about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
003.
a very bad way to say thank you
{outfit}
Pamiętał jednak chwile zwątpienia, które przeżył, kiedy ta wieść na niego spadła. Pierwszych kilka dni było naprawdę trudnych, a on prawdopodobnie nie poradziłby sobie, gdyby nie pomóc innych. Co ciekawe, liczyć mógł także na zupełnie obcych mu ludzi, a jedną z nich okazała się sąsiadka jego zmarłych znajomych, która jednego wieczora przyszła mu z odsieczą. Pomogła mu poradzić sobie z kryzysem, przez co Graham czuł się zobowiązany do tego, aby jakoś jej się odwdzięczyć. Do dzisiejszego wieczora nie miał ku temu okazji, a jednak kiedy ta w końcu się nadarzyła, postanowił ją wykorzystać.
Nie od razu wpadł na to, aby to Pam zabrać ze sobą na dzisiejsze wyjście, a ten pomysł zrodził się praktycznie przypadkiem. Kiedy wpadli na siebie w okolicy, ta propozycja sama wydostała się z jego ust, a brunetka, ku jego zaskoczeniu, zgodziła się. To miało być koleżeńskie wyjście - bez żadnych podtekstów i zobowiązań, ponieważ tego rodzaju relacje nie były czymś, co interesowałoby którekolwiek z nich. A skoro w tej kwestii mieli jasność, mogli dziś bawić się w swoim towarzystwie, co Graham robił ze szczerą przyjemnością. Okazało się bowiem, że Burnett jest całkiem niezłym kompanem do rozmowy. - Nie wiedziałem, że to otwarcie odbędzie się z aż takim rozmachem - skomentował, obracając w dłoniach własną szklankę z wodą. Nie sięgał po alkohol, ponieważ przywiózł ich tutaj i miał też zamiar bezpiecznie odstawić ich do domu. - Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką. Pewnie zaserwują dużo mięsa - stwierdził. Nie miał pojęcia, jak wyglądało menu na otwarcie, ale opierał swoje przypuszczenia na tym rodzaju kuchni, którą do tej pory serwował jego kolega. Byłoby przecież kiepsko, gdyby okazało się, że nic tu dla siebie nie znalazła.
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
- 11.
Mimo to podjęła ryzyko zanurzając się w ramionach innego, zupełnie zapomniała o odpowiedzialności, przysiędze którą złożyła sprzed cztery laty - o tym, że te czyny zniszczą o wiele więcej niż jej małżeństwo. Czy było warto? Wolałaby przyznać, że nie - postąpić słusznie i zjednoczyć się z udręką. Jednak nie potrafiła wybrać, miłość którą darzyła jednego była całkowicie inna w porównaniu do drugiej; obie były silne, pełne - wyjątkowe, warte wszystkich wyrzeczeń - i to było najgorsze, okrutne - przerażające - albowiem nie chciała ranić, zrzucać na mężczyzn tego cierpienia - wyniszczać swoim niezdecydowaniem. Nie taka była, nie takiej jej pragnęli.
To zaskakujące, że zgodziła się przyjść - przyjść na spotkanie z innym mężczyzną; może to była jedynie chęć wyrwania się z domu, lub możliwość wyglądania całkiem przyzwoicie dobrze w miejscu, które nie było plażą, parkiem lub placem zbaw. Miedzy Pamelą a Grahamem nie znajdowało się nic więcej poza czystą sympatią, to dla niego się wystroiła - dla samej siebie. Być może tego właśnie potrzebowała, pojawienia się gdzieś - gdzie nie znajdują się żadne głębsze uczucia.
Rozejrzała się po słowach mężczyzny, z ciekawym wyrazem twarzy własnym wzrokiem przesuwając po pomieszczeniu - nie byli tu sami, obok nich znajdowała się sporo innych ludzi. Zakochanych, lub przymuszonych, przez moment nawet poczuła żal względem szatyna, mógł pojawić się tutaj z zupełnie inną kobietą, elegancką - taką z którą mógł liczyć na więcej. Naprawdę nikogo nie miał? Samotność nie pasowała do osobowości towarzysza. - To zaskakujące, że doczekaliśmy się w Lorne Bay, dość przyzwoitej restauracji. - stwierdzała posyłając mężczyźnie cień przyjaznego uśmiechu. - Niestety... - rzuciła robiąc dość niezręczną minę. - Winna. Od szesnastu lat nie ruszyłam mięsa. - mruknęła odczuwając odrobinę rozbawienia. - Może po prostu popatrzę jak jesz? - dodała a uśmiech na buzi ewidentnie się powiększył. - Jak się czujesz? - oczywiście piła do nowej sytuacji Flanagana, roli nieprawdziwego ojca.
Graham Flanagan