gipsowe, mógł odetchnąć z ulgą. Tak bardzo tęsknił za normalnością, że z radością przyjął perspektywę spaceru po korytarzach bez tych irytujących maseczek i badaczy w białych kitlach, którzy przychodzili co chwilę, jakby byli na wycieczce w zoo.
Ale jeszcze większą radość przyniósł mu lekarz, który niespodziewanie zjawił się przy jego łóżku, z uśmiechem od ucha do ucha, jakby właśnie wygrał w totka.
- Dzisiaj Isaac może spakować wszystkie swoje rysunki, bo wychodzi do domu - oznajmił jakby wręczał mu klucze do królestwa Skarbów. A dla Isaaca to był jak wygrana w loterii bez kupowania losu.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo się czymś cieszył. Był jak dziecko w sklepie z cukierkami, które właśnie dostało pozwolenie na bezpłatną degustację wszystkich smaków. Radość buchała z niego niczym korki z butelki szampana na weselu. Isaac już widział w swojej wyobraźni obrazek, jak wybiega z domu jakby go gonili wołowiną, z radością tańcząc na chodniku jak niedźwiedź na polanie po zimowej drzemce. Wyobrażał sobie spotkanie z Kacperkiem jak powitanie długotrwałego przyjaciela na wielkim lotnisku, z samolotem na plecach i stewardesą na głowie.
-Znowu zobaczę Kacperka - powtarzał sobie jak mantra, jakby chciał to zaklęcie wyśpiewać na cały świat, by każdy wiedział, jak bardzo się cieszy. Bo przecież Kacperek był jego skarbem, jak złote monety w skrzyni pirata, tylko że dużo bardziej wartościowy niż zwykłe pieniądze. Był ucieczką od szpitalnych problemów, a jednocześnie remedium na smutek i tęsknotę.
I gdy w końcu dotarła do niego ta cudowna wiadomość, Isaac mógł już zobaczyć w swojej wyobraźni Kacperka, jak na białym koniu przyjeżdża, a na jego czole błyszczy korona, jak prawdziwy rycerz ratujący księżniczkę z szpitalnego zamku. Bo dla Isaaca to właśnie Kacperek był jego rycerzem w lśniącej zbroi, gotowym walczyć z każdym problemem i przynieść mu uśmiech na twarz.
Od samego rana siedział z nosem przylgniętym do szyby jak piesek czekający na swojego właściciela, tylko że zamiast ogona, nerwowo przeskakiwał z nogi na nogę, z nadzieją w sercu i oczy wpatrzone w bramę jak kierowca w oczekiwaniu na zielone światło. Każde auto, które tylko pojawiło się na horyzoncie, wzbudzało w nim nadzieję, że to wreszcie wóz Amalii.
W końcu się doczekał! Nie patrząc na to, kto wysiada z pojazdu, pognał do drzwi frontowych, by jak najszybciej przywitać siostrę i by jak najszybciej zabrała go do Kacperka.
niesamowity odkrywca
ajzak
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Rozstanie z Isaaciem rozbiło ją na nowo. Gdyby tylko mogła to na nowo zamknęłaby się w przyczepie by uparcie wypłakiwać oczu, ale nie była gotowa wysłuchiwać kolejnych rodzinnych pretensji i mierzyć się z zawiedzionym wzrokiem Gai. Musiała się ogarnąć, musiała się doprowadzić do ładu i składu. Wychodziła z ośrodka nerwowo obracając pierścionek na palcu szukając w tym pocieszenia i ulgi. Od razu napisała do Samuela, który powiedział jej magiczne "cztery dni".
Ciągnęły się w nieskończoność, tylko po to, by dnia trzeciego dostała informację, że Isaac zachorował z osłabienia i musi spędzić w izolatce kolejny miesiąc.
Kurwa.
Obiecałam mu.
Powtarzała to sobie w myślach uparcie i nerwowo. Tego typu obietnice były dla niej najważniejszymi, przyrzekli to sobie na mały palec, a teraz ona go zawodziła nie odbierając go po tych czterech dniach. A młodszy brat zapewne nie rozumiał powodów tej sytuacji, nikt mu pewnie nie powiedział co się z nim dzieje i czemu jest z izolatce na obserwacji.
Amalia nienawidziła czekać. Od zawsze był w gorącej wodzie kąpana i chciała wszystko teraz, już, natychmiast. Gdyby tylko mogła weszłaby do tego zasranego ośrodka i własnymi rękoma wyszarpała Isaaca z rąk pielęgniarzy. Jednak Samuel uparcie jej powtarzał jak ważnym jest by poczekać, jak istotne jest by został tam do samego końca. A Eva świadomie całkowicie to rozumiała, choć jej podświadomość usilnie nie chciała się z tym pogodzić.
Aż pewnego dnia dostała telefon, że Isaac wychodzi. Natychmiastowo potwierdziła rezerwację biletów do Indonezji dokupując też jeden dla Caspera, założyła na siebie skórzaną kurtkę i wsiadła za kółko. Znajdując się za kierownicą musiała kilkukrotnie wziąć głębokie oddechy, przymknąć oczy i uparcie starać się nie wyobrażać sobie zmiażdżonego i rozbitego ciała Orchid. To nawet nie był ten sam samochód, ale wspomnienia nie pozwalały jej uspokoić oddechu.
To nie będziesz ty, Eva, to nie będziesz ty. Jesteś w stanie to zrobić, dla niego.
Przekręciła nerwowo kluczyk w stacyjce i starając się nie skupiać na całości poświęciła uwagę konkretnym, pojedynczym czynnościom takim jak naciśnięcie pedałów, przekręcenie kierownicy, zmiana biegu. Reagowała panicznie na każde auto, które przejechało zbyt blisko niej, ale usilnie próbując zachować zimną krew udało jej się dotrzeć do ośrodka. Nie gasząc samochodu wyszła zza kierownicy rozglądając się za bratem, który powinien już wychodzić. Gdy tylko drzwi frontowe się otworzyła na twarz Amalii wstąpił szczery uśmiech a w serce radość tak silna, że na moment zapomniała o tym, że jeszcze dzisiaj będzie musiała prowadzić.
-Isaac! Słoneczko!-krzyknęła na jego widok rozpościerając ręce gotowa przytulić młodszego brata najmocniej jak umiała.
Doczekała się.
Issac był wolny.
Isaac był z nią.
Teraz już wszystko miało być dobrze. Musiało być, skoro mieli siebie nawzajem.

Isaac Monroe
Casper Russo
amalia
lachmaniara
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Nie miał pojęcia jak to wytrzymał.

Serio.

W zasadzie nie pamiętał połowy czasu, bo chyba go przespał albo robił coś tak odmóżdżającego, że sam nie wiedział kiedy to zaczynał robić, a kiedy kończył. Połowa tego czasu oczekiwania, który jednak pamiętał aż za dobrze i tak była poważną torturą. Chyba w życiu tak się nie bał i tak nie niecierpliwił. Albo nie mógł usiedzieć na miejscu, albo siedział w jednym miejscu, na przykład swoich łóżku pod kołdrą, zdecydowanie dłużej, niż powinien.

Poznał za to sporo nowych gatunków roślin, które zakodowały się w jego pamięci i chyba teraz naprawdę był chodzącą roślinną encyklopedią. Kiedy Amalia powiedziała mu, że Isaac jednak zostanie dłużej, bo się rozchorował, Casper prawie się zesrał ze strachu, a Ailis dwoiła się i troiła, żeby młody jakoś przetrwał te kilka kolejnych tygodni. Gdyby nie ona to sam nie wiedział co by z niego zostało, chyba popiół i kilka płatków niezapominajek, żeby najbliżsi przypadkiem o nim nie zapomnieli.

W końcu nadszedł jednak ten dzień, w którym siostra Isaaca powiedziała mu, że jego przyjaciel w końcu wychodzi i w dodatku szykuje wyjazd do Idiotomalezji, na który zabiera ich dwóch. Taniec radości, który odtańczył chyba postawił na nogi cały blok mieszkalny, jak nie całe osiedle. Potem oczekiwanie było inne, bardziej radosne. Nawet narysował dla Monroe specjalny rysunek z tej okazji, a ten rysunek przedstawiał ich dwójkę i Amalie leżących z uśmiechem na łące pełnej kolorowych kwiatów.

Kiedy siostra Isaaka zaparkowała pod blokiem, Casper już tam czekał i pobiegł, ciągnąć za sobą walizkę (aż dziwne, że się jakieś kółko nie urwało) i wrzucił ją do bagażnika, po czym wskoczył na tylne siedzenie i oplótł się pasem bezpieczeństwa, bo kobieta na to nalegała i to dosyć nachalnie, ale kompletnie się tym nie przejmował. Zapewnił ją, że wcisnął końcówkę pasa do odpowiedniej dziury w aucie, chociaż wcale tak nie było, ale był już na tyle zaplątany, że w razie wypadku pewnie i tak byłby bezpieczny.

To już. TO JUŻ.

Amalia była trochę milcząca, ale on gadał jak najęty.

A gdzie dokładnie jedziemy? Co będziemy tam robić? Włącz jakąś muzykę, proooszę. Wiesz co. Nie mów mi, to będzie niespodzianka dla Isaaka, bo jak mi powiesz, to ja mu powiem, a wtedy już go nic nie zaskoczyo ile by zapamiętał w ogóle co mówiłem.. 一 Wziąłem krem z filtrem i taki na owady, bo mam uczulenie na komary, zawsze swędzi mnie tak, że rozdrapuje te ukąszenia do krwi i strasznie długo się goją. A dobre jest tam jedzenie? Bo Isaak na pewno jadł jakieś okropne, szpitalne żarcie. Jak byłem w szpitalu, to ledwo to wytrzymałem, a przecież byłem tam chyba tylko tydzień, to nic w porównaniu co przeżywał na pewno Isaac.

Isaac. Isaac. Isaac.

Uciszył się dopiero, kiedy Monroe powiedziała mu, przebijając się przez ten jazgot, że dojeżdżają na miejsce. Przybliżył twarz do szyby i wypatrywał już przyjaciela jak pierwszej gwiazdki na niebie w Święta. Po zaparkowaniu auta, dziewczyna wyszła, a on odepchnął się od oparcia, ale wylądował na nim ponownie i zmarszczył brwi. Zaczął pospiesznie wyplątywać się z pasa bezpieczeństwa, co według niego trwało chyba całą wieczność.

W końcu mu się udało, więc otworzył tylne drzwi i wypadł na zewnątrz, uderzając pośladkami w twardy beton. Stęknął i przekręcił się, nakrywając się przy tym nogami, jak prawdziwy akrobata, którym nie był. Czemu musiał mieć takie długie kończyny? Przeturlał się jednak całkiem sprawnie i poderwał z ziemi, po czym ruszył w stronę Isaaka, który teraz, i właściwie zawsze, był jego celem w życiu.

Dosyć szybko przegonił Amalię, nawet nie zauważając, że ta rozpostarła ramiona, czekając aż wpadnie w nie jej młodszy brat, po czym dopadł Isaaka i objął go ciasno, przytulając się do jego ciała z krótkim jękiem, który wyrażał całą tęsknotę, jaką nosił w sobie od miesięcy.


uczeń — -
18 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Gdy Isaac wreszcie ujrzał siostrę wysiadającą z auta, jego serce eksplodowało z radości niczym konfetti na imprezie sylwestrowej. Wydawało się, że otaczające go powietrze drżało od entuzjazmu Isaaca, który machał rękoma jak wiatrak na polu, gotowy do przyjęcia wszystkich podmuchów radości, jakie przynosił ten szczególny moment. Już na samą myśl o przytuleniu, wydawał się robić salta w powietrzu, jak skoczek na trampolinie, gotowy na ekscentryczne popisy, by tylko wyrazić całą swoją radość.
Jego twarz lśniła jak wędrowna latarnia na pustyni, a oczy iskrzyły się jak dwie gwiazdy na nocnym niebie, rozświetlając całą przestrzeń wokół.
- Amalia! - krzyknął, niczym kapitan na statku wołający na pomoc, czując jak jego serce tańczy tango w klatce piersiowej. Wszedł w wir emocji, zataczając się do siostry jak żeglarz do brzegu po burzy, gotowy na przyjęcie każdej fali, która mogłoby go tylko zbliżyć do ukochanej siostry.
Isaac pragnął przytulić Evę tak bardzo, że gdyby miał jeszcze trochę więcej entuzjazmu, mógłby się zamienić w wirujące tornado emocji, które rozerwałoby miasto na pół z samych pozytywnych wibracji. Jego chęć przytulenia była tak wielka, że wydawało się, iż ramiona same w sobie robiły już fale próbując dotrzeć do Amalii na odległość. Miał ochotę na tak silny uścisk, że gdyby w tym momencie zdjął z siebie koszulkę, mogłaby się z niego wydostać cała fala energii, która zaprowadziłaby go w kosmos! Ale zanim zdążył podbiec, zastygł w miejscu, bo przed nim pojawił się Casper. Jego reakcja była jak zatrzymanie zegara, kiedy przestaje tykać, z wyraźnym zaciekawieniem i radością w oczach. Zamiast zaniemówić w zdziwieniu, Isaac rozbłysnął jeszcze większym entuzjazmem, jakby ujrzenie Russo doprowadziło go na szczyt skali radości. Jego serce tańczyło w rytmie jeszcze szybszym niż przed chwilą, gotowe na przyjęcie zarówno siostry, jak i ukochanego przyjaciela, a może nawet na wspólne trzyosobowe przytulenie, jeśli tylko byliby w stanie to zmieścić.
I nagle, jak błyskawica w pogodny dzień, Casper objął Isaaca ciasno swoimi ramionami, a Monroe poczuł, jak ręce chłopaka stały się bardziej wątłe niż kiedyś. Może dlatego, że nie miał z kim grać w koszykówkę – pomyślał Isaac, odganiając wszelkie myśli z głowy, skupiając się na przyciśnięciu do siebie Caspra całą swoją siłą. To było jak odrodzenie się potężnego niedźwiedzia z zimowego snu, gotowego na przyjęcie całego świata w swoich objęciach.
Po raz pierwszy od wieków – a w rzeczywistości od ponad miesiąca – Monroe poczuł, jak jego serce radowało się jak dziecko na widok otwartego prezentu pod choinką w środku lipca. Było to jakby wydarzenie o randze narodowego święta – a może nawet coś więcej, jakby radość Bożego Narodzenia połączona z ekscytacją pierwszego dnia wakacji. Jego ramiona otulały Kacpra niczym długie ramię głodnego wilka otacza bekon – czyli całkowicie, niepohamowanie i z wielką ochotą.
Isaac chwycił Kacpra tak, jakby chciał go zgnieść w swoich ramionach, tak mocno, żeby odgłosy ściskania dobiegały do samego nieba. Było to jak połączenie Hulk-a i pandy – potężne i urocze jednocześnie. A wszystko to, w połączeniu z niewypowiedzianą radością i ekscytacją, sprawiło, że cała sytuacja wydawała się jak spektakl, na który czekaliśmy od zawsze, z zacieraniem rąk i westchnieniem ulgi.
Po chwili wyciągnął rękę, dając znać Amalii by dołączyła do ich kółeczka, a gdy to zrobiła docisnął i ją do siebie. Był szczęśliwy, w końcu miał ich oboje przy sobie.
- W końcu jesteście! – wydusił z siebie w końcu, a po jego twarzy niekontrolowanie spływały łzy radości, których obecności nawet nie był świadomy.
- I jedziemy na wycieczkę! – zawołał radośnie, w końcu wypuszczając obydwoje – Bo już jedziemy, prawda? Teraz? Isaac zrobił listę, co będziemy robić! Znaczy trochę narysował… I Amalia mówiła, że jest tam dużo kwiatków, wiesz? – ostatnie pytanie skierował już do przyjaciela – I… – za dużo słów naraz, wymieszanych z ekscytacją, przyprawiło go o lekką zadyszkę – A zobaczymy smoka? Znaczy tę wielką jaszczurkę z Kokomo!*

*Komodo
niesamowity odkrywca
ajzak
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nie odpowiadała Casperowi na żadne z jego pytań czy wywodów, ale nie dlatego, że miała do niego jakiekolwiek złe emocje, wręcz przeciwnie, cieszyła się, że jadą razem. Jednak prowadzenie samochodu było stanowczo zbyt stresujące dla niej. Przechodziły ją dreszcze za każdym razem, gdy znajdowała się odrobinę za blisko ciężarówki, czy gdy jakieś idiota w osobówce próbował ją wyprzedzić prawym. Czy oni wszyscy wygrali prawo jazdy w chipsach? Klęła pod nosem nie zważając, że przy nastolatku może nie powinna używać takich słów. Nie wiedziała czy przeżyje jazdę powrotną do domu Samuela i kolejną na lotnisko, ale wiedziała, że m u s i to zrobić. Wiozła ze sobą zbyt ważne osoby by teraz panikować. Musiała stawić czoła lękowi, mimo że z każdym zakrętem przed jej oczami malował się obraz zmiażdżonego ciała Orchid. A jej pasażerowie nawet nie wiedzieli z jakimi demonami walczyła.
Widok wybiegającego z ośrodka Isaaca rozgrzał jej serce. W końcu był wolny. Wyglądał gorzej niż przed pobytem tam, schudł, stracił włosy, nie wyglądał zdrowo, ale wyglądał... na szczęśliwego. A to było najważniejsze. Nie zdziwiła się przesadnie, gdy jej młodszy brat wpadł w pierwszej kolejności w uścisk Caspera. Nie miała mu tego za złe. Jeśli jej przypuszczenia co do ich relacji były prawdziwe, to nie miała prawa się o to obrażać. Gdy Isaac wyciągnął jedną rękę, Amalia podeszła by przytulić obu chłopaków. W momencie poczucia bliskości ciała brata opadły z niej nerwy, na moment nawet zapomniała, że zaraz będzie musiała wsiąść znowu do samochodu.
-Tak, jedziemy teraz na wycieczkę. Tylko muszę jeszcze iść podpisać papiery. Poczekajcie chwilę.- odpowiedziała z uśmiechem na ustach i puściła chłopców by zniknąć za drzwiami ośrodka. Mieli chwilę dla siebie.
-Dzień dobry, chciałabym podpisać dokumenty odbioru Isaaca Monroe. Nazywam się Eva Monroe, tutaj mam upoważnienie od Samuela Monroe, prawnego opiekuna Isaaca.- rzuciła w kierunku kobiety siedzącej na recepcji. Ta, bez słowa, wyciągnęła plik dokumentów, które Amalia starała się podpisać jak najszybciej, byleby móc już jechać. Potrzebowała tego wyjazdu, nie tylko ze względu na brata, ale też przez swój własny stan psychiczny. Chwila odcięcia się od rzeczywistości, moment odetchnięcia pełną piersią, ponowne bycie w drodze, czyli tam, gdzie był jej prawdziwy dom. Myślami odpływając w kierunku Indonezji podpisała ostatnie parę kartek. Usłyszała od recepcjonistki krótkie dziękuje i wyszła z powrotem do chłopców.
-Dobra, plan jest taki, pojedziemy do Samuela, żebyś przepakował walizkę w plecak i jedziemy na lotnisko. Tam spotkamy się z Gaią, leci razem z nami, ale zostaje tylko na trzy dni. - powiedziała plan na najbliższe godziny po czym ruszyła w kierunku miejsca kierowcy. Nagle znowu poczuła ukłucie strachu w sercu, a jej ręka zadrżała na klamce. Przełknęła ślinę, przymknęła oczy, przywdziała ten sztuczny, radosny uśmiech i powiedziała:
-To co, jedziemy?- zupełnie tak jakby jej to w żadnym stopniu nie stresowało. Wsiadła do samochodu czekając, aż chłopcy zrobią to samo.

Isaac Monroe
Casper Russo
amalia
lachmaniara
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Czuł się jakby jednocześnie był w swoim ciele i oglądał wszystko z góry. Może dlatego, że targało nim tyle silnych emocji, tryskających z niego jak woda z fontanny. Jednocześnie przytulał Isaaka, jakby miało nie być jutro albo nawet kolejnych godziny czy minut i nasłuchiwał przyjścia Amalii z niepewnością. Jej milczenie w aucie odebrał z mieszanymi uczuciami, chociaż się do tego nie przyznał. Pomyślał, że może wcale go nie lubi i dlatego nie chce z nim gadać, że może nawet nie chciała go na tym wyjeździe, ale zgodziła się dla świętego spokoju, żeby zrobić przyjemność Isaakowi: coś jak spełnienie jego ostatniego życzenia, chociaż na pewno ostatnim jeszcze nie było.

Wtulił nos w szyję przyjaciela, kątem oka zerkając na profil jego siostry, gdy ta też się przytuliła. A może jej przeszkadzał teraz? Chyba powinien się przesunąć, żeby mogła też sama uściskać brata? Zamrugał szybko, po czym uśmiechnął się lekko, najładniej jak tylko mógł i wyślizgnął się z ich objęć, po czym trochę się odsunął i wcisnął dłonie w kieszenie kurtki, zerkając w bok na auto, jakby coś go tam bardzo zainteresowało. Zauważył, że zostawił otwarte drzwi, więc po chwili wahania podszedł tam i je zatrzasnął.

Za moment obejrzał się i zobaczył, że Amalia zniknęła w ośrodku, więc pomachał do Isaaka i znowu te drzwi otworzył, żeby on mógł wejść do wnętrza pojazdu.

Amalia powiedziała, że trzeba dobrze zapiąć pasy 一 powiedział, uznając że może jak tak powie, to chociaż będzie tym odpowiedzialnym, a to chyba jakiś plus. Powinien zapunktować u starszej siostry Isaaka, to może go chociaż trochę znowu polubi.

Kiedy pomógł zapiąć się chłopakowi, wsiadł na miejsce obok niego, a chwilę później wróciła dziewczyna i również zapakowała się do środka.

Kto to Gaia? 一 wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język. Może jednak pozwoli Isaakowi mówić. Tak będzie bezpieczniej… chyba. Kiwnął więc tylko głową, gdy zapytała czy już mają jechać. Lubił podróże, a ostatnio podróżował jak uciekał z Isaakiem z Lorne Bay i chociaż nie skończyło się to najlepiej, to sama podróż była całkiem fajna. Miał nadzieję, że tym razem wszystko skończy się dobrze.

Pojechali więc do domu Isaaka, żeby go spakować. Casper nie był pewien czy ma z nim iść, czy może jednak nie, więc po prostu nic nie zaproponował i został na swoim miejscu. Amalia chyba wystarczyła, żeby mu pomóc? Co prawda Casper uważał, że umie się całkiem dobrze pakować, bo robił to już całkowicie sam.

Ciotka chyba nie bardzo się cieszyła na ten wyjazd, ale ostatnio miała go chyba tak dosyć, że nie marudziła zbyt długo, tylko kilka dni. W swojej walizce Casper miał czystą bieliznę, kilka pogniecionych podkoszulków, spodnie i nawet jedną bluzę. Oprócz tego wziął pastę i szczoteczkę do zębów, krem z filtrem i taki na owady. Nawet spakował kąpielówki, bo w hotelu pewnie był basen: w hotelach zazwyczaj były baseny i siłownie. Miał ze sobą też ręcznik i gruby atlas roślin i kwiatów. Zabrał też naturalnie ładowarkę do telefonu i słuchawki. Klapki na basen też znalazły w walizce odpowiednie miejsce, a do chodzenia poza hotelem miał te trampki, które właśnie nosił. Uznał, że nie potrzebne mu mocniejsze buty, z resztą były za duże i już by się nawet nie zmieściły.

W pewnym momencie zaczął się trochę niecierpliwić i wypatrywać Isaaka. Nawet kilkanaście minut rozłąki, to nagle było za dużo. Dlatego w końcu wysiadł i niepewnie ruszył do drzwi frontowych domu, jakby był złodziejem, chociaż przecież wcześniej bywał tutaj dosyć często, prawie codziennie. Po rozmowie ze starszym bratem Isaaka, któa miała miejsce, gdy wrócili z ucieczki, nie chciał się na niego natknąć. Obawiał się, że znowu na niego nakrzyczy albo co gorsza - nie pozwoli mu z nim nigdzie jechać.


lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Objęcie brata wynagradzało jej cały trud wejścia w auto i pokonania drogi dzielącej ją od jej przyczepy do domu Caspera i ponownie do ośrodka. Jednak ten chwilowy skok radości musiał się w końcu zakończyć, musiała przemówić do niej rzeczywistość informująca ją, że czeka ją jeszcze kawałek do przejechania. Starała się podejść do wszystkiego zadaniowo, ale bała się, że niedługo ją to przerośnie. Nie wiedziała jak długo da radę udawać, że wszystko jest w porządku, że wcale się nie boi, że jej serce nie kołacze jak szalone na każdym zakręcie. Czuła, że nie może pokazywać słabości, nie tym razem. Musi być twarda, choćby to miała być ostatnie rzecz, którą miała zrobić.
-Tak, zapnijcie oboje dobrze pasy. To naprawdę ważne.-gdy to mówiła natychmiastowo jej wzrok przeszedł z tego co przed szybą na jej dłonie na kierownicy, a konkretnie na ten felerny pierścionek zdobiący jej palec. -Gaia to moja przyjaciółka. Pojedzie razem z nami, bo potrzebuje trochę wolnego dla siebie.
Tęskniła, każdego dnia coraz mocniej, mimo że przecież z każdym dniem było coraz lepiej. Nawet zdobyła się na pójście na cmentarz wczoraj, o czym nie omieszka wspomnieć Gai, ale może w momencie, w którym chłopaków nie będzie obok. Isaac jeszcze nie miał świadomości, że jego ciocia nie żyje, a Eva nie miała serca psuć mu tego dnia tą informacją, mimo że wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała mu o tym powiedzieć. Nie mogła ukrywać tego w nieskończoność.
Gdy oboje chłopców było już w samochodzie, a Amalia niczym przewrażliwiona matka przypilnowała odpowiedniego zapięcia pasów, powolnie ruszyła w drogę. W pewnym momencie, gdy zerknęła we wsteczne lusterko zauważyła, że chłopcy trzymają się za ręce. Casper to chłopak, oczywiście, że tak.- wybrzmiał w jej głowie słowa Isaaca, gdy postanowiła go otwarcie spytać czy łączy ich coś romantycznego. Oczywiście, że brat nie zrozumiał. Jednak teraz nie miała już wątpliwości. Postanowiła poczekać, aż brat postanowi sam jej to ogłosić, więc nie komentowała ich przywiązania do siebie. Oboje trajkotali jak najęci, ale ona postanowiła nie odzywać się ani słowem, zbytnio skupiona na jeździe.
W domu Samuela to na barki Amalii spadł obowiązek przepakowania Isaaca, ale tego typu czynności przychodziły jej już naturalnie, bez większego namysłu spakowała brata w plecak turystyczny w dobre piętnaście minut. Rzuciła jakieś proste pożegnanie w kierunku Samuela, przerzuciła sobie przez ramię plecak Isaaca by po chwili wcisnąć go w bagażnik obok walizki Caspera. Dobry Losie, jak on sobie na campingu poradzi z walizką. W duszy modliła się jedynie o to by Gaia jej posłuchała i faktycznie spakowała się w plecak. Chociaż ona.
Drogę na lotnisko ponownie pokonała pozwalając chłopcom rozmawiać, a samej skupiając się całkowicie na drodze. Z każdym kolejnym kilometrem było coraz prościej, coraz sensowniej. Jednak dopiero, gdy zajechała na parking i zgasiła samochód mogła odetchnąć pełną piersią. Wyciągnęła z bagażnika Południka, którego przerzuciła sobie przez jedno ramię, podała chłopakom ich bagaże i, po kilkukrotnym upewnieniu się, że samochód jest zamknięty ruszyła w kierunku terminala rozglądając się od razu za Gaią, z którą właśnie tam miała się spotkać.
-Mamy jeszcze trochę czasu do odprawy, więc możecie skoczyć kupić sobie jakieś kanapki czy coś, ja poczekam tutaj na was, no chyba, że chcecie posiedzieć razem.- nie była pewna czy powinna zapewnić chłopakom jak największą prywatność czy może właśnie nie powinna się tak odcinać bo to w końcu było też j e j pojednanie z bratem. Nie była pewna jakie priorytety ma Isaac. Wiedziała tylko, że jej aktualnym priorytetem było odnalezienie Gai.

Isaac Monroe Casper Russo gaia zimmerman
amalia
lachmaniara
animatorka — Dom spokojnej starości
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I could tell you about my life
And keep you amused I'm sure
About all the times I've cried
And how I don't want to be sad anymore
And how I wish I was in love
057.

Gaia do ostatniego momentu była pewna tego, że ostatecznie zrezygnuje z lotu do Indonezji. Za dużo się działo. Z Luną, Zoey, z jej rodzicami, z fundacją. Nie był to dobry moment na jakikolwiek wyjazd. Z drugiej jednak strony… to był dosłownie ostatni moment na to, żeby mogła się dobrze bawić. Po powrocie do Lorne, jej fundacja zostanie oficjalnie ogłoszona. Nie będzie mogła już korzystać z życia. Będzie musiała się skupić na byciu dorosłą i odpowiedzialną. Skończy się palenie marihuany, jeżdżenie samochodem pod wpływem alkoholu, wciąganie kokainy z nagich ciał współtowarzyszy imprez. Będzie musiała wydorośleć. Będzie musiała zrezygnować z dotychczasowego życia jakie znała. A, że było to jedyne życie jakie znała, to będzie naprawdę ciężko. Fundacja była jednak na chwilę obecną najważniejszą rzeczą w jej życiu i była gotowa poświęcić wiele. Poza tymi ostatnimi dniami wolności, które miała zamiar poświęcić na imprezowanie w Indonezji.
Myśl o Amalii oraz Isaacu była jedyny powodem, który ostatecznie przekonał ją do tego, żeby jednak z nimi lecieć. Wiedziała z czym się borykają. Chciała być wsparciem dla obojga. Dla przyjaciółki i dla jej brata, którego właściwie dopiero co miała poznać. Poza tym obiecała sobie, że spróbuje umilić im wszystkim wyjazd korzystając z nieskończonych zasobów pieniężnych swoich rodziców. Była pewna, że jej rodzice nie mieliby nic przeciwko temu, żeby ich córka podróżowała w najlepszym stylu. W końcu do tego była przyzwyczajona.
Jadąc z biurowca Zoey na lotnisko, była pewna, że złamała kilka przepisów drogowych. Niespecjalnie się tym wszystkim przejmowała. Auto miała dopiero od miesiąca, ale już zdążyła zaliczyć na nim kilka poważnych mandatów. Z tak bezmyślnej jazdy też w końcu będzie musiała zrezygnować. Takie zachowanie nie będzie pasowało do przyszłej pani prezes. Wjeżdżając na teren lotniska skierowała się na jakiś najbliższy parking szukając najlepszego miejsca. Jadąc dostrzegła Amalię z dwoma chłopakami, więc domyśliła się, że to jej brat ze swoim chłopakiem. Zatrzymała się przy nich i obniżyła szybę swojego Porsche.
- Cześć. – Przywitała się z uśmiechem i zwróciła się do Amalii. – Wybacz spóźnienie, słońce. Musiałam coś załatwić. Zaraz do was dołączę. – Powiedziała i przeniosła wzrok na Isaaca i Caspera. – Cześć chłopcy. – Posłała im buziaka i przy okazji spojrzała we wsteczne lusterko, bo komuś zaczęło przeszkadzać, że zatrzymała się na środku drogi blokując innym przejazd. Wystawiła przez okno środkowy palec i z piskiem opon ruszyła dalej. Przy okazji mruknęła pod nosem jakieś niezrozumiałe przekleństwo w stronę mężczyzny, który ją strąbił. Skręciła na pierwszą strefę parkingową jaką napotkała, zaparkowała auto i wysiadła. Z bagażnika wzięła swój plecak i narzucając go na ramię ruszyła w stronę Amalii i chłopców. Oczywiście zastosowała się do wskazówek przyjaciółki i zapakowała się w plecak. Raczej była osobą, która podróżowała z minimum trzema walizkami, ale postanowiła zaryzykować. W ostateczności po prostu kupi to czego będzie jej brakowało. O ile będą w okolicy jakiś firmowych sklepów.
Podbiegła do towarzystwa, bo uznała, że skoro stoją to czekają na nią, a ona nie lubiła się spóźniać. Spóźniała się notorycznie, ale naprawdę tego nie lubiła. – Hej. – Przywitała się jeszcze raz jak już do nich podbiegła i wyściskała Amalię, a później ucałowała Isaaca i Caspera w policzki i im się przedstawiła. – Ale jesteście zabójczo przystojni. Wow. – Nawet nie żartowała. Była pewna, że łamali serca każdej płci. – Wiem, że pewnie mnie znienawidzisz za samo sugerowanie tego, ale… mogę nam bez problemu załatwić prywatny lot. Samolot byłby gotowy w niecałą godzinę. Ominęlibyśmy odprawę… poza tym warunki są zdecydowanie lepsze. – Ona tylko w taki sposób latała. Ostatni raz leciała z innymi ludźmi jak przegapiła rodzinny lot ze Szwajcarii. Długo nie mogła się pozbierać po czymś takim. Swoją prośbę skierowała do Amalii, ale zerknęła też na chłopców licząc na jakieś poparcie z ich strony.
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Obecność Isaaka, jego bliskość, działała na Caspera kojąco. Od dawna nie czuł tak głębokiego, wewnętrznego spokoju, nawet jeżeli przepełniało go również podekscytowanie ich wycieczką. Nigdy wcześniej nie leciał samolotem i cieszył się, że jego pierwszy raz odbędzie się z Isaakiem i jego siostrą. Z zaciekawieniem wysłuchał odpowiedzi Amalii, uznając że to dobrze, że będzie jeszcze jej przyjaciółka, bo chyba im więcej ich, tym weselej. W samochodzie zajął się głównie rozmową z przyjacielem, a trzymanie się za ręce w podróży stało się chyba jakimś ich rytuałem, ale tak czuli się po prostu bezpieczniej, a przynajmniej on. Poza tym naprawdę szukał odrobiny bliskości po tak długiej rozłące. Może nie potrzebował wcale wiele, ale chociaż odrobina była jak lek na całe zło i całą tęsknotę. W pewnym momencie nawet, podczas gdy Isaac odpowiadał z kim zaprzyjaźnił się w szpitalu, uśmiechnął się lekko, zerkając na niego z ukosa i pomyślał, że może wszystko jednak wróci do normy. Nie chciał teraz myśleć o tym, że bladość jego skóry świadczy o tym, że prawdopodobnie nic już nie będzie jak dawniej. Mieli dobrze spędzić czas, miło, beztrosko i przyjemnie, a gdyby skupił się znowu wokół tego niepokojącego tematu, to prawdopodobnie chorowałby przez cały pobyt w Malezji, zamiast cieszyć się widokiem herbacianych wzgórz i walczyć z orangutanami o banany.

Na Amalie zerknął kontrolnie tylko raz, może dwa, ale ostatecznie uspokoił się trochę, bo w końcu Isaac mówił, że to tylko jego rodzice potępiali takie rzeczy, jak trzymanie się dwóch chłopaków za ręce lub całowanie się.. To w zasadzie podobnie, jak jego ciotka i dlatego nie mówił jej nigdy o Isaaku więcej, niż musiał. Z resztą ona nie lubiła rodziny Monroe, a to głównie przez plotki o pijaństwie i przemocy domowej. Odpuściła trochę dopiero, kiedy to najstarszy brat przejął opiekę nad Isaakiem, Viper i Felixem i pozwoliła mu nawet chodzić do nich do domu, chociaż dalej była trochę nieufna.

Gdy podjechali na miejsce i wysiedli z auta, Casper udał się grzecznie za Amalią, aby odebrać od niej swój bagaż. Nie zwrócił wielkiej uwagi na to, że zarówno Isaac, jak i jego siostra spakowali się w plecaki. Może tak było im wygodnie? Nie połączył kropek, jeszcze nie. Złapał zadowolony za swoją walizkę, nawet trochę z ulgą, że nie musi jej nosić na plecach, tylko może wygodnie ciągnąć po podłożu na kółkach.

Idąc na lotnisko, trzymał się blisko Amalii, jednocześnie uważnie się rozglądając i pilnując Isaaka, aby przypadkiem się nie zgubił. Wystarczyła chwila nieuwagi, żeby odszedł gdzieś lub pobiegł za czymś ciekawym i musieliby go szukać, a bardzo nie chciał brać udział w takim stresującym wydarzeniu.

Położył chłopakowi dłoń na przedramieniu i zatrzymał się wraz z nim gwałtownie, kiedy przed nimi zahamowało jakieś auto 一 całkiem ładne swoją drogą, zielone, tak jak jabłka które Isaac lubił, o ile pokrojone były w mniejsze kawałki.

Przyjrzał się dziewczynie, która do nich zagadała, a potem jak pokazywała komuś środkowy palec i w końcu szybko odjechała. Zamrugał kilka razy, uznając ostatecznie, że to bardzo barwna osoba. Rzadko miał z takimi do czynienia, ale na pewno nie chciałby jej zezłościć.

Kiedy pocałowała go w policzek, witając się, nie potrafił zatrzymać rumieńca i ciepłego uśmiechu. To było bardzo miłe, poza tym była ładna, więc zapomniał już o tym środkowym palcu, uznając że na pewno jest w porządku… No i była przyjaciółką Amali, a ona na pewno nie zabierałaby na wycieczkę nikogo nieodpowiedniego.

Hey. Jestem Casper 一 wyrzucił w końcu z siebie, zaciskając mocniej dłoń na rączce walizki. Czy ona też miała plecak? Na pewno zbieg okoliczności. Powoli przeniósł wzrok na Amalię, kiedy padła propozycja prywatnego lotu. Otworzył szerzej oczy i proszącym wzrokiem próbował wywiercić w siostrze Isaaka dziurę. Nigdy nie leciał prywatnym lotem, ani żadnym innym, ale prywatne na filmach zawsze były takie dosyć luksusowe.

Właśnie… ominęlibyśmy odprawę 一 powtórzył po Gai, chociaż właściwie nie miał pojęcia jak wygląda odprawa, ale skoro był to argument za prywatnym lotem, to chyba nie było to nic specjalnie przyjemnego. Miał nadzieję więc, że Amalia się zgodzi, bo w końcu ona tutaj dowodziła.


lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
W marzeniach dostrzegała wyjazd taki jak za lat ubiegłych, kiedy Isaac jeszcze był pełen energii, pełen niezmywalnego entuzjazmu i naiwności. Teraz pozostawał głównie entuzjazm i naiwność, bo dawna energia zaczęła gdzieś ulatywać, a jej miejsce zajmowała chemia płynąca w jego żyłach. Nadal było go wszędzie pełno, nadal był sobą, ale to wszystko było takie... inne. A może to rozmowa z Gaią na plaży uświadomiła jej, że dni jej młodszego brata są tak naprawdę policzone. Z całej siły starała się nie myśleć o tym, że być może to ich ostatni camping, że być może to ostatni raz, kiedy ma w sobie dostatecznie dużo siły by nosić ciężki plecak, zbierać chrust i rozpalać ognisko. Starała się odgonić te myśli, choć one powracały za każdym razem, gdy tylko patrzyła na brata.
Gdzieś głęboko w podświadomości wiedziała, że nic nie będzie tak jak za dzieciaka. Miała teraz na głowie więcej osób, organizację, a przede wszystkim brak wiedzy współtowarzyszy. Nie wiedziała ile Isaac pamiętał z ich wspólnych biwaków i wiedzy, którą przekazywała mu przy każdej okazji, ale była pewna, że Casper i Gaia nie mieli pojęcia nawet o połowie potrzebnych informacji. Nie była pewna czy wiedzą jak ułożyć stos ogniskowy, że czasami będą potrzebne warty by dołożyć chrustu, jak poradzić sobie, gdy igły jeżowca wbiją się w stopę, że kora brzozy to nie tylko dobra podpałka, ale też świetny dodatek do herbaty, co zrobić przy udarze słonecznym. Zwłaszcza miała tu na myśli Caspera, gdy patrzyła na wielką walizkę, którą za sobą ciągnął zupełnie nie zauważając, że każdy z nich miał plecak. Jednak, gdy padła propozycja z ust Gai zaczęła się zastanawiać, która z tych dwóch osób faktycznie bardziej nie orientowała się w celu ich wycieczki.
Prywatny lot?
To było coś, czego Amalia nigdy nie doświadczyła. Zarówno ze względów finansowych, jak i zwykłej pasji do podróżowania metodą budżetową. Najtańsze linie lotnicze, darmowy transport i noclegi pod chmurką- to był jej konik. Nie prywatne samoloty, drogie hotele i baseny. Nie czuła tego, nigdy. Uwielbiała wspinaczki z ciężkim plecakiem, pot spływający po czole, łyk nagrzanej od słońca wody trzymanej w bukłaku przytroczonym do Południka, długie godziny w obcym samochodzie, adrenalinę, gdy wysiadała nie wiedząc dokładnie gdzie jest. Wydawała drobne monety na swoje wyprawy, głównie przez to, że tak wolała. Dlatego na samą myśl o prywatnym samolocie i luksusach wynikających z tego zmarszczyła brwi. To nie był jej świat, to nie były jej potrzeby, a Gaia o tym wiedziała. Z resztą wtedy zupełnie zmarnowałyby się bilety, które opłaciła z resztek swoich napiwków. Mimo wszystko odziedziczyła po ojcu bycie całkiem niezłym cencikiem.
Spojrzała badawczo na Isaaca, który był chyba zbyt pochłonięty oglądaniem lotniska by zorientować się o czym była toczona rozmowa, a następnie przeniosła wzrok na Caspera, który wydawał się zachęcony propozycją Gai. Chłopaki na to zasłużyli. Jakkolwiek jej się to nie podobało, jakkolwiek chciałaby inaczej, po s w o j e m u, to przecież chłopcy nie widzieli się kupę czasu, to miał być prezent dla nich, nie dla niej. Powinna teraz skupić się na ich potrzebach, a nie własnych pragnieniach. Powinna ustąpić.
Wyjazd do Indonezji od początku miał być prezentem dla Isaaca, choć gdzieś wewnątrz czuła też, że miała to być jej droga do wyzdrowienia. Symbol, który, być może, miał być najbardziej znaczącym w jej życiu. Misja samobójcza miała przerodzić się w misję ku lepszym życiu. Tylko, że oni o tym nie wiedzieli. Isaac nawet nie wiedział o śmierci Orchid. Jedynie Gaia wiedziała co się kryje w głowie Amalii, ale nie była pewna czy połączyła kropki co do kierunku ich podróży. To była prywatna misja Evy, zaszyta głęboko w jej sercu, i nie chciała by przejmowała teraz główne skrzypce. Najważniejsi byli chłopcy.
To jest ich prezent przede wszystkim, Eva. Myśl o nich.
Nie dając rady powstrzymać westchnienia i miotając wzrokiem między chłopcami a Gaią odpowiedziała:
-Nie będę się sprzeciwiać, skoro chłopaki tego chcą. - badawczo przypatrywała się Isaacowi. Może to nawet lepiej, może to mniej stresu, a on nie powinien się teraz stresować. Przecież potem będą mogli biwakować jak za dawnych lat, jeszcze rozpalą ognisko, ugotują herbatę i przedyskutują długie godziny. Musiało tak być. Prawda?

Isaac Monroe Casper Russo gaia zimmerman
amalia
lachmaniara
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Przyglądaj się przez chwilę Gai dosyć uważnie, mając nadzieję że siostra Isaaka się jednak zgodzi. To by była przecież fajna przygoda, prawda? Po to tutaj byli. Casper ogólnie był bardzo podekscytowany lotem, jakikolwiek by on nie był, ale jeżeli mógł być luksusowy, to przecież dodatkowy bonus. Rzadko mógł sobie pozwolić na luksus, bo jego rodzina nie należała do bogatych. Co prawda nie byli też skrajnie biedni. Niczego im nie brakowało, nawet jeżeli żyli skromnie. Takiego prywatnego lotu na pewno nigdy by nie zapomniał.

Przeniósł spojrzenie na Amalię i wpatrywał się w nią prosząco, szturchając Isaaka w rękę, aby poszedł jego śladem i wyprosił u siostry zgodę również maślanymi oczami. Uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa. Czyli się zgadzała. Ale cudownie. Doskonale widać było po wyrazie jego twarzy, że poczuł ulgę i naprawdę się ucieszył.

Naprawdę? Zgadzasz się? Ale super! 一 dopytał, chociaż chyba nie było wątpliwości. Jego uśmiech poszerzył się, kiedy zerknął jeszcze raz na Gaię, a potem przekręcił głowę, by tak samo spojrzeć na przyjaciela. 一 Słyszałeś? Będziemy lecieć prywatnym samolotem 一 powiedział do niego, powtarzając to, co w zasadzie zostało powiedziane. Isaac często się rozpraszał, więc Casper nauczył się dodatkowo wyjaśniać mu różne sprawy, aby na pewno wszystko było jasne i aby zapamiętał najważniejsze fakty.

Uwielbiał podróżować z Isaakiem, właściwie lubił z nim robić prawie wszystko. Mogli chodzić, lub jeździć, na wycieczki, spotykać się nad jeziorem lub w kinie albo chociażby w parku i nigdy się z nim nie nudził. To był najlepszy kompan do przeróżnych aktywności. Czasami po prostu siedzieli w domu, u Isaaka albo u Caspera, i oglądali filmy albo grali w gry i czas leciał im równie przyjemnie, co przy tych bardziej aktywnych czynnościach. Tym razem lecieli do innego kraju, więc to była całkiem poważna sprawa, coś dużego. Miał szczerą nadzieję, że nie będzie to ich ostatnia tak duża wyprawa. Martwił się tym, co przyjdzie później, ale starał się o tym teraz nie myśleć.

Jakiś czas temu rozmawiał z Ailis i ona mówiła mu przecież, aby wspierał Isaaka, niezależnie od tego, co się wydarzy i aby starał się nie przejmować, żeby wspierał go tak, jak robił to do tej pory. Casper wziął sobie jej słowa do serca i faktycznie chciał tak robić, chociaż to naprawdę nie było łatwe. Starał się jednak, z całych sił, dla Isaaka i w jakiejś części również dla Amalii, której na pewno też było bardzo trudno. Trochę brał z niej przykład, w końcu zamiast się załamać, zorganizowała im wspólny wyjazd. To godne podziwu, kochane i odważne.


ODPOWIEDZ