grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
✶ 3 ✶
Morpheus już od ładnych paru lat zarabiał na życie kopiąc nagrobki i uczestnicząc w ceremoniach pogrzebowych i przez cały ten czas mnóstwo razy słyszał pytanie o to, co właściwie skłoniło go do zostania grabarzem. Prawie zawsze odpowiadał zgodnie z prawdą, że plany na życie mu się posypały a rodzinny bar go nudzi, więc brał co dawali i został w tym z przyzwyczajnenia. Ta odpowiedź natomiast rodziła kolejne pytania o to, jak sobie z tym radzi psychicznie i czy nie przygnębia go fakt, że przez cały czas ma styczność ze śmiercią - owszem, z początku oczywiście było mu ciężko, choć obciążający był dla niego nie tyle widok zmarłych sam w sobie, co obserwowanie pogrążonych w żałobie ludzi. Bez problemu potrafił postawić się na ich miejscu, bo sam również stracił kilka bliskich osób, (między innymi rodziców) i przez pierwsze kilka miesięcy pracy przeżywał wszystko bardziej, niż powinien. Po czasie jednak, jakkolwiek bezdusznie to nie zabrzmi, przyzwyczaił się do śmierci, zwłok, smutnych ludzi i całej reszty rzeczy, które zwykle towarzyszyły pogrzebom. Można wręcz powiedzieć, że w pewnym sensie mu to zobojętniało - z jednej strony, całe szczęście, bo w przeciwnym razie pewnie bardzo szybko dostałby na głowę i skończył z ciężką depresją.
Nie znaczyło to oczywiście, że stał się bezdusznym człowiekiem pozbawionym empatii i że nie ruszało go totalnie nic. Nauczył się po prostu, że pewne rzeczy należy zostawić w pracy i nie przenosić ich na życie prywatne. Było to ciężkie, ale zdecydowanie do zrobienia, dlatego w chwili obecnej próbował skupić się na wszystkim innym, tylko nie na tym, że właśnie skończył kopać grób dla niespełna rocznego dziecka. Gdy odchodził w stronę wyjścia z cmentarza, usilnie próbował skoncentrować myśli na tym, co zje dzisiaj na kolację i do którego baru pójdzie się napić i mniej więcej w tym momencie, przy jednym z nagrobków, dostrzegł znajomo wyglądającą postać.
Nie znał kobiety osobiście, ale od jakiegoś czasu widywał ją tu regularnie - zawsze przy tym samym, stosunkowo świeżym grobie. Pamiętał pogrzeb, który te wizyty zapoczątkował, choć nie wiedział, kim dla nieznajomej była zmarła, którą podczas wspomnianego pogrzebu pochował. Mimo, że była dla niego kompletnie obcą osobą, zawsze było mu jej cholernie szkoda, bo wyglądała jak ktoś, komu właśnie zawalił się cały świat. Czasami miał nawet ochotę podejść i porozmawiać, może spróbować jakoś ją pocieszyć, ale ostatecznie zawsze uznawał, że randomowe podbijanie do obcej osoby jest trochę dziwne... najwyraźniej aż do dzisiaj. Przypomniało mu się, że ma w samochodzie nieotwartą połówkę, i choć pierwotnie zamierzał wykorzystać ją w innych okolicznościach, wyjął ją z bagażnika (znalazł nawet jakieś plastikowe kubeczki, które zostały pewnie po ostatnim rodzinnym grillu) i wrócił się z parkingu na cmentarz, do tego nieszczęsnego grobu i smutnej nieznajomej.
- Cześć. Wiem, że się nie znamy, ale wyglądasz, jakby coś okropnie ci ciążyło, a czasem najlepiej jest wygadać się komuś nieznajomemu. - To znaczy, pewnie też kojarzyła go z widzenia i wiedziała kim jest, dzięki czemu istniała spora szansa, że nie weźmie go za psychola, zaczepiającego kobiety na cmentarzach. - Jeśli nie chcesz rozmawiać, możemy po prostu się napić - dodał, bo nie chciał nakłaniać jej do zwierzeń, jeśli nie miała na to ochoty - tym bardziej, że psycholog był z niego raczej marny i poza wysłuchaniem, podzieleniem się alkoholem lub ewentualnie zaoferowaniem przysłowiowego ramienia do wypłakania, raczej niewiele mógł zrobić.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#5

Mogłoby się wydawać, że bycie grabarzem, czy kimkolwiek w branży pogrzebowej jest dziwne i może skrzywić człowieka - albo inaczej, człowiek musi być skrzywiony, aby bez problemu tam pracował. Praca z trupami, pardon, z nieżywymi osobami była bardzo specyficzna i chyba trudno jest nie odczuwać czegokolwiek widząc morze smutnych osób, załamanych, czy wręcz histerycznych. Nawet jeśli się chowanego nie zna, to człowiekowi może się zrobić smutno, czy przykro widząc jak kochana czy dobra ta osoba była. Tego można było się dowiedzieć z mów pożegnalnych. A grabarzowi, czy komukolwiek pracującemu dla tych osób, chyba nie wypadało się wzruszać. Rosie by nie mogła, ona była zbyt emocjonalna, jeśli ktoś by zaczął się mazać, to ona albo poleciałaby pocieszać taką osobę, albo rozpłakała się sama i czułaby się bardzo niezręcznie.
Na potwierdzenie jej słów można było wziąć jej zachowanie na cmentarzu. Bywała tu niemal codziennie, jeśli tylko miała chwilę. Czasem wpadała na 3 minuty, czasem stała nad grobem swojej siostry ponad godzinę, nie odzywając się, nic nie robiąc, nie zważając na nic i na nikogo. Rosie ciężko było się pożegnać z siostrą, mimo że powoli się zbliżali do granicznej daty dwóch lat, od kiedy jej życie się zawaliło i to na wielu frontach. No, właściwie na dwóch... Trzech? Wszystko zależało od tego, jak się patrzyło i klasyfikowało te fronty. W każdym razie blondynce chodziło o małżeństwo, które rozpadło się w związku z wypadkiem męża, który wydarzył się w bardzo zbliżonym czasie co zaginięcie siostry, która leżała na tym cmentarzu. A potem to już lawina - straciła pracę, straciła męża, w końcu złożyli papiery rozwodowe. Co prawda byli, chyba, na najlepszej drodze do tego by się jednak pogodzić, wybaczyć sobie wszystko, ale wciąż nie ratowało to całej sytuacji, w której znajdowała się. Pewnych rzeczy nie dało się wyratować, niezależnie ile sił się w to wkładało. A trzeba przyznać, że Shaughnessy nie bardzo przykładała się do tego, raczej wybierała taplanie się w rozpaczy. Nie użalała się nad sobą, bo nie miała przed kim.
Istniało spore prawdopodobieństwo, że to własnie Morpheus grzebał Noelle. Pewnie tego nie pamiętał, bo przecież był to jeden z wielu pogrzebów tego dnia, niespecjalnie wyróżniający się. Nie było wielu żałobników, ale też nie tak, że nikt nie przyszedł. Pogrzeb jak pogrzeb. Rosie go nie rozpoznała, niewiele pamiętała z tamtego dnia, z załatwiania wszystkich formalności. Spojrzała na mężczyznę, który ją zaczepił, najpierw dość nieobecnym wzrokiem, ale z każdym wypowiedzianym słowem była bardziej "na ziemi", bardziej obecna duchem, niż tylko ciałem. Mogła potwierdzić, że widziała go już na cmentarzu, słusznie wzięła go za pracownika, więc nie, nie zdenerwowała się, czy przestraszyła się. -Nie ma o czym mówić.-wiele razy opowiadała historię swojej siostry. Wręcz nałogowo, w pewnym momencie każdemu, kto chciał ją słuchać. Wtedy miało to cel, bo szukała pomocy, litości, współczucia. Czegokolwiek byle ta osoba zechciała pomyśleć, czy widziała coś podejrzanego, czy w jakikolwiek inny sposób wzięła udział w poszukiwaniach. Teraz? Teraz już nie było co mówić.
-Przyjechałam tu samochodem, ale cóż. -kiwnęła głową, że jasne, napije się. Ostatnio piła zdecydowanie za dużo, ale była dorosła i nikt nie miał jej kto tego wypominać. Poza tym, Morpheus nie miała zamiaru jej zalać w trupa, prawda? A jedna czy dwie kolejki nie mogły zrobić nic złego. No może poza straceniem prawka, ale mogłaby wrócić do domu taksówką. To nie byłby pierwszy raz, kiedy jej auto by nocowało na parkingu. W końcu z pogrzebu jej siostry wróciła z mężem, tylko dlatego, że jej to zaproponował. -Dzięki wielkie.-powiedziała, w końcu odnosząc się do propozycji, jaką jej mężczyzna złożył. Odebrała kubeczek i upiła łyk alkoholu. Spojrzała na wciąż świeży grób i mimo, że nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać, to się odezwała.-To moja siostra. Starsza 13 miesięcy.- to, że była to młoda kobieta można było odczytać z tabliczki. Powiązania jednak nie. Mogła to być siostra Rosie, przyjaciółka, współpracownica, żona.... W dzisiejszych światach wersji było mnóstwo. A Fitzgerald pewnie był pewnie trochę ciekawy, powodu tych częstych wizyt. Nie trzeba było się mocno rozglądać, stali bywalcy byli znacznie starsi od niej. Najczęściej byli to staruszkowie, których miłość życia już umarła, zostawiając ich na ziemi samych, ze złamanym sercem.


Morpheus Fitzgerald
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
Faktycznie, praca w branży pogrzebowej była dość specyficzna i zdecydowanie nie każdy się do tego nadawał. Trzeba było mieć pewne predyspozycje, jak choćby właśnie umiejętność zdystansowania się do tego, co się robiło, żeby później nie rozczulać się nad każdym jednym chowanym człowiekiem i nie przeżywać tygodniami każdego pogrzebu. Kiedyś Morpheus być może także stwierdziłby, że kompletnie mu to nie leży i że nie potrafi oddzielić życia od pracy, jednak po wypadku, z którego cudem uszedł z życiem, paradoksalnie, zamiast zacząć cenić życie i bardziej się o nie obawiać, mocno zdystansował się do wszystkiego, co jakkolwiek wiązało się ze śmiercią. Ta zmiana nastawienia była zapewne w jego życiu dość kluczowa, bo gdyby nie to, pewnie dalej nie wiedziałby, co ze sobą zrobić. Wątpił, że kiedykolwiek wróciłby na uczelnię, ten rozdział jego życia został definitywnie zamknięty a do zajmowania się rodzinnym barem jakoś też mu było nie po drodze. Kto wie, może odnalazłby swoje powołanie jeszcze gdzieś indziej, ale nie widział sensu, żeby zastanawiać się nad tym zbyt długo, skoro było dobrze tak, jak jest. Bo tak - mimo wszelkich trudności, które się z zawodem grabarza wiązały, Morpheus całkiem lubił tą pracę... okej, lubił to może nie do końca odpowiednie słowo, ale uważał, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu i absolutnie nie zamierzał z tego rezygnować. A już na pewno nie na rzecz niańczenia rodzinnego biznesu, bo tym powinien zająć się ktoś bardziej kompetentny, kto będzie robił to z powołania, a nie dlatego, że tak było trzeba. Ewentualnie, mogliby się w końcu zastanowić nad sprzedażą baru, Morpheus na pewno byłby za, bo nie był szczególnie sentymentalny i uważał, że trzymanie Moonlight tylko i wyłącznie ze względu na rodziców jest strasznie głupie.
Na szczęście słusznie uznał, że musiała go kojarzyć, skoro kręcił się tutaj niemal codziennie i ewidentnie przychodził tu pracować. Nie codziennie natomiast woził ze sobą wódkę, ale dzisiaj ją miał, więc porozlewał ją do dwóch plastikowych kubeczków i jeden z nich wręczył kobiecie.
- W razie czego mogę zamówić ci ubera - zaproponował wspaniałomyślnie, bo faktycznie, nie pomyślał, że powrót do domu mógłby być później dla niej potencjalnie problematyczną kwestią. On sam pewnie przejdzie się do mieszkania na piechotę, ewentualnie zwali się na głowę Seanowi, bo do jego domu miał stąd zdecydowanie bliżej. Była to jednak bardzo awaryjna opcja, bo nie umawiali się na dzisiaj, a Morfeusz nie chciałby, żeby ktoś przypadkiem zauważył, że podpity zakrada się do domu księdza. Dobrze wiedział, że wystarczy chwila nieuwagi i afera gotowa, a do tego zdecydowanie wolałby nie dopuścić.
Siostra. Potrafił sobie wyobrazić, jak cholernie ciężka musiała być utrata rodzeństwa... na szczęście nie dane mu jeszcze było przekonać się o tym osobiście, choć Gwen nie tak dawno temu otarła się o śmierć, no i on sam przecież też omal nie skończył w grobie. Co ciekawe, oboje z Gwen omal nie zabili się dokładnie w ten sam sposób, więc może jednak nie powinni wsiadać więcej na motocykle, bo to ewidentnie było igranie ze śmiercią.
- Przykro mi. - Zdawał sobie sprawę, jak bardzo oklepane to były słowa i jak niewiele znaczyły w takich sytuacjach, nie zmieniało to jednak faktu, że mówił całkowicie szczerze. Naprawdę współczuł jej straty. - Jak to się stało? - zapytał, bo jeśli ktoś umierał w tak młodym wieku to zwykle kryła się za tym jakaś tragiczna historia. Nie chciał oczywiście wiedzieć tego za wszelką cenę, bardziej zależało mu na tym, żeby kobieta przed kimś się wygadała i chociaż częściowo zrzuciła z siebie ten ciężar.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Każdy miał jakieś predyspozycje, a bywały różne zajęcia, również te mniej urocze, czy czarujące, które też trzeba było zrobić. Jak to mówią, żadna praca nie hańbi i właściwie była to racja - Rosie coś na ten temat wiedziała z jednego względu. Przez ostatni rok chwytała się różnych prac, co nie do końca było łatwe, bo nie była pracownikiem miesiąca, stąd częste zmiany miejsc zatrudnienia. Pożegnała się z wymarzoną pracą w piekle - bo tak wiele osób określało przedszkola, zabrała się za kelnerowanie w różnych miejscach, mniej lub bardziej podłych, chwilowo pracując w pizzerii. Mało ambitne i też mało widowiskowe, ale płaciło. A jak się miało duży dekolt, to i napiwki były niczego sobie.
-Tak się chyba skończy. Ale to nic, jutro też planowałam tu przyjść. A w takim miejscu jak to, chyba nikt nie kradnie samochodów, co?-chciała rzucić jakimś drętwym czarnym żartem typu "towarzystwo tutaj jest jakieś mało energetyczne, ani skore do szaleństw", ale byłoby to nie na miejscu. A patrząc jakie poczucie humoru miała szczęśliwa, czy po prostu zadowolona z życia Rosie, smutna Rosie mogła mieć je tylko gorsze. A sam Morpheus na bank ma lepsze żarty tematyczne, którymi mógłby się podzielić, gdyby tylko chciał.
-Dzięki. Doceniam-rzuciła. Aczkolwiek wiadomo, że te słowa wcale nie musiały być specjalnie szczere, ale to nie żaden problem, nie zamierzała się obruszać, czy wypominać temu mężczyźnie. Każda śmierć była przykra, a on wypowiedział te słowa, które były oczywiste. Nie zrobił niczego w złej wierze.-Nie wiem do końca. Choć bardzo chciałabym się dowiedzieć-rzuciła. Przecież do tego dążyła uprzykrzając się policji, czy prowadząc poszukiwania na własną rękę.-Zaginęła półtora roku temu, potem znaleziono ją martwą w głębi lądu. Policja uważa, że samobójstwo, a ja w to nie wierzę-streściła wiadomość. Nie była to jakaś pokrzepiająca historia typu- zachorowała na raka, ale pokazywała wszystkim jaka jest silna, była pełna życia i to natchnęło dziesiątki osób do choć przebadania się. Nie, to była smutna, pokręcona historia. -Zdrówko-powiedziała i chlapnęła cały kieliszek wódki bez większego skrzywienia. W ostatnich miesiącach wypiła całą wannę wódki i innych napojów wyskokowych.

Morpheus Fitzgerald
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
Ano, coś w tym było - nie ważne jak, ważne, że się zarabiało... rzecz jasna dopóki to była legalna praca, bo Morpheus nie był oczywiście zwolennikiem kradzieży, handlu narkotykami czy innych tym podobnych rzeczy. Całą resztę zawodów natomiast bardzo szanował, niezależnie od tego, co to było. Sam przez pewien czas pracował w rodzinnym Moonlight i bardzo szybko stwierdził, że ma tego dosyć, więc tym bardziej doceniał ludzi, którzy pracowali w barach, czy w ogólnie pojętej gastronomii, bo było to niewątpliwe potrzebne, a nie każdy potrafił tam wytrzymać. Praca w branży pogrzebowej miała tą przewagę, że miało się więcej do czynienia z martwymi niż z żywymi, a taki trup był względnie bezproblemowy - w przeciwieństwie do klientów rodzinnego baru, którzy bywali mocno konfliktowi i roszczeniowi, zwłaszcza po kilku kolejkach. Morpheus nie był pewien, czy po tylu latach kopania grobów byłby w ogóle w stanie na dłuższą metę pracować z żywymi... było to o tyle zabawne, że przecież kiedyś marzyła mu się praca w dziennikarstwie, a tam, chcąc czy nie, ma się przecież styczność z ludźmi
- Raczej nie - potwierdził i nawet się delikatnie uśmiechnął, chcąc docenić w ten sposób, że mimo wszystko próbowała żartować, chociaż ewidentnie nie miała do tego nastroju - a przynajmniej takie sprawiała wrażenie.
Na chwilę zamilkł, nie chcąc wchodzić jej w słowo. Upił łyk wódki ze swojego kubeczka, później jeszcze jeden, dopiero po paru minutach zdecydował się przerwać ciszę.
- Dlaczego sądzisz, że to nie było samobójstwo? - Z jednej strony, dobrze wiedział, że samobójstwo kogoś bliskiego jest trudne do zaakceptowania i że łatwiej jest żyć z wersją, według której ukochana osoba nie umiera z własnej woli. Z drugiej strony, policja nie była nieomylna i im też zdarzało się błędnie ocenić sytuację, więc Fitzgerald wcale nie miał zamiaru z góry zakładać, że kobieta po prostu probuje wypierać samobójstwo siostry. - Myślisz, że to wypadek? Albo że ktoś maczał w tym palce? - Nie chciał być zbyt dosadny i pytać, czy jej zdaniem siostra została zamordowana, więc spróbował ująć to najdelikatniej jak potrafił. Przy tym naprawdę nie miał zamiaru wyjść na kogoś, kto nadmiernie interesuje się cudzymi sprawami, ale skłamałby, gdyby powiedział, że ani trochę go to nie zaintrygowało. - Jeszcze po jednym? - zapytał, widząc, że opróżniła już zawartość swojego plastikowego kubeczka. Broń Boże nie miał zamiaru jej tu upijać, ale jeszcze jedna kolejka chyba nie zaszkodzi, prawda? Tym bardziej, że przecież przy alkoholu o wiele łatwiej rozmawiało się na ciężkie tematy.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Praca była lepsza, lżejsza... Jednak ktoś musiał robić te rzeczy, których ktoś nie lubił. Rosie w młodości miała jasne plany na przyszłość - chciała zostać przedszkolanką i udało się jej to spełnić. Była tam szczęśliwa, uważała że dobrze zajmowała się dziećmi, które uwielbiały się z nią bawić i czuły się przy niej bezpiecznie. Niestety, życie zweryfikowało jej plany i poglądy - przez pewien czas po prostu nie nadawała się do tej pracy, więc szukała czegoś innego. I słowo szukała było jak najbardziej odpowiednie, pracowała przez chwile w Shadow, w kilku innych miejscach, a teraz w pizzerii. I totalnie nie uważała, że praca Morpheusa jest jakaś.... Cóż, dziwna była, nie da się nie użyć tego słowa, bo specyfika była jak w żadnej innej branży.
W ostatnich tygodniach czarny humor się trochę w kobiecie uaktywniał. Do tej pory to nie były ulubione jej żarty, nie bardzo potrafiła się śmiać ze swojej przeszłości, ale w ostatnim czasie takie teksty same pchały się jej do ust. Ten o kradzieży samochodów, czy stwierdzenie, które skierowała do męża o tym, że chętnie spędziłaby święta ze swoją rodziną, ale nie są oni specjalnie rozmowni. To chyba był pewien sposób użalania się nad sobą, tylko taki bardzo zawoalowany. Otwarcie nie potrafiła i nie chciała tego robić. Niestety wiedziała, że nikogo to specjalnie nie interesuje i ten fakt ją cieszył. Strata rodziców, siostry i rozstanie z mężem sprawiło, że nie chciała mieć kogokolwiek bliskiego w swoim życiu, aby nie musieć już nigdy czuć bólu, gdy coś im się stanie, czy po prostu znikną z jej życia.
-Z prostego powodu. Jakby chciała popełnić samobójstwo, to by zrobiła to od razu, po zaginięciu. Po co miałaby się wysilać, aby przez ponad rok ukrywać się przed wszystkim i wszystkimi? -w końcu nawet jakby wyjechała do innego miasta, tam mógłby ktoś ją zobaczyć, rozpoznać i powiedzieć policji czy samej Rosie. Skoro efektem miała być śmierć, to Noemi by się zabiła od razu.
-Albo ktoś ją porwał i później zabił.... Albo doprowadził do tego, że uznała, że to jest jedyne rozwiązanie-powiedziała. Nie bała się o tym mówić na głos i działało to na nią wręcz terapeutycznie, czując że walczy o dobre imię swojej siostry. Nie sprawiało to jej bólu, nie powodowało, że traciła nastrój. U niej najwyraźniej działało to inaczej, nie wiadomo z jakiego powodu. A może to było wytłumaczalne i dobry terapeuta potrafiłby to jakoś naukowo umotywować, lecz Rosie nigdy nie miała choć jednego spotkania z terapeutą.
-Poproszę-odpowiedziała, milknąc na chwilę. -Zastanawiasz się czasem, co spowodowało, że chowasz młode osoby?-zapytała w końcu. Jeśli chodzi o starsze osoby, to można to zrzucić na wiek, na choroby. Jednak na pewno kopał groby dla dzieci, czy osób w swoim wieku. Czy był aż tak znieczulony na śmierć, że takie pytanie nawet nie przechodziło mu przez myśl?

Morpheus Fitzgerald
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
To on z kolei totalnie nie nadawałby się do pracy w przedszkolu, w szkole, czy w jakimkolwiek innym miejscu, w którym miałby styczność z dziećmi (w każdym razie z żywymi dziećmi, choć brzmi to dosyć okrutnie). Na codzień z nimi nie przebywał, nie potrafił się przy nich zachować, totalnie nie miał podejścia i mógłby się założyć, że męczyłby się przy takiej pracy dużo bardziej, niż przy kopaniu grobów i uczestniczeniu w pogrzebach. Cóż, przynajmniej wiedział do czego ma predyspozycje, jakkolwiek niestandardowe by się nie wydawały. Było mu z tym dobrze a to chyba najważniejsze, nie?
- Może docelowo chodziło jej tylko o ucieczkę, ale w ciągu tego roku wydarzyło się coś, co pchnęło ją do takiego drastycznego kroku? - Nie chciał jej tu broń Boże sugerować, że coś sobie uroiła, tylko dlatego, że całą sytuację dało się wytłumaczyć w całkiem logiczny sposób. Po prostu zawsze starał się brać pod uwagę różne wersje, zamiast skupiać się tylko i wyłącznie na jednej. - Z drugiej strony, jeśli naprawdę dobrze ją znałaś i jesteś pewna, że by tego nie zrobiła, to moim zdaniem ktoś powinien się tym zainteresować i przynajmniej rozważyć taką opcję... ale zgaduję, że dla policji takie argumenty nie były wystarczające, więc bez zagłębiania się w temat przyjęli wersję z samobójstwem? - Nie, żeby miał w życiu jakoś wiele do czynienia z policją, ale szczerze? Ani trochę by go coś takiego nie zdziwiło. Nasłuchał się o ich niekompetencji całkiem sporo i wyrobił sobie odpowiednią opinię - zapewne mniej lub bardziej błędną, bo przecież głupotą było ocenianie środowiska na podstawie kilku jednostek. Morpheus był raczej przeciwny takiemu uogólnianiu i szufladkowaniu ludzi, więc trochę zaleciało z jego strony hipokryzją.
Podniósł kubek z wódką do ust, zastanawiając się chwilę nad pytaniem, choć odpowiedź zdawała się być dość oczywista.
- Nawet całkiem często. Wydaje mi się, że przy takiej pracy nie da się całkowicie odciąć od takich przemyśleń. - Próbował niejednokrotnie, zwłaszcza na początku swojej kariery, kiedy jeszcze kompletnie nie był z tym wszystkim oswojony. Skłamałby, gdyby powiedział, że w pierwszych tygodniach trochę go to wszystko nie przytłaczało - zwłaszcza, kiedy miał do czynienia właśnie ze stosunkowo młodym zmarłym. Nie było jednak rzeczy, do których nie da się przyzwyczaić, prawda? - Niewiele brakowało, żebym sam został pochowany w młodym wieku, więc czasami siłą rzeczy nie potrafię wyprzeć myśli o przedwczesnym umieraniu. - Nieoczekiwanie podzielił się dość istotnym szczegółem ze swojej przeszłości, ale był do tego zdystansowany na tyle, żeby móc swobodnie o tym rozmawiać i nie mieć przy tym żadnych traumatyzujących przebłysków z tamtego okresu.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ta miłość Rosie do dzieci była dość dziwna. To znaczy, od liceum marzyła o tej pracy i udało się jej ją dostać. Jednak mniej więcej też od tego czasu, kiedy zrodził się pomysł na karierę, wiedziała, że ona sama nie chce mieć swojego potomstwa. Lubiła obserwować jak dzieci się bawią, uczą nowych rzeczy i są z siebie dumne. Nie miała nic przeciwko opatrywaniu stłuczonych kolan i wycieraniu nosa po płaczu. Jednak nie planowała nigdy własnego macierzyństwa. Teraz, to już w ogóle było niemal nieosiągalne dla niej, bo naprawdę nie planowała jeszcze z kimkolwiek się wiązać, nie po tym co przeszła.
-Biorę to pod uwagę, ale też chciałabym wiedzieć co się stało..-Bardziej przyjęłaby fakt, że coś przez ten rok się wydarzyło, że faktycznie popełniła Noemi to stanowisko, lecz sam fakt ucieczki wcale jej nie pasował do tego, jakim człowiekiem była siostra blondynki. Jednak Morpheus nie musiał się czegokolwiek obawiać, że zostanie źle zrozumiany przez swoją towarzyszkę rozmowy, czy ta uzna, że się wtrąca w nieswoje sprawy. Może to nie były przyjemne rozmowy, ale Shaughnessy wolała rozmawiać, niż dać zapomnieć o swojej siostrze.
-Nie są zainteresowani, nie badają samobójstw. Z resztą od samego początku nie działali tak, jakbym chciała-Można te słowa zrozumieć dwojako. Albo, że policja robiła wszystko, lecz to i tak było za mało dla Rosie, albo druga opcja mówiła, że w ogóle policja się nie popisała. Rosie twierdziła subiektywnie, że prawdziwą była wersja druga, ale kto wie, jak ktoś obiektywnie by to ocenił.
Rosie również spojrzała na swój kubeczek i przechyliła go lekko. W ostatnich kilkunastu miesiącach piła zdecydowanie zbyt dużo, jednak, oczywiście, nie sądziła, że ma z tym jakiś problem. Żaden alkoholik nie wie, że ma z tym problem. Choć ona po prostu była na najlepszej drodze do stworzenia poważnego problemu.
-Ludzka ciekawość nie pozwala totalnie olać tematu, co?-zagadnęła. Czasem można się domyślić po widoku ciała, czy to był wypadek, czy choroba. Rosie wolała nie wiedzieć, czy Morpheus widział zwłoki jej siostry - z nimi chyba nikt nie potrafiłby zrobić dobrze wyglądającej osoby. Bo nie oszukujmy się, większość osób jest malowana, czesana i szykowana do tego, jakby rodzina zażyczyła sobie otwarcia trumny.
-I czujesz wdzięczność, że udało Ci się oszukać śmierć?-zapytała z ciekawości. Najgorsze co ją spotkał w życiu, to raczej problemy psychiczne - bo nie dość, że pochowała dopiero co siostrę, to rodziców pochowała jeszcze w podstawówce. Problemów zdrowotnych, czy wypadków grożących wielkimi obrażeniami zdrowotnymi nie miała na swoim koncie, więc nie mogła zrozumieć Morpehusa tak do końca.

Morpheus Fitzgerald
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
Przynajmniej robiła to, co sobie zaplanowała i o czym marzyła. Morpheus natomiast zdążył już niemal zapomnieć, że kiedyś pragnął robić karierę w dziennikarstwie i że przez długi czas naprawdę się tym interesował. Sam nie był do końca pewien, dlaczego nie zdecydował się na powrót na uczelnię, kiedy doszedł do siebie po wypadku - jeden stracony rok to wbrew pozorom wcale nie było aż tak dużo, ale jakoś tak, po wszystkim co przeszedł, na dłuższy czas całkowicie stracił motywację do nauki i robienia ze swoim życiem czegoś sensownego.
Cóż, widocznie tak miało być.
- Jasne, totalnie to rozumiem. Zgadywać można sobie do woli, ale jeśli ktoś z policji się tym nie zainteresuje... - pozostawił w domyśle to, co i tak wydawało się oczywiste. Być może Rosie nigdy nie zdoła dowiedzieć się, co się stało, jeśli odpowiednie służby na nowo się tym nie zainteresują... co było strasznie chujową, ale niestety realną perspektywą. - No tak, wersja z samobójstwem jest dla nich przecież najwygodniejsza - prychnął, postanawiając dalej opluwać niekompetencję policji, choć nie miał ku temu żadnych personalnych powodów. Zawsze jednak było mu strasznie szkoda ludzi, którzy cierpieli latami przez to, że ktoś postanowił coś olać, bo tak mu było wygodniej.
- Jakby nie patrzeć, śmierć w pewnym sensie jest całkiem interesującym zjawiskiem - potwierdził, przedstawiając przy okazji swoje zdanie, które pewnie przez wielu zostałoby uznane za dość kontrowersyjne. Nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego ludzie uważają temat śmierci za takie tabu i boją się przyznać otwarcie, że mimo wszystko było w tym coś fascynującego. A może nie było, może po prostu był wyjątkiem i przemawiało przez niego zboczenie zawodowe oraz własna prawie-śmierć w wypadku, o której to właśnie raczył wspomnieć pomiędzy jednym a drugim łykiem wódki.
- Nie wiem, czy wdzięczność to odpowiednie słowo - odpowiedział po chwili zastanowienia, bo niby komu miałby być wdzięczny za to, że jakimś cudem udało mu się przeżyć. Bogu? Ale przecież nawet nie był wierzący a w kościele pojawiał się jedynie przy okazji pogrzebów (czyli mimo wszystko dosyć często). Lekarzom, którzy zdołali go odratować? Już prędzej, ale chyba tak czy inaczej uważał, że jego powrót do zdrowia i - na szczęście! - pełnej sprawności był bardziej głupim szczęściem niż czyjąkolwiek zasługą. - Ale coś takiego na pewno mocno zmienia perspektywę... zakładam, że u każdego wygląda to trochę inaczej, ale po takim doświadczeniu chyba nie da się tak do końca wrócić do normalności. - Przy czym normalność była pojęciem mocno względnym, ale chodziło głównie o to, że nic nie było już takie jak wcześniej. Każdy, kto cudem zdołał wyrwać się śmierci, z pewnością doskonale wiedziałby, o co chodziło.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Robiła, ale już nie robi. Do tej pory, czyli prawie przez półtora roku, czy już prawie dwa lata, wiedziała, że to nie jest odpowiednie miejsce dla niej, bo ostatnie co można było powiedzieć do niej, że była w odpowiednim stanie psychicznym czy fizycznym, aby opiekować się kimkolwiek. Nigdy, nawet przez moment nie próbowała negować stwierdzenia dyrekcji, że lepiej będzie, jak odejdzie. Być może wkrótce będzie mogła znów myśleć o swojej wymarzonej pracy, bo nie da się ukryć, że powracała do jakiejś równowagi psychicznej. Czy to była kwestia tego, że pochowała siostrę i nie musiała się martwić o cokolwiek, nie ma powodów, aby bez planowania czuła potrzebę pojechać do innego miasteczka i spędzić cały dzień na wypytywaniu ludzi i rozklejaniu plakatów. Może to towarzystwo męża, który pojawił się z powrotem w jej życiu miał zbawienny wpływ na jej stabilność emocjonalną? Na pewno było jeszcze parę rzeczy do doprowadzenia do porządku, aby mogła choć próbować powiedzieć, że wszystko jest jak dawniej. Może wtedy zastanowi się, czy nie porzucić pracę kelnerki i wrócić do opieki nad maluchami, co tak wiele przyjemności jej sprawiało.
-Dokładnie. Sama nie jestem w stanie nic zrobić. A wszyscy detektywi i jasnowidze to ściema nastawiona na wyciągnięcie pieniędzy-nie da się ukryć, że o tym blondynka mówiła z własnego doświadczenia. Jak to ostatnie było totalnie zrozumiałe, chyba że się wierzyło w astrologię i siły nadprzyrodzone, co chyba nie było do końca normalne i bardzo popularne w XXI wieku, kiedy jest milion przykładów ukazujących to jak wielką ściemą jest to, tak to pierwsze stwierdzenie mogło wydawać się gorzkie i niesprawiedliwe. Możliwe, w końcu może Rosie sięgnęła po jakiegoś konowała, a ktoś lepszy byłby w stanie osiągnąć jakieś sukcesy i zdobyć jakieś informacje. Trudno to ocenić, bo z perspektywy czasu, nie było sensu dawać komukolwiek drugiej szansy.
-Mówisz to z perspektywy osoby, która przez to niemalże przeszła?-zapytała, bo nie bardzo rozumiała ocenić kontekst. Nikt, kto stracił kogoś bliskiego, nie powiedziałby, że jest to coś fascynującego. Może dla kogoś zainteresowanego biochemią, czy innymi aspektami medycznymi czy naukowymi patrzyłby na procesy zachodzące w człowieku byłyby ciekawe, ale w tym momencie Rosie nie widziała nic ciekawego w tym. Śmierć kojarzyła się jej tylko i wyłącznie z bólem i wpływem na jej życie przez naprawdę długie lata. W końcu nie da się ukryć, że śmierć rodziców, gdy była dzieckiem, miała wpływ na nią nawet w tym momencie. Nawet jeśli ból jako taki już nie istniał, to wpływ na jej życie był wielki.
-Ludzie lubią w takich momentach mówić, że czują, że dostali drugą szansę i chcą żyć pełnią życia, tak jest? -zapytała. Ona sama nie potrafiła się utożsamić z myślą, a była naprawdę ciekawa, co Morpheus miał na myśli. Ona raczej to stwierdzenie, o którym mówiła na głos, traktowała jak jakiś tani banał, który nie ma za wiele wspólnego. Choć właściwie, zarejestrowała sobie w głowie, aby zapytać o to swojego męża przy jakiejś okazji, bo on też miał za sobą poważny wypadek. Teraz, znając również stronę Morpheusa, ta rozmowa będzie dla niej jeszcze ciekawsza - takie porównanie perspektyw dwóch zupełnie różnych osób.

Morpheus Fitzgerald
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
Cóż, grunt to wiedzieć, kiedy się wycofać. Czasami tak było po prostu najlepiej, zwłaszcza, kiedy samemu miało się świadomość, że już dłużej nie dawało się rady. Morpheus zawsze cenił w ludziach takie podejście, gardził za to pchaniem się na siłę do czegoś, do czego kompletnie się nie nadawało. Chyba właśnie z tego prostego powodu tak szybko porzucił pracę w rodzinnym barze - totalnie nie miał do tego serca, dobrze wiedział, że na dłuższą metę się tam nie odnajdzie, więc po prostu dał sobie spokój i poszedł szukać szczęścia gdzieś indziej. Dokładniej na cmentarzu, jakkolwiek źle to nie brzmi.
- Niestety. Żeby realnie spróbować coś z tym zrobić, przydałyby się jakieś znajomości w policji. - A zgadywał, że Rosie takowych nie posiadała, skoro sprawa jej siostry wciąż stała w miejscu. On niestety też nie za bardzo mógł tu pomóc, bo jak zostało już wcześniej wspomniane, nie miał swoim życiu zbyt wiele do czynienia z policją - tym bardziej nie prywatnie. Trochę smutne, że teraz bez odpowiednich znajomości nie było się już w stanie załatwić praktycznie niczego... może jednak powinien na chwilę schować swoją niechęć do służb mundurowych i zakręcić się koło jakiegoś policianta? W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy i do czego mogłoby mu się to w przyszłości przydać.
- Można tak powiedzieć... gdyby nie to, pewnie nie zastanawiałbym się nad śmiercią aż tyle - wyjaśnił, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że jego opinia na temat śmierci mogła się wydawać dziwna a jego wcześniejsza wypowiedź - dość bezduszna. Zwłaszcza dla kogoś, kto niedawno stracił bliską osobę i wciąż przeżywał żałobę. Czasem naprawdę mógłby się ugryźć w język... po tylu latach obcowania z ludźmi pogrążonymi w żałobie chyba powinien potrafić przynajmniej tyle. - Przepraszam, jeśli... niewłaściwie się wyraziłem. Chodziło mi o samo zjawisko śmierci, nie o utratę bliskiej osoby czy inne rzeczy, które się z tym wiążą. - Tylko czy właściwie dało się tak całkowicie oddzielić jedno od drugiego? Well, Morfeuszowi się wydawało, że owszem, ale może inni ludzie mieli w tej kwestii odmienne zdanie. - Po prostu fascynują mnie rzeczy, których tak do końca nie jest się w stanie zrozumieć i które zawsze do pewnego stopnia będą owiane tajemnicą - spróbował chociaż trochę przybliżyć, jak to wyglądało z jego perspektywy, żeby nie wyjść na jakiegoś psychopatę, którego cieszy śmierć i ludzkie tragedie. Chyba lepiej by było, żeby już w ogóle zakończył ten temat, bo zdawał sobie sprawę, że jego podejście do kwestii związanych ze śmiercią było dosyć specyficzne i dla niektórych pewnie kontrowersyjne, a on sam w najlepszym razie wychodził przez to na kogoś skrajnie pozbawionego empatii.
- Raczej nie nazwałbym tego drugą szansą - rzucił po krótkiej chwili namysłu, bo jakoś nie do końca odpowiadało mu to określenie. Jego zdaniem - z którym oczywiście nie trzeba było się zgadzać! - brzmiało to jak jakiś oklepany frazes, powtarzany przez ludzi, by ładnie ubrać w słowa fakt, że przeżyli coś, z czego nie każdemu udawało się wyjść cało. Osobiście wolał trzymać się wersji, w której po prostu miał trochę więcej szczęścia niż inni. - Chociaż z tym drugim muszę się zgodzić, faktycznie pojawia się chęć życia tak, jakby jutra miało nie być. - Owszem, czasami używał tego jako wymówki, jeśli ktoś zwracał mu uwagę, że za dużo czasu spędza w barach a za mało na obowiązkach, ale generalnie, o wiele bardziej odczuwał to w pierwszych latach, kiedy mgliste wspomnienie zderzenia z drzewem i nieco bardziej wyraźne wspomnienia długich miesięcy rehabilitacji i tułania się po szpitalach wciąż były na tyle świeże, że nie dawało się ich zepchnąć na dalszy plan. - Z czasem przechodzi, przynajmniej do pewnego stopnia. - To znaczy, jemu w dużej mierze przeszło, ale nie był żadną wyrocznią i nie głosił żadnej prawdy objawionej a każdy przypadek należało rzecz jasna rozpatrywać indywidualnie.

Rosie Shaughnessy
lorne bay — lorne bay
34 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na pewno było to dość smutne, czy dobijające, że w jednej sytuacji właściwie całe życie się koncertowo spieprzyło. Rodzinne, małżeńskie, zawodowe. Jeszcze kilka tygodni temu, nie było nic, co by ją łączyło z tym, co kiedyś. Oczywiście, że za tym tęskniła i właściwie pracę w przedszkolu postawiłaby zdecydowanie na trzecim miejscu w kolejności tego, czego strata bolała ją najbardziej. Wiedziała też, że z tych wszystkich strat, to będzie najbardziej odzyskać. Przyjdzie pewnie odpowiedni czas, stan ducha i będzie można. Co prawda w tym momencie też już była na etapie naprawiania relacji z mężem, ale pewne zachowania można wybaczyć, czy zrozumieć, jednak o nich się nie zapomina.
-A tego nie mam, więc stoję na straconej pozycji. Trudno, muszę się z tym pogodzić. -wzruszyła ramionami. Była nawet gotowa powiedzieć, że przynajmniej teraz jest pewna, że jej siostra już nie cierpi, nie dzieje się jej nic złego, ale to było zbyt mroczne stwierdzenie. Nawet jak na nią. Co z tego, że jej siostra już leży spokojnie w grobie, kiedy najwyraźniej wiele się w ostatnim czasie nacierpiała i Rosie nie potrafiła jej pomóc. Może nie starała się wystarczająco? Ale co mogła więcej zrobić? Blondynka przed sobą mogła stwierdzić, że robiła naprawdę wszystko, co mogła i nie powinna była mieć wyrzutów sumienia, a jednak były. Chyba z tym już tylko psycholog, czy ktoś taki byłby w stanie jej pomóc.
-Chyba każdy w pewnym momencie zastanawia się nad śmiercią. Z różnych powodów, albo jak człowiek się starzeje, odchodzi ktoś bliski albo sam przeżywa jakiś dramat-zauważyła. Oboje jeszcze byli młodzi, więc strach przed końcem życia powinien być im obcy. Jednak jak widać, oboje mieli doświadczenia w tych pozostałych sytuacjach. Tylko sam sposób myślenia był chyba inny, bo Rosie osobiście nic złego się nie stało i to były przemyślenia na temat tego, że ktoś bliski jej umiera, że nie wie co zrobić, że to niesprawiedliwe. Jej własna śmierć chyba tak bardzo jej nie przerażała. Co innego Morpheus, który nie dość, że niemal widział Św. Piotra, to jeszcze brał udział w setkach pogrzebów. Nie dało się tego w żaden sposób porównać, nie bójmy się powiedzieć.
-Niczym się nie przejmuj. -nakazała, bo nie brała jakoś bardzo osobiście słów mężczyzny. Chyba brakowało im takiej bliskiej relacji, w której łatwiej kogoś zranić, bo wiadomo, co może zaboleć. -Coś ciekawego jest w takich sprawach. -przytaknęła, bo naprawdę tak sądziła. Tylko dla niej bardziej interesujące były rzeczy pokroju.. trójkąta bermudzkiego, czy karmy, a nie śmierć. Istniało naprawdę wiele niewytłumaczalnych, trudnych do zrozumienia tematów, nie koniecznie musiały odnosić się do przemijania.
-Zazdroszczę. Wiadomo, że każdy co innego inaczej to rozumie, ale chyba trochę mi tego ostatnio brakuje-przyznała. Działała w ostatnim czasie w trybie zadaniowym, nie myśląc o sobie, swoich potrzebach czy pragnieniach. Teraz może trochę się to zmieni i na pewno zadziałałoby to dobrze dla niej. W końcu była młoda, w pełni życia. Nie mogła w pełni zgorzknieć w tak młodym wieku!
-Rozumiem.... -przytaknęła i znowu spojrzała w stronę nagrobka swojej siostry. Może ona, w sensie Rosie, też powinna w końcu zacząć żyć? Musiała sobie wiele przemyśleć po tej rozmowie z Morpheusem, bo pokazał jej trochę inną stronę życia, inny punkt widzenia. -Dziękuje za rozmowę i wódeczkę-spojrzała jeszcze na mężczyznę i zebrała się z ziemi. Wiedziała, że nie powinna wracać samochodem, wiec postanowiła go tu zostawić i na piechotę wrócić do swojego domu.

/zt x2 Morpheus Fitzgerald
ODPOWIEDZ