chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Wiedział. Szlag, wiedział i rozumiał. Gdyby role były odwrócone, gdyby on był w jej, a ona w jego butach – czułby dokładnie to samo. Niesamowitą, porażającą wręcz ulgę, że to nie jej stała się krzywda. Prawdziwa, tragiczna w konsekwencjach krzywda. Że to nie ona walczyła o życie na sali operacyjnej i nie o nią musiałby drżeć. Elise nie musiała wypowiedzieć na ten temat nawet pół słowa, pół westchnienia. Logan wiedział. I cholernie ją za to kochał.
Posłusznie usiadł na szpitalnym krześle, czy też raczej nie opierał się, kiedy Elise go na nim sadzała. Prawdopodobnie było to najmniej wygodne krzesło, jakiego kiedykolwiek doświadczył tyłek Logana, ale chwilowo ogóle nie był nawet tego świadomy. Podążał spojrzeniem za żoną, kiedy ta, już po rozmowie z pielęgniarką, wracała do niego i do jego matki. Kiedy usiadła obok i złapała go za rękę, poczuł, jak gdzieś w środku, pod żebrami i mostkiem, robi mu się gorąco. Naprawdę cholernie ciepło. Pogładził kciukiem wierzch kobiecej dłoni, a kiedy podniósł wzrok do oczu żony… Mógłby powiedzieć jej teraz tak wiele… Począwszy od „przepraszam, że cię przestraszyłem”, kończąc na „dziękuję, że tu ze mną jesteś”. A pomiędzy byłoby jeszcze tak wiele słów, tak wiele myśli i uczuć do wyrażenia. To jednak nie było ani miejsce ku temu, ani dobry moment. Szczególnie, że raptem dwie chwile później drzwi obok gwałtownie się otworzyły, a spomiędzy nich wyszła ta sama pielęgniarka, którą wcześniej przekonała do uczynnej współpracy, Debenham. Podeszła do nich, czekających na jakiekolwiek wieści o stanie padre Trevisano, a to co usłyszeli… Było jednocześnie okrutne i przynoszące ulgę. Robert żył, a jego stan choć ciężki – wydawał się stabilny. Operacja chyliła się już końcowi, ale niestety, prowadzący ją chirurg zdecydował o konieczności amputowania pokiereszowanej nogi. Tkanka, naczynia, nerwy… Wszystko było w tak tragicznym stanie, że nawet artysta, nawet Da Vinci chirurgii prawdopodobnie nie zrobiłby z tym nic więcej, niż zrobił doktor Lawrence. Elise, Logan i Allison – bo tak miała na imię matka Logana, a żona Roberta – mogli odetchnąć więc z ulgą. Pacjent lada moment miał być przewieziony na salę pooperacyjną, na której przyjdzie mu spędzić co najmniej kilka godzin i na którą lekarz nie chciał wpuścić z początku żadnego z nich, ale po silnych namowach i argumentach „pracujemy w tej samej branży”, zgodził się zabrać tam panią Trevisano. Logan i Elise zostali na korytarzu. – Możemy… Możemy wyjść? Potrzebuję powietrza. – szepnął, czując, jak adrenalina istotnie mu odpuszcza i on sam w końcu robi się blady ze strachu. Zakładam, że pani doktor nie miała nic przeciwko i towarzyszyła mężowi na ławce przed szpitalem. Bear znowu spojrzał po sobie… - Wyglądam, jakbym się urwał z jakiegoś pieprzonego horroru… – taaak, horroru o ataku krwiożerczych krokodyli! A nie, zaraz… To przecież żaden film. To naprawdę tak było! – Ja… Naprawdę nie wiem, jakim cudem go jej zabraliśmy, Elise… – spojrzał na żonę i było po nim widać, że to co dzisiaj widział, to czego był świadkiem… To zrobiło na nim piorunujące wrażenie. Absolutnie porażające. – To prawie niemożliwe. Wbrew naturze… Kiedy krokodyl chwyta swoją ofiarę to ta ofiara nie ma już szans. Przysięgam ci, Elise, to jakiś pierzony cud. – że Robert Trevisano nie został dosłownie pożarty żywcem i nie stracił dzisiaj znacznie więcej, niż „tylko” nogi. – Myślałem, że ta krew nigdy nie przestanie z niego lecieć… – dodał ciszej, niemal szeptem na koniec, znów spoglądając na swoje ubrudzone krwią ojca ręce. W tej chwili obok nich przeszła starsza kobieta z małą, około kilkuletnią dziewczynką, a ta widząc Logana w jego krwawej stylówie – aż zaniemówiła.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wiedziała ile czasu minęło od kiedy usiadła obok Logana i złapała jego dłoń do momentu, gdy stanęła przed nimi pielęgniarka z informacjami na temat stanu zdrowia Trevisano. Miał żyć. To była dobra informacja, najlepsza. Chociaż cichy głosik z tyłu głowy Elise mówił jej, że w lepszym szpitalu, z lepszym chirurgiem – mógłby zachować nogę. Ale może to tylko próżność wynikająca z pracy w szpitalu na światowym poziomie, nawet jeśli nie był największym szpitalem w kraju? Musiała odrzucić na bok te wątpliwości. Najważniejsze, że miał to przeżyć, a Allison mogła go zobaczyć.
Elise skinęła, gdy Logan zaproponował wyjście na świeże powietrze. Ciągle nie puszczała jego dłoni. Ani gdy wstawali z tych niewygodnych krzeseł, ani gdy przeszli korytarzem do wyjścia ani nawet gdy znaleźli wolną ławkę, na której mogli usiąść. Cały czas też mu się kontrolnie przyglądała, ale nic nie mówiła. Nie chciała ciągnąć go za język albo idiotycznie pytać jak się czuł, gdy przecież mogła się domyślać, że okropnie. Sama przecież niedawno straciła ojca… a przygotowywała się na to od lat! Więc mogła się tylko domyślać jak to bolało, gdy przychodziło nagle i na twoich oczach.
- Zaraz spróbuję ci zorganizować czystą koszulkę. – nawet jeśli miała to być koszulka ze szpitalnego sklepu albo pobliskiego sklepu z pamiątkami, to nie miało najmniejszego znaczenia. Nawet jeśli obok miałby być tylko i wyłącznie butik Chanel, a na koszulkę miałaby wydać pół swojej wypłaty – i tak by ją wzięła. Nie rzuciła się jednak od razu na poszukiwania, ciągle siedziała obok Logana, ciągle trzymała też jego dłoń.
- To nie jest cud, Logan… to nigdy nie powinno się wydarzyć. To okropny, okropny wypadek, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Gdy usłyszałam twój głos przez telefon, to było jak spełnienie najgorszych koszmarów. W ogóle cię nie słyszałam, nie wiedziałam kto i jaki miał wypadek, czy jesteś cały, czy coś ci się stało… nigdy się tak nie bałam. – i dlatego właśnie cieszyła się, że był cały i zdrowy. W kiepskim stanie emocjonalnym, ale cały i zdrowy – Pomogliście mu. Pewnie sporo ryzykowaliście, ale pomogliście mu… będzie ciężko, ale będzie dobrze. Pozbiera się, jest silnym facetem z Północy, więc się pozbiera. – naprawdę miała taką nadzieję i życzyła tego wszystkim – zarówno teściowi, teściowej jak i Loganowi. Bo domyślała się, że wypadek ojca jeszcze bardzo długo będzie mu siedział w głowie.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Logan nie chciał, żeby Elise gdziekolwiek teraz szła. Nie chciał być sam – to jedno, ale przede wszystkim nie chciał być bez niej. Już dawno stała się tą jedną jedyną osobą na całym tym pieprzonym świecie, przy której czuł się bezpiecznie. W chwilach takich, jak ta? Potrzebował tego szczególnie mocno. Potrzebował też od niej jeszcze czegoś… Ale do tego doją później, jak już ochłoną emocje, oni wrócą do domu i będą mogli spokojnie porozmawiać o tym co się stało. Póki co, tylko mocniej zacisnął palce na jej drobnej dłoni i wychylił pysk do jej ładnej buzi. Oparł czoło o jej skroń i przymknął lekko ślepia. – Nie ryzykowałbym, gdyby to nie był mój ojciec. Nie ryzykowałbym, Elise. Mogę wiedzieć, jak się z nimi obchodzić i jak się przy nich zachować… – czego się po tych bydlakach w gadziej skórze spodziewać. – Ale nigdy nie zapominam o tym, że te sukinkoty mają zęby. – i ścisk szczęki tak silny, że… Nie, Logan nawet nie chciał o tym myśleć. Jego ojciec stracił dzisiaj nogę i niemal życie. Jego pasja zamieniła się w jego horror. W ułamku jednej pieprzonej sekundy. – Przepraszam, że cię przestraszyłem. Nie chciałem. Chciałem zadzwonić, powiedzieć wam co się stało i gdzie jesteśmy, wyjaśnić to wszystko, ale… – odsunął pysk i podniósł powieki. – Na tym pieprzonym końcu świata zasięg jest tak dziurawy, jak skarpety Jenkinsa. – doktora Jenkinsa, ich kolegi z pracy, przy okazji niezłego laryngologa, ale… Yup, typ miał spory problem z inwestycją w nieschodzone, niedziurawe skarpety. Logan płakał ze śmiechu ilekroć był tego zjawiska świadkiem. Dziś do śmiechu było mu daleko, ale porównanie wydało mu się całkiem adekwatne. – Poza tym… W tamtej chwili straciłem wszystkie słowa świata. – jak miał powiedzieć to na głos? To, że prawie stracił ojca przez ich ryzykowne hobby? Wziął głębszy, cięższy wdech i zaraz potem zapytał: – Myślisz, że to spieprzyli? – zapytał po chwili, obracając głowę i odruchowo skinąwszy na budynek szpitala za ich plecami. Cofnął wzrok do Elise i wyjaśnił o co właściwie pytał i co i jacy oni mieli teoretycznie spieprzyć. – Z jego nogą… Myślisz, że poszli na łatwiznę? – Logan też miał swoje wątpliwości. Widział nogę ojca tuż po zdarzeniu i choć to jasne, że skala zniszczeń mogła być tak na przysłowiowy pierwszy rzut oka niewidoczna, too… Szlag, po prostu… Sam już nie wiedział co o tym wszystkim myśleć i jak on się z tym czuje.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rozumiała dlaczego to zrobił. Zaryzykował. To były emocje, adrenalina a na dodatek potrzeba ratowania własnego ojca. To nie była przypadkowa osoba – chociaż podejrzewała, że i takiej rzuciłby się na pomoc, bo przecież znała swojego męża – ale jego własny ojciec, który go tego nauczył i który nawet jeśli nie był idealnym ojcem, to był dla niego ważny. Nie mogła więc się dziwić, że ryzykował. Chociaż oczywiście wolałaby, żeby tego nie robił, żeby był daleko od tego całego zamieszania. Bezpieczny.
Mocniej zacisnęła palce na jego dłoni i lekko pokręciła głową, bo przeprosiny były ostatnią rzeczą, której od niego oczekiwała. Nie chciała, żeby ją przepraszał. Chciała, żeby był bezpieczny – Dziękuję, że zadzwoniłeś. – nawet jeśli było to przerażające, bo przez kiepski zasięg więcej nie słyszała niż słyszała i musiała sobie więcej dopowiadać i się domyślać niż faktycznie jej wyjaśnił. Ale przynajmniej wiedziały, że jadą do szpitala i wiedziały, gdzie ich szukać i pojawiły się tu odrobinę szybciej niż jakby zadzwonił do nich dopiero ze szpitala. Sięgnęła do męskiej skroni i odbiła na niej swoje wargi. Spokojnie i z uczuciem, jednocześnie znowu wymowniej mocniej zaciskając palce na jego dłoni.
- Nie wiem. – przyznała szczerze – Nie wiem jaki to lekarz, nie wiem jaki mają tu sprzęt… możliwe, że w Sydney albo Cairns poradziliby sobie z tym lepiej, ale możemy tylko gdybać. Zresztą twój ojciec nie przeżyłby podróży do żadnego innego szpitala – i tak miał wiele szczęścia, że udało mu się dotrzeć tutaj – Żyje i to jest najważniejsze. Z nogą, czy bez… ważne, że żyje. Podejrzewam, że dzisiejsza noc będzie kluczowa. – czy nie będzie powikłań, zakażenia i tysiąca innych komplikacji, które mogły się pojawić w tak dramatycznej sytuacji – Twoja mama pewnie będzie chciała tu zostać, wcale jej się nie dziwę. Też zostaniemy tak długo jak będziesz chciał. Zadzwonię do Cairns, poinformuję że przedłużamy naszą nieobecność, będą musieli sobie z tym poradzić. – że ich nie ma, że zostaną na Północy tak długo jak będzie potrzeba, żeby pomóc jego matce, a później także i ojcu, gdy zostanie wypisany ze szpitala. Cała reszta? Praca? Wyjazd do Europy? To nie miało najmniejszego znaczenia. W tym momencie najważniejsza była rodzina, a jej rodziną był Logan i państwo Trevisano.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
O tym teraz Logan nie pomyślał, a to w całej tej sytuacji było przecież kluczowe. Jego ojciec nigdzie indziej by nie dojechał, bo ledwie dojechał nawet tu. Do tego szpitala na prowincji, z brakami w kadrach, sprzęcie i pewnie także w wiedzy i umiejętnościach. Elise miała rację - to cud, że stary Trevisano przeżył podróż tutaj, potem przeżył operację… To cud, że w ogóle przeżył spotkanie z rozzłoszczoną krokodylą matką. Logan naprawdę starał się o tym nie myśleć, wyprzeć z głowy te brutalne, przerażajace obrazy… Co parę chwil one wracały jednak do niego, jak ten przeklęty niechciany bumerang. Teraz też wróciły, akurat w chwili, w której ciemnowłosa powiedziała coś, co sprawiło, że momentalnie oprzytomniał. No tak, praca… To miał być przecież tylko weekend na Północy, przyjemne dwa dni, po których wrócą do ich wcale nie gorszej rzeczywistości, którą następnie miał przerwać wyjazd Elise do Europy i… Tak, Logan teraz o tym właśnie pomyślał. O jej wyjeździe. O jej szansie i o jej Europie. Spojrzał szybko na żonę i już po samym jego spojrzeniu Elise bez problemu mogła rozpoznać co było jego przyczyną. Przez moment chciał nawet coś powiedzieć, ale… Szlag, co właściwie mógłby? Oczywiście, że chciał, żeby ona z nim została. Żeby była tutaj, przede wszystkim dla niego, ale też dla jego rodziców. Jasne, że tego chciał, jasne, że o niczym innym w tym momencie nie marzył jak to, żeby nie zostać z tym sam. Z drugiej strony w głowie wciąż odbijało mu się hasło „zmarnowana szansa”, którego bał się tak okropnie, tak mocno, tak strasznie… Może nigdy nie powiedział tego tak zupełnie wprost, ale cholera, naprawdę bał się, że to kiedyś do nich wróci. Stanie między nimi i zepsuje to, co mieli. Co zbudowali już i budowali wspólnie dalej. - Twój wyjazd… Ile mamy czasu? - zapytał w końcu, po dłuższej chwili wpatrywania się w żonę i walki z natłokiem atakujących go uczuć i myśli. - Nie powinnaś z niego rezygnować. Nie tak… - nie w sytuacji, w której była postawiona przez los pod pieprzoną ścianą. Logan pokręcił krótko łbem i znów mocniej ścisnął w palcach kobiecą dłoń. - To zbyt ważne, Elise. To twoja szansa. Jedna na milion. - dodał ciszej, nieumyślnie powtarzając to, co prawdopodobnie Debenham usłyszała wcześniej od swojej teściowej. Tak, matka Logana była mocno i walecznie nastawiona na to, żeby jej synowa podjęła właściwą decyzję i skorzystała z tej szansy. Ba, wycisnęła ją jak pieprzoną cytrynę! - Coraz więcej ludzi się gapi… Chyba naprawdę potrzebuję się przebrać. - i umyć, chociażby w szpitalnej umywalce. Skinieniem wskazał na dwie kolejne młode pary, które przeszły obok nich i ewidentnie i nawet jakoś nieszczególnie dyskretnie komentowały krwawe wydanie Logana. Bear wrócił spojrzeniem do żony i w tej samej chwili dosłownie go olśniło. A raczej… Piorun olśnienia dał mu po łbie. Aż sapnął. - Nasza randka… Szlag… - dzisiaj, mieli pójść, mieli spędzić razem miło czas, mieli wykorzystać ten weekend tutaj na patrzenie sobie w oczy i upewnianie się w tym, jak bardzo jedno poza drugim i to drugie za tym pierwszym też, nie widzi reszty świata.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Od razu pokręciła lekko głową, bo nie chciała, żeby się tym teraz martwił. Żeby o tym teraz myślał. Skupiał się na rzeczach, które nie miały najmniejszego znaczenia. A widziała jego zmieniający się wyraz twarzy, gdy nagle dotarło do niego, że przecież powinni wrócić do pracy. Nic nie powinni. Elise też nie zamierzała go z tym wszystkim zostawiać. Nie i już, postanowione. Tak jak wcześniej miała jeszcze wątpliwości i jakieś dylematy, tak teraz to wszystko się rozwiało. Jej praca i kariera były ważne, oczywiście. Chciała się rozwijać, chciała jechać do Europy i uczestniczyć w tych wszystkich zaplanowanych operacjach, ale nie zamierzała tego robić kosztem rodziny. Logan jej potrzebował, więc zamierzała z nim zostać – tak długo jak będzie potrzeba.
- Przestań, nie mówmy o tym teraz. – mieli tyle czasu, ile potrzebowali – Nie wyjadę teraz, nie zostawię cię z tym… spróbuję to przełożyć, albo pojadę trochę później i zamiast trzech miesięcy będą dwa albo jeden. To nie ma najmniejszego znaczenia, Bear. Może to i jest szansa jedna na milion, ale ty… ty też nią jesteś. – jej szansą, jedną na milion. Był jej rodziną, najważniejszą osobą na świecie i żadna praca się z tym nie równała – I nasza randka nigdzie nie ucieknie. Jeszcze na nią pójdziemy, Trevisano. – a cóż… krwawy stek to raczej nie było coś, co teraz przeszłoby jej przez gardło jeśli miała być tak całkiem szczera – I chodź. Znajdziemy ci coś na przebranie, umyjesz się… przyniosę ci kawę, co? – zaproponowała, bo mogła się domyślać, że po spadku adrenaliny spadł też poziom energii i najchętniej wysłałaby go do domu, żeby odespał, ale znała go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że to się nie stanie, że nie ma szans, żeby stąd wyszedł.
Na szczęście w szpitalnym sklepiku znalazły się najzwyklejsze t-shirty, pewnie prosto z chin i nadające się do noszenia tylko do pierwszego prania, ale nie miało to większego znaczenia. Kawa również się znalazła – Chcesz do niego iść? Może znowu uda mi się kogoś przekonać, żeby cię tam wpuścili.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Przez chwilę tylko patrzył na żonę, bo to co powiedziała, to jak to powiedziała… Bez wymuszenia, jakby to była najbardziej oczywista i naturalna rzecz na świecie, to robiło na nim wrażenie. Był jej szansą, jedną na milion. On. Gość z Północy, który może i był świetny w obejściu z dziećmi, ale beznadziejny z dorosłymi ludźmi. Nic nie powiedział, ale pokiwał krótko głową. Chyba nie miał jeszcze w sobie tych właściwych słów, którymi mógłby wyrazić, jak bardzo, jak cholernie doceniał decyzję Elise. Nie zamierzała zostawiać go z tym samego, ale co więcej – nie chciała zostawiać go z tym samego. To znaczyło dla Logana wszystko.
Ogarnął się na tyle, na ile było to możliwe w szpitalnej łazience, zmienił koszulkę na czystą, a tę starą, przesiąkniętą krwią ojca po prostu wyrzucił do śmieci. Nie chciał zabierać jej do domu, nie chciał nawet próbować jej ratować. Jako lekarz, chirurg miał ogromny dystans do krwi na sobie i swoich ubraniach, ale… Nie, kiedy była to krew kogoś dla niego ważnego. Ojciec, jaki był taki był, ale zdecydowanie znaczył dla Logana dużo. O tym właśnie Bear pomyślał, kiedy Elise zapytała go czy chciałby pójść i zobaczyć się z ojcem. I choć naturalnym w tej sytuacji wydawałaby się odpowiedź „jasne, spróbujmy”, to… Nie, chyba jednak wcale nie. Logan spojrzał na żonę i niespiesznie, dość chyba też niepewnie pokręcił głową. – Nie mogę mu spojrzeć w oczy. Jeszcze nie. – nie chodziło o jakieś jego poczucie winy, bo może mógł postarać się bardziej, może mógł zrobić coś jeszcze, żeby padre Trevisano nie stracił nogi, nie. Logan, póki co, starał się brać tę sytuację na zimną krew i rozsądek, w takim stopniu w jakim to oczywiście w ogóle było możliwe. Bardziej obawiał się tego, że… - Gdybym to był ja… Gdybym dzisiaj, teraz leżał tam ja i to ja musiał skonfrontować się ze świadomością utraty tak dużej, tak ważnej części mnie… – zaczął mówić, odruchowo zerkając w kierunku korytarza, który prowadził do pooperacyjnej sali, gdzie przy Robercie Trevisano czuwała jego żona. – Nie chciałbym tam nikogo poza tobą. Ani własnego syna, ani nikogo innego. – wiedział, że tak właśnie by było. Po prostu to wiedział. Wiedział też, że… - On ma dokładnie tak samo. Jestem tego pewien. – Logan wiedział, jak silna była więź jego rodziców, jak bardzo byli do siebie przywiązani i jak trudno czasami było, nawet jemu jako synowi, wejść między nich… Jakkolwiek właściwie. Doświadczył tego, jako dziecko i doświadczał tego później także. Nawet teraz, dzisiaj. Cała sztuczka polegała na tym, żeby po prostu nauczyć się z tym żyć i nie oczekiwać więcej, niż Bear wiedział, że mógł od nich dostać. – Ale chciałbym porozmawiać z mamą. Będzie chciała tu zostać, więc ktoś musi wrócić do domu, zająć się zwierzętami… – bo to przecież na co dzień robił pan Trevisano. Jego żona… Jasne, trochę mu w tym pomagała, ale cała odpowiedzialność za gospodarstwo spoczywała na jego barkach. Inna sprawa, że niechętnie się tym z kimkolwiek dzielił… Gość z Północy zawsze będzie gościem z Północy.
Posiedzieli na szpitalnym korytarzu jeszcze jakiś czas, ale w końcu wyszła do nich matka Logana, przekazała im uspokajające wiadomości o tym, że pacjent się wybudził i poza tym, że jest otumaniony narkozą, nie czuje się najgorzej. Wszyscy jednak doskonale wiedzieli, że najtrudniejsze wciąż było przed nim – zobaczyć kikut zamiast zdrowej, sprawnej nogi… To będzie szok. Bear nawet nie chciał wyobrażać sobie, jak duży. W każdym razie – Allison rzeczywiście poprosiła ich dwójkę o powrót do domu i zajęcie się ranczem. Obiecała, że gdyby cokolwiek – natychmiast do nich zadzwoni. A póki co, nie mogli tutaj zrobić niczego więcej. Zabrali się więc ze szpitala, zapakowali się do auta, którego tylne siedzenie było tak samo ubrudzone krwią, jak wcześniej ubranie Logana i ruszyli w drogę do domu. Domu na Północy, który jeszcze nigdy nie był tak cichy, tak pusty, jak dzisiaj… - Z tego wszystkiego nie zapytałem cię nawet czy spędziłaś miło czas… – zaczął, kiedy jechali już pustą drogą, a jemu przypomniało się, że przed całym tym bałaganem, Elise miała pięć minut sam na sam ze swoją teściową. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na żonę. – Z mamą. Dostałaś pierścionek? – zapytał, ale był pewien, że tak.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rozumiała. Naprawdę była w stanie to zrozumieć. Przecież pamiętała jak to było, gdy leżała w szpitalu po pobiciu… nie chciała, żeby ktokolwiek ją w takim stanie oglądał, żeby odwiedzał ją ktokolwiek poza Loganem, którego obecność akurat działała na nią kojąco. Cała reszta świata? Nawet jej rodzice? Nie, to byli intruzi, których wtedy nie potrzebowała. Dlatego nie naciskała, ani nie namawiała. Po prostu skinęła i czekała z nim tyle ile było potrzeba. Nie przyspieszali tego, nie próbowali ściągnąć Allison na korytarz. Cierpliwie czekali aż do nich wyjdzie, żeby przekazać jakiekolwiek informacje. Oby jak najlepsze.
Gdy kobieta pojawiła się na korytarzu, Elise nawet nie wiedziała po jakim czasie, czy to minęła godzina, czy raczej trzy… aż wstrzymała oddech. I odzyskała go, gdy okazało się, że jest stabilnie. Trudno aktualną sytuację przecież nazwać dobrą albo pozytywną. Ale było chociaż stabilnie. A jeśli oni mogli pomóc chociaż tak? Niech będzie.
Nie dała jednak Loganowi prowadzić. Nie było takiej opcji, żeby po tej ilości wrażeń i emocji usiadł za kierownicą. Mógł się rządzić z miejsca pasażera, mógł jej dyktować trasę, ale na pewno nie prowadził. Zapach krwi był intensywny, przyprawiał o ból głowy i świadczył tylko o tym jak wiele mieli szczęścia, że skończyło się tylko utratą nogi, a nie życia. Chciała jak najszybciej dojechać na miejsce, wysiąść z tego auta, zabrać z domu teściów środki do czyszczenia i po prostu tu posprzątać. Mało prawdopodobne, że mogłoby jej się udać wyczyścić wszystko, ale chociaż część…
- Hm? – w pierwszej chwili nawet nie zorientowała się o czym mówił, jakie miło? Kiedy miał ją o to zapytać? Potrzebowała kilku sekund na ogarnięcie rzeczywistości i połączenie faktów – Tak, było bardzo miło. A co do pierścionka… – oderwała dłoń od kierownicy i pokazała ją Loganowi, bo ciągle miała na palcu pierścionek Trevisano – Nie jest taki zły jak mówiłeś. Właściwie… podoba mi się. Ma historię i jest od twojej rodziny, a to dla mnie ważne. – więc nawet jeśli nie był najpiękniejszym pierścionkiem i nie zamierzała nim zastępować tego od Logana to… został. I mogła nosić oba!


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie upierał się, chętnie oddał kluczyki do jeepa w ręce swojej żony. Nigdy nie cierpiał na kompleks „prawdziwy mężczyzna nigdy nie siada na miejscu pasażera”, wręcz odwrotnie – jeśli mógł nie prowadzić to chętnie z tego korzystał. Głównie dlatego, że miał wtedy pełną, absolutną i niczym niezakłóconą możliwość przyglądania się Elise, która za kierownicą dużego terenowego auta wyglądała niemal tak seksownie, jak za stołem operacyjnym, ze skalpelem w ręku.
Uśmiechnął się widząc pierścionek na kobiecej dłoni. Faktem jest, że… - Wiesz, że chyba… Masz rację? Jakoś tak zyskał na urodzie. – przyznał jeszcze przez chwilę skupiając wzrok na pierścionku. Ten istotnie prezentował się naprawdę dobrze na palcu Debenham, tak jakby to ona miała wydusić z niego cały jego urok i piękno, a nie odwrotnie. No i tak naprawdę było. – Cieszę się. Naprawdę cieszę się, że ty i mama miałyście szansę spędzić trochę czasu razem. Bez marudzącego mnie obok. – dodał zaraz potem i znów pozwolił sobie na lekki uśmiech, który jednak szybko ustąpił miejsca naturalnemu w całej tej sytuacji spoważnieniu. Logan spojrzał na drogę, przy której krawędziach co jakiś czas pojawiały się znaki o ryzyku spotkania przechodzących na drugą stronę kangurów albo koali. I jak tak się rozejrzeć wokół to pustka… Busz, pola, łąki, jakaś rzeka i poza tym nic. Tak wyglądała Północ. – To wciąż wydaje mi się takie… Kompletnie surrealistyczne. To, że to się stało. I to właśnie jemu. – jego ojcu, który przecież z krokodylami znał się dłużej niż z własną żoną, wychował się z nimi i wychował z nimi też swojego syna. Do Logana nadal to, co się dzisiaj wydarzyło chyba nie do końca jeszcze docierało. Czuł się, jak w jakimś pieprzonym filmie. – Wiem, że… Jest na tym świecie cała masa ludzi, którzy słysząc o tym co robimy… – a raczej „co robiliśmy”. – Popukałaby się w czoło i wysłałaby nas do psychiatry, ale… – oderwał wzrok od tego, co za przednią szybą i przeniósł go na Elise. – Sam nie wiem… On się z nimi wychował. Z krokodylami. Były wszędzie, musiał nauczyć się z nimi żyć, ba, musiał nauczyć się je polubić, uszanować ich zwyczaje, ich terytorializm… Jego ojciec nigdy nie zabił ani jednego krokodyla, wiesz? Ani jednego. Mój ojciec też nie. Zaczął je przenosić, jak ledwo skończył szkołę. Początki były cholernie trudne, bo nie miał ani i sprzętu, ani pieniędzy na ten sprzęt, ale miał wiedzę, miał intuicję… To było bezcenne i to mu pomogło. – rozwinąć się w tym, stworzyć metody, procesy, opracować narzędzia i wyszkolić ludzi. W tym Logana. – Zawsze mi powtarzał, że jeśli każdy problem ze zjadającym czyjeś krowy krokodylem byłby rozwiązywany kulą w jego twardą czaszkę to za parę lat nie zostałby ani jeden… Ani jeden australijski krokodyl, Elise. – i to w jakiś sposób łamało Robertowi serce. Loganowi zresztą też, choć wyprowadzka z Północy i życie w „normalnym miejscu” trochę ten entuzjazm ostudziły. – Dlatego zaczął je łapać i przenosić tam, gdzie nie mogły nikomu zrobić krzywdy. – ani człowiekowi, ani zwierzętom tego człowieka. – Niektórzy ratują koale, a mój ojciec ratuje krokodyle… Czy to naprawdę czyni go wariatem? – zapytał i uśmiechnął się smutno, bo przecież dobrze wiedział jaka byłaby opinia całej rzeszy ludzi.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uśmiechnęła się pod nosem, bo również się cieszyła. Że miały okazję spędzić trochę czasu razem, chociaż gdyby miała wybierać… chyba wolałaby, żeby marudzący Logan oraz jego ojciec byli obok. Zostali w domu, pomarudzili, pomęczyli się, ale byli cali i zdrowi. Tylko wiedziała też, że to nie miałoby najmniejszego prawa bytu, bo żaden z nich taki nie był. To by ich nie powstrzymało. Tak, czy siak… ostatecznie poszliby na spotkanie z krokodylem.
Nie przerywała mu kiedy mówił. Od czasu do czasu odrywała wzrok od pustej drogi, żeby spojrzeć na męża, ale nie przerwała mu nawet słowem. Chciała poznać jego perspektywę. Jego punkt widzenia, bo przecież niego nie przemawiał strach tak jak przez nią. Bo cóż… zapewne kategoryzował ją jaką tą część świata, która pukała się w czoło. I częściowo tak było, ale dlatego, że ją to przerażało.
- Oczywiście, że nie czyni go to wariatem – naprawdę tak nie uważała – To co robił… jest piękne, ważne. Ale też przerażające. Nie chcę się nawet domyślać, co przez całe ich wspólne życie czuła twoja matka. I co poczuła dzisiaj, gdy dostała ten telefon, którego pewnie zawsze się spodziewała, ale którego nigdy nie chciała dostać. Bo to jest przerażające, Bear. To nie są koale. Sam powiedziałeś… że jeśli złapie cię w szczęki to już raczej nie puszcza. To nie skończy się paroma szwami i nie będzie historią do opowiadania po paru głębszych, żeby się z niej pośmiać. Gdybyś miał to robić częściej niż tych parę sporadycznych wypadów z ojcem? Umarłabym ze stresu. – za każdym razem, gdyby to robił – Nie wiem, czy zamierzasz do tego wrócić… – spojrzała na niego, jakby oczekiwała, że wyraz jego twarzy teraz jej coś podpowie, co zamierzał… - Ale jeśli tak… – bo przecież nie mogła mu tego zabronić – Już zawsze będę miała przed oczami to jak wyglądałeś na szpitalnym korytarzu. To jak wygląda to auto. I pewnie miejsce samego wypadku. – nie będzie podchodziła do tego spokojnie, nie zaufa mu, że to bezpieczne, chociaż próbował ją do tego przekonać, a już na pewno ona z nim nie pójdzie – bo wpadłaby w panikę i nic, absolutnie nic by mu nie pomogła.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Właściwie to… Nie. Nie wrzucił jej do jednego i tego samego worka z tymi wszystkimi osobami, które posądzał o niezrozumienie tego, co on i jego ojciec robili. Uczył się nie zakładać tego, że Elise w jakiś sposób o nim czy też o tym co on robi, myśli i chyba coraz lepiej mu to wychodziło. Na tyle lepiej, że teraz, naprawdę naturalnie przyszło mu niczego nie założyć. I uświadomił to sobie w chwili, gdy Debenham zaczęła mówić. W normalnych warunkach pewnie jego ego domagałoby się teraz pochwały i uznania z kobiecych ust, ale… No to nie były normalne warunki. Rozmowa, a raczej jej temat, też zresztą nie. Dlatego ego uciszył i skupił się na słowach żony. Nie uszło jego uwadze to kontrolne spojrzenie w jego kierunku, kiedy Elise wspomniała o „wracaniu do tego”, do krokodyli, kontaktu z nimi… Nie dał po sobie nic poznać, ale wiedział, że prędzej czy później będzie nie tyle musiał, a chciał się przed żoną określić. Coś zadeklarować. Szczególnie po tym co powiedziała na koniec. Dał sobie chwilę, dwie ciszy na pozorne przemyślenie sprawy, ale prawda była taka, że niczego przemyśliwać nie musiał. Pokręcił więc głową i dość stanowczo odparł: - Nie wyobrażam sobie, jak mielibyśmy być wtedy szczęśliwi… Jeśli każdy mój wyjazd paraliżowałby cię strachem. Nie, Elise. Nie wrócę do tego. Dziś zrobiłem to ostatni raz. - jego ojciec mógł świadomie „skazywać” swoją żonę na strach i niepokój… Niemal ciągle obecne w ich wspólnym życiu. Logan tego nie chciał. Ani dla Elise, ani dla siebie. Nie chciał czuć, że robi jej i im tym krzywdę. Nie chciał spieprzyć własnego małżeństwa tylko dlatego, że nie umiał z czegoś zrezygnować. Szlag, umiał. Umiał, jak cholera i właśnie to zrobił. - Powiedziałaś dzisiaj, że jestem twoją szansą. Tą jedną na milion. - zaczął zaraz potem, nie odrywając od żony spojrzenia. - Nie zaryzykuję tego, co mamy. Nie tak, nie w ten sposób. Bez krokodyli potrafię żyć. Bez ciebie? - zapytał i nie odpowiedział od razu, ale jeśli Elise na niego w tym momencie spojrzała - ściągnął mocniej brwi i pokręcił powoli swoim kudłatym łbem. - Mogę nie być idealnym lekarzem, człowiekiem, mężczyzną, ani mężem, ale… Staram się, Elise. Naprawdę się staram, żebyś nie żałowała. Nawet przez ułamek sekundy… Żebyś nie żałowała, że powiedziałaś „tak”, że zaufałaś mi, że pozwoliłaś samej sobie się we mnie zakochać… Jeśli to jest ta rzecz, którą temu pomogę… - odwrócenie się od tego czego uczył go ojciec. - Pieprzyć to. Nie wracam do tego.

Elise Trevisano
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powiedzieć, że odetchnęła z ulgą to jak nie powiedzieć nic. Na moment, czekając trochę na słowa męża jak na wyrok, zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy i wpatrywała się w drogę przed sobą. Ale tak… mogła zacząć ponownie oddychać. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wiele to dla niej znaczyło. I jak ogromny kamień spadł jej z serca.
Skinęła, przyjmując to do wiadomości i póki co panując nad emocjami.
Oczywiście, że na niego spojrzała i uśmiechnęła się. Łagodnie i ciepło. Tak jak ciepło robiło jej się na serduszku się na myśl, że nie mógł bez niej żyć. Zupełnie tak jak ona bez niego. Nie potrafiła sobie wyobrazić co by zrobiła, gdyby to on był na miejscu swojego ojca. Gdyby to ona teraz siedziała z nim w sali pooperacyjnej biednego szpitala pośrodku niczego. Umierając z niepokoju i plując sobie w brodę, że przecież można było zrobić więcej – chociaż wcale nie można było, bo to jego jedyna szansa.
- Nikt nie jest idealnym człowiekiem… czy lekarzem. Ale mężem? Jesteś. Jesteś dokładnie takim mężem jakiego każda kobieta chciałaby mieć. I to, co właśnie powiedziałeś jest tego doskonałym przykładem. Jesteś w stanie zrezygnować z czegoś, co lubisz… co sprawiało ci przyjemność, co było dla ciebie ważne… tylko dlatego, żebym czuła się z tobą bezpiecznie. I wiem, że do wypadku może dojść wszędzie. Na drodze, w szpitalu czy gdziekolwiek indziej, ale to nie jest świadome wchodzenie na terytorium niebezpiecznego stworzenia. I boję się, że twój ojciec… gdy nie będzie mógł tego robić sam, będzie chciał, żebyś go zastąpił. Bo zrozum, że ja podziwiam ideę. Uważam, że ratowanie zwierząt jest wspaniałe, ale nie gdy samemu się przy tym ryzykuje. – a on niewątpliwie ryzykował i to bardzo, a stary Trevisano był tego doskonałym przykładem – Więc dziękuję. Naprawdę doceniam i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ogromny głaz spadł mi teraz z serca. – uśmiechnęła się, spoglądając na męża – Co powiesz na… wsparcie jakiejś organizacji? Jakiegoś sanktuarium dla krokodyli? – kogoś, kto też im pomaga, ale cóż… nie jest jej mężem i nie grozi mu utrata kończyn albo życia – Regularna, znacząca finansowo pomoc.



Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ