lorne bay — lorne bay
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Lift me up, hold me down, keep me close, safe and sound.
001.
A broken man
but I don't know
Won't even stand the devil's dance
To win my soul
{outfit}
Uchylone okno wpuszczało nieco wieczornego, trzeźwiącego powierza do wnętrza spowitego półmrokiem. Lampka z dość mocną żarówką rzucała świetlistą łunę na biurko udekorowane niechlujnie rozrzuconymi teczkami, z których wręcz wypadały papiery. Odpalony laptop wzmacniał nieco marne oświetlenie. Szklanka z brązowym płynem idealnie pasowała do nieco drżącej dłoni, przechylającej ją po raz kolejny, jakby nigdy nic, by gardło poczuło smak goryczy. Muzyka w tle wprawiła w ruch nie tylko nogę mężczyzny, poruszającą się rytmicznie, ale i palce, które z pomocą pałeczek po sushi, którego opakowanie leżało na ziemi, o blat biurka wybijało dźwięk melodii z głośników. Joe Strand potrzebował skupić się na sprawie, bo nie chciał kolejny raz zawalić oskarżenia. Problem polegał na tym, że ni chuja nic nie trzymało się kupy. Zaczynało to go drażnić...
Dzwonek do drzwi przerwał czynności blondyna, sprawiając, że na kilkanaście sekund zamarł w bezruchu. Chciał to zostawić Bev - całą kurtuazję z otwieraniem drzwi, zapraszaniem do środka i smalltalkiem. Przypomniał sobie, jednak że siostry dziś nie było na posterunku. Tak jak i wczoraj, bo pojechała gdzieś tam z małym. Powinien to wiedzieć, mówiła mu. Nie pamiętał. Cóż... Joe liczył na to, że gość, bo na pewno to był ktoś do Bev, sobie pójdzie, przypominając sobie to samo, co i sam mężczyzna. Dźwięki muzyki po raz kolejny przerwał jednak dzwonek oznajmiający, że ktoś, kto znalazł się przed drzwiami łatwo nie odpuści. Głośne westchnięcie wyrwało się z piersi Stranda, opróżnił jednym, sprawnym ruchem szklankę, a po drodze zaszedł jeszcze to toalety, żeby przemyć nieco zmęczoną twarz i dodać sobie trzeźwości. Trzeci raz usłyszał dzwonek, kiedy przeżuwając gumę, otwierał drzwi.
-Coś się stało? - zapytał wprost, gdy ujrzał Gwen w progu domu siostry. Strand nie miał złudzeń, wiedział, że nie przyszła tu z tęsknoty. Coś musiało być nie tak. Bardzo nie tak. Poczuł jak zaciska mu się żołądek oraz walące z niepokoju serce. I może to przesada, ale na karku, pojawiły się krople potu. Nie panował nad tym, nad paranoicznym lękiem w takich momentach... To było silniejsze od niego. Nie potrafił tego przepracować. Żył w ciągłym niepokoju o rodzinę, która wciąż była "blisko". I nie potrafił tego zracjonalizować, ani zatrzymać okropnych scenariuszy, które automatycznie zaczynały się odgrywać w jego umyśle, gdy widział tak zmartwiony wyraz twarzy żony.
powitalny kokos
no_name#4451
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
/ po grze

Za każdym razem, gdy "przypadkowo" mijała ten dom, czuła nieznośne ssanie w żołądku. Za każdym razem miała ochotę zatrzymać na podjeździe swoje auto, wysiąść z niego, wejść do domu szwagierki i bez zbędnych ceregieli nawrzeszczeć na męża, ustawić do pionu zarówno siebie, jaki i jego, po czym zgarnąć nieszczęśnika do domu, bo właśnie tam było jego miejsce, ale...
No właśnie. To jedno ale, które wciąż tkwiło gdzieś z tyłu jej głowy. Choć od t a m t e g o dnia minęły już cztery lata, to wciąż nie potrafiła przejść do porządku dziennego nad tym wszystkim, co się stało. To nie powinno było się wydarzyć. Nie w tym miejscu. Nie przy tylu świadkach oraz kamerach. Nie w momencie, gdy chłopcy byli pod opieką ojca.
Chyba właśnie to bolało ją najbardziej. Byli z kimś, komu bezgranicznie udała. Komu powierzyłaby swoją duszę i robiła to, bo przecież chłopcy byli jego synami.
Może właśnie dlatego ciąż czuła żal. Wciąż czuła rozgoryczenie.
Wciąż jednak byli rodziną, a uczucie, jakie między nimi było, nie mogło przecież tak szybko wyparować. Ot, nagle przyszło im zmierzyć się z czymś innym, z czymś nowym, z czymś, co mogłaby złamać każdego człowieka, każdego rodzica i kto wie, do czego doprowadziłoby to właśnie tę dwójkę, gdyby nie mieli starszego syna. Jedynego jasnego punktu na niebie. To dla niego wstawała i dla niego wciąż starała się trzymać.
Skłamałby. Kochała Juniora, to było dla niej jasne, ale każdego dnia budziła się z myślą, że to może dziś, że może za moment, ktoś w końcu do niej zadzwoni i w końcu nastąpi jakiś przełom w sprawie zaginięcia młodszego syna.
Tyle tylko, że ten dzień nigdy nie nastąpił.
Gdzieś w tle tego wszystkiego dorastał ich starszy syn. Wchodził w nastoletni wiek i na pewno czuł chociaż część emocji, z którymi zmagali się jego rodzice. Musiał je czuć. Widział, jak z każdym kolejnym dniem ojciec i matka powoli oddalali się od siebie, stawiając gdzieś pomiędzy sobą coś w rodzaju granicy, którą z każdym rokiem coraz trudniej było im przekroczyć. Młody rozumiał. Młody to czuł. Tyle tylko, że... Młody przestawał być młodym. Nie był już dzieckiem. Był nastolatkiem. Miał swoje sprawy, swoje problemy, którymi niekoniecznie chciał dzielić się z rodzicami toczącymi "zimną wojnę".
Do czasu.
- Mogę wejść? Chodzi o Juniora. Dzwoniła do mnie jego wychowawczyni.

joe strand
lorne bay — lorne bay
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Lift me up, hold me down, keep me close, safe and sound.
Rozumiał to doskonale, że Gwen miała w sobie ogrom żalu względem niego po wydarzeniach z przed czterech lat. Sam Joseph posiadał, przecież podobne odczucia. Zdawał sobie sprawę, że trudno jest kobiecie mu ufać. Nie obwiniał blondynki za to w żaden sposób - sam sobie nie ufał. I raczej nie będzie w stanie tego znów zrobić.
Co innego jeśli chodzi o Joe Jr - mogli sobie oboje z żoną racjonalizować, że mały rozumie, ale... Strand podejrzewał, że nie bardzo. To dzieciak. Co mógł rozumieć? Miał brata, raptem brata nie miał. Posiadał spokój oraz ciepło, a nagle zaczęły otaczać go ponure miny. Nadwrażliwe gest oraz nadopiekuńcze nakazy. Ani Joseph, ani Gwen nie chcieli stać się takimi rodzicami, ale... To było silniejsze od nich. Może i na początku mały Joe starał się nieco bardziej, by dać rodzicom, te rzadkie chwile i momenty, by poczuć dumę, uśmiechnąć się, ale... Ostatecznie... Miał prawo mieć dość. Mógł też radzić sobie z nimi jedynie tak, jak dorastający chłopak był w stanie - niezbyt rozsądnie.
Ciche westchnięcie wyrwało się z piersi prokuratora Stranda, gdy żona oznajmiła co jest powodem wizyty. Telefon od wychowawczyni zdawał się świadczyć, że problem nie mógł być, aż tak poważny. Nie zagrażał życiu ani bezpieczeństwu chłopca. Wszystko inne zdawało się Joe'owi łatwiejsze do strawienia. Możliwe do pokonania z zaangażowaniem ich obojga.
-Oczywiście, wejdź - odparł ochryple, pocierając się po podbródku w zamyśleniu. Mogło chodzić o coś związanego ze zdrowiem, ale wciąz... raczej nic nadto niebezpiecznego. Taką mężczyzna miał nadzieję. -Może usiądziemy w kuchni? Zrobię herbatę. Bev i małego nie ma - mruknął, dając znać, że nieważne, które miejsce wybiorą, będą mieli potrzebną im do tej rozmowy prywatność oraz spokój. Nie chciał też prowadzić Gwen do swojego tymczasowego pokoju - nie czułby się tam z nią komfortowo, nie chciał, by widziała, że popijał przy pracy (choć pewnie i tak się tego domyślała), ani nie mógł pokazać tych rozwalonych akt, bo to zwyczajnie było nieprofesjonalne. A on nie mógł już pozwalać sobie na rażący brak profesjonalizmu... -To.. Co się stało? - zapytał, włączając czajnik i spojrzał z uwagą na Gwen. Miała całą jego atencję. Oraz wsparcie, bo podejrzewał, że kobieta miała już pomysł, co robić. Zawsze, przecież go miała.
powitalny kokos
no_name#4451
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Naprawdę chciałaby przyjść z innego powodu. Chciałaby móc powiedzieć, że wszystko sobie przemyślała, że na spokojnie doszła do mądrych wniosków, może nawet mogłaby powiedzieć, że odwiedziła terapeutę, który skutecznie pomógł jej się ze wszystkim uporać lub przynajmniej zrobić wielki krok w stronę uzyskania wewnętrznej równowagi. Chciałaby móc powiedzieć, że ich obecne relacje to tylko chwilowy kryzys, który z pewnością wspólnie przezwyciężą, ale... Dziś jeszcze nie umiała tego zrobić. Dziś nie była na to gotowa. Dziś... Również go potrzebowała, a jednak, przede wszystkim, to Junior potrzebował ich.
- Jasne. Może być kuchnia - odparła. - Tak szczerze mówiąc... Liczyłam na to, że ich nie będzie. Zresztą, Bev pewnie i tak zrozumiałaby, gdybyśmy chcieli pogadać tylko we dwoje.
Nie przyszła tu na kontrolę, więc na pewno nie będzie pchała się gdzieś na pokoje, tym bardziej pod nieobecność swojej szwagierki i właścicielki domu. Tak po prostu nie wypadało, nawet jeśli obie panie całkiem nieźle się dogadywały. Chyba właśnie dlatego Fitzgerald nie chciała nadużywać jej wyrozumiałości. Raz, wegetował u niej Joe i Gwen naprawdę nie chciała wnikać w ich ustalenia, a dwa... Naprawdę liczyła na to, że jednak solidarność jajników weźmie tu górę i Beverly rzuci jej czasem słowo, dwa lub trzy odnośnie Josepha. Nie były przecież w liceum, nie pytała o jakiegoś tam chłopaka, tylko chodziło o coś innego, tylko o szalenie poważne sprawy.
- Chyba będziemy musieli poważnie z nim porozmawiać. Wychowawczyni powiedziała, że Junior pobił młodszego chłopaka z niższej klasy - westchnęła. - Nie chciał powiedzieć, o co poszło i dlaczego to zrobił. Prawdopodobnie będzie zawieszony w prawach ucznia. Nie wiem jeszcze, jak podejdą do tego rodzice tamtego chłopca, ale zdecydowanie będziemy musieli coś zrobić.
Póki co nie miała jeszcze pomysłu, jakie konkretne kroki należało podjąć w tej sprawie. Wiedziała jedno: muszą podejść do tego na poważnie, a przede wszystkim, zająć wspólny front. Musieli zmierzyć się z tym razem razem.

joe strand
lorne bay — lorne bay
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Lift me up, hold me down, keep me close, safe and sound.
Nie wymagał tego, że Gwen będzie gotowa ot tak, by przyjąć go z powrotem. Nie, kiedy sam niewiele robił, by na to zasłużyć. Fakt jednak jest taki, że Strand odkąd został wykopany z prawdziwego domu, to wmawiał sobie i wreszcie też w to uwierzył, że Fitzgerald będzie zwyczajnie lepiej bez niego. Nie chciał ciągnąć ich w żaden sposób w dół, nie mógł dłużej znieść, że wprawiał w dyskomfort Gwen, ani tej podejrzliwości... Miał tego dość, ale cholera, nie umiał też się o to gniewać, bo przecież... zasłużył na to wszystko. Doskonale to wiedział.
-Na pewno - mruknął tylko, przechodząc więc do kuchni, którą oboje znali już dość dobrze. Bev nie miała problemu z ich odwiedzinami, kiedy sprawy wyglądały nieco inaczej. Teraz też nie miałaby nic przeciwko.
Joseph nie naciskał na Gwen, by ta od razu przechodziła do sprawy. Raz, że chciał dać ewentualnie potrzebny czas do namysłu kobiecie, by mogła się podzielić tym, z czym przyszła, a dwa podejrzewał, że i tak blondynka wyrzuci z siebie dość szybko to, co leżało jej na sercu. I cóż, lata spędzone razem, sprawiły, że mężczyzna nie pomylił się, twierdząc, że kobieta dość szybko przejdzie do sedna.
Słuchał w skupieniu, ale jednocześnie przygotowywał im herbatę. Nie pytał jaką by chciała, bo przecież znali swoje preferencje i nawet tak drobne nawyki jakimi było to, co pili i o jakiej porze. Małe rzeczy, może i głupoty, ale oni, jako zgrana para, wiedzieli o takich błahostkach. I kiedyś uznawali to za powód do dumy, dziś Joe odczuwał ból, bo jeszcze bardziej mu to pokazywało jak jego nieuwaga wszystko spieprzyła.
-Zaraz, zaraz... pobił się i nikt nas nie wezwał od razu, żeby go odebrać? Co to za szkoła? - zapytał nieco zdezorientowany, zamierając z czajnikiem w ręku. Zreflektował się jednak dość szybko, odstawił na kuchenkę, by woda mogła się zagotować, a sam oparł się o blat, podtrzymując dłońmi po bokach. Troskliwym oraz badawczym spojrzeniem obdarzył Gwen i dodał: -Okej, to kiedy mamy się tam stawić? Może ten chłopak, pobity, powiedział coś więcej i mamy jakikolwiek zarys? - zapytał, próbując to sobie poskładać. Junior nie bywał agresywny, nie bez powodu. Tyle że... Czy nie miał teraz wręcz idealnego powodu? Ojciec mieszkał w sąsiedztwie, zamiast pod jednym dachem. Nie miał dla niego za wiele czasu... Nie wspominając już o tym, co go spotkało cztery lata temu... Czy naprawdę nie miał powodów, czy może późno pękł?
powitalny kokos
no_name#4451
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Prawdopodobnie przeszłaby do rzeczy nieco szybciej, ale nie mogła nie rzucić okiem na pomieszczenie. To nie tak, że zamierzała nagle przeprowadzić tu jakąś inspekcję, bo to nie o to w tym wszystkim chodziło, nie chciała również nadużywać gościnności szwagierki. Po prostu chciała przekonać się, jak Joe sobie radził. I istotnie, nie musiała nawet mówić, jaką herbatę chciałaby wypić. On po prostu to wiedział. Ona z kolei wiedziała, że po krótkiej naradzie z pewnością podejmą jakieś odpowiednie decyzje dotyczące starszego z ich dzieci.
- Chyba trochę ją to przerosło. Nie wiem, może nie chciała robić większego zamieszania ze względu na całą sytuację? - zawiesiła na moment głos. Choć od zaginięcia Mike'a minęły już cztery lata, to wciąż jeszcze ciężko było przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Nie tylko im, rodzicom, ale również nauczycielom. Być może wszystko to przerosło nieco wychowawczynię, stąd taka, a nie inna reakcja, ale nie dało się już cofnąć czasu. Teraz trzeba znaleźć sposób na to, by jakoś sobie z tym poradzić i nie narobić żadnych dodatkowych szkód.
- Nauczycielka proponowała jeszcze ten tydzień. Powiedziałam jej, że najpierw porozmawiam z tobą i zadzwonię do niej, kiedy ustalimy jakiś konkretny termin. Nie byłam pewna, kiedy będzie ci pasowało, a nie chciałam ustalać takich rzeczy przy niej, przez telefon.
Teoretycznie oboje zajmowali się tym samym tematem, ale z dwóch różnych ujęć. Dawniej Gwen doskonale znała rozkład dnia Josepha; wiedziała, kiedy będzie w domu, kiedy w swoim biurze lub w sądzie. Dziś nie miała na ten temat żadnej wiedzy, dlatego uznała, że termin wizyty w szkole ustalą wspólnie.
- No właśnie nie powiedział zbyt wiele. Chłopak musiał powiedzieć coś, co wkurzyło Juniora, bo przecież inaczej na pewno nie uderzyłby żadnego kolegi.
Musiała w to wierzyć. Musiała się tego trzymać, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że okoliczności raczej na to nie wskazywały.

joe strand
lorne bay — lorne bay
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Lift me up, hold me down, keep me close, safe and sound.
Wspólne części domu niezbyt nadawały się do oceniania tego czy sobie Joseph aktualnie radził, czy może wręcz przeciwnie. Wiadomo, że musiał zachowywać pozory oraz szanować domostwo siostry, która przyjęła go pod swój dach bez zbędnych pytań. Jedynym miejscem w tej przestrzeni mówiącym prawdę pozostawał gościnny pokój, niedługo zamieniony w jaskinię samotności Stranda. Nie wpuszczał tam nikogo, nie zapraszał też. Był tam tylko on, jego ponure myśli, służbowe papiery i alkohol. Nic więcej, nic mniej. Co to oznaczało? A no, że wpadł w niebezpieczną pętlę, ale przecież... póki nikt nie wie, to można sobie wmawiać, ze nie do końca tak jest.
-Taryfa ulgowa ze względu na litość nigdy nikomu nie przyniosła nic dobrego - mruknął niezbyt zadowolony postępowaniem nauczycielki jego syna, bo właściwie z jakichkolwiek pobudek nie poinformowała ich od razu to... nie było do końca ważne. Liczył się efekt, a raczej jego brak. Zapewne Joe Jr uznawał, że rozejdzie się po kościach i wcale nic takiego się nie stało, kiedy rodzice nie pojawili się od razu w szkole. Może nawet podejrzewał, że mają to gdzieś. A nie mieli, widzieli ten krzyk o pomoc, bo choć pewnie młody będzie się zapierał, że wcale tak nie jest... to właśnie było tym... i Joe to dobrze wiedział.
-Obojętnie. W sensie, będę, kiedy ty możesz. Im szybciej, tym lepiej - nie chodziło o to, że nie miał żadnych zobowiązań służbowych, ale... w tym tygodniu nie czekała mężczyzny żadna rozprawa. Wszelkie inne punkty w kalendarzu mógł zmodyfikować i nie zamierzał się nad tym dwa razy zastanawiać.
-Gwen... - mruknął miękko, ale zanim mógł kontynuować przerwał mu czajnik. Zalał zawartość kubków wrzątkiem, a następnie postawił je na stole, gdzie znajdowały się domowe ciasteczka autorstwa Bev (jeśli ich nie upiekła, to z całą pewnością ona je kupiła, więc i tak zasługa przypada siostrze), na które wskazał, bo przecież Fitzgerald mogła się nimi częstować bez skrępowania. -Gwen... zaczął więc raz jeszcze -Joe nie jest już słodkim, czteroletnim chłopcem... wkurzy go nawet krzywe spojrzenie... jest impulsywny, a... moje historie z młodzieńczych lat nie są najlepszym przykładem, ale jednak takie miał - mruknął, bo przecież niejedno zdjęcie z ważnych chwil Joe Senior uświetniał obitą twarzą. I cóż, poprzysiągł sobie nie kłamać własnemu synowi, tak więc stał się nieidealnym przykładem dla dorastającego syna. Nie to, żeby aktualna separacja, bo tak to można nazwać, a także raczenie się alkoholem jakkolwiek uświetniało wizerunek ojca...
powitalny kokos
no_name#4451
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Delikatnie wzruszyła ramionami. Prawdopodobnie mąż miał rację, jednak nie znała prawdziwych pobudek nauczycielki. Mogła tylko zgadywać, że właśnie o to chodziło, ale przecież za jej zachowaniem i brakiem zdecydowanej reakcji mogło stać sto innych powodów, podobnie jak za zachowaniem ich starszego syna. Różnica polegała jednak na tym, że w jego przypadku wszystko to było o wiele łatwiejsze do doszukania się jakiegoś logicznego wytłumaczenia.
- No to... Jutro? Mógłbyś przyjechać do nas z samego rana, razem odwieźlibyśmy go do szkoły i porozmawialibyśmy wtedy z nauczycielką?
Taka propozycja wydawała jej się najbardziej logiczna. Nie chciała zbyt długo czekać, a jeśli oboje, zgodnie, odstawią syna na zajęcia, to przynajmniej upewnią się, że chłopak nie poszedł na żadne wagary. Może dzięki temu Junior zobaczy również, że rodzice są w tym wszystkim zgodni. Bo owszem, nie mieli gdzieś problemów swojego syna. Przeciwnie. Chcieli jakoś mu pomóc. Póki co rzeczywiście skusiła się na jedno ciastko. Będzie jak znalazł do herbaty, która i tak będzie jeszcze dla niej zbyt gorąca. Odczeka akurat tyle, ile zajmie jej zjedzenie wypieku.
- Wiem, że jest nastolatkiem i że to trudny czas dla każdego, zwłaszcza w jego sytuacji i prawdopodobnie będzie buntował się przeciwko wszystkiemu i wszystkim - stwierdziła. - Tak, to wykapany tata - uśmiechnęła się delikatnie i zerknęła ukradkiem na męża. Znała go od dawna i doskonale wiedziała, co potrafił czasem zmalować młody senior. Oby ten etap już mu minął i Joe nie dawał się obijać jakimś typkom, bo jednak faceci w jego wieku biją już zdecydowanie mocniej, niż dorastający mężczyźni. Ech, być może prawdą było to, co mówili niektórzy - panowie dojrzewają do 6 roku życia, a potem już tylko rosną.
- Nie mam pojęcia, co powinniśmy robić - przyznała po dłuższej chwili - i czy poradzimy sobie z tym sami - dodała jeszcze po kolejnych kilku sekundach. Z drugiej strony... Sięgnięcie po pomoc było czasem trudniejsze, niż samo z niej korzystanie.

joe strand
lorne bay — lorne bay
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Lift me up, hold me down, keep me close, safe and sound.
Teoretycznie mogli znaleźć logiczne wytłumaczenie, ale praktycznie mogło okazać się to o wiele trudniejsze z prostego względu - zapewne młodzieniec nie będzie zgadzał się z rodzicami w żadnym aspekcie, zachowa swoje racje jako te najważniejsze i niepodważalne. I cóż... Jeżeli nie dojdą do porozumienia, a w ich rozmowach zabraknie szczerości, to nie będą w stanie sobie nawzajem pomóc... Co jedynie spotęguje niemoc każdej ze stron, a czego wszyscy chcieliby uniknąć...
Potrzebował chwili namysłu, kiedy Gwen przedstawiła mu swój plan. Widać to było po ściągniętych brwiach jasnowłosego, a także uniesionym palcu. Zdawało się Jospehowi, że żadne wydarzenie nie stanowi konkurencji, ale dla pewności, zanim na cokolwiek się zgodził, wyciągnął telefon i zerknął w kalendarz.
-Okej może być jutro rano, ale... - przełknął ślinę, bo nie chciał w żaden sposób urazić Fitzgerlad, ale... musiał też myśleć o Juniorze, który już nie radził sobie rewelacyjnie z emocjami. I mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, że jego nieobecność w domu ma na to wpływ. Nie planował powrotu w najbliższym czasie, więc... Nie powinien też mieszać w głowie dziecku. Ani Gi. -przyjadę sam do szkoły. Daj mi tylko znać na którą, pewnie trzeba się tam zapowiedzieć, bo wiesz... Może ta nauczycielka ma pierwszą lekcję i wcale z nami nie porozmawia - rozłożył bezradnie ręce. Co prawda zagadał temat dotyczący samodzielnej podróży do budynku szkoły, ale miał nadzieję, że jego nieco strapione spojrzenie przemawiało samo za siebie. Bardzo chciał, żeby tak było.
-Skoro to wykapany tata... Musimy być gotowi na wszystko, włącznie z tym, że w dupie będzie miał zdanie rodziców - mruknął, przecierając obiema dłońmi twarz, co zdecydowanie świadczyło o zmęczeniu Stranda. Tak było. Nie miał źle u siostry, ale to nie to samo, co własny dom. Tęsknił za bliskością żony, tęsknił za marudzeniem nastolatka... Wspólnymi wieczorami, treningami, których było coraz mniej... Oddalali się od siebie, wszyscy. I nie będzie łatwiej z każdym dniem, a zupełnie na odwrót. Wiedzial to. Sam dał nieźle popalić rodzicom, właściwie dalej dawał, a wcale nie towarzyszyły dorastaniu Joe tak trudne doświadczenia jak zaginięcie brata czy separacja rodziców. Junior miał gorzej. Miał więc prawo do wybuchów... Wielu. I całkiem zwielokrotnionych w swej sile, a zarazem i brutalności w odbiorze rodziców.
-Powinniśmy pójść na terapię, zdecydowanie. Tylko... czy wiemy co chcielibyśmy na niej osiągnąć? Wolałbym... Nie mieszać Juniorowi w głowie, a właściwie... - nie wiem na czym stoimy, ale tego nie dokończył. Nie chciał. Pamiętał aż za dobrze ich spięcie, które przerodziło się w awanturę przed dwoma miesiącami. Nie określili się od tamtej pory, ale zgodnie z życzeniem Gwen zniknął z jej oczu. Obawiał się... że mogło ono tyczyć się wieczności, może dlatego nie chciał tego tematu poruszać nigdy. Dziś, jednak zdawał sobie sprawę, że musi się na to zdobyć... Nie ze względu na siebie, a syna, bo nie chciał... Nie chciał niszczyć mu życia jeszcze bardziej, a fałszywa nadzieja z takiej rodzinnej terapii mogłaby być zgubna. I niewybaczalna. a Strand senior miał już całkiem sporo rzeczy, których wybaczyć sobie nie był w stanie., i prawdopodobnie nie będzie. Nigdy.
powitalny kokos
no_name#4451
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Była w stanie zgodzić się na wszystko, co tylko mogłoby choć w niewielkiej części poskładać na nowo ich rodzinę. To dlatego zerkała wyczekująco na swojego męża, a kiedy ten złożył własną propozycję, nie pozostawało jej chyba nic innego, jak tylko przytaknąć.
- Jasne. W naszej sytuacji każde rozwiązanie będzie chyba dobre. Zadzwonię do niej, umówię nas na konkretną godzinę i dam ci znać.
Nie chciała stawiać na swoim. Zdecydowanie zależało jej tylko na tym, by wspólnie zaradzić jakoś szkolnym problemom syna. Zresztą, nie tylko szkolnym. Szkoła była jedynie jedną ze składowych jego zachowania Juniora. Sama nie była do końca pewna, czy bójka z kolegą była czymś w rodzaju wybuchu wulkanu, sposobem na znalezienie ujścia emocji, po którym nastąpi chwilowy moment spokoju, czy to dopiero początek prawdziwych kłopotów. Osobiście zdecydowanie wolałaby pierwszą opcję. W tej sytuacji wystarczyłaby poważna rozmowa z synem i rodzice jakoś doszliby z nim do porozumienia. Taką przynajmniej miała nadzieję, chociaż coś podpowiadało jej, że będzie to znacznie dłuższa i poważniejsza operacja.
- Ostatecznie nie wyszedłeś na tym jakoś najgorzej - uśmiechnęła się blado. Owszem, w obecnej sytuacji niewiele na to wskazywało. Wystarczyło tylko spojrzeć na ich rodzinę. Rodzinę, która była w totalnej rozsypce, ale Gwen liczyła na to, iż jest to jedynie przejściowa sytuacja. Że jakoś dogadają się z synem. Że uda im się porozumieć między sobą. Że znów będą tak fajną rodziną, jak dawniej i znów będą prowadzić w miarę normalne życie, a ich największym zmartwieniem będzie to, co zjeść na obiad lub w co ubrać się do pracy. Mieli naprawdę przyjemne życie.
Gdyby w tym momencie jej życia ktoś zaproponował Gwen cofnięcie czasu kilka lat wstecz w zamian za oddanie duszy, zrobiłaby to bez wahania.
- Ja... Nie wiem - przyznała szczerze, bo poza ogólnym hasłem "chciałabym, żeby było lepiej", nie miała pojęcia, od czego tak naprawdę powinni zacząć. Chyba powoli domyślała się, o co mu chodzi i... Również nie miała pojęcia, na czym stoją. Z jednej strony wciąż była na niego wściekła. Każdego dnia, gdy tylko jej wzrok wędrował w kierunku pokoju młodszego syna, wszystko odżywało w niej na nowo. Znów pękało jej serce. Znów czuła się tak, jak tamtego dnia, gdy wykrzyczała mu kilka słów za dużo. Kiedy jednak spoglądała na zamknięte drzwi pokoju Juniora (chłopak zamykał się tam niemal na całe popołudnia), chciała zrobić wszystko, by jakoś do niego dotrzeć. To oznaczało jedno - ona i Joe muszą w końcu zacząć rozmawiać.
Tylko jak?
- Jak to wszystko widzisz?

joe strand
lorne bay — lorne bay
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Lift me up, hold me down, keep me close, safe and sound.
Udało im się dogadać co do tego jak załatwią szkolne trudności Juniora - to już niewątpliwy sukces, który Joseph skwitował niewinnym, ale jednak wyrażającym zadowolenie uśmiechem. Nie potrzebowali więcej słów, bo to co najważniejsze ustalili, szczegóły zależały już od kolejnej zaangażowanej w to strony, czyli nauczycielki. Pozostało im czekać na jej odpowiedź, bo Strand podejrzewał, że Fitzgerald napisze jeszcze teraz, skoro wybierali się tam już jutro rano.
-No nie wiem - mruknął, wzruszając ramionami, bo o ile nie żałował buntu w kwestiach wyboru żony, odcięcia się od nadmiernej kontroli i sterowania, ale z drugiej strony... czy to nie doprowadziło go do tego, że stracił czujność? Rozluźnił się za bardzo? I popełnił największy błąd, którego nie mógł naprawić, nie umiał naprawić, i obawiał się, że nie będzie nigdy w stanie. Nie potrafił sobie tego wybaczyć, a przez to nie mógł funkcjonować choć zbliżenie do normy... I zawalał... Nieustannie. Tak więc... Czy rzeczywiście wyszedł tak nie najgorzej, to kwestia sporna. Obecnie mężczyzna nie mógłby się zgodzić z takim stwierdzeniem, nie dziś, nie w tym podłym nastroju i poczuciu bezpowrotnej straty.
-Nie wiem... W sensie... - urwał na chwilę, zanurzając usta w swoim kubku, bo właściwie... Co miał jej powiedzieć? To nie tak, że nie chciał. Cholernie pragnął naprawić ich małżeństwo. No, ale... Czy jego potrzeby mogły się jeszcze liczyć? Czy on zasługiwał na to, by nawiązać z nim dialog i postarać się znaleźć kompromis? Nie bardzo w to wierzył, nie widział szans ani podstaw na to, aby ktokolwiek, a zwłaszcza Gwen, którą zawiódł najbardziej, mogła obdarzyć go odrobiną... Litości. Nie wierzył nawet, że blondynka mogłaby obdarzyć go jakimkolwiek większym uczuciem. -Dostosuję się do ciebie, bo... nie jestem w pozycji, by czegokolwiek żądać... lub oczekiwać... - przyznał krótko, ale szczerze, może zbyt dobitnie. Taka jednak była prawda - nie chciał zmuszać do niczego Gwen. Za bardzo ją skrzywdził, by przedstawiać teraz swoje wizje na ich codzienność. Nie miał prawa, nie miał prawa...
powitalny kokos
no_name#4451
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Czasem zastanawiała się, jak wyglądałoby obecnie ich życie, gdyby tamten dzień po prostu się nie wydarzył; gdyby ktoś wymazał go z kalendarza, gdyby zapomniał, że po ósmym ma przyjść dziewiąty, że po wtorku nadejdzie środa; gdyby... Mogłaby wymieniać tak w nieskończoność i za każdym razem dochodziła do jednego wniosku - ich życie byłoby wspaniałe. Wciąż jeszcze mogło takie być. Blondynka wierzyła w to, że gdy tylko Mike się odnajdzie (bo innej opcji nie brała nawet pod uwagę), wszystkie ich problemy magicznie się rozwiążą i cała rodzina znów będzie żyła normalnie, zupełnie tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Owszem, było to naiwne i z pewnością szalenie dalekie od tego, co faktycznie mogłoby mieć wtedy miejsce, ale zdecydowanie trzymało ją to przy życiu. To, jej starszy syn oraz Joe, bo jednak mężczyzna zdecydowanie nie był jej obojętny. Pytanie tylko, czy ona będzie potrafiła patrzeć na niego tak, jak kiedyś i czy on uwierzy w to, że jest w tym szczera i nie robi tego tylko po to, by Junior czuł się lepiej.
- Chciałabym, żebyśmy zaczęli rozmawiać - odezwała się po dłuższej chwili. Uznała jednak, że powinna odrobinkę to doprecyzować. - O nas. Bo ja... To, co wtedy powiedziałam... Ja tak nie myślę. Byłam wtedy wściekła. Chyba nie umiem powiedzieć ci jeszcze, że nie czuję do ciebie żalu, bo wciąż go czuję, ale nie chcę, żeby to wszystko, żebyśmy my, żeby nasza rodzina... Żeby tak się to skończyło.
Już od jakiegoś czasu stali na rozdrożu. Zdaje się, że próbowali unikać poważnych tematów, skupiając się raczej na robieniu dobrej miny do złej gry i dyskutowaniu o tych nieco bardziej przyziemnych aspektach codzienności (o ile można uznać za takowe chociażby problemy ich starszego syna). Inne tematy były zbyt trudne, ale jak długo można przed nimi uciekać? Owszem, nie rozwiążą wszystkich swoich problemów już dziś, teraz, zaraz, jednak zrobienie kroku w którymś kierunku, podjęcie próby zakończenie tego metaforycznego tańca na cienkiej linii rozstawionej pomiędzy dwoma drapaczami chmur, wydawało jej się niezłym pomysłem. Być może utrzymają się na powierzchni. Być może spadną, jednak kto wie... Może gdzieś tam, na dole, czekała na nich poduszka bezpieczeństwa zafundowana im przez kogoś patrzącego na to wszystko z góry?

joe strand
ODPOWIEDZ