Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
001.
Wiedział, że Angie myślała, że jej szczerze nienawidził. Sam nawet wierzył w to, że jej nienawidzi przez ostatnie kilka lat. Z czasem jednak docierało do niego to, że to nie nienawiść była problemem. A przynajmniej nie ta skierowana w stronę Angie. Parker nienawidził siebie. I to też nie dlatego, że miał ku temu powody. Po prostu miał tą jedną, nieprzeprocesowaną traumę, która rujnowała mu życia. A jak miał to przeprocesować? Nie było to coś z czym mógłby iść do kogokolwiek, żeby się wygadać. Jedyne miejsce, do którego mógłby iść to policja, żeby się przyznać i zrzucić z siebie ten ciężar. Z drugiej jednak strony nie chciał tego zrobić, bo wiedział, że jego życie byłoby wtedy skończone. No i nawet nie tylko jego. Udupiłby przy tym innych. A nie wiedział jak w tym przypadku wyglądałaby rozmowa z terapeutą. Czy terapeutę obowiązywałaby tajemnica lekarska? Czy nie mogłaby nikomu powtórzyć tego co powiedziałby jej Parker? Pojebane. Człowiek chciał z siebie zrzucić ten ciężar, ale nie było łatwo.
Postanowił więc, że przed pracą pójdzie do Angie i uprzykrzy jej trochę życie. Nie robił tego na złość, żeby nie było. Był naprawdę samotny. A Angie, czy tego chciał czy nie, na jakiś czas uspokoiła jego wyrzuty sumienia w związku z tym morderstwem. Pewnie dlatego, że zostały zastąpione nieszczęśliwym małżeństwem. Parker jednak wiedział, że gdyby nigdy się nie pobrali, to była spora szansa na to, że teraz by się przyjaźnili i że oboje byliby przy tym szczęśliwi. Podjechał pod jej dom i nawet nie zdecydował się na podróż koniem. Kochał swoje konie, nie miał zamiaru zamęczyć ich na śmierć jeżdżąc w taki upał.
Zapukał do drzwi i niecierpliwie czekał aż Angie mu otworzy. Zakładał, że jest w domu, bo co innego miałaby robić? Nie wyobrażał jej sobie poza domem. Jak byli małżeństwem i wracał do domu to Angie zawsze tutaj była. Nigdy nie miał od niej odpoczynku. Nawet w pracy każdy pawian z gołym tyłkiem przypominał mu o Angie. Masakra.
- Chyba masz mój kubek. – Poinformował ją bez żadnego przywitania. Musiał mieć naprawdę dobry powód, żeby tak sobie tutaj przychodzić. A nie, nie musiał. To był absurdalny powód. Tym bardziej, że był kłamstwem. – Taki biały. Z krokodylem z Lego. – Wyjaśnił, bo to jego ulubiony kubek. A wiedział, że to kłamstwo, bo dosłownie przed wyjściem pił z tego kubka kawę. Także wiedział, ze Angie go nie ma. – Wejdę i poczekam aż sprawdzisz czy go nie masz. – Rzucił i rzeczywiście wszedł do środka. Upał był tragiczny. Nie miał zamiaru stać na zewnątrz i grzać sobie czachy.
Angie Donoghue
Tak jakby ukrywa się przed światem — sprzedając w antykwariacie
31 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#7

Angie nie była zbyt długo szczęśliwa w małżeństwie, nie bójmy się tego powiedzieć. Choć na początku była bardzo zakochana w Parkerze, jak głupia! Wręcz nie mierzyła, że ktoś taki jak on, mógł się zainteresować taką małomiasteczkową dziewuchą, jak ona? Ona nie miała wiele do zaoferowania, ani wiedzy, obycia, kontaktów, ani tak naprawdę... no, niczego. Gdy się poznali, była bardzo młoda, zapatrzona w kulturę, którą przekazywali jej rodzice. Parker pokazywał jej świat! Nawet jeśli chodziło o bliższe i dalsze okolice Cairns.
Może i była głupia, ale dodawanie w zakresie czterech wychodziło jej bardzo dobrze, więc nic dziwnego, że w pewnym momencie zaczęło jej wychodzić pięć i cóż, Guillebeaux ładnie sobie tą żonkę wychował, że ta sądziła, że to jej wina. Że coś zrobiła źle, że była zbyt taka i za mało taka. Miała prawo, bo nie była taka jak panie, na które spoglądał. Ona to widziała, spokojnie. Choć nie podejrzewała go o zdradę, w końcu może się nie kochali, ale na życie łóżkowe nie mogli narzekać. Mogli na siebie warczeć w ciągu dnia, lub o zgrozo się do siebie nie odzywać, ale w łóżku to zawsze była inna para kaloszy. Przynajmniej w tym była dobra. Chyba.
Jednak od czasu rozwodu i powrotu do swojego panieńskiego nazwiska (alleluja! przynajmniej mogła się teraz bez problemu podpisywać i literować nazwisko gdy była potrzeba!), musiała pójść do pracy, aby cóż... Mieć pieniążki. W końcu tylko w filmach przyrodniczych za pizzę czy usługi hydraulika można było zapłacić bez pieniędzy. W rzeczywistości, w codziennym świecie tak absolutnie nie było. A blondynka próbowała jakoś to obejść - chciała zrobić karierę w telewizji, nie wyszło. To poszła do innej, bardziej normalnej pracy, w antykwariacie. Na szczęście ten był otwierany dopiero o 10, więc mogła sobie pospać. Nie sprawdziłaby się w takiej pracy, gdzie musiałaby wstać o 6, aby umyć włosy, pomalować się, zjeść śniadanie i tak dalej. Parker zawsze stawał rano, pierwszy.
-Dzień dobry, Ciebie też miło widzieć-uśmiechnęła się, otwierając drzwi zaspana, w krótkiej, niewiele zasłaniającej koszuli nocnej. Był środek lata, w Australi, oczywistym było, że nie sypia w koszuli nocnej niczym Amy Farrah Fauler. Odkąd wyszła z rodzinnego domu, to wcale fatałaszków nie miała! I żeby nie było, że ona taka błyskotliwa, zagnie Parkera powitaniem, po prostu nie tak dawno jej brat ja tak przywitał, jak spytała się co u niej robi. -A skąd miałabym mieć Twój kubek? Twoje bokserki, to jeszcze zrozumiem..-odpowiedziała, zakładając ramiączko od koszulki, które jej zjeżdżało. Już nawet nie pytała, czy jej były mąż wejdzie do środka, bo bywał dość regularnie. -Sprawdziłam. Nie mam-powiedziała zerkając w stronę kuchni i odwróciła się, niczym mała tancereczka (tylko ona prawie straciła równowagę) w stronę Parkera. To ten, chyba będzie już wychodził?

parker guillebeaux
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Parker prawdopodobnie nigdy nie był z nią szczęśliwy. A przynajmniej nie po tym jak rzeczywiście wzięli ten ślub. W końcu, który pan młody już po złożeniu przysięgi odczuwa, że tak naprawdę popełnił błąd? Tak nie powinno być. Im dłużej jednak żył jako rozwodnik, to bardziej do niego docierało, że to nie Angie była źródłem jego nieszczęść. Był nieszczęśliwy na długo przed tym jak ją poznał. Po prostu nie dopuszczał do siebie tej możliwości. Skrywał swoją depresję tak dokładnie, że bezmyślnie pozwalał na to, żeby zżerała go od środka. Tak samo jak sekret, którego strzegł, bo tak przysięgał Cat i Alexowi. Ignorował tylko fakt, że trzymanie tego sekretu było czymś co ostatecznie popchnęło jego najlepszego przyjaciela do samobójstwa. Zakładał, że jemu się to nie przydarzy. Tak jak zakładał, że nigdy nie przydarzy się to Cat. Głupio uważał, że najgorsze mają za sobą. Że skoro przetrwali tyle lat z tym sekretem, to już nic złego się nie wydarzy. Przynajmniej nie im.
- Ale nie musisz mnie z samego rana okłamywać. – Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie było go miło wiedzieć. Wiedział też, że żadne z nich nie będzie miało dobrego dnia. Oboje zaczęli ten dzień od kłamstwa, ale tylko on postanowił ją z tego powodu „zaatakować”. Głównie dlatego, że ona nie wiedziała, że jest okłamywana, a on szukał tylko pretekstu, żeby do niej przyjść. A przynajmniej miał szczerą nadzieję, że nie wiedziała.
- Nie wiem? – Spojrzał na nią rozkładając ramiona. – Bo może tak naprawdę sekretnie nadal do mnie wzdychasz i tęsknisz i wiesz, że kocham ten kubek, więc uznałaś, że będziesz go miała u siebie, żeby tak nie do końca się ode mnie odciąć? – Zaproponował lekko poirytowany tym, że nawet po rozwodzie musiał jej pomagać z wysławianiem się. Tak naprawdę to pewnie po prostu chciał, żeby Angie za nim tęskniła, bo jednak miło byłoby być człowiekiem, za którym ktoś tęskni i którego ktoś lubi. A Parker odnosił wrażenie, że nie za bardzo jest ostatnio lubiany. I nie miało to nic wspólnego z tym, że nikt nie mógł przeliterować jego nazwiska.
Ależ się wkurwił jak go tak chamsko zbyła. Oczywiście nie okazał tego uderzając pięścią w drzwi. Zamiast tego zacisnął tylko szczęki i wypuścił powietrzem. Może i zdarzało mu się brać udział w bójkach, ale nigdy nie uderzyłby Angie. W sumie nawet kobiety by nie uderzył. Był za równouprawnieniem, ale nie takim! – Czy mogłabyś po prostu sprawdzić to dokładniej? – Zaproponował na spokojnie. Wiedział, że nie była Clarkiem Kentem i nie miała rentgenu w oczach. Nie mógł sobie już iść. Dopiero co przyszedł. Jeszcze nie zapełnił paska towarzystwa.
Tak jakby ukrywa się przed światem — sprzedając w antykwariacie
31 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Angie była szczęśliwa z Parkerem i być może dlatego nie zauważała tego, że on od samego początku miał jakiś problem z nią. Przecież to o to chodziło, to ona była problemem. A ona żyła szczęśliwie, ciesząc się z tego, że taki wspaniały mężczyzna jak Parker był nią zainteresowany. To jej starczało, bo może miłości w ich związku za dużo nie było, ale wciąż to było wiele jak dla tej małej blondyneczki. Nie bez powodu dopiero po jakimś czasie, gdy ten ją zdradzał, Angie zauważyła jakieś problemy. Jak widać, nie była żadną attention seeker, która niczym Tinkerbell umierała, gdy tylko świat na chwilę się nie kręcił wokół niej. Parker mógł trafić zdecydowanie, zdecydowanie gorzej. Choć mógł też trafić na osobę, której nie bałby się wyjawić tego, przez co przechodził. Blondynka na to się nie nadawała, a on doskonale zdawał sobie sprawę z tego. Mógł mieć taką żonę, czy wybrankę swojego serca, która go zrozumie i pomoże ukoić jego ból.
-Chciałam być miła-odpowiedziała. To nie tak, że ona nie znosiła Guillebeaux'a, czy nie chciała go widzieć. Lubiła gościa, wciąż powodował, że robiło się jej ...gorąco w pewnym miejscu. Jednak już zmądrzała i była przekonana, że absolutnie do siebie nie pasują i nie powinni być ze sobą. To było mądre i chyba wszyscy, którzy ich znali, wychodzili z tego samego przeświadczenia, więc nic dziwnego, że do niej to też w końcu dotarło.
-Ale skąd miałabym wziąć ten kubek, Parker-przewróciła oczami. Przecież nie przychodził do niej z własną porcelaną, gdy już chciał jej uprzykrzać czas i wprosić się na herbatkę, kawkę czy pozamałżeński seks. Do tego ostatniego zwłaszcza jego kubek z krokodylem nie był mu potrzebny. No ale to ona była głupiutką kurką, więc może nie miała racji i był jakiś wytłumaczalny powód, dlaczego kubek miałby przelecieć między Carnelian Land a Sapphire River?
Angie była osobą, która lubiła jak czasem silniejszy mężczyzna...Nieważne. Jeszcze tego brakowało, aby jej były mąż przyszedł tutaj, zrobił zamieszanie i jeszcze wyładowywał swoje frustracje albo na niej, albo na jej meblach, czy wyposażeniu domu! Nie miała takiej hacjendy jak on, nie bez powodu, w telewizji kariery nie zrobiła, miała marną pracę w antykwariacie, najwyraźniej to było wszystko, na co mogła sobie pozwolić! Może powinna mieć wyższe alimenty? Choć na prawnika też nie miała, więc raczej da sobie spokój, na wszelki wypadek, aby nie wyjść na tym jak zabłocki na mydle!-Mogłabym, ale jestem pewna, że nie mam tego kubka, skąd miałabym go mieć?-zapytała, zakładając ręce na piersi. Cóż, była jeszcze przed pierwszą kawą, nie zdążyła się nawet przebrać w ubranko, więc nic dziwnego, że była trochę zrzędliwa. Przecież to nie tak, że non stop taka była! Bo nie była, już prędzej spolegliwa i milcząca.

parker guillebeaux
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Parker był po prostu świetny w udawaniu. Życie go tego nauczyło. No dobra, może nie do końca życie, bo życie miał w sumie dobre. Pomijając oczywiście te wszystkie dramaty ze swoim ojcem, którego znał, ale do którego nie mógł się odzywać, bo ten ojciec go nie chciał. Tak poza tym to było spoko. Była po prostu ta jedna sytuacja w jego życiu, która wymagała tego, żeby Guillebeaux nauczył się udawać tak dobrze, żeby normalnie funkcjonować w społeczeństwie. No i takim normalnym krokiem byłoby hajtnięcie się z kimś. Jeszcze kiedyś myślał, że to będzie Judith, ale ona wolała kogoś innego. Później pojawiła się Angie, która nie wolała nikogo innego. Wolała jego. Więc się oświadczył, bo tak zrobiłby każdy normalny facet, który miałby u swojego boku tak piękną kobietę, która była w nim zakochana. Szkoda tylko, że Parker tego nie odwzajemniał i nie potrafił uszczęśliwić ani siebie, ani jej.
- Nie ma sensu. Bycie miłym nikomu nic nigdy nie przyniosło. – Wpadał do niej naturalnie z negatywnym nastawieniem. Chciał nawet rzucić jakiś chamski tekst o tym, że on próbował być dla niej miły i wziął z nią ślub i oboje skończyli nieszczęśliwi, więc to kolejny dowód na to, że bycie miłym jest przereklamowane i zbędne. Niczego takiego jednak nie powiedział, bo… nie miał humoru, żeby ją tak dołować. Przynajmniej nie teraz. Zostawi tą obelgę na kiedy indziej.
- Nie mam zielonego pojęcia, Angie. – Ukrył twarz w dłoniach, żeby zapanować nad swoją irytacją. – Nie wiem. Może po prostu nigdy mi go nie oddałaś przy rozwodzie. Albo po prostu zostawiłaś go sobie na złość. Nie wiem. Nie mam odpowiedzi na każde twoje głupie pytanie. – Mówił nawet na nią nie patrząc. Żałował, że tutaj przyszedł, ale jednocześnie potrzebował tutaj przyjść. Bo gdzie indziej mógłby paradować ze swoim spierdolonym humorem? Musiał spuścić z pary zanim pójdzie do pracy. Nie może przecież odreagować na pracownikach. Nie byłoby to normalne.
- Dlaczego robisz z tego taki problem? – Zapytał, bo był pewien, że wszystko będzie wyglądało inaczej. Był pewien, że Angie od razu pójdzie szukać tego kubka. Ba!, może przy dobrych wiatrach nawet by go znalazła. Byłoby to dziwne, bo Parker doskonale wie, gdzie ten kubek jest, ale mógł przecież pomarzyć, prawda? Może miał dwa takie kubki, ale po prostu zapomniał. – Sprawdź czy masz ten kubek. – Powiedział i machnął ręką wskazując na kuchnie. – Przy okazji chętnie zobaczyłbym się z psem, na którego płacę niemałe pieniądze. – Dodał, bo mu się przypomniało, że ten pies jest też jego dzieckiem. Przy rozwodzie naprawdę chciał dać tego psa jako zabawkę dla któregoś ze swoich krokodyli, ale… nie mógł tego zrobić. Miał dwa powody, żeby tego nie robić. Kochał tego psa, to raz. A dwa to to, że Angie kochała tego psa. Ten pies był ich dzieckiem. Bez tego psa nie miał nic co by go z nią łączyło.
Tak jakby ukrywa się przed światem — sprzedając w antykwariacie
31 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie da się ukryć, że Angie chciała Parkera. Nie było to dziwne, bo nie dość, że był przystojny, super to jeszcze... nazwijmy to tak, że znał swoje zalety. No i miał anielską cierpliwość do swojej wybranki, którą musiał na początku ich znajomości prowadzić za rączkę, pokazywać świat i otwierać przed nią horyzonty. Szybko się uczyła, trzeba jej to przyznać, teraz była zupełnie inną osobą niż te parę lat temu. No, ale pewnych rzeczy nie da się szybko zyskać. Na przykład szarych komórek. Widać Guillebeaux oczekiwał po niej czegoś więcej. Choćby tego, aby mógł się jej ze wszystkiego wygadać, zostać zrozumiany i cóż, niewykablowany policji. No, a to jednak było wiele, nie bójmy się tego powiedzieć. Za wiele jak dla takiej prostej dziewczyny, jaką była Angie. Zdecydowanie.
-Bycie chamem i prostakiem tym bardziej. Kobiety średnio na to lecą...-rzuciła. No, niby kobiety pragnęły złych chłopców, ale tylko takich, którzy będą dobrzy właśnie dla nich. No a jak mężczyzna się uśmiechnie, palnie paroma komplementami, to kobieta od razu inaczej się czuje i odbiera daną osobę. Kto jak kto, ale taki Donżuan jak Parker, to powinien zdawać sobie z tego sprawę! No, ale widać nie chciał już nic od swojej byłej żony poza tym, aby ją wkurwić. Tylko po co?
-Parker, rozwiedliśmy się już ponad rok temu. To naprawdę Twój ulubiony kubek, jeśli dopiero teraz zauważyłeś jego zniknięcie?-zapytała. Cóż, jeśli od roku go nie używał, to owszem była szansa na to, że ten kubek stoi gdzieś w czeluściach szafki. Ba, byłoby nawet prawdopodobne, że za namową Olive, przyjaciółki Angie, ona go zabrała! Najpierw schowała do kartonu, jak się wyprowadzała, potem trzymała u rodziców, by w końcu rozpakować go w kuchni i patrzeć z radością, że dowaliła swojemu mężowi, zabierając jego ulubioną zabawkę z piaskownicy. No, bo to trochę taki poziom był.
Jeśli Parker potrzebował poprawić sobie nastrój, spuścić nieco pary z siebie, to były lepsze sposoby na to. Musiał wiedzieć, że kłótnie z Donoghue nie były najbardziej wymagającymi intelektualnie starciami, więc wiele to pewnie nie pomoże. Ale inne sposoby? Wiedział, że by mu to dobrze zrobiło, Angie była jak wino i pięknie się starzała (co za obrzydliwe słowa w stosunku do 31 latki!), więc skoro kiedyś mu się podobała, teraz musiała mu się podobać bardziej!
-Bo wiem, co mam w szafkach, Parker. Jednak jak tak bardzo pragniesz, mogę ją otworzyć, stanąć na palcach i stwierdzić, że nie mam tam twojego kubka. Będziesz szczęśliwy i przestaniesz być takim siusiakiem?-zapytała, urażona tym, jak mąż się zachowywał w stosunku do niej w tym momencie. Niby nie było to nic nowego, ale może kwestia tego, że była przed pierwszą kawą? -Didi pewnie jest w sypialni, w łóżku. Możesz do niej iść, nie ma problemu-rzuciła. Chyba nie musiała mu pokazywać którędy do tego pokoju, bo choć pewnie stałym gościem nie był, skoro tak bardzo sobą gardzili, ale to nie była posiadłość z trzydziestoma sypialniami i dwudziestoma dziewięcioma łazienkami, aby trzeba było mieć mapę. W tak zwanym międzyczasie faktycznie otworzyła swoją szafkę w kuchni, ale była bardziej skupiona na wyborze filiżanki, w której zrobi SOBIE kawę, niż szukania aligatora w stogu siana. Po chwili już miała napój bogów w ręce, a sama skierowała się do sypialni, aby nadzorować to widzenie między psim tatą a psią księżniczką, więc stanęła w progu i oparła się barkiem o framugę.

parker guillebeaux
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Może to nie też tak, że Parker szukał kogoś komu mógłby się wygadać z najbardziej traumatycznego przeżycia w swoim życiu. I tak już bardziej zakładał, że nikt nigdy się o tym nie dowie. Ewentualnie na łożu śmierci powie to osobie, która będzie stała najbliżej. I to też tylko po to, żeby przejść na drugą stronę ze spokojem w duszy, który przez całe życie był zaburzony. Bardziej chodziło mu tutaj o partnera równego sobie, który pomoże mu w godnym reprezentowaniu jego sanktuarium. Myślał, że Angie będzie taką osobą. Niestety, poza reprezentowaniem sanktuarium wyglądowo, brakowało jej wielu rzeczy. A jemu powoli kończyła się cierpliwość. Miał się skupiać na pracy, a nie na prowadzeniu jej za rękę przez całe życie.
Spojrzał na nią podejrzliwie. – Że niby ja się zachowuje teraz jak cham i prostak? – Wolał się upewnić, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego zachowanie nie jest do końca normalne. Ale Angie nigdy nic na głos nie powiedziała, więc naturalnie zakładał, ze nie ma nic przeciwko. –Właśnie odnoszę niestety wrażenie, że dziewczyny lecą na chamów i prostaków. – Odparł nieco sucho i był tym zmartwiony, bo po rozstaniu próbował sprawić, żeby jego związek z Elaine nabrał jakiegoś oficjalnego wydźwięku, ale niestety wychodziło na to, że jest za miły.
- Dobrze wiesz, że w domu bywam rzadko. – Dobra. Nie wiedziała tego, bo to on nawiedzał ją, a nie ona jego. On to mógł mieć większe pojęcie o tym czy Angie bywa w domu rzadko czy często. Ona nie składała mu takich chamskich wizyt. – Dzisiaj miałem pierwszy od dawna, wolny poranek i usiadłem sobie w kuchni, żeby wypić kawę, ale nie mogłem znaleźć tego kubka. – Dobrze, że pił z tego kubka dzisiaj rano, bo tak to jeszcze serio zacząłby wierzyć, że ten kubek nie istniał, albo że Angie go trzyma jak jakiegoś zakładnika tylko po to, żeby Parker ją nawiedzał częściej. – Jak go masz, to spoko. Po prostu się przyznaj. – Postanowił, że będzie udawał, że idzie na kompromis. Może tak Angie szybciej przyzna się do prawdy, która tak naprawdę będzie kłamstwem, bo jednak ten kubek był u niego na chacie. Co za człowiek.
- Na tym etapie doceniłbym po prostu to, że tego kubka szukasz. A przynajmniej starasz się udawać, że go szukasz. Spałbym spokojniej. – On już spał jak dziecko. Widok Angie szukającej tego kubka byłby tylko potwierdzeniem tego, że jest jedna rzecz, nad którą Parker jest w stanie zapanować. I tą rzeczą (przykre) była jego była żona. Chociaż też nie chciał być typem, który ją kontroluje. Po prostu chciał poczuć, że nad czymś panuje. Naprawdę nie spotkałam bardziej smutnego człowieka. – Dzięki. Zerknę do niej. Pewnie się stęskniła za tatusiem. – Pewnie nie skoro wolała gnić w łóżku niż przybiec słysząc jego głos. A warto przecież wspomnieć, że Parker wcale nie zachowywał się jakoś specjalnie cicho. To nie tak, że był też niewiadomo jak głośno. Po prostu był dosyć donośnym człowiekiem. Kucnął sobie na podłodze przy łóżku i zaczął się witać z Didi, która jak typowy pies, miała wyjebane w to czy Parker się teraz zachowywał jak debil czy nie. Cieszyła się, że widziała znajomą twarz. On zresztą też. Także głaskał tą Didi, bawił się z nią i przez cały czas prawił jej komplementy piskliwym głosikiem.
- Ten pies to jedyne co nam wyszło. - Powiedział spoglądając na Angie, ale zaraz wrócił do Didi, która wymagała jego atencji.
Tak jakby ukrywa się przed światem — sprzedając w antykwariacie
31 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pewnie tego nie szukał, ale na pewno by się nie obraził, jakby jego druga połówka, potencjalnie miłość jego życia była osobą, której można zaufać, której można się wygadać i ona to zrozumie i zapewne powie coś mądrego. Niestety, Parker jak prawdziwy facet, postawił na cycki, nie na rozum. Nie był wcale taki młody, aby myśleć głównie o tym, by jego panna była piękna. Co go podkusiło do związku z Angie, pewnie sam nie wie, no ale coś go podkusiło, a potem jeszcze w sytuacji zaćmienia mózgu, oświadczył się jej i żył parę lat. Winić mógł tylko siebie. Od początku wiedział, jaka jest. To nie tak, że po wsunięciu pierścionka na jej palec nagle straciła wszystkie szare komórki i zamiast odpieluszkowego zapalenia mózgu (dzięki ci boże, że ta dwójka dorobiła się tylko psa, nie dziecka), doznała odobrączkowego zapalenia mózgu. Tak nie było. Wręcz z czasem stawała się coraz bardziej… obyta. Bo nawet ktoś taki jak ona, czasem się czegoś uczy. Czasem. Czegoś.
-Ja nie lecę na chamów i prostaków-powiedziała. Gdy się poznali, widziała absolutnie inne cechy u Parkera, miał dla niej cierpliwość, a przede wszystkim nie traktował jej jak jakiś wybryk natury. Do tego był przystojny i dobrze mu z oczu patrzyło. A teraz? Teraz to Morgan jej powtarzała, że stać ją na więcej i powinna mieć wyższe standardy, bo ona sama jest gwiazdą. Mogłaby przebierać w facetach jak rękawiczkach. Trudno tak naprawdę przyznać, że to jest prawda, ale coś w tym było. Inna sprawa, że dziewczyna tak mówiła, aby przekonać swoją koleżankę, że powinna polecieć na nią samą. Jednak o takiej przygodzie to Guillebeaux to na pewno nie usłyszy od swojej byłej żony. Choć pewnie to by go bardzo interesowało. Angie na razie trochę wstydziła się tego, nawet Olive nie powiedziała!
Angie miała wielką ochotę krzyknąć mu w twarz, niczym Kate Hudson do Matthew Mcconaughey ( ten to z Parkerem powinien się bić o medal z cebuli za najtrudniejsze do przeliterowania nazwisko) w filmie „jak stracić chłopaka w 10 dni” BULLSHIT. Jeśli to byłby jego ulubiony kubek, to by go zabierał do auta, nie bojąc się tego, że nie ma ten pokrywki i rozleje kawę na australijskich wertepach. No, ale przed pierwszą kawą niekoniecznie była kłótliwą jędzą, więc to tylko olała. Ze swoim byłym mężem zdecydowanie bardziej lubiła się godzić, niż kłócić. If you know, what I mean.
Angie zdecydowanie wciąż czasem grała mu jak on zagrał, jeśli w tym momencie, jakby tylko kobieta zaczęła szukać po szafkach tego kubka, to by się jej krótka koszula nocna podniosła i cóż, w takiej sytuacji Parkerowi mordka na pewno by się ucieszyła. Znała go na tyle. No, ale nie dla psa kiełbasa.
Didi w przeciwieństwie do jej rodziców, nie była złośliwym psem, była po prostu leniuszkiem takim, jakiego świat nie widział. Na pewno zamerdała ogonkiem słysząc głos taty, ale stwierdziła, że jak ten ją kocha, to na pewno sam przyjdzie, a ona dalej mogła leżeć na łóżku. Cóż, mądre stworzenie, bo przecież tak się stało. –Jakbym nie wiedziała z kim rozmawiasz, to bym stwierdziła że to jakaś gadzina z Twojego sanktuarium. I nie wiem, czy się cieszyć, że nie traktujesz małej jak pożywkę dla aligatora, czy martwić się,że….-I tu w sumie zabrakło jej powodu do zmartwień. Nieważne dlaczego, ważne że był uroczy dla pieska, który lizał go właśnie po twarzy. Było to urocze, nie da się ukryć.-Owszem… Choć jeśli pamiętasz, to wcale nie byłeś tak pozytywnie nastawiony na jej adopcję-przyznała i po spojrzeniu na zegarek, że ma jeszcze trochę wolnego czasu, wpakowała się z powrotem do łóżka, nie zważając na to, że na drugiej połowie Parker i Didi bawią się doskonale.

parker guillebeaux
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Po jej słowach spuścił wzrok i przez jakiś czas wpatrywał się w podłogę. Wiedział, że Angie nie leciała na chamów i prostaków. Nie była taką osobą. Może i czasami brakowało jej piątej klepki, ale mimo wszystko zawsze była miła. Rzadko kiedy się złościła. Dawał jej miliony powodów do tego, żeby go nienawidziła, a jednak trwała przy nim przez tyle lat. Zapewne kosztem swojego zdrowia psychicznego. A to on uważał, że trafił na naprawdę tragiczną kobietę. Ewidentnie robił wszystko, żeby za swoje nieszczęścia nie obwiniać siebie. Wiadomo, że łatwiej było obwiniać kogoś innego. Problem był tylko taki, że Angie nie zasłużyła na takie traktowanie.
- Wiem o tym. – Powiedział w końcu, bo gapienie się w podłogę nie było już takie interesujące. Westchnął zmęczony tą całą sytuacją. Tą, czyli tym momentem, w którym przyszedł kłócić się o głupi kubek, którego Angie nawet nie miała. Poza tym bardziej męczące niż ta sytuacja było jego zachowanie, które pozostawiało wiele do życzenia. I którego on był boleśnie świadomy.
Siedząc z psem w jej sypialni i bawiąc się z nim, nasłuchiwał jednocześnie odgłosów z kuchni. Jakby było całkowicie cicho to oczywiście miałby wątpliwości co do tego czy Angie rzeczywiście ten jego ukochany kubek szukała. Nasłuchiwał i w sumie to sam nie wiedział czego oczekiwał. Niesamowicie głośnego trzaskania szafkami? Tłuczonej porcelany, bo Angie byłby tak zdesperowana, żeby odnaleźć ten kubek, że wyrzucałaby z szafki wszystkie inne? Tak. W sumie właśnie tego by oczekiwał. Niestety nic takiego nie było, więc zakładał, że jak zwykle, jego prośba została olana. Na szczęście dla Angie, odechciało mu się wszelkich kłótni. Już był zmęczony, a miał jeszcze przed sobą cały dzień w pracy. Jak on biedny wytrzyma?
- Co próbujesz mi zasugerować? – Zapytał unosząc brwi. Nie przerwał przy tym głaskania Didi, przeniósł jednak wzrok na Angie. – Zawsze uwielbiałem zwierzęta. A Didi jest moim dzieckiem, więc oczywiście zajmuje specjalne miejsce w moim sercu. – Parę razy rzeczywiście w przeszłości przeszło mu przez myśl, żeby zrobić z Didi pożywkę dla któregoś z jego krokodyli. Wszystko oczywiście żeby zrobić na złość Angie. Na szczęście zrezygnował z tego uznając, że zwierzę nie powinno cierpieć za ich błędy. Podniósł się, usiadł sobie na łóżku, a Didi od razu wylądowała na jego kolanach, żeby dalej mógł ją rozpieszczać.
- A dziwisz się? Byliśmy tragiczni. – Ostatnią rzeczą, jaką potrzebowali w związku było dziecko, albo zwierzę. Zwierzę jednak było tą bezpieczniejszą alternatywą. – Nie wiedziałem, że tak bardzo pokocham coś tak puchatego. – Bo wiadomo, że on wolał zrogowaciałe i obślizgłe zwierzęta. Takie, które charakterem przypominały jego. – Wracasz do spania? – Zdziwił się, bo kto to widział spać tak długo i późno. Tyle rzeczy jest do zrobienia na świecie!
Tak jakby ukrywa się przed światem — sprzedając w antykwariacie
31 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kosztem zdrowia psychicznego? Nie, to jej nie dotyczyło. Trudno zniszczyć to, co nie istniało. I nie, nie chodzi o to, że było ono już zniszczone, przez te wszystkie lata, że bardziej już się nie da. Po prostu, do tego tak naprawdę potrzeba było mieć szare komórki. Angie ich nie posiadała i choć potrafiła czuć sie dotknięta, obrażona czy zraniona, pamięć miała istnej złotej rybki, która pamięta 3 sekundy, lub Dory, która nawet tyle nie trwa. Łatwo ją było przeprosić i choć kobiety potrafią wybaczyć, ale nie zapomnieć, to z Angie było jakoś łatwiej. A może to kwestia tego, że ona przez cały związek z Parkerem nie rozumiała jak taki gość jak on, mógł być nią zainteresowany i wolała nie dawać mu żadnych powodów, by się na nią obraził, czy z nią po prostu zerwał.
Czyli co, Parker przyszedł się kłócić, ale nie kłócić się nie chciał? Przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może wpaść tutaj właściwie w każdej chwili, nie żeby było zagrożenie, że natknie się na kogoś czy przeszkodzi Angie w czymkolwiek.
Choć w pracy Donoghue, wciąż młodej rozwódki, był jakiś trylion kubków i filiżanek, nawet jakby zbiła parę w akcie furii, szukania nieistniejącego kubka, mogłaby łatwo je zastąpić. Istniała wielka szansa, że właścicielka by tego nie zauważyła. Spokojnie, ona nie była złodziejką. Niby mogłaby sobie na to pozwolić, skoro jej brat był policjantem, ale on był takim policjantem, że specjalnie by ją zamknął w areszcie, aby nauczyć ją czegokolwiek... Więc lepiej nie zadzierać.
-Ja? Dlaczego?-nawiązując do złotej rybki, chyba już zapomniała, co powiedziała, co mogłoby tak rozjuszyć Parkera. No przecież ona nie należała do osób, które kiedykolwiek, cokolwiek złego mówiły. A zaowalowane kuksańce w żebra nie były totalnie w jej stylu. Do bycia sarkastycznym potrzeba naprawdę wysokiego IQ. -W to nigdy nie wątpiłam, zawsze Sanktuarium było dla Ciebie ważne-powiedziała. Bo to przecież była prawda. Na początku związku zazdrosna bywała tylko o właśnie pracę Guillebeaux. Dopiero po jakimś czasie dowiedziała się, że powinna być raczej o połową Lorne Bay.
-Jakbyś mi zaproponował dziecko, to kto wie... Potrafiłeś mnie przekonać do wszystkiego-zaśmiała się, podkreślając ostatnie słowo. Cóż, to była prawda. Miłe słówka, mizianie po ramieniu i z kobiety robiła się mokra kałuża, tak topiła się pod mocą sprawczą swojego męża. Wtedy męża, czy teraz działał na nią tak samo? Cóż, przekonajmy się!-Jak można nie kochać czegoś tak miękkiego i puchatego?-obruszyła się, również wyciągając rękę w stronę pieska, by go pomiziać. Cóż, ciekawa jaką skórę miała Elaine... Angie była zawsze gładka i nakremowana, więc to może był powód, czemu jednak Parker szukał czegoś innego.
-Może nie do spania, ale leżenia...-bo co ją tak naprawdę goniło to wczesnego wstawania. Antykwariat nie był otwierany skoro świt, niczym piekarnia. Całe szczęście! Przecież ona musiała się umalować, uczesać, psa wyprowadzić... Ona nie była stworzona do takiego życia.-Pamiętasz tą randkę, na którą mnie zabrałeś do Cairns, kiedy nie chciałeś mi powiedzieć dokąd jedziemy, co będziemy robić, ani co powinnam ubrać?-tak zaczęła sobie wspominać dawne czasy, nawet nie wiedziała, dlaczego.-Pół dnia Cię męczyłam, żebyś puścił parę z ust. Aż się dziwne, że nie straciłeś do mnie cierpliwości-zaśmiała się. Sama nie wiedziała, czy była to najgorsza randka przez to, czy też najlepsza,  ale zdecydowanie się jej to zapisało w pamięci i często wracała do tamtego dnia. Był to początek ich związku, jeszcze wszystko wskazywało na to, że oboje są szczęśliwi i nie mogą sobie wyobrazić życie bez drugiej strony. A może taki moment nigdy nie miał miejsca i to były urojenia Angie?[/url]

parker guillebeaux 
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Westchnął tylko podirytowany. Typowe gadanie z Angie. Mówi ci coś, odpowiadasz, a ona już nawet nie pamięta o czym jest ta cała rozmowa. Czasami miał do siebie żal o to, że się w tym małżeństwie nie starał, ale później dochodziło do takich momentów jak ten i rozumiał dlaczego im nie wychodziło. Myślał, że to on był problemem, ale to jednak Angie, byciem… Angie, doprowadzała go do irytacji i do tego, że po prostu nie chciał o ten związek walczył. Aż żałował, że na Walentynki i Święta nie kupował jej bilobilu na pamięć. Może pamiętałaby to co powiedziała przed paroma sekundami.
- Oczywiście, że było dla mnie ważne. Jest nadal i zawsze będzie. – Spojrzał na nią jakby się urwała z choinki. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem na Didi, bo nie chciał patrzeć na Angie w taki sposób. Nie chciał się nakręcać negatywnym nastawieniem. – Zainwestowałem w to Sanktuarium wszystko. Nie mógłby nie traktować tego z priorytetem. – jak się oświadczał Angie to myślał, że małżeństwo z nią też jest świetną inwestycją na przyszłość. Okazało się, że w tym przypadku bardzo się mylił. No więc nic dziwnego, że wolał inwestować w sanktuarium niż w ludzi.
- Dlaczego miałbym cię namawiać do tak tragicznej decyzji? – Już i tak się zgodziła na ślub z nim. Sprowadzenie dziecka na taki świat, z tak okropnymi rodzicami byłoby niesamowitą klątwą. Nie pamiętał co miał wtedy w głowie jak był jej mężem, ale teraz widział, że chyba ani razu nie przeszło mu przez myśl, żeby chcieć mieć z nią dziecko. Pewnie zapomniałaby je nakarmić, albo odebrać ze żłobka. Albo zabrałaby dziecko na spacer i wróciła do dziecka. Chyba nie zaufałby jej z dzieckiem, a nie mógłby porzucić sanktuarium, żeby być tatą na pełen etat.
- To prawda. Też nie wiem jak można nie kochać czegoś takiego. – Uśmiechnął się do pieska i nadal kontynuował głaskanie go. Gardził ludźmi, którzy się znęcali nad zwierzakami. Gdyby był świadkiem jakiejś przemocy wobec jakiegokolwiek zwierzaka, to by zabił człowieka. Nawet by się nie zastanawiał. On nawet pająków nie zabijał. Łapał w pudelka i wywoził w bezpieczne miejsce. Nawet takie, które z łatwością mogłyby go zabić.
- Wow, Angie. – To jedyny komentarz na jaki mógł sobie pozwolić. Nie rozumiał jak można wstać, chodzić po mieszkaniu, coś robić, przyjmować gości, a później jakby nigdy nic wrócić do łóżka i spać, albo leżeć dalej. Nic dziwnego, że społeczeństwo jest takie leniwe, jak jedyne co mają w głowie to leżenie w łóżku.
Westchnął ciężko i aż przestał drapać psa. Ukrył twarz w dłoniach. – Nie wiem, Angie. Byliśmy na wielu randkach. – Oczywiście, że pamiętał o czym mówiła. Był dla niej chujowy, ale gdzieś w środku miał duszę romantyka. Pamiętał randki, na które ją zabierał. Pamiętał, bo nie chciał takich samych randek odbębniać z kimś nowym. Lubił urozmaicać swoje życie. – Po co w ogóle… – Zaczął, ale nie skończył pytania, bo rozdzwonił się jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni i zerknął na wyświetlacz. Przypomnienie o tym, że musi się udać do pracy. Wyłączył dźwięk i wsadził telefon z powrotem do kieszeni. – Nieważne. – Mruknął, bo nie było czasu na kontynuowanie tego tematu. Nachylił się, żeby ucałować pieska i wstał.
- Muszę spadać. To praca. – Klepnął się po kieszeni, żeby wyjaśnić, że alarm rzeczywiście przypominał mu o wyjściu do pracy. – Jakbyś znalazła ten kubek to daj znać. Chętnie go odzyskam. – Nie było co odzyskiwać, bo kubek był w domu i tam na niego czekał.
- No dobra. To na razie. Do zobaczyska! – Oznajmił wesoło, bo miał dobry humorek, pomachał Angie na pożegnanie i rzeczywiście sobie poszedł karmić swoje ukochane krokodyle. /ztx2
ODPOWIEDZ