skończył szkołę — teraz próbuje przetrwać w Australii
19 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Social butterfly, który do Lorne Bay przyleciał na początku marca, bo jego matka dostała ofertę pracy na University of Melbourne. Ma indyjskie korzenie, brytyjski akcent i absolutną niechęć, żeby zostać w Lorne dłużej, niż to absolutnie konieczne.
001.
Padma & Rajiv
let's say we up and left this town and turned our future upside down
we'll make pretend that you and me lived ever after happily
she asked me, "son, when I grow old will you buy me a house of gold?"


[akapit]

Szczerze mówiąc, po przeszło dobie spędzonej w samolocie i godzinie przespanej na tyłach samochodu – miał już trochę w trąbie, czy jest w Australii, w Londynie, w domu (w Chorwacji, znaczy się), czy na krawędzi kosmosu.
Było popołudnie; coraz późniejsze – a zamiast drobinek piasku przesypujących się przez zwężenie klepsydry, Rajiv czuł tylko palące kropelki potu spływające strużką wzdłuż kręgosłupa.
Drzemał – płytko, ale drzemał. W czasie lotu starał się zachować jakiś sensowny rytm „dnia”, choć na niewiele się ta próba zdała, biorąc pod uwagę typowe dla długiej podróży osowienie i zmianę strefy czasowej. Teraz wydawał się więc drażliwy, z nosem zwieszonym na kwintę i skronią stukającą o rozedrganą szybę pędzącego auta; nawet pomimo prowizorycznej amortyzacji urządzonej ze zrolowanej pod głową bluzy.
Nie, w Australii nie miała mu się przydać – ale w Londynie, o tej samej porze roku, za to pod inną szerokością geograficzną, okazywała się przecież zbawienna.
Cieszył się na spotkanie z mamą i Bertramem – zasiadającymi po stronie kierowcy i przodującego pasażera (zwanego też, podobno, shotgunem, ale Rajiv bardzo nie chciał myśleć o żadnej potencjalnej sytuacji, w której swojego ojczyma miałby porównać do strzelby – a takich w nastoletniej głowie było niestety, z zasady, całkiem sporo), ale jednocześnie robiło mu się smutno na myśl, że na nieokreślony czas pozostawiał za sobą szmat swojego życia – łącznie z przyjaciółmi i ukochanymi miejscami – jednocześnie rzucając się na głęboką wodę wielkiej niewiadomej (bardzo wielkiej; coś jakby całego, zupełnie nowego mu, kontynentu).
No i, druga sprawa, było mu zajebiście gorąco.

[akapit]

Choć spał na pół gwizdka – z grzywką przyjemnie wichrzoną powiewem wiatru tnącym zza osuniętego okna – to i tak potrzebował dłuższej chwili, żeby zorientować się w sytuacji. Zauważył na przykład, że w samochodzie, z którego chłopak teraz próbował się wykaraskać razem z plecakiem i parą splątanych zmęczeniem, wacianych nóg, nie było Bertrama.
Może Rajiv nie zauważył, kiedy wysiadł – a może kazał się odstawić po drodze w innym punkcie miasteczka, za potrzebą załatwienia jakichś najpotrzebniejszych, zapomnianych zakupów albo sprawunku.

[akapit]

Młody Lounsbury pierwszy przystanek odhaczył już przy bagażniku. Pierwsze ze spojrzeń posłał w stronę domu – widzianego na zdjęciach wielokrotnie, jasne (które potem rozesłał przyjaciołom; Petra, w przeciwieństwie do Louisa, uważała że jest absolutnie śliczny), ale na żywe oczy – nigdy.
To znaczy, (wreszcie?) po raz pierwszy.
Za drugim razem zerknął w stronę swojej amma – ciężar powieki rozcierając zwiniętą w pięść dłonią. Posłał jej niepewny, ale szeroki uśmiech.
Masz pozdrowienia od taty. W zasadzie wszyscy macie, ale… no… – napomknął ze wzruszeniem ramion. Tematu ojca starał się nie poruszać przy Bertramie. Choć obojga traktował w podobny sposób (może i pełnili różne role, ale i jeden i drugi był dla niego równie ważny) – tak uznawał, że poza najbardziej istotnymi faktami, z samego szacunku przywoływanie duchów przeszłości nie miało większego sensu.
Potem się skrzywił – i roześmiał, raczej bezsilnie.
Tutaj zawsze jest tak gorąco?! Jasny gwint… – Wywrócił oczami, sięgając ręką po bagaż – którego, nieważne jak bardzo padałby na pysk – nie zamierzał pozwolić targać własnej matce.
To co, zawijamy do środka? Zechcesz mnie może oprowadzić po... yyy- włościach? – Wycelował palcem w kierunku wejścia, Padmie przyglądając się teraz spod uniesionej brwi.

padma lounsbury
brytyjska adwokat — na wyjeździe służbowym
42 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
he sat upon his tiger’s hide as an ascetic and recited the name of padmavati over and over again: do thou fulfill my hope of seeing padmavati: at every breath i draw, i am looking for the way to her
rajiv & padma
Nie była do końca przekonana do tego rodzinnego zjazdu. Oczywiście to nie tak, że się nie cieszyła! Wręcz przeciwnie! Bertram i chłopcy sprawili jej ogromną przyjemność swoją obecnością, a możliwość wyściskania swoich drobnych pociech po takim czasie od niewidzenia przywitała ze zbawiennym uśmiechem. I chyba nawet łzami wzruszenia, bo zaskoczyli ją szybszym od umówionego przyjazdem. Czuła ulgę, mogąc ich do siebie przygarnąć. Do tego jej ukochany małżonek... Od długiego czasu nie czuła się tak bezpiecznie jak wówczas w jego ramionach, gdy wtuliła się w niego w drzwiach wejściowych. Po całym stresie, który sobie urządziła — po wiadomościach o kolejnej ciąży, po strachu, jaki zapanował w jej sercu, po szybkim podjęciu się pracy na drugim końcu świata... Sądziła, że może to odpowiedni moment, aby się przyznać do przyczyny zamieszania, jakie wdarło się do ich życia. Tak się jednak nie stało i wciąż milczała. Uparcie jak kretynka. Dlaczego miała te wątpliwości i wewnętrzne hamulce, które zaprzątały jej aktualnie głowę w drodze powrotnej z Cairns? Zerknęła przez ramię, by odnaleźć spojrzeniem swoich potomków. Wszyscy synowie siedzieli na tylnym siedzeniu auta i drzemali — nie wyłączając najstarszego. Jak to się stało, że cała rodzina Lounsbury znalazła się w Australii? Bo przecież... Po prostu… To nie tak, że się przeprowadzali. Nie chciała, aby tak to traktowali. Ona w końcu nie chciała i nie zamierzała zostawać w Lorne Bay. Nie podobało się jej ani miasteczko, ani klimat, ani ludzie dookoła. Zdawała sobie doskonale sprawę z faktu, że i reszcie jej bliskich australijskie zadupie nie odpowiadało. Za wilgotno, za gorąco, za... Dziwnie. Robiła jednak, a przynajmniej starała się robić, dobrą minę do złej gry. Sądziła, że wszystko ułoży się na miejscu, gdy trochę ochłoną, ale dni mijały, a Bertram zdawał się bardziej niedostępny niż zwykle, co wcale nie sprawiało, że chciała się przed nim otwierać. I zawracać mu głowę, bo doskonale zdawała sobie sprawę, czemu jej mąż nie czuł się komfortowo. Może się myliła, a może coś faktycznie było na rzeczy — bądź co bądź trzymała wszystko w sobie, pozwalając sobie na spędzanie większej ilości czasu z chłopcami, podczas gdy mężczyzna załatwiał rodzinne sprawy. Nova była wszak na miejscu wraz z nimi i kłamstwem było powiedzenie, że Padmavati się nie martwiła. Martwiła się i to znacząco — głównie ze względu na obecność w Lorne Bay matki dziewczyny i dawnej partnerki Bertrama. Niestabilna psychicznie despotka i niezdolna do wychowywania dzieci egoistka w każdym momencie mogła wyjść zza rogu i przywitać się pełnym kwasu jadem. I chociaż Padma nie martwiła się o siebie — wszak radziła sobie z takimi jak ona doskonale — jej strach przekładał się na resztę rodziny. Która teraz była w komplecie.
Gdy dojechali na miejsce, Bertram z dwójką młodszych dzieci przenieśli się do drugiego samochodu, by pojechać w stronę miasteczka — na wcześniejsze zakupy nie było czasu, a Padma chciała przygotować na wieczór tandoori. Rajiv musiał być potwornie głodny. Zaraz też skupiła całą swoją uwagę na pierworodnym, obserwując, jak wyciągał kolejne bagaże z auta i analizowała jego sylwetkę. Chyba znów urósł, ale za to wcale nie przybrał na wadze. A może znów schudł? Zaraz jednak odnalazła wzrokiem oczy dziecka.
- Dziękuję. - Pozdrowienia od byłego męża przyjęła z ciepłym uśmiechem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że dawno z nim nie rozmawiała, ale aktualna sytuacja na tyle przejmowała nad nią kontrolę, że tak naprawdę Padmavati równie dobrze mogła znajdować się na księżycu... - Jak on się czuje? - spytała zaraz. Nie była to sztuczna uprzejmość, ale prawdziwa ciekawość. Bo nieważne jak bardzo Padma starała się ukrywać to przed bliskimi, wciąż w jej sercu znajdowało się miejsce, które zajmował ojciec Rajiva. Był w końcu nie tylko rodzicem jej dziecka, ale także sporą częścią życia kobiety. Nawet jeśli ta część należała do przeszłości.
Zechcesz mnie może oprowadzić po... yyy- włościach?
Odwróciła się w stronę domu, przez kilka uderzeń serca obserwując jego zarys. Nie był tak piękny jak ich posiadłość w Chorwacji, ale zdecydowanie posiadał w sobie coś... Ciekawego. - Myślę, że bracia doskonale cię oprowadzą... - Widziała wszak wcześniej Raję i Evelia, którzy aż nie mogli się doczekać, aby porwać Rajiva i pokazać mu sekrety ich tymczasowego miejsca zamieszkania. Nie zamierzała odbierać im tej przyjemności. - ...Jednak wpierw muszą zrobić z tatą zakupy, a my złapiemy oddech po podróży.
I znów wróciła ciemnymi oczami do smagniętej indyjskimi korzeniami twarzy.
- Może więc po prostu wpierw usiądziesz? - zaproponowała, zachęcając syna, by wszedł do środka. Na zwiedzanie miał jeszcze zdecydowanie czas, ale musiał być zmęczony po tej całej podróży. Nawet jeśli tego nie okazywał, wiedziała, co siedziało pod tymi włosami. A przynajmniej chciała myśleć, że tak było. Im jednak Rajiv był starszy, tym to zadanie było zdecydowanie trudniejsze. Niegdyś idealne odkrywanie myśli dziecka zdawało się rozmywać. Czasami Padma martwiła się, że wraz z zaniknięciem tego porozumienia, zaniknie także więź, jaką współdzielili. A tego zdecydowanie nie mogła zaakceptować. Zamiast jednak pogrążać się dalej w swoim czarnowidztwie, ruszyła w kierunku wejścia i otworzyła drzwi.
Rajiv Lounsbury
powitalny kokos
chubby dumpling
skończył szkołę — teraz próbuje przetrwać w Australii
19 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Social butterfly, który do Lorne Bay przyleciał na początku marca, bo jego matka dostała ofertę pracy na University of Melbourne. Ma indyjskie korzenie, brytyjski akcent i absolutną niechęć, żeby zostać w Lorne dłużej, niż to absolutnie konieczne.

[akapit]

Skłamałby, gdyby powiedział, że nie było mu żal – Novy, czasami także Bertrama i Padmy, kiedy próbując ułożyć sobie nowe, stabilniejsze życie, rykoszetem dostawali po pysku od ciągnących się za nimi błędów przeszłości. Jasne, Rajiv czasami próbował stawiać się w niewdzięcznej roli adwokata diabła (zabawne, jaki nacisk kładli na to w szkole, w której wyznawali wyższość „holistycznego spojrzenia i analizy problemu z różnych perspektyw” – dla lepszego zrozumienia sprawy, podobno), ale choćby chciał – tak po nastoletniemu, nie za bardzo potrafił zrozumieć sens głupich intryg, których bezustannie dopuszczała się była małżonka Lounsbury’ego. Mama Novy, znaczy się.

[akapit]

Cieszył się, że jego rodzice potrafili – nawet po rozwodzie – zachować klasę. I że nigdy nie musiał być kartą przetargową, albo że tuż nad jego głową nie wisiało niepoważnie absurdalne, ale za to bardzo krzywdzące pole wiecznie toczonej bitwy.
Zamiast sprezentowanych traum (a, jak wiadomo, prezentów – tym bardziej od rodziców – nie wypadało odmawiać, ani wyrzucać), dostał poświęcony mu czas, którego potrzebował, odpowiednią ilość przestrzeni i wolność wyboru – bez której pewnie nie mógłby jednego dnia być w Londynie, a następnego-
Tutaj.
I że komitetem powitalnym nie były ani rzucane krzywo spojrzenia, ani metaliczny posmak zawieszonej w powietrzu, rodzicielskiej rywalizacji, tylko szeroko otwarte ramiona i odrobina szczerej, zdrowej tęsknoty.
No co?! – Razem ze słowami, płuca chłopaka opuścił osiemnastoletni chichot – w odpowiedzi ciała na sposób, w jaki Padma pokąsała go, troskliwie, wzrokiem. Przez ostatnie trzy miesiące urósł pół centymetra. I, ku niezadowoleniu Rajiva – nie zapowiadało się już, żeby ten stan rzeczy uległ zmianie. – Pobrudziłem się czymś? – Uniósł brew, ujmując koszulkę za dolny szew.
Dobrze. Chyba się ucieszył, że mogłem zostać na trochę dłużej. – Wzruszył ramionami, puszczając dotychczas naprężony skrawek materiału. – Chociaż myślę, że przydałoby mu się jakieś towarzystwo. – Cmoknął, zabierając siebie – razem z bagażami – do środka. – Ale zaczął znowu pisać! To- to akurat mocno na plus. Poza tym, wiesz. Zawsze możesz do niego zadzwonić i dowiedzieć się z, eee, pierwszej ręki – stwierdził tonem, w jaki nieśmiało podsuwa się pomysły. Bez kąśliwości czy innych wyrzutów – nie o to mu chodziło.

[akapit]

Przystanąwszy już w obszernej, otwartej przestrzeni domu, Rajiv otworzył szerzej oczy; widok z zewnątrz ani trochę nie oddawał uczucia, jakie ogarnęło osiemnastolatka po przekroczeniu progu.
Nie był pewien, czy to dobrze.
A może po prostu tęsknił – za niewielkim, ale ładnym mieszkankiem w Zagrzebiu, oddanym w użytek jemu i jego przyjaciołom na czas liceum – i domem w Rovinj, do którego wracał na weekendy i, wypadające po drodze roku szkolnego, święta.
Wreszcie – zamrugał.
Mhm, o ile w połowie oprowadzania nie znajdą powodu, żeby urządzić sobie jakiś sparing. – Pokręcił głową. Teraz trochę marudził – ale im dalej i dłużej znajdował się od domu (jeśli domem nazwać ludzi, a nie kilka ścian połączonych ze sobą dachem nad głową), tym bardziej zaczynało mu brakować tych dwóch potworów destrukcję rozdających na lewo i prawo jak ulotki.
Okej. To potem pokażesz mi tylko gdzie zanieść rzeczy – zgodził się, odstawiając walizkę na bok; tak, żeby nie wchodziła im później w drogę. Zostawił sobie tylko telefon i butelkę niedopitej wody. – Sypialnie są na piętrze? – Zerknął w kierunku schodów, samemu przysiadając na jednym z krzeseł dostawionych do dużego stołu.

[akapit]

Dopiero teraz, kiedy mogli złapać oddech, Rajiv (z całymi ramionami opartymi o blat i brodą wciśniętą w zgięcie łokcia) miał okazję, żeby porządniej przyjrzeć się twarzy Padmy.
A ty, jak się czujesz?
brytyjska adwokat — na wyjeździe służbowym
42 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
he sat upon his tiger’s hide as an ascetic and recited the name of padmavati over and over again: do thou fulfill my hope of seeing padmavati: at every breath i draw, i am looking for the way to her
Chyba między innymi dlatego też zdecydowała się wpierw zostać jakiś czas w Lorne Bay. Aby raz na zawsze zamknąć już rozdział z ą kobietą. Tą, której zabrała męża i koniec końców także córkę, chociaż wcale nie żałowała. Nie, gdy widziała, jakie spustoszenie bezkarnie siała w sercach i umysłach najbliższych. Później także najbliższych Padmy, których zamierzała z całej siły bronić. Padmavati nie była jednak naiwna - wiedziała, że obecność pierwszej żony Bertrama miała przewijać się w ich życiorysach już zawsze, nawet jeśli fizycznie nie miała mieć z nimi styczności. Wszak nie tylko w tej fizycznej bliskości leżał cały problem. Nova potrzebowała matki, a Padma właśnie chciała tę rolę spełniać. I chociaż początkowo dostrzegała nieufność oraz brak komfortu, gdy młoda Lounsbury przyjechała do Chorwacji, wraz z czasem się to zmieniało. Adwokat nie chciała grać sztucznej roli, ale to też nie tak, że się do tej opieki zmuszała. Pomimo zapracowania Rajiv wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, że kobieta potrafiła stanąć na wysokości zadania i być może właśnie to dostrzegła koniec końców pasierbica. Aktualnie Padma była niezwykle szczęśliwa z relacji w ich wyjątkowo posklejanej, ale całościowej rodzinie. Wszystkie dzieci umiały się dogadać, nikt nie był o nikogo zazdrosny i wydawało się, że państwo Lounsbury mieli życie idealne. Czyżby?
Skrzywiła się lekko, słysząc o tym, co robił jej dawny partner, ale był to bardziej grymas dość instynktowny. Chociaż uważała, że talent mężczyzny był znakomity, niósł za sobą ofiary. - Skoro pisze, nie chcę mu przeszkadzać. - Nie było nowością, że między innymi to oderwanie się byłego męża od rzeczywistości zaprowadziło do rozpadu ich małżeństwo, ale skłamałaby, gdyby nie była z takiego obrotu sprawy finalnie zadowolona. Będąc w związku z ojcem Rajiva, nie dałaby sobie szansy na spojrzenie na Bertrama jako na potencjalnego partnera. A staż, który wspólnie wywalczyli z Lounsburym, mówił sam za siebie. Widziała także, że uczucie, jakie wiązało ją z Bertramem, nie było tym samym, którym darzyła ona Rajiva. Z perspektywy czasu patrzyła na swoje pierwsze małżeństwo jak na pewnego rodzaju dziecinną zachciankę. Nie do końca przemyślaną i przeanalizowaną.
A ty, jak się czujesz?
Odnalazła ciemne oczy syna. - A jak myślisz? - odparła pytaniem na pytanie, unosząc brwi. W końcu wiedziała doskonale, że Rajiv po niej odziedziczył niechęć do małych miasteczek. Sama wcale nie kryła się z faktem, że gardziła Lorne Bay. Było dla niej kwintesencją ciemnogrodztwa, za którym zdecydowanie nie przepadała. Hałas wielkich miast krążył w jej żyłach, piękno antycznych uliczek oraz ogrom własnej, bogatej willi wypełniały jej duszę, mówiąc jej wówczas, że znajdowała się tam, gdzie powinna. W domu. Tutaj nie było żadnego z podobnych odczuć. - Nic dziwnego, że Othello jest alkoholikiem. Też bym została na tym zadupiu. - Zgryźliwa uwaga, chociaż nigdy nie wypowiedziałaby jej przy swoim mężu, wiedząc, że mogłoby go to zaboleć. A nie chciała być dla niego przyczyną cierpienia. Zaraz jednak roześmiała się, pozwalając, by spięcie, które zaczaiło się na jej ramionach, odpuściło. Przesunęła dłonią przez ciasno związane włosy i przyjrzała się uważnie synowi. Miał w sobie zdecydowanie więcej jej aspektów w swojej fizjonomii, ale jeśli chodziło o charakter, nie była do końca pewna. Ułożyła na moment dłoń na jego ręce i uśmiechnęła się ciepło. Dopiero po chwili wyprostowała się i sięgnęła do lodówki po schłodzoną zawczasu lemoniadę. - Dobrze, że jesteś, chociaż tak na dobrą sprawę… Dlaczego przyjechałeś? Mogłeś jechać spokojnie do domu. - Jej pytanie nie było nacechowane niczym negatywnym. Cieszyła się, że widziała pierworodnego, ale pragnęła także zrozumieć, dlaczego podjął taką decyzję. Szczególnie że nie wyglądał na szczęśliwego i mogła to spokojnie wyczytać z jego charakterystycznych grymasów.
Rajiv Lounsbury
powitalny kokos
chubby dumpling
skończył szkołę — teraz próbuje przetrwać w Australii
19 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Social butterfly, który do Lorne Bay przyleciał na początku marca, bo jego matka dostała ofertę pracy na University of Melbourne. Ma indyjskie korzenie, brytyjski akcent i absolutną niechęć, żeby zostać w Lorne dłużej, niż to absolutnie konieczne.
Wow, i co jeszcze? Może zasugerujesz zaraz, że twój najdroższy, ukochany, ulubiony – tu pozwolił sobie zawiesić na moment głos, zostawiając matce przestrzeń na wniesienie obiekcji – tylko że za krótko, żeby faktycznie miała w ogóle szansę skorzystać z siły nadanego jej, bardzo wątpliwego przywileju – syn nie może zatęsknić za matką?! – Uniósł brwi, ale razem z nimi także zdradzające go kąciki ust. – Po pierwsze przyjechałem, bo nie zostawiłbym cię samej z całą trójką… i nie mam na myśli Novy… – Zachichotał. – A po drugie… um- muszę pilnować, żebyś nie poszła w ślady wujka. O, proszę bardzo. Lemoniada. Beze mnie za tydzień pewnie wyciągałabyś wino. Drugie. Albo trzecie. – Zacmokał, kręcąc zabawnie głową. Był zmęczony, ale szybko zorientował się, że nikomu nie polepszy humoru, jeśli zacznie z byle powodu grymasić na każdym kroku. Nie chciał też dołować matki własną porcją sceptycyzmu, jaką darzył australijskie miasteczko, ani nasuwającymi się zewsząd wątpliwościami.

[akapit]

A takich miał przecież sporo.
Na przykład – sam chyba nie był już pewien dlaczego nie podjął innej decyzji. Padma miała rację – mógł wrócić do domu i cierpliwie zaczekać, aż dołączy do niego reszta rodziny; przy okazji ciesząc się tym rodzajem samowolki, z której – w jego wieku – wielu pewnie skorzystałoby bez mrugnięcia okiem. Mógł raz jeszcze przedyskutować sprawę z Louisem i Petrą, i na parę najbliższych miesięcy wybić im z głowy plan na studia – tak, żeby jeszcze przez jakiś czas mogli urzędować w zagrzebskim, współdzielonym mieszkanku.
Rrrany, no przecież nawet ojciec zgodziłby się pewnie potrzymać go u siebie nieco dłużej – gdyby poprosił. Tam, w Londynie, w którym zawsze bywał za mało, za krótko, za płytko – ledwie przyrósłszy do ukochanych miejsc – ale wystarczająco, żeby każdy powrót bolał jak za szybko zerwany plaster, pozostawiając po sobie uczucie pustki w miejscach, które Rajiv na co dzień uparcie starał się ignorować. Jako dziecko wielu kultur (w imię, melodykę wymawianych słów i wartości wpisane mu trochę bez pytania) nigdy nie wiedział gdzie tak, do końca, należy.
Więc któregoś razu zadecydował, że należy – po prostu – do rodziny. Do jakiejś absurdalnie rozkosznej łataniny bardzo różnych codzienności, które złapały się gdzieś pośrodku i wypracowały swój własny, nowy porządek. I może dlatego przyleciał tu razem z nimi – pomiędzy uporczywy upał, pająki, węże i dziwny, bardzo narzucający się, akcent.

[akapit]

Najpierw zerknął na dłoń matki ułożoną na własnym ramieniu. Potem się uśmiechnął – uśmiechem trochę ociężałym podróżą, ale wreszcie – spokojnym. Takim, który posyła się światu, kiedy wierzy się, że wszystko będzie dobrze.
Rajiv wziął głębszy oddech.
Nie wiem. Przecież to wszystko – machnął śmiesznie na wnętrze mieszkania samymi palcami dłoni – to tylko na chwilę, co nie? Nie na zawsze. – Uniósł brew, przyjmując lemoniadę, z której natychmiast upił zdrowy łyk. Dwa. Albo pięć – dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo suszyło go w gardle. Otarł usta grzbietem dłoni. – A ja i tak potrzebuję jeszcze chwili. Wiesz, żeby porządnie przemyśleć kierunek studiów. I gdzie, w ogóle, składać papiery. – Wzruszył ramionami.

[akapit]

Może i był – przynajmniej pod względem charakteru – wybuchową mieszanką własnych rodziców. Wypadkową powstałą ze zderzenia temperamentu matki, jej nieustępliwości i sposobu, w jaki zawsze zmierzała tam, dokąd chciała – biorąc odpowiedzialność za każdy obrany sobie cel i każdego przysłowiowego trupa – i lekkodusznej natury ojca; tego, że przecież nigdy się nie spieszył, i może tylko czasami odrobinę za bardzo starał się kontaktować z sercem, a nie z rozsądkiem. Swoim własnym, i innych. Ale, koniec końców, chyba nie było to znowu najgorsze połączenie.
Rajiv przynajmniej potrafił się postawić w cudzej sytuacji – a ta obecna wcale nie wydawała się najlżejsza. Dla żadnej ze stron. I z różnych powodów.
A jak reszta? Co u Novy? – Skubnął skórkę przy paznokciu. Miał wrażenie, że siostry nie widział już całą wieczność. – Jak Bertram?
ODPOWIEDZ