rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Spała niewiele. Przewracając się z boku na bok, czuwała w pełni gotowości, tuląc do siebie raz Matta, raz Pam, odłożywszy na bok wszelkie zwady. Na kolanach, na dywanie, głaskała włosy, szepcząc do ucha, że będzie dobrze, choć w to wcale nie wierzyła. Łkała w duszy, raz na jakiś czas kopcąc papierosy, wypalając sobie struny głosowe i sprawiając, że po kilku godzinach całe wnętrze mieszkania przybrało odór dawno nie czyszczonej popielniczki. Zwykle nie paliła tak dużo, ale wczoraj zrobiła wyjątek, tkwiąc w tej nowej tradycji nawet i dzisiaj, gdy rano zbudziła się skoro świt z palącą potrzebą wypicia dzbanka wody.
Nawet gdy zmyła z siebie wstrętny zapach substancji smolistych, jej skóra przesiąknięta tytoniem, wciąż pachniała jakby dopiero co wyciągnięto ją siłą ze speluny. Piła, tuliła, paliła. Nie pozwoliła nikomu obcemu wczoraj przebywać w swoim mieszkaniu. Znowu byli tylko oni. Tak samo jak kiedyś, kiwając się w przód i w tył, w uspakajającym rytmie. Włosy jej też śmierdziały, ale nie miała czasu żeby na to zaradzić, gdy równocześnie próbowała doprowadzić siebie i resztę do porządku, a na patelni smażyła się jajecznica.
Znajomy trawnik, zbyt pstrokato przystrojony ozdobami, o których sąsiedzi niejednokrotnie wspominali, że są ujmą dla krajobrazu dzielnicy, całym swoim jestestwem krzyczał niczym neon, informując, że dojechali na miejsce. Nie uśmiechała się szeroko, tak jak to miała w zwyczaju, ale i nie zapłakała, gdy wysiadła z samochodu. Kilka kroków później tylko cofnęła się, zauważywszy, że jej ramieniu nie towarzyszy nikt ponad powietrzem, a Matt zawieszony poza rzeczywistością dryfuje w myślach, zamiast stawiać kolejne kroki. Zupełnie jak kilka lat wcześniej, gdy odbierała go z kolejnych imprez, z samochodu kolejno wyłoniły się nogi i ręce, zwisające w bezładzie, jakby nagle zaczęły ważyć tonę, a próba uniesienia ich była wyzwaniem. Jej drobna dłoń powędrowała do jego ramienia, które była pewna, że niebawem przejdzie w stan ciekły.
- Ja też tego nie chcę - mruknęła cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, ale nie uroniła ani łzy. Ze stoickim pokojem rozłożyła pakunki na odpowiednich miejscach, a oprawione zdjęcie Sashy poprawiła, bo stało krzywo, lada moment gotowe zginąć w trawie. Sekunda zaważyła na jej dalszych losach, pozwalając żeby oczy na jedną chwilę zaszły jej mgłą. Nie pozwoliła się sobie zatrząść. Cichy, ale głęboki wdech zapobiegł zachwianiu się fasady.
- Pam? - zawołała, mając wrażenie, że od przyjaciółki dzielą ją setki mil, a nie zaledwie kilka metrów. Nagle wszystko zdawało się być bardziej odległe i rozmazane, zupełnie jakby przestawało być rzeczywiste.
- Czy ktoś chce... Się napić? Ktoś jeszcze przyjdzie? - zapytała drżącym głosem, nieśmiało wyciągając z torebki piersiówkę. Jeśli czegoś miała być pewna, to tego, że na trzeźwo nie da rady. Nawet jeśli wciąż czuła na sobie skutki wczorajszego picia. Miała misję i ta odpowiedzialność, którą na siebie przyjęła, była równocześnie wybawieniem. Nie musiała myśleć, nie miała czasu płakać. Była dla wszystkich, a gdy wróci do domu, rozpłacze się cicho na kanapie, a ten ledwie słyszalny szloch, zamieni się w morze płaczu, którym zaleje sąsiadów, siebie, przechodniów za oknem i przyjaciół na ekranie.
Wróciła wzrokiem do Matta. Cień rozpaczy. Wyglądał jakby jego ciało w jednej chwili było w stanie pomieścić wszystkie jęki świata. Wyglądał niemalże tak samo jak kilka dni wcześniej, gdy niebo się załamało, a jej świat wywrócił się do góry nogami. Nie zauważył, że i ona była duchem. Nie odezwała się więc ani słowem, nie budząc go z marazmu. Położyła zaś na jego ramieniu dłoń, przysuwając w jego stronę piersiówkę, choć nie powinna.

Matthew Hammett pam burnett ernest wordsworth
ambitny krab
nick autora
noah
fotograf — beast daylight photo studio
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z początku był zły, że ściągnęła ich wszystkich do swojego mieszkania. W pierwszym odruchu chciał oczywiście zawrócić i uciec jak najdalej, żeby nie móc patrzeć w ich przepełnionym smutkiem oczy. Znów miał wrażenie, że wraca stary on: ten, który nie chciał przygarnąć żadnej pomocy. Chciał zaszyć się w swoich czterech ścianach, ściskając w dłoni woreczek z białym proszkiem. Taki był jego plan początkowy, ale wiedział, że tym razem nie wygra z nim. Woreczek został pod poduszką w jego pokoju a on dał się tutaj zawlec: niechętnie, ale jednak został. Podświadomość mu powtarzała by nie popełniał tego samego błędu co wtedy. Było trudno zniwelować zachowania do których się przyzwyczajał przez tyle czasu. Odrętwiały z bólu nie za bardzo i tak wiedział co się wokół nich działo. Miał wrażenie, że te godziny wlekły się niemiłosierną wieczność, szydząc z nich wszystkich. Butelka za butelką miała łagodzić suchość w gardle: jakikolwiek dźwięk nie był wstanie się z niego wydostać oprócz pojedynczych, zdawkowych słów, które świadczyły, że jeszcze jakoś....jakoś kontaktował. Ta noc była ciężka od oparów dymu z papierosów, alkoholu i wspomnień o nim. Każdy z nich powiedział coś ważnego, co miał w głowie, a w tle leciały ulubione piosenki Sashy: tak aby nie tkwili w grobowej ciszy. Playlista leciała z jego telefonu, która była niemalże jak pamiątka, która pozwalała czuć, że był obok nich, ale nie mogli go widzieć. Choć nie był wstanie już wydobyć z zaczerwienionych oczu łez, to czuł, że pożegnali go na swój własny sposób: nieoficjalnie, po swojemu, tak jakby on tego by chciał. Pamiętał, że zanim poszedł do łazienki oblać się zimną wodą wzniósł z Ernestem i Pam toast: Nef nagrywała to telefonem o dziwo jak pijani śpiewali w niebogłosy refren See you Again Wiz Khalifa, i to był jedyny zryw na jaki się zdołali porwać wszyscy. Przytulony w tańcu emocji do ramienia Pam w pewnym momencie jego ciałem potrząsnął szloch, którego nie był wstanie przez krótki moment opanować. Myślał już, że łzy miał dawno za sobą: kilka nocy wstecz na nie poświęcił i naprawdę nie chciał tego robić przy nich wszystkich, ale stało się - dlatego sięgnął po następną szklaneczkę, którą szykował mu Ernest, jakby wiedział czego mu było najbardziej trzeba. Byli tylko oni, ale bez niego.
Przerażała go myśl, że to już oficjalnie zaczynało się dziać. Puki jeszcze tylko wspomniał o tej najgorszej wiadomości po prostu łudził się do ostatniej chwili, że to jedno wielkie kłamstwo. Miał nadzieję, że po prostu zaraz do nich przyjdzie Sasha i będzie się z nich naśmiewał jakimi to są głuptasami, że dali się tak nabrać. Chciał wierzyć, że może naprawdę żyje i tylko każe im tak myśleć, bo on musi się ukrywać. W jego głowie tworzyły się naprawdę różne scenariusze, które tworzyły mu fałszywy obraz i jednocześnie powodując otępienie na twarzy. Nie wiedział jakim cudem udało mu się wcisnąć w elegancki czarny garnitur i zakończyć stylizację krawatem - nie mógł pojawić się w zwykłej skórzanej kurtce jak miał to w zwyczaju. Tylko jeszcze tak mógł uszanować Sashę, a przecież na to zasługiwał. Poprawił odruchowo ręką krawat i przesunął w końcu nieobecne spojrzenie na stojącą tuż obok Nef. Czuł jej rękę na ramieniu, gdyby nie to prawdopodobnie działałby po omacku. Przez moment opierał się ramieniem jeszcze o samochód, jakby zastanawiał się co ma robić: najchętniej - uciekłby i schowałby się gdzieś przed całym światem -Nie dam rady - wystękał w końcu, obserwując jak Nef poprawia zdjęcie Sashy. Znów czuł tą rozrywającą bezsilność, dlatego bez wahania sięgnął po proponowaną przez przyjaciółkę piersiówkę i zrobił łapczywie kilka łyków. -Nie mogę...to...się nie dzieje naprawdę...- tak jakby przyszedł do niego dopiero teraz etap wyparcia. Drżącymi rękami odnalazł w kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę, wiedząc, że paląc odpowiednio długo nie będzie jeszcze musiał wchodzić do środka.
-Chce mieć to już za sobą.. - puste spojrzenie wbił to na Pam, to na Ernesta a na koniec przeniósł na Nef, ruszając gwałtownie do przodu.
pam burnett nef cunningham ernest wordsworth
ambitny krab
Kama
hugo langford
rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Krótka chwila zachłannego pragnienia, wystarczyła żeby na kilka sekund jej oczy zaszły mgłą. Kika sekund bezbrzeżnej chęci wypełnionej potrzebą bliskości, przylgnięciem swoim ciałem do jego klatki piersiowej. Spleceniem smukłych palców z jego dłonią. Wsłuchaniem się w rytm bijącego serca. Zaciskając powieki na wieczność, która równocześnie była ułamkiem sekundy, zwykłym mrugnięciem, w głębi duszy liczyła na to, że to wszystko okaże się złym snem. Koszmarem, z którego wybudzi ją ponowne otworzenie oczu i wszystko będzie jak dawniej. Jego zapach tak do bólu znajomy, tchnienie oddechu, ginące wśród jej włosów i śmiech którym wypełniał każde pomieszczenie w którym się znajdował.
Mrugnęła. Raz. Drugi. Ale nic się nie zmieniło. Nie było go.
Charakterystyczne ciemne włosy, zawadiacki uśmiech i lśniące w ciemnościach oczy. To wszystko zniknęło. Obróciło się w popiół. Całe jego życie zmieściło się w niewielkiej urnie, zamkniętej w żelaznym uścisku drżących dłoni.
Stała teraz z piersiówką w ręce, zawieszona między przeszłością, a teraźniejszością. Przymykała i otwierała oczy aż jej źrenice zrobiły się tak duże, że niemalże przysłoniły ciemne, zielone tęczówki, z których wiał chłód. Nie mogła dłużej stać bez ruchu. Musiała się ruszyć, ale jej nogi zrobiły się nagle ciężkie, jakby ważyły tonę i od ud po same koniuszki palców u stóp pokrył je beton. Unikała wzroku każdego z nich w obawie, że każda kolejna sekunda sprawi, że zajmie się ogniem i spali żywcem z rozpaczy. Tak wiele sprzeczności targało jej ciałem. Paść nagle na ziemię i wylać z siebie morze łez, żalu i słów, które w sobie tłumiła, ale też odwrócić się na pięcie i uciec, udając, że to się nie dzieje, że nigdy jej tu nie było. Wreszcie drgnęła.
Dryfowała w powietrzu, stawiając kolejne kroki przed siebie. Odziana jedynie w cienką, czarną sukienkę, zadrżała lekko z zimna. Nieprzyjemny wiatr targał od zachodu, otulając ich ciała z żałobnym westchnieniem. Nie wiedziała co powiedzieć. Żadne słowa nie potrafiły wyrazić teraz bólu, który krył się w jej ciele i rozrywał je na drobne atomy. Wreszcie uniosła wzrok, przesuwając go kolejno po sylwetce Pam, Ernesta i wreszcie Matta. On pierwszy się odezwał, mówiąc prawdopodobnie to co samo, co powiedziałoby każde z nich.
Nie dam rady.
Ona też nie miała sił. Z każdą kolejną sekundą, opuszczały jej ciało, pozostawiając po sobie pusty odwłok, jakby nagle ktoś spuścił z niej całe powietrze jak z samotnego balona, który wzniósł się za wysoko w powietrze, a teraz niechybnie zmierzał ku ziemi.
- Musimy... Musimy to zrobić tak, jak na to zasługiwał - wyrzuciła z siebie bezbarwnym tonem, choć miała ochotę wykrzyczeć, że się bała. Że nie wiedziała co ma powiedzieć. Że przeraża ją patrzenie na urnę, która zawierała nie tylko jej najdroższego przyjaciela, ale i lwią część ich wspólnego, beztroskiego życia. Że niczego bardziej nie pragnie jak upaść na ziemię i się nigdy nie podnosić. Żeby ktoś powiedział, że razem to przetrwają. Ale była tylko cisza. Gryzła skórę, wdzierała się do płuc i rozrywała tkanki. Cisza której już nigdy nie przetnie głos Sashy. A Sasha zasługiwał na to żeby go odpowiednio pożegnać.
- To trudne dla nas wszystkich, ale... Musimy to zrobić dla niego. Nie chciałby żebyśmy teraz rozpaczali i... Wiesz? Na pewno teraz by cię rąbnął w łeb i kazał być silnym. Zrób to dla niego... Zrób - to dla nas. To był ten czas żeby pogodzili się z tym, że muszą ruszyć na przód, ale nie chciało jej to przejść przez gardło. Wspomnienia zalały ją falą jak farba, którą wylewała na płótno, w kolejnych próbach znalezienia ujścia wściekłości i smutku. Jej ciało, chociaż zastygłe w wyjętej wprost spod dłuta figurze, krzyczało. Wiło się, na nowo paliło i spalało. Spopielało. Wciąż sztywne i blade.
- Z-zrobimy to razem?- pytanie zawisło w powietrzu. Skierowane do każdego z osobna. Do paczki, która jeszcze jakiś czas temu nie istniała. Rozpadła się, a teraz złączyła na nowo. Drżącą ręką sięgnęła do kieszeni, wydobywając z niej paczkę papierosów i wcisnęła jednego z nich do ust.

Matthew Hammett Pamela Brumby ernest wordsworth
ambitny krab
nick autora
noah
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
  • 15.
    [przed rozwodem i wyjazdem do Anglii]
Cała czwórka piątka znowu razem.
Lecz nie tak jakby tego chcieli.
Wiatr rozwiewał ciemne, poplątane warkoczyki malarki; gdy z wypiętą piersią przemierzała małe uliczki Lorne Bay - krok w krok ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. Chłód podążał swą drogą od skroni, aż po całą buzię Pameli - Australia nigdy nie była tak zimna. Nie zerkała w ich stronę; wyprostowana z drążą dolną wargą kierowała swe ciało ku nieuniknionego. Ciemna, idealnie dopasowana suknia - oplatała drobne ciało Burnett, a główna zainteresowana nie była w stanie wydusić z siebie choć jednego słowa.
Umarł ich przyjaciel.
Zginął, walcząc od swoje własne moralne zasady.
Przyciskany zbyt mocno, zbyt dogłębnie do brudnego chodnika - pośród tysiąca przechodni, on także - by się uratować nie mógł wydusić żadnego słowa - ani złapać oddechu. Zadygotała a z pomiędzy wręcz purpurowych warg artystki wydobył się oddźwięk głębokiego oddechu. Bo był czarny; bo rasizm wciąż istniał w tej okrutnej rzeczywistości - i z nikczemnością wyniszczał wszystko co zbudowali inni próbujący zwalczyć system ludzie.
Nie chciała o tym wspominać, wydrążać swoje własne rozmyślenia na wierzch - szczególnie, że wokół znajdowali się towarzysze z nieskazitelną jasną karnacją; obawiała się, że nie mogliby tego zrozumieć. Był tutaj też Matt, pogrążony w żałobie - depresji i alkoholizmie, który znajdował się w tej samej sytuacji - był z Sashą, tej nocy i wyszedł z tego bez szwanku - jak większość, białych uprzywilejowanych mężczyzn. Nie obwiniała go, nie potrafiłaby - lecz mała iskierka w umyśle kobiety doświadczała braku zrozumienia - w końcu miał go chronić, zajmować się - opiekować, byli najlepszymi przyjaciółmi - dlaczego go nie uratował?
Pam?
Głowa artystki przekręciła się w stronę znajomego i na tyle kojącego głosu, że drżące ciało na kilka sekund ustało. - Tak? - spojrzenie ukierunkowało się na srebrnej piersiówce (którą podarowała przyjaciółce dekadę temu, na któreś z urodzin - na ten moment nie umiała sobie przypomnieć dokładnie) - bez namysłu wyciągnęła smukłą dłoń chwytając przedmiot, by zaraz poczęstować się kilkoma głębszymi łykami. - Mocne. - rzuciła ze skwaszoną miną - Nef chyba od zawsze posiadła słabość do dużo procentowych trunków, których Burnett oduczyła się pić od kiedy została mamą. W maleńkiej spiżarni przy dzielnicy Pearl Lagune - wciąż znajdowało się kilka win - pół wytrawnych, jakimi raczyła swoje podniebienie przez kilka lat - zanim spakowała manatki i wyprowadziła się do domu ojca. Nigdy nie udało się kobiecie wykończyć wszystkich, choć gdyby wprowadziła się do nich Cunningham zapewne nawet by ich brakło.
- Nie chciałby też, abyśmy się nad sobą użalali. - dodała, wychodząc nad szereg by stanąć na przeciwko Hammetta. - Wszyscy jesteśmy zmęczeni i zrozpaczeni, ale to nie może się dłużej ciągnąć. - palcem wskazującym przesunęła w powietrzu - w kierunku Matthew'a.
Od trzech dni, gdy informacja o śmierci Sashy - wyszła na światło dzienne, Pam bystrym okiem przyuważyła iż przyjaciółka znowu bierze na barki opiekowanie się mężczyzną - a czy to nie był główny powód jej ucieczki z ponurego Londynu? Te dwa lata temu widząc Nevaeh na swym podjeździe dostrzegała w niej wrak człowieka - dlatego nie mogła pozwolić, by fotograf ponownie wciągał ją w wir swych niepowodzeń; przez lata udawało mu ściągać kobietę w dół - jednak teraz Pamela planowała stanąć na czele tej katastrofie - nie było opcji by to tego dopuścić. - Dlaczego znowu się schlałeś? Nie potrafisz nawet uszanować dnia jego pochówku? - z nosa ściągnęła przeciwsłoneczne okulary - by Hammett mógł spojrzeć w zaczerwienione od płaczu oczy. - Nef, nie broń go. - uniosła rękę - zanim szatynka weszłaby w tą konfrontację - przewidziała jej ruch.

ernest wordsworth
Matthew Hammett
nef cunningham
ambitny krab
.
fotograf — beast daylight photo studio
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wyszedł z tego zdarzenia bez szwanku tak jak myślała Pamela. Przed oczami do tej pory majaczyły się wspomnienia z tamtego tragicznego popołudnia o którym tak próbował zapomnieć. Mógł ciemnowłosej kobiecie krok po kroku opisać wszystko to jak zapamiętał ostatnie chwile Sashy. Oczywiście, że był zły na siebie, że nie udało mu się przekonać by nie szedł na ten przeklęty protest. Nie pamiętał dlaczego, coś mu podpowiadało, że mogli źle skończyć i jak się później okazało intuicja w tym przypadku się nie myliła. Miał go zatrzymać siłą? Nie potrafił. Tamtego dnia buzowała w nim wściekłość, którą musiał gdzieś wyładować. Nie zostawił go jednak samego, poszedł razem z nim, poniekąd i swoje białe dupsko narażając na policyjne pały. Jakby mógł to zamieniłby się miejscami, oddałby mu je aby to on był z nimi. Kolejny protest, który nic nie dał, ale ostatni na jaki kiedykolwiek poszedł.
Choć nie usłyszał tego wprost z ust przyjaciółki wiedział, że to ona miała do niego największy żal: w tej bezradności w jakiej znalazł się w tamtej sytuacji, podtrzymywany przez dwóch mundurowych z wykręconymi rękami do tyłu naprawdę nie miał jak okazać się tym bohaterem, którym chciałby być, aby ta noc szczęśliwie się dla nich zakończyła. Jednakże zamieniła się w koszmar, trwający do teraz.
Próbował stanąć na nogi: ledwo utrzymując przy życiu swoją galerię, która dawała mu jeszcze powody do wstawania z łóżka, byle się czymś zająć. Próbował nie sięgać po alkohol w ciągu dnia, ale wieczorami przegrywał przygnieciony lawinami wspomnień. Próbował się pozbierać, choć swoim skromnym zdaniem uważał, że nie było czego już tak naprawdę zbierać. Starał się, ale zawsze za mało, zawsze wracał do tego samego, choć uparcie wmawiał sobie, że następnego dnia będzie lepiej. Przeszedł wszystkie etapy wyparcia, własnej żałoby a teraz ścisnął usta w wąską linię słysząc twarde słowa przyjaciółki ale przez chwilę stał zupełnie otępiały, jakby w ogóle do niego nic nie dotarło. ''Otrząśnij się'' głos wewnątrz próbował walczyć z marazmem jaki dziś go dopadł. ''To nie może dłużej trwać''. Miała rację. Musiał zakończyć ten etap raz na zawsze: czy tego chciał czy nie, powinien. I zrobi to wyłącznie dla niego, chociaż jeszcze nie miał nawet pomysłu jak to zrobić.
-Pam... - podniósł na kobietę swoje oczy i wciągnął głęboko powietrze. Oczywiście, że nie chciał w takim dniu wywoływać żadnych spięć między nimi, ale miał wrażenie, że jeśli nie usłyszy tego od niej nie pozwoli mu to doprowadzić tej sprawy do zakończenia -Powiedz mi...ale tak szczerze... - również podniósł dłoń w stronę Nef, która chyba zorientowała się o co chciał zapytać ich przyjaciółkę. Chciał oczyścić ich relacje. Sam czuł narastające napięcie między nimi: powstający mur, który jeszcze mieli szansę zburzyć. Może to nie był najlepszy moment, ale fakt był taki, że ostatnio nie widywali się za często. Także musiał korzystać z sytuacji w których byli razem. Jak teraz -Winisz mnie za to, co się stało, prawda? Powiedz to - jego głos również stał się twardy, stanowczy. Wiedział, że Pam nie będzie się z nim ceregielić, ale potrzebował tego kubła zimnej wody: nie będzie się na nią obrażał, ale musiał wiedzieć co czuła względem niego przyjaciółka. Chciał zacząć się zmieniać właśnie dla nich. Musiał zacząć od tego pomimo tego jak bardzo nie chciał. -Może nie potrafię inaczej Pam. Wypiłem dla niego flaszeczkę, może dwie, ale stoje prosto na nogach - zaprezentował się jak bardzo starał się nie zachwiać przed kobietą chociażby odrobinę, nawet przez wiatr. Poczuł silniejsze klepnięcie w ramię przez co zerknął na Ernesta -Nie patrz na mnie w ten sposób - mruknął wykręcając oczami, ale poniekąd mógł się powstrzymać. Tyle, że zwyczajnie nie pomyślał o tym. Myślał wtedy o tym jak cholernie boli go serce i pragnął czymś zatuszować ból -Boli mnie wszystko, Pam. Szukałem wzmocnienia by przetrwać ten cholerny pogrzeb - dodał jeszcze, choć i tak wiedział, że żadne słowa nie przekonają nikogo, szczególnie jej, że odrobinę procentów mu się należało. A to, że popił nimi garść leków, którymi się nafaszerował by stłumić wszelkie emocje dnia dzisiejszego to już inna kwestia. -Też byś to zrobiła jakbyś była na moim miejscu - jakoś nie mógł się powstrzymać od tego zdania, które może powinien mówić, a może nie. Jednakże w tej chwili wszystko było mu obojętne. Najchętniej położyłby się na asfalcie, czekając na jakiś pierwsze lepsze auto i na zderzenie w smugach świateł, które sprawiłoby, że nie czułby już nic.
nef cunningham
ernest wordsworth
Pamela Brumby
ambitny krab
Kama
hugo langford
pisarz — własne mieszkanie
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie miał pojęcia czy powinien się pojawić.
Nie miał pojęcia czy będzie w stanie się pojawić.
Bo wydawało mu się, że dużo lepiej uhonoruje jego pamięć w zaciszu własnego mieszkania, z determinacją sięgając dna flaszki, którą schował na tyłach jednej z szafek. Ostatecznie jednak zarzucił na ramiona czarną marynarkę, ucałował czoło syna i zostawił go pod czujnym okiem sąsiadki, która okazała się nieoczekiwaną pomocą w jego podróży jako samotny ojciec.
Nie był też pewien, czy będzie w stanie wytrzymać jej towarzystwo. A jednocześnie czy dałby radę przejść przez to wszystko bez niej.
Zjadała go niesprawiedliwość i dręczyło pytanie dlaczego?
Naiwne, wiedział to doskonale.
Ale w wielkiej filozofii świata nie umiał tego pojąć - naprawdę można aż tak nienawidzić człowieka, do tego stopnia gardzić nim przez coś równie trywialnego co kolor włosów czy ubarwienie tęczówek?
Tej brutalnej prawdy o ludzkości nie umiał przełknąć, a Bóg kimkolwiek był, mógł stać się świadkiem tego, że sam na swoim sumieniu miał wiele zła wyrządzonego drugiemu człowiekowi.
Był wyjątkowo milczący, stojąc niczym grecka rzeźba po środku sceny amfiteatru, na którego placu toczył się ludzki dramat. Można było nawet odnieść wrażenie, że nie do końca słuchał wymian słów między nimi, wpatrując się w jeden punkt, pogrążając się w myślach, do których nie chciałby się przyznać. Dopiero, gdy pojawiła się ona, dopiero w momencie w którym zaczęły pojawiać się oskarżenia jakby wybudził się z transu, poklepał po ramieniu Matta, upijając łyk przygotowanego przez Nef trunku. - Daj spokój, stary - bo nie musiał się tłumaczyć, bo chociaż alkohol nie był odpowiedzią to dzisiaj, dzisiaj wyjątkowo rozumiał. - Oboje dajcie spokój - dodał, przenosząc spojrzenie w stronę Pam, chyba pierwszy raz patrząc w jej kierunku. Kierowała nimi żałoba, negatywne emocje dyktowały słowa, których później będą żałowali. Ciekawe ile słów, których później żałował wypowiedział Sasha? Zwinął usta w wąską linię i jednym haustem opróżnił szklankę. Bo nawet jeżeli odwykł od podobnego uczucia drażniącego przełyk to dzisiaj miał wrażenie, że nie czuł nic.
Czy naprawdę on - wiecznie bujający z głową w chmurach pisarz - miał być tym, który poprowadzi ich w stronę racjonalnego wyjścia? Ojcostwo go zmieniło, sprawiło, że potrafił przybierać maski w chwilach słabości innych, samemu rozpadając się w ciszy. - Tak, Nef, zróbmy to razem. Tylko tak wydaje się być słusznie - odparł, przenosząc wzrok na brunetkę. Na nią było znacznie łatwiej patrzeć.

Pamela Brumby nef cunningham Matthew Hammett
powitalny kokos
lenny
abraham, larabel, novalie, priscilla
rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Błądziła nieobecnym wzrokiem po ich zaskakująco kruchych ciałach, skrupulatnie omijając twarze w obawie, że jeśli choć na moment skrzyżuje wzrok z którymś z nich, nie będzie w stanie dłużej utrzymać maski pozornego spokoju, a dotąd tamowane emocje, wybuchną wraz z wodospadem łez, pochłaniając wszystko i wszystkich dookoła.
Sieć bladoczerwonych pajęczyn zasnuła jej oczy, kontrastując z białą, papierową strukturą twarzy. Wyglądała jakby nie spała od kilku dni, co w zasadzie było bliskie prawdy, bo odkąd wiadomość o śmierci Sashy uderzyła w nią siarczystym policzkiem, budziła się w środku nocy zmęczona niespokojnym snem, a jeśli udało jej się wytrwać do rana, wstawała wraz z pierwszymi promieniami słońca, tym samym pogłębiając już wydatne sińce pod oczami.
Przez krótki moment pozwoliła sobie odpłynąć myślami w eter, zawieszając się pomiędzy rzeczywistością, a pustką, żerującą w jej umyśle od kilku dni. Głosy dobiegały do niej jak zza grubego szkła. Nie zwróciła nawet uwagi na napędzaną pretensjami kłótnię, która powoli zaczęła tworzyć się pomiędzy dwójką jej przyjaciół. Dopiero kiedy cudza ręka w niezdarnej próbie uprzedzenia jej protestów, pojawiła się niebezpiecznie blisko jej twarzy, zamrugała, tym samym osadzając się z powrotem w rzeczywistości. Pełne żalu zapytanie, które wypadło z ust Matta, odbiło się echem w jej głowie, sprawiając, że zrobiło jej się niedobrze. Nim zdążyła zareagować, dotarły do niej wyrzuty (całkiem słuszne) Pam, które od dłuższego czasu zżerały ją w równym stopniu co żal. Nawet nie chciała protestować, ale wiedziała, że to nie czas na tego typu sprzeczki. Nie teraz, nie kiedy mieli uczcić po raz ostatni pamięć o Sashy.
- Ernest ma rację, uspokójcie się do cholery. Możecie do tego wrócić jutro - mruknęła z drażliwością, której się nie spodziewała. Jednak zamiast poczuć skruchę, było jej po prostu wszystko jedno. Zależało jej tylko na tym żeby nie tyle co mieć to za sobą, co nie żałować, że zrobili to źle.
Skinęła głową w stronę Ernesta i sięgnęła po lśniącą w bladym blasku światła urnę.
- Um, myślicie, że tu by mu się spodobało? - zapytała wskazując na skryte w gąszczu drzew miejsce z widokiem na ocean. - Może… Każdy powie coś od siebie? - zaproponowała, równocześnie zdając sobie sprawę z tego jak trudne to dla nich będzie. Mimo to, uważała, że to najlepsze wyjście, które pozwoli każdemu z nich się odpowiednio pożegnać.

Pamela Brumby Matthew Hammett ernest wordsworth
ambitny krab
nick autora
noah
ODPOWIEDZ