olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Aspen Hall-Rohrbach, Dick Remington

O ile przez długi czas kwestia ich prawdziwego ślubu - a głównie sama ogromna liczba gości czy jej ewentualna, ogromna suknia - orbitowała raczej wokół coraz śmielszych co prawda żartów, o tyle przyszedł ten moment kiedy stawało się to faktem. Ślub bowiem zyskał finalnie swoją datę, aprobatę miejscowego księdza biskupa (nie ma się co czarować, tu zadziałała magia odpowiednich nazwisk) i finalnie ogromne wesele do kompletu. Wszystko całkiem szczęśliwie organizowało się jakby samo, lekko, łatwo i przyjemnie, wprawiając samych zainteresowanych w naprawdę dobry nastrój. I wyjątkowo nie powodując, że oczekiwali, że to ten moment, kiedy coś powinno się po prostu całkiem epicko spierd... popsuć. Najwięcej zachodu okazywało się generować zapraszanie gości - w końcu nie było żadnych szans, by wszyscy z tak opasłej listy zostali zaproszeni osobiście. Pewna grupa, całkiem po prawdzie nieliczna, mogła liczyć na ten swoisty zaszczyt (Ainsley zdecydowanie nadużywa tego słowa) i w tej grupie znaleźli się Rohrbachowie. Przez swoją ostatnią nieobecność zostawiła jednak kwestie ustalenia miejsca i godziny swojemu asystentowi. A kiedy tylko dotarło do niej, że spotkanie odbędzie się w tej samej restauracji co pamiętna Remingtonom walentynkowa kolacja, była więcej niż pewna, że rzeczony Miles może liczyć w tym miesiącu również na specjalną premię. Od jej męża. Za wygenerowanie najdoskonalszej z dram. Przecież nawet oni sami by na coś takiego nie wpadli.

Flannowi wyjątkowo z całym życiem towarzyskim było ostatnio bardziej niż nie po drodze. Nie mógł jednak odmówić Aspen, kiedy legenda głosiła, że jej stosunki z ulubioną (do jasnej cholery, czy przypadkiem nie jedyną?) kuzynką wróciły do normy, a rzeczona blondynka miała zamiar zapraszać ich na swój ślub. Zupełnie tak jakby ta dwójka dorosłych już, bananowych gówniarzy potrzebowała jeszcze do szczęścia wesela, i to takiego, przy którym zapewne nawet śluby Windsorów wypadały blado. Jednak to Aspen - osobiście, bez większych konsultacji z nim samym - dogadywała z kimś (serio, to wymaga aż pomocy asystenta?) szczegóły, ominęła go więc jedna z ważniejszych informacji - gdzie ma do tego spotkania dojść. To żona wbijała dane w GPS w samochodzie i ona prawie do samego końca wiedziała co i jak. Flann zrozumiał dopiero stojąc w małym korku, na przedostatnich światłach przed miejscem destynacji. Generalnie to mógł się spodziewać, mógł przewidzieć, że będą w stanie coś takiego odpalić. Piekło zapłonęło chyba w momencie, jak tylko chcieli ich na ten ślub zaprosić. W końcu jednak zatrzymał się przed restauracją. Dobry Boże, niech ich to piekło pochłonie. Zanim wysiadł z samochodu, wysmarował jeszcze odpowiednią wiadomość do Ainsley, choć wcale nie poprawiło mu to humoru.
- Jesteś pewna, że to tutaj? - sam chyba co najwyżej próbował uwierzyć, że jeszcze była szansa na to, że wszystko okaże się jedynie pomyłką. Niestety, nie miał dziś szczęścia. Weszli zatem z żoną do środka, a po pytaniu o odpowiednią rezerwację, wszystko okazało się faktem. Brakowało jeszcze, by zajmowali miejsce przy tym samym stoliku co ostatnio, szczęśliwie jednak, tym razem oberwali takim z widokiem na zatokę. Odsunął krzesło, aby po dżentelmeńsku trochę usłużyć Aspen. W tym samym momencie zwrócił uwagę na to, że na sali pojawili się sami zainteresowani. Klasyk mawia - show must go on, ale i tak niech ich to pieprzone piekło pochłonie.


flann
Jesteś pieprzonym diabłem.
Dźwięk otrzymaj wiadomości brzdęknął w jej torebce, wywołując pewne zdziwienie. Na jej prywatny numer odzywało się bowiem zwykle tylko kilka osób, nie mogła się więc powstrzymać i musiała się swoje nawiercić (obrywając tym samym karcącym spojrzeniem od męża), by zgarnąć z tylnego siedzenia swoją torebkę, a dokładniej jedynie telefon. Odczytała rzeczonego smsa i najpierw się uśmiechnęła, a potem parsknęła śmiechem.
- Zostałam właśnie nazwana diabłem. Czy to nie powinno być w liczbie mnogiej? - oznajmiła jednak zupełnie poważnym tonem, choć na jej twarzy cały czas gościł rozbrajający wręcz uśmiech. Jako, że stali właśnie w małym korku, przysunęła telefon w stronę siedzącego za kierownicą Dicka, by sam ocenił treść. A raczej jej autora, bo głównie to było powodem jej rozbawienia. Przez chwilę zastanawiała się mocno nad tym, czy by przypadkiem na tą wiadomość nie odpisać, ale jako że byli już tak blisko, dała sobie z tym spokój. Zanim by to zrobiła, dojechaliby pod restaurację, a wtedy mijałoby się to z celem. Znowu zaczęła się więc wiercić (po raz drugi obrywając tym samym karcącym spojrzeniem), by odłożyć telefon. - Nie zabijajcie posłańca - westchnęła sobie tylko. Nie miała potrzeby się tłumaczyć, tym bardziej że miała rację, nie minęło nawet ledwo kilka minut, a byli już na miejscu. Kiedy już wysiadła z samochodu, zapytała czekającego na nią męża:
- Czemu za każdym razem, kiedy się tu pojawiam, czuję się jak ten ostatni niszczyciel dobrej zabawy? - ktoś jej musiał w ostatnim czasie pokazywać odpowiedniego mema, że tak się jej skojarzyło. Mimo wszystko uśmiechała się teraz najpiękniej, dosyć śmiało zakładając, że nic - dosłownie nic i nikt - nie zepsuje jej dobrego humoru. Czy to nie polegało na tym, że skoro to ona jest panną młodą, to wszystko powinno się kręcić wokół niej?

Kilkanaście kroków później byli już w środku i witali się ze swoim dzisiejszym towarzystwem.
- Mam nadzieję, że nie czekacie długo? Ruch w Cairns o tej porze to koszmar - rzuciła odrobinę kurtuazyjnie, ale między Bogiem a prawdą to ona zawsze wolała być tą stroną, która czeka, spóźnienia jakoś nie pasowały do jej anturażu. Przytuliła najpierw Aspen, a potem Flanna - choć później złapała się na tym, że do tej pory jakoś wzajemnie nie pozwalali sobie na aż taką wylewność, więc odsunęła się dosyć szybko.
Wydawało się jej, że ledwo zdążyła usiąść a już wyrósł nad nimi kelner. O mało nie parsknęła cichutkim śmiechem, tak sama do siebie, a komentarz który pojawił się właśnie w jej głowie, aż musiał zostać powiedziany głośno. Pochwaliła więc:
- Mają tu doskonałe dania główne - owszem, gorąca drama w sosie własnym nigdzie chyba nie smakowała lepiej.
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
#17

Aspen ze sporą przyjemnością przyglądała się temu, jak jej kuzynka szykuje się do wesela. Wcześniej zaoferowała swoją pomoc i gdy była o to proszona, to pomagała, służyła swoją pomocą. Miała w końcu trochę doświadczenia związanego z tym, że sama była mężatką, z resztą przy pewnej liczbie ślubów również pracowała, zapewniając dekoracje. Oczywiście, nijak nie dało się porównać wesela Rohrbachów, mimo że było piękne i wystawne, to na pewno nie umywało się do tego, jakie będzie wesele Remingtonów. Nie ta skala mimo wszystko, plus jednak parę lat różnicy robi sporą różnicę w możliwościach, jakie świat daje szalonym i bogatym parom.
Pomoc kuzynce to była czysta przyjemność i ewidentnie próba, naprawienia ich relacji, które ucierpiały w sposób... dziwny i właściwie trudny do przewidzenia. Aspen doceniała to, zdając sobie sprawę z tego, że sama miała też w tym trochę winy, co rozumiała, a do tego złożyło się parę innych tematów. Jednak nie dało się ukryć, że brakowało jej Ainsley w życiu, kogoś, z kim mogłaby porozmawiać o wszystkim i w każdej chwili.
Słysząc propozycję spotkania, a właściwie podwójnej randki z Remingtonami, zgodziła się, nie widząc tak naprawdę nic przeciwko. Zwłaszcza, że domyślała się, w jakim celu mieli się spotkać, więc tym bardziej nie wypadało odmawiać. Skonsultowała z Flannem czy ten jest zainteresowany, czy termin mu pasuje i przekazała asystentowi Ainsley, że jak najbardziej termin i miejsce jej pasuje. Dla niej było nowe, więc nie widziała powodu, aby wystąpić z jakąś kontrpropozycją. Czy przekazała nazwę Rohrbachowi? Bardzo prawdopodobne, że nie, choć ręki by sobie uciąć nie dała.
Ten nie pytał, więc wpisała dane do GPSa i pojechali. Rozmowa w aucie nie specjalnie się kleiła, ale nie było też dziwnej atmosfery. -Ładnie tutaj-stwierdziła kierując się za kelnerem, przy czym nie było pewne, czy ten komentarz był skierowany właśnie do pracownika restauracji, czy jej męża. Tego drugiego obdarzyła uśmiechem i podziękowaniami za odsunięcie krzesła. Zawsze uważała, że Flann jest czarującą bestią i to był zdecydowanie komplement dla niego. -Hej-przywitała się z kuzynką i jej mężem, oboje obdarzając sympatycznym uśmiechem. Może ostatnie spotkanie Aspen i Dicka nie należało do najprzyjemniejszych, ale ciemnowłosa nie zamierzała do tego tematu wracać, ani chować urazy, bo to mogłoby negatywnie wpłynąć na ten posiłek. A tego nie chciała.-Miło was widzieć-powiedziała, siadając z powrotem wygodnie na swoim krześle.-Nas też to nie ominęło, spokojnie-przyznała, co było oczywiście do przewidzenia, skoro obie pary w tym samym czasie jechały niemal z tego samego miejsca.
-Coś polecasz konkretnego?-zapytała pani Remington, odbierając swoją kartę od kelnera. W końcu w pełni zrozumiałe było to, że Ainsley zna to miejsce, skoro zaproponowała na ich posiłek. Totalnie nie odczytała tego komentarza dwuznacznie, bo dlaczego? Ona była w tym towarzystwie błogo nieświadoma... wszystkiego. Nie miała pojęcia o spotkaniu w walentynki, z oczywistego powodu, ani o tym, że jej mąż po tylu latach znajomości nawiązał jakąś bliższą relację z Ainsley. Na razie jednak zachowanie żadnego z jej towarzyszy nie wzbudzało jakichkolwiek podejrzeń, nie było zaskakujące, czy nieoczekiwane. Jeśli ktoś chciałby ją nazwać naiwną, że nic nie zauważała, to cóż, pewnie miał do tego pewne powody, nawet takie trudne do podważenia. Jednak to, że w ciągu kilku pierwszych minut niczego nie wyczuła, nie powinno od razu świadczyć o niej źle. Wszystkie pozory na ten moment zostały zachowane, że jest to po prostu miłe, rodzinne spotkanie.

Ainsley Remington Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Bądźmy szczerzy, Dick wolałby po raz kolejny dać się podtopić w tej pieprzonej studni niż roztrząsać szczegóły własnego wesela, zwłaszcza w towarzystwie pary, która chyba służyła już tylko jako straszak w kwestii zawierania związków sakramentalnych. Trudno było o bardziej dosadne ostrzeżenie niż kuzynka oraz jej mąż (wyjątkowo bez uroczej kochanki), a zresztą do cholery, jako facet miał gdzieś, kto i jak poniesie kwiatki. Dla niego owe detale były absolutnie nieważne, nawet jeśli to on upierał się na huczny ślub i to on zachowywał się jak pieprzona diwa w kwestii zaproszeń dla niektórych osób. Mimo wszystko jednak nie pałał sympatią do tak zwanej organizacji i mogło się wydawać, że właśnie zesłano go do piekła.
Nawet odwyk nie był tak kłopotliwy i bolesny jak spotykanie ludzi i przekonywanie ich, żeby wpadli ogarnąć jak składają przysięgę małżeńską. Nic więc dziwnego, że gdy Ainsley zaproponowała spotkanie ze swoją ulubioną parką (albo Dicka) oświadczył bardzo serio, że nie pójdzie.
Dwa orgazmy później obiecał, że się zastanowi.
Nazajutrz musiał przyznać, że podczas seksu wymsknęło mu się, że tak, jego żona ma rację i powinni zrobić to osobiście. Nie ręczył za siebie, gdy pani Remington była na dole, więc z bólem musiał przyjąć porażkę i zjawić się na tej szopce (pfu, obiedzie). To, że restauracja była taka sama przyjął jako chichot losu, a nauczył się, że wypadałoby się do niego uśmiechać, więc nie omieszkał tego uczynić, choć podejrzewał, że Flann będzie wściekły. Najwyraźniej jednak tym razem miało dostać się Ainsley i parsknął cicho, gdy stwierdziła, że została nazwana diabłem.
- Wiedziałem o tym już wcześniej - zaśmiał się i pokręcił głową na jej propozycję, by dzielił z nią ksywkę. To nie on namawiał wszystkich na to spotkanie i to nie on miał najbardziej nieogarniętego asystenta (tak, wręczy mu premię). Wysiadł z nią z samochodu i podał jej dłoń. Ostatnio dotykali się jak szaleni, nawet w miejscach publicznych, a zwłaszcza w miejscach, w których Dick niekoniecznie chciał przebywać. Traktował wówczas swoją żonę jak kotwicę, choć nie mógł nie zauważyć, że z takim wsparciem to raczej jeden statek na pewno pójdzie na dno. Obstawiał, że uroczych Rohrbachów, którzy już na nich czekali.
Uśmiech jaki posłała mu Aspen nosił znamiona psychopatii, bo przecież nie darzyła go sympatią, więc po co te pozory? Uścisnął jednak pewnie dłoń Flanna.
- Ostatnio jedliśmy przegrzebki. Wyborne, prawda? - rzucił do niego od niechcenia, ale szybko zajął miejsce obok swojej żony. Obiecał jej, że będzie się zachowywać i naprawdę się starał, choć na gwałt usiłował znaleźć jakikolwiek temat do wspólnej konwersacji z jej kuzynką. - To jak te twoje kwiatki? Rosną? - o ogrodnictwie wiedział tyle, że nie powinien nikogo zakopywać w ziemi, bo to zawsze wyjdzie. Inna wiedza na ten temat wydawała mu się zbędna, zresztą nie po to był bogaty, żeby z własnej woli rozgrzebywać glebę. Tego typu rozrywki pozostawiał ludziom, którzy znali się na rzeczy. - Poprosimy białe wino, Ainsley uwielbia - i był o krok od opowiedzenia zabawnej anegdoty jak sobie popuściły cugle z przyjaciółką, ale jedno spojrzenie na Flanna przywołało go do porządku. W końcu romansu nie zamierzał ujawniać zgodnie z zasadą, że raz próbował i nie wyszło mu na to dobre. Poza tym nadal był sobą, więc skupiał się jedynie na tym, by pokłócone małżeństwo nie zepsuło im wyjątkowego dnia. Z tego też powodu zachowywał się ekstra porządnie, choć świerzbił go język i niby od niechcenia przyglądał się Aspen starając się odkryć czy cokolwiek podejrzewa czy nadal idzie w zaparte.
Jak na razie jednak trzymała się prosto- aż za prosto- i siedzieli z malarzem jak dwójka rodzeństwa, podczas gdy dłoń Dicka ciągle bawiła się bransoletką z ręki Ainsley.
Jeśli tak mieli wyglądać po dekadzie małżeństwa to chyba się rozmyśli i ucieknie sprzed ołtarza.

Ainsley Remington
Aspen Hall-Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Aspen Hall-Rohrbach, Dick Remington

Ostatnio czuł się głównie zmęczony i poirytowany, nawet nie na zmianę, bo całe to przygnębienie po prostu uderzało go naraz i to mocno, zupełnie jakby chciało sprawdzać czy da radę dłużej utrzymywać się na nogach. Coraz gorzej odnajdował się w dalszym udawaniu dobrego i oddanego męża, pozostając już chyba jedynie mężem, występującym dosyć okazjonalnie obok żony. Zastanawiał się czasami, czy Aspen naprawdę nie zastanawia powód jego raczej nagłych, na dodatek coraz częstszych i dłuższych zniknięć, czy po prostu śladem swojej matki czy innych szalonych ciotek będzie to świadomie ignorowała w imię niezaburzania idealnego obrazka, na którym nadal są szczęśliwym i wymuskanym małżeństwem. Nie wiedział bowiem, czy to kwestia tego, jak mocno Desi sprowadzała go na ziemię, czy może sam już na niej od jakiegoś czasu dosyć twardo stąpał, ale łapał się w końcu na tym jak smutne jest życie tych udawanych prawd granych przez rodzinę czy to jego własną, czy Aspen, czy Ainsley, czy pewnie też i Dicka - skoro bowiem wżenił się w popieprzonych Atwoodów, musiał swoje już widzieć wcześniej.
Po prawdzie nie miał specjalnej ochoty się tutaj pojawiać. Fatalnie znosił teraz rozłąkę z Desi, a sama świadomość tego, że musi ją zostawiać (jak fatalnie w tym kontekście brzmi to słowo) i wracać do swojego oficjalnego życia kuł go coraz mocniej gdzieś między żebrami, a to uczucie było sporą częścią składową, o ile nie głównym motorem jego ostatniego rozdrażnienia. Jeszcze kilka miesięcy wstecz starałby się stwarzać pozory, że i w tej fasadzie swojego życia jest człowiekiem szczęśliwym, czas jednak leciał jak szalony i co najwyżej wszystko komplikował. Szczęśliwy czuł się bowiem jedynie przy swojej ulubionej blondynce, a wszystko poza nią było wybitnie niepasującym mu dodatkiem. Na codzień już nawet o tym nie myślał, do tego stopnia na piedestale zdążył postawić już swój romans związek, dziś jednak dopadł go chyba pewien rodzaj sentymentu, bo milcząca postawa pozwalała na pewne obserwacje. Przyglądał się więc towarzyszącym im dziś Remingtonom, których szczęście powinno być wręcz zaraźliwe, co by nie powiedzieć wkurwiające. Te wszystkie gesty i geściki, spojrzenia i słowa świadczące o tym, że jedno zna drugie tak dobrze jak nikt inny. Powinien poczuć pewnie jakieś ukłucie zazdrości (to szczęśliwie go jednak ominęło, bo wiedział że podobną euforyczną wręcz relację mają z Desi), zamiast tego zaczął się zastanawiać co po drodze spieprzyło się tak bardzo między nim a Aspen, że w przeciwieństwie do towarzystwa siedzieli tutaj jak dwójka obcych ludzi? Z zamyślenia jednak wyrwało go pojawienie się kelnera. A może raczej swego rodzaju wywołanie do tablicy przez Dicka? Naprawdę, przecież mógł się tego spodziewać. Tego popołudnia był w końcu najłatwiejszym celem dla tego towarzystwa z piekła rodem. Jak Desi mogła się w ogóle z nimi zaprzyjaźnić?
Skinął więc jedynie potakująco głową, niby zgadzając się z tym, co mówił właśnie Remington, a niby... no trochę to jakby ignorując.
- Polecone zostały właśnie przegrzebki? - rzucił więc pytająco w stronę wystającego nad nimi człowieka. Czy właśnie próbował udawać, że ostatnim razem wcale nie jedli takich samych przegrzebków? Pewnie tak, ale przy okazji mógł choć na chwilę przejąć pałeczkę tego odpowiedzialnego za to, co się właśnie przy stoliku wyprawia.
- Szef kuchni przygotowuje dziś wybornego pstrąga sous vide podawanego z musem z przegrzebków, wędzonymi małżami i konfitem z kopru włoskiego - mężczyzna wypalił z niekrytą dumą, traktując wszystkich zebranych jak wielkich znawców kuchni. Serio, po cholerę komplikować sobie do tego stopnia również gotowanie? Jak do jasnej cholery można zrobić mus z owoców morza? I co więcej - po co, skoro można zjeść je całe? Jak można konfitować fenkuł? Zwykle pewnie pozwoliłby sobie na to, by te pytania po prostu zadać, tym razem jednak spojrzał na Aspen pytająco, odrobinę jednak rozbawiony tą propozycją.
- Jak myślisz? - docelowo zapytał żony, ale puścił to jednak tak mocno w eter, że mógł się spodziewać odpowiedzi od każdego z gości siedzących dziś przy tym stoliku. Jako, że nie doczekali się jeszcze żadnego napoju, upił sobie odrobinę wody. To będzie bardzo ciężki dzień.

Uśmiechała się do męża najpiękniej, kiedy nie był w stanie wytrzymać choćby kilku minut bez tej ich bliskości i bawił się jej bransoletką. Ona również nie była mu dłużna bo po chwili wymanewrowała dłonią tak zgrabnie, że splotła ich palce. Drugą, wolną ręką gładziła wierzchnią część jego dłoni, zaczepiając paznokciem to jego obrączkę, to zatrzymując się na jakieś maluteńkiej bliźnie, miał ją między kostkami, a ona ją właśnie odkryła. Skupiła się na tym trochę za bardzo, jednak głos szwagra wyrwał ją w końcu z zamyślenia. Czemu w ogóle pomyślała, że jakiekolwiek pytanie było zadane bezpośrednio w stronę jej skromnej osoby?
- Myślę, że mam zamiar się dziś jeszcze całować, ryba nie jest więc najszczęśliwszym wyborem - pokiwała głową twierdząco, w tym samym jednak momencie dotarło do niej, że chyba nie do końca była adresatem, zrobiła więc odrobinie teatralnie zakłopotaną minę. - Och, to nie do mnie. Nie przejmujcie się mną, nienaturalnie dużo ostatnio gadam - bo owszem, aż takie rozgadane akurat u Ainsley nie było rzeczą normalną i nie zdarzało się specjalnie często. Ucieszyła się więc, kiedy ze swoistej opresji wyciągnął ją mąż, bajerując kelnera na temat białego wina. Ten wyskoczył ze swoimi propozycjami, zarzucając ich nazwami i rocznikami.
- To drugie to sémillon? - zapytała, wymawiając tą nazwę z idealnym, francuskim akcentem. Kiedy usłyszała w odpowiedzi, że oczywiście, skinęła głową potakująco, jakby składając przy tym samym zamówienie. W końcu jeśli mogła powiedzieć, że na czymś się zna, w pierwszej kolejności podałaby konie, w drugiej - alkohole. I to nie jest tak, że znajomość ta wynika z nadmiernej praktyki.
Kelner jednak czekał nadal, aż określą się w temacie posiłku i tym razem swoje wyczekujące spojrzenie kierował w jej stronę. A tak przynajmniej się jej wydawało, zgarnęła więc swoje menu i znajdując w nim coś, co uważała za zjadliwe zarówno dla siebie jak i dla swojego męża, wskazała samemu zainteresowanemu tą pozycję i z odrobinę podłym uśmieszkiem zapytała: - Może być? - ostatnio bowiem się tym może i nie najedli, ale wydawało się być gwarantem dobrej zabawy dramy, nie mogła się więc powstrzymać.


Sam nie wiedział, czy bardziej doceniał decyzyjność blondynki w kwestii wina, czy to jak szybko sam trunek pojawił się na stole. Srogo obiecywał sobie dzisiaj niczego nie pić, przyjechali w końcu jego samochodem, był odpowiedzialnym kierowcą i takie tam, ale wiedział, że mimo szczerych chęci i jeszcze szczerszej sympatii, wiedział że nie zdzierży tego na trzeźwo. A opcji na bezpieczny powrót i tak było po kokardę. Wypił więc w końcu (!) trochę zawartości swojego kieliszka, i skoro tak już mają się bawić w jakiś względnie neutralny smalltalk postanowił się zaangażować. Do tej pory dosyć pewnie wydawało mu się, że Dick = jego praca, odpalił się więc na temat pierwszego skojarzenia.
- Ostatnio w miejscowym pismaku zachwycano się waszą bohaterską akcją, ratowaniem tej młodej dziewczyny. Ordery nie ciążą? - do dziś nie potrafił bowiem pojąć jak z całej dorodnej puli naprawdę zajebistych zawodów ten bananowy dzieciak w ciele dorosłego człowieka wybrał akurat służbę w straży pożarnej. I nie, że ujmował jego motywacji czy chciał go jakoś płytko oceniać, po prostu wolał ugryźć temat w choć trochę żartobliwy sposób, a nie że pełne nadęcie i pompa. Stwierdzał też, że sprawiedliwy podział on rozmawia z Dickiem, Aspen z Ainsley może być całkiem w porządku. Wykluczało to w końcu pewne niezręczności.

Kelner w końcu szczęśliwie zniknął, z gotowym zamówieniem całej czwórki, na stole pojawiło się wino, wszystko brnęło całkiem udanie do przodu, więc pomyślała sobie, że skoro jakiś tam small czy już większy talk się rozkręca, zaraz wylądują przed nimi talerze z jedzeniem, to potem nad tym wszystkim nie będzie się przecież uzewnętrzniać z najważniejszą kwestią popołudnia, więc postanowiła rozgadać się teraz:
- Dobra, dobra, czas na rozmówki będzie zaraz. Do brzegu! - klasnęła bezdźwięcznie w dłonie i już poważniej kontynuowała: - Jak się pewnie domyślacie, ściągnęliśmy was tutaj, żeby was zaprosić. Na ślub. Taki z prawdziwego zdarzenia. I wesele, również takie niczego sobie - zaśmiała się lekko. - Wszystkie szczegóły są w środku - i wręczyła Aspen - bo jak wiadomo to z a w s z e kobiety ogarniają takie sprawy - klasyczne, papierowe zaproszenie, jedno z tych eleganckich, nieskromnie mówiąc bardzo do Remingtonów pasujące. Może i było to dosyć oficjalne, tym bardziej kiedy i jej kuzynka, i pewnie sam szwagier (głównie dzięki rzeczonej kuzynce, bądź raczej w tym przypadku Desi) wiedzieli o tym, że coś takiego będzie się działo, ale jak mawiał klasyk, pewnych tradycji powinno stać się zadość. Dick przenosił ją już w końcu co prawda przez próg, nogi więc teraz chociaż część gości zaprosić jak należy. Uśmiechnęła się do siebie na samo wspomnienie pierwszego, i ogólnie tego ich p i e r w s z e g o ślubu. Może i owszem, nie była największą fanką kościelnej powtórki (właściwie to jest przecież niewierząca), ani tym bardziej wystawnego wesela w stylu angielskich royalsów (nie pytajcie), ale teraz czuła się z tym faktem po prostu szczęśliwa. Może inaczej - była niedorzecznie wręcz szczęśliwa ze swoim mężem, a dodatek tego, że w i e d z ą że chcą być ze sobą do końca życia, oficjalnie i tak z sakramentem, napawał ją zupełnym spokojem. A ten spokój to było to, czego Ainsley szukała przez całe swoje trzydziestokilkuletnie życie.
Patrzyła teraz na Dicka z czystą miłością, zupełnie jak jakaś zakochana gówniara, ale wcale a wcale nie było jej z tego powodu wstyd.
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
Aspen szczerze nie wiedziała, co się zepsuło w jej małżeństwie. W końcu wiele lat temu byli niemal tak samo nieznośni jak siedzący przed nimi Dick i Ainsley. Byli zakochani w sobie do granic szaleństwa, również nie będąc w stanie oderwać się od siebie nawet na moment. Jednak miesiąc miodowy (wcale nie trwał 30 dni, tylko znacznie dłużej) w końcu minął, choć nawet po nim nie było źle, przez następne lata. Byli oddanym sobie małżeństwem, oboje rozumieli swoje potrzeby, dając sobie tyle przestrzeni, ile było im potrzebne do szczęścia, które im pasowało. Małżeństwo zdawało sobie sprawę z tego, że każdy związek jest inny, a ten, który sobie stworzyli sprawdzał się u nich idealnie. Kiedy jednak nastąpił następny punkt zwrotny, który powoli doprowadzał ich do tej obecnej sytuacji, Aspen również nie miała pojęcia. Nie potrafiłaby powiedzieć, ani kiedy to nastąpiło, ani czy był ku temu jakiś powód, może sytuacja, która ich podzieliła, ani kto był za to odpowiedzialny. Mogła jednak stwierdzić, że było to jakiś czas temu, na pewno jeszcze przed nowym rokiem. Właściwie od świąt, czy powrotu do Australii po nowym roku, coraz bardziej zaczęła dostrzegać, że coś takiego miało miejsce.
Bo ciemnoskóra doskonale zdawała sobie sprawę, że teraz jej małżeństwo jest w takim momencie, że jak oboje się bardzo nie postarają, to to się rozpadnie. A nie wyglądało, aby którekolwiek z nich dążyło do naprawy tego, zapewne z różnych powodów. Flannowi nie zależało, a ona nie wiedziała co mogłaby zrobić. Zdawała sobie sprawę z tego, nie tylko dlatego, że Remington coś wspomniał, ale także dlatego, że sam Rohrbach rzucił jej prosto w twarz, że nie zauważyłaby, gdyby prowadził podwójne życie. Te słowa to już musiały jej dać do myślenia, bo przecież to było istne przyznanie się do winy. Czy Aspen się na to zgadzała tylko dlatego, żeby nie wyglądać źle? Nie, tu chodziło o coś innego, o to że musi sobie wszystko sama w głowie ułożyć zanim podejmie jakiekolwiek decyzje. Choć na pewno fakt, że wiele osób patrzy na nich miało coś do powiedzenia.
-Dziękuje, jest na prawdę dobrze-odpowiedziała Dickowi na jego pytanie dotyczące jej nowego biznesu. Nie dało się ukryć, że w tej roli, czyli kwiaciarki, właścicielki plantacji kwiatów i sklepu, odnajdowała się doskonale. Może jeszcze nie było to widoczne w wynikach finansowych, czy innych wskaźnikach biznesowych, ale na takie efekty zdecydowanie trzeba było jeszcze trochę poczekać i to jej nie deprymowało. Sztuka small talku wymagała, aby odwdzięczyć się pytaniem, ale na szczęście zamiast tego Flann poruszył temat zawodu Dicka, więc tylko okazała zainteresowanie odpowiedzią z jego strony.
-Brzmi smacznie, poproszę-zwróciła się do męża, a słysząc ripostę Ainsley, tylko przełknęła ślinę. Cóż, miała w tym na pewno rację, że danie brzmiące, wyglądające i smakujące zjawiskowo, wcale nie musi być idealnym wyborem na randkę. Choć też wiedziała, że jak ludzie są w sobie zakochani, to takie głupoty jak zjedzony czosnek nie przeszkodzi im w okazywaniu sobie bliskości. -Ja podziękuje za wino, poproszę za to wodę gazowaną z cytryną-poprosiła kelnera, bo ktoś musiał poprowadzić samochód w drodze do domu, ale także zdawała sobie sprawę z tego, że wieczorem będzie musiała jeszcze jedną rzecz załatwić, służbowo, stąd abstynencja tego popołudnia.
Gdy blondynka poruszyła temat celu tego dzisiejszego wspólnego posiłku, nieco się ożywiła. -Dziękujemy bardzo, na pewno się zjawimy-uśmiechnęła się do państwa Remington, bo jej odczucia względem pana młodego absolutnie nie miały tu nic do gadania. Trzeba być naprawdę ślepym, aby nie zauważyć, że ta dwójka jest po prostu ze sobą szczęśliwa, a to się liczyło w tym momencie jako jedyne. I może mogłaby jako zgorzkniała mężatka powiedzieć, że to tylko przejściowe, że to się zmieni, ale tak szczerze, to życzyła im tego, aby to uczucie było już dozgonne i byli sobie wierni przez cały czas. Niech chociaż oni będą szczęśliwi, bo wśród nich i ich rodzin, to wcale nie było regułą. Wręcz było regułą, że w pewnym momencie te wszystkie uczucia się po prostu kończą, a związek przechodzi bardziej w transakcje biznesową, niż szczęśliwe uczucie.
Odebrała zaproszenie od kuzynki i przysunęła się w stronę swojego męża, tak aby opierać się o niego ramieniem by też mógł się mu przyjrzeć i otworzyła gustowne i eleganckie zaproszenie. Oczywiście, że było wybrane w taki sposób, aby idealnie odwzorowywało ich samych, ich pozycję. Ktoś taki jak Atwoodowie i Remingtonowie nie pozwalali sobie na nic innego, niż perfekcję. A to, że zaproszeni wiedzieli już i o samym planie i nawet o dacie tej uroczystości, to przecież nic dziwnego, ani zdrożnego. Oficjalnie dopiero od teraz mogli czuć się jako część uroczystości weselnych.
Kobieta przeczytała jeszcze wszystkie informacje zawarte na zaproszeniu, spojrzała na męża, by uzyskać nieme potwierdzenie. -Z przyjemnością się pojawimy na ślubie. -dodała, chowając już zaproszenie do torebki, aby móc w domu, na spokojnie zanotować datę w kalendarzu, by ani jednemu, ani drugiemu małżonkowi nie umknęło i aby nie ustalić żadnych innych planów na ten dzień. Po tym geście sięgnęła po swoją szklankę i uniosła ją w geście toastu. -Wasze zdrowie.


Ainsley Remington Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Dick żadnym specjalistą od małżeństw nie bywał i jeszcze nie odbiło mu na tyle, by uważać się za eksperta tylko dlatego, że jego związek przeżywał rozkwit. Musiał jednak z całą stanowczością stwierdzić, że nie widział dotąd tak niedobranej pary jak ta siedząca naprzeciwko siebie. Nie wiedział z czego to wynika, może był upośledzony w kwestii długoterminowych zobowiązań, ale zawsze wydawało mu się, że w tego typu relacji przede wszystkim należało się lubić. Ci ludzie zaś zachowywali się wobec siebie tak jakby przebywanie razem sprawiało im jakąś katorgę, a westchnienia Flanna pewne niosły się echem gdzieś po Nowej Zelandii, gdzie jakiś Jorah zaganiał właśnie owce.
Nie umiał więc ukryć lekkiego uśmieszku, bo nadal był sobą i czyjeś problemy racjowały go najbardziej na świecie. Póki zaś oko Saurona (to znaczy Atwoodów) zwrócone było w stronę Flanna i Aspen to mógł odczuwać pewnego rodzaju spokój. A tego wręcz pożądał, zwłaszcza że ostatnio przechodził trudny okres i nawet szczęśliwe oczekiwanie na sakrament małżeński nie mogło mu tego ułatwiać. Chyba, że do kadzidła nagle zaczną dodawać kokainę, ale w to szczerze wątpił.
Może dlatego z toastem nie czekał na nikogo i właśnie wychylił podwójną szkocką ciesząc się niejako z faktu, że panie zajmą się stroną estetyczną tego widowiska, a on będzie mógł z malarzem zamienić kilka słów.
Na słowo Aspen skinął kurtuazyjnie głową, ale nie powstrzymał parsknięcia, bo jak na taką szanowaną właścicielkę niewiele miała do powiedzenia na temat swoich upraw. Przywykł jednak, że nigdy zbyt dobrym interlokutorem nie była nigdy i że może miała inne zalety poza ciekawym prowadzeniem rozmowy. Nie każdy przecież musiał być inteligentny i zabawny jak jego żona. Podejrzewał, że ten drink wejdzie w niego jak w masło, ale przecież nigdy nie był specjalistą od tego typu rozmówek obiadowych, które nie zawierały w sobie żadnej treści poza polecaniem sobie jedzenia.
Gdyby wiedział, że aż tak nisko upadną to sprosiłby swojego ojca, żeby im wszystko dokładnie objaśnił, a sam udałby się na jakiś naprawdę długi spacer. Usłyszał jednak pytanie Flanna i choć temat był cierpki (bardziej niż wino Ainsley) wzruszył ramionami od niechcenia. Zgrywanie na tym poziomie cwaniaka wychodziło mu wybitnie, choć ta akcja miała jeszcze długo zaprzątać jego głowę, zwykle wolną od tego typu wydarzeń.
- To nie było żadne bohaterstwo - zaprzeczył od razu. - Jestem strażakiem, a takie ryzyko jest wpisane w zawód. Gdybym nie zeszedł do tej studni to jaki przykład dałbym swoim podwładnym? Nie chcę być szefem, który siedzi w klimatyzowanym biurze i podpisuje papierki - wyjaśnił. To się liczyło- że mógł pokazać swojej załodze, że zawsze mogą na niego liczyć. Nie zaś fakt, że zbyt szybko potem rozleciał się w łazience i fantazjował o białym proszku. Póki jeszcze takie sytuacje zdarzyły mu się poza akcją to wszystko było w jak najlepszym porządku. - Poza tym… - ściszył głos, by usłyszał go tylko Flann. - Lei nie zna wszystkich szczegółów. Wolałem jej tego oszczędzić - na razie w najlepsze opowiadała coś o rybie i całowaniu, więc był poniekąd uratowany.
Dopiero zamówienie wody przez Aspen sprawiło, że zakrztusił się właśnie whisky, którą przełykał dość łapczywie.
- To ty w ciąży jesteś? - tak, to był zwrot akcji, na który wszyscy w takich dramach (czytaj Remingtonowie) czekają. Mało brakowało, a złapałby się za serce, bo to było tak potwornie emocjonujące, że nawet przez chwilę zapomniał o prawdziwym celu tego spojrzeniu. Spojrzał z wytęsknieniem na swoją żonę oczekując od niej (jak zawsze) pełnego wsparcia, ale zamiast tego okazało się, że muszą ich zaprosić na swój ślub.
Uśmiechnął się dając młodej pannie dopełnić formalności, które zawsze wydawały mu się lekko przesadzone. W końcu to nie tak, że będzie zapraszać Divinę w towarzystwie Nathaniela, jego spluwy i ochroniarza.
Nie wiedział więc po co robią wyjątek dla tych ludzi, zwłaszcza że deja vu absolutnie wykręcało mu wnętrzności. Toast jednak spełnił i to szampanem, bo woda była dla ciężarnej Aspen.

desi
słyszałam o obiedzie,
przesyłam dużo cierpliwości
i całuję


Odezwał się telefon Flanna.
Ainsley Remington
Flann Rohrbach
Aspen Hall-Rohrbach
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Aspen Hall-Rohrbach, Dick Remington

Próbowała właśnie przywołać w głowie, kiedy ostatni raz widziała gdzieś Aspen i Flanna razem - przecież ona sama od kiedy zjechała do Lorne Bay jesienią specjalnie nigdzie się stąd nie ruszała, zakładała więc że nie mogło być to dawno. Sięgała jednak pamięcią coraz dalej wstecz, miesiąc za miesiącem, okazja za okazją. W efekcie nie mogąc wyłuskać nic szczególnego, aż do przedostatniej Gwiazdki. Najwcześniejszym wspomnieniem więc były ostatnie święta, które Ainsley spędzała jeszcze z Adamem i blondynka musiała przyznać, że specyficznie ochłodzenie relacji Rohrbachów korespondowało z tym, że wtedy to Aspen pytała czy u niej i narzeczonego wszystko dobrze. Równie celnie to ona sama teraz mogła pytać kuzynkę o to samo. Bo dziękuję, postoję - jeśli tak ma wyglądać małżeńskie szczęście, to ona jest chyba gotowa odwoływać i drugi ślub.
Chyba, że cudownym lekarstwem na wszystko okazywało się nieobnoszenie ze swoim stanem cywilnym i niepchanie na świecznik - Remingtonom ich dość wycofany styl bycia w końcu póki co najwyraźniej wychodził na zdrowie, bo nawet pomimo pewnych perturbacji, zdawali trzymać się naprawdę mocno. Odwróciła wzrok w stronę swojego męża, trochę przyłapując go na falstarcie z dosyć niecierpliwym toastem. Na początku lekko się nawet uśmiechnęła, ale w kwestii pewnych rzeczy, szczególnie po ostatnich wydarzeniach, wolała dmuchać na zimne. Dick nie zabrał swojej ręki z jej dłoni, ścisnęła więc ją odrobinę mocniej, a gdy udało się jej złapać tym jego uwagę, zapytała prawie bezgłośnie: - OK? - głaszcząc przy tym kciukiem czule wierzch jego dłoni. Owszem, ostatnio dotykali się jak szaleni i szczerze mówiąc ciężko było znaleźć pewnie choćby kilka minut, by jedno w jakiś sposób nie orbitowało koło drugiego - i bardzo jej się to podobało.
Z odrobinę mniejszą aprobatą przyjęła swoisty podział na dwa oddzielne obozy rozmówców, ale szybko się z nim pogodziła, uznając za całkiem bezpieczny. Uśmiechnęła się więc delikatnie i kiwnęła głową jakby w ten sposób informowała Aspen, że zakodowała jej odpowiedź dotyczącą ślubu. A potem, jako że szczęśliwie jej samej z jej nieszczęsnym chorobowym (na samą myśl wywracała oczami) nie wywoływał do tablicy, postanowiła kontynuować temat biznesu swojej kuzynki.
- Spokój w interesie jest ważny - rzuciła dosyć poważnie, wyciągając rękę po kieliszek swojego wina i upijając trochę jego zawartości. - Gdybyś czegoś potrzebowała to wal... - mówiła równie poważnie co pierwszą część wypowiedzi, nagle na jej twarzy zagościł odrobinę kpiący uśmieszek i dodała, już trochę bardziej rozbawiona: - Na przykład auta z napędem na cztery koła... Wiesz, Grace to straszna gaduła - wzruszyła ramionami, jakby obojętnie, a trochę jakby przepraszająco. Chciałabym wesprzeć kuzynkę słowem w typie początki są ciężkie, ale jest spoko, ale startowały ze swoimi interesami tak różnie, i w tak różnych branżach że nie chciała uchodzić za żadnego guru. Choć w akurat w tym temacie nie powinna mieć żadnych kompleksów, w końcu z wykształcenia biznesem zajmować się powinna. Przez moment jej uwagę skupił na sobie Flann, a raczej jego telefon przypominający o swojej egzystencji. Upijając kolejny łyk wina, naszła ją pewna smutna myśl.

Był ostatnio niemożliwym wręcz marudą, choć całkiem śmiało przyznawał przed samym sobą, że wszystko magicznie odchodziło w niepamięć wraz z samym pojawieniem się przy nim jego ulubionej blondynki. Desi. Dziewczyna cały czas zajmowała mu głowę, trochę jak zakochanemu gówniarzowi, i na dodatek łapał się na tym, że coraz częściej trudno przychodzi mu już nawet swobodne prowadzenie rozmowy. Musiał mocno przepracować, co właśnie powiedział do niego Dick, między Bogiem a prawdą się nawet przez chwilę na tym nie skupił i teraz mocno łączył wątki.
- Obawiam się, że po wszystkim to już nie tobie to oceniać - uśmiechnął się nawet, ale było w tym coś przepraszającego. Nie miał specjalnie dużo znajomych zajmujących się normalną pracą, ale jeśli już to zawsze wydawało mu się, że może im pozazdrościć spokoju - byli w tym wszystkim zwykle dosyć anonimowi i z reguły nie musieli bujać się z wersją wydarzeń, jaką założyło sobie społeczeństwo. Bo i owszem, taka swoista laurka, puszczona nawet w i choćby w miejscowym pismaku, może i była czymś naprawdę miłym, ale nauczony doświadczeniem życia na świeczniku Flann wiedział jedno - zabierała miejsce na prawdziwą historię, a na dodatek ciebie samego w niej. Gawiedź bowiem uwierzy we wszystko co zostało tam wysmarowane i choćby Dick się teraz zapierał w najlepsze, swobodnie może się przeglądać w oczach sąsiadów jako bohater. Bo przecież nikt nie spojrzy na to tak, że to wszystko przez jakieś nieodpowiedzialne dziewuszysko, które nie umiało wrócić prosto do domu. Słysząc dalszą część komentarza, a raczej tą część zarezerwowaną tylko dla niego, spojrzał odrobinę badająco na dickową żonę. Ainsley nigdy nie kojarzyła mu się jako typowa przedstawicielka grupy bogatych córeczek jeszcze bogatszych tatusiów, z którymi utożsamiał choćby żonę. Delikatnych, wycofanych gdzieś trzy kroki za męża, nadwymiar ufnych - co by nie powiedzieć naiwnych. Takich, którym wciśniesz każdy kit. Blondynka kojarzyła mu się raczej z dziewczyną w typie jego[/i[ Desiree - niezależnej, silnej i obrotnej na tyle, żeby przerobiła cię ze trzy razy a ty nie wiedziałbyś komu podziękować. Nie wiedział więc, czy Dick oszczędzał tych szczegółów jej, czy nie samemu sobie, ale ich relacja nie była jeszcze na tyle zażyła, by chciał to teraz roztrząsać. Z pewnym ratunkiem przyjął więc brzęczący dźwięk otrzymanego sms-a. I cóż, skłamałby, gdyby nie wiedział od kogo go dostał. Szybko wyciągnął telefon i wysmarował odpowiedź.

flann
jestem rozczarowany realnym brakiem tych całusów
cierpliwość skończy mi się jeszcze zanim wyląduje przede mną talerz
i albo twoja przyjaciółka wykończy mnie, albo ja ją
I dosłownie zamarł w połowie chowania tego telefonu, kiedy Remington odpalił się ze swoim pytaniem. Dosłownie, wręcz fizycznie poczuł się tak, jakby właśnie dostał czymś w łeb. Rzucił w stronę Aspen może mało taktowne i aż nazbyt wyzywające spojrzenie, pełne takiego wyrzutu, że aż sam powinien tego pożałować, ale nie umiał teraz w żaden sposób się opanować. Był wściekły przez samą choćby sugestię, a jeśli okaże się to prawdą to chyba dosłownie wyjdzie z siebie. Miał wrażenie, że historii z ciążą ma w ostatnim czasie już po kokardę, następna to byłoby już za dużo, mimo to starał się złapać w głowie jakieś skojarzenie, które mogłoby świadczyć o odmiennym stanie Aspen. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że oni właściwie nie spędzają razem czasu - byłoby to trudne, a i sypiają ze sobą ostatnio coraz rzadziej, więc gdyby nagle się im to przytrafiło, nie uwierzyłby chyba w przypadek.
- Nie. - odpowiedział automatycznie, wręcz się zdziwił że w tak szorstki sposób ta odpowiedź opuściła jego usta, więc poprawił się i rzucił już przyjemniej, w bardziej pytający sposób: - Nie? - i choć obiecał sobie, że dziś nie będzie dużo pił, idąc w ślady swojego towarzysza, wychylił podwójną szkocką na raz, a wchodziła aktualnie lepiej niż woda. I zupełnie jakby był tego faktu pewien bardziej, niż czegokolwiek innego w życiu, dodał w bardzo rzeczowy sposób, jakoś tak jakby temat w ogóle nie angażował żadnych nadmiernych emocji: - Nie chcemy mieć dzieci - choć między Bogiem a prawdą to tylko on ich nie chciał i powinien chociaż użyć nie planujemy zamiennie z tym nieszczęsnym nie chcemy, bo w takim układzie było to wierutne kłamstwo. Aspen w końcu dość wprost wyraziła swoje chęci na posiadanie potomstwa, a że on uciął jej wszelkie plany w zarodku to była już zupełnie inna historia. Nikt z tutaj zebranych nawet nie mógł wiedzieć jak bardzo chciałby już zakończyć to spotkanie.


Miała już podzielić się nią ze swoim mężem i nawet prawie w tym celu puściła jego rękę, kiedy wtedy padło pytanie o ciążę Aspen. Gdyby nie fakt, że miała spore doświadczenie w ukrywaniu emocji, to pewnie teraz jej oczy nabrałyby wymiary sporych monet i zadławiłaby się tym nieszczęsnym winem. Tak jednak jej drink jedynie trochę zatrzymał się jej w gardle, w końcu przełknęła go jednak tak, jakby jednak był najgorszym trunkiem świata. Czy przypadkiem to nie było zawsze jakoś tak urządzone, że kiedy już myślisz, że wszystko zaczyna mieć ręce i nogi, los nagle wpada na pełni swoich możliwości i odcina twoim planom głowę? Z wrażenia aż trochę za mocno przejechała paznokciem gdzieś po boku dłoni Dicka i trochę tym przestraszona, trochę rozbawiona, rzuciła w jego stronę ciche: - Przepraszam - i podciągnęła jego dłoń, by go w to miejsce cmoknąć. Do wesela się zagoi i takie tam. Szybko zwróciła się jednak w stronę zainteresowanej, Aspen:
- To co, to jednak my mamy gratulować? - generalnie to zwykle pytania o ciąże, dzieci, o to kiedy, że może już i cały okołorodzicielski temat zwykle wyprowadzał ją z równowagi, po prostu uważała ingerowanie w tą sferę obcych ludzi za co najmniej niegrzeczną, i nawet kiedy robił to jej mąż, to mniej lub bardziej werbalnie dostałby za to po głowie. Teraz jednak zrobiło jej się wszystko jedno, bo o ile to prawda, to drugie danie tak doskonałej dramy powinno dostać pięć gwiazdek Michelin. A szóstą, dodatkową, jakąś zupełnie specjalną za reakcję Flanna. Bo po raz pierwszy w całym swoim dorosłym życiu nie była w stanie ukryć zdziwienia. I w jakiś sposób zrobiło jej się... przykro? Ale tak w imieniu Aspen, że aż tak mogła rozjechać się jej relacja z rzekomo najbliższym jej człowiekiem. Jakoś odruchowo chyba spojrzała w bok, szukając w tym momencie jakiegokolwiek wsparcia w swoim mężu i gdzieś w środku odetchnęła z ulgą kiedy bez żadnego poślizgu udało jej się złapać jego spojrzenie. Aż się gdzieś delikatnie uśmiechnęła, tak właściwie tylko kącikiem ust. Przypomniała sobie o tym, jaka myśl pojawiła się w jej głowie, zapytała więc szanownego małżonka:
- Poratujesz mnie telefonem? - Ainsley była na tyle nietelefonowa, że nie przywiązywała specjalnej wagi do tego gdzie jest jej własny, tym razem więc został w torebce, w samochodzie. Kiedy dostała to, o co poprosiła, przeprosiła swoich rozmowców na chwilę i na rzeczoną chwilę skupiła się na ekranie urządzenia.

tutaj wpisz nadawcę
jeśli kiedykolwiek choćby zaczniemy być tacy to proszę mnie zabić, bo nie chcę tego dożyć
Wpisała w oknie tworzenia nowej wiadomości. Przez chwilę jeszcze poudawała wielce zajętą panią businesswoman (miała w tym doświadczenie, choć w udawaniu mniejsze) i oddała mężowi niezablokowane urządzenie, by mógł odczytać treść tego co wpisała. Kiedy jednak zawiesił się nad tym w jej mniemaniu zbyt długo, jęknęła:
- Ależ proszę nie czytać poufnej, prywatnej korespondencji! - zaśmiała się i jeszcze raz zabrała mu telefon. W miejsce poprzedniej wiadomości pojawiło się tym razem:

tutaj wpisz nadawcę
też cię kocham
I tym razem oddała mu urządzenie na serio, z miną niekrytego wręcz triumfu. Jej największym triumfem w tym momencie bowiem była właśnie ich relacja.
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
Z każdą chwilą Aspen czuła się w trakcie tego spotkania bardziej niezręcznie. A patrząc na twarze pozostałych zebranych, zdawała sobie sprawę, że podobne myśli ma każda osoba siedząca przy tym stoliku. Flann był taki sam, jak za każdym razem wspólnie spędzali czas, nieco nieobecny i znudzony. Dick wydawał się siedzieć tutaj za karę, a Ainsley była bardziej zainteresowana swoim mężem, niż towarzystwem, którego zaproszenie sama zainicjowała. Brunetka przenosiła wzrok z jednej osoby na kolejną i widziała tą olbrzymią różnicę w zachowaniu między nią a jej mężem, a swoją kuzynką i jej mężem. W przeszłości pierwszą myślą, jaka przyszłaby jej do głowy byłoby niemal kopiowanie, czyli jakieś drobne czułostki i pieszczoty w stronę swojego męża. Teraz jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że po pierwsze, nie wyglądałoby to przekonująco dla kogokolwiek, a po drugie, Flann na pewno by ją odrzucił i cała sytuacja wyglądałaby na jeszcze bardziej niekomfortową i niezręczną niż do tej pory.
Może było coś w tym, że na spotkania z Ainsley, te mniej formalne, Aspen przychodziła sama. Jednak nie było to spowodowane tym, że już w przeszłości nie układało się jej z mężem, że nie chciała z nim spędzać czasu, czy pokazywać się z nim publicznie. Absolutnie nie, po prostu zdawała sobie sprawę z tego, że Atwood (dawniej, bo mowa o czasach sprzed jej ślubu!) i Rohrbach niekoniecznie za sobą przepadali, czy mieli łatwość znajdowania wspólnego tematu do rozmów. Zupełnie w przeciwieństwie do Ainsley i Aspen, które przy pomocy butelki wina potrafiły gadać i się śmiać, więc sam na sam o wiele lepiej się bawiły.
Korzystając z tego, że mężczyźni zagłębili się w rozmowie z sobą, brunetka zwróciła się w stronę przyszłej panny młodej-Jasne, wiem że na Ciebie zawsze mogę liczyć, spokojnie-przytaknęła z uśmiechem, zawsze było miło coś takiego słyszeć. Gdyby była potrzeba, to na pewno odezwałaby się do kuzynki, w to chyba nikt nie wątpił. Jednak w ostatnim czasie Aspen wolała się odezwać do Jamesa, który również powtarzał jej, że w razie potrzeby może się do niego zwrócić po poradę biznesową. Ich biznesy były do siebie bardziej podobne. -Autem?-zdziwiła się, bo nie od razu zrozumiała aluzji, jednak po podaniu imienia dawnej Guwernantki Atwoodów, wszystko stało się jasne, o co tak naprawdę chodzi. Roześmiała się, kręcąc lekko głową-Zawsze zapominam, że to działa w dwie strony i jeśli ja słyszę od Grace o Tobie, to Ty o mnie również-zaśmiała się. Nie mogła się o to gniewać, bo nie byłyby to żadne tajemnice, które nie powinny być powtórzone komukolwiek. A z Grace spotykały się na ploteczki dość regularnie, bo kobieta była traktowana jako część rodziny.
Czy naprawdę wybór napoju, takiego niealkoholowego musi prowadzić do taj daleko idących wniosków? Przecież to nie jest żaden argument, znak cokolwiek wskazujący, a niezależnie od wszystkiego, mógłby to być bardzo bolesny temat do poruszenia. W końcu fakt, że tyle lat po ślubie Rohrbachowie wciąż byli bezdzietni, mógł mieć drugie dno. -Nie, spokojnie Flann-zwróciła się w pierwszej kolejności do męża, choć nie da się ukryć, że jego reakcja była cóż... wiele mówiąca. Wskazywała na to, że byłby naprawdę wściekły na swoją żonę i absolutnie nie byłby zadowolony, do czego co prawa miał pełne prawo. Niezależnie od tego, czy Aspen chciałaby go złapać na dziecko, czy w taki sposób wymusić na nim próby naprawy związku, a nic takiego nawet przez moment nie przeszło jej to przez myśl, co trzeba zaznaczyć z pełną stanowczością, to nie bardzo było sytuacji by faktycznie doprowadzić do wpadki. -Flann ma rację, zdecydowanie nie planujemy dzieci. Właściwie chyba nigdy na poważnie tego nie rozważaliśmy-przytaknęła mężowi, spoglądając na niego, jak zareaguje na to jej wyznanie. Zmieniła może nieco ton wypowiedzi, lecz trudno stwierdzić, że kłamała potwierdzając jego wyznanie w stronę Remingtonów. Może nie była im winni wytłumaczenia, ale skoro podjęli już ten temat, to należało wyjaśnić sprawę do końca. Choć ktoś taki jak Ainsley zdecydowanie powinien być w stanie wyczuć blef w tym stwierdzeniu, bo panie nie tak dawno temu rozmawiały na temat dzieci i przyszłości, kiedy to Hall-Rohrbach mówiła, że wcale nie jest taka pewna tego, że nie chciałaby zostać matką. A w ostatnich tygodniach coraz trudniej było się jej oszukiwać, że w pełni wierzy w słowa, które przed chwilą wypowiedziała.
Widząc, że Flann jednak po raz kolejny jest bardziej zainteresowany telefonem, niż towarzystwem, zupełnie tak, jak było to ostatnim razem, gdy wspólnie spędzali wieczór, tylko odwróciła głowę w stronę zatoki. Jeśli chwilę temu czuła się dość niekomfortowo, tak teraz była w stu procentach przekonana, że nie ma najmniejszej ochoty na to, aby tu dłużej siedzieć. Zwłaszcza, że Dick ze swoją żoną również byli zajęci przekazywaniem sobie jakiś wiadomości, które były tylko dla nich. Już się zbierała w sobie, aby przeprosić towarzystwo na moment i udać się do toalety, gdzie mogłaby wziąć głęboki oddech, jednak pojawił się kelner z ich zamówieniami, stawiając przed każdym z nich talerze, na których znajdowały się pięknie wyglądające i pachnące potrawy. -Faktycznie, doskonałe mają menu-zauważyła, przypominając sobie, że to chyba była Ainsley, która wspomniała na samym początku spotkania, że zdecydowanie poleca dania w tej restauracji.


Ainsley Remington Flann Rohrbach Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Któraś z żon jego ojca również miała tendencję do kolorowania rzeczywistości. Tak bardzo, że nawet siniaki od niego ukrywała pod obszernymi swetrami i mówiła, że się uderzyła. Gdy wreszcie się do niej dobrał (na złość ojcu), zwyczajnie uznała to za jednorazową wpadkę. Nieważne, że owa pomyłka zdarzała się jej na tyle regularnie, że znał macochę lepiej niż jej żałosny mąż. Może dlatego Remington miał empatię na poziomie zerowym w stosunku do ludzi, którzy muszą grać w każdym momencie swojego życia. Nie był święty, momentami był wręcz odrażający, ale rzadko parał się kłamstwem i wolał najbardziej nawet brutalną prawdę. Być może dlatego to spotkanie przypominało mu zderzenie się z przeszłością i to w najbardziej gorszącej formie. Może dlatego czuł, że prędzej czy później wywróci stolik i wyjdzie stąd, bo tego typu farsy nie znosił. Być może dlatego wreszcie zrozumiał Flanna, choć wcześniej był w stanie winić go za pozamałżeński romans.
Człowiek w tego typu sytuacjach mógł jedynie albo oszaleć albo uciec jak najdalej. Artysta wybrał ucieczkę i Bóg mu świadkiem, że jeśli Ainsley zaczęłaby się tak zachowywać, to też by uciekł.
Z tego też powodu dość chętnie uciekał z rozmową do niego czując współczucie i chcąc okazać mu odrobinę wsparcia. Nawet jeśli to co mówił, wcale nie przypadało mu do gustu. Wręcz przeciwnie, głupia sława nie była czymś za czym kiedykolwiek by gonił, zwłaszcza po tym wszystkim co zrobił. W końcu znajdzie się ktoś na pewno kto będzie chciał zrównać nowego bohatera z błotem. Miał wrażenie, że prędzej czy później spłonie na stosie opinii publicznej, a Atwood nie był aż tak dobrym prawnikiem, żeby go wybronić.
Prędzej dorzuci jakąś gałązkę, by patrzeć jak płonie.
- To tylko chwilowy rozgłos. Nie sądzę, by to się utrzymało. Prasa ma zawsze ciekawsze tematy, zdrady, rozwody… - zawiesił głos patrząc na niego z lekkim wyzwaniem. Po części był ciekaw czy jak przyjdzie im wybrać strony to będą musieli z Ainsley udawać, że współczują jego szanownej partnerce. Musiał stwierdzić, że obecnie nie czuł już ani grama litości do Aspen, którą mógł wcześniej przedwcześnie ocenić. Teraz jednak okazywało się, że kobieta jest tak boleśnie przytwierdzona do gruntu swoich przekonań, że zabawnym było obserwowanie jak się zmaga. Czy jego pytanie było nietaktowne?
Owszem, zjadł zęby na braku dobrych manier i nie bez przyczyny jak rękawicą rzucał jej wyzwaniem prosto w twarz patrząc jak płonie i jak Flann sam czuje się niekomfortowo. Cóż, wówczas mógłby stwierdzić, że sytuacja ich przerosła, dziecko wychowaliby Remingtonowie jak własne.
Ironizował, żartował, toasty nie płynęły swobodnie, więc zdecydowanie musiał ratować się jakąś soczystą dramą, by nie zasnąć podczas tego spotkania z idealną parą, w której ona pieliła kwiatki, o których najwyraźniej nie miała pojęcia, a on przez smsy rozbierał swoją kochankę. Tylko dlatego nie mógł oprzeć się temu, by dorzucić do tego jeszcze ciążę. Albo jej brak, bo normalni ludzie (czytaj ci z emocjami, nie jak Aspen) powinni jakoś na to zareagować.
Na próżno, kukła jak siedziała to siedziała, wyprostowana, dumna i zupełnie płaska, że aż brało go na ochotę, by ją zwyczajnie uszczypać, bo miał wrażenie, że to jakaś androida, a nie istota ludzka.
Tknęły go jednak jej słowa, więc spuścił wzrok i nałożył sobie przystawkę na talerz, a potem spojrzał jej prosto w oczy.
- Pół roku temu opowiadałaś Ainsley jak bardzo chcesz być matką. Czy ty zawsze musisz tak dbać o reputację, że nie umiesz szczerze powiedzieć, że się o coś spieracie? Korona by z głowy spadła jakbyś krzyknęła czy się uniosła? Powodzenia z biznesem w takim razie - stwierdził z uśmieszkiem i wrócił do swojego dania oddając telefon potrzebującej Ainsley.
Doskonale wiedział, że nie zamierza nikomu innemu odpisywać, więc z łatwością go pochwycił i przeczytał jej słowa. Nie twierdził nigdy, że są dla siebie stworzeni i umieją sobie czytać w myślach, ale w tym momencie nigdy nie kochał jej bardziej. Nachylił się i musnął ustami jej skroń.
- Wybaczcie, my nowożeńcy jeszcze się kochamy - rzucił nieco wyzywająco zastanawiając się czy może Flann też zacznie obściskiwać swoją żonę czy może ponownie skupi się na telefonie, który zawibrował.

desi
wpadniesz potem?
wtedy te całusy mają szansę stać się realne
zresztą…
nie tylko one


Ainsley Remington
Aspen Hall-Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Aspen Hall-Rohrbach, Dick Remington

Na swój specyficzny sposób doceniał to, że towarzystwo z taką łatwością zaakceptowało jego... nazwijmy to nieobecność. Z pełną świadomością głową znajdował się gdzieś indziej, dobre kilka kilometrów dalej, w towarzystwie swojej ulubionej blondynki, wokół której to w końcu teraz goniły jego myśli. Zresztą fakt, że przypomniała o sobie dodatkowo wiadomościami sms niczego nie ułatwiał - gdyby był mniej doświadczonym graczem, pewnie bez skrępowania właśnie uśmiechałby się sam do siebie bez żadnego skrępowania, ale że na pewnych zagraniach z kategorii tych nie fair zjadł zęby, nadal jego mina była raczej nieodgadniona. Coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że całe to dzisiejsze spotkanie to zupełna farsa - Aspen najwyraźniej nadal gniewa się na Ainsley (o cokolwiek im tam poszło, on sam jest w końcu typowym facetem i niespecjalnie zainteresował się zarzewiem konfliktu) i raczy ją co najwyżej niezobowiązującym smalltalkiem, Remington zdawał się być całym sobą być za swoją żoną, w którą zresztą wpatrzony był jak w obrazek (w przeciwieństwie do niektórych innych obecnych tu mężów, raczej zirytowanych obecnością swoich żon), a Ainsley w roli tej towarzyskiej wypadała raczej kiepsko, on sam zatem śmiało stwierdzał że genu lwów salonowych najwyraźniej się nie dziedziczy. Posiadanie rodziny najwyraźniej wymagało pewnych poświęceń, niezależnie od tego jakie nosiło się nazwisko, i jak majętnym się było człowiekiem. Chciał po raz kolejny westchnąć sobie ciężko - takie udręczenie w końcu pasowało pewnie do anturażu wielkiego artysty - ale w zamian za to zorganizował sobie i Dickowi kolejną kolejkę szkockiej. Przyda im się pewnie.
- Wiadomo, gawiedź uwielbia igrzyska - odpowiedział w stronę swojego dzisiejszego głównego rozmówcy i ruszył dłonią z jeszcze pełnym szkłem na gest toastu i nawet wychylił połowę na raz. Cóż, może akurat sam nie czuł potrzeby znajdowania się w centrum zainteresowania, kiedy na stosie miało płonąć jego życie prywatne, ale już się chyba z tym zdążył pogodzić. Lata życia na świeczniku powinny odpowiednio przygotowywać do i takich rzeczy, kiedy jednak przychodziło co do czego, trzeba było błądzić dosyć po omacku. Szczególnie, kiedy myślami było się przy swojej kochance dziewczynie, a jadło się obiad z ludźmi, którzy dopatrywali się ciąży u... żony. Czemu jego życie stało się takie skomplikowane?
- A można rozważać posiadanie dzieci nie na poważnie? - podłapał z odpowiedzi Aspen, więc zapytał odrobinę retorycznie.

Gary nabijał się z niej ostatnio w najlepsze, że jeszcze wiele powinna się nauczyć, by odnajdywać się w roli idealnej żonki - takiej, którą przez całe lata wymarzyli jej rodzice. Gotowała może i nieźle, ale bardzo rzadko, jej próby prasowania bawiły nawet jej męża, mistrzynią prania była tylko dlatego, że mieli jakąś superhipermądrą pralkę, ich piękny dom nie był efektem jej wyszukanego gustu, tylko działań drogiej dekoratorki wnętrz, a i socjalizowanie się z innymi żonkami wychodziło jej raczej miernie, co widać było właśnie nawet po kontaktach z Aspen. Generalnie coraz śmielej nabierała przekonania, że nie pasuje do tego całego towarzystwa od obrączek, spektakularnych pierścionków zaręczynowych i obnoszenia się z nazwiskiem męża. I właśnie, jak nigdy wcześniej uderzało ją to, jak wiele je z Aspen dzieli. Kto by pomyślał, że kością niezgody będzie kwestia pozostawania żoną przy mężu? Choć dziś okazywało się, że była to również najwyraźniej kwestia posiadania dzieci. A raczej tego, że w zupełnie cudowny sposób zdanie jej kuzynki w tym aspekcie po prostu się zmieniło.
Ainsley zwykle bardzo dobrze wychodziło powściąganie emocji, zaszczytny tytuł królowej śniegu w końcu nie brał się znikąd, dziś jednak zdziwienie na jej twarzy było wręcz aż teatralnie przerysowane. Czy to nie właśnie z nią jeszcze latem debatowały właśnie o tym? Oczywiście, że z nią, przecież gdyby nie to, Ainsley nie robiłaby z siebie idiotki proponując w smsach pewnemu facetowi zrobienie sobie dziecka. Insza inszość, że ten pewien facet został jej mężem następnego dnia, to nic nie znaczący w tej materii szczegół. Strzały padły, a ona pozostała teraz co najmniej zdezorientowana.
- Naprawdę? - zapytała, jakby Aspen powiedziała w tym momencie coś najgłupszego na świecie. Zawiesiła się na chwilę, bo z jednej strony chciała coś dodać, z drugiej jednak odwrócić w stronę Dicka i za wczasu zaznaczyć, że nie musi w tej chwili przypominać jej o tej nieszczęsnej wiadomości. Nie zdążyła zrobić ani jednego ani drugiego, bo pewną myśl dokończył za nią mąż. I o ile zwykle pewnie próbowałaby swoją kuzynkę bronić, miała wrażenie, że właśnie teraz Dick miał wręcz dwieście procent racji. Sama Ainsley nie wiedziała z czego wynika ta zmiana w jej kuzynce - czy to przez to co dzieje się między nią a jej mężem? Przez to, że Atwood Remington się trochę od czasu ślubu odsunęła? Czy może taka po prostu była zawsze, blondynka po prostu pewnych rzeczy nie zauważała? Szczęśliwie nie mogła się zastanawiać nad tym zbyt długo, bo mąż cmoknął ją w skroń i zaserwował pewnego rodzaju wyznanie miłości.
- Uuuu, to j e s z c z e brzmi kusząco - zaśmiała się szczerze. - Z pewnością nie omieszkam wypomnieć w najmniej oczekiwanym momencie - wyszczerzyła się w odrobinę przebiegły sposób. Czy bywała wredna? Owszem, ale to najwyraźniej nie przeszkadzało jej w kochaniu jej męża właściwie bezgranicznie.

flann
a może mogłabyś podjechać do nas?
dużo więcej rzeczy mogłoby stać się realnymi
obiecuję
Cieszył się przez chwilę tym, że uwaga znowu została od niego skutecznie odsunięta. Zdążył w międzyczasie nawet odpisać Desi na smsa i na dosłownie chwilę jego nastrój nawet się poprawił. Do czasu, aż okazało się, że nie wie za wiele o swojej żonie, nawet w tak intymnej kwestii jak posiadanie dzieci. Spojrzał w jej stronę nie z wyrzutem, a ze zdziwieniem tak realnym, że było to aż namacalne. Jak mogli spieprzyć tak podstawowy aspekt relacji w małżeństwie?
- Naprawdę? - powtórzył więc za szwagierką. Prawda była taka, że oni odbyli na ten temat co najwyżej jedną rozmowę, o ile ich spięcie w Nowym Jorku rozmową w ogóle można nazwać. A tu nagle okazywało się, że Aspen w tym temacie grała w otwarte karty ze swoją kuzynką, ale nie z nim. Na swój sposób zrobiło mu się przykro. Zorientował się jednak, że zastygł z tym swoim nieszczęsnym telefonem w dłoniach, schował go więc z całą możliwą jeszcze gracją, po drodze dopił zawartość swojej szklanki z whisky i postanowił ponownie zadbać o to, żeby odsunąć od siebie wszelką uwagę.
- No, no, ale nowożeńcy, to chyba was się powinno pytać o plany na powiększenie rodziny, a nie starych nudziarzy? - cóż, najwyraźniej Dick nie był jedynym przy tym stole, który nie miał żadnego, choćby najmniejszego problemu z jakimkolwiek brakiem taktu. Podobno da się do przeżyć?
Florystka — Fleuriste
31 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca Businesswoman, skupiająca swoją uwagę głównie na pracy, bo życie prywatne pozostawia wiele do życzenia
Aspen bardzo, ale to bardzo nie chciała kontynuować tej rozmowy, ani tego spotkania, wiedząc, że nie ma ono większego sensu, ani nie doprowadzi co czegokolwiek... do czegokolwiek. Nawet za bardzo ich to nie skłóci jeszcze bardziej, bo już cała czwórka się nie dogadywała. Ainsley z Flannem się nie trawili, Aspen z Dickiem - podwójne randki tutaj naprawdę nie miały większego sensu. I jak do tej pory, to jeszcze kończyło po prostu sztywno, tak tym razem mogła być większa szopka, a w gruncie rzeczy ona niczego by nie przyniosła. To nawet nie byłaby kłótnia z tych w stylu "oczyszczających atmosferę". Ona by dopiero wszystko popsuła.
-Z tego co ja pamiętam, choć warto wziąć na poprawkę to, że i ja i Ainsley piłyśmy-zaczęła, starając się brzmieć na spokojnie, choć to było ostatnie co można było o niej powiedzieć. Nie była dobra w konfrontacjach, nie odczuwała satysfakcji z kłótni, po prostu nie potrafiła tego robić, nie miała też za wiele praktyki w tym temacie. Jednak nikt, nawet ona, nie lubiła być chłopcem do bicia i po prostu dawać się poniżać, czy puszczać jakieś kłamliwe komentarze o sobie, aby komuś umniejszyć. -To Ainsley miała atak instynktu macierzyńskiego po tym, jak Andrew odwiedził ją z Magdą i dziećmi. To ona mówiła, że od zawsze jest pewna, że chce mieć dzieci i to dwójkę, więc zażartowałam, żeby do Ciebie napisała, żebyś zrobił jej i to zrobiła.... -spojrzała na Aisnley. Trudno to było nazwać "złapaniem go na dziecko" czy czymś w takim stylu, jednak nie dało się ukryć, że ich głupie, nieco pijackie żarty miały choć minimalny wpływ na ich przyszłość. I można by stwierdzić, że miała pełne prawo, aby tego żałować, ale nie. Jednego nie dało się ukryć, Ainsley wydawała się być szczęśliwa w tym momencie i to było dla Hall-Rohrbach najważniejsze. -A ja wtedy, jak i później, do Ciebie-tutaj przeniosła wzrok z Dicka w stronę swojego męża, który również wydawał się być zaciekawiony tym tematem-Że właściwie, to tak samo jak i 10 lat temu, jak i teraz wcale nie jestem pewna, że chciałabym być matką, ani że na pewno nie chciałabym. Stąd nie widzę problemu w tym, żeby zgodzić się z Tobą i o to dziecko nigdy się nie starać. - I szczerze mówiąc, w tym momencie była więcej niż w 100% pewna, że w Nowym Jorku podjęli najlepszą decyzję dla nich. Czy tam raczej powiedzieli na głos. Nie sądziła, aby ktokolwiek był zainteresowany jej wywodem, dlatego też napiła się wody ze swojej wysokiej szklanki i spojrzała w bok, na zatokę.
Diabełek w głosie Aspen miał chęć podkreślenia słowa "jeszcze" w wypowiedzi Dicka, tak jemu na złość, ale się powstrzymała. Nie dorastała mu do pięt w zgryźliwości czy puszczaniu złośliwych komentarzy, więc nie było sensu, aby starać się mu dorównać. Tylko strzeliłaby sobie w stopę taką próbą.
-Pewnie po ślubie, skoro oczekiwania są wysokie-spojrzała teraz na kuzynkę. W końcu ona była totalnie zdecydowana, że chce zostać matką, więc kto jak kto, ale jej mąż, z którym była zaręczona wcześniej przez niecałą godzinę, czy dwie, musiał doskonale zdawać sobie z tego sprawę. No ale skoro mieli czas, by rozprawiać o tym, czy Aspen chce mieć dzieci, to musieli również o tym, że Ainsley ma to w swoich planach, a ona jest naprawdę dobra w realizowaniu tego, co sobie założy.
-Wybaczcie na moment-powiedziała, chwytając swoją niewielką torebkę i udała się w stronę damskiej toalety. Tam wzięła przed lustrem głęboki oddech, poprawiła włosy i nie zwracając na siebie wiele uwagi, wymknęła się z restauracji, łapiąc na ulicy taksówkę do Lorne Bay.

/zt

Ainsley Remington Flann Rohrbach Dick Remington
ODPOWIEDZ