właścicielka salonu z sukniami ślubnymi — salon sukien ślubnych
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Sprzedaje suknie ślubne i czeka na znak od losu
#1

Rozstania nigdy nie były łatwe. Fern miała na swoim koncie kilka nieudanych związków, ale nigdy nie było to aż tak ciężkie jak w tym najnowszym wypadku. Wiedziała, że odwaliła naprawdę mocną akcję uciekając sprzed ołtarza w ostatniej chwili, doskonale sobie zdawała z tego sprawę. Jednak wiedziała, że koniec końców zrobiła dobrze. Uratowała nie tylko siebie, ale i swojego byłego, przed życiem w nieszczęśliwym związku. On chciał mieć dzieci, ona nie. Nie mogła mu dać tego czego od niej oczekiwał i na ich nieszczęście oboje dowiedzieli się o tym za późno. Fern musiała wziąć sprawy w swoje ręce i chociaż wiedziała, że łamie serce nie tylko jemu, ale i sobie, odejście było jedynym rozwiązaniem. To, że nie była w stanie go uszczęśliwić, tak jakby tego chciała, było dla niej naprawdę mocnym ciosem i każdy, kto uważał, że to rozstanie jej nie ruszyło, naprawdę mocno się mylił.
Jednak, jakkolwiek, by nie było, w końcu wypadało jakoś ruszyć do przodu. Miała nadzieję, że jej eks to zrobi, bo zależało jej na jego szczęściu. Sama też planowała w końcu spróbować jakoś się ogarnąć i kto wie, gdzie ją przyszłość zaprowadzi? Jak na razie jakoś wybitnie dobrze jej się nie układało, bo okazało się, że zepsuła jej się kuchenka i nie za bardzo mogła cokolwiek w domu ugotować. Wkurzała się na to straszliwie, a gdy złapał ją w końcu głód postanowiła zamówić sobie pizzę i odebrać ją na miejscu, bo wiedziała, że wtedy będzie szybciej. Nie mieszkała jakoś super daleko od pizzerii więc to nie było problemem. Weszła do środka i porozmawiała z panią przy kasie, która powiedziała, że jej jedzenie jest jeszcze nie gotowe, musiała więc chwilkę poczekać i dlatego stanęła gdzieś z boku.
- Ojj przepraszam - mruknęła, bo oczywiście musiała nadepnąć na kogoś kto chyba też czekał na jedzenie. To była typowa Fern, potrafiła się potknąć na prostej drodze więc nic dziwnego, że musiała właśnie na kogoś wpaść. Szkoda, że tym kimś był przyjaciel jej byłego narzeczonego. - Oh Morpheus hej - nie za bardzo wiedziała jak ma sie zachować, ale nie chciała udawać, że go nie widzi albo nie zna. Nie widzieli się od tego nieszczęśliwego dnia, w którym miała wziąć ślub. - Miło Cię widzieć, trochę czasu minęło... - zachowywała się może trochę krindżowo, ale stresowała się!

Morpheus Fitzgerald
powitalny kokos
catlady#7921
zoya - inej - james - luna - joshua
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
✶ 4 ✶
Morpheus na szczęście jeszcze nigdy nie był w związku na tyle długim i poważnym, by planować zaręczyny, nie mówiąc już o ślubie. To wydawało mu się zbyt dużym zobowiązaniem, na które zdecydowanie nie był gotowy - i pewnie jeszcze długo nie będzie, bo do tego musiałby mieć, partnera, którego byłby na sto procent pewny, a w tej chwili oficjalnie przecież nawet z nikim się nie spotykał. Oficjalnie, bo tak naprawdę od niedawna był w jego życiu ktoś, kto sprawiał, że Morpheus trochę częściej się uśmiechał, trochę mniej narzekał i chwilami czuł się jak zakochana nastolatka... była to jednak jego tajemnica, bo nie będzie się przecież chwalił, że wyrwał księdza i że od jakiegoś czasu spotykają się dość regularnie, kiedy nikt nie widzi. Byłby skończony w mieście, gdyby ktokolwiek się dowiedział.
Miał od rana dwa pogrzeby, jeden po drugim, więc nawet nie zdążył zjeść śniadania - niestety, dość często miał w zwyczaju pomijać najważniejszy posiłek dnia, zastępując go ogromnym kubkiem mocnej, czarnej kawy. O tej godzinie zaczynał jednak robić się już powoli głodny, więc wracając z cmentarza, zamówił sobie pizzę na wynos. Oczywiście dotarł na miejsce zdecydowanie za szybko jak tak dalej pójdzie, to kiedyś znowu doigra się przez przekraczanie prędkości podczas jazdy motocyklem, więc stanął sobie gdzieś z boku, przeglądając jakieś pierdoły w telefonie i nie za bardzo zwracając uwagę na to, co się wokół niego działo. Do rzeczywistości przywróciła go dopiero kobieta, która przypadkiem na niego nadepnęła, a której on też wcześniej nie zauważył.
- Nic nie szko... - zaczął, podnosząc wzrok znad telefonu, jednak urwał w połowie słowa, kiedy uświadomił sobie, kim była osoba, która na niego wpadła. Nie mieli okazji skonfrontować się od dnia tego nieszczęsnego ślubu, do którego ostatecznie nawet nie doszło, choć Morpheus podejrzewał, że prędzej czy później przypadkiem na siebie trafią. Skoro mieszkali w takim małym miasteczku, ciężko, żeby było inaczej. - No proszę, nasza uciekająca panna młoda. - Nie mógł darować sobie tej drobnej złośliwości, to było po prostu silniejsze od niego. Patrząc obiektywnie, ciężko winić go za takie podejście, bo w końcu znał jedynie punkt widzenia swojego kumpla, nie mając pojęcia, jak to wszystko wyglądało ze strony Fern i dlaczego, zamiast wcześniej podjąć decyzję o rozstaniu, po prostu zwiała sprzed ołtarza. - Trochę, to fakt. Ale nie wystarczająco, żeby twój niedoszły mąż zdążył się pozbierać. - Przed tym też nie mógł się powstrzymać. Uznał, że Fern powinna wiedzieć, jak bardzo zraniła jego kumpla - mógł powiedzieć jej na ten temat całkiem sporo, bo średnio co kilka dni musiał wysłuchiwać przez telefon jego żali i narzekań, albo odbierać go pijanego z baru.

fern maclean
właścicielka salonu z sukniami ślubnymi — salon sukien ślubnych
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Sprzedaje suknie ślubne i czeka na znak od losu
Fern wiele, by dała, by w sytuacjach takich jak ta po prostu mieć umiejętność zapadania się pod ziemię, albo przynajmniej nagłego stawiania się niewidzialną. Nikt chyba nie lubi słyszeć negatywnych komentarzy na swój temat, szczególnie jeżeli jakaś ich część jest prawdziwa. Daleko jej było do idiotki i zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że w swoim życiu zrobiła wiele głupot, ale była również przekonana, że podjęcie tej ciężkiej decyzji o rozstaniu, nie miało nic wspólnego z głupotą. Nie była pozbawiona uczuć i nie spłynęło to po niej jak woda po kaczce, miała złamane serce i też musiała się z tego wyleczyć, ale była przekonana, że w przyszłości zarówno ona, jak i jej eks, będą patrzeć na to zdarzenie z ulgą. Przynajmniej nie utknęli w małżeństwie, które nie dałoby im radości. Miała nadzieję, że prędzej czy później ich znajomi to zrozumieją i nie będzie już więcej tak niezręcznych dla niej sytuacji, jak ta, która obecnie miała miejsce. - Już sobie naużywałeś, czy jeszcze dać Ci chwilę? - Zapytała krzyżując ręce na wysokości piersi, bo jakoś tak czuła się bezpieczniej. Wątpiła w to, żeby mężczyzna jej chciał przyjebać w ramach solidarności penisów, ale nigdy nie wiadomo co takiemu do głowy wpadnie. Nawet się nie łudziła, że jeżeli kiedykolwiek wpadną na siebie to Morpheus postara się być neutralny, dobrze wiedziała, że stanie po stronie przyjaciela i nie dziwiła mu się, bo gdyby chodziło o jakąś jej przyjaciółkę to pewnie zrobiłaby tak samo. - No zobacz, to jesteśmy w tym w dwoje - jej też nie było łatwo się po tym wszystkim pozbierać, ale musiała wstawać rano i iść do pracy, w której, o ironio, sprzedawała suknie ślubne. Nie chciała się teraz też jakoś z nim tu wykłócać, gdy w okolicy było pełno ludzi, którzy mogli się im przysłuchiwać. - Mi też nie jest łatwo, ale zrobiłam to co musiałam i jestem pewna, że kiedyś mi to wybaczy i zrozumie - w jej pięknym wyobrażeniu tak właśnie miało być. Jeszcze przyjdzie z kwiatami i jej podziękuje, że go wtedy zostawiła.
- Ale musisz przyznać, że na takim ślubie jeszcze nie byłeś... - spojrzała na niego i nawet kąciki jej ust lekko powędrowały ku górze. Nie był to oczywiście temat do żartów, ale wolała już to niż siedzieć w domu i płakać godzinami. Był to może trochę taki śmiech przez łzy.

Morpheus Fitzgerald
powitalny kokos
catlady#7921
zoya - inej - james - luna - joshua
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
Póki co nie miał jak tego zrozumieć, nawet, gdyby chciał, bo znał wersję tylko jednej ze stron - i to tej obiektywnie poszkodowanej. Może nie byłby aż tak bardzo jednostronny, gdyby miał jaśniejszy obraz całej sytuacji i wiedział, co tak naprawdę było przyczyną ucieczki Fern, w tej chwili jednak definitywnie trzymał stronę swojego kumpla - nawet, jeśli jego telefony w środku nocy zaczynały już powoli działać mu na nerwy. Był w stanie przymykać na to oko jeszcze przez jakiś czas, choć w końcu będzie musiał zasugerować mu, że może pora wreszcie ruszyć do przodu i spróbować szczęścia z kimś innym. W końcu, jak długo można było zadręczać się z powodu jednej osoby?
- Jasne. Prawie ci uwierzyłem - rzucił sarkastycznie, bo póki co nie miał ani jednego dobrego powodu, żeby w to wierzyć. Opierał się jedynie na tym, co wiedział od niedoszłego pana młodego, możliwe też, że część dopowiedział sobie w głowie sam, bo pasowało mu to do sytuacji. Przemknęło mu wprawdzie przez myśl, że może jednak problem leżał trochę głębiej, ale nie zastanawiał się nad tym jakoś szczególnie mocno, woląc zostać przy łatwiejszej i bardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń.
- Zrozumie? - No normalnie nie wierzył w to, co słyszy! Jeśli to miała być jakaś próba usprawiedliwienia się, to zdaniem Morfeusza, była bardzo nieudana.- A niby co tu jest do zrozumienia? Jeśli naprawdę nie chciałaś tego ślubu, to przecież szło to załatwić na milion lepszych sposobów. - Może i nie był ekspertem w tym temacie, bo sam nigdy nie zaangażował się w żaden związek na tyle, żeby wychodzić z propozycją małżeństwa ale nie mieściło mu się w głowie, jakim cudem ucieczka sprzed ołtarza - niezależnie od okoliczności - może wydać się najlepszym możliwym rozwiązaniem. Może Maclean kiedyś go w tej kwestii oświeci.
- Fakt. To jedno muszę ci oddać, przedstawienie było pierwsza klasa - powiedział, również pozwalając sobie na nieznaczny uśmiech, choć przez jego głos wciąż wyraźnie przebijała ironia. Gdyby nie chodziło o jego kumpla, który przeżywał obecnie utratę miłości życia, być może pokusiłby się jeszcze o uwagę w stylu "tylko popcornu brakowało", ale nawet jemu wydało się to trochę nie na miejscu, mimo, że czasami miewał naprawdę dziwne poczucie humoru i śmiał się z rzeczy, z których śmiać się raczej nie wypada.

fern maclean
ODPOWIEDZ