organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
21.

Przez stare witraże sączyły się pierwsze promienie słońca, w których blasku dostrzec można było wirujące drobiny kurzu, trwające w świątyni zapewne od dnia, w którym ta została wzniesiona. O tej porze nikt tu jeszcze nie zaglądał, poza pracownikami z domu pogrzebowego, którzy dostarczyli trumnę na dzisiejszą ceremonię pogrzebną. Musieli nie zamknąć za sobą dobrze drzwi, bo te poruszane silnymi podmuchami wiatru uderzały raz po raz o starą framugę, a dźwięk ten niósł się po psutej przestrzeni, nadając temu miejscu upiornego klimatu. Sama Divina przywykła już do tej scenerii, ani wiatr, ani półmrok, samotność, czy nawet stojąca nieopodal trumna nie robiły na niej wrażenia. Skupiała się bardziej na wypełnieniu dwóch wazonów kwiatami, by wszystko było gotowe na uroczystość. Nuciła niezbyt głośno pod nosem jakąś melodię, wierząc, że przez kolejne godziny będzie tutaj całkowicie sama, pozbawiona towarzystwa. Przed samym pogrzebem uda się krętymi schodkami do swojego małego królestwa, gdzie nikt nie mógł jej dostrzec, a skąd ona mogła zobaczyć każdego, wypełniając kościół muzyką. Póki co jednak miała sporo czasu i pozwalała na to, by drobne, wyraźnie wychudzone dłonie przekładały kwiaty, chociaż wątpiła by ktoś miał zwrócić uwagę na to, jak dokładnie te były ułożone. Sięgała właśnie po kolejną margerytkę, gdy drzwi zaskrzypiała przeraźliwie, ale bez huku - miarowo. Nie mógł więc otworzyć ich wiatr, musiał to być człowiek, chociaż sama Divina nie odwróciła się, aby sprawdzić swoje przypuszczenia. Większość osób czuła się lepiej, kiedy Norwood nie wchodziła z nimi w żadną interakcję, dlatego też skupiona była na wazonie postawionym na ołtarzu. Za plecami miała zamkniętą trumnę, a jeszcze dalej kogoś, kogo w jej mniemaniu nie powinno tu jeszcze być. Słyszała kroki i nie dopisała ich do sposoby, w jaki poruszał się proboszcz, były zbyt lekkie, nie tak wyuczone, stawiane machinalnie każdego dnia po tych samych, miejscami nierównych, płytkach. Kiedy się życie w ciszy, człowiek uczy się znacznie więcej wyłapywać z dźwięków, ale nie była w tym mistrzynią. Mimo to mogła mieć pewność, że nie był to nikt ściśle powiązany z tym miejscem, ani też Hawthorne, który zwykł ostatnio często tu zaglądać. Szczególnie z uwagi na drugie spostrzeżenie - ulżyło jej na tyle, by wypuściła z płuc powietrze, które mimowolnie tam przetrzymała.
- Do pogrzebu zostało jeszcze kilka godzin... - powiadomiła, wtykając kolejny kwiat w wiązankę i dopiero wówczas się odwróciła, przyglądając urodziwej kobiecie. Mimo, że nie był to rosły i łysy mężczyzna, ani też cwany nastolatek, wciąż miała się na baczności. - Potrzebuje pani czegoś? Jak na razie kościół jest pusty - poinformowała nieznajomą, odkładając trzymaną przez siebie szpulę ze wstążką na wieko trumny, jednak była w tym wszystkim niezwykle delikatna. Musiała schylić się do wiadra po kolejne kwiaty.

Eleanore Winfield
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Kochana Lean, szpital jest bez ciebie dziwnie pusty i jakby cichy; nowa pielęgniarka ma na imię Khadeeja i niezbyt poprawnie mówi po angielsku. To już czternasta na przestrzeni minionego roku, dasz wiarę? Didi pewnie spieprzy lada dzień, dlatego nieśmiało prosimy razem z Jerrym, żebyś wróciła.
Gdy przed miesiącem otrzymała ów list, cisnęła go ze złością do śmietnika. Przeleżał tam równe szesnaście godzin, po czym trafił do skrzynki na strychu, a stamtąd w dwa dni później znów do jej dłoni. Kończył się dość dobrze; Malcolm miał wziąć ślub za pół roku, był podekscytowany i szczęśliwy. Błagał, by mu nie odpisywała; opowiesz mi sama, będę w Cairns za dwa miesiące. Pojawił się szybciej. Jego narzeczony zadzwonił trzy dni temu; ciało sprowadzają do Australii, bo rodzina, pogrzeb w Lorne Bay, zginął honorowo, ale wielkiej uroczystości nie będzie. Żadnego medalu, głupie podziękowania przyjdą pocztą na zmiętym papierze. Wymiotowała wtedy całą noc. Malcolm był jedną z nielicznych osób, z którymi zdecydowała się kontakt utrzymywać; służyli razem trzy lata i to on zaopiekował się nią, gdy przerażona zjawiła się w bazie wojskowej po raz pierwszy. Korespondowali ze sobą, znała jego matkę i młodszą siostrę. O planowanym ślubie dowiedziała się jako jedna z pierwszych. Tak bardzo bała się jednak połączyć znów z tym światem, przez który nieomal umarła, że wysłała mu w odpowiedzi krótką notkę: nie będzie jej wtedy w Australii, nie będą się mogli spotkać. I to właśnie te fałszywe słowa dźwięczały w jej myślach, gdy przekraczała próg kościoła.
Ubrana w popielatą suknię z długimi rękawami, z kwiatem białej lilii w dłoni, zaglądała nieśmiało do chłodnej świątyni. Nie znała panujących weń zasad, toteż nie klęknęła, nie sięgnęła do aspersorium, nie spytała nikogo o zgodę. Szła przed siebie niepewnie, niegotowa na tę ostatnią rozmowę, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na innych gości kościoła. Dopiero więc głos należący do nieznajomej kobiety zwrócił jej uwagę na to, że nie jest tu sama. — Och, liczyłam, że będę mogła mimo to do niego zajrzeć. Widzi pani, ja nie wierzę w pogrzeby — odparła oficjalnym tonem, przystając w połowie drogi i zwracając swe ciało w kierunku młodej dziewczyny. — Mimo to obiecałam Malcolmowi, że go odwiedzę — rzekła smutnym głosem, uśmiechając się potulnie. Liczyła że nieznajoma nie wyprosi jej z kościoła i zezwoli na choćby kilka minut na pożegnanie przyjaciela.

Divina Norwood
sumienny żółwik
-
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Echo niosło długo każdy dźwięk, więc mimo ciszy, kroki kobiety wciąż odbijały się od ścian, świadcząc o jej obecności w świątyni. Subtelna muzyka, dla jednych makabryczna, ale dla samej Diviny niezwykle ujmująca. Czasem gdy była tu sama, gdy nic nie mówiła, ściany zdawały się z nią rozmawiać i może dlatego tak ceniła sobie to miejsce. Może też jedynie w tych murach nie spotkało ją jeszcze nigdy nic złego? Też istniała taka możliwość, chociaż w tym momencie jej myśli nie uciekały tak daleko. Zamiast tego skupiona była na nieznajomej postaci, nie ubranej w czerń, a jednak trzymającej lilię, która jasno sugerowała, że kobieta nie zajrzała tu przypadkiem. Przez chwilę Norwood jak ten posąg zamarła w bezruchu, bojąc się, że być może jej ruch jakoś spłoszy przybyłą nieznajomą, która zdawała się niepewnie stawiać każdy krok. Starała się ludzi nie kategoryzować, bo kim ona była, tak mało wiedząca o otaczającym ją świecie, by poddawać go analizom, a mimo to dochodziła do wniosku, że zwykle ci najstarsi goście kościoła przychodzą tutaj, jakby dokładnie znali cel swojej wizyty. Młodsi zaś... czasem się ociągali, czasem emanowali znudzeniem bądź niechęcią, a czasem była w nich jakaś niepewność, której przyczyna mogła tkwić w różnych źródłach. W te Divina już się nie zagłębiała, wiedząc doskonale, że nie będzie miała okazji, by zweryfikować ewentualne domysły. Ostatecznie żyła tak, by nikomu nie wchodzić w drogę, nawet tutaj, a może szczególnie tutaj.
- Zajrzeć? - poruszyła się w końcu, odruchowo jedną z dłoni kładąc na wieku trumny. - Dosłownie czy metaforycznie? - może to pytanie nie było na miejscu, ale nie zadała go przypadkowo, faktycznie nie będąc pewną, co nieznajoma miała na myśli. Zaskoczyło ją też to, jakich słów użyła. Nie wierzyć w pogrzeby... Zwykle nie dociekałaby, nie zadawała obcym pytań, ale ta kwestia ją zaintrygowała. - Jedynie w pogrzeby czy w ogół wiary? - zagadnęła więc, nie mając nic złego na myśli, chociaż takie pytania zadawane przez kogoś w Kościele mogły brzmieć niczym odpytywanie przy tablicy, z którego później zostanie wyciągnięta surowa ocena. Divina naturalnie nie miała nic podobnego na celu. - To miejsce jest otwarte dla wszystkich, więc proszę się nie krępować. Zostawić panią samą? - w końcu rozwiała ewentualne wątpliwości. Była tu jedynie organistką, nie miała prawa nikogo stąd przegnać, a nawet gdyby miała, to jej siła i charyzma pozostawiały zbyt wiele do życzenia, aby ktokolwiek jej posłuchał.

Eleanore Winfield
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Było trochę tak, jakby dopiero uczyła się chodzić; noga prawa, potem lewa, a przy tym niepewność, czy nie napotka jej upadek. Każdy nowy krok to strach, ale im ich więcej, tym i więcej pewności i swobody. U kresu podróży Malcolm. Potrafiła wyobrazić go sobie w tejże scenerii; stojąc przed ołtarzem, przyodziany w ciemny garnitur i kolorowe trampki, nerwowo poprawiałby muchę. Uśmiechnęła się do nieobecnego niego, zaciskając mocniej usta. Och gdyby tylko mogła, oddałaby mu to swoje życie, zupełnie do niczego jej niepotrzebne. Jakim cudem to on zginął? On, mający ukochaną osobę i wielkie plany? Przestąpiła z nogi na nogę, przymknęła oczy, a gdy na nowo je otworzyła, ujrzały przed sobą tę kruchą i bladą dziewczynę.
Obie opcje — odparła smutno, bo ciężko byłoby dokładniej określić kierujące nią motywy. Chciała go zobaczyć, upewniając się, że nie żyje, że to prawda. Chciała obdarzyć go ostatnim uśmiechem, naiwnie wierząc, że odpowie jej tym samym. Czy po śmierci ludzie i tak nie powinni przez jeden jeszcze dzień być obecni, by wypowiedzieć tych kilka najważniejszych słów? Kocham cię, dziękuję ci, przepraszam i wybaczam. — Sama nie wiem, chyba tylko w pogrzeby. Myślę, że najbliżej mi do wiary aborygeńskiej. Zna pani ich koncepcję śmierci? — drgnęła lekko, po tym pierwszym szoku i zbliżyła się o parę kroków. Serce jak kamień ciążące, oddech łapany z dotkliwym trudem. Przyzwyczajona tak bardzo do śmierci nie sądziła, że ta może zrobić na niej jeszcze wrażenie. — Wierzymy, że to tylko etap przejścia. Że zmarli wracają w blasku księżyca, że widać ich w migoczących gwiazdach, że wołają nas poprzez wiatr… Dużo śmierci naoglądałam się w życiu — wyjaśniła jej, choć nie została wcale o to poproszona. Nauczona jednak mówić o tym pięknie, by ukoić odchodzących przy niej żołnierzy, potrzebowała wygłosić swe opowieści raz jeszcze. Może dla Malcolma, może szukała szansy na to, by to mu powtórzyć tę historię. — Pewnego dnia zaczniesz topnieć, będzie cię mniej i mniej, aż w końcu znikniesz, by odrodzić się na nowo — dodała, zmieniając nieco głos, a potem posłała kobiecie delikatny uśmiech. — W chrześcijaństwie to wygląda inaczej, prawda? Pamiętam, że gdy opowiadała mi o tym mama, było mi zawsze smutno — kolejnych kilka kroków; Malcolm był na wyciągnięcie ręki. — Niech pani zostanie — poprosiła nieśmiało, wpatrując się w pogrążonego we śnie przyjaciela. Zbudź się, zbudź, choćby na moment.

Divina Norwood
sumienny żółwik
-
ODPOWIEDZ