studentka / recepcjonistka — Lorne Bay Gym
23 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I'm slowly drifting away
wave after wave
and it feels like
I'm drowning
Kto by się spodziewał, że koleżanka będąca zdecydowanie nocnym markiem a nie rannym ptaszkiem nie pojawi się na umówionym pod wpływem chwili, porannym bieganiu? Wróć – jeszcze nie było wiadomo, czy na pewno się nie pojawi, bo póki co po prostu się spóźniała. Poza tym godzina jedenasta to jednak już prawie południe, nie początek dnia, więc June ta pora wcale nie wydawała się jakąś zbyt abstrakcyjną nawet dla kogoś, dla kogo wstawanie z łóżka stanowiło wyzwanie. Może była zbyt naiwna żeby zakładać, że zostanie wystawiona? Z drugiej strony nie potrzebowała rozpaczliwie towarzystwa, także to ewentualne wystawienie nie miało ani sprawić jej przykrości, ani jakkolwiek zniechęcić. Czekanie tak naprawdę opóźniało jedynie start – gdyby miała pewność, że znajoma się nie pojawi, nie marnowałaby się tak przy tym wejściu na plażę, tylko ruszyłaby już na ścieżkę. Na co dzień raczej nie biegała, ale lubiła aktywność fizyczną i chciała skorzystać z tego, że miała motywację do pojawienia się tu w sportowym outficie.
Od kilku minut kręciła się w tą i z powrotem, zerkając raz na jakiś czas na wyświetlacz telefonu. Napisała też wiadomość, lecz ta pozostawała na razie bez odpowiedzi. Pewnie nikomu nie robiło to zbytniej różnicy, ale jej zaczęło robić się głupio, że krążyła tak bez celu, dlatego w pewnym momencie skierowała się ku – jak mogło się wydawać – schodkom, choć właściwie upatrzyła sobie murek przy nich. Poniekąd był zajęty, aczkolwiek nie w całości, a ta jedna osoba na nim siedząca skupiła na sobie uwagę June. – Hej, przepraszam. Mogę się tu dosiąść? – zapytała uprzejmie, ruchem ręki pobieżnie wskazując przestrzeń obok niego. Właściwie nie spodziewała się odmowy, więc nie czekała też specjalnie na łaskawą zgodę – wolnego miejsca było na tyle, że nawet gdyby mężczyzna też na kogoś czekał, to ten ktoś jeszcze spokojnie by się zmieścił, bo przecież blondynka nie zamierzała usadawiać swoich czterech liter bezpośrednio przy nieznajomym. Zresztą zawsze mogłaby z powrotem wstać, więc teraz jakby nigdy nic usiadła, naturalnie zachowując komfortową odległość.
Do jednego ucha włożyła słuchawkę i skupiła się na swoim telefonie, głównie przygotowując sobie kolejkę utworów jeśli faktycznie miałoby się skończyć na joggingu w pojedynkę. Wysłała też jeszcze jednego smsa, bez odzewu. Niedługo za bardzo nie miała czym więcej się zająć; przekręciła się nieznacznie w kierunku bruneta. Przygryzienie wargi, drobne zawahanie – a potem lekkie odchrząknięcie i wzruszenie ramionami w duchu. – Sorki, znowu. – Uśmiechnęła się nieporadnie, odczekując aż ten zwróci na nią uwagę. – To jedyne zejście na plażę od tej strony, prawda? Sprawdzałam już na mapach, ale… nie wiem, może coś przeoczyłam.

Bastian Hendrix
powitalny kokos
nieśmiała
CLUB OWNER/ RICH MAN — THE WOOLSHED
28 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
28 letni właściciel klubu, bogaty hrabia co zadziera nosa ale ma i swoje problemy. aktualny to znalezienie pseudo "żonki"


Powrót do miasta był czymś co mu nieco ciążyło i z czym ciężko mu było się oswoić, tak jakby nie był sobą. Tak po części. Wypad do Ameryki miał mu przynieść nieco świeższe spojrzenie na siebie i swoje zachowanie, a może to miał być ten jeden ostatni taniec, szaleństwo - zanim uporządkuje swoje życie. Chyba sam tego nie wiedział ale co przeżył to było jego i tego nie dało się odebrać czy zapomnieć. Wszędzie jednak dobrze ale w domu najlepiej i ta mantra się w stu procentach pokrywała z tym co czuł. Lorne Bay było jego domem od początku, to tutaj żył i budował swoje imię, a wcześniej robili to jego rodzice. Dlaczego więc nie miał po prostu się ogarnąć i w końcu dorosnąć? A nóż może dlatego, ze wciąż był tym Bastianem, roztrzepanym, pełnym sprzeczności ale tez i ciemnych rys na szkle. Nie był porządny i nigdy się nie krył z tym, był niczym diabeł co przyjmował pelerynę i może to go gubiło nie raz. Tak czy inaczej wracał na stare śmieci po resecie kilku miesięcznym jaki sobie zafundował. Nie pamiętał pewnie gdzie ostatecznie skończył, ale znając go zwiedził wszystkie stany i to nie tylko te w Ameryce ale ogólnie, takie które może mieć człowiek.
Co go skusiło na wypad na plażę? Chyba chciał ujrzeć piękny wschód słońca, pooddychać tym powietrzem i poczuć się już tak na prawdę jak w domu. Lubił też sobie czasem pobiegać ale dzisiaj brakowało mu chęci i weny na to, być może był jeszcze na jakimś kacu albo po prostu mu odbiło. Przysiadł na czymś co przypominało murek gdy już obejrzał całą akcję z pięknym porankiem i życiem, które właśnie się budziło. Ktoś właśnie biegać zaczynał, ktoś inny już ten bieg skończył - przez co powoli zagęszczenie ludności w tym miejscu rosło. Obserwował pewnie ludzi, myśląc nad tym kto kim jest i co robi w życiu, lubił tą zabawę jakoś tak po prostu. Pewnie myślał aby się zbierać gdy ktoś go zaczepił i o dziwo, nie miał nic przeciwko gdy podniósł głowę. Piękne panie.. To było coś co zawsze go gubiło w życiu.
Nie odezwał się do niej, być może z racji tego iż chciał zgrywać tego nieśmiałego, jakiegoś romantyka który myśli nad kolejnym wierszem i szuka swojej muzy przy plaży. Mógłby coś takiego odegrać w końcu zawsze był z niego kawał cwaniaka.
Nieznajoma usiadła i zajęła się sobą przez co gdyby nie odezwała się drugi raz, totalnie olałby jej obecność obok siebie, niedaleko. Hendrix może i miał jakieś przebłyski dobroci serca ale zazwyczaj był z niego kawał chama i prostaka. Czy coś się zmieniło? Chyba minimalnie ale skoro już urocza dziewczyna o coś prosiła to chciał być grzeczny i miły. Bo chyba trend na chama i buraka, ala macho już minął?
- Z tego co wiem to tak, jest jedne, jedyne w swoim rodzaju.. Zgaduje, że nie jesteś stąd i nie wiesz tego, skoro używasz wujka Google jako porady, prawda? - nie powinien się interesować tym ale wścibski bywał, a może raczej konkretny? No lubił wiedzieć zawsze więcej na początku, czasami wiedzieć więcej niż inni ale to chyba już był umysł businessmana, w końcu prowadził klub i musiał być ciągle na czasie, w tym co w trawie piszczy.

June Hoover
przyjazna koala
nick
brak multikont
studentka / recepcjonistka — Lorne Bay Gym
23 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
I'm slowly drifting away
wave after wave
and it feels like
I'm drowning
June, chociaż żyła tu już od kilku lat, nadal miała problem ze zdecydowaniem, czy ”jest stąd”. Oczywiście pochodziła z Anglii, tam się urodziła i dorastała, to nie podlegało najmniejszej wątpliwości. Jednak tutaj… też czuła się poniekąd jak w domu. Po wielkiej zmianie, jaką była przeprowadzka na inny kontynent, od razu znalazła się w Lorne – to stąd pochodził mąż jej mamy i tu zamieszkali. Kiedy parę lat później przyszła pora na rozpoczęcie przez nią studiów, ojczym podwoził ją do na uczelnię w Cairns bo sam tam pracował, a przeprowadzili się tam całą rodziną dopiero w zeszłym roku, jako że mama także zmieniła miejsce pracy na tamto miasto. Hoover zaś, chociaż z nowego domu miała bliżej na uniwerek, wolała wrócić w te rejony przy okazji swojego wstępnego usamodzielnienia się. Zajęć nie miała już wcale tak dużo, a tutaj przebywała większość jej znajomych i całościowo chyba lepiej się odnajdowała w tym urokliwym miasteczku, które traktowała jako swoje
Jej usta odruchowo uformowały dziubek, powstrzymujący wykwitnięcie na nich uśmiechu. Z tylko sobie znanego powodu chciała zachować pozory choćby resztki powagi, czy wręcz sprawić wrażenie udawanej, lekkiej surowości. - A to jak się jest stąd, to nie można sobie sprawdzać miejscówek w Internecie? - zapytała przekornie, zadzierając przy tym zaczepnie jedną brew ku górze. Niestety bądź stety, nie utrzymała całej tej maski zbyt długo i zaraz parsknęła powietrzem z nosa, rozweselona swoim małym, osobliwym dowcipem. - Czy zdradził mnie jednak akcent? – dorzuciła z rozbawieniem, tym razem nie krępując się z uśmiechem, choć nie miała przecież pewności jak nieznajomy potraktuje jej zaczepkę. Była raczej otwartą dziewczyną, a dzisiaj nie tylko dopisywał jej dobry humor, ale i ogarnęło ją chwilowo jakieś takie większe pobudzenie, prawdopodobnie związane z nastawieniem się do aktywności fizycznej – stąd zapewne ta ochota podroczenia się, nawet z obcym mężczyzną.
Za moment kąciki jej ust rozciągnęły się bardziej na boki niż do góry, co sygnalizowało jej jako takie uspokojenie się i wzięcie w garść. Bardzo możliwe że doszła do wniosku, że skoro to ona była tą zaczepiającą jego, i to w konkretnym celu, to żartowanie z niego – bądź z nim, w zależności od tego czy odebrał jej teksty zgodnie z jej niewinnymi założeniami – mogło nie być pożądane, dlatego westchnęła nieznacznie, by w następnej kolejności faktycznie odpowiedzieć na jego pytanie. - Mieszkam w sumie niedaleko, ale nie od nie wiadomo jak dawna, a w tym czasie nie kręciłam się dużo po akurat tej okolicy i znam tylko to zejście. No i umówiłam się z koleżanką na bieganie, i, jak widać, na razie jeszcze nie przyszła. Więc tak jakby... Nie wiem, czy już w nią wątpić, czy może jednak szukać jej gdzieś indziej. – Po zakończeniu wypowiedzi znów wydęła lekko wargi, tyle że teraz w bardziej neutralnym wyrazie, któremu towarzyszyło wzruszenie ramion. Nie chciała się narzucać nieznajomemu - troszkę się rozgadała, zupełnie niepotrzebnie, aczkolwiek nie wciągała go na siłę w rozmowę i na dobrą sprawę mógł jej już w żaden sposób nie odpowiadać jeśli nie miałby ochoty. Żeby było to w miarę bardziej czytelne, opuściła też oczy z jego twarzy, co miało sprawić że jej postawa nie powinna wydawać się jakkolwiek nachalna, chociaż June pozostawała nadal przekręcona w stronę Bastiana.

Bastian Hendrix
powitalny kokos
nieśmiała
CLUB OWNER/ RICH MAN — THE WOOLSHED
28 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
28 letni właściciel klubu, bogaty hrabia co zadziera nosa ale ma i swoje problemy. aktualny to znalezienie pseudo "żonki"
Bastian był stąd, był rodowitym mieszkańcem Lorne z większymi czy mniejszymi wycieczkami po świecie. Miał przywilej tego iż miał pieniądze i mógł sobie pozwolić na zwiedzanie świata, co też uczynił nie tak dawno. Oczywistym wyborem była Ameryka i Stany Zjednoczone, które chce objechać chyba każdy człowiek choćby ze względu na te różne potężne miasta, na to co się widuje najczęściej w filmach czy serialach, to chyba nie trzeba tłumaczyć. Przeżycie przygody w Vegas, jakieś fajne historie z Los Angeles czy Nowego Yorku. Wszystko fajnie ale i tak najlepiej w domu, do którego też wrócił i który tak sobie ukochał. Nostalgia a może kończące się fundusze? Sam nie wiedział co go skłoniło do powrotu w końcu klub i tak sobie radził, chwilami lepiej niż z nim za sterami. Ale mniejsza o to..
Nieznajoma rzeczywiście od początku biła od siebie aurą tego iż nie jest tutejsza. Po za tym jak tylko się odezwała wiedział to ze względu na akcent i te małe smaczki różniące język angielski w Australii a ten w Anglii czy w Ameryce. - Można sprawdzać, można wszystko. - rzucił na wyjebce bo jednak nie było to coś co by komuś bronił ale po co miała walić ściemę skoro wiedziała co jest grane, albo czym się zdradzi.
- Tak. Akcent. Ameryk to nie jest bo stamtąd wracam więc musisz być z opcji numer dwa. Wielka Brytania, ale bardziej Anglia niż te inne Szkocje, Walie czy co tam jeszcze mają. - kłaniała się geografia ale Hendrix nie miał jakiejś głowy do tego co i jak się mówi w danych krajach. Nie musiał tego wiedzieć, po prostu kojarzył że są te trzy miejsca ale język jakoś tam się różni różnymi stylami, pojedynczymi słowami czy akcentowaniem. Nawet jeśli klarował siebie zawsze jako mięśniaka i tumana to coś tam wiedział, coś tam siedziało mądrego w tej główce.
W teorii nie byl jakoś za tym aby prowadzić dalej rozmowę ale też nie był głupi i ślepy - bo dziewczyna była w miarę ładna a jego odpalał się właśnie ten słynny radar. Bastian w końcu był fanem piękna, fanem kobiet i podrywania ich, tyle tylko iż nie wiedział kim tym razem ma być, prostym chłopakiem a może chamem, bucem czy inteligentem, wrażliwcem czy kimś co nie zna się na życiu? Gdy on tak rozmyślał ona zaś zaczęła znowu rozmowę i o dziwo z ich dwójki wydawała się bardziej rozmowna niż on, bardziej normalna? Chyba tak to można nazwać, podczas gdy Hendrix wydawał się być nieobecny duchem a jedynie ciałem..
Nic bardziej mylnego bo jednak jej słuchał i przytakiwał, rozgladając się przy tym po tym gdzie się znajdują konkretnie. Musiał sobie chwile pomyśleć aby stwierdzić czy coś jest jeszcze takiego, jakiejś przejście prowadzące na plaże.
- Hmmm. W teorii jest ale w praktyce mało kto o nim wie. Skoro wiedziała, że nie znasz aż tak dobrze terenu to raczej powinna być tutaj. Po za tym tamto miejsce nie zna każdy - jedynie bardzo wprawieni tutejsi i też osoby z pewnej grupy. W sensie to coś na wzór przejścia, którym nie każdy chce chodzić przez różne historie i zabobony. - może mówił prawdę a może ją wkręcał - aby dłużej posiedziała z nim. Nie ważne jaki to byłby powód to jednak wydawać by się mogło że rtowarzystwo mu pomaga. Obecność nieznajomej to zawsze coś, tym bardziej kiedy była młoda, zgrabna i całkiem, całkiem. Niby nie miał nigdy w swoim typie blondynek ale może, kto wie?
- Chcesz to mogę pobiegać z Tobą ale musiałbym pozbyć się butów, koszulki i pewnie i spodni dla wygody chociażby. - rzucił bardzo poważnie, czekając na jej reakcję. Nie żeby coś ale jemu na usta autentycznie cisnął się śmiech z tego, jak dwuznacznie to mogło zabrzmieć.

June Hoover
przyjazna koala
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ