kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nigdy nie przypuszczała, że może się tak zdarzyć, ale tak… trochę chwilowo tęskniła za beznadziejną londyńską pogodą. Oczywiście nie powiedziałaby tego na głos, ale pomyślała o tym, gdy już o świcie było nieprzyzwoicie gorąco i wystarczyło wyjść z klimatyzowanego auta, żeby nabawić się udaru w drodze do klimatyzowanego szpitala. Nic więc dziwnego, że mieli dużo roboty. Oboje z Loganem. Dzieci i osoby z chorymi sercami… łatwo się domyślić, że to dwie najliczniejsze grupy na szpitalnej izbie przyjęć. Na szczęście większość pacjentów była po prostu odwodniona albo przegrzana i mogli się nimi zająć nawet niedoświadczeni stażyści. Co nie zmieniało faktu, że pracy było dużo. Bardzo dużo. Na izbie panował chaos, ludzie się denerwowali i poniekąd Elise nie mogła im się dziwić. Pewnie też by się denerwowała, gdyby była po drugiej stronie. Ale pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć. Chociażby tego, że z odwodnienia trzeba wyjść powoli… albo tego, że szpital miał ograniczoną liczbę rąk do pracy.
Nie przypuszczała jednak, że sprawy przybiorą taki obrót sprawy. Zupełnie nie spodziewała się ataku. Może to jej wina, ale naprawdę nie zwracała uwagi na gorączkującego się mężczyznę, zignorowała go i dlatego tak łatwo było ją zaskoczyć. Chociaż to, że był od niej sporo większy, silniejszy i pod wpływem emocji też mogło mieć wpływ.
Sparaliżowało ją. Wypuściła z dłoń tablet z kartami pacjentów z dłoni, roztrzaskał się o podłogę i narobił hałasu, który pewnie zwrócił uwagę personelu i pacjentów na wydarzeniach z Elise w roli głównej.
Nawet nie próbowała kryć swojego przerażania… każdy kto ją znał wiedział, że coś podobnego już się kiedyś wydarzyło, że została zaatakowana przez pacjenta i nie skończyło się to za dobrze. Ba! Skończyło się to dramatycznie. Aktualnie przed jej oczami właśnie rozgrywał się tamten koszmar, migawka z dnia w którym została pobita. Nawet nie próbowała się uwolnić z uścisku mężczyzny. Nie próbowała się odezwać. Naprawdę ją sparaliżowało. Zamarła. Lub jak kto woli… dostała ataku paniki. I czy naprawdę ktoś mógł jej się dziwić? Lekarze nie byli przygotowani na tego typu sytuacje.
Jednak gdzieś z tyłu świadomości dotarł do niej głos Logana. Zaczęło ją to ściągać na ziemię. Zaczęła ogarniać rzeczywistość, ogarniać co działo się tu i teraz… wystarczająco też, żeby poczuć stróżkę ciepłego lepkiego płynu, który spływał jej po szyi. Skaleczył ją.



Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Kawałek świata, w którym mieszkali był znany ze skrajnej pogodowej kapryśności. Jeśli nie lało kilka tygodni pod rząd, zalewając wszystko co można było zalać i podnosząc poziom wód do tego stopnia, że krokodyle wychodziły na międzymiejskie drogi, to prażyło ogniem. Australijskie słońce nie miało skrupułów, nawet dla prawdziwych Aussies. Ci jednak, w większości przynajmniej, wiedzieli jak obchodzić się z takim upałem, jak zabezpieczyć się przed jego przykrymi konsekwencjami i dzięki temu nie wylądować na sorze z podejrzeniem cieplnego udaru. Większość pacjentów, których Logan dzisiaj przyjął, a przez ograniczoną ilość rąk do pracy przyjmował i dzieci i dorosłych, to byli turyści. Ludzie kompletnie niezdający sobie sprawy z tego, jak tutejsze upały potrafiły być niebezpieczne. Bagatelizowali to, używali zbyt słabych kremów przeciwsłonecznych, nie nawadniali się wystarczająco często i mocno i przede wszystkim nie unikali słońca. A od tego punktu to już prosta droga do lokalnego szpitala w Cairns. Na sorze panował chaos, w którego tle dało się słyszeć mieszankę co najmniej kilku języków z różnych stron świata. Angielskiego z typowo tutejszym akcentem było najmniej. Cała szpitalna załoga pracowała na najwyższych obrotach. Nie było czasu na szczegółowe badania, musieli w większości przypadków polegać na własnej intuicji i reagować szybko. Mimo tego chaosu jednak, ostatnim czego Logan mógłby spodziewać się po tym dniu było to, co właśnie się wydarzyło. Horror. Prawdziwy koszmar. Moment, w którym podniósł głowę znad młodego pacjenta i trafił wzrokiem na pieprzonego sajko i pozostającą w jego niebezpiecznym uścisku Elise, był dosłownie zatrważający. Bear na ułamek chwili zdębiał, czując jak w jednej sekundzie zimny pot zalewa mu kark. Cokolwiek mówił, cokolwiek robił, już o tym nie myślał. Przepchnął się szybko przez narastający tłum gapiów, wychodząc zupełnie przed nich i stając oko w oko z żoną i jej napastnikiem. Krew w nim wrzała, a pierwszą jego myślą było… - Zatłukę go… – warknął na szczęście na tyle cicho, że usłyszeć go mogła tylko stojąca najbliżej pielęgniarka. Odwrócił minimalnie głowę i szepnął do niej krótko „wezwij ochronę, ale po cichu”, na co dziewczyna natychmiast zareagowała, ostrożnie wycofując się przez zgromadzonych lekarzy, pacjentów i ich najbliższych. Trevisano trwał w tej niewypowiedzianej walce na spojrzenia z pieprzonym psychopatą, jak zdążył już kilkakrotnie nazwać go w swoich myślach. – Uspokój się, człowieku. Ranisz ją… Nie chcesz tego robić, obiecuję ci, że nie chcesz tego robić… – odezwał się, a walka z samym sobą o to, żeby zachować względnie spokojny ton była prawdopodobnie najtrudniejszą walką w całym jego życiu. Wewnętrznie drżał i wrzał, ale wiedział, że na zewnątrz nie może tego pokazać w nawet najmniejszym stopniu. – Odłóż to i wypuść ją. Już. – reakcja mężczyzny była natychmiastowa. Pokręcił energicznie głową, warcząc i wrzeszcząc to, co warczał i wrzeszczał do tej pory. Ktoś miał się zająć jego córką, tym razem na poważnie. Logan krótko, kontrolnie łypnął na stojącą za sajko typem, dziewczynkę. Była przerażona. Absolutnie przerażona. – Rozumiem, że martwisz się o swoje dziecko. Rozumiem to, wiem to… Ale spójrz na nią. Spójrz! Ona się ciebie boi! Tego chcesz? Tego chcesz dla córki? Żeby widziała cię, jak krzywdzisz niewinną kobietę? Tak ma cię zapamiętać? Tak ma o tobie myśleć? – mówił, a korzystając z tego, że napastnik faktycznie obejrzał się na dziewczynkę, Logan zrobił dobry krok wprzód. Ręce trzymał zapobiegawczo przed sobą – trochę w gotowości na reakcję, a trochę w geście pokazania panu psychopacie, że nie ma żadnej broni i w żaden sposób mu nie zagraża. – Posłuchaj mnie… – spojrzenie na Elise i jej zakrwawioną szyję. Ledwo się opanował, żeby po prostu się na typa nie rzucić. Wargi mu zadrżały, więc silnie napiął szczękę. Nie mógł okazać słabości. Nie mógł okazać tego, jak cholernie był przestraszony. – Obiecuję, że zajmę się twoją córką. Ja. Ja osobiście. Jestem świetnym pediatrą i cokolwiek jej jest dowiem się tego i jej pomogę. Obiecuję. Ale zrobię to tylko wtedy, jak wypuścisz moją żonę. – przelotne niezrozumienie na twarzy mężczyzny jasno sugerowało, że nie miał pojęcia kim była trzymana w jego silnym uścisku pani doktor. – Tak, w tej chwili ranisz moją żonę. Robisz krzywdę najważniejszej osobie w moim pieprzonym świecie. Jeśli drgniesz choćby o milimetr i uronisz z niej choćby jedną kroplę więcej krwi, nasza umowa wygasa. Osobiście dopilnuję, żeby nikt ani w tym, ani w żadnym innym szpitalu nie zajął się ani tobą, ani twoją córką. Nigdy. – Bear wiedział, że zagrał bardzo odważną, bardzo ryzykowną kartą, ale intuicja podpowiadała mu, że stojący przed nim mężczyzna był jak zagonione w róg klatki dzikie zwierzę. Potrzebował jednej, ale bardzo klarownej drogi ucieczki. Albo odpuści i w ten sposób pomoże córce, albo nie odpuści i jeszcze bardziej ją skrzywdzi. – Twoja decyzja. Chcesz pomóc córce to wypuść moją żonę. Masz moje słowo, że jak tylko to zrobisz, zabiorę dziewczynkę na oddział i zajmę się nią tak, jak zająłbym się własnym dzieckiem. – coś w oczach ojca przerażonej pacjentki podpowiadało Loganowi, że zaczynał się łamać. Łzy złości ciekły mu po policzkach, ręce drżały, a odpowiedzi były coraz mniej agresywne. Uścisk, w którym trzymał Elise też zelżał. – Nie zadzwonicie na policję dopóki nie dowiem się co z moją córką! – padł warunek, na który Logan natychmiast przystał. – Nie zadzwonimy. Masz moje słowo. – nie zamierzał grać honorowo. Pieprzyć honor. Liczyła się tylko Debenham. Jej bezpieczeństwo, jej życie. – No już. Im dłużej tu stoimy, tym gorzej czuje się twoja córka. Chcesz jej pomóc to pozwól mi działać. – zrobił jeszcze pół kroku dalej, nie spuszczając wzroku z rozjuszonego ojca, a gdy ten w końcu odsunął nóż od kobiecej szyi i wypuścił ją ze swojej „pętli”, Logan nie czekał – natychmiast do niej doskoczył, złapał ją w swoje łapska i odsunął na bok. W kolejnym ułamku sekundy trzech ochroniarzy, a za nimi kolejnych czterech policjantów rzuciło się na pana sajko. Ten zaczął wrzeszczeć, że Trevisano go okłamał, że pożałuje tego, że tamten go dorwie i zabije, ale Bear miał to gdzieś. Przepychał się z żoną przez gapiów, a serce waliło mu, tak jak chyba nigdy do tej pory.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Serce waliło jej tak, że myślała, że wyskoczy jej z klatki piersiowej. Z każdą kolejną sekundą odzyskiwała coraz większą jasność umysłu, docierało do niej coraz więcej… zwłaszcza słowa mężczyzny i jego strach. Czuła, że wszyscy im się przyglądają, że znaleźli się w centrum zainteresowania wszystkich na izbie przyjęć, jakby cały świat się zatrzymał. Słyszała też Logana. Gdy zwrócił na siebie uwagę napastnika ten odwrócił się w jego stronę i sama mogła na niego spojrzeć. Znów poczuła jak serce zaczyna szybciej jej walić. Bała się. Bała się tego, co zrobi mężczyzna i że może swoją złość skierować w stronę Trevisano. Nie chciała, żeby to jakkolwiek się na nim odbiło. Była przerażona. Absolutnie przerażona i nie zamierzała w tym momencie zgrywać jakiejś supebohaterki, bo nią nie był. Była skazana na łaskę mężczyzny, który trzymał nóż przy jej szyi. Nie miała absolutnie nic do powiedzenia i nic do zrobienia. Mogła się tylko nie rozsypać na tysiąc kawałków i tego próbowała się trzymać, odnajdując spojrzenie Logana. Poczuła jak łzy płyną jej po policzku, ale nie walczyła z nimi. Chyba nie powinny nikogo dziwić.
I wtedy poczuła jak uścisk mężczyzny się rozluźnia. I wszystko wydarzyło się tak szybko. Odsunęła się od niego, wpadła w ramiona męża, a na napastnika rzuciła się ochrona. Wszyscy krzyczeli, znowu wybuchło zamieszanie, po izbie niósł się płacz przerażonego dziecka, bo cóż… które dziecko nie byłoby przerażone widząc coś takiego ze swoim ojcem w roli głównej, prawda? To wszystko jednak nie miało dla niej w tym momencie najmniejszego znaczenia. Trudno. Ktoś inny mógł się tym wszystkim zająć. Dla niej najważniejsze było to, że znalazła się w ramionach męża. Czuła ciepło jego skóry i silnie bijące serce, że ją obejmował i tak… w tym momencie była w swoim ulubionym miejscu na ziemi. W miejscu, w którym czuła się najbezpieczniej. W miejscu, w którym z każdą kolejną mijaną sekundą odzyskiwała spokój, przestawała się trząść, serce odzyskiwało prawidłowy rytm a ona wracała do normalności.
- Nienawidzę izby przyjęć… – wyszeptała w końcu coś, co chyba miało być żartem, więc też i dobrym objawem. Odsunęła się od męża tylko tyle, żeby otrzeć policzek i odzyskać rezon, poprawić fartuch i tak… mogła wracać do pracy, prawda? – Zbadasz tą dziewczynkę? – nagle jej się coś przypomniało i spojrzała na męża, bo właściwie… skoro mężczyzna był aż tak zdeterminowany i zdesperowany może było warto? A może to ona była miękka.


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Mimo wszechobecnych krzyków, zawołań, płaczu i innych ostrych dźwięków, Logan nie słyszał nic poza oddechem żony. Przeciskał się z nią przez grupę gapiów, aż znaleźli się w osobnym pokoju zabiegowym. Zamknął za nimi drzwi i wtedy po prostu ją do siebie przytulił. Mocno, tak mocno, że w normalnych okolicznościach to prawdopodobnie mogłoby nawet zaboleć, ale… Nie potrafił teraz inaczej. Czuł jak sam drży, tym razem już nie tylko w środku, w serduchu, ale na zewnątrz też. Cały wciąż był spięty i czujny i zdenerwowany, ale z całych sił próbował ukryć to w sobie i nie przenieść tego na wystraszoną żonę. Czując jak Debenham powoli wyplątuje się z jego ramion, mocniej napiął brwi przy nasadzie nosa i ściągnął wargi, a kiedy spojrzeli sobie w oczy – te jego iskrzyły się mieszanką rozjuszenia, przerażenia i ulgi. Nie odzywał się przez chwilę, bo nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Gula w jego gardle była za duża, ścisk krtani zbyt mocny, a odrętwienie języka i duszy zbyt upierdliwe. Zsunął wzrok z kobiecych tęczówek na szyję żony, palcami zaraz lekko i ze stosowną ostrożnością dotykając zranionego miejsca. Na szczęście rana była powierzchowna i w ten sposób niegroźna, ale i tak jej widok sprawił, że Logan na nowo zawrzał. – Zbadam ją. – odezwał się w końcu, cichym, zachrypniętym z emocji głosem. – Ale najpierw zbadam ciebie. I zajmiemy się tym… – jej krwawą pamiątką po zajściu sprzed ledwie paru chwil. Męskie spojrzenie na nowo skrzyżowało się z kobiecym. – Nigdy więcej nie chcę tak się bać. Nigdy więcej… Nie dam rady kolejny raz, Elise. Nie przeżyję tego. Moja dusza tego nie przeżyje. – wróciło do niego to wszystko co czuł tamtego okropnego dnia, kiedy Elise napadnięto w szpitalu po raz pierwszy. Przed oczami stanął mu ten palący trzewia widok… Jej, pobitej niemal na śmierć. Ledwo żywej, na granicy życia i śmierci. Nawet nie poczuł, kiedy po policzku spłynęła mu łza. Jedna… Potem druga. – Chodź. Usiądź tutaj. – szepnął i wskazał na łóżko, na którym chciał, żeby Debenham usiadła. Ocierając pospiesznie słonawe ślady z pyska, wyjął z medycznej szafki kilka podstawowych artykułów do opatrzenia rany na jej szyi. Usiadł obok niej i czując, że jego ślepia wciąż są zaszklone i nieprzyjemnie wilgotne, zdezynfekował, a potem zabezpieczył brzydkie rozcięcie. – Pobiorę ci krew, dobrze? Chcę sprawdzić wszystko, czym ten sukinkot mógł cię zarazić. – bo kto wie, a Logan nie wiedział tego na pewno, do czego mężczyzna używał scyzoryka, gdzie go trzymał i ile osób zranił nim, tak jak dzisiaj Elise. – Zbadam tę dziewczynkę, a potem pojedziemy do domu. Stary niech tylko spróbuje kręcić nosem. – szef chirurgii był… Trudny i specyficzny. Logan liczył jednak na to, że typ miał w sobie chociaż minimalne pokłady bycia człowiekiem. Takiej po prostu kurde empatii.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Obserwowała go i widziała… widziała, że był zdenerwowany, że emocje ciągle nim targały, ale nie była w stanie go uspokoić. Nie wiedziała jak. Mogła oczywiście powiedzieć, że nic się nie stało, bo tak faktycznie było i koniec końców nic się nie stało, ale jednak… stało się. Lekarze na izbie przyjęć nie powinni być atakowani. A ona nie powinna mieć drugi raz takiego pecha, żeby zostać zaatakowaną na izbie przyjęć. Ale tym razem wszystko skończyło się dobrze.
Nie protestowała jednak, gdy Logan stwierdził, że musi ją zbadać. Wiedziała, że musi… dla jego własnego spokoju. Więc po prostu usiadła na brzegu łóżka i obserwowała go jak sięga po rękawiczki i zaczyna się przygotowywać do tego, żeby zająć się nią jak pacjentką. W uszach dzwoniły jej jego słowa, że nigdy nie chciał się już tak bać…
- Dobrze. – skinęła – Powinnam wziąć antybiotyki. – tak na wszelki wypadek, testy w pierwszej chwili przecież nie zawsze wychodzą prawidłowe, a lepiej dmuchać na zimne – Ale Logan… – zatrzymała go, złapała go za dłoń i chciała, żeby na nią spojrzał, żeby mogła się do niego uśmiechnąć – Wszystko jest w porządku. Nic się nie stało. To nie to samo, co wtedy… chociaż przez chwilę myślałam, że teraz się nie uda. – zagryzła lekko wargę, bo musiał zrozumieć, co miała na myśli. Wtedy jej się udało… ledwo, ale udało jej się. Czy drugi raz też mogło? Eh. Na szczęście nie było tak dramatycznie, a skaleczenie na szyi nawet nie bolało. Bardziej zaszczypał ją środek do przemywania rany niż sama rana – Cieszę się, że tam byłeś… – że nie musiała być skazana na czekanie, aż ktoś inny zrobić coś, co dla niego było naturalne, nie musiał się budzić, po prostu chciał dla niej jak najlepiej. Wyciągnęła do niego ręce i chciała, żeby pozwolił jej się znowu do siebie przytulić. Naprawdę doceniała, że tam był, że bardzo szybko sprawił, że poczuła się bezpieczna.



Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Pokiwał krótko, ale stanowczo głową, bo pomysł antybiotyków, nawet jeśli stricte profilaktycznie, w tej sytuacji brzmiał naprawdę dobrze. Sam nie wiedział co by zrobił, gdyby się okazało, że ta cholerna akcja kosztowała Elise zdrowie, na przykład przez zarażenie jakimś kompletnym syfem. Z jednej strony nie chciał nawet o tym myśleć, ale z drugiej wiedział, że muszą to sprawdzić. Muszą być przygotowani na każdą ewentualność. Muszą, bo byli lekarzami i powinni podchodzić do takich spraw odpowiedzialnie i pragmatycznie, nawet jeśli mieli w sobie niemałe emocjonalne tornado.
Nic nie odpowiedział, ani na zapewnienie żony, że „nic się nie stało”, ani też na jej ulgę w związku z tym, że nie była w tej sytuacji sama – sama zdana na zupełnie obcych ludzi. Patrzył w jej ładne ślepia i próbował sam siebie ostudzić. Swoje rozedrganie, swoje wewnętrzne wrzenie. Opatrzył ślad po pobraniu krwi z kobiecej ręki, zdjął rękawiczki, a potem wstał i zrobił to czego oboje potrzebowali. Bez słowa zamknął żonę w swoich łapskach, ciasno i mocno, silnie i szczelnie zamykając ją przed całym złem tego świata. Całym tym… Popieprzeniem, które czyhało na nich wokół, nawet w miejscu, które z definicji powinno być dla nich drugim domem, bezpieczną przystanią – oddani swojej pracy spędzali tu w końcu trzy czwarte swojego życia. Chwilę, dwie, trzy tak trwali, ale żadne z nich nie skupiało się na upływającym czasie. Oddechy i bicie serca, to było ważne, temu się przysłuchiwali. Każda kolejna minuta zbliżała ich do stanu większego opanowania, spokoju. Chociaż Logan nie wyobrażał sobie, że którekolwiek z nich z dnia na dzień zapomni o tym co tu się dzisiaj wydarzyło, to jednocześnie wiedział dobrze, że wspólnie nie pozwolą temu przejąć nad nimi kontroli. To ich nie złamie, nie zamknie w przygnębieniu i strachu. Byli twardsi i silniejsi, niż jakiś tam randomowy psychol z zardzewiałym scyzorykiem. – Powiedziałaś, że cieszysz się, że tam byłem… – zaczął odsuwając się od żony tyle tylko, żeby móc spojrzeć na jej wciąż mimo zapłakania ładną buzię. – Chyba się nie obrazisz, jeśli powiem, że ja wcale się nie cieszę z tego, że ty tam byłaś. – dokończył tę przekorną myśl i w końcu też pozwolił sobie na minimalny, dyskretny uśmiech w samym kąciku warg. Dłonią dotknął damskiego policzka, opuszką kciuka przesunął pod dolną kobiecą wargą… - Gdyby chodziło o kogoś innego… Gdybyśmy byli tego tylko świadkami… Po prostu bym cię stamtąd zabrał. Jak najdalej od tego sukinkota. Nie angażowałbym się. – nie nadstawiałby karku i nie zagrałby w ruletkę o życie innej potencjalnej ofiary niezrównoważonego mężczyzny z nożem i chorą córką. – Może to źle o mnie świadczy, ale pieprzę to. Mam to uczciwie gdzieś. – im dłużej żył na tym popieprzonym świecie, tym mocniej zdawał sobie sprawę z tego, że bycie superbohaterem było mocno przereklamowane. – To psychol. Ale jednocześnie przerażony ojciec. Najchętniej bym go rozerwał na strzępy za to co nam zrobił, ale jednocześnie zastanawiam się… Czy ja na jego miejscu nie zachowałbym się tak samo? – chcąc zadbać o swoje dziecko, o prawdopodobnie jedyną córkę i najważniejszą osobę w jego życiu i świecie. Trevisano wiedział na pewno, że dla Elise zrobiłby to, zrobiłby wszystko. Skrzywdziłby inną osobę, jeśli to miałoby ją ocalić. Zrobiłby to bez zawahania.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przymknęła powieki, gdy do niego przylgnęła. Ciasno i mocno go objęła i dała sobie znowu parę chwil na to, żeby po prostu w tym tkwić. W tym stanie, gdy byli tylko oni, nikt więcej, nic więcej… wszystko było w najlepszym porządku i niczym nie trzeba było się martwić. Odzyskiwała spokój. I uśmiechnęła się do męża, gdy stwierdził, że on wcale się nie cieszył… no cóż, miał prawo!
- Słowo honoru, że nie zrobiłam tego specjalnie – nie wystawiła mu się dobrowolnie, nie zgłosiła się na ochotnika, nie próbowała gwiazdorzyć albo bawić się w superbohatera, po prostu przechodziła obok. Może gdyby zauważyła mężczyznę wcześniej zachowałaby większą ostrożność, ale pochłonięta pracą nie była w stanie kontrolować wszystkiego. Od tego mieli też trochę ochronę, prawda? Nie rozumiała dlaczego nikt nim nie zajął się wcześniej.
- Myślę, że byś tego nie zrobił… – odezwała się po chwili wpatrywania się w męża – Nawet gdybym to nie była ja… gdyby była tam przypadkowa stażystka albo pielęgniarka. Też byś to zrobił. – nawet jeśli uważał, że nie byłby superbohaterem… byłby nim. Tak podejrzewała. Dlaczego? Bo był porządnym facetem. I nie mówiła tego jako coś… złego. Cały czas łagodnie się do niego uśmiechała i w tym jej uśmiechu było wszystko… ale przede wszystkim wdzięczność i miłość. Nie miała wątpliwości, że stanąłby w obronie kogokolwiek innego, kto tej obrony by potrzebował. A czy sam stałby się napastnikiem, żeby pomóc ukochanej osobie? Przyglądała mu się i sama nie wiedziała…
- Ja tak. – stwierdziła w końcu, wzruszając lekko ramionami – Może nie rzuciłabym się na nikogo z nożem, ale tak… w desperacji mogłabym zrobić coś głupiego. Dla ciebie albo dla naszego dziecka. – wzruszyła lekko ramieniem, bo co zrobisz jak nic nie zrobisz, prawda? Zrobiłaby dla swojej rodziny wszystko, absolutnie wszystko – Wracajmy do pracy, Trevisano. Tam naprawdę jest dużo ludzi, którzy potrzebują naszej pomocy. – nie chciała wracać do domu, gdy była potrzebna tutaj. Oboje byli. Nie mogła pozwolić, żeby przez jej zszargane nerwy stracili ręce dwóch chirurgów – I daj znać, co z tą dziewczynką. Zasługuje na to, żeby ktoś się nią dobrze zaopiekował. – na pewno była przerażona.



Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
W pierwszej reakcji na słowa żony, Logan ściągnął gniewnie brwi i ostrzej łypnął w kobiece ślepia. Już jakiś konkretny kawałek czasu temu ustalili zgodnie, że Trevisano nie lubił, kiedy ktoś, a tym kimś najczęściej była sama Debenham, podważał jego słowa. A teraz to właśnie się stało – on twierdził, że nie, ona twierdziła, że tak. Musiała minąć chwila, nie więcej, przyglądania się jej i jej uśmiechowi, żeby odpuścił. Zluzował i rozluźnił się na tyle, na ile obecne warunki w ogóle na to pozwalały. Co prawda był trochę zaskoczony tym, że Elise chce zamiast do domu to wrócić do pracy, ale to uczucie też błyskawicznie z niego zeszło. Zaraz po nim przyszło zrozumienie, bo przecież znał swoją żonę całkiem już dobrze i wiedział, że zawsze stawiała dobro innych ponad własnym. Jemu nie zawsze było z tym po drodze, alee… Rozumiał. Rozumiał dlaczego chciała zostać i pracować i nie zamierzał się z nią o to kłócić. I prawdę mówiąc trochę też nie miał siły na żadne żywe dyskusje. Ta sytuacja grozy sprzed parunastu chwil konkretnie dała mu w kość. Emocjonalną kość. – Jesteś pewna? Naprawdę uważam, że wszyscy zrozumieją, jeśli po prostu pojedziemy do domu. – znali ludzi, z którymi pracowali i oczywiście, że byli wśród nich tacy, którzy byli beznadziejnymi dzbanami, ale też tacy zupełnie normalni i w porządku. Mówiąc „wszyscy” Logan miał na myśli właśnie tych normalnych i w porządku. – No dobrze. Niech ci będzie… Tym razem. – uśmiechnął się, przesuwając lekko palcami po kobiecym policzku. Pochylił jeszcze pysk i wtulił go w to miejsce między barkiem, a szyją pani doktor. – To może chociaż pójdziesz ze mną na oddział? Pomożesz mi przy tym dziecku? – wymamrotał, muskając przy tym kobiecą skórę ciepłem własnego oddechu. Minęła chwila, po której ucałował kilkakroć kilka punktów na szyi żony, a podnosząc głowę, oparł jeszcze skroń o jej słusznie zmartwione czoło. – Nie chcę zostawiać cię tutaj samej. A tak naprawdę nie chcę zostawiać cię nigdzie samej. Nigdzie i nigdy. Nie po tym, co stało się dzisiaj. – a co rozdrapało bliznę jego strachu, która powstała w ramach poprzedniego szpitalnego incydentu z Debenham i niezrównoważonym pacjentem w rolach głównych. – Przenieś się na pediatrię. Tak zupełnie, zupełnie, będę cały czas z tobą. Będę cię chronił. I przed marudnymi dzieciakami, napalonymi samotnymi matkami i takimi wariatami, jak ten tam… – ten, który w napadzie strachu i wściekłości nawet ją skaleczył. Ba! Groził jej śmiercią. Logan odsunął pysk i raz jeszcze skrzyżował z żoną spojrzenia. Uśmiechnął się do niej lekko, pod samym swoich bucowatym nosem i… - Wbrew pozorom te matki są najgorsze. Najbardziej niebezpieczne. – dodał ciszej, ale wyraźnie jednak przekornie, żartobliwie. – Pewnie jeszcze będziemy musieli porozmawiać z policją… – teraz o tym pomyślał, kiedy za drzwiami pokoju, w którym byli mignął mu policyjny mundur na postawnej męskiej sylwetce jednego z oficerów, którzy przybyli na wezwanie ochrony szpitala.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pokiwała głowę, bo była pewna. Właściwie chyba nawet bardziej chciała wrócić do pracy, pacjentów i ogólnie pojętej normalności niż wrócić do domu i zastanawiać się nad tym, co się dzisiaj wydarzyło, albo jak źle się to mogło skończyć. Ciągle czuła pod skórą takie… specyficzne podenerwowanie i uważała, że ono nie minie w stu procentach póki nie zajmie myśli czymś innym. Pracą na przykład. Chciała wrócić do pracy. Musiała wrócić do pracy. A poza tym za drzwiami gabinetu zabiegowego, który teraz zajmowali ciągle panował chaos i ciągle mnóstwo ludzi potrzebowało pomocy.
- Nie, zostanę. Jest, co tutaj robić… – i zdecydowanie jednego dziecka nie musiało oglądać dwóch specjalistów. Wiedziała dlaczego Logan tego chciał, domyślała się, że bardziej chodziło o pilnowanie jej niż cokolwiek innego, ale no… no nie. Nie zamierzała popadać w paranoję, nie zamierzała bać się pracy… - Statystycznie rzecz biorąc już nic się nie może wydarzyć. Dwóch psychopatów jednego dnia? Nie mieszkamy w Los Angeles. – skwitowała, decydując się na lekki i zupełnie niegroźny żart, że musieliby chyba w Stanach mieszkać, żeby tak często trafiać na niebezpiecznych psycholi na szpitalnych korytarzach. Sięgnęła do męskiego policzka i lekko go musnęła – Wiesz, że nie mogę… nie wytrzymałbyś, gdybym trafiała na napalonych samotnych ojców. – zapewniła, ale i tak uważała, że to dość grząski temat do żartów biorąc pod uwagę ich ostatnie spięcia na tym polu, ale tak… tym razem może chociaż tu nie będzie dramatycznie.
Zsunęła się ze szpitalnego łóżka, spojrzała na dostępne w sali lusterko, skrzywiła się lekko na widok plastra na szyi i poprawiła, żeby nadawać się do wyjścia do ludzi – Więc miejmy to za sobą, co? – skoro mieli porozmawiać jeszcze z policją, niestety – Ale pamiętaj… najpierw dziewczynka i daj mi znać, co z nią. I widzimy się później! – rzuciła, posyłając mężowi ostatniego buziaka w powietrzu, ostatni uśmiech i wyszła ze spokojnego zabiegu i jak tylko wyszła na korytarz to znów została wciągnięta w wir pracy. Nie było czasu na odpoczynek. Nawet policja rozmawiała z nią w trakcie zajmowania się pacjentami, bo nie była w stanie tego przerwać i iść w spokojniejsze miejsce. Zwłaszcza, że nie za bardzo miała im co powiedzieć. Chyba z całego towarzystwie widziała najmniej.
I nic nie wskazywało na to, że coś może się jeszcze dzisiaj wydarzyć. A jednak. Właśnie dlatego kilka godzin później, właściwie już przed samym końcem ich dyżuru Logan dostał wezwanie od Elise. Na oddział ginekologiczny.


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Statystycznie rzecz biorąc Trevisano miał statystykę w nosie. Ta i tak zdawała się być przeciwko nim. Czyżby jeden brutalny atak pacjenta to za mało? Tak, statystyka była wredną kur… i Logan nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Ale nie dyskutował. Wyjątkowo nie dyskutował, bo mimo wszystko wiedział i rozumiał dlaczego Elise tak bardzo zależy na powrocie do pacjentów. On sam jeszcze nie przerobił tego, co się dzisiaj wydarzyło, ale nawet nie próbował sobie wyobrażać, jak okropnie musiała czuć się z tym ona. Jeśli zatem praca miała jej pomóc w poukładaniu sobie tego całego bałaganu w jakkolwiek akceptowalny porządek… To ok. On to kupował. Odetchnął głębiej i pokiwał głową w ramach finalnej zgody na dalsze tory ich dnia w szpitalu. Debenham zostaje na izbie, Trevisano zabiera córkę wariata na oddział. – Kocham cię. I… Uważaj na siebie. Proszę. – rzucił za żoną, zanim ta na dobre zniknęła mu z oczu wśród pacjentów, ich rodzin i ciężko pracującej załogi soru. Ostatni głębszy wdech i Bear ruszył na spotkanie swojej nowej, nieplanowanej pacjentce. Szybko znalazł ją w towarzystwie stażystki i jednej z pielęgniarek, bo dziewczynka wciąż była przestraszona i zdenerwowana wszystkim tym, co się dotychczas wydarzyło, a w czym znakomicie główną rolę odegrał jej własny, osobisty padre. – Cześć, powiesz mi jak masz na imię? – przywitał się z dzieckiem kucając przed nią, bo chciał mieć jej wzrok na wysokości własnego. Angie, tak brzmiało jej imię. – Zabierzmy Angie na górę, dobrze? Zacznijmy od całego panelu z krwi i podłączenia płynów i elektrolitów. – poinstruował stażystkę tuż po tym, jak sam też przedstawił się dziewczynce. W momencie, w którym młoda pani doktor chciała pomóc małej A. przesiąść się na wózek, żeby następnie zawieźć ją na oddział Trevisano, Logan poczuł w swojej łapie jej drobną dłoń. Nie chciała być sama, była przestraszona i martwiła się o ojca. Bear to rozumiał, rozumiał jak diabli, dlatego sam, osobiście zabrał dziewczynkę na pediatrię. Zameldował ją w jednej z przyjemniejszych sal dla pacjentów, a kiedy stażystka pobierała pacjentce krew, on wypełniał właściwe dokumenty. Do końca tego dnia mała Angie nie była jedyną pacjentką Logana. Izba przyjęć nie pustoszała, a wśród chorych z typowym przegrzaniem coraz więcej było też takich, którzy skarżyli się na objawy zatrucia. No tak… Nikt nie bierze pod uwagę tego, że w takie pogody jakakolwiek żywność psuje się dziesięć razy szybciej niż normalnie. Dyżur minął więc mężczyźnie intensywnie, ale tak jak obiecał ojcu dziewczynki – zbadał ją bardzo dokładnie. Przeprowadził pełną, stosowną w jej przypadku diagnostykę, a jej wyniki… Były jednocześnie zaskakujące i wcale nie. Ledwie pożegnał się z doktor Capshaw i wyciągnął z kieszeni fartucha telefon, chcąc zadzwonić do żony i zapytać czy jest, tak jak on, za kilka chwil gotowa wracać do domu, a dostał od niej wiadomość. W pierwszej chwili zgłupiał. Stanął wpół kroku i czytał tekst wezwania z dobrych pięć, sześć razy, zanim to na dobre do niego dotarło. Szybko wrzucił komórkę z powrotem do kieszeni i niemal biegiem ruszył przez korytarz do windy. Cały w nerwach zjechał na właściwe piętro, wszedł na oddział ginekologiczny i zaczepił pierwszą lepszą mijaną pielęgniarkę z pytaniem gdzie znajdzie swoją żonę. Ta na szczęście nie zgrywała greka, więc dwie chwile później Trevisano wpadł, jak burza do tego właściwego pokoju. Oczy błyszczały mu się zdenerwowaniem i niepewnością. Serce znów próbowało wyrwać mu się spod żeber i mostka, krew niebezpiecznie mocno wrzała, ale w ogóle nie w ten przyjemny sposób. – Elise… Co się dzieje?! – nie rozumiał, ale szlag, zakładał najgorsze! Choć tak naprawdę sam nie wiedział co, ale… To nie mogło być nic dobrego, prawda? Nie w dzień, taki jak ten. – Dlaczego tu jesteśmy?

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wydawało jej się, że szybko zapomniała o tym ataku, bo pracy było tak dużo, że po prostu nie mogła się tym martwić i przejmować. Jeden pacjent za drugim, zaraz kolejny i pytania stażystów, którzy nie zawsze wiedzieli co robić ze swoimi pacjentami. Było tego bardzo, bardzo dużo… a jej praca służyła. Więc myślała, że wszystko jest w jak największym porządku. Nie wpadła na to, że jednak dla jej organizmu ten stres… był dużo większy niż się mogło wydawać. Niestety kilka godzin później brutalnie się o tym przekonała.
W pierwszej chwili nieprzyjemny skurcz w podbrzuszu zignorowała. Ale kolejny już ją zaniepokoił. Zwłaszcza, że za nim nastąpił jeszcze kolejny i tak, czuła w kościach, że dzieje się coś niedobrego. Nie była tylko pewna co. Niestrawność? Nie miała nawet czasu nic za bardzo zjeść. Kanapka chwycona w biegu między pacjentami nie mogła wywołać takiego zamieszania. Chwilę później jednak poczuła coś jeszcze… coś, co sprawiło, że poczuła jak blednie i nikomu nic nie tłumacząc oddała kartę pielęgniarce, poprosiła o zmianę i pobiegła do łazienki. W myślach próbowała się doliczyć kiedy miała ostatni okres i jakby nie liczyła… tak było źle. Właśnie dlatego zakończyła swój dyżur trochę wcześniej i poszła na ginekologię. Właśnie dlatego poprosiła znajomą lekarkę o konsultację. I właśnie dlatego poprosiła męża, żeby się tutaj pojawił. Gdy już wszystko wiedziała.
W gabinecie była sama. Korzystając z późnej pory i braku kolejki pacjentek mogła tutaj zostać. Siedziała na brzegu szpitalnego łóżka i właśnie ocierała policzek, gdy do środka wpadł Logan. Spojrzała na niego i zdała sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia jak mu to powiedzieć. Byli lekarzami, wiedzieli że tak się dzieje… w dzisiejszych czasach strata ciąży na tak wczesnym etapie była bardziej niż powszechna. Właściwie zawsze była powszechna, ale ostatnio częściej się o tym mówiło. Większość kobiet nawet nie zdawało sobie z tego sprawy. I może tak było najlepiej? Mogłaby mu nie mówić, uchronić go przed tym ciosem, ale obiecali sobie szczerość. I chyba jednak nie chciała przechodzić przez to sama.
- Ja… nie… naprawdę nie wiem jak to powiedzieć, Bear. – podniosła tyłek i zrobiła krok w jego stronę – Przepraszam… – i wtedy pękła i po prostu wybuchła płaczem – Tak bardzo przepraszam. Nie wiedziałam.



Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Logan patrzył na żonę i sam jeszcze siebie oszukiwał, że niczego nie rozumie. Że nie ma pojęcia dlaczego nagle znaleźli się w tym miejscu, na oddziale ginekologii, a Elise ewidentnie występowała w roli pacjentki. Gdzieś głęboko w sobie chyba to jednak wiedział. W jakimś stopniu… Jakoś… Czuł to. Nie wiedział jak, jakim cudem, dlaczego i jak to w ogóle było możliwe, ale wiedział. Czuł. I zrozumiał, że to wie i czuje dokładnie w chwili, w której Elise uległa obejmującemu ją ciasno smutkowi. Jej płacz spowodował w jego gardle wymowną gulę, a w żołądku nieprzyjemny ścisk. Na karku i plecach znów poczuł te bardzo nieprzyjemne dreszcze, które pojawiały się tam zawsze, kiedy ta kobieta, ta najważniejsza kobieta w całym jego życiu i świecie rozpadała się na kawałki. Setki, tysiące małych kawałeczków. On sam rozpadał się wtedy razem z nią, choć nigdy nie chciał tego po sobie pokazać. Zawsze chciał być dla niej silny, stabilny i mocny, jak skała, o którą można się oprzeć i na której można polegać nawet w tych najtrudniejszych i najbardziej bolesnych chwilach. Ta teraz z pewnością do takich należała. Logan był już przy żonie, już zagarniał ją w swoje wytatuowane łapska, już przyciągał ją do swojego torsu i silnie bijącego serducha. Przytulił ją, zamknął w tym ciasnym, mocnym więzieniu swoich ramion i ani myślał odpuszczać. Ani myślał odsuwać się od niej choćby na centymetr. – Nie przepraszaj mnie za to, Elise. Nigdy więcej mnie za to nie przepraszaj. – wymamrotał przyciskając pysk do czubka jej głowy. – To nie twoja wina. To niczyja wina. Nie wolno ci mnie za to przepraszać, słyszysz? Nigdy więcej tego nie rób. – szeptał w pełnej stanowczości, a w tle pobrzmiewało też jego wewnętrzne rozedrganie. Ta wiadomość… Ta świadomość… To było przytłaczające. Spadło na nich, jak głaz ważący tonę, a w połączeniu z backgroundem tego dnia to było zwyczajnie nie do zniesienia. Nie do ogarnięcia ludzką wytrzymałością, nawet jeśli Debenham i Trevisano, jak na chirurgów przystało, mieli tej wytrzymałości znacznie więcej niż przeciętny Kowalski. – Okrutnie mi przykro, kochanie. Tak cholernie mi przykro, że to musiało spotkać nas i musiało wydarzyć się właśnie dzisiaj. – domamrotał wciskając pysk w okolice damskiego ucha i policzka. – Kocham cię, kocham cię, jak diabli, kocham cię, jak wariat i to niczego nie zmienia. Nie ma prawa zmienić. Podniesiemy się z tego. Obiecuję. – tej obietnicy, w przeciwieństwie do tej, którą złożył wariatowi z soru, a która opiewała w niedzwonienie na policję, zamierzał dotrzymać. Tych obietnic, tych, które składał jej, swojej pięknej, seksownej, ukochanej żonie, dotrzymywał zawsze. Bez względu na wszystko, na każde widzimisię świata i kaprysy losu. – Spójrz na mnie, proszę. – szepnął cofając pysk tyle tylko, żeby móc spotkać własne spojrzenie ze spojrzeniem żony. Dłonią objął jej policzek, a kciukiem otarł z niego słone ścieżki łez. – Ktoś cię zbadał? Poza tym, że to się stało… Wszystko z tobą w porządku? – fizycznie, w tym stricte ginekologicznym kontekście. Martwił się o nią zawsze, a w sytuacjach takich, jak ta tym bardziej mocno.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
ODPOWIEDZ