chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Chyba jeszcze nigdy… Nigdy w swoim życiu, a przecież trochę tych lat po świecie chodził, nikt nie potraktował go tak bardzo niesprawiedliwie, jak teraz zrobiła to Debenham. Przy okazji zostawiła go z gigantycznym bałaganem w głowie, bo o ile wcześniej nie rozumiał sporo, o tyle teraz już kompletnie nic. W myślach słyszał echo jej ostrych, bardzo przykrych słów i czuł, że robi mu się od tego po prostu niedobrze. Zacisnął powieki i dłonie w ciasne pięści, ale zanim na dobre się uspokoił - jego telefon zawył znajomym sygnałem. Nie miał więc wyjścia, musiał się ogarnąć. Przynajmniej na tyle, żeby pójść na blok i wyciąć ten pieprzony guz z wątroby dwunastoletniego dzieciaka. Taki przynajmniej był plan… Tia…
Do domu wrócił znacznie później, niż początkowo planował. Zapytany o to czy powodem była kłótnia z Elise, nie kłamałby - bo tak. A przynajmniej jednym z powodów, prawdopodobnie najpoważniejszym. Miał okropny dzień i nie miał siły przepychać się jeszcze z nią i jej pieprzoną niesprawiedliwością. Dlatego nawet, kiedy już był w Lorne, był pod domem, w którym „szczęśliwie” razem mieszkali, dał sobie jeszcze kilka chwil na niewchodzenie do środka. Usiadł na schodach pod drzwiami i pogapił się w przestrzeń. Nie miał pojęcia, po prostu kompletnie nie wiedział co w tym całym bałaganie powinien teraz zrobić. Jak to ratować i czy przede wszystkim… Było co ratować? No i tak naprawdę czy chciał tego? Chciał walczyć kobietę, która ewidentnie była w ich związku nieszczęśliwa? Nie odpowiedział sobie na te pytania, chociaż próbował. Ostatecznie podniósł tyłek ze schodów i wszedł do chałupy. Zastała go cisza, bo przecież było już strasznie późno. Skórzaną torbę, z którą jeździł do szpitala i w której nosił często trochę kradzionej dokumentacji pacjentów, rzucił na kanapę - w drodze do kuchni, a mijając salon. Podszedł do kuchennych szafek i z jednej z nich wyciągnął szklankę i butelkę dobrej whisky. Niewiele myśląc, nalał jej sobie naprawdę nieprzyzwoicie dużą ilość, uniósł szkło do pyska, ale… Zawahał się. Spojrzał na drinka, potem na butelkę, potem gdzieś w bliżej nieokreśloną przestrzeń i… Z całym impetem zamachnął się i cisnął szklanką prosto w tarasowe okno. Zaraz potem sięgnął po butelkę i zrobił z nią dokładnie to samo. Grube szkło rozproszyło się na boki z zastraszającą łatwością, a sam Trevisano czuł, jak krew głośno tętni mu w żyłach. I chyba poza nimi też, bo… Poczuł coś ciepłego na lewej dłoni. No tak, zbyt mocno ścisnął i szklanka pękła mu w łapie, zanim jeszcze nią rzucił. Spore, ale niegroźne skaleczenie, na które pokręcił tylko bezsilnie głową. Miał wrażenie, że traci grunt, traci coś czego trzymał się przez całe swoje życie. Tracił pewność tego, że jest czegoś wart, że zasługuje na coś dobrego. Teraz? Po tym dniu? Po tych wszystkich słowach, które usłyszał od Debenham? Stanął przed tarasowym oknem, tym samym, o które rozbiła się chwilę temu szklanka i butelka pełna alkoholu, a w swoim niewyraźnym w szybie odbiciu, zobaczył coś czego nie chciał tam widzieć. Za żadne pieprzone skarby. Warknął cicho, zgarnął z kuchni jakąś pierwszą lepszą szmatkę i niemal biegiem ruszył na górę, do sypialni. Niedbale owinął sobie materiałem rękę, więc jest szansa, że trochę krwi nakapało za nim na podłogę. Chwilowo jednak - miał to w dupie. Z impetem wparował do sypialni i podszedł do łóżka, w którym dostrzegał sylwetkę Debenham. Nie spodziewał się, żeby spala. Przecież ją znał. Przecież wiedział, że w dni takie jak ten - nigdy nie spała. No i narobił też hałasu… - Wyjdź za mnie. - odezwał się po chwili kompletnej, otumaniającej ciszy, ale zanim ciemnowłosa jakkolwiek na to zareagowała, usiadł na brzegu łóżka, tuż obok niej. Pochylił się nad nią mocno, zdrową ręką wsparł się o materac, przycisnął pysk do jej policzka, przymknął powieki i cicho powtórzył. - Wyjdź za mnie, Elise. Teraz. Proszę… - czuł, jak pod powiekami robi mu się wilgotno i za wszelką cenę próbował to zwalczyć. Jego oddech mógł parzyć, a serce waliło tak mocno i głośno, że on cały też od tego drżał. No… To chyba faktycznie nie pośpią. - I kochaj się ze mną. - szepnął, przesuwając pysk bliżej kobiecych warg. Potrzebował jej. Teraz, w tej chwili… I zawsze. Potrzebował jej, kurwa mać, zawsze i kompletnie nie umiał sobie z tym poradzić.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tym razem nie narzekała, że miała większość dnia dla samej siebie. Chociaż cisza w domu była… okropna, nie do zniesienia wręcz i w ostatnich dniach sprawiała, że była bliska postradania zmysłów – to tym razem cieszyła się, że jest sama. Że miała czas, żeby to ogarnąć, a przede wszystkim ogarnąć siebie. Swój bałagan w głowie. Oczywiście, że wiedziała, że była niesprawiedliwa. Ale! Była też pewna, że nie tylko ona w tym wszystkim była niesprawiedliwa. Jak zawsze… problem leżał dokładnie pośrodku. A to oznaczało, że któreś z nich powinno ustąpić? Prawdopodobnie. Czy chciała ustępować? Chyba nie za bardzo. Nie była przekonana. Naprawdę nie uważała, że zrobiła cokolwiek złego, wręcz przeciwnie. Przecież mogłaby ściemniać, że wszystko jest w porządku i ryzykować zdrowiem pacjentów, żeby szybciej wrócić do pracy i normalności. Nie. Uczciwie przyznawała, że jeszcze się do tego nie nadaje, chociaż bardzo za tym tęskni. Tych kilka godzin na sali operacyjnej tylko ją w tym upewniły. Po wyjściu z niej ostatnim czego potrzebowała to był żal i pretensje Logana, dlatego poczuła się zraniona. I nie potrafiła tego przeskoczyć. Nazywanie jej nieszczęśliwą było grubą przesadą, bo każda jedna kłótnia to po prostu kłótnia… nic więcej, nie odbierało jej to tego, że żyło jej się po prostu dobrze. Z nim. Była szczęśliwa – zabrana aktualnie ze swojego naturalnego środowiska była sfrustrowana, ale była szczęśliwa. Nie tak łatwo było to zmienić. Nawet jeśli się starał. Oczywiście, że na niego czekała. Już po kilku godzinach miała nadzieję, że po prostu o tym zapomną. Zresztą nawet jakby chciała zasnąć to i tak by jej się to nie udało. Czekała aż wróci, miała nadzieję, że pójdzie prosto pod prysznic w łazience przy ich sypialni, a ona będzie mogła tam do niego się wślizgnąć i zakończą konflikt tak jak potrafili najlepiej. Nie gadaniem. Nie spodziewała się jednak, że ten wieczór zakończy się właśnie w ten sposób…
Gdy usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, chciała wstać i zejść na dół, ale nawet nie zdążyła. Usiadła na łóżku, gdy Logan wparował do sypialni i powiedział coś, co zupełnie zbiło ją z tropu. Nie wiedziała, co się stało. Czy po jej wyjściu ze szpitala coś się wydarzyło? Czy to efekt ich kłótni? Przecież jeszcze wtedy chciał wziąć parę kroków dystansu, a teraz? Serce automatycznie zaczęło bić jej szybciej, nigdy od nikogo nie usłyszała tego pytania. Ale nigdy też nie miała takiej pewności, że chciałaby to zrobić. Odnalazła drogę do jego warg i wcałowała się w nie. Z całym mnóstwem uczucia, przyciągając go do siebie mocniej – Mhm, dobrze… tak – wymamrotała prosto w jego wargi, jednocześnie podciągając jego koszulkę do góry i pomagając mu się z niej wydostać. Sama nie wiedziała kiedy znowu zapadła się w poduszkach, a Bear znalazł się między jej udami. Całowali się mocno, zachłannie i trochę tak, jakby jutra miało nie być – Potrzebuję cię – szepnęła prosto w męskie wargi i to nie było kłamstwo… cały czas go potrzebowała. Ale jego, jego uczucia i przyjaźni, nie jego pretensji i strofowania. Sięgnęła jego warg, dłonią przesunęła od męskiego karku, przez ramię aż do dłoni... tej skaleczonej dłoni. Ściągnęła mocniej brew - Całego. - dwie sieroty to mogłoby być dla nich za dużo! - Zraniłeś się


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Powiedzieć, że to było prawdopodobnie jedno z najbardziej bezwstydnych i zuchwałych doświadczeń w jego życiu, to jak nie powiedzieć nic. Potrzebował chwili, dwóch, trzydziestu na jakkolwiek względne wrócenie do rzeczywistości. Póki co, w głowie wciąż miał pieprzony mętlik i doskonale wiedział, że w dużej mierze sam jest temu winien. I wtedy Elise użyła tego słowa… Narzeczona. Jeśli tak pieprzył narzeczoną, to… Aż łapczywiej wciągnął powietrze w płuca. Podniósł pysk i zgodnie z dotykiem jej dłoni, przeniósł wzrok do kobiecych oczu. Zawsze go niesamowicie pociągały - jej spojrzenie, a raczej - jej spojrzenie wtedy, kiedy było adresowane tylko do niego. Czuł się wtedy wyjątkowo. Nawet jeśli w oczach Elise była burza i tornado, istny sztorm, bo on coś spieprzył to, tak czy siak, było w nich wciąż widać to, co najważniejsze - jak bardzo jej zależało. Zwilżył swoje wargi krótkim przesunięciem po nich koniuszkiem języka. To, co teraz usłyszał… Szlag, cholernie tego potrzebował. Tego zapewnienia, tej gwarancji, że choćby nie wiem co, ona go nie zostawi. Ściągnął mocniej brwi przy nasadzie nosa, wywołując między nimi tę typową dla siebie, pionową zmarszczkę i mruknął cicho, gardłowo już prosto w kobiece wargi. Ten pocałunek był tak bardzo inny od tego, jak całowali się jeszcze chwilę temu, a jednocześnie tak doskonały w swojej delikatności i czułości i… Idealnie odpowiadał na rozedrgane wnętrze i zewnętrze Logana, na jego kipiące emocje i skołtunionej myśli. Tak przecież mogła go całować tylko kobieta, która naprawdę chciała z nim spędzić resztę swojego życia. Trącił lekko, zaczepnie damski policzek czubkiem swojego dużego nosa i nie odsuwając się od ładnej buzi i warg pani doktor, cicho, bo tylko dla jej uszu, wymamrotał… - Nie chciałem tego… Nie chciałem cię zranić. Chciałem to naprawić, chciałem… - to poskładać i wrócić na dobry tor. - Chciałem pozwolić ci oddychać. - dlatego powiedział o kilku krokach w tył. Bo chciał jej oddać przestrzeń. Chciał, żeby znów dobrze się w niej poczuła i nie miała wrażenia, jakby Trevisano musiał monitorować każdą jedną sekundę i decyzję w jej życiu. Przymknął na krótki moment powieki i oparł lekko skroń o kobiece czoło. Czuł też, że zawinięta wokół skaleczonej łapy, szmatka - zaczęła już niebezpiecznie przesiąkać czerwienią. - Choć tak naprawdę nie chcę, żebyś mogła… Żebyś potrafiła i chciała beze mnie oddychać. Bo ja nie mogę bez ciebie. To boli, Elise… To naprawdę boli. - fizycznie boli, kiedy próbował to robić. Kiedy nie było jej blisko albo, co gorsza, byli pokłóceni. To było męczące i bardzo nieprzyjemne. Tak jakby wielki głaz przygniatał mu klatkę piersiową i uniemożliwiał w ten sposób wzięcie porządnego oddechu. - Jestem próżnym hipokrytą… - dodał szeptem. - I bardzo cię potrzebuję. - dlatego tak bardzo się o nią martwił i bał. Dlatego tak zareagował, kiedy zobaczył ją w szpitalu gotową do pracy. Przeraził się i zadziałał instynktownie. Chciał się przed tym strachem obronić, a jej brak pokory zastraszyć. - Wyjdź za mnie. - szepnął, znów muskając jej wargi własnymi. Lekko, zbyt przelotnie… - Wyjdź za mnie najszybciej jak się da. Nie chcę dłużej czekać na to, co wiem już od dawna. - że była kobietą jego życia i że skoczyłby za nią w najgorszy ogień.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby miała go zostawić… już dawno by to zrobiła. Nie pozwoliłaby sobie na takie zaangażowanie i zranienie. Nie zamierzała się poddawać. Nie teraz i nie z nim. Nie wiedziała, co on w sobie miał – oprócz tego, że potrafił sprawić, że świat stawał na głowie – że po prostu w to wierzyła, nawet wtedy gdy było źle. A przynajmniej kiepsko. Nie chciała i nie zamierzała się poddawać i bardzo, ale to bardzo nie chciała, żeby poddawał się on. Więc nawet jeśli zupełnie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, a same zaręczyny (ekhm, takie oszukane!) były raczej mocno niespodziewane i kto wie – może były nawet mocno nieprzemyślane to i tak zamierzała to zrobić. Jeśli to miało mu dać taką samą pewność jaką miała ona – to dlaczego nie? – Nie chcę bez ciebie oddychać – szepnęła w odpowiedzi, ale taka była prawda. Pewnie mogła, ale po co? Nie chciała – I chce, żebyś mnie potrzebował. Tak jak ja potrzebuję ciebie. – bo naprawdę tak było. A sytuacja ze szpitala? Cóż… prawda była taka, że poczuła się zraniona. I nikt, absolutnie nikt przed nim nie umiał tego zrobić tak jak on – zawsze była bardziej odporna na takie rzeczy. Teraz odporność miała zerową, prawdopodobnie właśnie przez własne zaangażowanie. Nie chciała, żeby tak się do niej odzywał. A że zaangażowała jak zawsze za bardzo emocjonalnie? To już zupełnie inna para kaloszy – Zostawmy to – to, co się tam zadziało. Jaki to miało teraz sens? Jakie znaczenie? Koniec końców i tak było po jego, bo nie wracała do pracy, nie mogła sama operować, mogła asystować i dobrze się przy tym czuła, ale to był jednorazowy wybryk, gdy znalazła się w zasięgu ręki – I nie wyjdę za ciebie wcześniej niż… – zrobiła przerwę, ale nie dlatego, że chciała tu podać jakąś odległą datę. Prawda była taka, że spojrzała na zegarek – Za osiem godzin. Wtedy otworzą urząd stanu cywilnego. Wcześniej nie da rady. – wzruszyła bezradnie ramieniem, ale naprawdę nie dało się wcześniej – Weźmy psa. – skoro tak! Jak już wrócą z tego urzędu… chciała psa.


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Sęk w tym, że on wcale nie chciał, żeby było po jego. Dzisiejszy dyżur, to, co wydarzyło się już po wyjściu Elise ze szpitala, bardzo dobitnie mu to uświadomiło. Potrzebował jej tam, potrzebował jej zdrowej, w perfekcyjnej formie, gotowej do pracy. Dzisiaj też cholernie jej potrzebował - na sali operacyjnej, przy otwartym dwunastolatku, który… Myśl o tym wróciła do niego, jak niechciany bumerang. Na całe szczęście chyba nie dał tego po sobie poznać - a przynajmniej nie na tyle, żeby Elise mogła się zaniepokoić. Wspomniała o urzędzie stanu cywilnego, a to natychmiast sprawiło, że na męskim pysku wykwitł szeroki uśmiech. Nawet już chciał coś odpowiedzieć, ale zanim to zrobił - Debenham wyskoczyła z „weźmy sobie psa”. O… Dżizas. Tak jak się uśmiechał, tak nagle, w dosłownie ułamku sekundy, spąsowiał. Ściągnął brwi, zmarszczył czoło… Wyglądało, jakby ten pomysł w ogóle mu się nie podobał. Na całe szczęście u Trevisano, w zabójczej większości przypadków takich jak ten, jego „wyglądało jakby był zły” nie miało nic wspólnego z tym, jak było naprawdę. No właśnie… - Ledwie cię odzyskałem, a już chcesz podzielić swoją uwagę na mnie i na sierściucha? Wiesz do czego to prowadzi, prawda? - pytał, ale oczywiście tylko żartował, a już po chwili drżący kącik jego warg skutecznie temu dowodził. - A co jeśli pokochasz go bardziej niż mnie? - co wcale, jak Trevisano przypuszczał, nie będzie trudne. Taki pies nie był, ani wyszczekany - wbrew pozorom - ani złośliwy, ani jej nie zrani w ten czy inny sposób. Był idealnym partnerem do życia. Super przyjacielem i świetnym wypełniaczem pustki. Co zostanie więc dla Logana? Seks? I tyle? - No dobrze, dobrze… - domamrotał i w końcu też zsunął się ze swojej dziew… Tfu! Narzeczonej! Zsunął się z narzeczonej, oddając jej możliwość oddechu i lądując grzbietem na pościeli obok niej. Niedbale zarzucił na siebie i na ciemnowłosą skołtunioną kołdrę, poprawił pod łbem poduszkę i przechylił w końcu łeb na tyle w bok, żeby móc swobodnie spoglądać w kobiece ślepia. Uśmiechnął się pod nosem - tak jak uśmiechał się tylko do niej. - Naprawdę to zrobimy. - odezwał się ciszej, ale wcale nie chodziło mu o adopcję psiaka. - Chcesz być Trevisano? - zapytał i wyciągnął łapsko do jej dłoni. Splótł ich palce razem i przez moment po prostu się im - ich dotykającym się dłoniom - przyglądał. Wyobraźnia podpowiadała mu, że miło będzie zobaczyć na tej kobiecej ślubną obrączkę. - Chcesz… Powiedzieć rodzicom? - że oszalała i zamierza wyjść za faceta, którego zna ledwie kilka miesięcy i z którym przynajmniej raz w miesiącu zalicza koncertową awanturę. Mhm, brzmiało świetnie. Tak samo, jak to, że nawet nie dostała od niego zaręczynowego pierścionka. Logan podniósł wzrok do ładnej buzi pani doktor Debenham i… - Nie boisz się? Nic, a nic? - że będzie tego żałowała. Że euforia opadnie, a ona przejrzy na oczy i zda sobie sprawę, że to była po prostu głupia decyzja. Że będzie z nim nieszczęśliwa, że będzie ciągle przez niego zraniona, że… Była cała masa takich „że”. I prawdę mówiąc, Logan sam też o nich myślał - ale wcześniej. Zanim wrócił do domu, zanim rozbił butelkę szkockiej, zanim skaleczył sobie łapę i zanim naprawdę to zrobił - poprosił Debenham, żeby za niego wyszła.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Problem polegał na tym, że nie wiedziała, co się wydarzyło po jej wyjściu ze szpitala. Jeszcze. W tym momencie zachłysnęła się chwilą. Zapomniała o wszystkim złym, co wydarzyło się tego dnia albo przez kilka ostatnich tygodni. Naprawdę była gotowa wstać rano, wypić kawę na tarasie jak zawsze, a później wsiąść do auta i pojechać do urzędu stanu cywilnego jeszcze przed jego dyżurem. A w drodze powrotnej wstąpić po psa. Chociaż? Nie. Jeszcze coś jej przeszło przez myśl – Masz rację – przyznała mu ją, naprawdę – Czeka nas najpierw jakaś podróż poślubna, miesiąc miodowy… jak wrócimy to weźmiemy psa. – postanowiła, ale hej – powinien docenić, że się z nim zgodziła i nie chciała tego już teraz i natychmiast. A czy mogłaby psa pokochać bardziej od niego? Mało prawdopodobne. Inaczej pokochać? To na pewno. Cóż… raczej nie planowała mu w najbliższym czasie dać sobie zrobić dziecko, więc pies musiał wystarczyć. Obróciła się na bok jak tylko położył się obok, poprawiła sobie poduszkę pod głową i wygodniej było jej się w niego wpatrywać – Nie wiem… nigdy się nie zastanawiałam nad zmianą nazwiska. W sensie raz już je zmieniłam, gdy Debenhamowie mnie adoptowali, żeby oszczędzić mi później ewentualnych problemów, bo wiesz jakie potrafią być dzieci, gdyby któreś połączyło kropki. Więc to dobre nazwisko, lubię je… wszystko mu zawdzięczam. Więc nie wiem, nad tym muszę się zastanowić. – bo to nie było coś, o czym chciała decydować pod wpływem chwili. Zwłaszcza tak… pełnej emocji – I oczywiście, że im powiem. Ty swoim nie? Wiesz, że pewnie jedni i drudzy się na nas obrażą? – ostrzegła, ale jednocześnie kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo cóż… byli dorośli, jakoś to przetrawią – A co do strachu… oczywiście, że się boję. – dziwna by była jakby się nie bała – Zwłaszcza, że nie wiem dlaczego to zrobiłeś… co się stało? – spojrzała na niego uważnie, spojrzała na ich złączone dłonie i ściągnęła mocniej brwi – Albo poczekaj. – sama wstała z łóżka, zaledwie na parę chwil. Wróciła z koszykiem łazienkowym, który robił im za domową apteczkę, wzięła też ręcznik i wróciła na łóżko. Usiadła i wzięła sobie jego dłoń, żeby ją oczyścić i porządnie zabezpieczyć, a nie jakąś zakrwawioną szmatą – Jak na lekarza to strasznie kiepski opatrunek – uśmiechnęła się pod nosem – Więc? Co się stało?


Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Jego mina w momencie, w którym Debenham przyznała mu rację? Bezcenna! Doprawdy bezcenna. Sapnął cicho i nie mógł sobie odmówić adekwatnego komentarza… - Nie wierzę… Nie wierzę, że się doczekałem. Elise Debenham przyznała rację swojemu Trevisano. Niemożliwe… - zaśmiał się i wyszczerzył pod nosem kły. To tylko niegroźna gra na babskim nosie… Ale w sumie było w tym też trochę (dużo trochę) prawdy. Zazwyczaj mieli tak odmienne zdania, że hasło pod tytułem „masz rację” padało dosłownie od święta.
Zapytał o nazwisko - czy Elise chciałaby je zmienić - i w momencie, kiedy usłyszał jej odpowiedź, stało się coś bardzo dla niego niezrozumiałego. Zanim usłyszał „nie, nie chcę zmieniać nazwiska na twoje” (bo „nie wiem” w tym wypadku było dla niego jednoznaczne z „nie mam na to ochoty”), wydawało mu się, że generalnie to wcale jakoś bardzo mu na tym nie zależy. W momencie, jednak, kiedy to „nie” faktycznie już padło - poczuł dziwne ukłucie gdzieś tam w środku, pod mostkiem i żebrami. Mikro rozczarowanie, z którego wcale nie był ani zadowolony, ani tym bardziej dumny. I w ogóle nie zamierzał się nim dzielić z Debenham. Rozumiał skąd jej przywiązanie do nazwiska jej rodziców adopcyjnych. Rozumiał też to, że chciała powiedzieć im o tym szaleństwie, które jutro planowali wykonać. Z tą myślą został na krótki moment sam na sam, kiedy Elise szukała ich zaimprowizowanej apteczki, w której - jak na mieszkańców-chirurgów przystało - był nawet skalpel i profesjonalny zestaw do szycia. Bez oporów oddał skaleczoną łapę w delikatne dłonie swojej przyszłej żony. W innych warunkach, innej sytuacji, innego dnia, pewnie wściekłby się na siebie za to, co zrobił i co dyskwalifikuje go z operacji na najbliższe dwa, może trzy dni. Nikt go przecież nie wpuści na salę z pociętym łapskiem, ale teraz jeszcze o tym nie myślał. Szczególnie, że Debenham powiedziała coś, co znowu wywołało na męskim pysku czujność i potrzebę zrozumienia. Ściągnięte brwi, zmarszczka między nimi, baczne spojrzenie, którym balansował od swojej - opatrywanej przez ładną panią chirurg - ręki do jej ładnej buzi i ciemnobrązowych tęczówek. Już pal licho, że kiedy wyszła ze szpitala tam faktycznie coś się stało. Bardziej ruszyło go to, że… - Co to znaczy… Nie wiesz dlaczego to zrobiłem? - zapytał cicho i z całych sił starał się zbyt wiele sobie nie dopowiadać. Żadnych niesympatycznych, dyskredytujących jej uczucia względem niego, scenariuszy. - Naprawdę nie wiesz dlaczego chcę, żebyś była moją żoną? Jestem aż tak beznadziejny w okazywaniu tego, jak bardzo straciłem dla ciebie głowę czy po prostu lubisz udawać, że tego nie widzisz tylko po to, żebym ciągle ci to powtarzał? - zapytał całkowicie wprost, najswobodniej jak się dało, z lekkim, nieznacznym uśmiechem rysującym się na jego pysku, błyskiem w ślepiach i… - Może nie tylko ja tu jestem próżny, co? - dodał i całkiem zuchwale wyszczerzył do Debenham swoje białe kły. Zaraz potem naturalnie jednak spoważniał, bo rozumiał też, że chciała i oczekiwała od niego szczerej, prawdziwej, poważnej odpowiedzi. - Miałem moment… Jak wyszłaś ze szpitala, miałem moment zwątpienia. Jeszcze zanim wróciłem na blok. Powiedziałem ci o tych paru krokach w tył i… Wtedy, w tamtej chwili czułem, że naprawdę powinienem je zrobić. Wycofać się. Zniknąć na trochę z naszego świata. Może wyjechać na kilka dni na północ… - wiedział, że słuchanie o tym nie mogło być dla niej ani łatwe, ani przyjemne, ale jeśli umawiali się na stuprocentową szczerość w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji, to to właśnie tą szczerością było. To, że tak się czuł. To, że chciał złapać od niej dystans i jednocześnie jej pozwolić złapać dystans od niego. - Potem poszedłem na blok zoperować tego dzieciaka i… - zrobił naturalną pauzę na głębszy oddech. Cyknął cicho pod nosem, pokręcił ledwie zauważalnie głową i znów podniósł wzrok do kobiecych oczu. Na jego pysku nie było złości, żalu czy zdenerwowania. Był smutek. Rozczarowanie, smutek i przegrana. - W środku zabiegu stanęło mu serce. Dwunastolatkowi bez żadnej historii kardiologicznej. Walczyłem o niego godzinę… - żeby uruchomić dziecięce serducho i pozwolić młodemu na wyjście z tego cało. Niestety… - Nie mogłem… Nie dałem rady. Nie mogłem go przywrócić. - chłopak zmarł, a Trevisano odbierał to, jako własną porażkę, jako protektora tych dzieciaków. Bo może mógł zrobić więcej? Może mógł go lepiej zbadać? Może mógł po prostu poprosić Elise o pomoc w konsultacji dzieciaka? Mimowolnie opuścił spojrzenie gdzieś niżej, w przestrzeń. - Wiesz co chciałem zrobić zaraz po tym, jak stamtąd wyszedłem? Zadzwonić do ciebie, rozpłakać się jak dzieciak i poprosić, żebyś do mnie przyjechała. - przyznał najszczerzej jak potrafił, ale clue tej historii było takie, że… - To był ten moment, w którym zrozumiałem… W którym to po prostu pieprznęło mnie po pysku. Że ja wcale nie chcę żadnego pieprzonego dystansu. Nie chcę znikać i po prostu się boję, że to ty w końcu znikniesz z mojego świata. To było tak samo przerażające, jak ten moment, w którym zobaczyłem cię po wypadku… - bo tak nazywał to, co przytrafiło jej się w szpitalu i czego fizyczne echo wciąż się na niej odbijało. - Przyjechałem do domu i… Po prostu zdecydowałem. Że tego chcę i stawiam wszystko na jedną kartę. Byłem w kiepskim miejscu i cholernie potrzebowałem, żebyś powiedziała „tak”. - w międzyczasie znów podniósł ślepia do jej oczu, a to co się w nich odbijało było absolutnym potwierdzeniem tego, o czym jej teraz opowiedział.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cyknęła wymownie, lekko kręcąc głową, bo wcale nie chodziło o jej próżność albo o to, że on nie okazywał jej odpowiednio dużo uczuć. Nienie, nic z tych rzeczy. Nie wiedziała dlaczego zrobił to akurat teraz, dzisiaj, tego wieczoru, gdy kilka godzin wcześniej się pokłócili, a ich ostatnimi wspólnymi słowami były te o nabieraniu dystansu. Planowanie wizyty w urzędzie stanu cywilnego za parę godzin zdecydowanie nie wpisywało się w definicję jakiegokolwiek dystansu – Wiem dlaczego chcesz, żebym była twoją żoną… wiesz to całkiem zabawne, ale zaczęliśmy o tym rozmawiać już jakiś czas temu. Zaskakująco swobodnie. – uśmiechnęła się pod nosem, ale naprawdę tak było i zawsze ją to niezmiennie dziwiło, bo nie spinała i nie wzdrygała się na rozmowę o małżeństwie i wspólnym życiu. Brała to za coś oczywistego, więc teraz też nie zastanawiała się długo – Nie wiem dlaczego zrobiłeś to teraz. Dzisiaj. Tak – no nie wyglądało to na… zaplanowaną akcję. Dlatego nie wiedziała i o to właśnie pytała. I cieszyła się, że zaczął mówić. Jednocześnie skupiała się na jego dłoni, starając się być przy tym dokładną i delikatną, a raz po raz podnosiła wzrok na Trevisano. Oczywiście, że zabolało, gdy powiedział, że chciał faktycznie zrobić parę kroków wstecz… ale nie mogła się dziwić. Przecież sama wychodząc powiedziała, żeby to zrobił jeśli chciał. Strasznie tego nie lubiła, gdy o tym mówił… bo traktowała to jak jego ucieczkę – od niej i od problemów, gdy te się pojawiały. Używał tego argumentu, który w większości przypadków jeszcze bardziej wyprowadzał ją z równowagi. Ale rozumiała. I szanowała, nie zamierzała się teraz wykłócać. Nie przeszkadzała mu, nie przerywała mu i może jedynie trochę bardziej zawieszała się na jego twarzy zamiast na jego dłoni. Zwłaszcza, gdy dotarł do chłopaka, bo czuła w kościach, że stało się coś niedobrego. Widziała to po nim jak się spiął, jak zaczął mówić. Tak mi przykro. Szepnęła, nie chcąc jednak mu przerywać – Powinieneś był… zadzwonić, żebym przyjechała. – oczywiście, że by to zrobiła. Zapakowałaby dupę do auta i przyjechała najszybciej jakby się dało. Nieważne jak bardzo byłaby na niego zła – Chciałeś, żebym tam z tobą poszła… na tą operację. – zauważyła, zagryzając lekko wargę – Nie zrobiłabym nic więcej niż to, co zrobiłeś ty – próbując przywrócić chłopaka do życia – Ale przepraszam, że mnie tam nie było. Że nie wzięłam tego na siebie. – jego serca i śmierci, która prawdopodobnie była nieuchronna. Czasami nie da się wszystkiego przewidzieć, tak może było i w tym przypadku – Nie lubię jak mówisz o dystansie, o kilku krokach wstecz. Nie chcę, żebyś uciekał, gdy robi się źle – przyznała swobodnie – Nigdy ich od ciebie nie chciałam. Dzisiaj w pokoju lekarskim? Tym bardziej. – a raczej obietnicy, że wszystko będzie dobrze. I może będzie? W końcu teraz oboje byli tutaj i chyba mieli swój mały happy end. Przynajmniej ten na dzisiaj – I nie mogłabym powiedzieć nic innego. – niż tak. Nawet jeśli ją denerwował, a ona denerwowała jego.

Logan Trevisano
dziobak bohater
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ