ksiądz — kościół
34 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Miejscowy ksiądz, który dogada się ze wszystkimi, ciepły i fajny człowiek, ale ostatnio z lekkim kryzysem swojej tożsamości, bo spotyka się z kimś, z kim raczej nie powinien.
Sean naprawdę czuł, że jest księdzem z powołania i nigdy wcześniej tego nie kwestionował - wątpliwości pojawiły się dopiero tutaj, w Lorne Bay i to stosunkowo niedawno. Dopiero wtedy, gdy w jego życiu pojawił się przystojny mężczyzna, który jednym uśmiechem sprawiał, że ojciec Darvall tracił wątek i gubił się w tym, co mówił. Gubił się też w tym, co sam czuł. Co powinien, a czego nie powinien robić. Cholerny Fitzgerald.
Mimo wszystko msze prowadził nadal tak samo jak wcześniej - był zaangażowany w czytanie Pisma Świętego, wygłaszał dobre i mądre kazania i chyba naprawdę był facetem do polubienia, jak to się powszechnie mówi. Wciąż był zaangażowany w życie społeczeństwa, chętnie rozmawiał z ludźmi - z kimkolwiek, kto rozmowy potrzebował, zajmował się okolicznymi dzieciakami jeśli była taka potrzeba, karmił bezpańskie psy i koty i właściwie złego słowa nie można było o nim powiedzieć. Nie, nie uważał się za ideał, ideałem na pewno nie był, ale wiedział, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Kościół był jego powołaniem.
Tego dnia prowadził akurat ostatnią, wieczorną mszę. Już kończył swoje kazanie, błądząc wzrokiem po wiernych zgromadzonych w kościele, gdy jego wzrok padł na osobę, której akurat tego dnia nie spodziewał się zobaczyć. Obecność Morpheusa zawsze działała na niego tak samo - gubił wątek, podobnie jak zgubił go teraz; a wystarczyło, żeby na moment napotkał znajome oczy i nieco sarkastyczny uśmieszek, który tak uwielbiał. Być może jednak parafianie nie zorientowali się, że Sean nieco się zaplątał w tym, co mówił podczas kazania - i oby tak było.
Gdy msza dobiegła końca Darvall zniknął na tyłach kościoła, chcąc pozbyć się sutanny. Miał nadzieję, że uda mu się jeszcze złapać Fitzgeralda; ostatecznie nie pojawiłby się na mszy tylko i wyłącznie po to, żeby się pokazać, prawda? To nie było w jego stylu. Najpierw jednak chciał się przebrać, bo nie miał w zwyczaju chodzenia w sutannie wtedy, kiedy nie musiał.

Morpheus Fitzgerald
powitalny kokos
Angela
brak multikont
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
✶ 1 ✶
Morpheus nigdy nie należał do szczególnie wierzących i religijnych osób i jeszcze do niedawna zobaczenie go w kościele, w dodatku przebywającego tam z własnej woli, niemal graniczyło z cudem. Wiadomo, czasami wymagała tego od niego praca, bo jednak spora część pogrzebów w których uczestniczył była pogrzebami katolickimi, no ale umówmy się, poza godzinami pracy raczej mu było nie po drodze. Już sam koncept pokładania wiary w czymś nadprzyrodzonym wydawał mu się na tyle abstrakcyjny, by swoje własne życie wolał opierać o naukę, która w jego odczuciu była dużo pewniejsza - aczkolwiek nie krytykował ludzi, uważających inaczej, wychodząc z założenia, że każdy ma prawo żyć po swojemu.
W ostatnim czasie zaczął jednak pojawiać się w kościele również poza pogrzebami. Tym, którzy dopytywali, mówił, że poszukuje swojej drogi, że chce otworzyć się na nowe rzeczy, czy inne takie bzdety, choć tak naprawdę powód był zupełnie inny - owy powód nosił sutannę, wygłaszał piękne kazania i jak na złość, był w oczach Morfeusza cholernie atrakcyjny. Jeszcze parę miesiecy temu w życiu by nie pomyślał, że kiedykolwiek zacznie umawiać się z miejscowym księdzem na potajemne schadzki, tymczasem teraz nawet wpadał na wieczorne msze, żeby móc popatrzeć sobie na niego z ostatniej ławki. Oczywiście patrzenie nie było jedynym powodem, zamierzał spotkać się z nim zaraz po mszy, dlatego po wszystkim czekał grzecznie pod kościołem, udając zapewne, że kręci się tu zupełnie bez celu.
Na jego twarzy momentalnie pojawił się delikatny uśmiech, kiedy tylko Sean wyszedł z kościoła i pojawił się w zasięgu jego wzroku.
- Szczęść Boże! - rzucił na powitanie, bardzo oficjalnie, na wypadek, gdyby jeszcze kręcił się tu jakiś zbłąkany parafianin. Lepiej dmuchać na zimne, trochę ostrożności nikogo jeszcze nie zabiło - tym bardziej, że Morpheus nawet nie chciał myśleć, co by było, gdyby ich mały sekret przypadkiem ujrzał światło dzienne. Oboje mieli przecież całkiem sporo do stracenia. - Bardzo ładne kazanie - dodał, nie przerywając kontaktu wzrokowego, chociaż tak naprawdę to niewiele z tego kazania pamiętał. Bardziej niż na wypowiadanych przez Seana słowach, skupiony był na tonie jego głosu, gestach, mimice i całej reszcie rzeczy, które od pewnego czasu tak bardzo go w tym człowieku pociągały i fascynowały.

Sean Darvall
ksiądz — kościół
34 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Miejscowy ksiądz, który dogada się ze wszystkimi, ciepły i fajny człowiek, ale ostatnio z lekkim kryzysem swojej tożsamości, bo spotyka się z kimś, z kim raczej nie powinien.
stylówka po wyjściu z kościoła

Powiedzenie, że Sean nie liczył na to, że po wyjściu z kościoła spotka Morpheusa byłoby kłamstwem. Liczył na to spotkanie i to bardzo - zdążył się już za nim stęsknić, nawet jeśli widzieli się całkiem niedawno. Czuł się przy nim trochę jak szczeniak, jakby doświadczał właśnie pierwszego zauroczenia... a wątek ukrywania się przed całym światem przywodził mu na myśl historię Romeo i Julii, co chyba jeszcze bardziej potęgowało te przyjemne skurcze w podbrzuszu, których doświadczał na samą myśl o mężczyźnie. Inna sprawa, że nie podejrzewał Morpheusa o aż tak zaawansowany masochizm, żeby przychodził do kościoła tylko i wyłącznie na mszę, a potem znikał zanim dane im będzie choćby porozmawiać. Nie, zdecydowanie nie był aż takim szaleńcem.
Darvall przebrał się dość szybko w cywilne ciuchy, po czym upewniwszy się, że wszystkie ważne dla kościoła rzeczy są zamknięte i zabezpieczone wyszedł przed budynek świątyni. Uśmiechnął się pod nosem widząc stojącego pod kościołem Fitzgeralda i podszedł do niego powoli, ręce splatając za plecami. Często chodził właśnie w taki sposób, przywodząc wtedy jakiegoś dawnego myśliciela albo coś w tym rodzaju.
- Szczęść Boże, Morpheuszu - uśmiechnął się ciepło, chociaż nie było w tym nic nietypowego; był księdzem, który do wszystkich podchodził raczej swobodnie i z pogodą ducha, więc tutaj raczej nikt nie mógłby się o nic przyczepić (zakładając oczywiście, że ktoś by im się przyglądał).
- Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć - zaśmiał się, poprawiając jeansową kurtkę i dyskretnie rozejrzał się dookoła, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nikt ich nie obserwuje. Nie widział nikogo w pobliżu, wszyscy po wieczornej mszy wrócili do domów albo poszli w miasto, ewentualnie zahaczyli o pobliski cmentarz; nie zanosiło się jednak na to, żeby ktoś upodobał sobie stanie pod kościołem i gapienie się na księdza. Gdy już się upewnił, że nie są obserwowani zrobił jeszcze dwa kroki w jego stronę, zanurzając dłonie w kieszeniach spodni. - Zwłaszcza od kogoś, kto praktycznie nie bywa w kościele - dodał z lekkim przekąsem, przewracając oczami. - Co Cię sprowadza w progi mojej świątyni? Potrzebujesz rozgrzeszenia, spowiedzi? - tak, trochę go to bawiło, musiał przyznać.

Morpheus Fitzgerald
powitalny kokos
Angela
brak multikont
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
Sean się nie pomylił - Morpheus rzadko robił cokolwiek bez celu i nie inaczej było w tym przypadku. Jego wizyta w kościele od samego początku miała ukryty cel, którym bynajmniej nie było pogłębianie swojej wiary, bo tej przecież nie posiadał, już zdążyliśmy to sobie wyjaśnić... aczkolwiek kazań księdza Darvalla mógłby słuchać całymi godzinami, nawet, jeśli stosunkowo niewiele z nich wynosił. On po prostu skupiał się na innych aspektach niż treść, to przecież chyba nic złego?
- Chyba sprowadza mnie ksiądz na dobrą drogę - rzucił, posyłając mu zaczepny uśmiech, chociaż pewnie można byłoby polemizować z prawdziwością tych słów. Dużo bardziej trafione byłoby stwierdzenie, że to Morpheus sprowadza księdza na złą drogę i odciąga go od powołania - z drugiej strony jednak, do niczego go przecież nigdy nie zmuszał, prawda? Najpierw był alkohol, a później... później już samo poszło. Spotykali się regularnie pod osłoną nocy, dlatego, że oboje tego chcieli. Fitzgerald nie miał nawet problemu z faktem, że tak bardzo muszą się z tym ukrywać, bo już od dawna z nikim nie czuł się tak dobrze. Oczywiście nie chodziło tutaj tylko o sferę seksualną - oprócz tego uwielbiał przecież rozmawiać z nim całymi nocami, o wszystkim i o niczym, albo po prostu przebywać z nim w ciszy, która nigdy nie była między nimi niezręczna. Morpheus jeszcze nie umiał nazwać słowami tego, co ich łączyło, ale na pewno nie miał zamiaru z tej relacji rezygnować, nawet mimo świadomości, że teoretycznie to wszystko w ogóle nie powinno mieć miejsca i że prawdopodobnie byłby w Lorne skończony, gdyby ktokolwiek się dowiedział.
- Mi już nawet rozgrzeszenie nie pomoże - zaśmiał się w odpowiedzi, teatralnie przewracając oczami, bo do świętych przecież zdecydowanie nie należał a u spowiedzi ostatni raz był jakoś w czasach szkoły podstawowej, i to pewnie tylko dlatego, że rodzice mu kazali. - Ale możemy porozmawiać o moich grzechach... byle nie tutaj, bo jeszcze ktoś usłyszy - podjął jego gierkę, zniżając nieco głos, robiąc niewielki krok w jego stronę i tym samym jeszcze bardziej zmniejszając dzielący ich dystans - oczywiście tylko na tyle, żeby z boku nie wyglądało to nieprzyzwoicie. Nawet, jeśli w tej chwili byli tu sami, to jeszcze nie pogięło go na tyle, żeby próbował czegokolwiek pod kościołem, w dodatku przed zapadnięciem zmroku.

Sean Darvall
ksiądz — kościół
34 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Miejscowy ksiądz, który dogada się ze wszystkimi, ciepły i fajny człowiek, ale ostatnio z lekkim kryzysem swojej tożsamości, bo spotyka się z kimś, z kim raczej nie powinien.
- Chyba sprowadza mnie ksiądz na dobrą drogę
Parsknął krótko śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, zwłaszcza słysząc ton mężczyzny i widząc jego uśmieszek. Cóż, musiał przyznać, że miało to sens dla ludzi nie znających kontekstu - czyli w sumie dla całego miasteczka (poza nimi dwoma oczywiście). Pokręcił krótko głową i zacmokał, wsuwając ręce do kieszeni spodni. Wciąż wyglądał na rozbawionego słowami mężczyzny, ale najwidoczniej uznał, że jeśli będzie tak stał i się chichotał jak idiota to w końcu zwróci na siebie uwagę ewentualnych przechodniów, a raczej nie o to mu chodziło. Ostatecznie wolałby spędzić trochę czasu z Morpheuszem, a nie odpowiadać na ewentualne żale przypadkowych staruszek. To też czasem lubił robić, jasne, w końcu był dobrym i pomocnym człowiekiem, ale w tym momencie najwidoczniej miał inne priorytety.
- To raczej wątpliwe; nie sądzę, że mam aż taką moc, panie Fitzgerald. - uśmiechnął się delikatnie i subtelnie rozejrzał się dookoła, upewniając się, że na pewno są sami. Niekoniecznie powinni być widziani razem, zwłaszcza, że to jednak nie była nie wiadomo jak duża społeczność, a Morpheusza ciężko było raczej nazwać religijnym i uczęszczającym często i chętnie na msze święte. Jeśli ktoś zechciałby połączyć ze sobą kilka kropek, to nietrudno byłoby się domyślić, że panowie są w dość... zaangażowanej relacji, a raczej lepiej, żeby nikt tych kropek ze sobą nie połączył. Ksiądz naprawdę lubił społeczność w Lorne Bay i nie chciał musieć uciekać gdzieś na drugi koniec kraju. Poza tym - naprawdę zależało mu na Fitzgeraldzie, czy tego chciał czy nie.
- Mogę cię wyspowiadać w moim domu, nie widzę przeszkód. Nie każdy lubi spowiadać się pod dachem kościoła - odpowiedział, wciąż z uśmiechem, wskazując ręką w stronę drogi prowadzącej do jego domu. Nie było sensu, żeby jechać samochodem, w końcu mieszkał niedaleko kościoła, w tej samej dzielnicy, więc mogli się przejść przez te kilka minut. Spacerek jeszcze nikomu (chyba) źle nie zrobił, prawda?

Morpheus Fitzgerald

ps. wybacz, że tyle czekałaś :<
powitalny kokos
Angela
brak multikont
grabarz — Lorne Bay Cemetery
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wyszło mu w życiu, więc został grabarzem. Za dnia snuje się po wszystkich okolicznych barach, omijając jedynie ten należący do jego rodziny a pod osłoną nocy spotyka się z kimś, z kim spotykać się nie powinien.
Cóż, w sprawianiu pozorów Morpheus bywał całkiem dobry, co w tej sytuacji zdecydowanie było korzystne. Miał wrażenie, że ludzie naprawdę mu wierzą, kiedy zaczynał opowiadać o swoim rzekomym poszukiwaniu Boga i delikatnym otwieraniu się na wiarę - taką miał przynajmniej nadzieję. Nigdy przecież nie dał nikomu żadnych powodów do podejrzeń, był naprawdę ostrożny, kiedy kręcił się w pobliżu kościoła albo domu Seana, więc miał nadzieję, że nikt nie dojdzie do prawdy a ich mały sekret nigdy nie ujrzy światła dziennego.
- Czyżby? Gdyby nie ksiądz, wciąż bywałbym w kościele jedynie na pogrzebach - droczył się z nim dalej, choć to pewnie akurat była prawda. Inna sprawa, że wcale nie przychodził tutaj, żeby się modlić, tylko żeby posłuchać swojego ulubionego księdza, popatrzeć sobie na niego z ostatniej ławki i rozpraszać go swoją obecnością. Taki był z niego dobry i przykładny parafianin.
- Będę bardzo wdzięczny. W kościele jest raczej mało prywatnie - zauważył błyskotliwie, choć pewnie nieszczególnie by mu to przeszkadzało, gdyby faktycznie chodziło mu o spowiedź. Morpheus jednak bardzo dobrze wiedział, że zamiast wyznawać grzechy i żałować za nie, będzie grzeszył tej nocy jeszcze bardziej. To niemal zawsze kończyło się tak samo i mocno by skłamał, gdyby powiedział, że mu się to nie podoba.
Owszem, spacer wydawał się całkiem dobrym pomysłem. Gdyby ktoś przypadkiem nadmiernie zamierzał interesować się, dlaczego przechadzają się razem po Sapphire River, Morpheus zamierzał udawać, że omawiają kwestię związaną z jakimś pogrzebem. Fakt, że zdarzało im się pracować razem niewątpliwie był dużym plusem, bo gdyby ktoś zaczął sobie coś dopowiadać, zawsze można było próbować zasłaniać się pogrzebami.
- Wybacz, że ostatnio trochę mniej się odzywałem. Miałem kilka spraw do ogarnięcia. - Kiedy już wystarczająco oddalili się od kościoła, wreszcie zszedł z oficjalnego tonu. I nie to, że nie odzywał się w ogóle, ale przez ostatni tydzień czy dwa faktycznie miał nieco mniej czasu, a nie chciał, żeby Sean przypadkiem poczuł się w jakikolwiek sposób olany. Miał nadzieję, że bedzie w stanie jakoś mu to wynagrodzić. - Daphne wraca do miasta. Podobno na dłużej - dodał jeszcze, jakby to miało cokolwiek wyjaśniać. Darvall na pewno miał wcześniej okazję usłyszeć o Daph, w końcu była bliźniaczką Morpheusa, jego ukochaną siostrą (nawet, jeśli obecnie nie dogadywali się tak jak dawniej) a Morpheus przecież często rozmawiał z nim o wszystkim, co było dla niego ważne. Nie chciał wprawdzie, żeby siostra była głównym tematem dzisiejszego wieczoru, ale sam nie wiedział, co właściwie ma myśleć o jej powrocie do Lorne, dlatego w ogóle o niej napomknął.

Sean Darvall

nic nie szkodzi <3
ODPOWIEDZ