rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- 1 -

To było jej piąte okrążenie, wydeptane na drodze prowadzącej do ich mieszkania, ku udręce namiastki roślin w szczelinach płyt chodnikowych. Dotychczas nie zauważała ponurej aury bijącej od ciemnoszarej fasady budynku, który zerkał teraz na nią ponuro, jakby próbował wymusić na niej poczucie winy. Nie musiał. Zżerało ją od środka, gryzło i wypalało niemalże każdy fragment jej duszy, dzieląc na kolejne, mniejsze. Nigdy nie była ułożona, ale teraz tworzyła nieposkładaną strukturę, poddaną przed kilkoma dniami defragmentacji. Coś w niej pękło, pozwalając na ucieczkę wszystkich demonów trzymanych przez tyle lat szczelnie pod kluczem.
Dziś spojrzała w lustro i nie poznała tej samej twarzy zerkającej z przykurzonej tafli zupełnie tak samo jak przez całe jej życie. Rysy twarzy niby jej, dłoń którą wzniosła do policzka, w odbiciu podążyła do góry naśladując ruchy. A jednak coś się musiało zmienić, skoro była gotowa wyznać to co ją zgniatało od tylu lat. Coś, co pojawiało się nieproszone w błysku oka przecinającym źrenice, co sprawiało, że ledwie widoczny meszek na jej ciele, unosił się wyłącznie za sprawą muśnięcia opuszkami palców, coś, z czym zasypiała i budziła się skrywając pod zamkniętymi powiekami.
Nie poznawała siebie, bo... Dzisiaj miała pogrzebać przyjaźń.
Niebieska aksamitka, którą spięła włosy, zsunęła się do połowy, uwalniając niesforne pasma, niczym zasłonę dymną za którą mogła się chwilowo schować. Nie mogła już dłużej krążyć, będąc bliską zawrotów głowy. Z okien po dwóch stronach wąskiej uliczki, kolejno wychylały się różnokolorowe głowy, celując w nią ciekawskie spojrzenia. Jedna z nich mruknęła pod nosem, gniewnie mrużąc oczy, kiedy niedopałek papierosa zamiast do śmietnika, trafił na ziemię. Rzadko paliła. Od kilku lat nawet wcale. I nigdy nie śmieciła.
Uderzenia wojskowych butów na grubej platformie, niosły się echem po klatce schodowej, jednej z niewielu pozbawionych wykładziny. Drżące palce zacisnęły się na kilka sekund na zimnym metalu klamki aż skóra wokół knykci pobielała. U-de-rze-nia butów zamieniły się w miarowe drżenie serca, zbliżającego się niebezpiecznie blisko gardła. Czuła, że jest jej niedobrze. Czuła, że chce się jej rzygać. Ściany w przedpokoju wirowały, zlewając się w mieszaninę kolorów, zalewających jej twarz tak długo aż pozostała sama zieleń.
A więc tak smakuje odwaga, tchórzostwo czy czysty egoizm?
Trzy stuknięcia do pomalowanych na czerwono drzwi, tak jak zwykle. Jakby wszystko wciąż stało na właściwej trajektorii, a nie mieniło się feerią zdrady. Krótkie wejdź rzucone w niewiedzy przez lokatorkę sąsiedniego pokoju. I w końcu mogła się zrzygać, ale nie miała czym.
- P-pam? Jesteś zajęta? Bo, wiesz, mogę przyjść później - kłamstwo gładko prześliznęło się przez wyschnięte gardło. Rzecz jasna później już by się w sobie nie zebrała. Zamknęłaby na powrót cały oślizgły brud który się z niej wylał tego ranka, pozwalając żeby zjadał ją kawałek, po kawałku, od środka, pozostawiając tylko pustą skorupę.
- Kupiłam wino, z tego sklepu z bio żywnością, podobno dobre - i drogie jak diabli. - Naleję nam może? I... Cholera - głośny dźwięk tłuczonego szkła wypełnił wąską przestrzeń między pokojem, a salonem, zaś pod jej nogami zaczęła nabierać rozmiarów kałuża wody, zabarwiona zielenią stojących w niej od kilku dni kwiatków, poległych wśród odłamków wazonu w ręcznie malowane stokrotki, kupionego przed dwoma miesiącami na pchlim targu.

pam burnett
ambitny krab
nick autora
noah
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
  • 12.
Rzadko kiedy bywała w domu, zawsze były jakieś wyjścia - do klubu, na wernisaże, czy na przeróżne strajki. Tak, Pamela Brumby była aktywistką, z krwi i kości stworzoną do tego, aby walczyć za nierówność. Całkowicie poświęcała się tej pasji, odnajdywała we własnym świecie. Dobrze mieć swoje miejsce, nie każdy jest w stanie przynależeć do społeczności tak szybko. W te same kręgi - niedługo później udało się brunetce wciągnąć trójkę swoich przyjaciół - nic w tym zaskakującego, oni podobnie jak Pam zachłysnęli się takiego typu zjawiskami. Byli młodzi, piękni, pełni sił oraz zapału - taka egzystencja na ciągłej tułaczce, wszystkim jak najbardziej odpowiadała.
Nie znajdowała się w mieszkaniu, z tego powodu, że nie miała gdzie wyjść - wręcz przeciwnie kilka osób zdążyło się już odezwać do malarki, jednak za każdym razem odmawiała - powodem niechęci dziewczyny było zwyczajne wymęczenie, wróciła wczoraj w nocy (a raczej dzisiaj nad ranem) - nic dziwnego, że po kilkugodzinnym staniu z transparentem i wykrzykiwaniu prawd i racji, po całym wydarzeniu udała się z niewielką grupką na piwo - mogła wrzucić się w wir mniejszego zapału.
Pukanie do drzwi, nieco zaskoczyło Brumby - było samo południe, nie spodziewała się, że ktoś również znajdował się w środku. Matthew i Sasha nie powrócili z nią tej nocy, oboje uznali, że lepszym pomysłem jest wyrwanie się z Londynu, w nieco mniej towarzyskie miejsce, Pamela zdecydowała się odrzucić dany pomysł na rzecz wylegiwania się w swoich własnym łóżku.
- Wejdź. - wykrzyczane, albowiem jak zwykle w małym pokoiku głównej zainteresowanej gościła głośna punkowa muzyka, kiedy drzwi się rozchyliły - artystka podbiegła do wieży - nieco przygaszając, a na twarzy dziewczyny zagościł, delikatny lecz radosny uśmiech. - Nie, skądże. - odpowiedziała i zanim zdążyła opaść na łoże w pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. - Nie przepraszaj, nic się nie stało. - uprzedziła współlokatorkę podchodząc i samoistnie zbierając kawałki zbitego kieliszka. - Wybacz, jeżeli jest za głośno, wróciłam wczoraj dość późno i gdy dzisiaj wstałam nie sądziłam, że będziesz w mieszkaniu. - skwitowała starając się zebrać wszystko nieco szybciej, kiedy ponownie spojrzała na przyjaciółkę - na buzi Brumby znalazło się zadziwienie. - Wszystko w porządku? - ostatnie szkiełko znalazło się w czarnym pojemniczku obok drzwi. - Wyglądasz jakoś blado. - dodała, a kiedy się podniosła ułożyła dłoń na czole Nef. - Nie wydaję mi się, abyś miała gorączkę. Popiłaś? - Pam swoją subtelność odziedziczyła po matce, „szalonej Molly” kobiety, która porzuciła trzy córki - w imię „prawdziwej miłości” - czyli kolejnego z kolei faceta którego obedrze z pieniędzy. - Ja w sumie też... - odsunęła się tym razem rzuciła się na łóżko robiąc miejsce obok siebie. - Wczoraj byłam z chłopakami pod młynem, myślałam że dołączysz, właściwie to na Ciebie czekaliśmy. - stwierdziła, lecz nie z wyrzutem - w końcu Cunningham mogła mieć inne plany. - A później pojechaliśmy do Soho i chyba rzygałam, nie jestem pewna... aleee to bardzo prawdopodobne... - zaśmiała się, ahhhhh ta szalona młodość. - A Ty z kim byłaś? Z adoratorem? - poklepała miejsce, jakby chciała dać znać współlokatorce, żeby położyła się obok. - Nie śmieje się, nie patrz tak na mnie, sama chętnie poszłabym na randkę, a Mattie chyba nie planuję mnie nigdy zaprosić. - właściwie to nie chodzili ze sobą; całowali się na kilku imprezach, ale żadne z nich nie zdecydowało się „na wyłączność.” Nie była o to zła, po rozstaniu (a raczej zerwaniu zaręczyn z Ernestem) nie potrzebowała niczego zobowiązującego, luźna relacja z Hammettem - odpowiadała, albowiem nie wiązała z tym chłopcem żadnej przyszłości.

nef cunningham
ambitny krab
.
rysuję komiksy — i tworzę obrazki do książek dla dzieci
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Im dłużej stała przed drzwiami do pokoju przyjaciółki, wdychając doskonale znany zapach mieszkania, tym więcej treści zaczynało jej się przewracać w żołądku. Choć minęło raptem kilka dni odkąd ostatecznie pogodziła się z podjętą wówczas decyzją, miała wrażenie, że minęła cała wieczność. Zamiast lekkości, która miała zrzucić z jej barków ciężar bagażu noszonego od długich miesięcy, towarzyszyło jej uczucie jakby do nóg, w okolicy kostek, ktoś przyczepił jej dwa, niewidzialne ciężarki, które rosły z każdym kolejnym krokiem zbliżającym ją do celu. W sieni mieszkania urosły dwukrotnie. Być może dlatego, że fala wyrzutów sumienia dała o sobie znać już w momencie, w którym do jej uszu dobiegło krótkie zaproszenie do środka.
Mała cząstka jej duszy, wyrywała się, gotowa tu i teraz wyznać wszystkie swoje winy. Ale ta niewielka część była zbyt mała i krucha, zbudowana na wierze, która aktualnie była jedynie namiastką, tak słabą, że w każdej chwili mogła ulec unicestwieniu. Więc milczała. Z bijącym sercem, zatrzymując wzrok to znów na wyszczerbionych meblach i dywanie, unikając spojrzenia przyjaciółki tak długo, jak się dało. A może po prostu przez ten krótki moment chciała się poczuć tak, jakby wcale nic się nie zmieniło? W pokrętny, pokaleczony sposób znów wejść w dawną, anemiczną rolę, choć nań widniała beznadziejna nić skaz.
Powłóczystym krokiem podążyła w głąb pokoju przystając w bezpiecznej odległości, przy framudze, za którą w każdej chwili mogła zniknąć w razie gdyby pojawiły się niewygodne pytania, wymagające równie niewygodnych odpowiedzi. Przez moment obserwowała szybkie, płynne ruchy Pam, przesuwając dłońmi po szyi, włosach, tak jakby nie miała pojęcia co zrobić z nimi, ani z resztą wciśniętego w kąt ciała. Dopiero dźwięk tłuczonego szkła wyrwał ją z apatii. Szybko kucnęła pośrodku mokrej plamy, nerwowymi ruchami dłoni próbując pozbierać bałagan który narobiła.
- Nie, jest okej, nie musisz przyciszać - w zasadzie ostre dźwięki muzyki były jej na rękę. W pewien sposób zagłuszały wrzaski sumienia, które przypominały jej po co tutaj przyszła. Gdyby nie to, że rankiem nie była w stanie nic przełknąć, prawdopodobnie obok plamy wody, pojawiłaby się jeszcze jedna, wypełniona treścią jej żołądka. - C-co? J-ja? Eeee... Chyba jest w porządku - kłamstwo ledwie przeszło jej przez gardło. Jej mina zresztą nie wyglądała przekonująco, dlatego spróbowała się niezdarnie uśmiechnąć, czym prawdopodobnie nie poprawiła swojej sytuacji, bo przyjaciółki nie umiała tak łatwo oszukiwać. Jak na ironię. W końcu od tylu miesięcy trzymała w sobie sekret, który z każdym dniem zjadał ją coraz bardziej.
Myśli odbijały się rykoszetem od jej twarzy, mącąc maskę pozornego spokoju, którą przybrała, z drżącymi ramionami przekraczając próg jej pokoju. Niepokój zaś wdzierał się przez okno wraz z chłodnym podmuchem wiatru, sprawiając, że jej białe jak pergamin ciało, zdawało się być jeszcze bardziej rachityczne niż przed kilkunastoma sekundami, kiedy próbowała wmówić i jej, i sobie, że wszystko jest okej.
- Rzeczywiście trochę... Wczoraj wypiłam. Wyszłam się przejść, wiesz, i tak jakoś, nooo, wyszło. Miałam do was dołączyć, ale już było za późno. Przepraszam, że czekaliście, powinnam dać znać - mruknęła, wbijając wzrok w palce u stóp, w próbie ukrycia zażenowania, które wymalowało się na jej twarzy. Nawet nie chciała przypominać sobie poprzedniego wieczoru. Miała wyjść tylko na chwilę, uspokoić myśli, a skończyła zalewając się w barze, w towarzystwie nieznajomych, ostatkiem sił jakoś eskortując się do domu na autopilocie.
- Hm, czyli dobrze się bawiliście skoro było rzygane - skwitowała z nikłym uśmiechem, przycupnąwszy na brzegu łóżka. Zazwyczaj była znacznie bardziej wylewna, ale ciężar tego co chciała powiedzieć, nie pozwalał jej zachowywać się naturalnie, a całe jej ciało się napięło.
- Ze znajomymi, w sumie nie jakoś długo - odpowiedziała wymijająco, pomijając fakt, że nawet nie pamięta żadnego z imion jej świeżo poznanych kolegów i koleżanek, a wieczór był tak intensywny, że omal sama nie skończyła z twarzą przytuloną do sedesu.
Na dźwięk imienia Matta, lekko drgnęła, a z jej bladej twarzy odpłynęła reszta krwi, sprawiając że wyglądała teraz jak zjawa przyklejona do skraju pościeli.
- No właśnie... Właściwie... To chciałam o nim porozmawiać - bąknęła pod nosem, błagalnie zerkając w stronę butelki wina. - Nalać ci? - jeśli zaraz nie wleje w siebie połowy butelki, na bank umrze od nadmiaru buzujących emocji.

Pamela Brumby
ambitny krab
nick autora
noah
ODPOWIEDZ