studiuje — i sprzedaje dragi
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Było warto oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty sekund.
Szkolny dzwonek, narzędzie tortur zamknięte w niepozornej formie półokrągłej, naściennej metalowej puszki, przebił się przez wrzawę niesionych korytarzem głosów, zwiastując rychły początek kolejnego kilkugodzinnego bloku zajęć. Miała równo dwanaście sekund żeby przebić się przez nacierającą nań falę i pobiec w przeciwną stronę. Aby plan wykonać, należało pobiec korytarzem prosto, do samiusieńkiego końca, skręcić w lewo i wypaść przez drzwi wahadłowe, nim zdążą odbić się od jej twarzy. To nie żart. Niejednokrotnie była świadkiem zaiste - tragedii, wszystkich połamanych nosów, należących przeważnie do zapatrzonych w telefony uczniów.
Znalazła sobie miejsce za rogiem, na połaci zieleni, wśród niewysokich krzaków, połowicznie ogołoconych z liści i przycupnęła tam, uprzednio rozejrzawszy się, czy nikt inny nie wpadł na ten iście genialny pomysł.
Rozłożyła na ziemi na podkład - książkę, z którą męczyła się od dwóch miesięcy, format A5 cienka okładka, ale niemalże osiemset stronic, na nim ułożyła starannie dwie kartki, wyrwane ze skoroszytu, w tym samym rozmiarze; w rękę długopis, acz na kilka sekund zanurzył się w ustach by wyjść z nich, z delikatnym defektem - zębami wtopionymi w skuwkę.
Choć obiecała sobie, że nie będzie opuszczać zajęć, to dzisiejszego dnia nie potrafiła dotrzymać tej obietnicy, ale za to postanowiła, że spróbuje dla odmiany coś napisać, skoro od kilku miesięcy w jej głowie tkwiła zupełna niemoc.
Nim popełniła chociaż jedno słowo, jej czujny wzrok, podniósł się na intruza czającego nieopodal. Co robił? Skąd przyszedł? Na te pytania wzrok już nie umiał odpowiedzieć, ani słuch nawet, choć w kooperatywie pracowali. Zmrużyła oczy, nieufnie łypiąc na niewyraźny kształt postaci. Chrząknęła. Raz, drugi, by przykuć uwagę, to jest zwrócić ją na siebie, skoro już człek się pofatygował w to miejsce konkretne, które miało na wyłączność należeć do Bowie, przynajmniej przez najbliższą godzinę, bądź dwie.
- Potrzebujesz ode mnie czegoś? - pierwsze z ust padło pytanie, nawet nie przeżute specjalnie, ot, pierwsze, które ze śliną przyszło na język. W końcu dość często ludzie łapali ją na korytarzu albo przed budynkiem, żebrząc o chemikalia, których garstkę zawsze na wszelki wypadek zabierała z domu. Nim na podniebieniu pojawiły się kolejne zarzuty i pytajniki, zza krzaków wyłoniła się znajoma twarz. Ta sama, której nie widziała od czasu dwuosobowej imprezy, którą urządzili sobie nad brzegiem basenu.
- Chcesz dzisiaj ze mną powagarować, czy tylko spóźniasz się na zajęcia? - zapytała, unosząc brew, a w jej oczach czaiła się czysta ciekawość. Bo skoro już na siebie wpadli, a uczelnia była duża, to chyba wypadało wykorzystać ten zbieg okoliczności.

Dexter Wheatley
grzybiara
bowie
lorne bay — lorne bay
23 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Poranek Dextera zawsze zaczynał się zbyt wcześnie niż by chciał - niestety był z tych co uwielbiają spać do jedenastej a on musiał zrywać się z ciepłego łóżka już przed szóstą co było dla niego istną katorgą. Naprawdę nienawidził gdy budzik zaczynał swoje okropne jęczenie starające się wybudzić go ze snu. Nienawidził tego momentu gdy musiał rozchylić ciepłą kołdrę i rozstawać się ze swoją poduszką - w oczach rano zawsze miewał niemalże łzy kiedy nieprzytomnie wykonywał wszystkie poranne czynności, niemalże wkurwiony na cały świat. Potem mu zwykle przechodził pierwszy kiepski nastrój przy śniadaniu bez którego nie wychodził zwykle z domu choćby waliło się i paliło. Przy śniadaniu (a zwykle były to płatki z mlekiem) przeglądał swój powypełniały po brzegi kalendarz w telefonie przypominając sobie co od rana go czekało - czy to koreański czy może jednak jakież zajęcia z prawa? Nigdy nie potrafił zapamiętać planu w całości, nie pamiętał czasem numerów sal, czasami zdarzało mu się nawet zapominać o terminach, ale miał przy sobie dobre duszyczki, które pozwalały mu przetrwać ten istny sajgon w ciągu dnia. Naprawdę nie wiedział co by zrobił gdyby nie było chociażby Poppy, która znała już lepiej jego rozkład dnia niż on sam. Serio nie wiedział jak ta dziewczyna potrafiła się w tym wszystkim odnaleźć i nie sprawiało jej to większych problemów. Swoją drogą przyzwyczajał się powoli do mieszkania z Poppy - wręcz traktował ją powoli jak swoją własną siostrę, którą bardziej wolał od swojej prawdziwiej, która była istnym wrzodem na dupie hahh. Miał wrażenie, że gdyby nie Poppy już dawno wszystko wymknęło mu się spod kontroli.
Te kilka godzin na uczelni gdzieś mu zdążyło już umknąć - nie był zainteresowany jakoś specjalnie wykładem, dlatego jego głowa co jakiś zwisała mu niemalże bezwładnie na podpierającej się ręce, a umówmy się. Był to jeden z tych przedmiotów, który wymagał szczególnej uwagi, ale na szczęście wtopił się w tłum bo profesor jakoś dzisiaj nie zwracał specjalnie na niego uwagi. Jeszcze czekała go katorga z dokumentami w kancelarii u matki do której musiał wbić przynajmniej na cztery godziny i po niej zawsze był wypruty ze wszystkich sił. Wracając do domu z plecakiem zwisającym na jednym ramieniu i wzrokiem wlepionym w telefon nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Chciał się jeszcze wycofać, ale jego kroki same go tu w pewnym momencie przyprowadziły.
-Miałem nadzieje, że tu będziesz - niemalże uśmiechnął się na widok dziewczyny z zeszytem, ale która zamiast być na zajęciach, siedziała sobie, ukrywając się przed całym światem. On najchętniej też by do niej z chęcią dołączył -Właściwie to chciałem cię spytać czy byś mnie czymś....no wiesz.. nie poratowała...? - jego usta wygięły się w znaczący sposób, chcąc ją naprowadzić na właściwie tory. Bowie zawsze miała TO przy sobie i doskonale o tym wiedział. A ostatnio tyłek jej ratował i zamierzał w razie co wziąć to w swoją obronę. Przysiadł się do niej z niemalże błagalną miną - Uratujesz i tak zerowy poziom energii, na niczym dzisiaj nie mogę się skupić, wiesz? Na prawie karnym prawie zasnąłem... - patrzył na nią teraz swoimi niebieskimi ślepiami naiwnie licząc, że Bowie na to pójdzie.
bowie hillbury
sumienny żółwik
avada kedavra
brak multikont
ODPOWIEDZ