rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
#12

Meredith się zmęczyła, ale to było jedno z tych dobrych zmęczeń w życiu. Takich, po których później się lepiej śpi, a w trakcie zdecydowanie zbyt wiele o nieodpowiednich rzeczach nie myśli. Oczywiście wiedziała, że nie ucieknie od tych myśli na dobre i trochę się zaczynała obawiać, że od tego natłoku w końcu zacznie wariować… ale wracała do tego starego powiedzonka, że czas leczy rany, a trochę czasu już od tamtej cholernej operacji minęło. Tylko czemu nie działało szybciej? W końcu pomagała sobie alkoholem, pomagała receptą od Lean, pomagała poznając ludzi i angażując się z nimi w rozmowy, które do niczego nie prowadziły. A jednak wciąż tego wszystkiego było za mało, wciąż chyba starała się za słabo. I stąd właśnie ten projekt remont. Zaczęła od salonu i właśnie tym aż tak bardzo się zmęczyła, bo musiała poprzesuwać te wszystkie meble, żeby mieć dostęp do ścian. Nie zamierzała się aż tak rzucać z motyką na słońce, planowała póki co po prostu malowanie, a nie jakieś wielkie renowacje. I dlatego Lean była najlepszą osobą do pomocy! Lean i wino, które miała ze sobą przynieść, bo zapasy Meredith były ostatnio regularnie opróżniane. I kiedy przyjaciółka znalazła się na miejscu, uśmiechnęła się do niej - cześć, wchodź. Zaczynam już swój projekt, przez który moja matka dostałaby chyba zawału. Bo jak to tak, ja z pędzlem w ręce? - rzuciła, wywracając oczami. A potem weszła do środka i wyciągnęła kieliszki dla nich. Przygryzła też zaraz potem wargę.
- Zaczęłam już z przesuwaniem mebli, wcale nie były aż takie ciężkie. To nie to samo co stanie tyle godzin przy stole operacyjnym - dodała, mówiąc trochę zbyt dużo i zbyt szybko, ale... no miała problem z pozbieraniem swoich myśli w ostatnim czasie i teraz czuła, że dochodzi do momentu, w którym może pęknąć i powiedzieć zbyt wiele o tym, co naprawdę ją dręczy. I myślała o tym trochę z obawą, a trochę z ulgą. O dziwo.
patriotyczna dusza
-
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Była jak spokojne morze, tuż po sztormie, gromkiej burzy; pewnego dnia zbudziła się i hałasów już nie było. Żadnego ciężaru, trawiącego serce deszczu, błyskawic rozświetlających zmęczony umysł. Żadnych krzyków, histerii, wpadania głęboko pod wodę — tak bardzo, że niekiedy brakowało jej tchu i dusiła się powietrzem. Była tylko ona i nowe życie, czekające na odkrycie. Osiągnęła więc poniekąd sukces, a przynajmniej w tenże sposób przedstawiać mogła to wszystkim tym, którzy nieśli w sobie wystarczająco wiele odwagi, by zapytać. Sukces zupełnie niezamierzony, choć w oficjalnej wersji właśnie dlatego na niemalże dwa tygodnie zniknęła ze szpitalnych korytarzy. Kazano się jej wyleczyć. Kazano pozbyć smutku z oczu, bo onkologowi nie wypada witać nim pacjentów. Tak naprawdę Lean uciekła jednak wyłącznie ze względu na Almę, obawiając się tego, że rozpocząć może ona w jej życiu nowy, niechciany rozdział — kiedy jednak urlop się zakończył, a ślad po kobiecie zaginął, Eleanore odetchnęła z ulgą. I właśnie wtedy coś się w niej zmieniło, a tak przynajmniej sądziła — tak naprawdę zmieniać zaczęło się wraz z urlopem. Bo tabletki. Jedna miała nie zaszkodzić, druga pomóc, ale siódma zdecydowanie namieszała. Czy jednak należało się tym martwić? Żaden psychiatra nie był w stanie jej pomóc, a także żadne z przepisywanych jej lekarstw. Tymczasem łącząc je wszystkie sama, kradnąc i kupując w sposób nielegalny, osiągnęła zamierzony efekt. Była w końcu szczęśliwa.
Stawiła się pod domem przyjaciółki o ustalonej porze, z uśmiechem na twarzy (jakże dobrze jej w nim było) i butelką dobrego wina w dłoni. Nie wiedziała, co przez okres jej nieobecności działo się w szpitalu. Nic właściwie nie wiedziała, była wszakże wyniosłą egoistką, a przynajmniej w tenże sposób się postrzegała. — W takim razie zdecydowanie powinnaś ją tutaj zaprosić — stwierdziła z rozbawieniem, brzmiąc tak... inaczej, lepiej, jak kiedyś, tych kilkanaście lat temu. Skinęła potem głową i weszła do mieszkania, podziwiając dokonania Mer. I kiedy ona powędrowała po kieliszki, Lean zapewne zajęła się otwieraniem wina. — I skąd te zmiany akurat teraz? — spytała ostrożnie, przyglądając się jej badawczo. Jej i tym meblom przesuniętym od ścian, umożliwiającym im swobodne malowanie. To nie tak, że Mer jakiś powód mieć musiała, ale Lean przeczuwała, że coś jest nie tak. To dlatego kupiła tak dobre wino i zjawiła się tu bez żadnych wątpliwości — chciała być komuś potrzebna.

meredith fernsby
sumienny żółwik
-
rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
Meredith czekała, aż jej mroczne, sztormowe chmury też znikną magicznie i w końcu będzie miała spokój. Ale z drugiej strony, nie pamiętała jak to jest żyć i nie mieć problemów, nie czuć żałoby ani straty. Jak to jest przynależeć, czuć się dobrze, spokojnie i bezpiecznie. I jak nie czuć tego bólu, zawsze gdzieś tam obecnego. Nie wiedziała jak. Nie znała samej siebie w takiej wersji i nie wiedziała jak mogłaby ją odzyskać. Albo zyskać. I nie wiedziała właściwie czy by się wtedy w ogóle rozpoznała, skoro do tej pory takie rzeczy nie były obecne w jej życiu. Czy ludzie nie do końca szczęśliwi, mogą się nagle... stać szczęśliwi? I zauważyła ten uśmiech na twarzy Lean, ale póki co nie chciała go skomentować. Zamiast tego wzięła od niej butelkę i wciągnęła do środka, śmiejąc się cicho z jej słów.
- Tak… zdecydowanie to zrobię. Liczę jednak, że moje chirurgiczne zdolności zadziałają także w starciu z pędzlami i tak dalej - mruknęła, poważniejąc, bo wolała pokazać, że jest dobra we wszystkim. A już na pewno w remontowaniu jej własnego domu, chociaż to musiało być w pełni pod jej kontrolą.
Pod kontrolą miała też dostarczenie kieliszków, więc owszem, to też zrobiła, po chwili z nimi wracając i podsuwając je dziewczynie pod wino. A potem… no potem zmarszczyła brwi, uciekając wzrokiem i chwile się zastanawiając nad odpowiedzią. Przygryzła wargę, a potem… powiedziała.
- Bo… no… Lean? - zerknęła na nią raz, szybko i znów uciekła wzrokiem, szybko wypijając to co przyjaciółka zdążyła jej nalać. I podsunęła jej pusty kieliszek. - Czy ty kiedyś popełniłaś jakiś błąd… no wiesz… przy pacjencie? - zapytała w końcu, bo chyba nie mogła tego dłużej w sobie trzymać. To ją zjadało przez ostatnie tygodnie, jeszcze zanim Lean tajemniczo zniknęła ze szpital. I jeśli chodziło o egoizm... cóż... Mer też była trochę egocentryczna, bo ewidentnie zajmowała się tylko własnymi problemami w tym momencie. I w ostatnim czasie. A może i po prostu, zawsze...
patriotyczna dusza
-
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Odpowiedź była prosta jak wynik dodawania, a przy tym smutna jak kordon pogrzebowy, wykonujący z kimś ostatni możliwy spacer. Nie da się. Nie można nagle zrezygnować ze smutku, nawet jeśli by się chciało. Otworzył on przecież w swoim czasie wrota do mroku, który niczym najgorsza choroba zainfekował całe ciało. Ta walka wymagała czasu, długich lat i terapii, ale ów smutek miał w człowieku pozostać już na zawsze. Nawet wtedy, gdy wszystko miało zdawać się już właściwe, mógł znienacka otworzyć szeroko oczy w bezsenną noc i sprawić, że wszystko na nowo stawało się nijakie. No ale... można było się przy tym oszukiwać, grać, udawać. I to właśnie robiła Lean, mistrzyni zgrywu i królowa panikarzy.
Skoro byle facet jest w stanie wymalować jakiś pokój, to my tym bardziej damy sobie radę — prychnęła, wzruszywszy ramionami. Bo ktoś im by pewnie powiedział, że to zajęcie tylko dla mężczyzn (ba, już słyszała, jak właśnie tymi słowami otacza to ten nowy chirurg, który z nieznanych powodów pojawił się na szpitalnej scenie), ale ona uważała, że nie ma w tym nic trudnego. Mimo że nigdy jeszcze niczego nie remontowała. Najważniejsza była jednak w tym właściwa oprawa, a bez wina rozpocząć się nie dało — kiedy alkohol znalazł się już w eleganckich kieliszkach, upiła większy łyk i wpatrywała się ze spokojem w przyjaciółkę, mimo że coś ewidentnie było nie tak. Pozwoliła jej jednak mówić, by słowa poprowadziły ją do odpowiednich konkluzji. — Całą masę — odparła roztropnie, bez wzruszenia uzupełniając jej kieliszek winem. Obawiała się nieco kierunku tego pytania, ale tylko dlatego, że niepewna była swoich możliwości. Czy zdołałaby ją przekonać, że w życiu nie wszystko musi układać się idealnie, a błędy się zdarzają?
Pytasz o bardziej kompromitujące sprawy, czy jednak takie, przez które zaczyna się wszystko kwestionować? — spytała delikatnie, popijając słowa te winem. Czyż nie był to test tych jej domniemanych zmian? Nie miało to chyba znaczenia, bo obecnie myśli jej po prostu panicznie pragnęły, by była w stanie jakoś Mer pomóc.

meredith fernsby
sumienny żółwik
-
rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
Przynajmniej nie były w tym smutku same. Chociaż może to i marne pocieszenie, bo chyba on wciąż sprawia, że człowiek czuł się niesamowicie samotny, niezależnie od tego, ile miał towarzyszy wokół siebie. A w tym zawodzie czekało je jeszcze wiele trudnych momentów, bardzo skomplikowanych decyzji i… rzeczy. których później będą pewnie żałować do końca życia. I wspominać. Bo wiele dorosłych i dzieci umrze przy nich, nawet jeśli zrobią wszystko dobrze po drodze. Taki zawód, był przepełniony śmiercią. A już na pewno neurochirurgia, samo motocykliści zapewniali jej regularne traumy.
- Dokładnie. I skoro ja jestem w stanie oglądać płuca przeciśnięte w miejsce mózgu po wypadku, co byle faceta przyprawi o zawał serca…. - mruknęła, bo no takie rzeczy też się działy! Jak był wypadek i człowiek dostał się pod koła motoru, to te narządy czasem były gdzieś przeciśnięte. A tak naprawdę widziałam ciekawostkę od typa opowiadającego o swoich autopsjach, więc musiałam się nią gdzieś podzielić. A skoro po wypadku to do szpitala zawozili ludzi, żeby stwierdzić oficjalnie zgon, to pewnie Mer sporo takich kwiatków widziała…
- Ale taki który mógłby być... no wiesz... przesądzający - dodała, mrużąc lekko oczy i spuszczając zaraz potem wzrok. Nie wiedziała jak ma o tym spokojnie mówić, bo trochę czuła jak jej ciało chce... no drgać. Widziała jak jej dłonie lekko zadrżały, a przecież jej ręce zawsze były precyzyjne i stabilne. Szczyciła się byciem robotem na sali operacyjnej i na izbie, nawet przy największym zamieszaniu.
- Nie wiem... jestem po prostu taka głupia... - podsumowała cicho i nawet złapała się za czoło. Tak jakby to miało w czymkolwiek teraz pomóc.
patriotyczna dusza
-
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Czyż nie były więc po prostu ze smutkiem zaprzyjaźnione, biegnąc w jego ramiona każdego wieczora? Budząc się przy nim o świcie, wiernie trwając przy jego boku każdego dnia? Czerpiąc z jego okrucieństwa i rozpaczy, z przerażeniem wpatrując w jego plecy za każdym razem, gdy zdawał się je na moment opuszczać? Ale był to przecież związek na całe życie; jedyny taki, który smakując powagą, miał trwać zawsze. Przecież decyzje, które podejmowały, praca, którą wybrały, zdarzenia, w których uczestniczyły — wszystko to udowadniało, że wcale nie chcą, by cokolwiek sie polepszyło.
Skrzywiła się. Skrzywiła i uśmiechnęła, choć dla osoby postronnej mogłoby to być niepokojące. Skinęła jej jednak głową z uznaniem, bo zdecydowanie po tego typu szalonych doświadczeniach miały poradzić sobie z czymś tak niewinnym, jak remont. Tyle że ten okazał się przykrywką dla spraw poważniejszych, a twarz Eleanore już po chwili spowiły deszczowe chmury. — Ja o tym nie myślę. Nigdy — wyjaśniła lakonicznie, przyglądając się jej uważnie. — Czy ten błąd był decydujący, czy zrobiłam coś nie tak, no wiesz… Po prostu nie myślę — wyjawiła nieśmiało, choć wciąż była niepewna do czego to zmierza. Ale pomyłek o wysokiej randze bywało wiele — źle dobrane leki, zbyt późna diagnoza, nieuwaga. Bycie niewystarczająco dobrą, nieodpowiednio skupioną, zamyśloną, zabieganą, naiwną. Nie była nigdy w stanie skupiać się na tym wszystkim; śmierć ją otaczała od dawna i choć przerażała, nie chciała jej opuścić. — Nie jesteś głupia— zaprzeczyła, gniewnie marszcząc czoło. Mer była jedną z nielicznych osób, które Eleanore podziwiała i szanowała, a żeby znaleźć się w tym zacnym gronie, należało się niezwykle mocno wykazać. — Co się stało? — spytała od razu, bo poznać chciała konkrety. Musiała, by całe to pocieszanie przyjaciółki mogło nabrać sensu — musiała poznać całą historię by wiedzieć, jak odpowiednio obalić wyrzuty, którymi samą siebie atakowała.

meredith fernsby
sumienny żółwik
-
rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
Bardzo możliwe. Możliwe, że po prostu to lubiły i w tym się lepiej odnajdywały. Ostatecznie Meredith była smutna zanim w ogóle poszła na medycynę, bo kiedy ktoś kogo się kocha prawie ginie w tym samym aucie, na siedzeniu obok niej… no zadawała sobie jakieś milion razy pytanie, czemu nic jej się nie stało, a u niego pojawiło się krwawienie. Czemu on musi być do teraz warzywem, utrzymywanym przez rodziców wciąż przy aparaturze, jak jakieś ich prywatne zombie, które nie oddycha, nie je, nie myśli, nie czuje. Uważała to za najbardziej okrutną rzecz na świecie, a ta myśl nieustannie do niej wracała. Czuła się winna, że wyszła z tego cało i chyba musiała jakoś wynagrodzić to światu, nauczyć się chociaż spróbować ratować osoby po takich wypadkach. A może po prostu egoistycznie liczyła, że w jakiś sposób, kiedy nauczyła się kontrolować krwawienia do mózgu… no nie była już winna tego, że wtedy nie pojechali do szpitala? Ale jak widać, nie dość że tamten mrok jej nie opuścił, doszedł jeszcze jeden i z każdym straconym pacjentem dokładała ich sobie jeszcze więcej… więc tak, zdecydowanie był w niej i w Lean jakiś masochizm, którego żadna z nich nie potrafiła się pozbyć.
- Mogę zapytać jak to robisz? Jak się od tego odcinasz? - zapytała cicho, bo chciała poznać tę metodę, ten magiczny sposób żeby tak po prostu to wszystko od siebie odsunąć. Nie uważała oczywiście Lean za robota, ale sama na pewno chciałaby się takim stać. Jedno przełączenie klawisza i puf, wszystko się od człowieka odsuwa. Albo wpisanie kodu, jeśli chciało się być jakimś nowocześniejszym robotem bez wielkiej i skomplikowanej konsoli z milionem dźwigni. Ale tak, chciałaby nie czuć, mieć ten dystans i pozbyć się tych przeklętych myśli.
- Nic nie powiedziałam, więc chyba jestem - rzuciła trochę. Wiedziała, że trochę ciężko porównać ich rejony medycyny, w końcu w onkologii czasem po prostu coś szło nie tak, organizm nie wyrabiał i człowiek umierał. I no dobra, może i były przypadki, kiedy człowiek się po prostu nie budził po narkozie, albo umierał jak tylko mu ją podano, ale i tak, no w teorii neuro powinno być bardziej przewidywalne od onkologii. A chirurgia ogólna to już w ogóle, w końcu mózg był gorzej poznany przez naukowców, niż taka trzustka i wątroba. Nawet jeśli każdy narząd wciąż miewał swoje tajemnicze aspekty.
- Operacja na ogólnej, po wypadku.. moja rękawiczka pękła… mój głupi paznokieć ją przebił i.. nie wiem co jeszcze - przyznała, po raz pierwszy mówiąc o tym na głos. I aż jej się zrobiło niedobrze, więc pozieleniała na twarzy i złapała się za czoło. Bo to naprawdę było strasznie głupie.
patriotyczna dusza
-
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
Tychże wyrzutów miało tylko przybywać; każdy druzgocący przypadek zapisywać się miał na ciężkich kartach ich życia, przypominając o sobie w te wszystkie najcięższe dni. Zbyt wiele zdążyło się stać, by nauczyła się z optymizmem spoglądać na życie wierząc, że pewnego dnia to wszystko, co spowijał mrok, miało ją opuścić. Po licznych nieskutecznych terapiach, zażywaniu leków (również tych samodzielnie dobieranych) i próbie rozmowy z kimkolwiek jej bliskim dochodziła do wniosku, że tych wszystkich ran gnębiących jej duszę nie uda się wyleczyć. Jątrzące się, zaognione, otwierały się raz po raz, bez względu na wszelkie starania. I choć nie rozprawiały o tym z Mer prawie nigdy, stosując coś na zasadzie zmowy milczenia, pewna była, że i ona ma podobnie — może właśnie ze względu na tę świadomość tak dobrze odnajdywały się w swoim towarzystwie.
Odpowiedź na zadane przez przyjaciółkę pytanie miało się okazać jednym z najtrudniejszych, jakie kiedykolwiek usłyszała. Bo jednocześnie wiedziała i nie wiedziała. Bo w pamięci miała konsekwencje tego wszystkiego, a teraz już tylko strach, że znów byłoby podobnie. O samobójstwie nie potrafiła rozmawiać z nikim, nawet terapeutą, toteż wzięła głębszy wdech (zdecydowanie przy tym pobladła) i nieśmiało odwróciła wzrok na piętrzące się w pokoju bibeloty. — Myślę o tamtej nocy. I o tym, jak się zbudziłam i nic nie było lepsze — mruknęła tajemniczo, bo wchodzenie w te wszystkie szczegóły byłoby nazbyt ciężkie. Dlatego westchnęła i odnalazła twarz przyjaciółki, choć podtrzymywanie tego spojrzenia było dla niej niezwykle bolesne. — Wtedy się przejmowałam, w szpitalu polowym. Przywozili tych żołnierzy, naszych, z wrogich oddziałów, z innych jednostek, to nie miało znaczenia. Człowiek to człowiek, my mieliśmy ich ratować, to było nasze jedyne zadanie. Ale i tak umierali, bo byłam na nogach od ponad doby, bo nie jadłam, bo byłam nieuważna, bo myślałam czasem o tym, że mam ratować kogoś, kto pozbawił życia kogoś z naszego oddziału — czuła, że jej niedobrze, że świat powoli zaczyna drgać nierytmicznie, dlatego gdzieś przysiadła. — No i nagle znalazłam sposób, żeby przestać z tym wszystkim — mruknęła nieśmiało, podwijając lekko kawałek swetra. Tam blizna, blada pręga, pamiętająca jeszcze chłód zagłębiającego się w skórze ostrza. — Wtedy obiecałam sobie, że przestanę się przejmować. Wiem, że to głupie, ale gdybym dopuściła do siebie to wszystko… Pomyłki się zdarzają, Mer. Nieustannie. My przynajmniej robimy cokolwiek, żeby ludziom pomagać, a to, że nie zawsze się uda… — wzruszając ramionami odsuwała wciąż od siebie to wszystko, o czym przyjaciółka myślała. Bo nałożyła na siebie blokadę niezbędną do przeżycia. Bo gdyby znów zaczęła się przejmować, złamałaby nadane obietnice i znów chwyciłaby ostrza w dłoń, bo poczuć to, co tamtej nocy. — Och — wyrwało się z jej ust, gdy ta najważniejsza odpowiedź już padła, po czym wstała i powędrowała w jej kierunku. — To nie jest twoja wina, Mer — powiedziała spokojnie, uważnie się jej przypatrując. — Nie twoja. Takie rzeczy się zdarzają i musimy się z tym liczyć — było to raczej marne pocieszenie, skoro świat kreacji filmowych sprawił, że ludzie medyków brali za superbohaterów, poświęcających wszystko, by ratować innych. Prawda malowała się tymczasem tak, że i oni byli ludźmi, których dotykało to wszystkich, co innych: zmęczenie, nieuwaga, pech.

meredith fernsby
sumienny żółwik
-
rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
Nie wybrały sobie łatwej roboty i tak, z czasem będzie tylko trudniej. Aczkolwiek… no są takie chwile, kiedy jednak się zapomina o wszystkich stratach. Kiedy trafia się ta jedna na milion operacja, albo po prostu jakiś super ciekawy przypadek, który z góry był skreślony, a jednak się udało i ktoś przeżył. Meredith co prawda jako rezydentka częściej obserwowała to z miejsca pasażera, a nie kierowcy, ale jednak czuła tą samą ekscytację i wiedziała, że będzie warto do tego dążyć. Chyba. Meredith miała tylko takie przejawy, bo jeśli chodziło o skalę optymizm-pesymizm, to raczej była między realizmem, a pesymizmem. Zwłaszcza że w jej życiu realizm prowadził do przyznania, że spotykały ją same kiepskie rzeczy, każdy facet którego w życiu kochała był albo martwy, albo w stanie wegetatywnym, więc… no dobra, chyba jednak była pesymistka. I tak, ona też nie rozmawiała o tym z Lean, mimo że była jej bliska. Meredith po prostu nie wiedziała jak o tym rozmawiać, więc pogrzebała to gdzieś głęboko w sobie i nie widziała powodu, żeby to odkopywać. Bo i co to zmieni? Jeden wciąż był martwy, drugi wciąż nie był przytomny, ani… no żywy w medycznym tego słowa znaczeniu. Bo podtrzymywanie przez maszyny to nie do końca życie i żywy człowiek.
- Tamtej? - powtórzyła za nią, ale bardzo cicho. To była reakcja na jej słowa, nie ponaglenie do opowieści. Bo Meredith czuła gdzieś pod skórą, że Lean zbiera się do powiedzenia czegoś, co było trudne, bolesne i skomplikowane. Znała ten ton, chociaż jej własne rany i cienie w życiu były nieporównywalne z jej, bo Mer nigdy nie była na froncie, nigdy nie widziała aż tylu osób nagle umierających. Nigdy nie walczyła o niczyje życie bez warunków do tego niezbędnych i minimum… no niezbędnego minimum, które można znaleźć w każdej karetce tutaj i szpitalu.
Słuchała jej dalej, nie mówiąc ani słowa i wstrzymując oddech na moment, kiedy kobieta pokazała swoje blizny. Niepewnie przeszła nieco bliżej Lean, chociaż nie była pewna, czy właśnie tego teraz Lean potrzebuje.. - Jesteś silniejsza niż myślałam - przyznała bardzo cicho, chociaż oczywiście jak się odezwała, to słowa zabrzmiały źle. - I o wiele silniejsza ode mnie - dodała, nie precyzując, czy chodzi o to że to zrobiła… czy że nie powtórzyła. - Chcesz o tym porozmawiać? - zapytała, nie do końca pewna czy w ogóle powinna to komentować. To była chwila Lean, a jej problemy w tym momencie wydały się tak żałośnie głupie. Pokiwała głową, bo Lean miała rację. To było głupie. Nawet jeśli jej paznokieć naruszył i tak wrażliwy po wypadku narząd lub przebił jakieś ważne naczynie krwionośne i doprowadził do wykrwawienia się…
- Teraz czuje się z tym jeszcze bardziej idiotycznie. Ale na pewno będę unikać chirurgii ogólnej…. - rzuciła, wzdychając ciężko i pijąc wino. Potrzebowała alkoholu i to bardzo.
patriotyczna dusza
-
rezydentka onkologii — cairns hospital
31 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.
I w skrawkach jej życia doszukać można by się tychże jasnych momentów, których rzekomo nie miewała. Bo gdyby całkowicie zawierzyłaby rozpaczy, dalsza wegetacja nie miałaby sensu; tak więc czasem, nawet jeśli bez uśmiechu, odczuwała tę wielką i podniosłą radość. Gdy pacjenci pojawiali się z lepszymi wynikami. Gdy jej samej wróżono wybitną karierę. Gdy odliczała dni do końca rezydentury. Gdy zajmowała się kobietami z aborygeńskich wiosek. Może i praca niosła z sobą jednocześnie dodatkową falę smutku i rozgoryczenia, może utrudniała skomplikowane już życie, ale jednocześnie dodawała sił w licznych przeprawach. I to dlatego Eleanore nie była w stanie przejmować się aż tak, bo od całego tego smutku najpewniej by zginęła.
Nie, nie sądzę — rzuciła obojętnym tonem, wzruszając lekko ramionami. To Mer była silniejsza, bo jakoś dawała radę. Bo zaciskała dłonie w pięści i po prostu robiła swoje, a Lean tymczasem, niczym tchórz, szukała łatwiejszej drogi. Umrzeć jest przecież łatwo, zbyt łatwo, dlatego świat żywych należy do ludzi odważnych. Pokręciła jeszcze potem lekko głową, posyłając jej przepraszające spojrzenie. Pewnie kiedyś znajdzie w sobie siłę, by zwierzyć się komuś z tej całej ciężkiej drogi, ale potrzebowała stawiać w tym celu małe, powolne kroki. Nawet jeśli do odpowiedniego miejsca powieść ją miały za kilka długich lat. Nie opowiedziała też tej historii po to, by zwrócić na siebie uwagę, by zapłakać nad własnym losem. Służyć to miało zobrazowaniu możliwych skutków brania na siebie zbyt wielu emocji, zbyt wiele cierpienia. A do jej największych obaw w życiu należał strach, że ktoś z bliskich jej osób popełni tę samą głupotę, uginając się pod naporem wyrzutów sumienia i depresyjnych myśli. — Wiesz Mer, to jest całkiem normalne. Po prostu musisz sobie powtarzać, że wypadki się zdarzają, nawet najlepszym i… Wiesz, tak wiele osób zdołałaś już uratować — podsumowała z lekkim uśmiechem, również sięgając po wino. A potem już zajęły się remontem, który wyszedł im całkiem nieźle.

koniec
sumienny żółwik
-
ODPOWIEDZ