kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
ciuch


Oczywiście, że wycieczka w jego rodzinne strony ją stresowała. Głównie dlatego, że to miał być ich pierwszy tak poważny krok… a właściwie jej pierwszy poważny krok by wejść w jego życie. Poznać jego rodzinę, jego znajomych i cały ten jego północy świat, nawet jeśli bardzo nietolerancyjny, co zdecydowanie nie zgadzało się z jej podejściem do życia. Ale oczywiście, że to nie przekreślało Trevisano – raczej nie podejrzewała go o udział w marszach narodowościowych i tym podobnych, więc nie wydawało jej się, że miałoby to mieć większy wpływ na ich wspólne życie. Po prostu nie będą się w czymś zgadzać. Zdarza się prawda? No prawda. I absolutnie nie był to koniec świata. Końcem świata natomiast mogło być to, że Elise… Elise była aktualnie w rozsypce. Chyba nerwy zaczynały brać górę. Do domu jego rodziców dotarli w środku nocy, więc nawet za bardzo nie miała okazji ich poznać, rano dość szybko zniknęli bo okazało się, że obiecali pomóc w jakichś sąsiedzkich przygotowaniach. Wychodziło więc na to, że Debenham pozna jednocześnie rodziców Logana, jego przyjaciół z dzieciństwa i właściwie wystawi się wszystkim na ocenę jednocześnie. A warto dodać, że takie duże imprezy nigdy nie były jej mocną stroną… nie żartowała mówiąc, że właściwie nie miała dużego doświadczenia z weselami. Była przerażona.
- Jesteś pewien, że może być? Mogę się jeszcze przebrać? Nie jest za wymyślnie? Albo za mało wymyślnie? Nadaje się w ogóle na wesele? – wyszła z łazienki, podchodząc do Trevisano, żeby pomógł jej zapiąć zamek od sukienki o ile tylko potwierdzi, że ta faktycznie nadawała się na wesele, na które się wybierali – Jeszcze chwila i się spóźnimy, twoi rodzice już dawno są na miejscu… pewnie stwierdzą, że jestem spóźniającą się wariatką, która musiała się za długo szykować. – przewróciła teatralnie oczami, ale oczywiście, że bała się, że zostanie źle odebrana… kto by się nie bał, prawda? No właśnie. Skończyła studia, była kardiochirurgiem, zaczynała drugą specjalizację… a przerażało ją wesele w rodzinnych stronach własnego faceta.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
ciuch

Trevisano w przeciwieństwie do swojej zestresowanej dziewczyny, był spokojny i w ogóle nie zdenerwowany perspektywą poznania Elise z jego rodzicami. Miał absolutną pewność co do tego, że oboje, i jego ojciec i matka, polubią Debenham od pierwszej chwili spotkania. Nawet jeśli faktycznie w jakimś obszarze ich światopoglądy mocno się od siebie różniły, to wcale przecież nie musieli tego konfrontować przy żadnej rozmowie. Tak czy inaczej, on sam był już w zasadzie gotowy do wyjścia. Siedział na łóżku i przeglądając maile w swoim telefonie, czekał na szykującą się Elise. No i właśnie… Ech…
Kącik ust zadrżał mu wymownie, a kiedy podniósł wzrok z ekranu swojego ajfona na stojącą obok Debenham, aż poczuł na karku przyjemne dreszcze i od razu uśmiechnął się pełnym pyskiem. Podniósł tyłek z materaca, telefon wsunął do kieszeni swoich eleganckich portek i podszedł do kobiety. Jej podenerwowanie było trochę rozbrajające. Kiedy ona mówiła (głupoty!), on milczał i tylko się uśmiechał. Ze stoickim spokojem zapiął zamek jej ładnej sukienki, a zaraz potem… Po prostu ją przytulił. Od tyłu, przylgnąwszy torsem do jej pleców, zamknął ją w swoich łapach. Pysk wychylił do jej skroni i lekko ją tam pocałował. Nie chciał przecież narazić się na pretensje, że zrujnował jej makijaż czy coś. - Wyglądasz prześlicznie. Naprawdę prześlicznie. - i cholernie seksownie, ale nie powiedział tego na głos, bo bał się, że Elise może seksownie uznać za coś dyskwalifikującego tę sukienkę na tę konkretną okazję - czyli okazję, przy której miała poznać rodziców Logana. Sam Trevisano uśmiechnął się do swoich o tym myśli i nie odrywał wzroku od ich wspólnego odbicia w lustrze, przed którym przecież cały czas razem stali. Przytuleni. - Doktor Debenham… Niech pani przestanie się tak denerwować. Moi rodzice są naprawdę w porządku i na pewno nie pomyślą o tobie takich bzdur. Spóźniająca się wariatka… Daj spokój. - prychnął na koniec i ledwo się powstrzymał przed wymownym przewróceniem oczami. Uśmiechał się cały czas i przytknął soczyście wargi do damskiego policzka. Tak dla pokrzepienia. Nie odsunął pyska zaraz potem, więc to, co powiedział chwilę dalej - tak naprawdę wymamrotał prosto w kobiecy policzek. Jego ciepły oddech drażnił jej skórę… - Jestem pewien, że cię polubią i ty ich też polubisz, ale jeśli jakimś cudem będzie inaczej… Jeśli będziesz czuła się tam źle, to od razu stamtąd wyjdziemy. Obiecuję. - oczywiście, że była jego priorytetem. Kimś o kogo komfort i dobre samopoczucie chciał dbać. Kimś dla kogo chciał być protektorem, oparciem, wsparciem… Kimś, komu chciał dawać maksymalne poczucie bezpieczeństwa i to na wszystkich płaszczyznach codzienności. Jeżeli naprawdę bała się spotkania z jego rodzicami, musiała wiedzieć, że on był po jej stronie. Całkowicie. Stał za nią murem. - Wiem, że nie mówię tego często… Ale jesteś dla mnie cholernie ważna, Elise. Najważniejsza, więc stanę na głowie, żebyś miała przyjemny i bezstresowy dzień. Będę tam z tobą cały czas. Ramię w ramię. - domamrotał cicho i dopiero po tych słowach podniósł i odsunął lekko pysk, po czym skierował wzrok ponownie na ich odbicie w dużym lustrze. - Nie bój się. Nie dam cię skrzywdzić. Nikomu. - powinna to wiedzieć, nawet jeśli sam Logan był absolutnie pewien, że i jego matka i ojciec, i jego znajomi i przyjaciele pokochają ją od pierwszej chwili poznania.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Spojrzała na niego trochę nieprzekonana, bo miała wrażenie, że jakby stanęła przed nim w rozciągniętych dresach również powiedziałby jej, że wyglądała prześlicznie. Chyba był trochę nieobiektywny. A na dodatek prześlicznie wcale nie oznaczało – odpowiednio do okazji! I co jeśli tak nie było? Co jeśli zrobi z siebie idiotkę, bo jej sukienka będzie nieodpowiednia? Może coś z kolorem było nie tak? Albo fasonem? Może jednak powinna założyć coś zakrywającego ramiona? Nie miała zielonego pojęcia. Zielonego! Natomiast kiedy spojrzała na ich odbicie w lustrze… musiała się uśmiechnąć. Ciągle zdenerwowana, ale uśmiechnięta. Głównie dlatego, że podobało jej się to, co widziała w lustrze – ten obrazek w całości. Oni jej się podobali. Miała tylko nadzieję, że reszta pomyśli o nich dokładnie tak samo… że też im się spodobają. Nawet jeśli daleko im było do bycia gwiazdami wieczoru to i tak domyślała się, że jakieś tam zainteresowanie wzbudzą. Domyślała się, że sam Trevisano je wzbudzał wracając w rodzinne strony.
- Ale musisz obiecać… musisz, Bear. – wbiła w niego uważne spojrzenie. W jego odbicie właściwie. To co mówił było miłe, cholernie miłe, podnoszące na duchu i sprawiające, że jej serce zaczynało bić trochę szybciej, ale pozostawało coś jeszcze i to właśnie to musiał obiecać – Będziesz mnie chronił przed mną samą. Nie dasz mi zrobić z siebie idiotki, a jak powiem coś idiotycznego to zwrócisz mi na to uwagę. – albo nie będzie potrafiła się zachować, o! Chciała, żeby ją wspierał, ale nie chciała, żeby był względem niej bezkrytyczny – I powiesz mi, co ci mówili… o mnie. Gdy mnie nie będzie obok. – bo na pewno coś mu powiedzą, na pewno! A ona chciała to wiedzieć – Kiedy ostatni raz widziałeś tych wszystkich ludzi? – nie rodziców, ale całą resztę towarzystwa, z którą spędził dzieciństwo, a którą teraz spotka na ślubie jednego z nich – No i jeszcze jedno ważne pytanie, Trevisano… – kącik ust drgnął jej wymownie, więc od razu było wiadomo, że nie do końca poważne miało być to pytanie. Ważne, ale niepoważne – Czy dzisiaj też będziesz tańczył ze wszystkimi tylko nie ze mną? Wiesz, że ciężko będzie mi to kiedykolwiek ci wybaczyć… – że na tej nieszczęsnej gali nie zatańczył z nią nawet raz, nawet pół raza!



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Jest niesamowita i tracę przy niej głowę. Taka myśl przemknęła Trevisano przez łeb, kiedy patrzył na nich w lustrze i słuchał tego, co ciemnowłosa mówiła. O co prosiła, o co pytała… Roześmiał się cicho, ale otwarcie, kiedy wypomniała mu tę nieszczęsną galę. Wyswobodził ją nieco z uścisku swoich łap i opierając je na jej ramionach, lekko obrócił ją do siebie przodem. Chciał móc popatrzeć w jej ładne brązowe ślepia. - Wiem i dlatego dzisiaj będę tańczył tylko z tobą. Z nikim innym… Nawet z Banjo nie zatańczę. Słowo. - Banjo, czyli panem młodym i kumplem Logana. Wyszczerzył kły i zsunął instynktownie wzrok do kobiecych ust. Musiał sam przed sobą przyznać, że w tym wydaniu, w tej sukience, w tym makijażu, pachnąca tymi konkretnymi perfumami, sprawiała, że naprawdę tracił grunt. - Oczywiście, że powiem ci jeśli zrobisz coś głupiego. Wiesz dlaczego? Bo chciałbym, żebyś ty zrobiła to też dla mnie i właściwie to po prostu wiem, że tak będzie. Wiem, że jeśli za dużo wypiję i zacznę gadać albo robić głupoty, wyciągniesz mnie za ucho gdzieś na bok i dasz mi popalić. Wiem to. Liczę na to. I trochę też liczę, że będę mógł to samo zrobić tobie. - skwitował jak gdyby nigdy nic, szczerząc bezczelnie kły i zaczepnie skubnąwszy palcami czubek damskiego nosa. - Bardzo chcę wyciągnąć cię za ucho… Na bok… I dać ci dużo klapsów. Bardzo. - a sposób w jaki to powiedział i w jaki przy okazji też na nią patrzył, raczej nie sugerował tego, że te klapsy miałyby ton reprymendy. Hmm. Męskie łapska zsunęły się swobodnie na kobiece biodra, wzrok natomiast powędrował z powrotem do kobiecych tęczówek. - Ich wszystkich to prawdopodobnie w ostatni dzień szkoły. Z Banjo widuję się ilekroć wpadam do rodziców. Zawsze gdzieś skoczymy zarzucić wędkę i wypić piwo. - Logan cenił tę znajomość. Banjo był może niewykształcony, prosty chłopak, ale z sercem na dłoni. Właściwie to… - Zazdroszczę mu trochę, wiesz? - dodał i wcale nie byłoby to dziwne, gdyby pierwszym skojarzeniem Elise co do tej zazdrości, był ślub przyjaciela. Czy tego Trevisano mu zazdrościł? Perspektywy ożenku i założenia rodziny? Noszenia obrączki i przysięgania tych różnych ważnych rzeczy? Heh… - Może nie ma dziesięciu dyplomów z najlepszych szkół w tym kraju, ale jest bystry i bardzo lubiany. Ludzie go szanują, bo jest dobry. Ma dobre serce. A jego narzeczona patrzy na niego, jak na najprzystojniejszego faceta na świecie, a wierz mi, babe, nie jest nim. - śmiesznie zmarszczył nos, przyznając niekonieczną urodziwość kumpla. - I to nawet nie dlatego, że jestem arogancki i zadufany w sobie i w ogóle, nie. To znaczy… Jasne, jestem taki, ale chodzi mi o to, że ich związek to tak trochę, jak w tym filmie piękna i bestia. Z dosłownym przełożeniem na realia. Sama zresztą zobaczysz. Ale ona… Ona niesamowicie na niego patrzy. Naprawdę niesamowicie. - tego mu zazdrościł. Tego uczucia, że był dla tej dziewczyny całym światem. Że kochała w nim wszystko, każdą jedną, nawet tę najmniej atrakcyjną część jego bycia. Że nie dostrzegała jego wad, jego niskiego wzrostu, jego trochę za dużego brzucha, jego dużego nosa i jeszcze paru analogicznych zjawisk - a zamiast tego, widziała w nim najpiękniejszego człowieka na świecie. Tak na niego patrzyła. Tak Logan to czuł. - Lepiej trochę? Gotowa do wyjścia? - dodał po chwili i uniósł dłoń do damskiego policzka. Lekko i czule dotknął go palcami. - Nie mogę przestać się na ciebie gapić… - bo taka była ładna. I taka była dla niego ważna.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Właśnie o to jej chodziło… żeby z nią tańczył i zamiast palić buraka, że jego dziewczyna powie głupstwo – da jej za to po łapskach. Zawsze chciał szczerości i ona też tego od niego oczekiwała. Dlatego uśmiechnęła się do niego ładnie, bo tak… mógł na to wszystko liczyć. No prawie! – Te klapsy… będą musiały poczekać do powrotu do Lorne, ale obiecuję, że wszystkie chętnie je zniosę. Bardzo. – zapewniła, podśmiechując się pod nosem i na krótko sięgając jego warg. Krótko i zaczepnie. A zaraz po tym wyplątała się z jego uścisku, żeby dokończyć przygotowania, założyć ostatnie sztuki biżuterii, ostatni raz poprawić włosy, a Loganami dać szansę na te przemyślenia. Raz za razem na niego zerkała i zagryzła lekko wargę, bo to co mówił… nabierało coraz więcej sensu. I oczywiście, że nie mogła się doczekać aż poza Banjo, bo wydawał się być świetnym człowiekiem. Ba! Nie mogła się nawet doczekać aż pozna jego narzeczoną, czy też może bardziej już jego żonę, nawet jeśli Logan właśnie nazwał ją piękną. Uderzył w nią inny sens tych słów. Zupełnie naturalnie też spoważniała, a może nawet… oklapła. Trochę zgasła, chociaż tak jak wcześniej się stresowała to przed chwilą żartowali i wszystko wydawało się być dobrze. Odniosła wrażenie, że… prawdopodobnie nie potrafi mu dać tego, czego oczekuje. W związku. Bo może nigdy nie będzie jak ta dziewczyna Banjo? Bo skoro on ciągle tego nie widział? Tego jak ona patrzyła na niego? Nigdy nie spełni jego oczekiwań… nigdy nie będzie wystarczająco zakochana, wystarczająco zauroczona, nigdy nie będzie wystarczająco chwaliła jego wyglądu, nie będzie dostatecznie dmuchała jego ego. Nieważne co powie i jak powie… dla niego to nigdy nie będzie wystarczające. Bo albo tego nie widział albo nie chciał widzieć. Nieważne jak bardzo się starała.
- Hm… tak, gotowa. Chodźmy. – dodała wracając na ziemię, rozejrzała się za swoją torebką, wrzuciła do niej telefon, na którym tylko wcześniej sprawdziła wiadomości – głównie ze szpitala – i złapała dłoń Logana, dając się zaciągnąć na miejsce imprezy.
Uśmiechnięta, pogodna i radośnie witająca się z każdą mijaną i przedstawianą jej osobą. Nie chciała dać po sobie poznać, że coś jest nie tak, że coś ją kłuło w boku. Nikomu. Nawet Loganowi. A już szczególnie jego rodzicom – Nie mieliśmy okazji porozmawiać dłużej ani jak przyjechaliśmy, ani dzisiaj rano, ale tak… bardzo miło mi państwa poznać i dziękuję za gościnę. No i opiekę nad Bondi, prawdopodobnie trafił mu się najmniej zaangażowany właściciel, ale obiecuję poprawę. – zapewniła, uśmiechając się pogodnie do rodziców Logana, gdy wreszcie i oni stanęli na ich drodze.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Gdyby Logan tylko wiedział, jakie myśli i wątpliwości pojawiły się w damskiej głowie, zdecydowanie od razu chciałby je przegadać i wyprostować. Ostatnim czego sobie życzył to sprawienie Elise przykrości i, co gorsza, nie bycie o tym uświadomionym. On sam był przecież w emocjach, jak słoń w składzie porcelany - nie pierwszy i z pewnością nie ostatni raz zdarzało mu się powiedzieć coś, co ją zraniło. Nie pierwszy i nie ostatni raz zrobił to nieumyślnie i nieświadomie. Gdyby jednak wiedział… Co by jej powiedział? Już ja wiem co. Zresztą, powie jej to. Prędzej czy później powie. Póki co, pojawili się na ranczu rodziny Banjo, gdzie miała się odbyć ślubna uroczystość i potem przyjęcie. Wszystko pod gołym niebem, a że pogoda była super, samo to ślubne popołudnie także się taki zapowiadało.
Kiedy Logan i Elise natknęli się na państwa Trevisano… On dziwnie zaczął się stresować. Powodem nie było to, że martwił się o brak sympatii jego rodziców względem Elise, absolutnie! Nic podobnego. Raczej bał się tego, że jego ojciec powie coś durnego i to Debenham nie będzie zadowolona z tego spotkania. Tak, bał się, że nie polubi jego rodziców. Teraz. Kiedy TO już się działo. - Cudownie cię w końcu poznać, Elise. Logan dużo nam o tobie opowiadał. Już wcześniej… - pani Trevisano pochyliła się do Debenham i przyjaźnie, trochę matczynie ją przytuliła. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Była ładną kobietą o brązowych włosach i niesamowicie zielonych oczach. Świeciły się, jak dwa szmaragdy. - Kiedy dopiero się poznaliście. Nie chciał powiedzieć tego wprost, ale był pod wrażeniem. Ja to wiem. Matka zawsze wie. - Allison, bo tak miała na imię matka Logana, dodała i zaczepnie, porozumiewawczo mrugnęła do stojącego obok Debenham, syna. - Nie wiedziałem, że teraz w szpitalach można spotkać takie ładne dziewczyny. - wtrącił się pan Trevisano, który posturą i wzrostem oddawał podobieństwo z Loganem. Tak, jak syn, nosił ciemny zarost. - Tato. - Logan upominająco mruknął i odruchowo odszukał łapskiem dłoń swojej dziewczyny. Wspierająco zamknął ją w palcach. - Mów mi Robert. Jestem za młody i stanowczo za przystojny, żebyś mówiła do mnie, jak do starego dziadka. - czyli żadnego per panie Trevisano, po prostu Robert. Najprościej, jak to możliwe. Logan mruknął i spojrzał porozumiewawczo na matkę. - Nie patrz tak Bear, twój ojciec ma rację. Jesteśmy zbyt młodzi. Oboje. - Allison dodała i posłała wymowne łypnięcie na męża. Zaraz potem przeniosła wzrok z powrotem na Debenham. - Bardzo się cieszę, że zostaniecie z nami na ranczo. - czyli w gospodarstwie Trevisano… Trevisanów, hyhy. - Będziemy mogły trochę porozmawiać… Jeśli będziesz miała ochotę oczywiście. - pani Trevisano skierowała już bezpośrednio do Elise. Zaraz potem matka Banjo poprosiła Allison o pomoc przy ślubnym szampanie. - Złapmy się później, dobrze? Koniecznie chcemy cię lepiej poznać. - pani Trevisano złapała męża za rękę, a ten puścił jeszcze porozumiewawcze oko do dziewczyny swojego syna, uśmiechnął się i odszedł razem z żoną pomóc wieloletniej przyjaciółce. Logan i Elise zostali sami. Przynajmniej na moment. - To… Powiesz coś? - spojrzał na nią niepewnie, bo tak, cholernie był ciekaw tego co myślała. Miała ich za dziwaków czy za sympatycznych ludzi? Bardzo chciał to wiedzieć.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wiedziała czego spodziewać się po jego rodzicach, nie miała żadnych oczekiwań. Miała tylko nadzieję, że ją polubią, albo przynajmniej będą sprawiać wrażenie jakby ją polubili. Zaakceptowali. Tylko i wyłącznie na tym jej zależało i chyba to dostała. Nie wyczuła chłodu, czy dystansu. Byli sympatyczni i bardziej do Logana podobni niż mogłaby przypuszczać. Oczywiście, że przytaknęła na ewentualną chęć późniejszej rozmowy z Allison i uśmiechnęła się ładnie do Roberta. Odprowadziła ich wzrokiem w kierunku, w którym się udali i dopiero wtedy wróciła spojrzeniem do Trevisano – Przeżyłam? Nie zbłaźniłam się? Chyba nie było tak źle? – to miała powiedzieć? Uśmiechnęła się pod nosem – Masz miłych rodziców. Cieszę się, że miałam okazję ich poznać. – potwierdziła, bo przecież naprawdę tak było. Zrobili na niej dobre wrażenie i miała nadzieję, że tych kilka urlopowych dni upłynie w pozytywnej atmosferze i nikt, o nikim nie zmieni zdania. Heh… zawsze może się pozmieniać, prawda? – To kogo następnego powinnam poznać? – rozejrzała się, jakby oczekiwała, że ktoś jej się zaraz rzuci w oczy i będzie wiedziała, że to właśnie ta osoba, którą Logan powinien jej teraz przedstawić. Nic jednak takiego się nie stało – I chyba powinniśmy zająć już miejsca, zaraz powinno się zacząć. – wskazała w kierunku ustawionych równo krzeseł, które zwrócone były w stronę miejsca, gdzie państwo młodzi będą sobie ślubować miłość i uczciwość i cóż… patrzeć na siebie tak jak nikt inny na siebie nie patrzył. Phi. Żałowała, że ten ślubny szampan jeszcze nie był dostępny, bo chętnie złapałaby za kieliszek. Jednak nie mogła. A oni musieli zająć odpowiednie i przez kilka chociaż może bardziej kilkanaście następnych chwil skupili się na samej ślubnej uroczystości. Ślub jak ślub, prawda? Obserwowała, uśmiechała się, ale jednocześnie pozostawała lekko nieobecna. Skupiała wzrok na młodej parze i zawieszała się… a za chwilę wracała na ziemię. I bardzo, ale to bardzo cieszyła się, że później już mogła złapać za kieliszek z szampanem, wznieść toast za młodą parę i faktycznie ją poznać, gdy składali im życzenia. Czy widziała to, o czym mówił Logan? Prawdopodobnie tak. Czy nadal jego słowa bolały? Oczywiście. Chociaż bardzo chciała, żeby jej to przeszło, bo chciała się cieszyć tym dniem.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Cyknął niecierpliwie, no bo co to za głupoty… Ona? Miałaby się zbłaźnić? Trevisano w ogóle nie potrafił sobie tego wyobrazić. - Przepraszam za ojca. Ma czasami głupie wejścia. - a ponieważ niedaleko pada jabłko od jabłoni, to… Elise znała to już z przypadku Logana. On też je miał. Te głupie wejścia. Na pytanie o to kogo następnego ciemnowłosa powinna poznać. Trevisano odruchowo też zaczął się rozglądać. Kręciło się tam trochę osób, ale sporej ilości w ogóle nie znał lub jedynie kojarzył. Nie mieszkał w okolicy już przecież dobry kawałek czasu, nie mógł być na bieżąco. - Chcę cię przedstawić Banjo, ale… Tak, masz rację. Lepiej usiądźmy. - bo ceremonia zaraz faktycznie miała się zacząć.
Prawda jest taka, że podczas gdy Banjo i jego już prawie żona przysięgali sobie te wszystkie ważne i ładne rzeczy, Logan częściej patrzył na siedzącą obok Debenham, niż na nich. Jej nieobecny wzrok i poważna mina trochę go zaniepokoiły. Nie był pewien, właściwie to nie miał bladego pojęcia co mogło być powodem, ale… Kombinował. Dopowiadał sobie, ale w pewnym momencie sam, w swoich własnych myślach, dał sobie przez łeb. Za karę i w ramach przypomnienia tego, co jej obiecał. Że nie będzie pisał własnych scenariuszy. Że zaufa jej i będzie się z nią komunikował. Tak po prostu.
Rozmawiał przez moment z jakimś daaaawnym kolegą ze szkoły średniej, którego, tak prawdę mówiąc, w ogóle nie pamiętał. Elise odeszła do toalety, ale ponieważ już trochę długo nie wracała, Logan się zaniepokoił. Po głowie cały czas chodziło mu to, w jakim zamyśleniu ona była podczas ślubu. Dopił co miał w kieliszku, pusty odstawił na weselny stół, który mijał. Rozglądał się po okolicy, po gościach, mniej lub bardziej obcych twarzach… Aż w końcu ją dostrzegł. Stała gdzieś bardzo na uboczu, sama. Trochę się rządzę, ale wiem, że mogę, co nie? No. Sama. Przystanął i przez moment tylko się jej przyglądał. Zmartwił się, bo jak mógłby nie? Teraz już wiedział na pewno, że coś było nie tak. Ech… - Przed przyjazdem tutaj obiecałem ci, że nie odstąpię cię na krok, a prawda jest taka, że to ty uciekasz ode mnie. - odezwał się, kiedy już był całkiem blisko, za plecami kobiety, niespiesznie podchodząc jeszcze bliżej, z łapami wsuniętymi luźno w kieszenie swoich eleganckich portek. Stanął tuż obok, ale przodem do Elise. Utkwił wzrok w jej ładnej, ale zafrasowanej buzi. - Powiesz mi co się stało? Ktoś ci coś powiedział? Moi rodzice? Albo ja…? Ja coś spieprzyłem? - zapytał bez większego owijania w bawełnę, od razu dając jej znać, że widzi, że coś niedobrego chodzi jej po głowie. - Porozmawiaj ze mną… Proszę. - potrzebował tego i cholernie to było po nim widać.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Była na siebie zła, że coś tak… zupełnie niegroźnego, beztroskiego i właściwie miłego zrobiło na niej takie wrażenie, tak bardzo siadło jej na wątrobie i nie chciało odpuścić. Starała się nie dawać tego po sobie poznać, ale czuła też, że nie wychodzi jej to tak dobrze jak chciałaby, żeby wychodziło. Czuła w kościach, że Logan wiedział… zorientował się. Ale to, że on się zorientował to było jedno. Najbardziej zła była na siebie, że taka pierdoła tak bardzo ją zabolała. Nie powinna. Do cholery… nigdy nic takiego się z nią nie działo. Więcej miała w sobie królowej lodu niż płaczliwej ameby. A teraz była smutna z takiego błahego powodu…
Drgnęła, gdy usłyszała głos Logana przy swoim uchu. Momentalnie narzuciła na twarz pogodny – a przynajmniej najbardziej pogodny na jaki było ją stać – uśmiech i miała nadzieję, że uda jej się obrócić to w żart, powiedzieć coś i zmienić temat. Ale wystarczyło, że podniosła na niego wzrok i już wiedziała, że się nie wywinie. Czy coś spieprzył? Nie. Ani trochę. Dlatego pokręciła lekko głową. Nie było jednak sensu zamiatać tego pod dywan, bo skoro ją to tak ruszyło to cóż… raczej nie da się tego przemilczeć. To będzie między nimi.
- Zatańczymy? – zaproponowała swobodnie, bo akurat leciało coś wolniejszego, przyjemniejszego, przy czym przy okazji da się porozmawiać. Może nie tak powinien wyglądać ich pierwszy wspólny taniec, ale lepszy taki niż żaden. Bo jeśli faktycznie nie była w stanie dać mu tego, co oczekiwał? Może lepiej dla niego jeśli szukałby dalej? Bolesne, bo nie kłamała, gdy mówiła, że się w nim zakochała… ale nie chciała go unieszczęśliwiać, a do tego mogłoby na dłuższą metę dojść – Nie mogę zapomnieć o tym, co powiedziałeś… jeszcze u siebie. – nie spieprzył, nie powiedział nic źle… powiedział, co czuł i miał do tego pełne prawo. Nie była na niego zła. Było jej przykro, ale to nie była jego wina – Że zazdrościsz Banjo… bo ktoś tak na niego patrzy, jakby nie widział poza nim świata, jakby był najprzystojniejszym facetem na świecie, że przez to nie ma wątpliwości, że to miłość. – wyjaśniła, o które słowa dokładnie jej chodziło – Jeśli tego nie widzisz, nie czujesz… – że ona tak na niego patrzyła, że był dla niej ważny, że totalnie w niego wpadła i się zakochała – Nie wiem, czy będę umiała dać ci to, czego oczekujesz. Czy kiedykolwiek spełnię twoje oczekiwania, wymagania, pragnienia. – bo jak zwał tak zwał – Może szukasz czegoś innego. Kogoś takiego jak żona Banjo i może to nie jestem ja. - może ona nie była wystarczająco dobra.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie czuł tego. Nie czuł tego, że nic nie wywinął, nie spieprzył. Siódmy, ósmy i dziewiąty zmysł podpowiadały mu, że było totalnie na odwrót. Że zrobił to, znowu coś zepsuł, a Elise miała po prostu za dużo dla niego sympatii, żeby wprost mu to wytknąć. Nic nie mówił i tylko skinął lekko głową, kiedy Debenham zaproponowała ich pierwszy wspólny taniec. Złapał ją za rękę i swobodnie poprowadził w kierunku miejsca wyznaczonego na tańce. Zaimprowizowany parkiet… Bez parkietu, jako takiego.
Zaczęli się bujać w powolnym rytmie, a Logan nie odrywał spojrzenia od swojej przeładnej dziewczyny. Kiedy zaczęła mówić, poczuł dziwny ucisk gdzieś pod mostkiem i żebrami. Stres. Niepokój. Silny. Szlag, sapnął w myślach, bo aż trudno mu było uwierzyć, że mógł być takim durniem, takim osłem, takim idiotą, żeby tak gadać i w ogóle nie pomyśleć o konsekwencjach. Zezłościł się na siebie. I to naprawdę fest. Pokręcił lekko i krótko głową, wziął w płuca głębszy wdech, przygryzł ułamkowo sekundowo wargę, ściągnął w wyraźnym zmartwieniu brwi i w końcu się odezwał… - Ty… Szlag, Elise, ty dajesz mi więcej, niż mam prawo oczekiwać i prosić. Ty nie jesteś po prostu wystarczająca. Jesteś piekielnie ponad to. - jest dla niego much more than enough Naprawdę tego nie okazywał? Niech to diabli… Niech GO diabli! - Nie mogę tego widzieć. Nie mam do tego prawa. Jeszcze nie. - nie mógł dostrzec tego, że wpadła. Wpadła w niego. Że czuła te charakterystyczne pszczoły w brzuchu, kiedy go widziała i kiedy byli razem. Że potrzebowała go i myślała o nim częściej niż rozsądek uważał za stosowne. Że serce mimowolnie zaczynało bić jej szybciej, kiedy on pojawiał się na horyzoncie. Nie miał do tego prawa. - Nie mogę od ciebie oczekiwać, że stracisz dla mnie głowę, bo nie zrobiłem nic… Absolutnie nic, żeby na to zasłużyć. Wręcz odwrotnie. - przyznał i pochylił mocniej pysk, tak żeby odległość między ich spojrzeniami była mniejsza, a ryzyko zgubienia ważnych słów przestało istnieć. - Nie mam prawa chcieć od ciebie tego, żebyś myślała o mnie w każdej jednej wolnej chwili, żebyś czuła dreszcze, kiedy jestem blisko, żebyś mimowolnie szukała mnie wzrokiem na szpitalnym korytarzu, bo tak bardzo potrzebujesz mnie zobaczyć… Nie mogę, Elise. Nie mogę oczekiwać, że będziesz mnie potrzebowała, żeby oddychać. Nie mogę oczekiwać, nie mogę pragnąć tego, żebyś była we mnie zakochana na zabój. Tak jak Natalie jest zakochana w Banjo. Nie mogę, bo… - nie przestawał uporczywie wpatrywać się w jej śliczne brązowe tęczówki. - Nie pokazałem ci jeszcze, że warto. Że ja jestem tego wart. Ale to wcale nie znaczy, że myślę, że nigdy do tego nie dojdzie. Nie, babe. Dojdzie. Zasłużę na to i będziesz mogła mnie kochać tak mocno… Tak mocno… - że to będzie aż bolesne. - To, że mu tego teraz zazdroszczę wcale nie oznacza, że się tego nie spodziewam. Bo właśnie, że się spodziewam. Ja to, cholera, po prostu wiem. Wiem, że dojdziemy do takiego miejsca, w którym będziesz chciała ze mną zamieszkać, będziesz czuła się samotna, kiedy nie będzie mnie blisko i będziesz drżała przy każdym moim spojrzeniu. Będziesz kochała mój uśmiech, mój dotyk, moją złość, mój smutek. - niedługo. W przyszłości. Póki co, naprawdę nie uważał, żeby na to zasługiwał. Na taką miłość i takie oddanie. - Ja nie mam wątpliwości, że jesteś we mnie zakochana. Nie mam żadnych. Po prostu nie mogę doczekać się chwili, w której zrozumiesz, że nie chcesz i nie możesz beze mnie żyć. Czekam na to, jak dzieciak na gwiazdkę. - uśmiechnął się lekko, bo porównanie może błahe, ale wydawało mu się trafne. - To ciebie szukałem, Debenham. Przez ponad trzydzieści lat mojego życia. Ciebie. I nie zrezygnuję tak łatwo. Nie zrezygnuję. - bo miała go w garści. Był pod jej urokiem, pod jej czarami. Była jego pierwszą gwiazdką na niebie.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że okazywał, że była dla niego ważna. Co do tego nie miała najmniejszych, nawet minimalnych wątpliwości. Problem – zdaniem Elise – polegał na tym, że on nie widział tego ile znaczył dla niej. Nie chciała, żeby czuł się w tym wszystkim jak w jednostronnej relacji. Żeby nie czuł się chciany, kochany, atrakcyjny… bo przecież był. Z każdym kolejnym dniem coraz mocniej to sobie uświadamiała i była pewna, że to okazuje, że widać to w tym jak do niego podchodziła, jak spędzali razem czas, jak nie potrafiła się od niego odkleić, jak się do niego uśmiechała i jak na niego patrzyła. Myślała, że to widać… chciała, żeby to wiedział i widział. Więc dlatego było jej przykro, bo się pomyliła. I dlatego w tym wszystkim winiła siebie, a nie jego… może była bardziej popsuta niż mogłoby się wydawać? Niż była tego świadoma? Mogła… no przecież mogła. Pokręciła lekko głową, gdy trafiało do niej każde jedno kolejne jego słowo. Z jednej strony to co mówił było kochane, znowu sprawiało, że serduszko zaczynało bić jej coraz mocniej, ale z drugiej… wcale nie pomagało. Ani trochę. Głównie dlatego, że… - Ale ja nie chcę bez ciebie żyć – dlatego był pierwszą osobą, której szukała na szpitalnym korytarzu, do której przyjeżdżała po długim dyżurze, u której lubiła się budzić w wolnym dniu, u której w domu miała swój ulubiony kubek, o której myślała w pierwszej kolejności rano i ostatniej wieczorem. Wpadła po same uszy i naprawdę była pewna, że była w stanie to okazać… - ale może jestem zepsuta. – heh… w końcu była mocno uszkodzonym egzemplarzem przez swoich biologicznych rodziców – Może nie potrafię tego okazać bardziej… może to wszystko, o czym mówisz… może ja tego nie mam? – może te wszystkie funkcje nie były dostępne w tym modelu? Może naprawdę powinien poszukać lepszego? Dla własnego dobra i szczęścia, bo niczego innego nie chciała… jak jego szczęścia. Otarła pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku i na którą się zdenerwowała, bo naprawdę… nie mogła być takim mazgajem – Nie chcę, żebyś ze mnie rezygnował… ale boję się, że nie umiem dać ci tego, na co zasługujesz. - bo była popsuta i psuła wszystkie swoje związki do tej pory. Może to był sposób w jaki popsuje ten? Nie będzie potrafiła okazać mu wystarczająco dużo miłości? A chciała ją mieć w sobie... naprawdę bardzo mocno chciała.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Kiedy Elise przyznała, że nie może bez niego żyć, serducho autentycznie szybciej i mocniej mu zabiło. Poczuł, jak nagle robi mu się gorąco, potem zimno, a potem znowu gorąco. Czuł… Wszystko. Zaskoczenie, ekscytację, niepewność, satysfakcję i niesamowitą przyjemność. Bo to, że powiedziała to tak naturalnie, tak bez wysiłku… To chyba znaczyło dla niego najwięcej. Sapnął cicho pod nosem, widząc tę jedną przykrą łzę na kobiecym policzku. Nie czekał dłużej i po prostu mocno Elise do siebie i siebie do Elise przytulił. Mocno i ciasno zamknął ją w uścisku swoich łap, a pysk przytknął do jej policzka i okolic ucha. Kiedy mówił, jego wargi zabawnie drażniły jej skórę. - Nigdy więcej nie mów, że jesteś zepsuta lub, że czegoś nie masz. Jesteś doskonała, słyszysz? Dla mnie? Jesteś niesamowita i jesteś wszystkim, czego potrzebuję. - w jego głosie wybrzmiała mieszanka czułości i zdecydowania. Tak, był stanowczy i cholernie przekonany w tym co mówił, bo mówił szczerze. Z samych swoich trzewi, z samego swojego serca. - Wezmę od ciebie wszystko, co mi dasz i obiecuję, że to będzie w sam raz. Po prostu mnie kochaj. O więcej nie proszę. - domamrotał i sam pociągnął cicho nosem. Emocje w nim buzowały, wręcz wewnętrznie nimi wrzał. Od niedawnego wyznania “zakochania” tak naprawdę nie mówili tego sobie więcej. Nie żegnali się ze sobą słowami “kocham cię”. Nie rzucali tych słów ot tak po prostu. Może trochę się ich bali? Wciąż i mimo wszystko? To, że dzisiaj Debenham powiedziała mu, że nie chce bez niego żyć… To znaczyło dla niego wszystko. Naprawdę, cholera, wszystko. - Nie zrezygnuję z ciebie, głuptasie. Nie zapominaj, że jestem pieprzonym egoistą i hipokrytą. Nie unieszczęśliwię siebie tylko dlatego, że ty byś tak wolała. - uśmiechnął się i cofnął pysk tyle tylko, żeby móc popatrzeć pani doktor w oczy. Co w nich zobaczył? Jakie emocje? Smutek, zakochanie, oddanie, czy coś jeszcze innego? - Zepsuta… Jeśli ty jesteś zepsuta, to ja też. Razem nam będzie trochę raźniej. - nawalać i nie być idealnym w uczuciowych sprawach. - Naprawdę potrzebuję cię teraz pocałować, ale nie tak byle jak… Możemy stąd pójść? Odklepać pierwszy taniec za zaliczony, odejść gdzieś na bok i… Szlag, naprawdę tego potrzebuję. - podniósł łapsko do jej ładnej buzi, objął nim jej policzek. - Co ty we mnie widzisz, nie mam pojęcia, ale cokolwiek to jest… Obym nigdy tego nie stracił. - a tak naprawdę nie chciał stracić jej… Bo tak, on też… - Ja też tego nie chcę. Żyć… Bez ciebie. - otóż to.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
ODPOWIEDZ
cron