kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mieszkanie w hotelu było… ciężkie. Jeszcze cięższe było mieszkanie w hotelu ze zwierzakami, bo te przyzwyczajone do dużej przestrzeni były mocno… ograniczone, a przez to też dość nieszczęśliwe. A strażacy mieli rację w jednym… za prędko do domu nie wrócą, niestety. Dlatego podjęli decyzję, że sierściuchy na czas remontu zamieszkają u jej mamy, żeby były spokojne, a oni też mogli więcej czasu spędzać w pracy, na budowie i generalnie nie przejmować się tym, że zwierzaki całe dnie spędzają w hotelowym pokoju i mogą go zniszczyć. Rozłąka łatwa może nie była, ale wiedzieli, że tak będzie lepiej. Oczywiście pani Debenham chciała, żeby oni też zostali, że po co będą mieszkać w hotelu, gdy u niej jest mnóstwo miejsca. Grzecznie odmówili. Elise wyrosła z mieszkania z matką i o ile kochała ją ogromnie tak nie wyobrażała sobie wrócić do domu. Potrzebowali swojej przestrzeni.
Potrzebowali też czegoś jeszcze. Potrzebowali odpoczynku.
Ostatnio ich życie kręciło się wokół remontu, który chcieli przeprowadzić jak najszybciej i pracy, w której spędzali nieprzyzwoicie dużo czasu, bo chyba oboje byli takimi ludźmi, że woleli pracować, żeby nie myśleć o tym, że byli bezdomni. I o ile hotelowe łóżko i śniadania były naprawdę przyjemne… no to jednak było to miłe na chwilę, może dwie. Szybko potrafiło zbrzydnąć.
Czekała na męża na parkingu przy ich aucie. Mieli się spotkać w szatni, ale ktoś go jeszcze zawołał, żeby spojrzał w kartę pacjenta, więc uznali, że poczeka już na parkingu.
I miała tą chwilę, żeby wpaść na szalony, może trochę głupi pomysł. Więc, gdy Logan wrócił – ona szczerzyła kły jak głupi do sera.
- Mamy dwie godziny… znaczy mamy mniej, bo za dwie godziny musimy być na lotnisku. – poinformowała, gdy tylko wszedł do środka i na nią spojrzał i prawdopodobnie nie wiedział, o co jej chodziło. Bo przecież to nie był aż taki dobry dzień, prawda? – Nie patrz tak na mnie. – przewróciła oczami – Za dwie godziny musimy być na lotnisku. To nie podlega dyskusji Trevisano. Ostatnio mówiłeś, że chciałbyś lecieć na Północ, że tęsknisz za tamtą okolicą i tak… potrzebujemy chociaż chwili oddechu. Dom nam się zawalił, mieszkamy w hotelu, pracujemy zdecydowanie więcej niż powinniśmy… potrzebujemy wakacji. Więc lecimy na Północ. Zgoda? – ona kupiła im tylko bilety, ale do niego należała cała reszta. Jednak Północ to jego tereny, jego świat i tylko on mógł im tam zorganizować wycieczkę. Ona? Ona po prostu chciała tam być z nim.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Gdyby ktoś zapytał Logana o to czy ostatni czas faktycznie był taki męczący i emocjonalnie trudny do zneutralizowania, bez wahania odpowiedziałby, że… Jasne, że tak. On był zmęczony i widział to zmęczenie, prawdopodobnie jeszcze większe od jego, u żony. Nigdy jeszcze, aż do tego punktu swojego życia nie był bezdomny. Nigdy nie musiał dosłownie mieszkać w hotelu i udawać, że jest to fajne. To nie było fajne. Nie miał tam powietrza, zapachu oceanu, tarasu, na którym wieczorem mógł wypić drinka i wsłuchać się w nawoływanie tej jednej i ciągle tej samej sowy, która uparcie co wieczór przylatywała do ich dzikiego ogrodu. Lubił te momenty, a nawet jeśli nie korzystał z nich codziennie, nawet jeśli robił to rzadziej niż częściej to wciąż – lubił, że w ogóle ma taką możliwość. W hotelu tego nie było. W szpitalu tym bardziej nie, a mieszkanie u mamy Elise po prostu nie wchodziło w grę. Nastrój wyraźnie mu siadał, ale nie odbijało się to na Debenham. Nie był dla niej ani nieprzyjemny, ani szorstki czy oschły czy… Jakkolwiek negatywnie interaktujący. Widocznie gorzej sypiał, często się zamyślał i rzadko uśmiechał. Najgorsze jednak było to, że kompletnie nie zdawał sobie z tego sprawy.
Tymczasem w szpitalu, już na wyjściu do… Heh, nie, zdecydowanie nie do domu. Nowy, zupełnie świeży stażysta poprosił go o zerknięcie w kartę pacjenta, przy którym wspólnie dzisiaj pracowali. Zauważył tam pewną nieścisłość, ale nie chciał podnosić larum bez rozmowy z Trevisano. Omówili to więc ekspresowo, a sam Logan odnotował sobie w głowie, żeby jutro już na pewno uzupełnić zaległą dokumentację. Nie znosił tego robić, ale… Szlag, wiedział, że musi. Z tą myślą w głowie wyszedł ze szpitala i skierował się na parking, na którym – przy ich dużym aucie – czekała już na niego Elise. Widząc jej szeroki i zdecydowanie zbyt pogodny uśmiech, jak na ich obecną sytuację życiową, ściągnął w wyraźnym niezrozumieniu brwi. To wcale nie minęło wraz z pierwszymi słowami pani doktor… Jak to mieli mniej niż dwie godziny? Jak to musieli być za ten czas na lotnisku? Nie patrz tak na mnie było w punkt, bo gapił się na nią, jakby dosłownie urwała się z choinki. Albo przynajmniej porządnie upiła. – Ale… – sapnął, choć wcale nie zamierzał z żoną dyskutować. Uśmiechnął się pod nosem i złagodził pysk i typową dla niego zmarszczkę tuż przy nasadzie nosa. – Jak to? Nie mamy naszych rzeczy, ani… Mamy chociaż klepnięty urlop? – zaśmiał się cicho, bo to wszystko wyglądało mega abstrakcyjnie, ale jednocześnie… Dlaczego mieliby tego nie zrobić? Skoro tego potrzebowali i skoro tego chcieli, oboje, dlaczego mieliby nie zaryzykować. – Ale… Nie musimy odwiedzać rodziców, prawda? Nie jestem chyba na razie w kondycji do ciągłego gryzienia się w język. – a obawiał się, że spotkanie z ojcem tego właśnie by od niego wymagało. Stary Trevisano kompletnie nie radził sobie ze swoją nową rzeczywistością. Przy okazji obwiniał o tę nową rzeczywistość, syna. Bo jak to? Jest lekarzem i to podobno całkiem niezłym, jak więc mógł pozwolić obciąć własnemu ojcu nogę? No jak? – No to jedźmy, tak? Skoro mamy tak niewiele czasu. Zjemy coś na lotnisku? – dodał jeszcze, otwierając już drzwi po stronie pasażera przed żoną, a kiedy wsiadła – zamknął je lekko i wsiadł z drugiej strony auta, za kierownicę. – Muszę się zastanowić, gdzie moglibyśmy się zatrzymać… – zauważył, choć zasadniczo chyba bardziej do siebie i jako komentarz do myśli, która pojawiła mu się w głowie. Odpalił silnik i wyjechali ze szpitalnego parkingu. – I przesunąć operacje z jutra… Na ile tam lecimy? – zapytał, podnosząc wzrok na żonę. Nadal trochę nie wierzył, że naprawdę to zorganizowała.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wiedziała, że było mu trudno. Chyba właśnie dlatego chciała go zabrać w miejsce, które sprawiało, że był szczęśliwy. Bo chciała, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli świat im się walił na głowę. Dosłownie i w przenośni. Nie mieli ostatnio najlepszego czasu i chociaż krótkie świąteczne wakacje w Europie były przyjemną odskocznią to jak widać niewiele w tym temacie pomogły. Znowu zrobiło się nieprzyjemnie. A ona nie chciała patrzeć jak się męczył. Nie mogła patrzeć jaki był nieobecny i tym wszystkim zmęczony. Łamało jej to serce. Dlatego wpadła na głupi pomysł. Chociaż może nie tyle głupi, co po prostu szalony. Bo tak, nie mieli żadnych rzeczy ani klepniętego urlopu.
- Nie musimy nikogo i nigdzie odwiedzać. Możemy robić to, co nam się podoba, Bear. – bo od tego były urlopy. Mogli odwiedzić wszystkie jego ulubione miejsca, ale nie byli do niczego zobowiązani – I rzeczy możemy kupić. Szczoteczki do zębów i bieliznę. – kącik ust drgnął jej wymownie, bo już nawet chciała wspomnieć, że na dobrą sprawę nawet nie muszą się ubierać! – I nie mamy klepniętego urlopu. Zadzwonię jutro do starego i powiem, że się źle czuję, albo że coś nam wypadło z remontem… dom nam się rozpadł, nie odmówi nam kilku dni wolnego. – można było wykorzystać okazję, że wszyscy im bardzo mocno współczuli, prawda? – No weź… od kiedy to ty jesteś tym odpowiedzialnym, co? – wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu, bo przejmował się rzeczami, urlopem i noclegami, zamiast po prostu zawieźć ich na lotnisko, gdy przecież czuł w kościach, że tego potrzebował. Musiał to czuć! Ona czuła! Kiedy się zgodził prawie podskoczyła w miejscu. Sięgnęła jego policzka, pocałowała go i wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu, wyraźnie podekscytowana – Czy to ważne? Możemy na plaży! Albo w hotelu… co za różnica, czy będziemy spać w hotelu tutaj, czy tam. – dla niej absolutnie żaden problem – I możemy lecieć na tyle, na ile potrzebujesz. Kupiłam nam bilety tylko w jedną stronę. Jak bardzo będziesz chciał możemy nawet nie wracać! – rzuciła całkiem poważnie, chociaż… nie, raczej nie chciałaby zostać na Północy na stałe. Gdyby jednak on tego bardzo chciał pewnie byłaby skłonna to przemyśleć. Chciała, żeby był szczęśliwy, po prostu - Cieszysz się?


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Roześmiał się cicho, bo to rzeczywiście było mocno dla nich nietypowe zjawisko. Logan, jako ten odpowiedzialny, ten myślący o konsekwencjach i argumentach, warunkach i potrzebach. Zazwyczaj mało o tym myślał, ale ostatni czas chyba trochę… Nie tyle zabił, co solidnie wyciszył jego spontaniczność i beztroskę. Tak, zdecydowanie nie był beztroski. I tak, zdecydowanie też za tym tęsknił. – Od kiedy ty nie jesteś. – skwitował przekornie, błyskając do żony kłami i cicho i z zadowoleniem zaraz pomrukując na tego soczystego buziaka w policzek. Takie gesty, choćby najdrobniejsze, jak jej dłoń szukającego jego łapska, jej palce spotykające się z jego karkiem czy jej wargi lgnące do jego policzka, robiły mu cholernie dobrze. – Cieszę się. – odpowiedział od razu, bez zawahania, bo to nie było coś nad czym jakkolwiek musiał się zastanawiać. Spojrzał na żonę i uśmiechnął się do niej ładnie i uczciwie pogodnie. – To świetna niespodzianka. I wiem, że robisz to dla mnie. Dziękuję. – sięgnął łapskiem do kobiecej dłoni i podsunął ją sobie do pyska, żeby w kolejnej ćwierć-chwili na jej wierzchu odbić lekki, czuły pocałunek. Przysłowiowa kropka nad „i” jego podziękowania za zabranie go z tego… Syfu. – Ale… – znów zaczął w ten prawdopodobnie najmniej ulubiony przez większość ludzi na tym świecie, sposób. Ale oznaczało wątpliwość lub próbę zaprzeczenia/odmowy. Nie zawsze, choć często. W przypadku Logana, natomiast… - Nie martw się o mnie tak mocno, co? Wiem, że ustawiłaś moich stażystów, żeby mnie nie denerwowali. Przyznali mi się do tego. – a on przyznawał się jej, że to z nich wyciągnął. Uśmiechnął się, szczerząc krótko, ale w jasnym rozbawieniu kły, bo naprawdę żałował, że nie był świadkiem tej profilaktycznej reprymendy od Elise dla szpitalnych szczeniaczków. – Bardzo chciałbym to zobaczyć. Bardzo! – ich wystraszone miny, kiedy pani doktor Trevisano wezwała ich wszystkich do siebie i kazała im się zachowywać, jak należy. Wiedział też, że nie zrobiła tego ze względu na ich dobro, nie. Zrobiła to, bo chciała, żeby on, jej Bear, przeszedł przez ten czas w miarę bezboleśnie. – Co chwila pytali mnie czy nie jestem głodny albo zmęczony, czy mogą za mnie wypełnić karty albo zająć się pacjentami, którymi normalnie w ogóle zajmować by się nie chcieli. Najpierw myślałem, że po prostu jestem niewyspany i to ja mam jakieś omamy, ale potem… Potem to z nich wyciągnąłem. – przyznał znów błyskając kłami i nieco mocniej ścisnął dłoń żony w swojej. – Wiem, że nie byłem ostatnio tym Trevisano, którego znasz i lubisz, ale to minie. Szczególnie, że możemy zostać na Północy na zawsze… – zawiesił tę zwerbalizowaną myśl w powietrzu i łypnął kontrolnie na Debenham. Prychnął drańsko i pokręcił głową, bo przecież… - Spokojnie, tak tylko się z tobą drażnię. Nie zamierzam cię tam uwięzić. Nie byłabyś tam szczęśliwa. – co zresztą powiedział już przy okazji swojego pierwszego spotkania z jej rodzicami. Zdania nie zmienił, Północ była dla Elise miejscem na przyjemny urlop, ale nie na budowanie życia.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zaśmiała się w głos, gdy wypomniał jej stażystów. Cóż… nie zamierzała się wypierać, bo faktycznie to zrobiła. I oczywiście, że nie chodziło w tym wszystkim o nich, żeby nie dostali rykoszetem. Chodziło tylko i wyłącznie o Trevisano, to na nim jej zależało i to o niego się martwiła. A ich miny? Wzruszyła lekko, beztrosko ramionami – Ciągle pamiętali tą, która wyleciała… – ekhm… znalazła inny program. Bo próbowała kłamać i niszczyć reputację kogoś, kogo Elise kochała bardziej niż kogokolwiek innego i cokolwiek innego na świecie. A afery ze stażystami rozchodziły się wśród stażystów z prędkością, więc i ta szybko do nich dotarła. Także Elise… może nie była postrachem wśród najmłodszych, ale jednak starali się nie nadepnąć jej na odcisk. Przynajmniej nie za bardzo! A ona… nie mogła się nie martwić. I jej mina w tym momencie mówiła wszystko.
- Lubię każdego Trevisano. – rzuciła swobodnie, wzruszając lekko ramionami, ale wtedy coś do niej dotarło… że no nie, jednego nie lubiła – No prawie każdego! Ale akurat tym nie byłes. – bo nie lubiła tego, który w nią nie wierzył. W nią w ich związku. Tego, który nie był pewny jej uczuć i siebie samego. Tak, to nie był jej ulubiony Trevisano, nawet jeśli kochała go jak każdego innego. Ale przez zmęczenie to nie on z niego wychodził.
- I pewnie na początku bym nie była, ale z czasem… pewnie bym przywykła. Tak jak twoja matka przywykła. Myślisz, że od początku kochała Północ? Bez zająknięcia się przeniosła? Czy zrobiła to dla twojego ojca? – tak jak ona zrobiłaby to dla niego? Bo zrobiłaby dla niego wszystko i chciała, żeby to wiedział. Żeby to wreszcie zrozumiał, raz na zawsze – Więc jeśli chciałbyś zostać… zostalibyśmy. Ale też nie wydaje mi się, że mieszkając tam na stałe byłbyś szczęśliwy, tak prawdziwie szczęśliwy. – bo mierzył wyżej niż jego ojciec. Nawet jeśli to wszystko lubił… chirurgia była jego życiem. A Północ... to miejsce na urlop, na zapomnienie, na odpoczynek. To mogło być jego miejsce na świecie, ale nie sposób na życie. I niestety tych dwóch wyjątkowo nie dało się połączyć.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Logan nie potrzebował dodatkowych słów, żeby w mig zrozumieć o którym Trevisano mówiła teraz Elise. Uśmiechnął się pod nosem, bo jeśli miał być tak zupełnie, zupełnie szczery to on też wcale za nim nie przepadał. Przede wszystkim dlatego, że ten Trevisano siał rozpierdol, był cholernym sabotażystą i ranił tę jedyną osobę na świecie, która odważyła się go pokochać. Ale nie szedł teraz w ten wątek, uznał, że nie ma takiej potrzeby skoro oboje doskonale wiedzieli co i jak.
Zastanowił się nad tym krótko, bo tak naprawdę to… - Wiesz, że nie wiem? To znaczy… Wydaje mi się, że wiem, ale nie mam pojęcia na ile to jest faktycznie coś, co usłyszałem od matki, a na ile coś, co sobie sam wmówiłem. Aleee jednego jestem pewien. Dla mojego ojca zrobiłaby wszystko. – przeniósł wzrok z drogi przed nimi na siedzącą obok ciemnowłosą kobietę i uśmiechnął się, bo przecież wiedział. I zamierzał jej o tym powiedzieć. Że wie. – I ty też zrobiłabyś wszystko dla mnie. Nawet pokochała Północ. Nawet wbrew sobie. – wbrew własnym ambicjom i potrzebom. – Na szczęście nie ma takiej potrzeby, Elise. – światło zmieniło się na zielone, więc ruszyli dalej w kierunku lokalnego lotniska. – Tam byśmy mogli operować, co najwyżej, krokodyle i wombaty. – a zdecydowanie nie o to im przecież chodziło. Ani w życiu osobistym, ani zawodowym. – Wracając na moment jeszcze do tych ostatnich dni… No wiesz, kiedy było mnie mało we mnie… – i łaził jak swój cień, a nie dobrze funkcjonujący Bear. – Trochę… Dobra, trochę bardzo zawaliłem dokumentację pacjentów. Więc… Nie złość się na mnie mocno, jak jutro zaloguję się na godzinę do systemu i to ogarnę. – nie chciał wpakować się w kłopoty prawne, a tym nieprowadzenie właściwej dokumentacji swoich dzieciaków, no cóż, mogłoby poskutkować. Na całe szczęście pamięć miał niezawodną i znał każdego jednego swojego pacjenta na wylot. Pamiętał co i kto dostawał, jakie badania miał zlecone, jaki zabieg przeprowadzony, jaką diagnozę postawioną… Po prostu musiał to wklepać w system. – Zawsze możesz mi też pomóc, prawda? Jak przystało na cudowną, kochającą i wspierającą żonę. – wargi mocniej mu po tych słowach zadrżały, a ponieważ na ich horyzoncie majaczyło już lotnisko, musiał skupić się na drodze trochę bardziej. Nie chciał pomylić terminali ani zachować się, jak niejeden chiński imigrant, jadą na przyloty zamiast na odloty.
Paręnaście chwil później byli już na miejscu, na lotnisku, we wnętrzu dużej, przestronnej hali. Samochód zostawili na strzeżonym parkingu, opłacając z góry jego kilkudniowy tam postój. – To jest ta jedna rzecz, której w naszych podróżach naprawdę nie lubię… – skomentował przechadzając się wraz z żoną między różnymi stoiskami i sklepami, z mniej i bardziej fancy asortymentem. Minęli właśnie drogiego jubilera, a wzrok Logana zatrzymał się na bardzo ładnej i pewnie też bardzo drogiej damskiej bransoletce. Miała zdobienie z czarnych diamentów, więc… - Latać. Nie lubię latać. – dokończył myśl, ale wyraźnie myślami był już gdzieś indziej. Gapił się na tę nieszczęsną błyskotkę, aż nagle spojrzał na żonę i… - Pasowałaby do twojego pierścionka. – zaręczynowego, a jakże. – Podoba ci się?

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uśmiechnęła się, bo tak się domyślała. Pani Trevisano zrobiłaby dla swojego męża wszystko. Dokładnie tak jak ona zrobiłaby wszystko dla Logana. I to, że powiedział to na głos, że był tego świadomy – albo przynajmniej powiedział to, bo wiedział, że chciała to usłyszeć – znaczyło dla niej wszystko – Widocznie macie w sobie coś wyjątkowego. Że wasze żony zrobiłyby dla was wszystko. – uśmiechnęła się pogodnie i nie spuszczała z niego wzroku. Skinęła w odpowiedzi, bo poniekąd się cieszyła – że nie chciał ich przeprowadzać na Północ na stałe. Podobało jej się tam, było pięknie i miała z nią wspaniałe wspomnienia, ale tak… chciała być chirurgiem – I pomogę ci nie dlatego, że jestem cudowną, kochającą i wspierającą żoną. – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu – Ale dlatego, że chcę, żebyś szybko skończył, a później był już tylko mój. I nie rozumiem dlaczego nie wykorzystałeś do tego tych nieszczęsnych stażystów skoro garnęli się do pomocy. – bo sama im kazała! To nie, zachciało mu się prowadzić śledztwo dlaczego chcieli mu pomagać zamiast to przyjąć i mieć święty spokój. Phi. Zosia-Samosia. Ale skoro musiał zrobić to sam i tylko ona mogła mu pomóc no to trudno… poświęcą dzień urlopu i to zrobią, niech będzie. Zwłaszcza, że było to coś, co można było robić z plaży. Najlepiej bezludnej. Albo z łódki jeśli tylko znajdzie się zasięg!
A na lotnisku śmiesznie było być bez jakichkolwiek bagaży. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Zawsze miała chociaż małą torbę, a dzisiaj? Nic. Byli jak para uciekinierów, którzy spontanicznie postanowili polecieć na drugi koniec kraju.
- Myślałam, że już jest trochę lepiej – z jego niechęcią do latania. W końcu w ostatnim czasie było tego sporo, łącznie z dwiema wycieczkami do Europy! Była z niego dumna, że się do nich przekonał, więc miała nadzieję, ze loty krajowe nie będą robiły na nim już takiego wrażenia. Zupełnie też nie rozumiała dlaczego Logan się zatrzymał. Ściągnęła mocniej brwi i spojrzała na witrynę, a wtedy zrozumiała.
- Jest przepiękna – niewątpliwie błyskotka, która przyciągała wzrok i faktycznie pasowała do jej pierścionka – I jest na pewno nieprzyzwoicie droga, szczególnie gdy ktoś ma remont domu przez dziurę w dachu… – przypomniała mu, musnęła jego policzek i uśmiechnęła się ładnie, bo na pewno nie oczekiwała aktualnie drogich prezentów. Wycieczka na Północ pewnie była już sporym szaleństwem, ale nawet ona nie mogła się równać z diamentową biżuterią – Co byś zjadł? I może kawa?


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Lubił, kiedy tak mówiła. Że go chce, chce, żeby był tylko jej i nikogo więcej. Lubił to, że go chciała. Lubił to, że był jej. Chciał być jej i chciał, żeby ona chciała, żeby on był jej. Patrzył z tą myślą na tę naprawdę ładną bransoletkę i uśmiechnął się pod nosem, bo… Był absolutnie przekonany, że tak jak i on chciał być chciany przez Elise, tak i ta diamentowa błyskotka też chciała być przez nią chciana. Rozumiał jednak, co Elise próbowała mu powiedzieć… A może nawet wbić do oślego łba. – Czyżby rola tej odpowiedzialniejszej połówki banana tak szybko wróciła do ciebie? – zażartował luźno, odnajdując palcami kobiecą dłoń i odrywając w końcu wzrok od jubilerskiej witryny. Spojrzał na stojącą przy nim żonę. – Kawa, zdecydowanie. Kawa i ciastko. – co było dla niego nietypowe, bo ze słodyczy zazwyczaj wybierał steka, a jeśli w ogóle po kolacji decydowali się na deser to zamawiali jeden na… Tia, zdecydowanie nie na pół. Kęs dla Logana, reszta dla pani doktor. Wybrali więc pewnie jakieś wyglądające na smaczne miejsce, zamówili kawę i ciastko. Oczywiście jedno na nich dwoje. – Będziesz mnie trzymać za rękę? – uśmiechnął się, skubiąc kawałek deseru z kremem i pakując go sobie do pyska. Musiała go trzymać, zawsze go trzymała, kiedy gdzieś lecieli. On naprawdę tego nie lubił. Jak diabli tego nie lubił. – Wiesz, że ludzie nie giną od samego wypadku, prawda? Samolot spada i ludzie jeszcze żyją. Umierają z paniki, nie mogą wydostać się z płonącego samolotu i… Wiesz, że nie jestem strachliwy, ale tego się boję. – wiedział, że to głupie i irracjonalne, ale serducho samo silnie mu przyspieszało, kiedy tylko wchodził na pokład samolotu. Latanie nie było dla niego, ale… - Wiesz, że dla ciebie poleciałbym nawet na drugi koniec świata. – uśmiechnął się, a zaraz błysnął kłami, bo przecież… - Hej, zaraz, przecież już poleciałem! – do Londynu, do Francji, do Europy! Gdyby nie ona… - Gdyby nie ty, gdyby tak bardzo ci na tym nie zależało… Musiałbym być mocno pijany, żeby to zrobić. Z tobą lata mi się lżej. Nie znoszę latać samemu. – nie wiedział czy Debenham miała tego świadomość, ale jej obecność, jej bliskość dawała mu poczucie bezpieczeństwa. Była jego najsilniejszym i najwierniejszym wsparciem. – Ale wiesz, że ja i tak po nią wrócę, prawda? – po bransoletkę z diamentami. Wargi zadrżały mu mocniej, ale ukrył to za kubkiem z kawą.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wzruszyła bezradnie ramionami, bo mogła być odpowiedzialną połówką banana. A mogła też po prostu świadomie rezygnować z błyskotki dla siebie, gdy mieli poważne wydatki i ona w tym momencie była najmniej istotna. Nawet jeśli bransoletka była przepiękna i potrafiła ją sobie wyobrazić na własnym nadgarstku na zbliżającej się szpitalnej gali. Ale to zwykła próżność, a nie potrzeba. Kawa była potrzebą. Dlatego nie protestowała i po prostu ruszyła z Loganem na poszukiwanie kawiarni, w której mogli znaleźć dobrą kawę i dobre ciastko.
- Rękę, nogę… chciałoby się powiedzieć, że za co tylko chcesz, ale oboje doskonale wiemy, czego byś chciał, ale lecimy klasą ekonomiczną i to tak trochę nie wypada. – rzuciła swobodnie, szczerze rozbawiona, bo był w tym swoim strachy przed lataniem nawet całkiem uroczy – Wiem… i naprawdę to doceniam. – że z nią latał i był w stanie przecież dla niej pół świata – I wiesz, że tak statystycznie rzecz biorąc samoloty są naprawdę bezpiecznym środkiem transportu? I wcale tak łatwo nie spadają? Wyobraź sobie, że samolot jest owocem w galaretce… nawet jak trzęsiesz galaretką to jagoda nie spada na dno. – widziała ostatnio to wytłumaczenie na tiktoku, jak przestać bać się samolotowych turbulencji i jak wytłumaczyć dziecku, że nawet jeśli samolotem zatrzęsie to wcale nie spadnie. Upiła spory łyk swojej kawy i spojrzała na niego wymownie, przewracając ślipiami, gdy wspomniał jeszcze o bransoletce. Nawet tego nie skomentowała! – Całkiem niezłe, nie? – mówiła o ciastku oczywiście. Nabrała na widelczyk jeszcze jedną porcję i zamknęła sobie nim usta – I wracając do latania… zanim zacząłeś latać ze mną przecież też latałeś do rodziców. Na te wasze… krokodyle przygody. – skrzywiła się wymownie, bo doskonale wiedział jakie miała do tego podejście. Szczególnie po wypadku jego ojca! To było wszystko, czego tak bardzo się obawiała – Swoją drogą ktoś się tym teraz zajmuje? Ojciec tym rządzi i pokazuje palcem? – zatrudnił kogoś do roboty, którą kiedyś sam robił i w którą wciągał syna? I chociaż trudno powiedzieć, że cała ta sytuacja miała jakiekolwiek dobre strony to… cieszyła się, że Logan zrozumiał jej obawy, że to on mógł być zamiast swojego ojca i że zrobiłby ogromną krzywdę nie tylko sobie, ale też jej.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Samolot w galaretce? To znaczy… Jagoda w galaretce, ale samolot też w galaretce? Potrzebował dobrej chwili, żeby w ogóle tę tiktokową teorię przetrawić, nie mówiąc już o zrozumieniu. Brzmiała dla niego tak samo absurdalnie, jak to, że… Serio? Lecieli klasą ekonomiczną? Zmarszczka między jego brwiami momentalnie zrobiła się wyraźna i głęboka. – Zaraz, czekaj… A co jeśli wyrżniesz z galaretką? Rozleci się i galaretka i owocek. Jagoda poturla się po ziemi, ktoś na nią nadepnie i proszę. Puf, Logan Trevisano leży rozgnieciony, martwy na śmierć i umarcie, z połamanymi kośćmi, pękniętą czaszką, pomieszanymi bebechami… Wzięłaś to z tiktoka, prawda? – to go w ogóle nie przekonywało do niebania się samolotów. Widać taka już jego uroda. Łapał krokodyle, ale bał się wzbijać w powietrze. Dziabnął, tak jak Elise, kawałek ciastka i pomrukiem „bałdzo” przytaknął, że jemu też smakuje. Bałdzo smakuje. Łypnął krótko i zupełnie odruchowo na przechodzącą obok nich parę z ekipy stewardessowskiej. Chłopak i dziewczyna, młodzi, ledwie wchodzący w wiek studencki. – To prawda, latałem sam. I nawet sobie nie wyobrażasz ile nerwów mnie to kosztowało. Nie mogłem się przyznać ojcu, że boję się latać, on tego nie wie i nigdy się nie dowie. Po prostu zamawiałem dużo drinków i w myślach spisywałem testament. Za każdym jednym razem. – za każdym jednym razem, kiedy latał na Północ. Tak… Latał, bo stary Trevisano cholernie na niego liczył. Bear był jego synem, był synem swojego ojca, krwią z jego krwi, nie potrafił mu tego odmówić. Nie chciał go rozczarować. Nie wtedy. Dzisiaj… Dzisiaj patrzył już na to zupełnie inaczej. – A co do krokodyli… – pokręcił krótko głową i wrócił wzrokiem do kobiecych tęczówek. – Nie, nikt tego nie przejął. Ojciec nie ufa nikomu na tyle, żeby komuś zapłacić i liczyć na to, że zrobi dobrą robotę. Zośka-samośka taka trochę z niego. – a ponieważ niedaleko pada jabłko od jabłoni, a w tym przypadku Trevisano od Trevisano… Kącik warg zadrżał Loganowi, bo tak, o tym właśnie teraz pomyślał. – Nie jesteśmy tacy sami. Nawet nie próbuj. – sapnął pod nosem, trochę rozbawiony perspektywą uwagi od Elise na temat niedzielenia się pracą. Nałożył na widelec kolejny kawałek ciasta, ale tym razem, zamiast do swojego pyska – podsunął go pod wargi żony. – Jedz. Rośnij mi duża, mądra i do szaleństwa we mnie zakochana. – to ostatnie szczególnie! – No dobra. – zerknął na zegarek, ten sam, który dostał od żony przy okazji ubiegłych świąt. – Chyba powinniśmy kierować się pod naszą bramkę. To ja tylko… No wiesz, skoczę siku i zaraz jestem. – ostatni łyk kawy, po którym Trevisano faktycznie wstał od stolika i rozejrzawszy się szybko po miejscu, w którym byli próbował zlokalizować… Nie, wcale nie najbliższą toaletę. Zniknął na kolejnych kilka, wcale niedługich chwil, a kiedy wrócił i maszerował już z Elise do bramki, z której mieli odlot, wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego. To musiało być cholernie udane siku. – Myślisz, że byłbym dobrą stewardessą? – zapytał nagle, jak gdyby nigdy nic, a przy okazji przyglądał się ich, tych stewardess, grupce rozmawiającej przy wejściu do korytarza prowadzącego na pokład samolotu. Niemal same kobiety i tylko jeden mężczyzna. Rodzynek. – Chciałabyś, żebym ci serwował drinki, obiadki, przekąski… Przykrywał cię kocykiem i pytał czy wszystko w porządku? – jak tak o tym mówił, to zauważał całkiem duże podobieństwo między rolą męskiej stewardessy, a rolą, którą już miał i znał – męża.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Prychnęła, bo nawet nie próbował zrozumieć, a to zawsze najmocniej ją frustrowało. No i trochę poczuła się dotknięta, gdy wytknął jej, że to z tiktoka. Oczywiście, że z tiktoka, oglądała go za dużo, gdy miała nocne dyżury, a Logan akurat nie albo był zajęty swoimi pacjentami (zupełnie bez sensu). Ale oczywiście, że analogia do galaretki miała sens… i samolot w powietrzu był jak jagoda w galaretce. Nie spadała – Pociesz się tym, że przynajmniej na śmierć i umarcie… wypadek samochodowy grozi niepełnosprawnością przez resztę życia! – prychnęła, bo koniec końców jakby miała mieć jakikolwiek wypadek to już wolała ten na śmierć i umarcie niż na pozostanie warzywem. Za nic nie chciałaby być warzywem. I nie chciałaby, żeby musiał podejmować decyzję, czy utrzymywać ją przy życiu, czy wyłączyć maszyny. Śmierć i umarcie były zdecydowanie mniej brutalne.
- Nie, nie jesteście tacy sami… ty przynajmniej mądrzejesz. – dodała i wzruszyła lekko ramionami – I jakkolwiek brutalnie to teraz nie zabrzmi, ale już kilkukrotnie ustaliliśmy, że nie mam serca… cieszę się, że masz z nim mały kontakt, bo doskonale wiem, że namawiałby cię, żebyś to robił, a ty nie chciałbyś mu odmawiać. Zwłaszcza, że jakaś cząstka ciebie to nawet lubi. Ale ja nie chcę, żebyś to robił, więc tak… cieszę się, że go nie słuchasz. – że ojciec, który nie potrafił się pogodzić z rzeczywistością doprowadzał go do szału ciągłymi pretensjami, więc koniec końców temat nawet nie dochodził do krokodyli – I wiesz, że mówiąc o rośnięciu… obrzydzasz każdy jeden kawałek ciasta. – prychnęła, kręcąc łbem, bo naprawdę… kto mówił swojej kobiecie, żeby rosła? Zwłaszcza, gdy od ciastka to mogła najwyżej urosnąć wszerz? Tyłek mógł jej się przestać mieścić w tyłek? Nic poza tym. Phi. Ale ciastko i tak dojadła, a kawę dopiła. I była naprawdę naiwna myśląc, że Trevisano poszedł do łazienki, ale cóż… życie!
- Byłbyś okropną stewardessą. – rzuciła, a kącik ust drgnął jej w rozbawieniu na samą myśl, że mógłby nią być – Bo mi może byś to wszystko serwował, ale reszta? Musiałbyś się uśmiechać do tych wszystkich ludzi, nawet gdyby działali ci na nerwy. Ludzie gapiliby ci się na tyłek i nie mógłbyś wybić im zębów. Musiałbyś po nich sprzątać, a co jakby ktoś miał bardzo poważną chorobę lokomocyjną? Zdecydowanie nie byłbyś dobrym stewardem. – wzruszyła ramionami – No i najważniejsze… nie lubisz latać.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Tego się wcale nie spodziewał i zdecydowanie było to po nim widać. Spojrzał szybko i nieumyślnie ostro na żonę, bo co to niby miało znaczyć, że byłby okropną stewardessą? Miał nie najbrzydszy pysk, był wysoki i umiał nosić walizki, a to już przecież jakaś wartość. Nieduża, bo nieduża, ale… No tak, wciąż nieduża. Sapnął pod nosem i pokręcił z udawanym niezadowoleniem głową. – Twoje słowa są dla mnie, jak lukier dla pączka. Normalnie osładzasz mi życie, kochanie. Jesteś niesamowicie czuła i uprzejma. Niesamowicie. – skomentował tak tylko do niej, dla jej ucha i niczyjego więcej, zarzucając zaraz jedno łapsko na jej szczupłe – mimo zjedzonego ciastka! – ramię. Przyciągnął żonę mocniej do swojego boku i pochylił pysk do jej ładnej buzi. – I teraz sama powiedz… Skoro nie mógłbym być taką po prostu stewardessą, to jakim cudem miałbym być lekarzem leczącym dorosłych pacjentów? Przecież ja bym ich wszystkich pozabijał pavulonem. – tych głupszych, upartych, niestosujących się do jego bożych-loganowych przykazań. – Dzieci to dzieci, jak pyskują to raz dwa je sobie poustawiam. Zresztą, zawsze na początku są mną onieśmielone. No wiesz, ta broda czy coś. – prychnął przekornie, bo przecież oboje dobrze wiedzieli, że jego zarost nie miał z onieśmieleniem małych pacjentów nic, a nic wspólnego. Za to jego wytatuowane łapy – o tak, te już prędzej. – To idę za ciosem i nie mam z nimi problemów. Jestem świetny w dzieci, ale beznadziejny w ludzi. A ty się naprawdę tak mocno dziwiłaś, że poszedłem w pediatrię. Bo nie wyglądam… – teraz on przewrócił ślepiami, ale lekko drżące mu do uśmiechu wargi jasno wskazywały na to, że to wszystko było tylko przekorą. Żartem i zaczepką, niczym więcej. – Oceniłaś książkę po okładce, doktor Trevisano. I może ta okładka jest faktycznie interesująca, ale treść… – przechylił mocniej pysk i skubnął zębami płatek damskiego ucha. – Też ma swój urok. – oczywiście cały czas pił do swoich zawodowych decyzji, kierunków i ambicji. Był chirurgiem dziecięcym z krwi i kości i dzisiaj nie wyobrażał sobie, że mógłby robić cokolwiek innego. Tymczasem obsługa samolotu zaczęła ogłaszać przez głośniki kolejność wchodzenia pasażerów na pokład. Ponieważ tym razem Logan i Elise lecieli klasą ekonomiczną – musieli czekać. W końcu jednak dostali się do samolotu, który, jak na tanie lokalne australijskie linie przystało, był ciasny i skrzypiący. Logan, jak zobaczył, że biznes klasa wyglądała dokładnie tak samo, jak ekonomiczna i była tylko odgrodzona od tej ekonomicznej cienką zasłonką, śmiał się przez cały spacer samolotem – aż do swojego miejsca. Tak jak Elise już na początku ich podróży poczuła się dziwnie bez żadnego, nawet drobnego bagażu, tak do niego przyszło to teraz, w samolocie, kiedy wszyscy dookoła wrzucali swoje torby, walizki, plecaki do tych małych i podręcznych luków bagażowych. A oni nie mieli nic. Telefon i dokumenty, klucze do ich domu i to co na sobie. Start był jednym z gorszych dla Trevisano momentów w podróży samolotem, więc kiedy tylko Elise zaoferowała mu swoją dłoń – bez wahania zamknął ją ciasno w swojej łapie. Może nawet ściskał ją chwilami trochę za mocno, a już szczególnie wtedy, gdy samolot wpadł w lekkie turbulencje… Był spięty, napięty, podenerwowany, zestresowany i mamrotał pod nosem, jak mantrę… - Owoc w galaretce, jesteśmy jak owoc w galaretce… Nic się nie stanie. – wstrząsy w końcu minęły, a reszta lotu minęła im spokojnie. Bear na tyle się nawet wyluzował, że był w stanie wypuścić rękę żony z własnej, odpiąć pas, wstać z fotela i pójść załatwić jej coś do picia. Na głównym lotnisku terenów północnych, które wyglądało jak małe lotnisko nie dla profesjonalnych linii lotniczych, a raczej dla prywatnych awionetek, znaleźli się niedługo potem. Udało im się wypożyczyć z lotniskowej wypożyczalni auto, solidnego jeepa, którym mogli wjechać w niemal każde krokodyle gówno, więc pozostało zdecydować… Tak, gdzie spędzą tę noc. Jadąc typowo lokalnymi, kiepsko wyasfaltowanymi drogami, Logana nagle olśniło. – Kretyn z ciebie, Trevisano. – warknął pod nosem i szybko wyszukał w kontaktach swojej komórki znajome Elise imię. Banjo. Dawny przyjaciel chirurga odebrał po ledwie dwóch sygnałach. Kilka słów przywitania, kurtuazyjne zapytanie co słychać, bla bla bla, a potem do rzeczy. – Ten wasz niby dom przy Jervis, jest pusty? – konkretne pytanie i konkretna odpowiedź. Tak, był pusty. – Klucze są tam gdzie zawsze? Pod tą obrzydliwą żabą? – mężczyzna po drugiej stronie roześmiał się, ale przytaknął. – Świetnie. Kilka dni, nie więcej. Dzięki B. – tyle, po rozmowie, rozłączył się i spojrzał zadowolony na Elise. - Zakochasz się we mnie i w mojej Północy jeszcze bardziej, jak tylko zobaczysz to miejsce. – do którego jednak musieli dojechać, a przedtem zatrzymać się pewnie w miasteczku po jakieś zakupy.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
ODPOWIEDZ