nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Do tej pory zakładał, że prawdopodobnie nic już nie będzie w stanie go zaskoczyć, pracował w końcu w policji federalnej i by doczłapać się swojego stołka przerobił całą drabinę społeczną od krawężnika po służby specjalne. Najwyraźniej jednak miało okazać się, że życie i po czterdziestce będzie w stanie odpowiednio go w tym temacie zaskoczyć, na dodatek w wyjątkowo prosty sposób - stawiając mu na drodze jego rodzoną siostrę. Nie był pewien, czy jakiekolwiek więzy krwi uprawniają do roszczenia sobie prawa do relacji po osiemnastu latach bez żadnego kontaktu, ale teraz było już odrobinę za późno by to oceniać. Tak mu się przynajmniej wydawało w momencie, w którym w odpowiedzi na jego - niewinne jak zakładał - zaczepki, ta wyskoczyła z pretensją, że rzekomo miał oczekiwać tego, że po gwałcie podcięłaby sobie żyły. Patrzył więc na nią jak sroka w gnat, źrenicami olbrzymimi jak u tych wszystkich ćpunów, którym trzeba okazjonalnie pomoc się poskładać są w manii dawniej jestem królem świata, a w szoku był takim, że nawet nie mrugnął.
- Ty - wydukał w końcu i musiał solidnie sobie odchrząknąć, by ponownie połączyć język z mózgiem. Najlepiej jakby na tym odcinku zaczęła teraz działać jakaś niemiecka autostrada, ale prawdopodobnie niewiele miał do gadania. Z pustego i Salomon nie naleje. - Zadzwoń może po karetkę, bo ja muszę mieć, nie wiem, jakiś wylew albo udar skoro nie wiem jakie słowa opuszczają moją gębę - i aż się skrzywił, i to tak mocno, bo owszem - Vinnie Crane był największą gnidą jaką przyjdzie wam w życiu spotkać, ale nawet ten zaszczytny tytuł miał swoje ograniczenia. Nigdy nie dopuściłby się tego rodzaju świństwa przeciwko kobiecie, nie nadużyłby jej komfortu psychicznego jeśli chodzi o jej przestrzeń osobistą, a tym bardziej nie startowałby z łapami kiedy ta mówi n i e. Aż się wzdrygnął, dosłownie. - Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli - kiedy zebrał myśli i poczuł, że jego siostra w jakiś chory, niepisany sposób stawia go w jednym rzędzie z tymi wszystkimi zwyrolami, zrobiło mu się niedobrze. Wycedził w złości do niej tą odpowiedź i najchętniej zostawiłby ją teraz z tymi jej mądrościami, ale przerobił to gdzieś głęboko w swojej przystojnej główce na tyle, by móc założyć że zapewne ona też nie chciała, by jej wypowiedzieć miała taki chujowy wydźwięk. Może jednak będą z nich ludzie?
A na sugestię o rzucaniu się mu na szyję, omal się nie zaśmiał.
- Rzuciłaś to ty się dzisiaj o jeden raz za dużo i za skutecznie, szkoda tylko że zniosło cię na lewo - a nie był żadną pizdą żeby w tym momencie wypominać jej, że dzięki jej chłodnym reakcjom przez kilka lub kilkanaście dni będzie prezentował pod okiem okazałą - nomen omen - pizdę.
Zaśmiał się drugi raz, głośniej i mocniej, na sugestię o spreparowaniu dowodów.
- A co to za wstrętne pomówienia? - aczkolwiek nagle uderzyło go jeszcze jedno. - Nie wiem czy bardziej bawi mnie założenie, że to ja miałbym preparować dowody czy, że ta sprawa wymagała preparowania czegokolwiek. Facet to śliski zwyrol najwyższej ligi, dostał tylko to na co zasłużył - skończył dosyć obojętnie. Starał się do takich spraw podchodzić obojętnie, niezależnie od tego czy przedmiotem skazania miał być jakiś zupełnie randomowy typ, czy człowiek, który lata temu w tak okrutny i obrzydliwy sposób skrzywdził jego siostrę. Pewnie niejeden uznałby to za śmieszną i zupełnie niewymierną prywatną vendettę, ale na Boga, Vinnie Crane nie potrafił markować się w żadnym aspekcie życia, czemu więc miał to zrobić akurat teraz?
- Nie umiem obsługiwać gołębi pocztowych - burknął więc w charakterystycznym dla siebie stylu skrzywdzonego chłopca, którego właśnie skarcono. W ogóle poczuł się być mocno obok całej sytuacji, przyglądając Julii palącej swojego papierosa i najwyraźniej walczącej z jakimś huraganem dziejącym się w jej głowie. Cóż, jego papieros znikał zdecydowanie wolniej, tego był pewien. - Dość świeżo rozwiedziony, bezdzietny, psów mam pod dostatkiem w firmie - wzruszył ramionami i odbił piłeczkę. - A ty? Mam nadzieję, że spotykasz się z jakimś porządnym chłopcem - może i powiedział tonem surowego ojca, ale zupełnie rozbrojony uśmieszek zdradzał, że właśnie w najlepsze dokuczał swojej młodszej siostrzyczce.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Doskonale wiedziała, że odstawia w tym momencie srogą drama queen, a przecież Julia wbrew pozorom nigdy taka nie była. Nie skupiała się na swoich dramatach, bo zwykle nie miała czasu. Oczywiście, że jego brak był zazwyczaj spowodowany przez to, że dbała o to, by zgubić swoje emocje za pomocą zajęć i że to było niezdrowe, ale nikt nie mógł jej zarzucić zbytniej atencji, jeśli chodzi o samą siebie. Wręcz przeciwnie, zwykle ustawiała swoje uczucia gdzieś daleko i zawsze przywdziała maskę wyluzowanej dziewczyny. Ciągle słyszała, że jest taką równą babką, artystką, że można z nią konie kraść.
Nie wiedziała więc w którym momencie przestała nią być albo czemu to właśnie Vinnie w rękach dzierżył ten przełącznik, który sprawiał, że była taka nerwowa w jego obecności. Pewnie kogoś innego z miejsca by przeprosiła za to swoje szczeniackie wręcz zachowanie, ale Crane jeszcze na to nie zasłużył, więc wzruszyła ramionami.
- Nie wiem co miałeś na myśli, Vinnie. Nie znam cię - odpowiedziała po prostu i coś ścisnęło ją w gardle, gdy uświadomiła sobie, że niedługo święta i że znowu wszystko będzie przeżywać absurdalnie wręcz sama. Może i nie potrzebowała tamtej rodziny, ale miło by było kogoś mieć, by przynajmniej pooglądać światełka. Może właśnie z tego powodu nadal siedziała w tym samochodzie mimo naprawdę mocnych zarzutów, jakie kierowała w jego stronę i jakie miała na myśli. Poprawka, rozmyślała o bardziej kłopotliwych scenariuszach.
- Och, nie przeżywaj już tak tej śliwy. Są mężczyźni, którym zrobiłam gorsze rzeczy - rzuciła beztrosko, ale nie byłaby sobą, gdyby nie otaksowała wzrokiem jego starszej, ale wciąż przystojnej twarzy. Na pewno znajdzie grono fanek, które stwierdzą, że ten ciemny fiolet podkreśla głębię jego spojrzenia. Być może powinna rozważyć opcję, w której poprawia mu z drugiej strony.
Na razie jednak postanowiła (co za dobroczynność!) nie znęcać się nad nim znacznie i wysłuchać co ma do powiedzenia na temat człowieka, którego dehumanizowała tak bardzo, że rzadko wspominała o jego imieniu. Potem dość zabawnie zaczęło jej się to kojarzyć z Voldemortem, więc przestała.
- Joseph jest gnidą, ale dobrze urodzoną. Nie dało się go tak po prostu zamknąć - zauważyła, przecież jakiś czas temu śledziła jego karierę i nosiła się z zamiarem zakończenia jej, ale znała realia i wiedziała, że najprędzej uznaliby ją za mąciwodę, która próbuje wybić się na znanym polityku. Było już za późno i na pewno pojawiłyby się pytania, dlaczego akurat teraz. Z tego powodu milczała, bo przecież to nie tak, że Julia Crane chciała być kiedykolwiek postrzegana jako ofiara. Była od tego daleka jak tylko się dało.
Tak samo jak od uznania przeprosin brata, który ignorował ją przez lata. Po części paląc tego papierosa uświadamiała sobie, że po to tak często bywała, by być dla nich widoczną, ale nigdy nie skorzystali z tej okazji.
- Widocznie nie miałeś potrzeby - odpowiedziała więc cicho, dość przejmująco, ale razem ze strzepaniem popiołu obiecała sobie, że nie będzie się tym przejmować.
Jak i wstawkami rodem z kina familijnego, w którym brat przestrzega młodą siostrę przed chłopcami.
- Też się rozwiodłam. Dwa lata temu - po jej tonie można było wywnioskować, że wszystko jej jedno. - I nie wiem czemu jakikolwiek związek miałby mnie definiować. Jestem genialna, nie potrzebuję dobrego chłopca - zauważyła, ale uśmiechnęła się na koniec, bo właściwie to tego typu mężczyźni jej nigdy nie interesowali i nawet Aidenowi daleko było do tego klasycznie porządnego.
Najwyraźniej ci dobrzy to nie był jej typ.

Vinnie Crane
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Czuł się kompletnie rozdarty. Z jednej strony jego ciało toczyło jakieś dziwne rozedrganie, jakaś taka mocno specyficzna i do tej pory nieopisana ekscytacja, trochę jak cheerleaderka nakręcająca się przed występem. Z drugiej wkurwienie, które gdzieś głęboko w środku nakazywało zostawić mu ją na tym chodniku i wrócić do ustalonego planu dnia, tego w którym ona nie miała brata, a on siostry. Wszystko byłoby łatwe, a on z nerwów nie miałby znowu ochoty narzygać sobie na buty (tym bardziej te nowe, niedeptane). Westchnął jednak ciężko, nie urodził się w końcu wczoraj by wierzyć w nadprzyrodzone moce, które pozwolą mu cofnąć się w czasie. Westchnął drugi raz, żeby zebrać się w sobie i spróbować jej nie zamordować (przynajmniej w myślach) i odpowiedział:
- Do tego nie potrzebujesz zażyłych kontaktów. Uwierz, nikt n o r m a l n y nie pomyślałby nawet nic takiego - i już miał na końcu języka, że on rozumie że to ją skrzywdzono, i to ona ma prawo czuć się rozgoryczona do końca swoich dni na tym nędznym padole łez, ale na Boga, niech w pewnych aspektach weźmie na wstrzymanie. Życie jednak było mu miłe, więc prewencyjnie na pewien czas zamknął mordę, otwierając usta jedynie po to by znalazł się w nich papieros. Tak było dużo prościej, ale wiedział przecież że nie mogą tak niezobowiązująco po prostu sobie palić. - Tak? - mruknął gardłowo, słysząc jej przechwałki o tym co najlepszego zrobiła jednemu czy drugiemu. - Co takiego się im przytrafiło? Nie żyją? - i uśmiechnął się odrobinę prześmiewczo. Nie zamierzał wcale przeżywać tego, że na jego skórze zaczynał powoli rysować się już całkiem sowity siniak, umiejscowiony pod okiem. Nie przeżywałby nawet gdyby miało być ich kilka, w końcu w pracy zdążył zaliczyć już dużo mniej przyjemne przygody i nie zamierzał się mazać. Za to zacząć jej po gówniarsku dokuczać - a i owszem.
- Z tą dobrze urodzoną to bym nie przesadzał - spoważniał jednak z powrotem, kiedy i temat stał się bardziej poważny. - Za tym powinna iść przecież jakaś klasa, a za klasą powściągliwość. I nie mówię tutaj o zboczeniu XXI wieku, gdzie każdemu krewnemu lub znajomemu królika będziesz podsyłać NDA, a raczej o tak przyziemnej sprawie jak trzymanie mordy na kłódkę, kiedy przeholowało się z wódą - wzruszył ramionami, jakby właśnie tłumaczył komuś najbardziej oczywistą oczywistość. Chętnie zdradziłby jej więcej szczegółów, ale wiedział że nawet dla własnej siostry - która dodatkowo mogła okazać się jedną z oskarżycielek w sprawie - nie mógł robić wyjątku, ślizgał się więc jedynie po jakiś głównych aspektach tej sprawy. Był również blisko przechwalania się tym, jak to Joseph F. okazywały się za mały w starciu z Vinniem Crane, prokuratorem i ich bandą, ale - co było smutne - wiedział, że to jedynie szczęśliwy wyjątek od reguły. Reszta tych posranych, uprzywilejowanych, śmierdzących wręcz bogactwem białych chłopców chodziła sobie na wolności jak gdyby nigdy nic, a był w stanie założyć się o najdroższą flaszkę, że każdy jeden miał swoje za uszami. Wszak każdego jednego dnia wstając rano, ogląda w lustrze ta samą parszywą mordę. Mordę, która do tej pory odpowiadała za skrzywdzenie tak wielu osób. Tej samej, która nigdy za to nie odpowie.
- To samo mogę powiedzieć o tobie - omal nie prychnął, ale nic nie mógł poradzić na to, że właśnie gdzieś głęboko pod skórą obudziła mu się księżniczka o wysokich standardach, taka o znajomość z którą należy walczyć i nagle wydawało mu się, że Julia porzuciła go zdecydowanie zbyt łatwo. Sam jednak wiedział, jak niedorzecznie to brzmi, więc postanowił trzeźwo tematu nie kontynuować.
- Geniusz to jedynie kwestia szczęścia, więc kto broni ci mieć je w kontaktach z facetami? - był z siebie dumny. Do tego stopnia, że zamierzał zapamiętaj ten cytat z Vinniego Crane i zdecydowanie nadużywać go w przyszłości.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- A może ja jestem nienormalna i od początku rację miała matka? - prychnęła, bo przecież oboje dobrze pamiętali te docinki, najpierw delikatne, potem zamieniające się w absurdalne wręcz nakazy, zakazy, klątwy i wreszcie ponure widmo wydziedziczenia. To wszystko dlatego, że Julia Crane w wieku nastu lat konsekwentnie i z dużą premedytacją porzuciła fortepian na rzecz sztalug. Zapewne inna rodzicielka byłaby dumna i opowiadałaby o jej talencie bez końca, ale ich traktowała zawsze swoje dzieci jak biznesplan. Te dotyczące najmłodszej córki wzięły w łeb i musiała skreślić ją z inwestycji, bo przynosiła tylko straty.
W sumie chciałaby, żeby równie chłodne podejście przejawiała do najdroższego przyjaciela, który ją skrzywdził, ale najwyraźniej ten człowiek był obarczony wizją zysku, więc okazał się cenniejszy niż nawiedzona artystka.
Nieważne, że łączyło ich wspólne DNA.
Dopiero po spotkaniu z bratem poczuła, że wszystkie te emocje w niej buzują i coś, co miała już dawno temu zagrzebać w czeluściach swojej pamięci, wychodzi na wierzch i robi jej rozpierdol. Nie miał prawa więc mówić, że była absurdalnie wręcz poirytowana, nerwowa i całe jej ciało domagało się reakcji, czego śladem zaledwie był policzek, który mu wymierzyła.
Wywróciła oczami aż do nieba, gdy postanowił (biedactwo) pożalić się na swój biedny los.
- Kilku jeszcze do mnie wzdycha - parsknęła i była o krok od pogłaskania go z hasłem, że do wesela się zagoi, ale przecież gdzieś natknęła się na królewski ślub u Crane’ów i nawet jakiś pożal się, Boże, pismak próbował wyjaśnić przyczynę jej nieobecności, więc postanowiła kulturalnie zamilknąć, a raczej skupić się na tym, co jej chciał przekazać między słowami.
Coś, co świadczyło o jakimś pokracznym rodzaju polowania, ale przecież tatuś ich tego uczył. Do dziś pamiętała te męskie wyprawy ze strzelbą w dłoni i przeświadczeniem Vinniego, że panuje nad całym światem. Najwyraźniej mu to zostało i na kogo się ten drań zawziął… Wypadałoby już odśpiewać pieśni pogrzebowe nad tym starym zboczeńcem, ale najchętniej sama wykończyłaby go własnymi rękami. Jej psychiatra mówiła, że dopóki będzie czuć gniew, będzie przegraną, ale nie wyobrażała sobie momentu, w którym przestanie.
- Powiedzmy, że ci wierzę i sam się nawinął - stwierdziła ostrożnie opierając się o maskę z papierosem w ręku. - Niezależnie od wszystkiego dobrze wiedzieć, że już nikogo nie skrzywdzi - i dopiero, gdy wypowiedziała te słowa, poczuła jaka to klisza i jaki banał, bo jak tak bardzo by jej zależało na innych to sama szukałaby sprawiedliwości.
Na swoje usprawiedliwienie- a potrzebowała go, a jakże- mogła dodać, że miała zaledwie niecałe osiemnaście lat i bardzo się bała, ale ta Julia, ta dziewczyna, której nikt i nic nie było w stanie zatrzymać, teraz czuła się winna jak nigdy i ta wina mieliła się z tymi innymi wyrzutami, które usłyszała nawet od Dillona.
Najwyraźniej to nie był jej dobry tydzień i nawet papieros niewiele w tym pomagał, a ona głupia jeszcze porywała się z motyką na słońce i zamierzała obgadać z nim zarówno ich prywatne relacje, jak i te uczuciowe.
- Myślałam, że popierasz rodziców w tej mojej diasporze - zauważyła. - A potem lata mijały i coraz bardziej się wstydziłam tego, że nie zdołałam się dotąd odezwać - westchnęła i spojrzała na niego dłużej. - Brakowało mi kogoś bliskiego, nawet jeśli wiodę całkiem dobre życie - nie omieszkała się pochwalić, choć w tej chwili, gdy Desiree była w stanie krytycznym, a ona musiała poradzić sobie sama, było to jedynie durne zaklinanie rzeczywistości. - I hej, to nie jest tak, że potrzebuję mieć faceta, by być kimś. Czasy się zmieniły, panie policjancie - parsknęła, bo przecież świetnie radziła sobie sama i w zupełności jej to wystarczyło do szczęścia.
Powiedzmy, bo po tej nocy nie była taka pewna.
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Kiedy był jeszcze odrobinę naiwnym gówniarzem, wydawało mu się że całe jego życie będzie lekkie, łatwe i przyjemne. Pochodzenie z rodziny o - jak zwykł mawiać jego ojczulek - ugruntowanej pozycji w towarzystwie, niosło za sobą całkiem wygodne nazwisko, całkiem spore pokłady pieniędzy i coś w rodzaju niewidzialnej złotej rybki, czyli umiejętność spełniania wszystkich życzeń na już. Czy ktoś mógłby wtedy narzekać na swój los? Vinnie aCrane nie narzekał, przynajmniej dopóki nie zrozumiał, że dziurawa moralność ludzi pokroju jego rodziców może okazywać się bronią nawet na przedstawicieli ich własnej rodziny, w tym najbliższej, jak ich dzieci. I chociaż jego samego rykoszet szczęśliwie ominął, a oberwać przyszło Julii, czuł że to nie są ludzie z którymi zamierza żyć do końca życia w zażyłych stosunkach. Na tyle, że teraz na wspomnienie matki wzruszył teatralnie ramionami.
- Oczywiście. To przecież taka ekspertka od wszystkiego - fuknął odrobinę niezadowolony. Zapewne inny człowiek, inny mężczyzna, inny syn niezależnie od swoich kontaktów z rodzicielką broniłby jej jak lew, stawiając nieprzerwanie na piedestale jej niezaburzoną niczym doskonałość. Niestety, nie Vinnie. Po tym wszystkim co do tej pory wydarzyło się między nimi nie był nawet w stanie udawać, że jego rodzicielka jest choćby w jednym procencie warta takiego poświęcenia. A to, że jej nieskromna osoba w ogóle została wyciągnięta podczas tej rozmowy jedynie dawało mu pogląd na to, jak mocno swoim objawieniem się w życiu siostry, musiał zaburzyć jej jakiś mały, prywatny spokój. Przecież z jakiego innego powodu wyciągałaby właśnie spod łóżka akurat takiego potwora? Nie wiedział czy dobrze robi próbując nie kontynuować tematu, ale postawił wszystko na jedną kartę.
I kiedy usłyszał, że niektórzy jeszcze do niej wzdychają, odrobinę parsknął śmiechem.
- No patrz, nie może być - uwaga była może i wypowiedziana dosyć kąśliwie, ale zadziorny uśmiech który właśnie w najlepsze rozgościł się na jego twarzy, musiał zdradzać Julii dość jasno i bezpośrednio, że nawet w tym temacie będzie się z nią droczył aż do ostatniej kropli krwi. Zresztą, czy nie na tym przez całe lata polegała ich relacja? Czas względnego zawieszenia broni przecinały w końcu wieczne, zwykle niespecjalnie zobowiązujące docinki, napędzające spiralę dogryzania sobie tylko bardziej i bardziej, aż konieczna była interwencja kogoś z zewnątrz. Właśnie gdzieś głęboko w środku uśmiechnął się do tego wspomnienia, bo choć wcale nie był żadnym sentymentalnym dupkiem, poruszyło to jakaś jego wrażliwą strunę.
- Hej - sam siebie przywołał do porządku. - Jestem porządnym gliną - próbował trochę udać oburzenie jej insynuacjami co do tego, że zatrzymanie akurat tego jednego człowieka wcale nie było takie przypadkowe. Chętnie usłyszałby to jej porównanie do polowania, uznałby że doskonale pasuje do jego anturażu. Bo Julia tego jeszcze akurat wiedzieć nie mogła, ale miała z jednym rację - zawodowo, jeśli tylko w i e d z i a ł że ma rację (a, czym się szczyci, nie pomylił się jeszcze nigdy) dążył do realizacji swoich założeń wręcz po trupach. Lubił mówić, że tych popaprańców trzeba czasem wręcz zaszczuć, żeby zaczęli popełniać błędy i dopóki okazywało się to skuteczne - jak widać człowiek, który skrzywdził akurat Julię będzie gnił w pace do zastanej śmierci - nie zamierzał z pewnych rzeczy rezygnować.
- Nie popierałem i nadal jestem za opcją, że nie popieram, choć kosztowało mnie to notarialne wydziedziczenie. Ale uwierz na słowo, ta impreza była warta takich fajerwerków - zaciągnął się mocno papierosem, przez co przerwa musiała zdawać się teatralnie wręcz długa. - Ojciec zeznawał na procesie. Jak i reszta podobnych mu marionetek. Wszyscy tam rzucali się jak śnięte ryby, co by tylko uratować jednego z nich. Nie zapomnę miny ojca, kiedy już na koniec wyprowadzaliśmy jego drogiego przyjaciela jako skazańca - ale że nie lubił mówić o sobie, urwał w tym momencie.
- Nie twierdzę, że potrzebujesz mieć kogokolwiek by być kimś - i znowu teatralna przerwa. - A jedynie, że czasem miło jest obudzić się koło kogoś, kto sprawia że masz dobry dzień.
Mądrości życiowe według Vinniego Crane.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak, to Julia oberwała najmocniej mieczem obosiecznym, choć musiała przyznać, że z biegiem lat zaczęła doceniać, że w ten sposób zyskała swoją niezależność. Gdyby nie jej ucieczka z domu, zapewne obecnie byłaby jedną z tych żon-trofeum, której głównym zadaniem byłoby pokazywanie się przy mężu. Pozwoliliby jej malować, traktowaliby to jako nieznaczne dziwactwo i rozrywkę dla znudzonej żony, ale nie zaszłaby aż tak daleko. Byłaby jedną z tych poprawnych i nudnych dziewczątek, które przymykałyby oczy na zdrady swojego męża i nigdy nie wzięłaby życia w swoje ręce.
Nie poznałaby smaku rozczarowania, porażki, wielkiej i nieszczęśliwej miłości. Byłaby jak jedna z tych kukiełek, które trzyma się w kredensie w obawie przed potłuczeniem. Tyle, że życie miało to do siebie, że należało czasami zedrzeć kolana i się zranić. Przynajmniej ona tak czuła, choć zazwyczaj jej ogromna wrażliwość sprawiała, że bardzo cierpiała, ale miała wrażenie, że tak hartują się najsilniejsi.
To właśnie dlatego była w stanie przyjąć wiadomości Vinniego i jeszcze nie uznać, że ma dość, choć na nowo rozgrzebywali największy koszmar jej życia i wiedziała, że pod koniec dnia zostanie z tym całkowicie sama. W końcu dotąd nie było osoby, której zwierzyłaby się z horroru, jaki przeżyła, co jeszcze pokazywało skalę tego wydarzenia. Nie ona powinna się wstydzić, a mimo upływu lat, nadal czuła się naznaczona jarzmem swojej winy.
Pewnie go prowokowała, pewnie mogła wyglądać skromniej, pewnie mogła nieco zdać się na instynkt rodziców i związać te przeklęte włosy. Długi czas przeszkadzała jej nawet uroda, jaką posiadała, obecnie była świadoma jej oddziaływania i ją wykorzystywała, ale tamto nadal robiło jej niejednokrotnie czysty chaos w głowie. Teraz musiała go poukładać wręcz na siłę, bo Vinnie relacjonował wydarzenia, które przecież miały być czymś dobrym.
Szkoda, że do tego wniosku dojdzie znacznie później.
- Zajęło mi to kilka lat, by sobie pewne kwestie poukładać - przyznała. - To, że oni… Nie byli w stanie wybrać mnie, że woleli wziąć jego stronę, że nie miałam dokąd pójść - aż się wzdrygnęła, gdy przypomniała sobie pierwsze noce tutaj. - Teraz chyba przejęłam coś po nich, bo udaję, że to nie miało miejsca i ich nie ma - wzruszyła ramionami. - Jestem tak samo zakłamana jak oni, ale nie umiałabym powiedzieć komukolwiek o tym, co się tam stało - przyznała i pewnie dlatego słysząc jego prostą receptę na szczęście, roześmiała się cicho.
Owszem, to była jedna z tych przyjemnych wizji- to posiadanie kogoś na tyle, by budzić się z nim we wspólnym łóżku i by czuć nieustanną radość z tego powodu. Zabawne, że nawet po małżeństwie nigdy nie doszła do takiego etapu i ta wizja wydawała się jej dość abstrakcyjna. Zawsze była sama, głównie noc spędzała w pracowni, gdzie nie przeszkadzała jej ciągła bezsenność. Nikogo nie interesowała na tyle, by ktokolwiek zszedł na dół i przyniósł jej ciepłe mleko, by wreszcie zasnęła. Szczyciła się tym, że była niezależna, a jednocześnie chciała kiedyś poczuć to, że może wreszcie zacząć na kogoś liczyć.
Nie umiała jednak nigdy wypowiedzieć tych próśb na głos, bo przecież sama przeszła przez piekło, więc nie miała sił ciągać nikogo za sobą. Roześmiała się więc lekko.
- Nigdy to nie było moim udziałem. Może po tym wszystkim jestem tak zepsuta, że każdy ode mnie ucieka prędzej czy później albo to ja ich za wcześnie spławiam, ale zawsze zasypiam z kimś i budzę się sama - i dopiero, gdy wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę jak ostatnio dobrze było, gdy Aiden zostawał na noc. Nie dla samego seksu, bo oboje przecież nie wybiegali aż tak bardzo do przodu, ale by doglądać jej spokojnego snu.
Do tego mogłaby przywyknąć, choć jak dotąd nie powiedziała mu wszystkiego ostrożnie dawkując informacje, zupełnie jakby miała go spłoszyć.
- To z kim budzisz się ty? - odbiła piłeczkę, skoro był taki przenikliwy i tak sypał mądrościami jak z rękawa.

Vinnie Crane
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Vinniemu wszystkie te lata spędzone na swoistym wygnaniu z idealnego, tworzonego latami światka jego rodziców i innych im podobnych kreatur również nie przyniosły spokoju. Nie chodziło przecież o to, że sobie nie poradził - finansowo nie stracił aż tak wiele, prawnikiem i tak nigdy być nie chciał, znalazł sobie naprawdę porządną żonę z którą wychowali chyba całkiem konkretną, fajną dziewczynę. Chodziło o coś innego. O ten pewien rodzaj niepokoju, który zdawał się zamieszkać w nim już na zawsze, niezależnie od tego czy mocno się starał, czy całkowicie odpuszczał. Z wiekiem przyszła po prostu odpowiednia konkluzja - nieszczęśliwi ludzie produkowali po prostu kolejnych równie nieszczęśliwych ludzi. Pytanie tylko jak ładną fasadą można było to przeklęte uczucie udekorować.
- Pewnie uznasz, że chuj ze mnie nie wsparcie - bo przecież, do cholery jasnej, był policjantem. Szkolili go, uczyli, zmarnotrawił godziny na rozmowach z psychologami, wszystko po to by w razie potrzeby umieć rozmawiać z ofiarami przestępstw. W tym gwałtów, ale kiedy przychodziło co do czego, w towarzystwie własnej siostry nie umiał otworzyć w głowie odpowiedniej szufladki by wyciągnąć te swoje ugrzecznione mądrości. Choć może to była raczej kwestia tego, że tak naprawdę nadal w podobnym tonie wściekły był na ich rodziców? - Ale z tym udawaniem, że ich nie ma... Kiedykolwiek w ogóle miałaś poczucie, że są? Tacy ludzie nigdy nie powinni mieć dzieci - oznajmił chłodno. Może i nie powinien szafować aż tak daleko idącymi wnioskami, ale inaczej nie potrafił. Jego córka też pewnie wyciągnęłaby mu srogą listę tematów, w których równie chujowy jest i on, ale przecież nie był aż tak złym człowiekiem (haha, dobre sobie), by móc ją potraktować w taki sposób, w jaki kiedyś ich rodzice potraktowali Julię.
Zaśmiał się trochę słysząc jej nonszalancką wypowiedź.
- Do twarzy ci z anturażem takiej... femme fatale? - pozwolił sobie na odrobinę uszczypliwy komentarz, ale mimo wszystko uśmiechnął się całkiem ciepło. Nie miał zamiaru jej tym obrazić, wręcz przeciwnie - był to pewnie specyficzny dosyć komplement. Julia była piękną kobietą z konkretną mocno osobowością, wcale się nie dziwił, gdyby była naprawdę w stanie być taką nieznośną kochanką, która nigdy nie zostawała do śniadania. Skarcił się jednak szybko na taką myśl, dziewczyna była przecież jego siostrą i to jednak mocno nie przystawało, żeby sobie na aż takie wycieczki pozwalać.
Czy zdziwił się w momencie, w którym odbiła piłeczkę? Ani trochę.
- Z nikim na stałe - odparł dosyć nonszalancko, musiał jednak przyznać że taka właśnie była prawda. Żadna z kobiet jakoś nie umiała zagrzać w jego życiu miejsca na dłużej, ale nie zamierzał w tym momencie się z tego tłumaczyć? Co miałby przecież powiedzieć siostrze? Że jest nieznośnym pracoholikiem, a na dodatek kawałem konkretnej gnidy i bywało, że niektórzy orientowali się w tym temacie zdecydowanie za szybko. Z tym drugim, że jest pracoholikiem miał prawie że wypisane na twarzy. - Po prawie dwudziestu latach spędzonych z jedną kobietą na razie nie jest mi spieszno do powtórki z rozrywki - zaśmiał się nawet, zdając sobie sprawę z tego, że dziwacznie musi brzmieć czterdziestoletni facet opowiadający o małżeństwie trwającym połowę jego życia. Albo może jak totalny przegryw?
- To co z tym szpitalem? Podwieźć cię? - zapytał w końcu grzecznie, ale przecież nie byłby sobą gdyby zaraz nie dodał z zadziornym uśmieszkiem: - Wiesz, podobno jeden dobry uczynek niweluje dwa złe - i prewencyjnie od razu się odsunął. Nie był żadną delikatną księżniczką, ale nie chciał oberwać drugi raz.
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Terapia, którą odbyła, jasno wskazała jej, że powinna winić przede wszystkim ich. Próbowała, wmawiała sobie po stokroć, że faktycznie nie byli rodzicami, których sobie wymarzyła, ale i tak koniec końców myślała głównie o tym, że ona zawaliła. To poczucie beznadziei i nienawiści do samej siebie potęgowało się przez całe lata i dopiero całkiem niedawno stanęła na własnych nogach i już przestała widzieć w tym swoje błędy. Nie sądziła jednak, że kiedykolwiek realnie przyjdzie jej porozmawiać na ten temat z kimś, kto wywodził się dokładnie z tej samej linii produkcyjnej. I tak, Vinnie miał rację. Co zabawne, Julia powoli zakładała, że i ona nie powinna mieć dzieci. Najwyraźniej los czy jakieś pradawne bóstwo dochodziło do tego samego wniosku uniemożliwiając jej to. Czuła się po trochu jak w szekspirowskiej tragedii, gdzie dzieci muszą odpowiadać za błędy rodziców.
- Ktoś i tak powie, że mieliśmy szczęście- aż parsknęła, bo było to tak straszne, że pozostawało jedynie się z tego śmiać. Bogate dzieci, które skarżą się na wiecznie nieobecnych i odległych rodziców- brzmiało to jak jeden z tych nieznośnych stereotypów bananowych idiotów, którym poprzewracało się w głowie od dóbr materialnych.
- Niezależnie od tego, gdzie są i jak się na to zapatrują, cieszę się, że ja jestem daleko- zakończyła ten wywód, ale pierwszy raz od dawna pomyślała, że również chciałaby, żeby akurat Vinnie był bliżej. Nie jako namiastka krewnych, których utraciła, jako jej brat, z którym wiecznie rywalizowała o względy odległych rodziców i jako ten, który potrafił zrozumieć jej ból i zamienić w bardzo wyrachowaną zemstę.
To o niej powinna myśleć i o niej powinni porozmawiać, a nie o jej wizerunku femme fatale. Z tym papierosem i spojrzeń spod firanki gęstych rzęs faktycznie wyglądała na taką, która mężczyzn sprowadza do roli zbędnego rekwizytu. Uważała, że to całkiem uczciwe potraktowanie po tym wszystkim, co jej uczynili swojego czasu.
- Źle to brzmi w ustach własnego brata- zauważyła jednak z uśmieszkiem i machnęła ręką. - Nie jestem dobra w długodystansowych relacjach, ale żaden artysta nie jest. Może kiedyś cię z kimś przedstawię- i znowu pojawiła się ta jedna z miłych myśli, że może Aidena by polubił, ale na takie plany było zdecydowanie za wcześnie. Jak i na osobiste pytania, ale uniosła brwi, gdy stwierdził, że był z jedną kobietą dwadzieścia lat. - Imponujący staż. Co się zepsuło?- ale zgadywała w ciemno, że ta usterka miała imię. Jak znała swojego brata to i poszedł w ślady ojca i szybko znajdował sobie całkiem przypadkowe koleżanki.
Nie jej grzech, więc (jak na razie) nie zamierzała tego wałkować. W końcu sama nie była święta w tym zakresie i właśnie śpieszyła się do szpitala do Flanna, który przecież całkiem naturalnie zamienił jej krótkie małżeństwo w perzynę. Dopaliła papierosa i kiwnęła głową.
- Nie przeginaj, Vinnie. Może i cię lubię- sama się przed sobą dopiero do tego przyznawała - ale to nie znaczy, że mnie nie korci, by było symetrycznie. Jestem artystką- uwielbiam momentami ład i porządek- były to wprawdzie krótkie momenty, ale on jeszcze o tym nie wiedział.
Jak i o tym, że przyjdzie czas, gdy znajdzie całkiem lepszy powód do uderzenia go. Na razie jednak uśmiechnęła się całkiem dobrotliwie i ruszyła do jego samochodu, bo już była spóźniona.

koniec <3
ODPOWIEDZ