rezydent kardiochirurgii — Cairns Hospital
27 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Diamonds on her neck
Diamonds on her wrists
and here I am all alone
Wizerunek lekarza, zwłaszcza specjalistów przemykających przez szpitalne korytarze w białych kitlach niczym łapiduchy, wiązał się z pewnymi faktami i stereotypami. Wykształceni, wysoce inteligentni, mądrzy ludzie, rozumni, wspierający się naukowymi osiągnięciami. Na zewnątrz raczej stonowani, sprawiający wrażenie poukładanych w życiu zawodowym i prywatnym. Oddanymi swojej pracy, zapewne spełniający się w innych obszarach.
Był też Quinton, który z ogarnięciem miał niewiele wspólnego.
Urlop, na który sobie pozwolił jeszcze przed wakacjami miał być w pewnym sensie małym oczyszczeniem i przedefiniowaniem pewnych życiowych spraw i wyborów. Zmiana miejsca zamieszkania, podyktowana chęcią pozostania w Lorne i Cairns Hospital na dłużej była obiecującym początkiem. Chęć zbudowania dłuższej relacji również męczyła jego duszę i serce, a czasami czuł nawet, że robi się za stary, a w najlepszym razie znudzony przelotnymi romansami.
Wystarczyło parę dni po powrocie, by spotkać go w szczelnie wypchanym ludźmi klubie w Cairns, gdzie podsycony paroma drinkami poruszał się w rytm kolejnych dźwięków i boku pewnej blondynki, którą poznał ledwie wczoraj oraz jej znajomych. Ich szczelnie przylegające do siebie ciała, różne gesty dobitnie wskazywały na to, że to nie była ich jedyna rozrywka tego wieczoru. A Quinn bardzo chętnie gościł u siebie wszystkich znajomych, a teraz wypadałoby się pochwalić nowym, tuż przy plaży, z sypialnianym widokiem na ocean.
Robiąc sobie przerwę opuścił tłum bawiących się gości i udał w stronę baru, by trochę ochłonąć. Zabrał ze sobą swoją australijską blondynkę, by na moment pobyć sam na sam, względnie. Jagermeister z lodem był dzisiaj obowiązkową pozycją. Postawił ich dwójce po następnym drinku, powracając do rozmowy, która ciągnęła się między przerwami. Jak to jednak przy nieustannym piciu bywało, musiał udać się na stronę. I choć z chęcią zaciągnąłby za sobą swoją towarzyszkę do łazienki, to postanowił być cierpliwy i dotrwać do końca imprezy, by przemieścić się z nią do jego przytulnego gniazdka.
Quinn sam do łazienki nie dobrnął. I przeszkodą bynajmniej nie była horda wszędobylskich ludzi ze szklankami w dłoniach. Nawet w takim tłumie usłyszał swoje imię, która na moment wstrzymało ruch jego ciała. Nie zdążył wypatrzeć źródła, z którego ono padło, ale zaraz prawie znalazł się na podłodze, przytłoczony niespodziewanym ciężarem, który wpadł na niego z impetem. Uratowała go ściana, a refleks pozwolił złapać z początku niezidentyfikowany obiekt. Spojrzał na Alinę, która okazała się być tą napastniczką, przywierającą go do podpory. Spojrzał w jej uniesiony na niego wzrok a następnie roześmiał się, kręcąc głową na to przypadkowe spotkanie i zbliżenie.
- Wszystkich witasz tak entuzjastycznie? – zapytał, gdy oboje stanęli normalnie na nogach. W jego, Alina jawiła się jako osoba już nieźle rozgrzana destylatami. Oczywiście, nie zamierzał ją za to karcić. Ile to razy razem wychodzili gdzieś na miasto albo balowali w domu, pozwalając się wyszaleć po godzinach w pracy. Sam był już nieźle ogłuszony. A jej obecność w Woolsheld kompletnie go nie dziwił. – Jesteś sama? – zapytał głośno myśląc, iż Alina musiała zostawić kogoś w tyle, kiedy z impetem biegła, by się z nim przywitać, zanim zniknie jej z oczu, porwany przez tłum.

Alina Rainford
sumienny żółwik
brother.morphine#0331
recepcjonistka medyczna — cairns hospital
26 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
with her sweetened breath, and her tongue so mean —
she's the angel of small death and the codeine scene
Ona, obserwując lekarzy każdego dnia, doskonale wie, że w większości przypadków, wszystkie stereotypy szanowanych i poważnych medyków, to bzdura wyssana z palca. Może ci starsi, z pewnym doświadczeniem i wysokim stanowiskiem, faktycznie do pewnego stopnia tacy są, ale jeśli chodzi o resztę — są niekiedy tak samo zagubieni, niepewni i pełni problemów, jak większość ludzi. Szczególnie rezydenci, którzy wcale nie zarabiają ogromnych pieniędzy i nadal się dopiero uczą. I nie tylko to widzi, ale też słyszy, bo wszystkie plotki, które krążą po szpitalu, zazwyczaj do niej trafiają — a to dzięki innym recepcjonistkom, a to dzięki pielęgniarkom, a czasem nawet za sprawą zaprzyjaźnionych lekarzy. Nie, żeby te informacje do czegoś jej się miały przydać, ale mimo wszystko jest prostym człowiekiem i, jak większość, lubi sobie czasem posłuchać pikantnych ploteczek.
Jednym z takich doręczycieli ploteczek jest nie kto inny, jak jeden z rezydentów — Quinton. Ten sam, z którym od czasu do czasu lubi imprezować w klubach w Cairns. W ten weekend jednak każde z nich miało bawić się oddzielnie. Ona ze swoimi znajomymi, on ze swoimi. Nie sądziła, że i tak się na niego natknie, wszakże Cairns jest większe od takiego Lorne Bay i w klubach można przebierać i wybierać. Zazwyczaj jednak to nie ona wybiera miejsce imprezy — i nie inaczej było dzisiejszego wieczora, gdy padło na The Woolshed. Oczywiście słyszała wcześniej o tym miejscu, ale jej zawsze jest obojętne, gdzie się będzie bawić, aby była dobra muzyka, alkohol i dobre towarzystwo. I chociaż wymaganie pierwsze i drugie zostały spełnione, tak szybko okazało się, że jeśli chodzi o towarzystwo, tym razem jej się nie poszczęściło. Wystarcza bowiem kilka drinków i wciągniętych kresek, a potem kilka piosenek spędzonych na parkiecie, by zorientować się, że jej koleżanki gdzieś zniknęły. I może by zaczęła ich szukać, gdyby nie stan, w którym się znajduje — stan, w którym wszystko jest jej wręcz obojętne; w którym bardziej ją interesują migające i hipnotyzujące światła, niż zaginione koleżanki.
Z tego transu, który głównie spędza wśród tańczących ludzi, samej bujając się w rytm dudniącej muzyki, wybudza się dopiero wtedy, gdy w oczy rzuca jej się znajoma sylwetka. Zaskoczona jego widokiem najpierw mruga nieprzytomnie, by chwilę później jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, zaś nogi, którymi zdecydowanie nie ona kieruje, pociągnęły ją w kierunku znajomego mężczyzny.
Quintoooon! — drze się z radością, choć ma wrażenie, jakby to nie ona ruszała swoim ciałem, a ktoś używał go zamiast niej, jej pozostawiając rolę biernego obserwatora. Rzuca mu się na szyję, chichocząc, jak głupia, gdy omal go nie przewraca. — Quinn, Quinnie — mruczy ze śmiechem, próbując się od niego odrobinę odsunąć, aby nie zabierać mu przestrzeni osobistej, ale jest już w takim stanie, że ledwo trzyma się na nogach. Na nogach, na których ma szpilki na dodatek. — Czy to nie zabawny zbieg okoliczności? Mieliśmy bawić się oddzielnie, a znowu wylądowaliśmy razem — mówi, znowu się śmiejąc, bo aktualnie bawi ją chyba wszystko. Przy okazji też ignoruje to, co do niej mówi, bo ma wrażenie, że jego słowa wpadają jednym, a wypadają drugim uchem. Odrobinę trudno jej się skoncentrować, może nie tyle przez narkotyki, bo przez kilka drinków, które wypiła wcześniej. — Przyszłam z koleżankami, ale sobie gdzieś poszły. Zostawiły mnie, wyobrażasz to sobie? — prycha, wyginając przy tym usta w podkówkę, choć prawda jest taka, że wcale nie jest z tego powodu smutna. Przynajmniej w tej chwili. — Więc co ty na to, abyś to ty dotrzymał mi towarzystwa przez resztę wieczoru, hm? — Spogląda z nadzieją na kolegę, uśmiechając się do niego pięknie, a nawet mruga do niego zalotnie, a przynajmniej próbuje.

Quinton McDonagh
powitalny kokos
nonsens#5543
ODPOWIEDZ