kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Elise tak na to nie patrzyła. Nie straciła poczucia bezpieczeństwa, albo raczej… nie straciła uczucia, że Logan stanie na głowie, żeby czuła się z nim bezpieczna. Ich dom… to był wypadek, nikt nie mógł nic na to poradzić, nikt nie mógł nic z tym zrobić i żadne z nich nie mogło teraz tego przyspieszyć. Ale to niczego nie zmieniało i chciała, żeby to wiedział. I chciała, żeby czuł się dobrze. Miała nadzieję, że to rozumiał. I rozumiał jaki cel przyświecał tej wycieczce. Powinni zapomnieć o tym, co chwilowo działo się w Lorne Bay.
A odnośnie Banjo… dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwała. Zaśmiała się w głos i nawet nie zamierzała tego ukrywać, ani przez moment. Zwłaszcza, że zawsze lepiej wiedzieć, że ten blat… ten blat był bardzo dziewiczy i jej pośladki miały być pierwszymi!
- Nie wie w takim razie, co traci… ale nie mów mu. Że zhańbiliśmy jego kuchnię. Sypialnię. Salon. Pewnie też łazienkę. I każde miejsce, w którym będziemy się kochać przez tych kilka następnych dni. – mruknęła prosto w męskie wargi, gdy jednocześnie wsunęła tyłek na ten blat i przysnęła męża do siebie odrobinę bliżej i chociaż jedną z rąk nadal trzymała na jego karku to drugą zsunęła w dół i wsunęła pod jego koszulkę – Wiem – oczywiście, że wiedziała, że niedługo były walentynki. I wiedziała też jakiej odpowiedzi oczekiwał jej mąż, że niiieeee, że nie będą tacy jak wszyscy, blablabla… ale przecież pamiętał, że w zeszłym roku było jej przykro. Naprawdę chciał powtórki? – Mogłabym powiedzieć, że nie… że nie chcę, że przecież nie jesteśmy tacy jak wszyscy. – mogłaby, naprawdę mogłaby! – Ale nie chcę. – tak mówić – Chcę świętować to całkowicie komercyjne, cukierkowe, lukrowane i sztuczne święto… wiesz dlaczego? Bo nawet jeśli sztuczne to jest to święto miłości, a kocham cię jak wariatka, więc każda okazja jest dobra. – żeby to świętować! Zwłaszcza, że no… czekoladki? Pycha! Kwiaty? Ładne! Walentynki nikomu nie robiły krzywdy, a były całkiem miłe – Myślę prezentem dla ciebie… może kupię sobie ładną bieliznę? Różową? Będzie dobry? – zaśmiała się pod nosem i pociągnęła do góry materiał koszulki męża, uwalniając go od niej, bo cóż… była zbędna – Dzisiaj, jutro… w walentynki. – zaśmiała się i znów odbiła wargi na męskim policzku.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Zaskoczyłby ją, gdyby pytanie, które zadał – ona zadała jemu. Zaskoczyłby ją, bo wcale nie był na nie. Dlaczego nie był na nie? Oczywiście, że doskonale pamiętał jak przykro jej było rok temu, kiedy nie bardzo postarał się cokolwiek im zorganizować i potem, dla ratowania własnego płonącego wstydem tyłka, kleił coś na szybko. ALE! Ale, ale, ale! To nie była jedyna rzecz, którą pamiętał. Pamiętał też dobrze błysk w jej ładnych, brązowych oczach, kiedy wylądowali w przystrojonym walentynkowo aucie, kiedy dostała swojego ogromnego pluszaka – niedźwiedzia, kiedy powiedział jej, że ją kocha… Pamiętał to bardzo dobrze. Tak jakby to było wczoraj, bo wszystko co z nią pamiętał tak właśnie. Żywo. I dlatego, że to pamiętał wcale nie był na nie. – Powiem ci coś w tajemnicy. – zaczął ciszej, podnosząc tyłek z wysokiego stołka i natychmiast przybliżając się mocniej do żony. Biodra wsunął między jej uda, kiedy ona swoje zgrabne pośladki posadziła na blacie kuchennej wyspy. Jej palce na jego brzuchu wywoływały zabawne, przyjemnie drażniące dreszcze. Budziły w nim też to, tak mu znajome i tak przez niego upragnione, niedoczekanie. – Wcale nie chciałem, żebyś odmawiała. – spędzenia z nim walentynek i zrobienia tego, tak jak wszyscy. W ten komercyjny, cukierkowy, lukrowany, sztuczny sposób. – Rok temu to były moje pierwsze walentynki w życiu, a trochę już tego życia za sobą mam. – sapnął rozbawiony, bo dobrze wiedział, że brzmiał teraz, jak co najmniej jakiś siedemdziesięciolatek i to po przejściach. – Było koślawo i mocno nieidealnie, ale… Przede wszystkim było miło. Tobie było miło, a dobrze wiesz, że dla mnie to jest najważniejsze. Dla mnie ty znaczysz wszystko. Ty, twój uśmiech, twoje spojrzenie, ty. – mówił, w międzyczasie faktycznie pozwalając żonie na lekki demontaż jego dzisiejszego ałtfitu. Koszulka poszła precz i zdecydowanie miała być ledwie pierwszym krokiem dla całej reszty jego ubrań. – Kup sobie, dla mnie najsłodszą, najbardziej walentynkową bieliznę, jaką tylko znajdziesz. W tym roku zrobimy to po bożemu, jak należy. Będzie różowo, serduszkowo i słodko. – z kwiatami, czekoladą i miłym, też cukierkowym, upominkiem. – Powiedz to jeszcze raz. – mruknął znów napierając skronią na czoło pani doktor. Wzrok skupił na jej miękkich wargach i coraz trudniej było mu się powstrzymać przed silnym, stanowczym, głębokim pocałunkiem. Jednocześnie jak diabli przepadał za tym, tętniącym w nim coraz intensywniej, zniecierpliwieniem. Za tą potrzebą dania mu upustu. – Że mnie kochasz. I, że kochasz mnie tak bardzo. – to wciąż wydawało mu się niesamowite i abstrakcyjne, za każdym razem, kiedy to od niej słyszał. To, że mógł być dla kogoś na tym świecie tak cholernie ważny, najważniejszy. Że mógł być dosłownie całym jej światem. Tak jak i ona jego. – Bo ja kocham ciebie. Jak wariat, osioł, jak… Kocham cię tak, że to aż czasami boli. Na pewno też to wiesz. – i też to czuła, i to nieraz.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na pewno by ją zaskoczył! Bo w jej oczach nadal był przeciwnikiem tego plastikowego świętowania… a to, że sklecił im wtedy walentynki – zrobił to, bo trochę to na nim wymusiła. Postawiła go pod ścianą, wyszła z niej urażona królewna i musiał z tym handlować. Poradził sobie doskonale, ale gdzieś tam wiedziała, że zrobił to całkowicie wbrew sobie. Więc tak… zakładała, że w tym roku byłoby dokładnie tak samo. Dlatego, gdy zaprzeczył… była w szoku. Nie dała tego po sobie poznać mocniej niż drżeniem warg do uśmiechu, ale tak, była w szoku. I widocznie bardzo mocno się myliła. Ale to dobrze! To bardzo dobrze, bo chciała, żeby spędzał z nią wszystkie walentynki, które im do końca życia zostały! Bo tamte mogły być pierwsze… ale nie ostatnie.
- Kocham cię – oczywiście, że to powiedziała. Nie miała z tym najmniejszego problemu. Bo przecież go kochała. Jak nigdy nikogo wcześniej. I jak nigdy nikogo więcej nie pokocha – Jak wariatka. Jak myślałam, że nigdy nie będę w stanie nikogo pokochać. – bo nawet nie wiedziała, że jest zdolna do takich uczuć, bo przecież wydawało jej się, że wcale nie jest w tym dobra. Że tego nie umie. Nie umie kochać. A jednak! Wystarczyło tylko poznać odpowiednią osobę. Gdy siedziała na kuchennym blacie tego całkiem ładnego niby-domu z mężem pomiędzy swoimi udami, sunąć dłonią po jego nagim torsie… nie miała najmniejszych wątpliwości. Kochała i była kochana. Walentynki były właśnie dla takich osób jak ona.
- Ale to nie może boleć. Nie chcę, żeby bolało. No chyba, że będzie nam się w tyłek wbijała sprężyna z łóżka, albo nie wiem… za mocno wciśniesz mnie w blat. – zaśmiała się i trąciła nosem jego policzek, zaraz zagryzając na nim krótko zęby – No albo twoje klapsy. Paznokcie wbite w skórę na plecach. Ugryzienia. Tak… to jedyny rodzaj bólu, który akceptuję. – ten w łóżku, który przyjmował zupełnie inny wymiar i koniec końców wcale bólem nie był, nawet jeśli jej pośladek jeszcze dłużej piekł w bardzo charakterystyczny sposób. Nie chciała, żeby bolało jakkolwiek inaczej, bo miłość nie mogła boleć – Zgoda? – przestanie go boleć? Bardzo tego chciała! – I przelecisz mnie? Proszę? – zaśmiała się i ładnie, naprawdę bardzo ładnie się do niego uśmiechnęła.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Każde zetknięcie się jej dłoni ze skórą jego torsu sprawiało, że cały drżał, a w tym miejscu, którego Elise akurat dotykała rozchodziły mu się silne, podniecające dreszcze. Elektryzowała go już tak drobnymi gestami, bo tak naprawdę elektryzowała go sobą. Tym, że była i tym, jaka była. A mówiąc teraz o tym, jaka ta miłość powinna być dla nich niebolesna, tylko to zelektryzowanie w Trevisano, potęgowała. Uśmiechnął się, szczerząc bezczelnie kły w pierwszej odpowiedzi na jej wcale nie mniej zuchwałe pytanie. Czy ją przeleci? Serio? – Naprawdę musisz pytać? Elise… – zaśmiał się cicho i już nie dając żonie szansy na wtrącenie czegokolwiek, wychylił pysk do jej ust i w końcu ją pocałował. Mocno, stanowczo, tak, jakby samym tym pocałunkiem chciał jej pokazać, jak bardzo zamierzał ją przelecieć. I jak mocno zamierzał wciskać ją w ten nieszczęsny blat. Uparcie całując kobietę swojego życia, jednocześnie zaczął ją rozbierać. Pierwszej pozbył się koszulki, a gdy tylko to zrobił, od razu oderwał pysk do ust żony i przeniósł go na jej szyję, a potem – wraz z pocałunkami, które zostawiał na kobiecej skórze – na jej dekolt. Wcałował się w jej piersi, wciąż jeszcze zakryte materiałem jak zawsze ładnego, nigdy rozczarowującego stanika. Kto, jak kto, ale Debenham na bieliźnie znała się, jak nikt i doskonale wiedziała, jaki zestaw sobie sprawić, żeby krew w żyłach jej męża błyskawicznie doszła do punktu wrzenia. Przyciskał więc siebie do jej szczupłego, drobnego ciała, palcami odnajdując haftki tej części bielizny pani doktor, z którymi zresztą i też jak zawsze, poradził sobie szybko i sprawnie. I wprawnie. Lekko i czule zsunął ramiączka stanika z kobiecych ramion i niedbale odrzucił go na bok. Podnosząc pysk, pochwycił spojrzenie tych ciemnych, intensywnie brązowych, silnie roziskrzonych kobiecych oczu i natychmiast w nim zatonął. Dreszcze rozchodzące mu się w dół grzbietu i podbrzusza stawały się przyjemnie nie do wytrzymania, a męskie dłonie nie potrafiły nie dotykać ciała tej tutaj kobiety choćby przez jedną mikroćwierćchwilę. Dlatego zaciskał je na jej udach, albo na jej piersiach, albo po prostu obejmował ją ciasno, kiedy znów wcałowywał się z uporem i zachłannością w jej miękkie, słodkie wargi. Mówiąc, że uwielbiał to, jak Elise smakowała miał na myśli nie tylko to, jak dochodziła pod jego językowe dyktando, ale także to, jak smakowały jej pocałunki. A smakowały obłędnie. Pospiesznie rozpiął pasek i zapięcie swoich spodni i zsunął je stanowczym ruchem w dół, aż do kostek, które zaraz wyplątał z nogawek. Warknął cicho, bo to, jak Debenham go dotykała, to jak muskały jego skórę jej ciepłe, drobne dłonie, jak jej wargi odpowiadały na jego bliskość, to jak lgnęła do niego, jak chciała go całą sobą, jak potrzebowała go teraz w ten bardzo szczególny sposób… To wszystko robiło mu w głowie pieprzone tornado. Miał być sztorm i był, tyle, że nie na oceanie, a we łbie Trevisano. Zwariował. Zwariował na punkcie tej kobiety i nie miał szans na wyzdrowienie. Na szczęście.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Musiała pytać! Oczywiście, że musiała. Dlaczego? Głównie dlatego, że lubiła słuchać jego odpowiedzi… lubiła słuchać, że ją kochał i jak ją kochał, ale szczególnie mocno chciała też słuchać o tym jak chciał się z nią kochać. Bo nikt tak dobrze o tym nie mówił. Same jego słowa powodowały u niej dreszcze. Teraz może nie dostała słów, ale pocałunek, w którym naparł na jej wargi wyrażał prawdopodobnie więcej niż tysiąc słów. Gdyby nie siedziała prawdopodobnie ugięłyby się pod nią kolana. Pomogła mu pozbyć się swojej koszulki, a kiedy jego ciepły oddech muskał skórę jej dekoltu raz za razem przechodził ją dreszcz. Nigdy nie była szczególnie cierpliwa, ale bliskość Trevisano sprawiała, że zamiast mózgu miała papkę. Nieszczęsną papkę, nie potrafiła zachowywać pozorów, trzymać fasonu i tak dalej. Zresztą… nie chciała. Ani trochę nie chciała i wiedziała, każdą jedną komórką ciała wiedziała, że nie musi. Każdy jeden jego gest, każdy jeden jego pocałunek, każda sekunda, w której zaciskał palce na jej skórze albo ciasno ją do siebie przyciskał – to wszystko i każde z osobna sprawiało, że czuła, że jest dla niego najważniejsza, że jej chce. Że cały ich świat był ograniczony do tych kilku metrów kwadratowych kuchni niby domu. Przesunęła się bliżej krawędzi blatu i objęła go udami w biodrach, żeby mieć go jeszcze bliżej. Czuć go jeszcze mocniej, jeszcze intensywniej, a jej pomruk zadowolenia był bardziej niż wymowny. To uczucie było uzależniające. Oszałamiające. Nie rozumiała jak inne pary mogły się tym znudzić, jak seks mógł im spowszednieć? Nie potrafiła sobie wyobrazić, że to mogłoby przestać robić na niej wrażenie, mogłaby przestać go chcieć i a jej serce mogłoby przestać robić te fikołki tylko dlatego, że byli razem. W ten charakterystyczny dla siebie spokój. Wspólny oddech, wspólny rytm – nigdy nie mieli z tym problemu. Działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Byli jednością, której cel był jeden – maksymalna przyjemność. No i może jeszcze robienie dzieci, ale to akurat zawsze schodziło na drugi plan. A chwilowo może nawet i trzeci? – To mi się nigdy nie znudzi. – wymamrotała, podśmiechując się pod nosem i mocniej zaciskając palce na jego plecach, mocniej go do siebie przyciskając i zagłuszając w jego wargach przeciągły jęk przyjemności, który wyrwał się z jej gardła.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.



Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaśmiała się pod nosem, bo nie miała, co do tego najmniejszych wątpliwości… że zorganizuje jej fantastyczne walentynki. Chociaż prawda była też taka, że wcale nie miała dużych wymagań. Tak mówiła i wspominała, że chce świętować… ale tak naprawdę wystarczył jej wieczór w domu z mężem i nawet kupione w szpitalnym sklepiku czekoladki. Nie potrzebowała dużo. A z drugiej strony… potrzebowała jego, bo on był jej wszystkim, więc może potrzebowała wszystkiego? Tak jak teraz dostawała wszystko.
I było to oszałamiające uczucie, bo przecież doskonale wiedziała dokąd zmierza Logan ze swoimi pocałunkami. A skoro wiedziała… z każdą kolejną sekundą, z każdym kolejnym pocałunkiem – jej zniecierpliwienie rosło. I wcale nie musiał się przesadnie starać, żeby straciła dla niego głowę, straciła ją już bardzo, bardzo dawno temu i wystarczyła myśl, zaledwie świadomość tego, co miało się wydarzyć, a serce biło jej szybciej i trudniej było zapanować nad własnym oddechem. Wplotła palce w ciemne kudły męża, oparła udo na jego ramieniu i mu się oddała… po prostu mu się oddała. Jemu i przyjemności, którą jej serwował. I nie przypuszczała, że cokolwiek… cokolwiek mogłoby jej teraz przeszkodzić w osiągnięciu spełnienia. A jednak!
W pewnym momencie usłyszała hałas, którego nie spodziewała się usłyszeć. Auto? Ktoś pewnie przejeżdżał po ulicy, nawet jeśli było to wygwizdowie to przecież nawet tutaj ludzie żyją… ale opony auta zaczęły się toczyć po podjeździe z kamyczków, gdzie oni jakiś czas wcześniej zostawili swoje auto. Szlag.
- Logaaan… – jęknęła, bo przecież prawda była taka, że chciała dojść… pod dyktando męża, dokładnie tak jak tego chciał i wtedy kiedy tego chciał – Ktoś przyjechał… ktoś jest pod domem. – pociągnęła go mocniej za włosy, żeby się od niej oderwał, spojrzała na niego i ściągnęła mocniej brwi. Mimo, że ciśnienie nadal dudniło jej w uszach to nie dało się ukryć, że ktoś trzasnął drzwiami od auta, charakterystyczne piknięcie zamykanego pojazdu – Szlag! – mruknęła i zsunęła się z blatu, musnęła męski policzek – To twój kumpel, handluj z tym – bo kto inny? Trevisano może nie chciał się spotkać z przyjacielem, ale widocznie ten miał zupełnie inne plany i skoro Bear już pojawił się na Północy to postanowił go odwiedzić. Zupełnie bez zapowiedzi. Ale w swoim własnym domu, więc chyba nie można było mieć do niego ogromnych pretensji… nawet jeśli wybrał sobie najgorszą możliwą porę! A Elise próbowała się w pośpiechu ubrać, gdy Trevisano wciągnął na tyłek jeansy i poszedł ratować sytuację.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
To był obecnie najgorszy możliwy scenariusz. Tak bardzo zły, tak cholernie najgorszy, że Trevisano w pierwszym odruchu postanowił go zignorować. Słowa żony o tym, że ktoś jest pod domem i to, że faktycznie i naprawdę ktoś pod tym domem był. Nie przerwał pieszczot serwowanych w kobiecym międzyudziu, a wręcz odwrotnie – dodał im jeszcze więcej ognia, stanowczości i werwy. Zupełnie, tak jakby chciał za wszelką cenę, mimo ewidentnej złośliwości losu, doprowadzić Elise do spełnienia. Potrzebował tego i dla niej i dla siebie, i to jak diabli. Dopiero, kiedy pani doktor użyła na nim więcej swojej kobiecej siły i determinacji, oderwał się od niej i podniósł łeb. Nie był zadowolony, a napięta szczęka i boleśnie głęboka zmarszczka między jego brwiami były na to idealnym dowodem. – Ja pierdolę… – warknął pod nosem, nawet nie zdążywszy powstrzymać żony przed zeskoczeniem z kuchennej wyspy i wymknięciem mu się z łap. Dosłownie. Buziak w policzek wcale nie zmiękczył jego zeźlenia, ani odrobinę! Mamrocząc czy raczej powarkując jakieś mało przyjazne inkantacje pod nosem, istotnie zaczął się ubierać. Wciągnął na tyłek przeklęte jeansy i już słysząc, jak ten prawdopodobnie Banjo chwyta za klamkę od drzwi wejściowych, niemal w biegu wrzucił na grzbiet swoją koszulkę. Generalnie wyglądał, jakby albo dopiero co obudził się z potężnej drzemki, albo KTOŚ lub COŚ przerwało mu fantastyczny seks z żoną. I w dupie miał to, że Banjo może się tego domyślić. Wyszedł mu naprzeciw i… Tia, Elise miała rację… - Um… Cześć, cześć… Nie wiedzieliśmy, że wpadniesz… Wpadniecie. – bo do niby-domu właśnie wpakował się kumpel Logana ze swoją uroczą małżonką. Oboje uśmiechnięci i z wcale niepustymi rękami. Sam Trevisano starał się grać wyluzowanego, gdzieś w międzyczasie przeczesał sobie łapą swoje ciemne kudły i poprawił pomiętą koszulkę na torsie. – Chcieliśmy wam zrobić niespodziankę. No i chyba się udało. Mamy kolację, uznaliśmy, że pewnie wy sami nic sobie nie zorganizujecie, bo przecież wasze ręce są zbyt cenne do obierania zwykłych ziemniaków, co? – Banjo żartował w najlepsze, kompletnie nie chwytając wiszącej w powietrzu aluzji… Jego żona, natomiast, zdawała się nieco bacznie zerkać na Logana, a zaraz potem też na Elise, kiedy całą trójką dołączyli do niej w kuchni. – Miałaś rację, kochanie, mamy gości. I to z darmową kolacją. Całkiem to niesamowite, prawda? – odnalazł wzrokiem spojrzenie pani doktor i nie mógł powstrzymać się przed bardzo wymownym puszczeniem jej oka. Uśmiechnął się kącikiem warg, najwyraźniej uznawszy, że nerwy i złość już tu niczego nie uratują. Banjo po prostu nie był typem, który ogarniał delikatne sugestie. I on i jego żona przywitali się ciepłym uściskiem i buziakiem w policzek, z Debenham, a zaraz potem zaczęli krzątać się po kuchni, żeby zaserwować swoim gościom naprawdę ładnie pachnącą i wyglądającą kolację. – Mamy też wino. Dużo wina. – poinformował sam Bob-Banjo budowniczy, autor niby-domu, jednocześnie wyciągając z papierowej torby dwie porządnie wyglądające butelki z ciemnoczerwonym płynem. – Miałem, co prawda, nie pić, bo prowadzę, ale… Najwyżej przekimamy się tutaj z wami. Jedna noc, będzie miło pogadać. – mina Trevisano, kiedy to usłyszał? Bezcenna. Szybko sięgnął po swój kubek z wcześniej już nalanym winem i jednym wychyleniem opróżnił go do zera. Zaraz potem spojrzał szybko na żonę, a na usta cisnął mu się tylko jeden komentarz… - Tak… Dużo wina brzmi naprawdę dobrze. – oboje, zdaje się, będą go potrzebowali!

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To zdecydowanie był najgorszy możliwy scenariusz. Zwłaszcza, że mieli zaledwie moment na doprowadzenie się do porządku. Przyjaciel jej męża nie brał jeńców… wpakował się z własną żoną do środka i tak – mieli kolację i wino. Elise ostatni raz poprawiła koszulkę i przywitała się zarówno z Banjo jak i jego małżonką, których widziała ostatni raz chyba na ich ślubie. Czyli dawno. Bardzo dawno. Prawda była taka, że oni też widzieli ją wtedy pierwsze i ostatni raz, a mimo wszystko przywitali się z nią jakby znali się całe życie i byli najlepszymi przyjaciółmi, co na swój sposób było szalenie miłe. Gdyby tylko nie przerwało im tego, że Logan właśnie klęczał między jej udami, ugh – To bardzo… udana niespodzianka. – skomentowała, a kącik ust drgnął jej wymownie w rozbawieniu, bo widziała minę Logana, widziała jak się gotował w środku, jak chętnie wyrzuciłby ich za drzwi – szczególnie, gdy Banjo wspomniał, że przecież mogą zostać na całą długą noc. Nie mógł tego jednak zrobić, a Elise nie zamierzała mu też na to pozwolić. A wino… cóż, wino faktycznie mogło się przydać, więc też sięgnęła po swój kubek – W takim razie napijmy się za to… niespodziewane spotkanie. I miły wieczór. I na pewno pyszną kolację, bo wygląda fenomenalnie. – przynajmniej z tego, co zaglądała im przez ramię, gdy ją przygotowywali. Bo tylko zaglądała… nie brała się za przygotowywanie. Po pierwsze nie chciała się wtrącać, a po drugie wcale nie byli u siebie. Wolała pić! Ale wtedy też stał się cud, bo gdy Banjo sięgnął po wino, jego żona go zastopowała i przypomniała mu, że nie mogą zostać, bo rano musieli być w domu, bo… no własnie, to co powiedziała brzmiała jak typowa wymówka, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. I Banjo chyba też nie do końca w pierwszej chwili zrozumiał o czym kobieta mówi, ale posłuchał jej. Elise natomiast od razu wiedziała… ona wiedziała. Kącik ust drgnął jej wymownie, gdy spojrzała na Logana, ale ukryła twarz za kubkiem z winem – Swoją drogą piękny dom. – skomentowała wreszcie, przerywając ciszę – Właśnie rozmawialiśmy z Loganem, że moglibyśmy mieć taki dom w jego rodzinnych stronach, gdy przyjeżdżamy tu na urlop. A jak widać przyjeżdżamy częściej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. – chociaż i tak rzadziej niż wcześniej, gdy sytuacja z ojcem Logana była jaka była. Czyli nieciekawa.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Tia… Bardzo udana niespodzianka. Wzrok Trevisano, który natychmiast po tych słowach powędrował do kobiecych tęczówek – mówił wszystko. To zdecydowanie była BARDZO UDANA niespodzianka! Tak udana, że aż nie wiedział, jak się wobec niej zachować. Dolał sobie więc – z tej bezradności oczywiście – wina, nalewając go też przy okazji właścicielom tego ładnego przybytku i uzupełniając też kubek żony. Wino z kubka smakowało inaczej. Zabawniej. A Logan nagle zdał sobie z tego sprawę… Tak całkiem z dupy. Spojrzał na kubek, na wino w tym kubku i dostał przez łeb taką myślą, że często tak pili, ale przecież to wcale nie dlatego, że nie mieli w domu kieliszków. Mieli! I to na pewno bardzo ładne! To dlaczego? Obiecał sobie zapytać potem o to Elise. Ona na pewno będzie wiedziała dlaczego. Tak czy inaczej, z tego trywialnego zamyślenia wyrwała go rozmowa Banjo z jego przemiłą małżonką. Dajmy jej jakieś imię, Sophie niech będzie, bo nie pamiętam czy jakieś kiedykolwiek wcześniej od nas dostała. Logan wcale nie od razu załapał to, co Debenham zrozumiała w lot. Przez dobry moment był szczerze przekonany, że ich goście-gospodarze naprawdę mieli coś do załatwienia następnego dnia, a przez myśl by mu nie przyszło, że… Sophie wie. Bo skąd? No niby jak? Przecież nie otworzył im drzwi w rozpiętych spodniach. Chyba… Dopiero, tak naprawdę, kiedy spojrzał na żonę i zobaczył jej wymowny, super jednoznaczny uśmiech, a przy okazji znajomy błysk w oku, coś go tknęło. Zdecydował się dodać dwa do dwóch, a już pełnym utwierdzeniem go w tych nieśmiałych próbach dedukcji było kolejne kobiece spojrzenie – tym razem jednak należące do samej Sophie. Mało tego, że ona wiedziała o tym co robili. Teraz ona też wiedziała o tym, że oni wiedzą, że ona wie. Jakkolwiek karkołomnie mogłoby to zabrzmieć. – Tak… Rozmawialiśmy też o tym, że jakbyście chcieli sprzedać ten niby-dom to moglibyśmy być zainteresowani. – nie bawił się w ceregiele czy owijanie w bawełny, a wzmiankę Elise o domu, w którym byli potraktował jako ratunek od niezręcznej przestrzeni na domysły. Zdecydowanie nie chciał, żeby Banjo zrozumiał dedukcję swojej małżonki i domyślił się tego, czego ona domyśliła się już na samym początku tej wizyty. – Oczywiście jeśli zawołacie sensowną kasę, a nie jakieś… Absurdalne kokosy. – nie mógł sobie odmówić tej wyraźnie przekornej uwagi. Uśmiechnął się, jak cwaniak i wypił kolejny łyk naprawdę smacznego wina. To co wydarzyło się ledwie moment później, z lekka go zaskoczyło. Banjo bowiem spojrzał na swoją towarzyszkę życia, Sophie wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła, potem Banjo spojrzał na Elise, na Logana i w końcu przenosząc wzrok to na jedno, to na drugie, jak gdyby nigdy nic rzucił: - Jest wasz. Na pewno się dogadamy. – co do ceny i warunków tej szalonej transakcji. – I tak tu prawie nie przyjeżdżamy, a poza tym planujemy kupić sobie coś wakacyjnego na Bali. Co tak patrzysz, Trevisano? Na hodowli bydła zarabia się lepiej niż na tej twojej medycynie. – i z tym Bear nie mógł i nawet nie chciał się kłócić. Parsknął szczerym rozbawieniem, łypnął porozumiewawczo na żonę, bo… - Widzisz, kochanie? Chcesz dom, masz dom. Załatwiłem ci. Lepszego męża nie znajdziesz. – tymczasem kolacja lądowała na talerzach. Za to, jak wyglądała i pachniała Logan był chyba nawet skłonny wybaczyć kumplowi tę… Heh, (nie)udaną niespodziankę…

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Właściwie jej to nie peszyło. Nawet jeśli Sophie wiedziała, że przeszkodzili Trevisano nie tylko w oglądaniu telewizji i piciu wina – nie było to nic złego. Byli dorośli, byli małżeństwem i nic nie stało na przeszkodzie, żeby się kochali. Często. Intensywnie. Więc to, że kobieta była tego świadoma ani trochę jej nie przeszkadzało, a nawet doceniała, że była bardziej… domyślna niż jej mąż, bo tym samym zorganizowała im wolny wieczór, a przecież naprawdę mocno tego potrzebowali. Nawet jeśli gdzieś tam w międzyczasie mocno zagięliśmy czasoprzestrzeń i ich dzień trwa jakieś wieku, to… to był naprawdę długi dzień. Musieli odreagować w ten bardzo naturalny i charakterystyczny dla siebie sposób. Na samą myśl o tym przechodził ją przyjemny dreszcz.
Natomiast, gdy Logan tak bezpardonowo wspomniał o tym, że rozmawiali o kupnie tego domu, nawet gdy Banjo nawet nie wspominał o tym, że chce go sprzedać… prawie się zakrztusiła winem. To nie było wyrafinowane! To nie były podchody, których się spodziewała. A jeszcze mniej spodziewała się takiej reakcji Banjo i Sophie – jaką dostali. Przez moment po prostu się na nich patrzyła. Całą trójkę. Przenosiła wzrok z Banjo i Sophie na Logana i z powrotem. Bo jak to tak? Już? Teraz? Mieli to przemyśleć. Mieli to przedyskutować. Być może nawet to policzyć! Przecież mieli w Lorne Bary dom w remoncie, dużym i kosztownym remoncie.
- Lepszego męża nawet nie szukam, ale no… – myślała, że to będzie bardziej skomplikowane? Przemyślane? Ewidentnie była zdezorientowana. Przepiła to jednak sporą ilością wina – Załatwiłeś nam dom. – od ręki, jak gdyby nigdy nic… jakby była mowa o paczce chipsów w ramach wieczornej zachcianki, a nie domu na drugim końcu kraju – Ale jesteście tego pewni? W sensie nie chcemy naciskać ani nic… jednak nikt normalny nie przychodzi do ludzi, nawet przyjaciół… a może szczególnie przyjaciół i nie mówi, że chce kupić ich dom. – to było nienormalne i trochę się martwiła, że w jakiś sposób może ucierpieć na tym przyjaźń mężczyzn, a tego za żadne skarby nie chciała - Więc jeśli nie mieliście tego w planach to po prostu powiedzcie. To była nasza bardzo luźna, spontaniczna myśl... - przy okazji bardzo nieodpowiedzialna, ale tego nie musiała mówić na głos!



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Oczywiście, że to co zrobił Logan nie było ani trochę wyrafinowane! Ale przecież… On sam, cały, w całej swojej szanownej postaci był absolutnym przeciwieństwem wyrafinowania. Poza tym… Było w tej sytuacji coś jeszcze. Coś z czego, być może, Elise jeszcze nie zdawała sobie sprawy. – Ale wiesz, że właśnie nazwałaś mnie wariatem? – skoro nikt normalny nie mówi ot tak swoim przyjaciołom, że chce kupić od nich dom. Ich dom. Ok, niby ich i niby dom, bo przecież ani tu nie mieszkali, ani nawet nie bywali. – Tak, to była spontaniczna myśl, ale… – Banjo i Sophie nie przestawali się uśmiechać. Jednocześnie pewnie całą czwórką przenieśli się do niedużego stołu z czterema krzesłami, gdzie mogli wygodnie zjeść kolację. – Podoba ci się tutaj, chciałabyś mieć miejsce na Północy, do którego możemy wracać bez konieczności odwiedzania starych Trevisano. Ja też bym tego chciał. A skoro oboje mamy taką potrzebę, to… – wzruszył ramionami, bo czy to nie było oczywiste, żeby spontaniczną myśl zamienić na spontaniczne wzięcie sprawy w swoje ręce? – Po prostu kupmy ten dom. Jest w porządku. A Banjo i Sophie na pewno z nas nie zedrą. – mówiąc to, porozumiewawczo łypnął na swojego, wciąż wyraźnie rozbawionego, kumpla. Taaaak, wątpliwości i zakłopotanie Elise zdecydowanie go rozbrajały. – Tak się załatwia sprawy na Północy, doktor Trevisano. A już szczególnie wtedy, kiedy możesz tę sprawę załatwić z kimś, kogo nawet trochę lubisz. – oczywiście, że musiał ująć to w ten sposób, ale Banjo znał go zbyt dobrze, żeby wziąć jego słowa na poważnie. Niemniej, zgadzał się z pierwszą częścią tego, co Bear powiedział. Sophie zresztą też – wyrażała to kiwając żywo głową, a zaraz potem także wtrącając: - Ja też długo nie mogłam do tego przywyknąć. Do tego ich… Grubociosania. Wiesz, bezpardonowości. – które z wyrafinowaniem miały tyle samo wspólnego, co Logan z jazdą na nartach. Nope. Po prostu nope. – Widzisz? Mówiłem ci, że my wszyscy tak mamy. Dzikusy z Północy. – Bear rzucił do żony, uśmiechając się pod nosem, a zaraz po tym wsuwając sobie do ust trochę azjatyckich klusków. Na pewno smakowały dużo lepiej, niż te z papierka, które leżały odłogiem gdzieś w którejś kuchennej szafce. Podniósł ślepia na swoją prywatną, bardzo osobistą panią doktor i przez krótki moment po prostu się jej przyglądał. Rozumiał jej obawy, rozumiał je, jak diabli. Wiedział doskonale, że martwiła się ich sytuacją domową w Lorne i tym, jak dużo finansów remont ich willi pochłonął dotychczas i ile najpewniej pochłonie jeszcze w najbliższej przyszłości. Z drugiej strony… Mieli coś, co bez problemu i większego bólu serca mogli sprzedać i tym samym zdobyć trochę wolnych funduszy. Logan postanowił jednak zachować tę myśl dla siebie, przynajmniej do czasu, aż nie zostaną z Debenham sami.
Kolacja minęła im więc w tonie rozmowy o domu, o tym dlaczego powstał i jak bardzo nikt w Banjo nie wierzył, że da radę postawić go całkiem sam. Po kolacji przenieśli się na taras, gdzie poza typowo tarasowymi meblami stała też huśtawka. Taka w sam raz dla dwóch osób. To jasne, że Logan wpakował się na nią pierwszy, a wolną od kubka z winem ręką poklepał miejsce obok siebie. – No chodź… Będę grzeczny, obiecuję. – zapraszał żonę, żeby usiadła przy nim, też na tej nieszczęsnej huśtawce, a obiecywał jej to, że nie będzie pakował łap tam gdzie przy ludziach – nawet jeśli ci nie byli zwykłymi randomami – niekoniecznie wypada. Stan wina malał im ekspresowo, ciemnogranatowe niebo rozświetlały gwiazdy, a na twarzy wyczuwalny był znajomy, trochę słonawy powiew oceanu. Miejsce, w którym byli zdecydowanie miało swój urok. Całe mnóstwo uroku. – Obchodzicie walentynki? – Logan zapytał nagle, zupełnie znienacka i raptownie, bo w ogóle o tym nie rozmawiali, ale to właśnie przyszło mu teraz do głowy. Sophie i Banjo natychmiast przytaknęli, bo… - Nikt nie daje lepszych walentynkowych prezentów ode mnie. Jestem tego absolutnie zuchwale pewien. – B. skomentował, a S. nie broniła się przed przytaknięciem. Trevisano natomiast łypnął kontrolnie, czujnie na żonę. Czy bał się, że opowie teraz o jego mało walentynkowym spiricie? Wolałby nie. Przecież się zmienił. A właściwie to zmieniał, codziennie po trochu. I już miał coś odpowiedzieć, kiedy przyjaciel odezwał się pierwszy… - Staramy się też o dziecko, a walentynki to dodatkowa dobra okazja do tego. – i wcale nie zamierzał tego ukrywać za co dostał od Sophie kuksa w ramię. Logan tymczasem naturalnie, ale też nie jakoś super przesadnie spoważniał. Bo przecież… On i Debenham też się starali. Mocno, bardzo. Może zbyt mocno i zbyt bardzo? Nie wiedział.


Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
ODPOWIEDZ